Baśka

1
Granica Illinois została daleko, daleko za nimi i Bronkowi wydawało się, że Chicago jest już tak samo odległe jak Polska, do której po wojnie nie mógł wrócić. Sam dobrze nie wiedział, ale chyba nie czuł już żalu; co było, to minęło – a teraz po prostu jechali, on i Baśka, kolejne mile międzystanowej sześćdziesiątki szóstki uciekały w tył...
Nie udało im się, jak Bronek z początku planował, dotrzeć do Oklahomy. Konieczny okazał się nocleg w maleńkim motelu jeszcze w Missouri, tuż za Joplin. To Baśka nie mogła już dłużej dać rady i Bronka to trochę gniewało, ale z drugiej strony... Przecież oboje mieli już swoje lata, ani on, ani ona nie byli już tacy młodzi i było jasne, że ta podróż do Kalifornii nie będzie wyglądać tak, jak te dawne, pierwsze wspólne wyjazdy.
A przecież dałoby radę załatwić to inaczej, pomyślał Bronek, popijając colą ostatni kęs ogromnego steku w Big Texan, gdzie wypadł kolejny przymusowy postój. Dałoby radę przejechać sześćdziesiątkę szóstkę o wiele szybciej, bez Baśki, ale... No właśnie, bez Baśki – a tego Bronek nie potrafił sobie za nic wyobrazić. Baśka była prawie od zawsze, od tego amerykańskiego zawsze, które zaczęło się w Chicago, w parę dni po opuszczeniu centrum imigracyjnego na Ellis Island – i po prostu musiała być i teraz, w Kalifornii, gdzie Bronka czekał kolejny – który to już? - początek.
Pustkowia Arizony dały Baśce popalić. Kolejne przerwy w podróży były coraz częstsze, przystanki pod kaktusami saguaro, wprost na poboczu trasy, były coraz dłuższe i stan Baśki coraz bardziej Bronka martwił; była już u kresu sił, wizyta u specjalisty po dotarciu do celu wydawała się nieunikniona.
A jednak dojechali.
Bronek stał u wejścia na molo w Santa Monica i patrzył na tablicę „66. The end of trail”. Był dumny – i z siebie, i z Baśki, która pomimo kłopotów, słabości i niedomagań zdołała pokonać prawie dwa i pół tysiąca mil.
-Baśka, jesteś zuch dziewczyna. Jutro zafunduję ci najlepszego mechanika w całym Los Angeles! - Bronek poklepał maskę swojego ukochanego oldsmobile'a.
Była błękitna jak Pacyfik.
Dobra architektura nie ma narodowości.
s

Baśka

3
Nie. Już od
Isabel pisze: Dałoby radę przejechać sześćdziesiątkę szóstkę o wiele szybciej, bez Baśki,
wiadomo o co chodzi i jaka będzie puenta. Dalej jest więc tylko zwykły opis drogi, jak można znaleźć u Pawlikowskiej, Cejrowskiego czy dowolnego Zenka, co się wybrał do Stanów. Ale nie potrzeba tu przecież Stanów, równie dobrze mogłaby być Polska, np. trasa Bogatynia - Tczew. Albo Sachalin. Cokolwiek. Wszystko.

Tak więc jest tu tylko odklepany oklepany schemat na zasadzie wstęp, rozwinięcie, zakończenie. A to trochę za mało w tym miejscu. Językowo dość topornie, ale bez kompromitacji, takie poprawne wypracowanko. Fabuła/przesłanie/treść - zero.
Ogólnie więc: 1/10

Baśka

4
Nic odkrywczego, ale przyjemnie poczytać. Krótki wycinek z życia, taki obrazek, migawka, chwila refleksji. Chociaż dodałbym więcej wspomnień, wspomnianych refleksji, aby pogłębić nostalgiczny klimat. Ładne ostatnie zdanie. Ogólnie nieźle.
Sam dobrze nie wiedział, ale chyba nie czuł już żalu; co było, to minęło – a teraz po prostu jechali, on i Baśka, kolejne mile międzystanowej sześćdziesiątki szóstki uciekały w tył...
Usunąłbym „to”, zabrzmi bardziej naturalnie.
To Baśka nie mogła już dłużej dać rady i Bronka to trochę gniewało, ale z drugiej strony... Przecież oboje mieli już swoje lata,
Powtórzone „już”. Usunąłbym drugie.
Przecież oboje mieli już swoje lata, ani on, ani ona nie byli już tacy młodzi i było jasne, że ta podróż do Kalifornii nie będzie wyglądać tak, jak te dawne, pierwsze wspólne wyjazdy.
A przecież dałoby radę załatwić to inaczej,
Powtórzone „przecież”.

Baśka

5
Isabel pisze:[post] "Baśka" mi nie wyszła
Wyszła. Wrzuć w dobrym tłumaczeniu na Amerykański portal literacki:)

Tu

Daj DK 66 między Zambrowem, a Bielskiem Podlaskim.

I

(nie rób miękkiej Baśki;))

Baśka

6
Przyznam, że trochę zaskoczyło mnie zakończenie, to na plus.
Na minus- nie widzę potrzeby przenoszenia akcji do Stanów, poza tym imiona trochę jak z "Ukrytej Prawdy", czy coś w tym rodzaju. Takie już archaiczne. Może tak myślę przez mój wiek.

Baśka

7
Te długie zdania trzymają się Ciebie jak rzep, ale chyba dochodzę do momentu, gdzie akceptuje to "zaburzenie" i zaczynam lubić. Był to bardzo ładny opis, który z pewnością nie zaliczał się do ambitnych tekstów, ale wątpię, żeby taki miał być. W ogóle lubię strasznie czytać tak pięknie edytowane posty.

Kilka uszczypnięć:
Isabel pisze: To Baśka nie mogła już dłużej dać rady
"To Baśka nie dawała rady" brzmi płynnie.
Isabel pisze: przecież oboje mieli już swoje lata, ani on, ani ona nie byli już tacy młodzi
"mieli swoje lata" = "nie są młodzi"; nie ma potrzeby tłumaczenia tego związku frazeologicznego
Isabel pisze: Baśka była prawie od zawsze, od tego amerykańskiego zawsze, które zaczęło się w Chicago, w parę dni po opuszczeniu centrum imigracyjnego na Ellis Island – i po prostu musiała być i teraz, w Kalifornii, gdzie Bronka czekał kolejny – który to już? - początek.
Po tym dodałabym kilka krótkich zdań o innych wyprawach. Prosi się, żeby rozwinąć tę "zawszość" Baśki.
Isabel pisze: Kolejne przerwy w podróży były coraz częstsze
Przerwy w podróży były coraz częste. Słowo "kolejne" jest zbędne.
Isabel pisze: z Baśki, która pomimo kłopotów, słabości i niedomagań zdołała pokonać prawie dwa i pół tysiąca mil.
Czytaliśmy, że sobie nie radziła, że miała problemy, nie ma potrzeby rozdrabniania myśli synonimami.

Czekam na twoje kolejne twory. Fajnie wyszło.

Baśka

9
Lvmia pisze: nie widzę potrzeby przenoszenia akcji do Stanów, poza tym imiona trochę jak z "Ukrytej Prawdy", czy coś w tym rodzaju.
I Bronek, i Baśka są prawdziwi - a raczej byli, bo obojga już nie ma... Prawdziwy też jest sam fakt ich podróży po Route 66 - choć wyglądała na pewno całkiem inaczej, niż to sobie wyobraziłam i opisałam...
Dobra architektura nie ma narodowości.
s

Baśka

10
Bardzo przyjemny tekst. Lekki jak piórko, zaskakujący (przyjemniej mnie zaskoczył). Czego chcieć więcej?
Lepsze jest działanie od bierności. W grze, jaką prowadzimy, nie możemy odnieść zwycięstwa. Ale niektóre przegrane są mimo wszystko lepsze od innych.

George Orwell, Rok 1984

Baśka

12
Dla mnie krótki przyjemny tekścik, faktycznie trochę przewidywalny, powielający znany schemat. Nic specjalnego, ale też nic nie zgrzyta mi jakoś. Ot, przyjemna chwila przy kawce, ale w pamięci na dłużej nie zostanie.
„Words create sentences; sentences create paragraphs; sometimes paragraphs quicken and begin to breathe.” – Stephen King
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”

cron