Alternatywna opowieść z Quo Vadis

1
Szczerze?
Nigdy nie chciałem zabijać.
Ale człowiek czasem robi rzeczy, z których nie jest, tak do końca dumny. Nie mam zamiaru rozdzierać szat, ani szukać usprawiedliwienia. Wiem, że w oczach potomności nie uzyskam żadnego ułaskawienia. Zresztą pluje na nie, zdanie Populusque Romanus, ludu rzymskiego, jest mi doskonale obojętne.
Napatrzyłem się dość na tak zwany gmin. Ba, sam z niego wyrosłem. Przyznaję, mających odwagę powiedzieć to na głos obywateli, było zapewne niewielu, ale wywodziłem się z plebsu. Pochodzę wszak z chędożonego Agrigentum.
I teraz, wiedząc, że niedługo umrę (mimo, że ciągle pozostaję w sile wieku, nic mi specjalnie nie dolega, a ostatnio medyk stwierdził, że jestem wręcz okazem zdrowia, to jednak znam koleje losu na tyle, iż potrafię przewidzieć, to i owo, nie gorzej niż Pytia Delficka) mogę otwarcie powiedzieć, że łaska ludu na pstrym ośle jeździ. Nie koniu, koń to dla cnych obywateli Rzymu zwierzę zbyt szlachetne.
Po co więc, piszę te słowa?
Dla prawdy.
Tak, Seneka, ten stary grzyb, miał jednak rację. Na końcu liczy się prawda. Co prawda, niewiele się liczy, ale, lepsze to niż nic. Kto by pomyślał, że pod koniec życia zostanę stoikiem? Filozofowie pewnie w grobach się przewracają, ale ich też chędożę. Krzyż im na drogę, szmaciarzom.
Więc jak to się stało, że zostałem określony złym duchem, największym niegodziwcą w Imperium? Że okrzyknięto mnie mordercą, zdrajcą, przeniewiercą, przyczyną upadku cesarza, i tak dalej, i tak dalej, ad infinitum….
A stało się to zupełnie przypadkiem.
Nie żartuję.
Teraz większość oczywiście nie daje wiary w me słowa (trudno im się zresztą dziwić), ale przyczyną mojej oszałamiającej kariery, przyczyną dla której będę zapewne przykładem jednego z najgorszych zwyrodnialców we wszystkich księgach historycznych, było to, że musiałem ulżyć jelitom.
Inaczej pewnie bym nie żył. Bo tak się złożyło, iż w pewną sierpniową noc, roku siedemset siedemdziesiątego, ab urbe condita, pełniłem wartę w nocy, razem z moim druhem i musiałem udać się za grubszą potrzebą. Niestety kamrat miał trochę mniej szczęścia, skończył z rozciętym gardłem, gdy siepacze chcieli zamordować cesarza. Podciągałem właśnie tunikę, gdy ujrzałem kałużę krwi przepływającą przez szczelinę drzwi wygódki. Nie czekając chwyciłem za miecz i rzuciłem na jednego ze skrytobójców, wrzeszcząc jak opętany. Krzyczałem tak głośno, że zaalarmowałem innych pretorian. Tym właśnie sposobem awansowałem na prefekta.
Ja, Ofoniusz Tygellin.
Słowo daję, nigdy nie przepadałem za Rzymem. Zbyt duży ścisk, zbyt wielki smród, zbyt wąskie uliczki. Nawet jak człowiek ma willę na Kapitolu, smród i tak jest nie do zniesienia. Odór ciągnący od Tybru, skręca włoski w nozdrzach i wyciska łzy. Gdybym był mądry, a zmądrzałem dopiero na starość, to wróciłbym na Sycylię, do tego chędożonego Agrigentum, pasł owce, i bo ja wiem, może przeszedł na chrześcijaństwo? W sumie, czemu nie, religia dobra, jak każda inna. Ale już nie zdążę. Zostały mi może ostatnie vesperum? Zależy pewnie od tego ile pociągnie aktualny cesarz.

Jak więc mówiłem, nie przepadałem za wiecznym miastem, a już szczególnie za Palatynatem, za tym wdzięczeniem się do Kaliguli, Klaudiusza, czy Nerona.
Na bogów, współczuję wszystkim następcom wielkiego Oktawiana Augusta, ale nie macie pojęcia ilu ludzi wchodzi w tyłek cesarzom. Całe kohorty, co ja mówię, całe legiony włazidupków wyczekuje w ogonku już od samego ranka, aby na kogoś donieść, aby coś wyprosić, albo obiecać. A to właśnie ja miałem utrzymać porządek w całym tym burdelu. Robota od rana do wieczora.
Nie jest prawdą, aby to właśnie moja nieskromna osoba była największym lizusem na Palatynacie. Tak oczywiście słodziłem trochę Ryżemu, no, ale któż trochę nie słodzi patronowi? W większym jednak stopniu zbliżyło mnie z Rudobrodym, pokrewieństwo dusz.
Bo między nami mówiąc, ja zawsze byłem prosty żołnierz. Lubiłem pohulać. Lubiłem wypić, i pofiglować z kobietkami też, nie będę się na starość wypierał. A cysorz był taki sam. Co prawda wygłupiał się z tą sztuką, deklamował jakieś wiersze, grał na lirze, i filozofował, ale tak naprawdę, stary, dobry Nero miał duszę rajfura. Kochałem go za to. Cośmy wychędożyli to nasze. Nikt nam tego nie zabierze…
Może trochę przesadziliśmy z tym paleniem Rzymu, ale kto nie mieszkał, nie wie nawet, jak to miasto potrafiło cuchnąć. Ja tam za nim nie płakałem. O wiele lepiej bawiłem się w Akcjum. Tam przynajmniej człowiek mógł odetchnąć pełną piersią, śródziemnomorską bryzą... Jeśli na wczasy, to tylko do Akcjum, mówię wam.
I told my whole body to go fuck itself Patrick Coleman, Churchgoer

Alternatywna opowieść z Quo Vadis

2
Tak na szybko:
Krzyż na drogę - oczywisty anachronizm. Raczej dotyczy to pożegnania znakiem krzyża a nie ładowania tegoż na plecy.
Po dwójeczce tunikę się raczej ob- a nie podciąga.
No i brak puenty, wygląda jak wyrwany z kontekstu kawałek. Albo wstęp.
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

Alternatywna opowieść z Quo Vadis

3
A miało chyba być Ancjum, a nie Akcjum, z tego co pamiętam.

Ale krzyż na drogę, to chyba jednak zw. frazeologiczny dość dobrze opisany...
https://sjp.pwn.pl/szukaj/krzy%C5%BC%20 ... C4%99.html

I nie, nie jest to anachronizm, Rzymianie dość stosowali karę przez ukrzyżowanie, ale może mi się tylko wydaje...

Added in 2 minutes 58 seconds:
a tekst jest pewnego rodzaju odbiciem piłeczki w stronę matiego212 i jego alternatywnego zakończenia Quo Vadis -
http://www.weryfikatorium.pl/forum/view ... 93&t=20472
I told my whole body to go fuck itself Patrick Coleman, Churchgoer

Alternatywna opowieść z Quo Vadis

4
slavec2723, tak między dobrymi chęciami a prawdą - co wspólnego z Quo vadis ma Twój tekst? (Poza wskazaniem na poprzednika - że skoro on wpadł na taki pomysł, to Ty pójdziesz w jego ślady). Tygellin jest postacią historyczną, więc możesz o nim całą powieść napisać, lecz wykorzystanie tych samych postaci historycznych jako bohaterów - głównych czy pobocznych - nie daje podstaw do sugestii, że między dwoma tekstami istnieją związki inne niż wynikające z faktu, że akcja rozgrywa się w tym samym okresie i środowisku. Gdzie chrześcijanie? Gdzie lwy? :wink:
A poza tym - Tygellin był sporo starszy od Nerona, ponad 20 lat, może około 30. To różnica całego pokolenia. Neron zaś w momencie śmierci liczył wiosen 31, więc określenie "stary, dobry Nero" włożone w usta Tygellina przekracza granice licencji. Poetyckiej, bo o prawdopodobieństwie nie wspomnę.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

Alternatywna opowieść z Quo Vadis

5
Co ty z tym chędożeniem masz?
Wyraz tu nie pasuje, to nie Wiedźmin. Może "używanie sobie" czy coś pokrewnego.

Bohater jest trochę taki no... nijaki. Brakuje jakiejś wyraźniejszej wymowy, wydźwięku, puenty. No i faktycznie dziwnie mówi o Neronie per Ryży - to te się gryzie i nie pasuje. Myślę, że tekst ożywiłoby opisanie jakiejś anegdoty, intrygi ż życia bohatera, ale bynajmniej nie tego jak pójście za potrzebą uratowało go of śmierci - to jest słabawe.

Alternatywna opowieść z Quo Vadis

6
Właśnie, uratowało albo nie. Chyba że obaj byli ostatnią linią straż akurat przy cesarskiej komnacie - acz z opisu wynika, że ten zabity najwyraźniej strzegł wygódki, inaczej T kończąc posiedzenie nie ujrzałby plamy krwi która zeń się wylała :-P
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”