Miłego czytania!
***
Czy to Alan?
Rozdział pierwszy
To był naprawdę dziwny facet. Nie chodzi o jego wygląd ani zachowanie. W tych dwóch sprawach był całkiem podobny do reszty. Dżinsy, koszula w czerwoną kratę, nie zapięta do końca, tak, że widać było biały podkoszulek. Lekki, zaniedbany zarost, krótkie czarne włosy, oczy schowane za okularami przeciwsłonecznymi. Nie miał widocznych tatuaży ani kolczyków, był całkowicie zwyczajnym mężczyzną, takim jakiego można spotkać codziennie na ulicy. Wyciągnął kluczyki, wsiadł do swojego mercedesa i samotny wyjechał z parkingu. Nie było w nim nic nadzwyczajnego, jeśli nie liczyć złowrogiej aury, którą rozsiewał. Alan miał wrażenie, że tylko on ją widzi; nic dziwnego, w tym mieście tylko on był chory. Rozdział pierwszy
-„Czym jest cyklofrenia? Jest to choroba afektywna, w której często dochodzi do cyklicznych zmian nastroju. W tym schorzeniu nastrój zmienia się diametralnie od euforii do smutku, stanu depresji, a nawet skłonności do niewłaściwych i niebezpiecznych działań. Według specjalistów cyklofrenia może być jednobiegunowa lub cyklofrenia dwubiegunowa w momencie, gdy choroba posiada nie tylko fazy depresji i manii.”’
Od pięciu lat miał w głowie te kilka zdań podsłuchanych podczas rozmowy jego rodziców z psychologiem. Zabrali go tam w wakacje po szóstej klasie podstawówki. Za jego czasów szósta była ostatnią, po niej trzeba było wybrać gimnazjum. W jego mieście były dwa; jedno znajdujące się w tym samym budynku co podstawówka w której spędził 6lat życia oraz drugie, z nieco zszarganą reputacją. Wyrobiło sobie opinię zalążka miastowej patologii, ale przynajmniej mało kto go tam znał. Wraz z rodzicami zdecydowali się na to drugie. Żadne z nich nie chciało by miał styczność z dzieciakami, które prześladowały go w podstawówce za jego problemy psychiczne. Co prawda do szóstej klasy nikt nigdy mu tego nie zdiagnozował, ale doskonale wiedział, że nie jest normalny. Pomijając to, że był aspołecznym odludkiem odrzuconym przez większość rówieśników, miał problemy z zachowaniem stałego nastroju. Doskonale pamiętał swoje jedenaste urodziny. Dostał swój własny komputer, nie byle jaki, wręcz jeden z lepszych jak na tamte czasy. Pamiętał, jak odwiedzał kolegów i patrzył z zazdrością na ich sprzęt, wiedząc że w domu nic takiego go nie czeka. Długo prosił rodziców aby mu go kupili; dla nich nie był to problem. Jego ojciec miał własną dobrze prosperującą firmę budowlaną a mama miała prywatny zakład dentystyczny. Mieszkali w jednorodzinnym, dwupiętrowym domku na skraju miasta, z małym basenem na podwórku. Nie miał rodzeństwa. Rodzice powstrzymywali się z zakupem komputera nie dlatego, że nie było ich na to stać, ale dlatego, że nie chcieli aby ich syn stał się taki sam jak inne dzieciaki. Gdy wreszcie przekonali się do kupna, mieli nadzieje, ba, wręcz wiedzieli, że ich dziecko będzie wniebowzięte. A tu niespodzianka- gdy Alan zobaczył komputer oraz 20 calowy monitor nie okazał zachwytu. Na jego twarzy nawet nie pojawił się uśmiech. Przez tydzień leżał na łóżku, od czasu do czasu coś jedząc, w tym czasie nawet nie spojrzał na prezent. Rodzice pomyśleli, że pewnie ma cięższy okres, jak to dzieci w tym wieku i odpuścili. Wiedzieli, że lepiej nie wtrącać się gdy nie ma nastroju.
Wcześniej, gdy miał 7 lat przeżywał podobny kryzys. Wrócił z rodzicami z wakacji w Hiszpanii, po wejściu do domu usiadł na składanym krześle na tarasie i po prostu siedział. Rodzice go nie szukali, wrócili po południu i zmęczeni poszli spać, myśląc, że ich syn zachowa się tak samo. Znaleźli go rano w tym samym miejscu, w którym usiadł poprzedniego dnia. Siedział tak całą noc i patrzył w zachmurzone niebo, na którym od czasu do czasu przebiła się jakaś pojedyncza gwiazda. Takie zapatrzenia w bezkres zdarzały mu się częściej, zaczynało to niepokoić jego matkę. 4 dni po powrocie z wakacji ojciec wyjechał na konferencję do Berlina zostawiając ich samych. Mama chciała poprawić mu humor; jest naprawdę dobrą i kochającą kobietą, nie mogła znieść strasznego smutku, który dotknął jej jedyne dziecko. Zaprosiła go do kuchni, oznajmiając, że robi naleśniki, które Alan tak uwielbia. Z czekolada, lodami i bitą śmietaną. Poprosiła by usiadł przy stole i potowarzyszył jej gdy będzie krzątać się przy gazówce. Zaczęła smażyć naleśniki, cały czas przy tym coś mówiąc, jednak spotkała się jedynie z odpowiedziami typu „tak”, „nie”, „nie wiem”. Zauważyła, że Alan nie ruszył ani jednego naleśnika w czasie gdy ona systematycznie dokładała nowe, więc usiadła i postanowiła odbyć z nim poważną rozmowę o jego nastroju. Usiadła naprzeciwko niego i położyła dłonie na blacie stołu.
-Coś się stało? - spytała.
-Nie. – odpowiedział po chwili zastanowienia.
-Spójrz na mnie synu. – powiedziała to niemal błagalnym tonem, widząc, że wzrok Alana jest utkwiony w stole od początku rozmowy i pewnie również od momentu jego przyjścia do kuchni.
-Co? – podniósł wzrok i rzucił jej pełne zniechęcenia spojrzenie. Matka zamknęła oczy.
-Razem z ojcem martwimy się o Ciebie. Nie jesz, nie śpisz, siedzisz i patrzysz w ścianę, nie wychodzisz na dwór, nie spotykasz się ze znajomymi, są wakacje, a Ty spędzasz je w swoim pokoju. To nie jest normalne zachowanie dzieci w twoim… - przerwała z wrzaskiem. Poczuła ból w lewej dłoni, i zobaczyła nóż kuchenny który przebił jej dłoń i przytwierdził do stołu. Spojrzała na syna ale dostrzegła tylko jego plecy, gdy już wchodził po schodach na górę. Krew powoli wypływała jej z dłoni, zapłakana wyciągnęła nóż, czym uczyniła z dłoni fontannę tryskającą czerwoną cieczą. Starą kuchenną ścierką, którą znalazła na parapecie zatamowała krwawienie i zadzwoniła po pogotowie. W drodze do szpitala straciła przytomność z powodu utraty dużej ilości krwi.
Odzyskała ją dopiero po upływie doby. Gdy obudziła się na łóżku szpitalnym, młoda blondynka, pielęgniarka od razu zawołała lekarza. Przyszedł- stary, kulejący, z okularami na nosie i zaczął ją wypytywać o to co się stało. Sama nie mogła uwierzyć w słowa wypływające z jej ust, a co dopiero lekarz.
-Zdaje mi się, że to mój syn wbił mi nóż w dłoń. – Gdy to powiedziała łzy same zaczęły lecieć jej z oczu. Lekarz spojrzał na nią jak na wariatkę.
-Ile ma lat?
-Siedem panie doktorze, nie wiem gdzie popełniłam błąd, on od jakiegoś czasu jest dziwny i nie wiem…
-Proszę się uspokoić, rana nie jest poważna, co prawda dłoń jest przebita na wylot, ale już jutro może pani opuścić szpital. Założyliśmy szwy, także wszystko powinno być dobrze. – powiedział i zostawił ją samą.
Tamtej nocy nie mogła spać. Na zmianę myślała, że boi się syna, i że martwi się jak sobie poradzi przez dwa dni sam w domu. Nie miała do kogo zadzwonić, żeby zajął się dzieckiem, ale również bała się jego reakcji na przyjście kogoś obcego, a co gorsza policji.
Następnego dnia wróciła do domu i zobaczyła Alana grającego w koszykówkę na podwórku. Wydawał się szczęśliwy, zupełnie inny niż kilka dni wcześniej. Postanowiła zaryzykować i podeszła do niego.
-Jak tam? – w jej głosie czuć było niepewność.
-Dobrze, wczoraj byłem z Albertem i Kają nad jeziorem, potem poszliśmy do niej i oglądaliśmy Żółwie Ninja całą noc. Wróciłem dziś rano, posprzątałem pokój i odkurzyłem cały dom, na śniadanie wziąłem płatki, a na obiad zrobiłem spaghetti. Zostawiłem też dla Ciebie, stoi na gazówce. – uśmiechnął się do niej, odwrócił plecami i poszedł po piłkę.
-Alan… - zaczęła, a niepewność w głosie zamieniła się w niedowierzanie i dezorientację. Zachowywał się jakby nie pamiętał o tym co się wydarzyło, jakby w zeszłym tygodniu był zupełnie innym człowiekiem.
-Tak mamusiu? – zapytał słodkim głosem.
-Nic takiego, baw się dobrze. – Stwierdziła, że lepiej nie poruszać tego tematu. Tamtego dnia zrozumiała, że jej syn nie jest normalny, ale jej miłość nie pozwalała na zawiezienie go do lekarza. Bała się usłyszeć potwierdzenie swoich przypuszczeń o inności Alana. Potem, wspólnie z mężem ustaliła, że lepiej poczekać. Jeśli podobna sytuacja się powtórzy zaczną działać. Od tej pory uważali na swojego syna. Przez długi czas niewiele się działo. Chodził do szkoły jak zwykle. Rozmawiał z kilkoma rówieśnikami, większość go nie lubiła, pewnie dlatego, że chodził ciągle naburmuszony. I pasowało mu to- on też ich nie lubił.
Długo, długo później, na początku drugiego semestru w szóstej klasie, pani na polskim zadała im do domu wypracowanie, w którym mieli omówić swoje pasje, zainteresowania i plany na przyszłość. Dzieciaki narzekały, bo wymagała minimum 500 słów, jedynie Alan uśmiechnął się gdy to usłyszał, a uśmiech nieczęsto gościł na jego twarzy.
Dwa tygodnie później rodzice zostali wezwani przez polonistkę do szkoły. Przyjechali przestraszeni, ponieważ była to pierwsza taka sytuacja. Alan zawsze był spokojny w szkole i nie robił nic złego, był przeciętnym uczniem, takim zwykłym, szarym dwunastolatkiem, nie był kujonem ale również nie był łobuzem, nikt ich nigdy nie wzywał do szkoły z jego powodu.
-Witam państwa - powiedziała po czym gestem zaprosiła ich do gabinetu.
-Dzień dobry, o co chodzi?- zapytała mama zanim jeszcze zdążyli usiąść.
-O Alana. Zapewne widzą państwo jaki jest. Wyalienowany, smutny, aspołeczny. Jestem jego wychowawcą od trzech lat, ale zabroniliście mi państwo działać w kierunku polepszenia jego sytuacji więc się powstrzymałam. Jednak sprawa wydaje się poważna. Dwa tygodnie zadałam klasie wypracowanie, mogę państwu przeczytać parę zdań z pracy Alana?
-Oczywiście, proszę czytać. – rzekła matka usadawiając się w fotelu naprzeciwko nauczycielki i obok męża.
-„Moim marzeniem jest śmierć. Czuję to całym ciałem, każdym zmysłem. Szepcze do mnie w nocy. Wchodzi przez otwarte okno. Dotyka mnie swoją zimną, skostniałą dłonią. Chcę iść za nią, ale coś mi przeszkadza.” – podniosła wzrok na oniemiałych rodziców po czym czytała dalej – „Chciałbym poczuć ból. Uwolnić to co siedzi we mnie. Chciałbym poczuć ból, i pomóc w tym innym. Ból jest jedynym sposobem na uwolnienie naszych wewnętrznych demonów”. – w miarę jak to czytała oczy rodziców robiły się coraz większe.
-Niech to pani pokaże! – zażądał ojciec i wyrwał jej pracę z dłoni.
-To na prawdę jego pismo – powiedziała zapłakana matka.
-Tak, ale to nie jest najgorsze. – nauczycielka wstrzymała oddech, zrobiła pauzę, przygotowywała się do oznajmienia prawdy rodzicom dziecka. – Ktoś umieścił ten tekst w gazetce szkolnej i podpisał się jako „Udręczona dusza, Alan”. Pański syn zaprzecza, że on to wysłał do szkolnej gazetki, redakcja mówi, że nadawca nie przedstawił się, dopisał tylko ten pseudonim. Teraz wszystkie dzieciaki w szkole albo go unikają, albo go dręczą, a on zdaje się mieć z tego satysfakcję.
-Dziękujemy za informacje, ale na dziś już chyba starczy. – powiedział ojciec, biorąc pod uwagę zdrowie psychiczne swojej żony – porozmawiamy z synem, udamy się do specjalisty i zobaczymy. Do widzenia. – wziął żonę za rękę, prawię ją ciągnął i oboje wyszli z gabinetu.
Po tej sytuacji postanowili zabrać Alana do psychologa. Na spotkanie czekali 4 miesiące, i kolejny miesiąc na diagnozę. Cyklofrenia, choroba psychiczna, zaburzenia osobowości. Lekarze nie podali przyczyny, zapisali Alanowi tabletki i zalecili cotygodniową terapię, na którą oczywiście nie chodził zbyt często.
***
To było pięć lat temu. Teraz stał na parkingu, przy samochodzie, przy otwartych drzwiach zapatrzony w tył odjeżdżającego mercedesa.-Co Ty robisz? Wsiadaj synu. – prawie krzyknął zniecierpliwiony ojciec.
Alan wsiadł, zapiął pasy i odjechali w przeciwnym kierunku niż ten dziwny facet. Jechali w ciszy przez 10minut po czym ojciec zaczął mówić.
-Jak było na rozmowie?- rodzice tak mówili na terapię, aby uniknąć niepotrzebnej złej reakcji syna. Nie działało, nie był taki głupi. Mimo ich intencji nigdy nie przestał myśleć o tych spotkaniach jak o terapii dla dziwaka i świra, którym był, ale sprytnie nie dawał tego po sobie poznać.
-Szczerze… Dobrze. Aga pokazała mi śmieszny według niej filmik na youtube ze skaczącymi na brzuchach fokami, żeby mnie rozbawić. Uśmiechnąłem się, żeby nie było jej głupio i żeby czuła się spełniona w swojej pracy. – Tak naprawdę było to jego setne spotkanie w ciągu pięciu lat, nie czuł się jakiś odmieniony, ale udawał, że jest lepiej. Na początku nie chciał tam przychodzić, ale w końcu gdy rodzice zaczęli go przywozić i odwozić, dał za wygraną i zgodził się na jedno spotkanie co dwa tygodnie.
-Ahh. Nie musisz udawać, rozmowy nie mają tego na celu. Pomyśl, że Aga chciałaby Cię poznać, nie możesz jej oszukiwać. - Aga była jego terapeutką. Trochę głupiutka, zawsze uśmiechnięta. Pracowała z nim od 5 lat, na początku było trudno; on- ciężki przypadek oraz ona- młoda blondynka, świeżo po studiach. Ale była dobra. Gdy widziała, że Alan nie ma ochoty na rozmowę, zaczynała opowiadać o sobie. Przez te 5 lat doskonale ją poznał. Wiedział co lubi, wiedział gdzie mieszka, wiedział, że jest samotna, wiedział, że ma kota, który zastępuje jej kontakty towarzyskie i wiedział, że praca jest dla niej pasją. Może i była trochę głupiutka, i bawiły ją nieco inne rzeczy niż jego, ale mimo wszystko widział, że się starała i naprawdę zależało jej aby mu pomóc, coś zmienić w jego życiu. Udawał więc czasem, że jest mu lepiej.
-Dziś prawie ani razu nie spojrzałem się na jej cycki. – powiedział, wiedząc, że to poprawi ojcu nastrój.
-Jestem z Ciebie dumny, sam miałbym z tym ogromny problem, siedząc z nią przez godzinę sam na sam. – odpowiedział z uśmiechem.
Alan odburknął coś niezrozumiałego i jechali dalej w milczeniu. Minęli blokowisko w którym mieszka jego przyjaciółka Kaja, jego stare gimnazjum a potem liceum do którego obecnie uczęszczał. W tym roku mieli ferie w pierwszej turze, tuż po Sylwestrze. Za tydzień wracał do szkoły i rozpoczynał drugi semestr drugiej klasy.
-Pomyślałeś już co chciałbyś od nas na osiemnastkę?- 18 lat kończył za tydzień, 2 lutego.
-Nie chcę nic szczególnego, po prostu nie róbcie mi imprezy niespodzianki jak rok temu. Zaproszę Kaję na noc, zjemy tort we czwórkę i będę szczęśliwy. – powiedział to i zamilkł, bo po chodniku przy drugiej stronie jezdni szedł facet. Ten sam co na parkingu. Myślał szybko- już wyjeżdżali z zabudowanego, nie ma tu kamer. Jego ojciec uważał się za świetnego kierowcę, do tego był maniakiem prędkości, więc jechali prawie 100km/h. Zderzenie z samochodem jadącym z taką prędkością jest dla pieszego śmiertelne. Szybko przechylił się do kierownicy, złapał ją i skręcił w lewo. Ojciec nie zdążył zareagować. Alan poczuł szczęście, ale na krótko, ponieważ nie wziął pod uwagę jednego ważnego czynnika. Zderzyli się z ciężarówką jadącą z naprzeciwka.
***