
"jedna jedyna w swym rodzaju"
był to wir cudownie rozszalały
ona urodziła się ze wszystkim
słała łunę tęsknoty ognistej
była tak piękna, tak też kłamała
mieniła się srebrem, gęsta jak rtęć
posklejać w kawałki nikt nie mógł jej
wybiła godzina jasna jak brzęk
wraz z nią ucichło echo jej rżeń
ta straszń jak matnia zamknięta
sobą na kształt zacisku
straszna ona. błyszczy czernią
popielata-dziobata krukowrona
bezblaskiem unosi się komin
nie kracze już, ucichła ona
skry dymu z czarnych głębi drobin
popiół i ja, i ona w ramionach.