Potrzebuję opinii, odnośnie mojego tekstu, który się tworzy. Wstawiam pierwszy rozdział po n-tych poprawkach.
Chętnie poczytam co o nim sądzicie, za wszystkie uwagi (komplementy też mile widziane

Mam nadzieję, że wszystko wgrało się jak trzeba.
TAJEMNICA PUSTEJ KSIĄŻKI (?)
1
Popatrz tam!
- Gdzie?
- W górę, widzisz to okno?
- Tak.
- To Twój nowy pokój.
Hania spojrzała tam, gdzie wskazywał tata i uśmiechnęła się niepewnie.
- Córeczko, nie smuć się tyle, na pewno poznasz tu nowe koleżanki. – Pocieszała ją mama.
Dziewczynka rozejrzała się dookoła. Ulicą dreptała jakaś staruszka, mamrocząc coś do siebie. Nieco przygarbiona, wyglądała trochę upiornie, do tego była bardzo chuda i niska.
- „Ona ma chyba ze sto lat i te jej białe włosy, brr”.- Pomyślała dziewczynka, lekko się wzdrygając.
- Dzień dobry! – Krzyknęli rodzice w kierunku idącej staruszki, która mimo pozdrowienia, nawet nie podniosła głowy. Weszła po schodkach do swojego domu i zniknęła za drzwiami. W domu obok Tosia zauważyła dziewczynkę w prostokątnych okularach, krótkich, jasnych, blond włosach. Siedziała ona na tarasie i czytała książkę. Obok wylegiwał się czarny kot. „Nudziara” – skwitowała w myślach Hania. - „Raczej nie zapowiada się na ciekawe znajomości”- pomyślała smętnie.
Z zamyślenia wyrwał ją trzask bagażnika. Tata właśnie wyjął część ich bagaży. Reszta miała dojechać ciężarówką po południu. Hania podeszła po swoje walizki i ruszyli w stronę drzwi wejściowych. Dom z zewnątrz wyglądał na przytulny. Wyglądał trochę jak chatki w górach, ponieważ cały był z drewna i miał spiczasty, wysoki dach. Kamienne schodki prowadziły na werandę, gdzie stała huśtawka. Na pierwszym piętrze było tylko jedno okno, gdzie jak już dowiedziała się Hania znajdywał się jej pokój. Rozciągał się z niego widok na sąsiednie dwa domki i całą okolice, którą otaczały łąki i las.
- Czekajcie, czekajcie! – Zatrzymał ich tata, – oto uroczyście otwieram przed wami, wrota naszych włości! - Zażartował i razem z mamą zaczęli chichotać.
- Ba, ba, ba! - Gaworzył Ignaś- jej młodszy brat. Po chwili, wszyscy weszli do środka. Dom był o wiele większy od ich poprzedniego. Ciepłe kolory i światło wpadające przez dużą ilość okien, dodatkowo powiększały pomieszczenia. Na dole znajdowała się kuchnia z jadalnią oraz salon. Sypialnia rodziców wraz z toaletą, były po prawej stornie, a tuż obok był pokój Ignasia. Na pierwszym piętrze, oprócz pokoju Hani była jeszcze garderoba i dodatkowa łazienka. Dom należało jedynie nieco uprzątnąć. Zamieść podłogę wytrzeć kurze, umyć okna.
- Leć zobaczyć swój pokój, - zachęciła mama – zamówiliśmy jedzenie, pewnie zaraz je przywiozą.
Hania wbiegła po wąskich, drewnianych schodach, pełna niepewności, co ujrzy. Pomieszczenie było ładne i duże. - „ Tu stanie biurko, tu łóżko…”- planowała w myślach. Podeszła do okna. Dziewczynka nadal siedziała na tarasie w tej samej pozycji zatopiona w lekturze, a kot właśnie przeciągał się leniwie. „Nudziara”- skwitowała raz jeszcze. Hania nie lubiła czytać, uważała to za stratę czasu. Rodzice musieli ją pilnować, żeby czytała chociaż obowiązkowe lektury w szkole, co i tak szło jej opornie.
Dom gdzie mieszkała staruszka, sprawiał wrażenie opuszczonego. Zbudowany był z czerwonych cegieł, które były nieco poniszczone, a dachówki wyglądały jakby miały zaraz odpaść. Mały ogródek przed domem był zaniedbany. W oknie na dole dostrzegła ruch za firanką. Hania zorientowała się, że staruszka patrzy prosto w jej stronę! Dziewczynka cofnęła się przestraszona.
- O super! Ale Ci się kolekcja trafiła- usłyszała za plecami głos taty. Hania aż podskoczyła. Nie słyszała, żeby ktoś wchodził po schodach. – Poukładasz wszystkie i może znajdziesz coś dla siebie. Przywieźli jedzenie, zejdź na dół - powiedział i poszedł.
Hania nie od razu zrozumiała, o co chodzi. Dopiero po chwili zorientowała się, że w drugim końcu pokoju stoi biblioteczka, na której panował bałagan. Przewróciła oczami niezadowolona:
- Te ksiązki mnie prześladują - mruknęła i zeszła po schodach
Nie wiedziała jednak, że biblioteczka skrywa pewną tajemnicę…
DRRRRYYYYŃŃŃŃ…. DRRRRYYYYYŃŃŃŃ - natrętny dźwięk budzika wyrwał dziewczynkę ze snu. Machnęła ręką, żeby go wyłączyć i obróciła się na drugi bok.
- Haaaniuuu, Haaaniuu- usłyszała po chwili głos mamy, jednak oczy dalej miała zamknięte, próbując spać dalej.
- Hanka wstawaj!- Krzyknęła mama i zapukała do jej drzwi.
-Idę, już idę- wymamrotała dziewczynka. Wygramoliła się z łóżka, wsunęła stopy w kapcie i w piżamie ruszyła do kuchni. Po drodze przejrzała się w lustrze i stwierdziła, że wygląda jak rażona piorunem. Jej kręcone, włosy w kolorze czekolady, sterczały na wszystkie strony. Hania zawsze miała na nadgarstku dwie gumki do włosów jedną czerwoną, drugą niebieską. Nosiła je zamiast bransoletek. Tym razem wybrała tą niebieską i związała włosy w kucyk. Lubiła swoje loczki, bo jej mama miała takie same i podobało jej się to, że przypominają sprężynki. Były jednak tak niesforne, że czasami jej przeszkadzały i musiała je związywać.
Nie rozumiała, dlaczego ma się tak wcześnie zrywać, przecież przez kilka ostatnich dni ciągle sprzątali i układali cos na półkach, więc prawie wszystko było już posprzątane i rozpakowane, a do tego, właśnie zaczęły się wakacje. Dziewczynka weszła do kuchni, przywitała się ze swoim młodszym bratem, mierzwiąc mu włosy i usiadła na swoim miejscu. Odkąd pamiętała, mama zawsze nalegała, żeby śniadania jadali razem. Uważała je za najważniejszy posiłek dnia i że, nic tak nie jednoczy rodziny, jak jedzenie przy wspólnym stole. Z powodu pracy taty, który wracał do domu późnym wieczorem, obiady i kolacje jadały we dwie i jej młodszym bratem.
- Ba, ba, ba – odezwał się właśnie Ignaś, o ile te jego „ba ba ba” można było nazwać mówieniem.
- Haniu jedz, obiecałaś dzisiaj pomóc tacie - ponaglała ją mama.
Dziewczynka od razu przypomniała sobie, czemu ma tak wcześnie wstać. Wczoraj rodzice mówili, że nazajutrz muszą „powyrzucać te nie potrzebne kartony, bo się można o nie potknąć”. Faktycznie stały one wszędzie i piętrzyły się już prawie do sufitu. Hani przypadło też zadanie posegregowanie książek w biblioteczce, która na nieszczęście stała w jej pokoju. Rodzice stwierdzili, że to dobrze się składa, bo może w końcu córka zachęci się do czytania.
Dziewczynka kończyła jeść śniadanie, gdy do kuchni wszedł tata:
- Cześć rodzinko! Wyspani?- Zawołał wesoło. Ucałował mamę w policzek i zabrał się za swoja porcję jajecznicy. Cały był zakurzony a na włosach wisiała mu pajęczyna. Hania popatrzyła na niego ze zdziwieniem.
- Byłem na strychu, niezły tam bałagan - wyjaśnił, widząc minę dziewczynki.
- Mhm- mruknęła, bojąc się, że rodzice każą jej i tam sprzątać, szybko odwróciła więc wzrok do okna.
Mieszkającą naprzeciwko dziewczynka, mimo wczesnej pory, już siedziała na tarasie przed domem i czytała. Jej czarny kot leżał u jej nóg z podniesiona głową i wyglądał trochę jak strażnik dziewczynki, bo bacznie rozglądał się na boki. Hania nie rozumiała, jak można całe dnie przesiadywać z nosem w książce, ona wolałaby w tym czasie leżeć i nic nie robić. Wynikało to trochę z faktu, że nadal była smutna z powodu tej przeprowadzki. Zostawiła wszystkie swoje koleżanki, a do tego czekało ja jeszcze pójście do nowej klasy, a nikogo tam nie znała. „Wszyscy się będą na mnie gapić jak na małpę w ZOO. No i… co jeśli nikt mnie tam nie polubi?” – Rozmyślała coraz częściej. W starej szkole wszyscy lubili Hanię. Zapraszano ją na każde przyjęcie urodzinowe i trzy razy z rzędu została wybrana na gospodarza klasy.
Po chwili w domku obok, zauważyła ruch w oknie na dole. To znowu Pani Widmo - tak ją w myślach nazwała Hania. Starsza pani prawie nigdy nie wychodziła z domu, chowała się za to za firanką w dolnym oknie swojego domu i najczęściej patrzyła w ich stronę. „Przy okazji naszej przeprowadzki musi mieć niezłe widowisko” - pomyślała. Z zamyślenia wyrwał ją głos taty:
- Haniu skończyłaś? – Zapytał – chodź, bierzemy się za te pudła.- Dziewczynka wstała z ociąganiem, ale wiedziała, że nie uniknie sprzątania.
We dwoje zajęło im to dużo mniej czasu niż sądziła, właśnie wynosili ostatnie kartony do śmietnika przed domem, gdy usłyszeli:
- Dzień Dobry! – Zawołał jakiś wysoki Pan. Obok niego stała dziewczynka mieszkającą naprzeciwko. Hania zauważyła, że maja takie same, zadarte nosy i niebieskie oczy. - To pewnie tata tego mola książkowego - wywnioskowała.
- Dzień dobry sąsiedzi! - Odpowiedział tata – O! Widzę, że Hania będzie miała koleżankę.
- To Aurelia, moja córka – wyjaśnił i objął lekko dziewczynkę, zachęcając do przywitania się.
- Eee…. Dzień dobry! Jestem Aurelia - bąknęła cichutko, wyciągając rękę na przywitanie.
- Tosia - przedstawiła się ta druga odwzajemniając uścisk. Zauważyła, że nawet teraz ma przy sobie książkę. Jej tata też to spostrzegł:
- O! Widzę, że lubisz czytać. Hania stała się właścicielką biblioteczki po poprzednich mieszkańcach, pokaźny zbiór, może będziesz chciała nas odwiedzić i pooglądać, co tam ma ciekawego?
- Eee... - Wybąkała okularnica.
- Czemu nie! – Podchwycił pomysł tata Aurelii i panowie zgodnie przyznali sobie racje, że dobrze będzie jak dziewczynki się poznają, bo tak się składa, że przenieśli córkę do tej samej szkoły i od nowego roku szkolnego, będą z Hanią chodzić do jednej klasy.
Obie stały w milczeniu, Hania spojrzała na sąsiadkę, ale ta wzrok miała wlepiony w ziemię. –„Chyba jest nieśmiała” – pomyślała. Wizyta sąsiadki została zapowiedziana na popołudnie. Akurat Hania była w połowie porządkowania książek, gdy rozległ się dzwonek do drzwi.
- Haniu do Ciebie! - Dobiegł ją z dołu głos mamy.
Dziewczynka zbiegła po schodach. Nowa znajoma przyprowadziła ze sobą swojego kota:
- To Leopold – wyjaśniła, - czy może wejść ze mną? – Zapytała – próbowałam zamknąć go w pokoju, ale wymknął się oknem. Wszędzie za mną chodzi.
- Oczywiście! – Zgodziła się mama Hani – lećcie na górę.
- Oooo! – Zawołała Aurelia, gdy znalazły się w pokoju - naprawdę dużo tu tego jest.
- Niestety tak… - mruknęła niezadowolona – muszę to wszystko poukładać, a jestem dopiero w połowie. Leopold obszedł dziewczynkę dookoła, obwąchując ją z każdej strony. – „Zachowuje się jak pies” – pomyślała, głaszcząc go po grzbiecie, na co kot zamruczał z zadowoleniem.
- Mogę Ci pomóc, jak chcesz - zaproponowała tamta nieśmiało.
- Eee, Okej - zgodziła się Hania. W myślach szybko stwierdziła, że w sumie przyda się jej pomoc. Ucieszyła się, też z obecności kota. Zawsze chciała mieć zwierzątko, ale rodzice nigdy się na to nie zgodzili, bo uważali, że nie jest na tyle odpowiedzialna, aby się nim zajmować.
Nowa znajoma ochoczo zabrała się do pracy, oglądając z zaciekawieniem okładki. Leopold rozłożył się na łóżku i obserwował ich poczynania.
- Będziemy chodzić do jednej klasy – zagadnęła Hania, chcąc jakoś przerwać milczenie.
- Tak, ciekawa jestem, kto będzie naszym wychowawcom – odpowiedziała – też się denerwujesz? Bo ja tak.
- Trochę… – przyznała.
– Zastanawiam się, czy nauczyciel od matematyki będzie zadawał dużo prac domowych. Nie cierpię matematyki.
- Ja też! – Ucieszyła się Hania, że nie tylko ona nie lubi tego przedmiotu.
DODAC DIALOG
Dziewczynki uśmiechnęły się do siebie.
- AUĆ!- Krzyknęła nagle Hania, bo wielka książka w twardej, czerwonej oprawie spadła jej na stopę. Aurelia podeszła i podniosła opasły tom, otworzyła go, przerzuciła kilka kartek i zrobiła wielkie oczy ze zdumienia:
- Dziwne…- szepnęła, nie wiadomo czy bardziej do siebie czy do Hani. Znowu przerzuciła kilka kartek, nawet zbliżyła książkę do oczu, aż okulary zsunęły się jej na koniec nosa. Przypatrywała się chwilę kartkom, marszcząc przy tym brwi - Dziwne… - powtórzyła.
- Co jest takie dziwne? - Zapytała ją, masując przy tym bolące miejsce.
- Ta książka jest pusta – wyjaśniła.
- Jak to?
- Spójrz, wszystkie kartki są czyste, żadnego zdania ani wyrazu, a najlepszy jest tytuł. Podsunęła jej książkę, żeby sama zobaczyła.
- „Tajemnica pustej książki” - przeczytała, wzięła ją do ręki i też przerzuciła parę kartek. Leopold zeskoczył z łóżka, czując, że dzieję się coś ciekawego. - Patrz tu coś jest! - Wskazała Hania. Faktycznie na ostatniej stronie dało się wyczuć pod palcami jakieś litery.
- Daj czystą kartkę i ołówek! - Poleciła Hania, następnie przyłożyła papier do ostatniej strony w książce, pomazała ją ołówkiem i już po chwili pojawiły się wyrazy.
- Skąd znasz takie sztuczki? - Zapytała Hania ze zdumieniem. Nie powiedziała tego na głos, ale była pod wrażeniem.
- Czytałam kiedyś książkę, główny bohater też tak zrobił, tylko on znalazł mapę – wyjaśniła.
Obie pochyliły się nad tomem i przeczytały:
Dziateczki drogie, które tu zaglądacie
Przed sobą wielka zagadkę macie
Wskazówki Skarbu wielkiego chronią
Odnajdziesz go z czyjąś pomocną dłonią
Pierwsza jest schowana w książce zielonej
O roślinach w niej przeczytasz w ławce szkolnej
- Dziateczki?- Zdziwiła się Hania - co to są dziateczki?
- Tak kiedyś mówili na dzieci - wyjaśniła Aurelia – Chyba o to chodzi.
- Skąd… - Zaczęła, ale widziała, że nowa koleżanka wiedziała to z książki. Zamiast tego zapytała: - Kto mógł to napisać?
- To dziecięce pismo, więc chyba jakieś dzieci. Wiesz, kto mieszkał tu wcześniej? – Zapytała, na co Hania pokręciła przecząco głową.
Dziewczynki obie spojrzały na biblioteczkę.
- Myślisz, że ta ksiązka tu jest? - Zapytała Hania.
- Nie zaszkodzi sprawdzić. – Obie podniosły się z miejsca i wzrokiem przebiegły po półkach. Leopold zaczął krążyć między ich nogami, z głową zadartą do góry, chcąc im pomóc w poszukiwaniach.
Po chwili Aurelia krzyknęła:
- Jest!