Dwaj bokserzy - opowiadanie

1
wulgaryzmy

Dwaj bokserzy

*

Przepełniony anielskim nastrojem tonąłem w morzu wieczornych czerni i czerwieni. Na najpiękniejszej arenie kulturalnej mojego miasta rozpoczynała się Wielka Gala. Mijałem piękne kobiety i eleganckich dżentelmenów. Minąłem Annę. Doprawdy, w tej czarno niebieskiej sukni z koronkami na ramionach wyglądała inaczej niż w biurze. Obok stało dwóch moich kolegów z pracy w doskonale skrojonych garniturach. Pozdrowiliśmy się skinieniem ręki. Naraz jakieś czarne buty błysnęły mi jasnym refleksem. To stawiał krok kolega ze szkoły podstawowej. Pamiętam go jako szczyla, z którym włamywaliśmy się do cuchnącej piwnicy albo na lekcjach biologii uruchamialiśmy samochodzik zbudowany z części po starych zabawkach. Teraz tak bardzo wydostojniał, że ledwo był do poznania. Dalej widziałem wielu moich przyjaciół sportowców, naukowców, dziennikarzy, tych, których częściej niż w życiu, widywałem na ekranie telewizora podczas emocji wielkich show. Wreszcie Ewa, Joanna i Katarzyna moje trzy najwspanialsze dawne miłości, obecnie z eleganckimi mężami, każdy w modnym garniturze. Wystające z kieszonek butonierki zwieńczały doskonałość tej chwili. Lecz teraz ja także byłem panem, jednym z wielu. Wciąż podawałem dłoń jakimś wspaniałym osobistościom i całowałem ręce dam. Dzień dobry panie Władysławie, czy tegoroczne prosperity nie zanadto przykryło cieniem szczodrość pańskiego serca. Ależ proszę przestać się droczyć. Witam piękną panią. Jest pani doprawdy najjaśniejszą gwiazdą tego wieczoru. I kłaniam się i całuję, a kiedy figlarnie dotykam paluszkiem wnętrza jej dłoni, ona cicho chichocze. Pokazowo, acz z umiarem wyrzucam na prawo rękę, bo znów się kłaniam, bowiem to sam prezes fabryki kremów do rąk, jakże ujmującą uprzejmością traktuje mnie ten dżentelmen. Lecz światła już gasną i konferansjerzy każą siadać. Bo oto rozpoczyna się Wielka Gala. Pospiesznie więc szukam swego miejsca, lecz jeszcze w biegu całuję rękę młodej żony wielkiego pisarza, co ujął w jednej swojej książeczce głos całego pokolenia. I przeproszenie. Bo zbyt szybko. I w nieuwadze trąciłem łokciem wysoką lampę na metalowym pręcie z rzeźbieniami. Chcę łapać, lecz ona przewraca się i drze garnitur mojego kolegi ze szkoły podstawowej, a obecnie dyrektora kurierów na oddział południowej części naszego miasta z przyległościami. Wielka niezręczność. Bo dziura i biała koszula wyszła na wierzch.

Tak wtem i dziś, przeszłość i przyszłość, bacząc na honor dam i dżentelmenów, niniejszym satysfakcji za niecny ten występek żądając, wyzywam Pana na pojedynek na pięści tu i teraz. I rzucił białą jedwabną rękawiczkę. Wyzwał mnie, mimo że Gala miała się już zaczynać, bo właśnie wybiła godzina. Zapanował szum i na powrót zapalono światła. Inny mój dalszy znajomy, a tamtego bliższy powiedział: skoro on mojego przyjaciela znieważył, a ten wyzwał, to i ja jestem znieważony i wyzywam. Wyzywam na honorowy pojedynek bokserski. Potem za nim wyzwało mnie jeszcze dwóch (z tymi chodziłem na studia, ale ledwo ich pamiętałem). Teraz stoją jak tury w czarnych marynarkach wyprostowani i para z nozdrzy. Było więc ich wszystkich czterech. Wstrzymano Galę i postanowiono, że pojedynek musi się odbyć.

*

Coś się zmieniło. Banda skurwysynów. O głupi pręt od lampy tak się spięli. Ale w tej chwili zupełnie przestałem ich widzieć. Anna prowadziła mnie na miejsce walki do holu na piętrze. Jej też w ogóle nie widziałem. Kiedy pracowaliśmy razem służyła mi z oddaniem. Była zawsze bardzo serdeczna i wyrozumiała. Czasem zwierzała mi się przy kawie, że ze mną to jest dobrze, a do innych to dopiero ona traci nerwy. Teraz trzymała mnie za ramię, ta głupia żaba. W pracy kilka razy pomyślałem, że jest nawet ładna. Teraz w ogóle mnie to nie interesowało. Wcale jej nie widziałem i nie chciałem widzieć, tylko czułem tę jej przeklętą dłoń na ramieniu, słabo zaciśniętą, ale to nie miało znaczenia, bo miała mnie tylko doprowadzić na miejsce walki. Było mi też obojętne, czy dojdziemy tam za dwie minuty, czy pięć sekund. Miałem dreszczyk, ale poza tym walka w ogóle nie robiła na mnie żadnego wrażenia. Bić się. Kiedyś bałbym się tego czubka. Potrafił zrobić najwięcej pompek i był najsilniejszy na rękę. Błazen. Chciałem już jak najszybciej stanąć naprzeciw i popatrzeć mu prosto w oczy. Ale dopiero na początku walki. Wcześniej nie chciałem go widzieć w ogóle. Brzydziłoby mnie gdybym miał teraz zobaczyć jak idzie, może rozluźnia krawat albo wypuszcza koszulę ze spodni. Czy się pocił? Nie obchodziło mnie to wcale. Mógł się bać, mógł być twardy. Było mi wszystko jedno. Stanęliśmy. I Anna powiedziała, żebym zdjął zegarek. Zdjąłem natychmiast. Czy będziesz walczył w koszuli? Nic nie odpowiedziałem, tylko zdjąłem koszulę i buty.

Pamiętam jak zapisywałem się na boks. Moje głupie tłumaczenie. Chciałbym tylko uczyć się boksować, żadnych treningów wytrzymałości. Tylko technika. Kondycję sam zrobię. Durny małolat.

Stanęliśmy. On naprzeciw. Tamci trzej na razie tylko w pogotowiu, choć nie pozdejmowali marynarek. Mieli dosyć niepewne miny. A ten w miarę się trzymał. Jednak jakiś błysk został mu z dawnych lat. Rozsunęli się. Całe towarzystwo dało trzy kroki w tył. Zaczęliśmy się badać. On chodził na prawo i lewo, ja pomału w drugą stronę. Próbował uderzyć, ale nie sięgał. Zobaczyłem, że drań jest szybko do zrobienia. Wiedziałem, że uderzę lewy prosty i trafię w szczękę. Prawdopodobnie od razu straci przytomność. Jeszcze chwilę go wybadałem i rąbnąłem pewnie. Padł gnój natychmiast. Zrobiło się cicho naokoło, ale mnie to zupełnie nie interesowało. Jeden z tamtych trzech zaczął się trząść. Ciota. Nie interesowało mnie, czy się boją, czy stoją jak mężczyźni. Nie interesowało mnie, czy ludzie buczeli, czy miałem ich podziw. Gala też przestała mieć dla mnie znaczenie. Interesowała mnie tylko walka i deski, na których stałem. I że trzech jeszcze miałem do położenia.

Dwaj bokserzy - opowiadanie

2
Przepełniony anielskim nastrojem tonąłem w morzu wieczornych czerni i czerwieni. Na najpiękniejszej arenie kulturalnej mojego miasta rozpoczynała się Wielka Gala.

Zadęcie, egzaltacja... Po pierwszym zdaniu odpadnie +/- 30% czytających, po drugim +/- następne 30% z początkowej liczby.


Doprawdy, w tej czarno niebieskiej sukni z koronkami na ramionach wyglądała inaczej niż w biurze.

Serio inaczej wygląda? To w biurze na co dzień jest inaczej ubrana? Co za dziw...


Naraz jakieś czarne buty błysnęły mi jasnym refleksem. To stawiał krok kolega ze szkoły podstawowej.

Stawiał kroki dostojnie ruszając nogami. Znowu zadęcie i egzaltacja. Kolejne 30% odpada, została 1/10 początkowej liczby.


eleganckich dżentelmenów (...) doskonale skrojonych garniturach (...) eleganckimi mężami, każdy w modnym garniturze.

Obsesja jakaś z tą elegancją i szykiem garniturów. Ok, rozumiem, że chcesz zbudować klimat, ale może jakieś bogatsze słownictwo by się zdało, niż w kółko eleganckie garnitury?


Wystające z kieszonek butonierki zwieńczały doskonałość tej chwili.

Znowu zadęcie. Odpada kolejne 30% czytających. Łącznie odpadło już 120%.


Tak wtem i dziś, przeszłość i przyszłość,

Ale że co?


Ogólnie: trochę świat, w którym wciąż funkcjonuje Kodeks Honorowy Boziewicza. Trochę, bo pojedynków na pięści nie przewidywał. Poza częścią pierwsza, kompletnie przeszarżowaną w budowaniu Nastroju Chwili Uroczystey Y Podniosłey W Eleganckiem Garniturze, kolejne nawet w miarę. Fajnie skontrastowane raptownej zmiany nastroju z tą pierwszą.
Strach herbu Cztery Patyki, książę na Miedzy, Ugorze etc. do usług

Dwaj bokserzy - opowiadanie

3
Kusz pisze: dwóch moich kolegów z pracy w doskonale skrojonych garniturach.
jest w literaturze kilka zakazanych fraz. to znaczy można ich używać, ale to jak strzał w kolano i rykoszet w głowę.
Parandowski śmiał się z 'perlistego uśmiechu'
Smoke śmieje się z 'władczego gestu'
Barańczak śmiał się z 'doskonale skrojonych garniturów'

jak widać każda epoka ma swoje dyżurne ułomności, jak widać niektóre są nieśmiertelne.
Zastanówmy się co daje opis 'doskonale skrojone garnitury'. Ano nic. Bo to w tej konkretnej sytuacji po prostu standard. Nikt nie mógł tam pojawić się w kijowym gajerze. To nie małe miasto na prowincji, gdzie trzydziestoletni młodzieńcy na rozmowy kwalifikacyjne przychodzą w tej samej bazarowej marynarce, w której pisali maturę, o ile tylko bęben im na to pozwala.

dla mnie takie frazy to sygnał do zakończenia lektury - zwłaszcza, że w innych aspektach text prezentuje się równie nieciekawie. nie.

Dwaj bokserzy - opowiadanie

4
Jeśli mam być szczery, to po pierwszych kilku zdaniach odechciało mi się czytać. Tekst nie ma czegoś takiego na początku, co by mnie porwało za twarz, i trzymało do samego końca.

I każdy niepotrzebny zaimek osobowy leje w szczękę haymaker'em, jak Oscar de la Hoya.

Added in 1 minute 36 seconds:
hayemaker'em*
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”