PROLOG
„Widzę światło!” – przekazała im w myślach Nora.
Rob i Bert nic nie odpowiedzieli, ale czuła ich podekscytowanie, gdy wiercili się obok niej w łonie rodzicielki.
„Panie przodem.” – odezwał się Bert i zachęcająco kopnął siostrę.
Nora zaczęła pchać się na zewnątrz. Była przerażona – jeszcze nigdy nie rodziła się „świadoma”. Parła ile sił, cały czas w stronę światła. Miała wrażenie, że trwa to wieki. Gdy już całą wieczność później wydostała się, pierwszym co poczuła był chłód. Było jej po prostu zimno. Za czasów poprzedniego życia niby wiele słyszała o tym, że noworodki płaczą głównie dlatego, że marzną. Jednak, gdy sama już świadomie tego doświadczyła, wcale im się nie dziwiła. I mimo, że bardzo tego nie chciała, zaczęła płakać. Był to zwykły odruch i nie mogła tego kontrolować.
„Dalej panowie.” – zachęciła w myślach braci. – „Pierwsze szlaki już przetarte!”
Nora poczuła, że ktoś ją czymś okrywa. Rozejrzała się ciekawie dookoła. Pierwszą rzeczą, którą zobaczyła była niewyraźna, płaska twarz jakiejś pielęgniarki. Oglądanie świata oczami niemowlaka można było przyrównać do efektu 2D – trójwymiar to coś czego nie było jej dane na chwilę obecną do-świadczyć. Czerwone włosy pielęgniarki najbardziej rzucały się Norze w oczy. No i oczywiście jej mocna szminka w tym samym kolorze. Gdy ich spojrzenia się spotkały, Nora się zaniepokoiła. Na twarzy pielęgniarki pojawił się grymas, a następnie złość. Ledwo uspokojone łkanie Nory znowu zamieniło się w głośny płacz.
Pielęgniarka niechętnie oddała ją w ręce rodzicielki. Nora z czułością przyglądała się jej zmęczonej twarzy. Chciała ją zapamiętać taką jak teraz do końca swojego nowego świadomego życia. Nagle usłyszała płacz – to jeden z jej młodszych braci przyszedł na świat.
„Beksa.” – rzuciła do Roba żartobliwie. – „A podobno chłopaki nie płaczą!”
„Odezwała się ta, którą słychać było nawet w łonie rodzicielki.” – odgryzł się jej brat.
„Czekamy jeszcze na Berta.” – przekazała w myślach Nora.
Zauważyła na sali porodowej jakieś poruszenie. Działo się coś złego.
„Bert?” – Rob przesłał bratu przekaz.
„Nie mogę wyjść!” – panikował najmłodszy. – „Moja nóżka zaplątała się w pępowinę!”
Pielęgniarki biegały i krzyczały coś do siebie w panice. Do sali wszedł lekarz.
- Należy zastosować cesarskie cięcie. – zalecił.
Cały personel szybko się mobilizował, lekarz zakładał rękawiczki. Więcej nie było im dane zobaczyć, bo ktoś wziął je na ręce i zabrał z sali. Na cały szpital rozniósł się płacz dwóch niemowląt.
***
Odetchnęli z ulgą dopiero gdy poczuli, że myśl brata jest blisko.
„Bert!” – Nora zalała go gradem pytań. – „Czy wszystko dobrze? Jak się czujesz? Jak rodziciel-ka?”
Czuła smutek w myślach brata. Minęła chwila zanim cokolwiek im przekazał.
„Ja czuję się dobrze. Nic mi nie jest. Ale rodzicielka… Nie wiem czy wszystko z nią w porządku. Te cesarskie cięcie bardzo ją osłabiło.”
Nikt z nich się już nie odezwał. Leżeli w ciszy. I trwaliby tak dalej, gdyby ktoś im nie przeszkodził. Do sali weszła pielęgniarka z mocno czerwonymi ustami.
- No, no ,no! – cmoknęła kobieta. – Co my tu mamy? Trzy sieroty!
Te słowa uderzyły ich jak ostry mróz po wyjściu na zewnątrz w zimowy dzień. Przeszły ich ciarki. To oznaczało jedno – rodzicielki nie ma już wśród żywych. Żadne z nich się tego nie spodziewało. Ani tego, że zaraz opuszczą szpital. Razem ze złą pielęgniarką. Zapakowała je szybko do jakiegoś małego wózeczka – trojaczki ledwo się tam mieściły. Przykryła je grubym kocem w panterkę i wyprowadziła je ze szpitala w ciemną noc.
Świadome dziedzictwo cz. 1
2Cześć,
koncepcja jest ogólnie dość ciekawa. Wydaje mi się, że gdzieś się spotkałem z podobnym pomysłem - dziecko w łonie matki zaczynało z pełną świadomością poprzedniego życia by w miarę rozwoju, po porodzie, stopniowo zapominać i ostatecznie "zresetować się" we wczesnym wieku dziecięcym, zanim nauczy się mówić. Nie mogę sobie za nic w świecie przypomnieć gdzie to było.
Trochę drażni mnie sposób komunikacji noworodków. Nie wiem do końca czemu. Oprócz tego, że każde z nich jest świadome kim były wcześniej, są też świadome co się dzieje i że są rodzeństwem - czyli wcześniej też były trojaczkami? Oczywiście to są zastrzeżenia, które może rozwiać część dalsza.
Nie wiem co myśleć o pielęgniarce, która przecież nie istnieje w próżni. Tak po prostu jest zła i nikt tego nie widzi? To też oczywiście kwestia, która może się rozwiązać wraz z dalszym ciągiem.
Poza tym nie chcę za bardzo się wdawać w dyskusje anatomiczne, ale czy Nora faktycznie mogła widzieć światło? I czy to ona parła czy rodząca?
Co do szczegółów:

Czyli wolałbym kolejność "Najbardziej rzucały się w oczy czerwone włosy".
koncepcja jest ogólnie dość ciekawa. Wydaje mi się, że gdzieś się spotkałem z podobnym pomysłem - dziecko w łonie matki zaczynało z pełną świadomością poprzedniego życia by w miarę rozwoju, po porodzie, stopniowo zapominać i ostatecznie "zresetować się" we wczesnym wieku dziecięcym, zanim nauczy się mówić. Nie mogę sobie za nic w świecie przypomnieć gdzie to było.
Trochę drażni mnie sposób komunikacji noworodków. Nie wiem do końca czemu. Oprócz tego, że każde z nich jest świadome kim były wcześniej, są też świadome co się dzieje i że są rodzeństwem - czyli wcześniej też były trojaczkami? Oczywiście to są zastrzeżenia, które może rozwiać część dalsza.
Nie wiem co myśleć o pielęgniarce, która przecież nie istnieje w próżni. Tak po prostu jest zła i nikt tego nie widzi? To też oczywiście kwestia, która może się rozwiązać wraz z dalszym ciągiem.
Poza tym nie chcę za bardzo się wdawać w dyskusje anatomiczne, ale czy Nora faktycznie mogła widzieć światło? I czy to ona parła czy rodząca?
Co do szczegółów:
Ciężko mi było przejść to zdanie, bardziej pasuje mi: "Całą wieczność później, gdy już się wydostała (...)"
Chyba wkradł się jakiś zabłąkany myślnik.
Tutaj od razu chciałbym zapytać "w co jeszcze jej się rzucały"?

Czyli wolałbym kolejność "Najbardziej rzucały się w oczy czerwone włosy".
Trochę jak dla mnie zbyt wiele razy pojawia się to słowo. Tutaj akurat wystarczyłoby chyba "łono", bo wiadomo do kogo należy. Chociaż nawet wtedy brzmi to dość sztucznie.
Nie brzmi jak coś co powiedziałby lekarz w tej sytuacji, raczej nie buduje wtedy pełnych, okrągłych zdań.
Dopiero go zaleje, ten dopisek powinien raczej paść po pytaniach.
Raczej "to" cesarskie cięcie, chociaż "to" pewnikiem w ogóle zbędne. Wiadomo które.
Przecinki się poprzesuwały - "No, no, no!"
Kolejny dziki myślnik.
Świadome dziedzictwo cz. 1
3Zaskakuje mnie rozumność i wiedza tych niemowląt. Skąd Bert wiedział czym jest pępowina?
Całość czyta się lekko, nie trzeba zmuszać mózgu do nadmiernej koncentracji. Jak najbardziej jestem ciekawa co zadzieje się w pierwszym rozdziale.
Całość czyta się lekko, nie trzeba zmuszać mózgu do nadmiernej koncentracji. Jak najbardziej jestem ciekawa co zadzieje się w pierwszym rozdziale.
Świadome dziedzictwo cz. 1
4Zobacz, usunę jedno słowo. Coś zauważyłeś?
Kod: Zaznacz cały
Rob i Bert nic nie odpowiedzieli, ale czuła ich podekscytowanie, gdy wiercili się obok w łonie rodzicielki
Był, było. DOdatkowo: Było jej zimno, było jej zimno.
To się nazywa siękoza, i sam też z tym walczę. Gdzie indziej też tego sporo.MrMrsSok pisze: Czerwone włosy pielęgniarki najbardziej rzucały się Norze w oczy. No i oczywiście jej mocna szminka w tym samym kolorze. Gdy ich spojrzenia się spotkały, Nora się zaniepokoiła. Na twarzy pielęgniarki pojawił się grymas, a następnie złość. Ledwo uspokojone łkanie Nory znowu zamieniło się w głośny płacz.
Przesłał przekaz, przekazał przesłanie - coś tu jest zbędnego. Dałoby się chyba zgrabniej.
Zaimek "je" zbędny moim zdaniem.
Jeszcze mam wątpliwości co do przecinków, ale interpunkcją niech się zajmie ktoś lepszy ode mnie.
Roody też ma rację ze swoimi uwagami.
Poza tym - całkiem zgrabne. Na poziomie warsztatowym moim okiem amatora - całkiem ujdzie. Tzn. jest coś na tyle gładkiego, że może stanowić przyzwoity wstęp czegoś większego, i wystarczy tylko nieco pracy, by doprowadzić to do poziomu całkiem przyzwoitego. Nie porywa mnie szczególnie, ale też nie złości i nie jest nieporadne, coś takiego jak mocna czwóreczka.
Oczywiście, de gustibus coś tam coś tam, więc powyższy akapit możesz przyjąć, albo nie. Co innego uwagi warsztatowe - tutaj są potknięcia, które warto poprawić.
Świadome dziedzictwo cz. 1
5Na początek chciałam powiedzieć, że kiedy czytam opinie tych surowych i złowieszczych użytkowników Wery, uświadamiam sobie ja okrutną zołzą jestem. Chryste, jaka jestem czepialska! Ale do rzeczy.
Podsumowując, bardzo ubogi tekst. Wiele się dzieje, ale nie opisujesz tego, co faktycznie może zainteresować widza. Kiedy zabierasz się za pisanie proponuje najpierw poczytać trochę. Wystarczyło w wyszukiwarce wpisać "poród" i znalazłbyś masę artykułów bardziej lub mniej naukowych. Tutaj nie ma nic wspomniane o tym, że narodziny dziecka dotyczą jakiejś innej rzeczywistości niż ta, którą znamy. Dlatego wymagam opisu rzeczywistego, a zastaje zamiast tego bajkę o bocianie i kapuście. Moim zdaniem do napisania jeszcze raz.
Nie oczekuje od Ciebie szerokiej wiedzy medycznej, ale jeśli piszesz o porodzie to chociaż co nieco przeczytaj. Są trochę obrzydliwe, ale kształcące programy o tym, w jaki sposób dochodzi do urodzenia dziecka. To nie jest tak, że dziecko jak żołnierz w koszarach przeciska się przez matkę do światełka. Dziecko jest bardziej "wypychane" przez mięśnie. "Parła ile sił" - obstawiam, że nie chodziło o parcie porodowe, a parcie do przodu, jednak użyłabym innego określenia. "Niby słyszała" - to słyszała czy nie? Słyszała, że dzieci płaczą, że im zimną, jednak im się nie dziwiła. Tak brzmią twoje dwa zdania w ukróconej wersji. Całkowicie bez sensu.MrMrsSok pisze: „Widzę światło!” – przekazała im w myślach Nora.
Rob i Bert nic nie odpowiedzieli, ale czuła ich podekscytowanie, gdy wiercili się obok niej w łonie rodzicielki.
„Panie przodem.” – odezwał się Bert i zachęcająco kopnął siostrę.
Nora zaczęła pchać się na zewnątrz. Była przerażona – jeszcze nigdy nie rodziła się „świadoma”. Parła ile sił, cały czas w stronę światła. Miała wrażenie, że trwa to wieki. Gdy już całą wieczność później wydostała się, pierwszym co poczuła był chłód. Było jej po prostu zimno. Za czasów poprzedniego życia niby wiele słyszała o tym, że noworodki płaczą głównie dlatego, że marzną. Jednak, gdy sama już świadomie tego doświadczyła, wcale im się nie dziwiła.I mimo, że bardzo tego nie chciała, zaczęła płakać. Był to zwykły odruch i nie mogła tego kontrolować.
Dzieci po porodzie widzą beznadziejnie. Czasami w drzwiach lub oknach łazienki masz takie zamglone szkło. To mniej więcej tak dzieci widzą na odległość większą niż 20 centymetrów. Mało tego, o wiele lepiej postrzegają to co jest poza centrum. Nora mogła co najwyżej zobaczyć czerwoną plamę i domyślić się, że to pielęgniarka. Dostrzeganie grymasu oraz kontaktu wzrokowego w ogóle nie wchodzi w grę. A jeśli zauważyła czerwoną szminkę na ustach, to piguła musiała mieć usta na pół twarzy. Zaczynanie zdania od "No i" to w ogóle FU!MrMrsSok pisze: Pierwszą rzeczą, którą zobaczyła była niewyraźna, płaska twarzjakiejśpielęgniarki. Oglądanie świata oczami niemowlaka można było przyrównać do efektu 2D – trójwymiar to coś czego nie było jej dane na chwilę obecną do-świadczyć. Czerwone włosy pielęgniarki najbardziej rzucały się Norze w oczy. No i oczywiście jej mocna szminka w tym samym kolorze. Gdy ich spojrzenia się spotkały, Nora się zaniepokoiła. Na twarzy pielęgniarki pojawił się grymas, a następnie złość.
Skoro rodzą się świadomi i używają określeń jak "łono rodzicielki" to "nóżka" brzmi co najmniej komicznie.
Tak, dokładnie tak wyglądają porodówki.
I to ostatnie zdanie... Nie. Po prostu, nie.
Czekam aż ich uratuje gadający dog niemiecki i czwórka wyrośniętych dzieciaków. Kiedy dowiedzieli się, że są sierotami opisałeś to tak oschle, że równie dobrze mogłyby nie dostać wafelka na deser. "Ani tego, że zaraz opuszczą szpital" - opisz całą sytuację porwania, a nie streszczaj! Kurde, równie dobrze mogłeś napisać "Żadne z nich się tego nie spodziewało. A potem je porwano" i koniec. Staaary, no! Poza tym, piguła kradnąca dzieci raczej musiała zwrócić czyjąś uwagę. O wiele ciekawsze byłoby opisanie ucieczki.MrMrsSok pisze: - No, no ,no! – cmoknęła kobieta. – Co my tu mamy? Trzy sieroty!
Te słowa uderzyły ich jak ostry mróz po wyjściu na zewnątrz w zimowy dzień. Przeszły ich ciarki. To oznaczało jedno – rodzicielki nie ma już wśród żywych. Żadne z nich się tego nie spodziewało. Ani tego, że zaraz opuszczą szpital. Razem ze złą pielęgniarką. Zapakowała je szybko dojakiegośmałego wózeczka – trojaczki ledwo się tam mieściły. Przykryła je grubym kocem w panterkę i wyprowadziła je ze szpitala w ciemną noc.
Podsumowując, bardzo ubogi tekst. Wiele się dzieje, ale nie opisujesz tego, co faktycznie może zainteresować widza. Kiedy zabierasz się za pisanie proponuje najpierw poczytać trochę. Wystarczyło w wyszukiwarce wpisać "poród" i znalazłbyś masę artykułów bardziej lub mniej naukowych. Tutaj nie ma nic wspomniane o tym, że narodziny dziecka dotyczą jakiejś innej rzeczywistości niż ta, którą znamy. Dlatego wymagam opisu rzeczywistego, a zastaje zamiast tego bajkę o bocianie i kapuście. Moim zdaniem do napisania jeszcze raz.