Klucz do przeszłości - prolog. Lekki kryminał

1
Jest to wstęp do mojego kryminału z elementami sagi rodzinnej. Wydarzenia tu opisane miały miejsce 14 lat przed rozpoczęciem właściwej akcji w książce.
- 2000r. -
To nie był zaplanowany wyjazd. Filip Sokołowski wrócił do domu i już od progu poinformował żonę, że nazajutrz razem z rodziną brata wybiorą się do poznańskiego zoo.
– Wika nic mi nie mówiła – zauważyła Zosia. Entuzjazm męża sprawił, że poczuła się niepewnie. Bracia Sokołowscy często miewali niepokojące pomysły, jak wtedy gdy z dnia na dzień rzucili pracę w firmie remontowej i zainwestowali wszystkie oszczędności w lokal, w którym otworzyli studio fotograficzne. Od wielu lat amatorsko zajmowali się robieniem zdjęć, ale nikt się nie spodziewał, że planują coś tak szalonego. Ani Zofia ani Wiktoria nie wiedziały, że ich mężowie ukończyli kurs fotografii i planowali to wszystko od dawna. Teraz nauczona doświadczeniem Zosia ani przez moment nie wierzyła, że ten wyjazd jest bezinteresowny, nie wiedziała tylko, co tym razem wymyślili.
Filip usiadł przy stole, czekając aż żona odgrzeje obiad. W całym pomieszczeniu unosił się zapach jego ulubionej zupy pomidorowej.
– Jutro ma być ładna pogoda, a my dawno nigdzie nie byliśmy – zaczął niewinnie. – Dziewczynki są na tyle duże, że mogą coś zapamiętać z tej wycieczki. Ciągle tylko siedzimy u nas w mieście, więc może przyda się jakaś odmiana.
Pięcioletnia Jagna słysząc dochodzące z kuchni odgłosy, przybiegła z salonu. Od razu wdrapała się ojcu na kolana. Zofia nalała zupę na talerz i wyszła do pokoju obok, by przedzwonić do Wiktorii, a tymczasem Filip skupił całą uwagę na ukochanej jedynaczce.
– Co dzisiaj robiłaś, księżniczko? – zapytał, mierzwiąc czarne włosy dziewczynki.
Jagna pisnęła, zadowolona. Bardzo lubiła, gdy tata o to pytał, bo wiedziała, że naprawdę chciał wiedzieć. Nigdy nie przeszkadzała mu jej dziecięca paplanina.
– Pani w przedszkolu czytała bajkę o śpiącej królewnie, a potem układałyśmy z Kirą zamek z klocków, a później Kiki kopnęła Kajtka, bo śmiał się, że mam trawę w oczach, a Kiki mu powiedziała, że jest Kajtek bez majtek. Tatusiu, czy ja mam naprawdę dziwne oczy? – wyrzuciła z siebie jednym tchem.
Ojciec spojrzał na nią, udając że w skupieniu ocenia sytuację. Kira, córeczka Szymona, broniła Jagnę. Z reguły stała później za karę w kącie, a Jaga, czując wyrzuty sumienia, jej dobrowolnie towarzyszyła. Tego nikt nie mógł jej zabronić. Filip wiedział, że problem stwarzał nietypowy wygląd Jagi. Oboje z Zofią odznaczali się przeciętną raczej słowiańską urodą, jednak córka w niczym ich nie przypominała. Włosy Jagny były czarne, miękkie i błyszczące jak jedwab, cera zaś blada jak u albinosa. Wyglądała egzotycznie, co stanowiło problem dla małego dziecka, które ku wściekłości obojga rodziców było nazywane Królową Śniegu nawet przez przedszkolanki. Gdy kwestia negatywnej konotacji powiązanej z przezwiskiem została ostatecznie wyjaśniona z opiekunkami, uwaga dzieci, którym zakazano używania tego przezwiska, skupiła się na intensywnie zielonych oczach dziewczynki. Jagna była intuicyjną ofiarą, właśnie dlatego Kira stawała w jej obronie.
– Twoje oczy są najpiękniejsze na świecie – zapewnił. – Zieleń, to kolor nadziei. W twoich oczach kryje się cała zieleń tego świata.
Jagna z ufnością oparła głowę na ramieniu ojca. Uważała, że był idealny, bo zawsze wszystko wiedział i potrafił wytłumaczyć w taki sposób, by zrozumiała. Brązowe włosy taty były już trochę za długie i pewnie mama wkrótce wyśle go do fryzjera, ale ona lubiła je takie jak teraz, bo tylko wtedy dało się zauważyć, że miały miedziany połysk. Babcia Helenka czytała niedawno Jagnie książkę o przygodach Pippi, która miała rude włosy, a osoby z takimi włosami są fajne – zaopiniowała Jagna. Jak tata.
– Rzeczywiście jedziemy – powiedziała Zofia, wracając do kuchni. – Wiesz, gdzie jest Stare Zoo? Całe wieki nie byłam w Poznaniu, chyba muszę znaleźć mapę. Możemy wziąć ze sobą mamę?
Kiedy nazajutrz rano Filip zaparkował na Mechaników, pod domem brata, mieszkająca opodal Helena Zawadzka - mama Zofii - już tam na nich czekała. Uściskom nie było końca. Jagna czule przywitała się z babcią, wujkiem i ciocią, którzy pakowali do swojego auta drobne przekąski na drogę, ale największą radość sprawił jej widok Kiry. Obie były ubrane w identyczne sukienki w małe czerwone groszki.
Miedzianozłote loki Kiry miękko opadały dziewczynce na ramiona, a lekko zadarty nosek dodawał uroku. Kira miała już plan. Od razu nie czekając na pozwolenie zajęła w samochodzie miejsce koło Jagny i nawet nie przyjmowała do wiadomości, że ktokolwiek mógłby się sprzeciwić.
– Ciociu, wujku, przecież ja się Jagą zaopiekuję. Całe życie to robię – stwierdziła, wywołując uśmiech na twarzach dorosłych.
Helena Zawadzka, zakryła dłonią usta, by nie parsknąć śmiechem. Kira rzeczywiście była bardzo opiekuńcza w stosunku do Jagny i najwyraźniej traktowała to jak swój obowiązek. Po krótkiej dyskusji ustalono, że to właśnie babcia będzie pilnować dzieci, a Zosia pojedzie samochodem razem z Szymonem i Wiktorią. Dziewczynki odetchnęły z ulgą. Nie było mowy, żeby jechały osobno. Zawsze, gdy tylko było to możliwe, robiły wszystko razem i nie zamierzały nic zmieniać.
Z całej wycieczki Jagna najbardziej zapamiętała watę cukrową, wysokie klatki z małpami i karuzelę. Pawilon Gadów nie wzbudził jej zachwytu, w środku było duszno i tylko czekała, kiedy w końcu stamtąd wyjdą.
– Mamusiu, muszę odpocząć – stwierdziła, gdy ponownie znaleźli się na świeżym powietrzu.
Zauważyła wolną ławkę. Nikt nie oponował, gdy usiadła. Kira zajęła miejsce obok niej.
– Nie lubię tych butów. Jak już będę duża, to będę miała takie buty, jakie chcę – szepnęła, a Jagna zachichotała. Wiedziała, że Kiki – jak ją po dziecięcemu nazywała – bardzo lubiła stawiać na swoim, ale tego dnia najwidoczniej rodzice nie pozwolili jej decydować.
Dziewczynki nie pozowały. Filip niemal przez cały czas robił zdjęcia, więc nie zwracały już na niego uwagi.
Wszyscy później zachwycali się tym właśnie kadrem. Szymon poddał je subtelnej obróbce, usuwając szum, a później wysłał na konkurs fotograficzny, zorganizowany przez jeden z magazynów branżowych. Nikomu nie zdradził, że taki był właśnie cel całej tej wycieczki, nawet bratu, który myślał, że chodzi po prostu o to, by zapewnić rodzinie rozrywkę. Zdjęcia cykał z przyzwyczajenia, nie nastawiając się, że mają wyjść idealnie i może właśnie to pomogło.
Był bardzo zaskoczony, gdy po mniej więcej ośmiu tygodniach powiadomiono go, że ujęcie na ławce w poznańskim zoo zdobyło jedną z głównych nagród i z wielką pokorą przyjmował napływające dowody uznania. Oprócz dyplomu i nagrody pieniężnej otrzymał pięknie wydany pokonkursowy album ze zdjęciami, a kilku czytelników za pośrednictwem redakcji przysłało swoje własne wyróżnienia w postaci drobnych upominków. Jagnie szczególnie podobał się kubek w nietypowym odcieniu zieleni, który tata podarował wujkowi Szymonowi. Jednak nie chciała go mieć, wolała na niego patrzeć, gdy stał w studiu fotograficznym, stanowiąc czasami element scenografii przy ujęciach studyjnych. Kolor był tak ciekawy, że niemal każdy, kto przychodził, zwracał na niego uwagę.
- listopad -
Oddalając się szybkim krokiem od żelaznej furty, mężczyzna odruchowo schował klucz do kieszeni spodni. Gdy tylko wsiadł do zaparkowanego kawałek dalej samochodu, metal boleśnie wpił mu się w udo, ale mężczyzna nawet nie myślał, by przesunąć go nieco i zniwelować nacisk. Bo przecież to był dowód, że się udało. Przymknął powieki. W końcu – ulga rozlała się po jego ciele wywołując uczucie euforii. Tym razem dziewczynka się nie wywinie. Przez chwilę zastanawiał się, jakby to było mieć ją i zdominować, jednak mimo wszystko nie potrafił sobie tego wyobrazić. Nie miała jeszcze kobiecych kształtów, musiałby poczekać wiele lat, nim byłaby zdolna zaspokoić jego męskie żądze, a on nie chciał czekać. Zmarnował i tak dużo czasu. Już kilka lat temu był pewien sukcesu, przyszedł nawet na jej pogrzeb, ale wtedy został oszukany. To nie ją pochowano. Ktoś w podły sposób zakpił z niego, ale teraz przygotował się o wiele lepiej. Miał kilka opcji. Pierwsza okazała się nieskuteczna, nie wiedzieć czemu dziewczynka nie otrzymała przeznaczonego dla niej prezentu. Mężczyzna oczywiście wiedział, że ten drugi fotograf umarł, ale nie odczuwał żadnych wyrzutów sumienia. Sprawa wymagała poświęceń.
Obserwował tę dwójkę, jak otwierali studio fotograficzne. Był tam wczoraj. Niepostrzeżenie wsunął pod ladę owinięty łatwopalnym materiałem radiowy zapalnik. I czekał. Był cierpliwy. Cierpliwość to cecha bogów, a on czuł się panem sytuacji. Ptaszek prędzej czy później wleci do klatki, a on odetnie mu drogę ucieczki.
Przyszli dopiero dziś. Mężczyzna widział, jak fotograf otworzył żelazną kratę, a później drzwi. Klucz został w kłódce. Opiekun dziewczynki pewnie był zbyt przybity śmiercią wspólnika, by zaprzątać sobie głowę jakimś zapięciem. I nieświadomie wyświadczył siedzącemu w aucie mężczyźnie wielką przysługę.
Okazja pojawiła się już po godzinie. Do zakładu wszedł klient i fotograf zabrał go do drugiego pomieszczenia. To był odpowiedni moment. Nie widać było żadnych przechodniów, żaden samochód też nie nadjeżdżał. Dar od losu. Mężczyzna wysiadł z samochodu i zbliżył się do drzwi. Dojrzał dziewczynkę przez przesłonięte żelazną kratą wystawowe okno. Kucała na podłodze, odwrócona do niego plecami. Nie miała szansy go zauważyć. Jej długie, splecione w warkocz czarne włosy lśniły niczym jedwab. Emilia miała identyczne. Twarz mężczyzny skrzywiła się w grymasie bólu. Urażona duma podpowiadała: „prędzej, no prędzej! Wiedźma ze wschodu musi zginąć za to, co nam zrobiła”. Mężczyzna dotknął metalową kratę i lekko pchnął. Nie skrzypnęła. Wstrzymując oddech zamknął ją i zatrzasnął kłódkę. Nikt niczego nie zauważył. Nie odwracając się wrócił do samochodu.
Mężczyzna spojrzał we wsteczne lusterko i nacisnął guzik niewielkiego urządzenia zsynchronizowanego z zapalnikiem. Miał pewność, że zadziała, przetestował je kilkukrotnie. Najpierw pojawi się niewielki ogień, ale już po chwili zapali się specjalnie spreparowany kawałek sukna i od niego zajmą się meble. Wnętrze pomieszczenia wypełnią płomienie, a zamknięci w środku ludzie znajdą się w pułapce. Z lokalu nie było innego wyjścia, zdążył to sprawdzić. Tym razem wszystko pójdzie, jak należy.
Z uczuciem spełnienia, odpalił silnik i ruszył w kierunku głównej drogi. Nie chciał, by ktoś zauważył go, gdy pożar rozgorzeje na dobre. Gdyby został, zobaczyłby heroiczną walkę uwięzionych w budynku mężczyzn by pomóc małej dziewczynce przecisnąć się nad metalową kratą i zejść bezpiecznie po drugiej stronie. Wtedy być może doprowadziłby sprawę do końca, a tak, znów się wymknęła. Wiedźma ze wschodu. Nieuchwytna niczym dym z ogniska.
*
Dziewczynka siedziała na podłodze, wyciągając z pudełek albumy na zdjęcia. Okładki były piękne, kolorowe, jednak ona prawie nie zwracała na nie uwagi. Zamyślona układała jeden na drugim, jakby porządek mógł znów wprowadzić spokój w jej życie. Jednak nie mogła zapomnieć. Wczoraj Kira płakała. Jagna nigdy wcześniej nie widziała przyjaciółki we łzach. Ciocia Wiki powiedziała, że wujek Szymon umarł. Jagna nie mogła zrozumieć, co to znaczy, a nikt z dorosłych nie miał czasu, by dokładnie wytłumaczyć to zagubionej pięciolatce. Dopiero Kira powiedziała, że to jak zasnąć i nigdy się nie obudzić, więc Jagna nie spała całą noc, przerażona że i ją może to spotkać.
Z samego rana przyjechali dziadkowie Kiry, by zająć się wnuczką, i Jagna została sama ze swoim smutkiem, bo mama poszła do miasta razem z ciocią Wiktorią. To Filip, tuż przed wyjściem do pracy, zauważył że wszyscy zapomnieli o dziecku. Było już za późno, by zadzwonić po babcię Helenkę, więc zabrał ją ze sobą.
Tata był zdenerwowany. Jagna zauważyła jak bardzo drżały mu dłonie, gdy otwierał kłódkę przy żelaznej kracie chroniącej dostępu do przeszklonych drzwi. Filip zapomniał o śniadaniu, ale Jagna nie czuła głodu. Chciała się czymś zająć, by nie myśleć o zapłakanej Kirze.
W studiu było jakoś inaczej, niż zwykle. Obco. Jagna zawsze lubiła tu przychodzić, ale teraz ogarnął ją smutek. Wiedziała, że wujek już nigdy nie dotknie swojego pięknego, zielonego kubka, ani też nie zasiądzie przy tej wielkiej maszynie do wywoływania zdjęć.
Zauważyła duże, zaklejone taśmą pudła i zaproponowała, że je rozpakuje. Sama. Nie chciała, żeby tata zobaczył, że płacze.
Niewielki dzwoneczek zasygnalizował nadejście klienta. Jagna spojrzała na niego ukradkiem. Był wysoki, jak tata, ale jego włosy były jasne jak zmielone ziarna lnu, które babcia sobie zaparzała. Mężczyzna patrzył na nią, zaskoczony, ale wtedy z zaplecza wyszedł tata i zaczęli rozmawiać. Jagna nie miała pojęcia o czym, zresztą po chwili zniknęli na zapleczu, a ona znów pogrążyła się w myślach.
Nie wiedziała, co wyrwało ją z letargu: trzaski, zapach spalenizny, czy buchające gdzieś z tyłu uczucie gorąca, lecz odwracając się, zobaczyła płomienie. Zajęły już ladę, drewniane, pomalowane na biało krzesło wujka, i zaczynały lizać boazerię. Jagna otworzyła buzię, ale nie wiedziała, że krzyczy, dopóki nie poczuła na ramionach dłoni taty. Dym drapał zaciśnięte gardło. Stała, jak sparaliżowana, bojąc się ruszyć. Tata otworzył drzwi, a ogień tylko się wzmógł. Jagna widziała wyraźnie, że żelazna krata była zamknięta. Klucz zniknął. Tata i obcy mężczyzna nacierali na bramę, ale ta nie chciała ustąpić. Byli uwięzieni, ogień odciął ich od zaplecza. Jagna czuła, że jest cała mokra. Nie wiedziała od potu, czy od łez. Przypomniała sobie rozmowę z Kirą o umieraniu. Kira mówiła, że to jest jak zasnąć. Nieprawda – pomyślała Jagna kaszląc. Próbowała zakryć usta przed duszącym dymem, ale to nic nie dało, bo wdzierał się wszędzie, do buzi, nosa i oczu, które piekły już strasznie, podrażnione drobinkami pyłu unoszącego się w powietrzu. – Umrzeć to nie jest jak zasnąć – myślała, przytulając się do taty. Poczuła, że słabnie. Nie miała siły dłużej płakać.
Everything happens for a reason

Klucz do przeszłości - prolog. Lekki kryminał

2
Zosia ani przez moment nie wierzyła, że ten wyjazd jest bezinteresowny,

Bezinteresowny to chyba w tym kontekście niewłaściwe słowo.

z wielką pokorą przyjmował napływające dowody uznania.

Pokorą? Skromnością chyba...

Oddalając się szybkim krokiem od żelaznej furty, mężczyzna odruchowo schował klucz do kieszeni spodni. Gdy tylko wsiadł do zaparkowanego kawałek dalej samochodu, metal boleśnie wpił mu się w udo,

Czy wyjaśnienie od razu na początku że jest jakiś nieuchwytny szwarccharakter polujący na główną (?) bohaterkę jest dobrym posunięciem? A może czytelnik sam się powinien powoli domyślić, że pewne wydarzenia nie były zwykłym przypadkiem?

Ogólnie - scena zamachu dobrze trzyma w napięciu.
Strach herbu Cztery Patyki, książę na Miedzy, Ugorze etc. do usług

Klucz do przeszłości - prolog. Lekki kryminał

4
Przeczytałam na szybko i mam jedną uwagę - jest takie zagęszczenie imion, nazwisk i postaci, że można się w tym pogubić i zagadką staje się kto jest kim.
Na przykład osoba zostaje wymieniona z imienia i nazwiska, póżniej z imienia , póżniej nazwiska, póżniej staje się mężem lub żoną, itp. Wprowadza to niezły galimatias. Podobno remedium na to jest niewprowadzanie zbyt dużej ilości osób jednocześnie. Wtedy mamy szansę poznac dane postacie lepiej, mamy specyficzne emocje z nimi związane. Gdy lądujemy w środku postaciowego tornado - trudno stwierdzić, kto jest bohaterem, chyba ze ma to być bohater zbiorowy. Nie potrafiłam zaangażować się w losy żadnego z bohaterów, gdyż na początku w zasadzie trudno jeszcze czuć sympatię do kogoś, kogo się nie zna. Można tylko domyślać się, kto będzie główną postacią w utworze.
Tyle krytyki.
Poza tym bardzo dobrze napisane.
https://pisarzdowynajecia.com

Klucz do przeszłości - prolog. Lekki kryminał

7
Jeszcze taka jedna uwaga przyszła mi do głowy:

Przyszli dopiero dziś. Mężczyzna widział, jak fotograf otworzył żelazną kratę, a później drzwi. Klucz został w kłódce. Opiekun dziewczynki pewnie był zbyt przybity śmiercią wspólnika, by zaprzątać sobie głowę jakimś zapięciem. I nieświadomie wyświadczył siedzącemu w aucie mężczyźnie wielką przysługę.
(...)
Mężczyzna dotknął metalową kratę i lekko pchnął. Nie skrzypnęła. Wstrzymując oddech zamknął ją i zatrzasnął kłódkę. Nikt niczego nie zauważył.


Nie wiem, na ile sprawca jest poczytalny (te wstawki o wiedźmie ze wschodu każą powątpiewać) i na ile myśli logicznie (co akurat niekoniecznie musi być zależne od poczytalności). Ja, myśląc (pochlebiam sobie) logicznie, widzę sprawę tak: nie ma ludzkiej siły, nikt się przypadkowo nie zamknie na kratę z kłódką od zewnątrz w sklepie. Policja i prokuratura od razu założą, że to było działanie celowe. Zapewne - osób trzecich. Pytanie tylko, czy bez związku z tragicznym finałem (durny żart smarkaterii, który przypadkowo nałożył się na wypadek) czy wszystko od początku było celowo zaplanowane. Nie wiem, ile mogło zostać z bomby zapalającej, jak wyglądały techniki śledcze kilkanaście lat temu, czy policja byłaby w stanie odkryć szczątki zapalnika. Ale - gdybym się tak starannie przygotowywał do sprawy, jak ten "cierpliwy jak bogowie" zabójca, musiałbym sobie takie pytania zadać.
Konkluzja: skoro tak czy siak śledztwo automatycznie zejdzie na tory "ktoś celowo zamknął ofiary" - to jeden pieron, czym zamknę. Niewiwle się zmieni, jeśli będę miał ze sobą własną kłódkę. To, że fotograf przypadkowo zostawił mi w prezencie własny klucz, to tylko mały dodatkowy bonus - ale w niczym tak naprawdę nie wpływa to na operację i w sumie niewiele ułatwia.
Strach herbu Cztery Patyki, książę na Miedzy, Ugorze etc. do usług

Klucz do przeszłości - prolog. Lekki kryminał

8
imadoki pisze: Bracia Sokołowscy często miewali niepokojące pomysły, jak wtedy gdy z dnia na dzień rzucili pracę w firmie remontowej i zainwestowali wszystkie oszczędności w lokal, w którym otworzyli studio fotograficzne.
pogrubienie zbędne
imadoki pisze: Od wielu lat amatorsko zajmowali się robieniem zdjęć, ale nikt się nie spodziewał, że planują coś tak szalonego. Ani Zofia ani Wiktoria nie wiedziały, że ich mężowie ukończyli kurs fotografii i planowali to wszystko od dawna.
a jakby tak, że robili zdjęcia amatorsko, bez tego zajmowania się, i raczej że wszyscy zostali zaskoczeni, a nie że się nie spodziewali, bo nie mogli się spodziewać, i że nie coś szalonego, bo to żadne szaleństwo, może coś śmiałego, i bez 'ich mężowie' bo podmiot jest wcześniej i wtedy będzie murowane, a nie drewniane to to
imadoki pisze: W całym pomieszczeniu unosił się zapach jego ulubionej zupy pomidorowej.
czyli ze wszystkich pomidorowych miał swoją faworytę? :D powinno być (aby miało sens): zapach pomidorowej, jego ulubionej zupy.
imadoki pisze: – Jutro ma być ładna pogoda, a my dawno nigdzie nie byliśmy – zaczął niewinnie. – Dziewczynki są na tyle duże, że mogą coś zapamiętać z tej wycieczki.
a gdyby miały nic nie zapamiętać, to przeżycia niegodne są wyjazdu? taki jakiś nierozgarnięty ten tatko, miejmy nadzieję, że taki ma być
imadoki pisze: Ciągle tylko siedzimy u nas w mieście, więc może przyda się jakaś odmiana.
chodziło tu zapewne o to, że jadą z jednego miasta do drugiego, ale to już nie będzie u nich. to się nie tak pisze, zwłaszcza, że to partia dialogowa, więc nikt tak sztucznie nie mówi, to bije po oczach
imadoki pisze: Jagna pisnęła, zadowolona. Bardzo lubiła, gdy tata o to pytał, bo wiedziała, że naprawdę chciał wiedzieć. Nigdy nie przeszkadzała mu jej dziecięca paplanina.
czyli to Jagna ma świadomość, że nie przeszkadza ojcu jej dziecięca paplanina? :o i że jej gadka jest właśnie d.p.? tu trzeba wyraźnie zrobić przejście od niej do narratora, nie można tak na dziko jechać, zmienia się punkt widzenia
imadoki pisze: Oboje z Zofią odznaczali się przeciętną raczej słowiańską urodą,
dobrze, że nie 'kaukaską' lol

ogólnie jest lepiej niż ostatnio, beta nie próżnowali, ale i tak zdecydowanie poniżej średniej tuwrzuciowej. łopatologia, drewno i jeszcze raz łopatologia, chyba, że target mocno nieletni, ale to ja już nie wiem

Klucz do przeszłości - prolog. Lekki kryminał

9
Dwie uwagi.

1. Pierwsze zdanie: "To nie był zaplanowany wyjazd".

Kiedy oglądam film z narzeczoną, często pyta mnie, o czym jest? Ewentualnie w trakcie pyta: "Po co on to zrobił?" itp. Odpowiadam wówczas: "Mam ci streścić resztę filmu? Daj się zaskoczyć, nie drąż".
I tutaj to samo - pozwól czytelnikowi się zaskoczyć. Kiedy zaczynasz tekst zdaniem: "To było...", "To nie było...", "Nikt się nie spodziewał..." wywołujesz efekt odwrotny do zamierzonego. Gdybyś lekko zmieniła początek, np.: "Miał wrażenie, jakby Zofia pół wieczności stała przed nim zdumiona, po tym, co powiedział". Przykładowo.

2. Jeśli to prolog, zapewne znajduje się na początku większej całości. Jeżeli znajduje się na początku, to nie wiem, jak wygląda Filip, Zofia czy Wiktoria. Akcja z manekinami pozbawionymi twarzy. Daj im twarz, albo poślij do boju terakotową armię, człowieka o tysiącu twarzy i wszystkie takie same ("Allo, allo!").
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com

Klucz do przeszłości - prolog. Lekki kryminał

11
Jakoś tak sztywno, a czasem nielogicznie. Już na początku pogubiłem się w postaciach… albo raczej w imionach, bo żadna postać jeszcze nie zaistniała w mojej głowie. Było to chwilowe, ale jednak od tego momentu, czytanie trochę mnie męczyło, bo zamiast skupiać się nad tym co się dzieje, to zastanawiałem się, dla kogo aktualnie się to dzieje. Czasem dobrze wprowadzić bohaterów po kolei, a nie już w drugim zdaniu zalać tłumem bezpersonalnych imion, tym bardziej gdy historia, jak ta, zapowiada się całkiem ciekawie. Tyle z krytyki i pisać dalej! ;-)

Klucz do przeszłości - prolog. Lekki kryminał

12
Czytało się płynnie, niemal jednym tchem. Zaciekawił mnie tekst.. tak, że z chęcią poznałabym ciąg dalszy i nie przeczę, że rodzi się w czytelniku nadzieją aby to dziewczynka przeżyła i była główną bohaterką całej powieści. Ale oczywiście różnie może być, bo autorem jest ktoś inny i dalszy los spisze po swojemu.. nie mniej dla mnie niezły początek.

Klucz do przeszłości - prolog. Lekki kryminał

13
ostatnio urządziłem sobie rajd po polskich kryminałach i w związku z tym muszę dokonać korekty poprzedniej oceny. jest w texcie co prawda 'słowiańska uroda', ale nie takie rzeczy w kryminałach czytałem (ale takie też :twisted: ) więc muszę częściowo wycofać się z poprzedniej krytyki: ogólnie, jak na 'lekki kryminał' nie jest źle. początek (wprowadzenie bohaterów) jest za gęsty, za drewniany i za szybko - spokojnie można to rozciągnąć i coś wyciąć, natomiast sama akcja jest w porządku, więc śmiało można to kontynuować i coś z tego może będzie

Klucz do przeszłości - prolog. Lekki kryminał

14
Dziękuje wszystkim za miłe słowa oraz wszystkie sugestie. Uczę się ba błędach, przede wszystkim swoich. Prolog jest oczywiście częścią czegoś o wiele dłuższego. Zaryzykowałam i wysłałam całość do kilku wydawnictw, więc teraz muszę uzbroić się w cierpliwość i czekać na odpowiedź, a w międzyczasie zaczęłam pisać kolejną powieść.
Everything happens for a reason
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”