-To jeszcze raz całe paso, ale już tak porządnie, z muzyką. - Misza podszedł do odtwarzacza i paroma dotknięciami przycisków włączył właściwy utwór.
Janka już czekała, napięta jak struna, z rękami splecionymi wysoko ponad głową; wiedziała, że nie może zawieść Miszy, który włożył w jej treningi tak wiele wysiłku i któremu zależało na dobrych wynikach kto wie, czy nie jeszcze bardziej niż jej samej. Bo przecież on robił to wszystko dla niej, to jej marzenia chciał spełnić – bo przecież co to było dla niego, mistrza Europy, turniej pro-am w prowincjonalnym miasteczku...
-Pilnuj początku!
Tak, to był bez wątpienia dla Janki jeden z najtrudniejszych momentów w paso doble, dobrze wejść z pierwszym krokiem, równo z partnerem, nie zacząć poza rytmem, z czym później bardzo ciężko było sobie poradzić. Wiedziała co prawda, że nawet jeśli się pomyli, to Misza nie powie jej złego słowa, spróbują po prostu jeszcze raz – ale zwyczajnie zależało jej na tym, żeby być jak najlepszą tancerką.
-Dobrze, Janka, tak trzymaj...
To już nie były żarty, Janka miała świadomość tego, że tym razem tańczą dokładnie tak, jak powinni to zrobić na jutrzejszym turnieju, Misza niczego już jej nie ułatwi, niczego nie podpowie. Ale radziła sobie; po uśmiechu swojego partnera widziała, że jest lepiej niż dobrze i ta świadomość zdawała się ją uskrzydlać. Czuła, że właśnie pokonuje samą siebie, dokładnie tak, jak nieustannie radził jej Misza; ciało nareszcie było jej całkowicie posłuszne, przestała się bać, że zawiedzie ją w najmniej spodziewanej chwili. Każdy ruch wychodził dokładnie tak, jak powinien, Janka nie straciła równowagi nawet przy czterech z rzędu obrotach pique, nie spóźniła się w finale, kiedy równo z ostatnim, puentującym taniec uderzeniem, wygięta w łuk opadła na udo klęczącego na lewym kolanie Miszy.
-Pięknie, Januś. - Mężczyzna podał dziewczynie rękę i, pomógłszy jej usiąść, mocno oplótł ramionami. Janka wcisnęła nos w mokrą od potu szyję Miszy, chłonąc zapach jego skóry – i trwali tak przez długą chwilę, wtuleni w siebie, w tym samym rytmie ciężko oddychając ze zmęczenia, ale oboje przepełnieni szczęściem, jakie dawał im wspólny taniec i przebywanie ze sobą.
-Odpoczęłaś? - Misza ciepłym szeptem dmuchnął dziewczynie w ucho i poczuł, jak twierdząco kiwa głową. - No, to chodźmy się przebrać, wystarczy na dziś...
***
Niebo całkowicie zasnuwała gruba warstwa chmur. Szare obłoki wisiały nisko nad morzem, tak, że zdawało się, że wystarczy tylko wyciągnąć rękę, aby ich dotknąć. Ciemnostalowa woda z groźnym pomrukiem wdzierała się głęboko w głąb brzegu, raz po raz rozbryzgując białą pianę fal na drewnianych palach falochronów, ciągnących się rzędami aż po widoczne w oddali molo. Morze, jak zawsze jesienią, zagarnęło już dla siebie sporą część lądu, tak, że Jance i Miszy, trzymającym się za ręce i spacerującym po całkowicie pustej plaży, pozostał jedynie wąski skrawek piasku tuż przy spiętrzonych u podnóża wysokiego brzegu gwiazdoblokach.
-Nigdy nie widziałem morza w październiku, wiesz?
-Wiem, to dopiero nasza pierwsza jesień. - Janka uśmiechnęła się, poczuła, jak Misza silniej ściska jej palce, przyciąga ją do siebie i po raz nie wiadomo już który tego dnia mocno przytula; poddała mu się całkiem, dotykając policzkiem szorstkiego materiału kurtki. Ciągle było im mało, wciąż i wciąż nie mogli nasycić się swoją bliskością, tym realnym, prawdziwym byciem obok, a nie jedynie namiastką obecności w cowieczornej rozmowie na skypie czy wymienianych w ciągu dnia smsach; setek kilometrów dzielących Ustronie Morskie i Kowno nie dawało się oszukać.
-A wydaje mi się, jakbym był z tobą całe życie... - Misza odgarnął z twarzy wpatrzonej w niego Janki pasmo rudych włosów i delikatnie pocałował ją w czoło. - Nie zmarzłaś? Wracamy już do hotelu?
-Nie, przejdźmy się jeszcze trochę. - Janka ostrożnie wysunęła się z objęć mężczyzny i ponownie splotła palce z jego palcami, uścisk tej silnej, męskiej dłoni wywoływał w niej miłe poczucie bezpieczeństwa. Zresztą, z Miszą czuła się bezpiecznie od samego początku, już od pierwszej chwili, w której poznali się na turnieju w Radomiu, dokąd dziewczyna pojechała kibicować swojemu trenerowi z koszalińskiej szkoły.
Ale Misza taki już po prostu był, odpowiedzialny i opiekuńczy, dla swojej ukochanej Janki gotowy do największych poświęceń i wyrzeczeń. Wiedział, że trochę boi się ona samotnych podróży na Litwę i nigdy na to nie nalegał – za to od pół roku, kiedy tylko mógł, sam przyjeżdżał do Ustronia, spotkać się ze swoją dziewczyną choćby na kilka weekendowych godzin. Od paru tygodni spędzali ten czas głównie na parkiecie w szkolnej sali gimnastycznej, trenując przed pierwszym turniejem Janki, i tym cenniejsze były dla nich te chwile, w których mogli po prostu spokojnie ze sobą pobyć, porozmawiać czy zwyczajnie razem pomilczeć...
Wiatr zaczynał się wzmagać, ale Janka z Miszą wciąż jeszcze stali na brzegu, obserwując coraz bardziej rozgniewane morze. Chmury stawały się coraz to ciemniejsze, coraz niższe, nadciągał już wczesny, październikowy zmierzch; w oddali widać było jak, walcząc z rozszalałymi falami, wraca z połowu jeden z ustrońskich kutrów.
-Z dorsza wracają, zobacz. - Janka oblizała spierzchnięte od słonego wiatru wargi.
-Jest coś, czego nie wiesz o morzu? - Misza uśmiechnął się, ostre podmuchy rozwiewały jego jasne włosy, szarpały futrzanym obszyciem kaptura.
-Po trzydziestu latach przeżytych w Ustroniu i byciu wnukiem rybaka też wiedziałbyś takie rzeczy... - Janka, odwzajemniając uśmiech, przytuliła się do Miszy i wsunęła zziębnięte dłonie do tylnych kieszeni jego dżinsów.
-Januś, zimno ci? Chodź, pójdziemy na czekoladę do „Busoli”...
W restauracji na krańcu zachodniego molo było ciepło i spokojnie. Morze, kiedy obserwować je zza okna pawilonu, wcale nie wydawało się groźne, ale Misza z Janką nie zwracali już na nie uwagi; siedzieli naprzeciwko siebie, sącząc przez słomki czekoladę ze wspólnego kubka – i wszystko, co ich otaczało, zdawało się nie istnieć.
-W Kownie zabiorę cię do miejsca, gdzie podają najlepszą czekoladę na świecie, chcesz? - Misza pogładził dziewczynę po policzku.
-Pewnie, że chcę. - Janka kiwnęła głową i wyciągnęła rękę, nakrywając nią leżącą na obrusie dłoń Miszy. Delikatnie głaskała jego smukłe palce, z czułością wodząc opuszkami po ciepłej, gładkiej skórze, właśnie tak, dotykiem i łagodną pieszczotą, chcąc okazać mężczyźnie całą swoją miłość. Sami nie wiedzieli, ile to trwało; czas zwolnił – a może całkiem się zatrzymał? - zupełnie, jakby chciał odpłacić obojgu za wszystkie samotne, przepełnione tęsknotą i oczekiwaniem dni i noce.
-Miszka... - Janka odezwała się pierwsza; Misza wziął ją za rękę, z czułością wtulił usta we wnętrze dłoni. - Dziękuję, że mogę być twoja...
Hotelowy pokój Janki tonął w miękkim, łagodnym świetle nocnej lampki i stojących na komodzie tealightów. Pomimo włączonej muzyki, wyraźnie dawało się słyszeć ryk wiatru i sztormu szalejącego na morzu, rozciągającym się niemalże tuż za zasłoniętym grubymi zasłonami oknem – i Janka cieszyła się, że nie musi wychodzić tej nocy na zewnątrz. Już w piżamie, leżała na okrytym kwiecistą narzutą, szerokim łóżku, wtulona w Miszę, opierając głowę na jego nagiej piersi. Słyszała równe bicie jego serca, z każdym oddechem wciągając w nozdrza zapach rozgrzanego niedawną kąpielą ciała mężczyzny, powoli wodziła palcami po jego gorącej skórze, kreśląc na niej zawiłe wzory, bawiła się sprzączką rozpiętego paska, zwisającego ze szlufek dżinsów Miszy; czuła się kochana i bezpieczna.
-Kocham cię, Miszka; tak mi dobrze z tobą... - wymruczała Janka w szyję Miszy; poczuła, jak mężczyzna zanurza dłoń w jej włosach i leniwie przebiera w nich palcami, delikatnie rozczesując splątane fale. W końcu nie musieli nigdzie się spieszyć, z nikim się liczyć i do nikogo dostosowywać, nareszcie wszystko zależało tylko od nich, dopiero tutaj, w „Wodniku”, udało im się ukryć przed całym światem.
-Miałaś świetny pomysł z tym hotelem, wiesz? - Misza jakby czytał Jance w myślach.
-Chciałam, żebyśmy w końcu mieli spokój, a u mnie w domu sam wiesz, jak jest.
Misza parsknął krótkim śmiechem; wiedział o tym tak samo dobrze, jak Janka. Co prawda rodzice dziewczyny byli dobrymi, ciepłymi ludźmi, ale zwyczajnie chwilami brakowało im wyczucia, za bardzo nalegali na wspólne spędzanie czasu. Ich namolność, to ciągłe „Chodźcie do nas, co będziecie tak sami siedzieli”, namawianie na wspólne posiłki i oglądanie telewizji gniewały dziewczynę, która wystarczająco rzadko widywała się z Miszą, żeby jeszcze chcieć dzielić te chwile z innymi osobami.
Na szczęście teraz już ich to nie obchodziło, przez długie godziny nie musieli dopuszczać do siebie nawet najmniejszego skrawka zewnętrznego świata. O otaczającej ich rzeczywistości i czekającym następnego dnia turnieju w Darłowie przypominała tylko sukienka Janki, wisząca na drzwiach szafy. Setki kryształów Swarovskiego naklejone na ciemnoszafirowym materiale – tak samo jak i złote frędzle, wykańczające ukośnie skrojony dół sukienki – połyskiwały w świetle płomyków świec, ni to tajemniczo, ni obiecująco.
-Dopiero zaczyna do mnie docierać, że to już jutro...
-Masz tremę?
-Jeszcze nie.
-Będzie dobrze, Januś, zobaczysz. - Misza niespiesznymi ruchami gładził Jankę po nagim ramieniu. - O sambie nie ma nawet co mówić, w paso uważaj na sam początek, a rumba... Najważniejsze, żebyś nie zaczęła się bać, musisz mi zaufać, na pewno cię utrzymam...
-A jak nie? - Janka uśmiechnęła się przekornie i zabawnie zmarszczyła nos.
-Daj łapkę. - Misza wziął drobną rękę dziewczyny i przyłożył do swojej, wyraźnie szerszej i o znacznie dłuższych palcach. - Sama widzisz, że nie ma mowy, nic a nic ci się nie stanie...
Janka nie odpowiedziała, delikatnie dotknęła ustami zagłębienia w ciepłej, wilgotnej dłoni Miszy, z czułością, opuszka po opuszce, całowała jego palce. Zamknęła oczy, czuła, jak z każdą chwilą ogarnia ją coraz większa senność...
-Nie chodź, dopóki nie zasnę... - wymruczała Janka i z nieoczekiwaną siłą przytrzymała Miszę, kiedy ten poruszył się, próbując wstać z łóżka i wrócić na noc do swojego pokoju. Został; ponownie przygarnął dziewczynę do siebie i przytulił jeszcze mocniej, spokojnymi, miarowymi ruchami głaszcząc jej włosy...
When marimba rhythms start to play
Dance with me, make me sway
Like a lazy ocean hugs the shore
Hold me close, sway me more...1
[/akapit]Dance with me, make me sway
Like a lazy ocean hugs the shore
Hold me close, sway me more...1
Kiedy Misza przyszedł rano ze śniadaniem do pokoju Janki, dziewczyna wciąż jeszcze spała. Owinięta w turkusowy koc, leżała na prawym boku, oddychając równo i głęboko, jej długie, rude włosy rozsypały się szeroko na poduszce. Misza, usiadłszy na brzegu łóżka, przez dobrą chwilę przyglądał się uśpionej Jance, patrzył na jej rozchylone wargi, odsłonięte czoło, rzęsy spokojnie spoczywające na policzkach; była śliczna, dla niego najpiękniejsza na całym świecie.
-Januś, wstajemy... - Ostrożnie dotknął twarzy dziewczyny, nie chciał jej przestraszyć. Budziła się powoli, przeciągając się i prężąc niczym kot, sen nieoczekiwanie mocno trzymał ją w swoich objęciach. - Przyniosłem ci twarożek i kakao, tak jak lubisz...
-Miszka... - Dziewczyna uśmiechnęła się, wreszcie oprzytomniała na tyle, aby go poznać. Oplotła szyję Miszy ramionami i przyciągnęła go do siebie; przez moment, chichocząc, zaplątani w koc, razem tarzali się po łóżku, beztroscy i szczęśliwi.
-No, Janka, wystarczy tego dobrego, kakao zaraz wystygnie. - Misza otrzeźwiał pierwszy i powoli rozsunął zasłony na oknie; pokój zalał słoneczny blask. Po nocnym sztormie nie było już choćby śladu, w dole rozciągało się granatowe, spokojne morze, rozmigotane zupełnie tak, jak kryształy Swarovskiego na sukience Janki.
Janka, podparłszy głowę ręką, z przyjemnością patrzyła na krzątającego się po pokoju Miszę. Zdążył się już ogolić i uczesać, jak zawsze pachnący tą charakterystyczną mieszanką drzewa sandałowego, kardamonu i geranium, miał na sobie zieloną koszulę w kratkę i wąskie, szare spodnie – właśnie ten zestaw, w którym dziewczyna najbardziej go lubiła; poczuła coś na kształt wzruszenia, wiedziała doskonale, że Misza ubrał się tak specjalnie dla niej.
-Dziś twój wielki dzień, Januś. - Mężczyzna uśmiechnął się, w oczach zamigotały mu ciepłe iskierki. - Nie ważne, jaki będzie wynik, pierwszy turniej i tak zapamiętasz do końca życia...
W szatni nie było już nikogo poza nimi. Janka, już gotowa, siedziała na niskiej, gimnastycznej ławeczce i przyglądała się Miszy, zakładającemu czarne skarpetki i ciasno zawiązującemu sznurowadła. Dziewczyna nie mogła się nadziwić, jak bardzo zmienia go strój do łaciny, ta czarna, opinająca ciało i sięgająca poniżej bioder koszula, z dekoltem dotykającym sprzączki zapiętego na niej paska, szerokie spodnie i buty z charakterystycznym obcasem; Misza wydawał się być w nim jeszcze przystojniejszy niż na co dzień. Kiedy odwrócił się do lustra, przygładzając dłonią włosy, Janka zobaczyła przypiętą na jego plecach kartkę z numerem startowym – i dopiero wtedy z cała mocą uświadomiła sobie, że to wszystko dzieje się naprawdę, jeszcze chwila, i zatańczy na turnieju w parze z mistrzem Europy.
-Chyba zaczynam się bać - powiedziała cicho.
-Przecież ty ich rozniesiesz, Januś. - Misza uklęknął przed Janką, widziała z bliska jego szczupłą twarz, na której tańczyły świetliste cętki, odbijające się od kamieni na jej sukience, starannie zaczesane do tyłu, lśniące, jasne włosy, długie rzęsy ocieniające szarobure oczy...
-A jak nie?... - Dziewczyna oplotła dłońmi kark Miszy i przyciągnęła mężczyznę do siebie tak, że zetknęli się czołami.
-Nie myśl o tym. - Misza wodził nosem po twarzy Janki, czuła na skórze jego ciepły oddech. - Nie ważne, jaki będzie wynik, i tak jesteś moja; kocham cię najbardziej na świecie...
Choreografia w finałowej rumbie zaczynała się dziwnie, bo od basic stepu – dokładnie tak, jak wtedy, kiedy tańczyli ją ze sobą pierwszy raz. Razem z nagłym wspomnieniem, niespodziewanie wróciło do Janki to, co przeżywała na najwcześniejszych treningach z Miszą: stała tuż przed nim, zaciskając kurczowo rękę na jego dłoni, i czuła się naga, całkiem odsłonięta i bezbronna.
„Nie myśl o sędziach i widowni.” - Przypomniała sobie naraz słowa Miszy. - „Rumbę tańcz tylko dla mnie, pokaż mi w niej, jak mnie kochasz...”
Przestrach niepostrzeżenie ustąpił miejsca pewności siebie, dziewczyna nie zauważała już nikogo wokół, wydawało jej się, że na parkiecie pozostała tylko ona i jej partner, jej miłość, jej szczęście – jej Misza.
Przestrach niepostrzeżenie ustąpił miejsca pewności siebie, dziewczyna nie zauważała już nikogo wokół, wydawało jej się, że na parkiecie pozostała tylko ona i jej partner, jej miłość, jej szczęście – jej Misza.
„Pokaż mi, jak mnie kochasz...” - wciąż jeszcze dźwięczało w uszach Janki, kiedy już po miękkim, odrobinę przyczajonym obrocie pozwoliła Miszy objąć się i przytulić, rozbujać razem, spokojnie i miarowo. Jeszcze jeden obrót, tym razem pod ręką partnera, wymknięcie się z uścisku – i dziewczyna stała już naprzeciw Miszy, łagodnie rozfalowana, płynnie poruszając ciałem w rytm muzyki. Wyciągnęła do mężczyzny rękę, ni to zapraszając, ni to oddając się mu we władanie; zakołysali się razem, tym samym, równym i lekkim ruchem, zupełnie, jakby stali się jednością.
„Pokaż mi, jak mnie kochasz...”
Dziewczyna objęła Miszę w pasie, z czułością dotykając ręką jego brzucha, zawirowali wspólnie, raz, potem drugi; Janka, wciąż wpatrzona w oczy mężczyzny, ześlizgnęła się w dół, miękko sunąc dłońmi po jego udach. Pomógł jej wstać, łapiąc za ramiona, odwrócił ją stanowczym ruchem, tak, że przylgnęła plecami do jego piersi; jeszcze, nim znów mu się wymknęła, poczuła pieszczotliwe dotknięcie jego ręki na swojej talii. Janka objęła Miszę za biodra, rozkołysali się razem, leniwie i zmysłowo, złote frędzle sukienki falowały na jej udach. Jeszcze jeden krok, drugi, jakby chwila oczekiwania przed nagłym, gwałtownym obrotem – i Janka, bez cienia strachu, całym ciałem ufnie rzuciła się w tył, prosto w wyciągnięte ramiona Miszy...
A jednak nie dało się nie denerwować, kiedy sędzia główny odczytywał wyniki w poszczególnych kategoriach i wręczał puchary zwycięzcom. Janka, trzymając Miszę za rękę, z niecierpliwością czekała na ich kolej; z zawstydzeniem uświadomiła sobie, jak mocno wali jej serce, nie przypuszczała, że oczekiwanie na werdykt rozemocjonuje ją aż do tego stopnia.
-Januś, spokojnie. - Misza oplótł ją ciasno ramionami i delikatnie zakołysał, muskając ustami jej włosy.
-Teraz chciałbym przejść do ogłoszenia wyników w kategorii Dance Challenge, klasa Silver, styl latynoamerykański. – Rozległ się głos sędziego; dziewczyna zamarła, z całej siły zaciskając palce na dłoni Miszy. - Miejsce trzecie: para numer dwadzieścia cztery, Joanna Malitowska i Łukasz Augustyniak. Miejsce drugie: para numer siedemnaście, Karolina Jarowicz i Andrzej Mianowski. I pierwsze miejsce... - Sędzia zawiesił na chwilę głos; Janka zamknęła oczy, napięcie rosło w niej z sekundy na sekundę. - Zwycięża para numer osiemdziesiąt pięć, Janina Mielcarek i Michaił Pożarow!
Janka z piskiem radości rzuciła się Miszy na szyję; zawirowali w miejscu, a za moment poczuła, jak mężczyzna schyla się i unosi ją w ramionach, zupełnie, jakby ważyła tyle, co piórko, i niesie w stronę podium. I tak też stanęli na pudle; Misza nie wypuścił Janki choćby na chwilę, to ona odbierała z rąk sędziego zwycięski puchar.
-Kocham cię, Januś – wyszeptał Misza prosto do ucha dziewczyny, kiedy na sali rozległy się brawa. - Jesteś moją największą wygraną...
Szalejące w Jance emocje zaczęły ustępować dopiero w hotelu, kiedy pod prysznicem w końcu zmyła z siebie turniejową atmosferę; z łazienki dziewczyna wyszła całkiem spokojna, zmęczenie brało już nad nią górę.
Szalejące w Jance emocje zaczęły ustępować dopiero w hotelu, kiedy pod prysznicem w końcu zmyła z siebie turniejową atmosferę; z łazienki dziewczyna wyszła całkiem spokojna, zmęczenie brało już nad nią górę.
W pokoju panował półmrok; nie zapalali światła, wystarczały im tylko migotliwe płomienie świeczek, ustawionych na stoliku pod oknem. Janka, zwinięta w kłębek na łóżku, leżała z głową na kolanach Miszy; leciutko, samymi opuszkami palców, gładził ją po włosach i odsłoniętej szyi.
-Szkoda, że już jutro wyjeżdżasz...
-No, muszę. - Misza odgarnął włosy z ucha Janki, delikatnie obrysował palcem jego kształt.- - Pozamykam wszystkie sprawy w Kownie i za parę dni wracam...
Dziewczyna drgnęła i uniosła głowę, badawczo patrząc w oczy mężczyzny, nie do końca pewna, czy dobrze zrozumiała jego słowa.
-Miszka, czy ty... - Urwała, nie wierząc do końca swojemu szczęściu.
-Dokładnie tak. - Misza uśmiechnął się i pocałował dziewczynę w czubek nosa. - Już zdecydowałem; przeprowadzam się do Ustronia, życie w Kownie bez ciebie nie ma sensu... A w maju – zawiesił na chwilę głos – w maju jedziemy na Blackpool!...
Przypisy:
1. „Sway”, Pablo Beltrán Ruiz, Norman Gimbel