~*~
Ucieka mi, skurwiel. Choć gnam co sił, drań ciągle się wymyka. Jeśli go nie złapię, znowu ktoś zginie. Skręcił w prawo za róg. Mam ułamek sekundy na podjęcie decyzji – wbiec na przypał prosto w jego łapy czy zajrzeć ostrożnie? Jebać, pewnie jest tak zesrany, że wieje jakby go piekielna kohorta goniła.
Wbiegam za róg i czuję uderzenie. Padam na plecy jak ścięta, wypuszczam klamkę, która leci w krzaki. Przetaczam się na bok. Nie wiem, gdzie jest przeciwnik, nie zaryzykuję wstawania, dopóki szok po uderzeniu nie minie. Na szczęście trafił w policzek, więc jedynie trochę piecze. Podnoszę wzrok, typ stoi nade mną, zauważam wahanie. Uciekać dalej? Czy zabić sukę? Nie jest naturalnym mordercą, to widać. Gdyby był, już sklejałabym piątkę ze świętym Piotrem.
Wykorzystuję moment niezdecydowania, zakładam mu nożyce na wysuniętą lewą nogę. Upada. Domykam dźwignię, słyszę jego krzyk. Siadam mu na plecach. Rzuca się jak pojebany, pewnie wziął dzisiaj złe leki. Chwytam jego prawą rękę i wykręcam do tyłu, przytrzymuję kolanem i sięgam po kajdanki. W tej chwili złamas okręca się z całej siły w lewo, czym zrzuca mnie z siebie. Wstaje i znowu zaczyna uciekać. Gonić go? Nie, raczej nie.
Odnajduję w krzakach pistolet. Szacuję odległość – jakieś dwadzieścia metrów, dwadzieścia pięć, trzydzieści. Kuleje po założonym przeze mnie chwycie, chyba rozłupałam mu coś w kolanie.
Strzelam.
Wiem, że trafiłam, bo upadł i z trudem próbował wstać.
- Stój! Policja! - krzyczę w powietrze, w razie jakby ktoś miał zamiar się szwendać w pobliżu, a potem ochoczo zeznawać, bo przecież "JP na 100%". - Stój, bo strzelam! - Oddaję strzał w powietrze. Lipna scenka, ale jeśli jakaś pizda nie będzie miała nagrania całej sytuacji, powinnam wybrnąć.
Niespiesznie podchodzę do uciekiniera. Policzek nadal piecze, na bank cały poczerwieniał. Będą się śmiali na wydziale, że dostałam buziaka.
- Zostaw mnie! - woła zbieg. - Ja już i tak jestem martwy. Oni wszędzie mnie dopadną, w areszcie, więzieniu...
- Czy ja dla ciebie wyglądam, jakbym nie miała tego w dupie? - Mówię. - Ty też będziesz miał w dupie to i owo.
- Proszę tego nie robić... - Facet jest autentycznie przerażony. Nie dziwota. Każdy wie, co się dzieje z pedofilami w pierdlu. Wsadzą go do izolatki, że niby dla bezpieczeństwa, ale pewnej nocy mechanizm nie zadziała, przez co drzwi od jego celi staną otworem, i nie będą jedynym, w co wejdą współwięźniowie.
Dlatego strzelam jeszcze raz, prosto w klatkę piersiową.
Wewnętrzny spyta, po co oddałam drugi strzał, więc biorę martwe ręce zboczeńca i zaciskam je sobie na szyi. Nie za mocno, bo nie lubię takich zabaw, ale dość, żeby zostały ślady. Dusił, to strzeliłam. Samoobrona.