w listopadzie się rodziłem
listopadem umieraliśmy
mija rok. coś koło tego
co minęło w związku z nami
dzisiaj kręci się we mnie
jak echolokacje wspomnień o zmierzchach
przy twoich kasztanowych lokach
jak krople spływające z okien.
pierwszy listopad
bez naszych wspólnych błędów
teraz wszystko układa nam się
w wiersz
spoglądam przez umazaną szybę
samotna roślina roni liście na własny pogrzeb
powoli porzuca oschłe wyzieleniałe pamiątki
w oczekiwaniu na śnieżnobiałe treny
które spadną dla niej z nieba jak bukiety ryżowych ziaren
na wspomnienie naszej śmierci
napoiłem się goryczką
żyjąc jednak nadzieją że
pójdziesz teraz w nowe miejsce
do innego, lepszego
na zawsze
Listopadem umieraliśmy
2Nie znam się na poezji, nie lubię, więc się wypowiem.
Metafory udane, nastrój - melancholijny, nastrojowo udany, ocierający się o przesadę, ale jej nie przekraczający.
Z drugiej strony, wiersz nie porywa. Takie tam, rzemieślnicza robota, landszaft.
Metafory udane, nastrój - melancholijny, nastrojowo udany, ocierający się o przesadę, ale jej nie przekraczający.
Z drugiej strony, wiersz nie porywa. Takie tam, rzemieślnicza robota, landszaft.