Dentysta i jego demony przeszłości. Część II

1
Dla przypomnienia:
Muszę coś wyjaśnić. Nie jestem dentystą. Tzn. nie jestem, jeśli wierzyć w te całe wielkie tytuły. Po prostu ubrałem fartuch, kupiłem fotel na aukcji, za trzy stówy miesięcznie stara pakamera, szyld, trochę wierteł, igieł i spełniam marzenia rodziców…. I nikt się nie połapał. Ba, nawet mi asystentów z urzędu dali! Cymbałów, to fakt. Does not matter. Bo pod skórą czuję że chcę robić teatr, film. Cholera wie co…. To mnie pali od wewnątrz! Mam w dupie zęby! Ja chce robić prawdziwą sztukę….


Ok. Wracamy. Trzeba tu przewietrzyć… Dlatego jedziemy w teren. Kierunek zadupie. Zrobimy retrospekcję pt. “Jego beztroskie dzieciństwo”. Czas zmierzyć się z demonami swojej przeszłości.

Stara wieś, rozlatująca się chałupina z połową dachu, przy niej połowa Trabanta, przy nim pusta studnia.
- Gdzie jest Pigs Master i jego różowa drużyna?! Ogarnij się chłopie! Na tą scenę mamy niecałe 15 minut! Słońce zachodzi! - Tup, tup, tup, hrum, hrum, hrum. Ok, świnie idą.
- Każ im gryźć Trabanta! Mają w szale targać karoserie z duroplastu. Jedna oparta o studnie niech leniwie przeżuwa dętkę.
- I błagam, zróbcie tej świni większy grymas pod ryjem! To podwórko, to ma być patologia staropolskiej wsi!
Jeszcze myślałem żeby przegonić kury z wolnego wybiegu i namówić na dziobanie kostki brukowej. Tak, żeby były z tego kwadratowe jaja…

- Kamera star! Kamera stop! Co to to? Przyciągnijcie to coś oparte o płot i podobne do diabła. Czterokopytne bydle, z minusami w oczach… Eh… Tfuuu….
Istny kozi demon. Nie odważę się określić czy stoi do mnie przodem czy tyłem i czy to co zwisa to broda, czy ogon, bo śmierdzi jak ze stu dup… Jest więc okazja żeby zmienić formę. Koniec dramatu. Będzie groza, bo jest koza i jej halitoza.
- Siłę rażenia kozy ustawić na dziesięć metrów w skali… po prostu... w skali - cpiężko myśleć w tym szambie.
- Wszystko w zasięgu skali ma padać u jej stóp! Szykują się piekielne ujęcia!
… Ale potem ciągle tylko kwadratowe jaja? W końcu przestało by to śmieszyć. Człowiek by przywykł, kury też. No i jak oduczyć je potem dziobać kostkę. Zaraz by mi tu na głowę ściągnęli ekologów i zielonych obrońców kur….

Zachód. Wolumetryczne światło przegrywa z gęstą wieczorną mgłą. Księżyc kradnie światło słońcu i maluje nim… brudną gębę pacholęcia, które nie wiedzieć czemu wlazło w kadr. Jeszcze większe szambo! Świnie kwiczą w niebiosa, bydlęta klękają, koza ucieka, operator kamery leci na plecy kręcąc rozgwieżdżone niebo. Teraz już wiem że to nie od kozy cała ta perfumeria.
… Wiem! Gumolit! Przeciągnęło by się kostkę brukową gumolitem! Pierwsze wstrząsy mózgu dałyby sygnał innym kurą że z kostką nie ma żartów i czas wracać na wolny wybieg!...

- Po co Ci ta harmonijka ustna. - pytam na wydechu cuchnącą dziecinę.
- Ojce kazali grać, dopóty…
- Masz dwóch ojców? - przerywam.
- Tu na wsi tak się o rodzicach mówi - słyszę gdzieś zza pleców dokuczliwą dygresję dźwiękowca.
- Dobrze już, dobrze! Dokończ że chłopcze zdanie, zanim całkiem przytomność stracę!
- Ojce kazali mi grać póki ząbki całkiem nie spiłuje.
- Głupie te ojce? - pytam grzecznie.

Wtem drzwi przeraźliwie w chałupie skrzypią i jeden z ojców w drzwiach staje. Stara baba z podbitym okiem, z chustką na głowie i siekierą w plecach. I słowotokiem wali w moją stronę:

- Próchnica panie, próchnica, a do kowala dwa dni rowerem, niech gra, na co mu zęby na gospodarce, szybkie oberki ksiądz ciąć kazał co by szybciej całą wieś uwolnić, bo ludzie przed tym bęcwałem po chałupach pochowani i do kościoła im chodzić nie prędko, na sumie pustki same. No… A i wy mi dupy nie trujcie bo pół dnia z podomką walczę i nijak szmatę zdjąć, czort ją jaki za plecami ciągnie?
- Może to ta siekiera - rzucam nieśmiało.
- Nie, nie, siekiera - odparła, tym razem jakimś innym, niebiańskim, delikatnym i czułym głosem...
- Siekiera wbita panie, żeby stanik naszpanować, żeby wyżej cycki podnosił…

W jednej chwili przestałem widzieć monstrum, a zobaczyłem kobietę. Blask lampy naftowej gdzieś z czeluści izby zaczął tańczyć na jej nagich ramionach. Dłońmi musnęła warkocz, by ten zaczął rozplatać się tak erotycznie, że poczułem w brzuchu miłosne motyle. Włos zsunął się jej po plecach niżej i niżej, aż spadł... na siekierę.

I po motylach pozostał tylko niezgrabny podmuch i niewielka draska na mojej i tak już sfatygowanej bieliźnie.

- Stop kamera. Mamy to. Przerwa.

- Jeszcze chwila przerwy.

- Moment.

- Minuta.

- Dwie.

Przepraszam za tę dłuższą przerwę… To i tak dla mnie za dużo. Te biedne dziecko… to przecież lustro mojej przeszłości. Było nas dwóch. Ja i mój brat bliźniak narkoman. Wciągał nałogowo nosem pastę biały ząbek. On miał mocne kości, mi ząb psuł się jeden od drugiego. Dorastałem przy pustych tubkach. On miał kobiety, a ja na randkę zapraszałem zrolowaną w tobół kołdrę, z naciągniętą fikuśną, koronkową, seksowną firanką. Nie chciałem tak żyć… Chciałem przejść przez lustro wprost do krainy OZ. Opieka Zdrowotna i gabinet dentystyczny? Być może tak działa przeznaczenie...

Koniec żali, demonów przeszłości, koniec retrospekcji. Wracamy na plan. 40 lat później...

Tu tu, tu tu, tu tu. Koła pociągu wybijają senny rytm. Do zadymionego przedziału pełnego zadymionych gangsterów ktoś bez wcześniejszego pukania, zapukał.
- Cego? - niskim głosem spytał niski Don Kurdupelito, sepleniący mafiozo wzrostu siedzącego psa.
- Konkonkondutor! - zawołał zza drzwi konkonkonduktor.
- Zaras! Scelbe schowam! - złowrogo zagrzmiał Kurdupelito
- Wlozł!
- Bibibilety do kokokontroli!
- Sysycy mu bilety sybko dawać! - grzmiał dalej Don.
- A ten bibilet czemu zgięty w harmonijkę? - zażartował pracownik PKP.
Zapadła niezręczna cisza.
- Co ty godos?
- Ha... harmonijkę...
Zapadła niezręczna cisza.
- Harmo...nijkę. - bez końca powtarzał nieszczęśnik.

Tu tu, tu tu, tu tu. Koła pociągu wybijają senny rytm. Tunel zaczął połykać kolejne wagony, tłumiąc wystrzał scelby, tfu… strzelby. Być może właśnie zginął ktoś, tylko dlatego że powiedział o jedno słowo za dużo.
… Tak! Gumolit! Jestem geniuszem!

Koniec części drugiej.

[edit] Dzień dobry. Mam na imię Mariola. Mąż poszedł do pracy i zostawił włączonego laptopa. On nigdy tak nie pisał. On pisał bardzo ładnie, czym mnie kiedyś bardzo ujął. Proszę Was bardzo o pomoc. Ktoś go zmusza żeby tak pisał. Boję się że on ma na boku jakąś babę.[/edit]

Dentysta i jego demony przeszłości. Część II

11
321atak pisze: hrum, hrum, hrum.
Chyba powinno być "chrum", ale kopii kruszył nie będę.
321atak pisze: Kamera star!
cpiężko myśleć
Cego? - niskim głosem spytał
Trochę spellchecka by nie zawadziło.
321atak pisze: jeden z ojców w drzwiach staje.
Skoro baba to raczej jedno z ojców.

Do tego dłobiazgi w kwestii interpunkcji i zapisu dialogów.
Ale generalnie na tak.
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

Dentysta i jego demony przeszłości. Część II

13
321atak pisze: Pisze w szale i mój warsztat też się chwieje...
Pisz w szale, proszę bardzo, ale daj odleżeć choćby dobę i spojrzyj nieszalonym okiem. To dobry odruch.
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

Dentysta i jego demony przeszłości. Część II

14
Misieq79 pisze: spojrzyj
Spójrz? ;)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

Dentysta i jego demony przeszłości. Część II

15
Ziornij :D
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”