Ferdan z Langfarnfang - fantastyka, ćwiczenie ze wstępów

1
Zbocze w Langfarnfang z pozoru nie różniło się od innych podobnych mu zboczy. Co wiosnę jak inne zdobił je zielony szron traw. Miał cześć lepiej nasłonecznioną, albo taką, w której chodziło mniej mrówek. Jak inne zbocza, był popularnym miejscem dla frywolnego pikniki. Słowem, zbocze w Langfarnfang zdawałoby się być najbardziej typowym z typowych zboczy. Jednakże były to tylko pozory.
Mandarynka upuszczona z dłoni uwiedzionej w trakcie pikniku dziewoi nie turlała się w dół, ku butom dzierżącego siekierę ojca. Para kochanków wymieniająca pocałunki na zboczu w Langfarnfang nie mogła sturlać się ku szemrzącej rzece, albo polnej drodze. Żadna z tych rzeczy nie była możliwa, gdyż słynne, poniekąd zbocze w Langfarnfang było zboczem niepochyłym.
Bystry obserwator mógłby zadać pytanie, czemu zatem tego kawałka płaskiej przestrzeni nie nazwać zwyczajnie łąką w Langfarnfang. Odpowiedź, chociaż prosta, w żaden sposób nie zaskakuje. Gdyby niepochyłe zbocze z Langfarnfang nazywać łąką, lub co gorsza polaną, dłoń Ferdana z Langfarnfang nie spoczywała by na odsłoniętym kolenie Ignickiej erudytki.
Najpewniej dłoń ta w końcu na kolanie by wylądowała, niezależnie od tego, jakie nazwy przypisano by topografii jego rodzinnych stron. Ferdan zdawał sobie z tego doskonale sprawę. Ponoć, każdą kobietę można zdobyć. Los tak jednak chciał, ze tego wieczora trafił na płomiennowłosą podróżniczkę, przesadnie wręcz zafascynowaną kartografią najbardziej zapomnianych wiosek w królestwie Prydain.
Sytuacji takich jak ta, nie powinno się nigdy marnować, nawet kosztem lekkiego koloryzowania faktów.
— Podobno — Ferdan kontynuował swoją anegdotę. – Sam król Balor, z Clanu Dannanów zwykł odpoczywać w cieniu drzew na niepochyłym wzgórz.
Oczy dziewczyny świeciły dosłownie jak dwa rubiny, gdy dopijała wina. Na policzkach już paliły się węgielki rumieńców. Dosłownie, Ignitki to przecież córy ognia i popiołu. Kobiety jak wulkan gorące.
— Nigdy o nim nie słyszałam – zaśmiała się, a jej twarz rozpromieniła się niż rozpalone do czerwieni żelazo. Fakt, erudycja Ignitek nie była paradną ulicą w samym stołecznym Pendragonium, raczej podobna była wąskim ścieżkom wiodącym ku szczytom orlich gniazd. Jeden krok ze ścieżki, prowadził w odmęty niewiedzy.
Na całe szczęście, dłoń Ferdana była szczęśliwym wędrowcem, gdyż powoli sunęła ścieżką ud, do ognistej doliny spełnienia. Podróż zbliżała się do szczęśliwego końca, fakt w którym specjalista od zboczy w Langfarnfang przekonał się jeszcze dobitniej, kiedy płonące rubiny wargi Ignitki przywarły do jego ust. Płynne żelazo pomyślał, czując jej smak, chociaż nigdy żelaza nie jadł.
— Może jednak, znajdziemy bardziej ustronne miejsce. — zaproponował Ferdan po przerwaniu pocałunku. Wędrowca ręki już robił ostatnie zakręty.
***
Mówią, że kac po winie boli najbardziej. Być, może, chociaż ilość spożytego trunku ma tutaj pewnie większe znaczenie. Wielu uczonych pewnie mogłoby wykłócać się co do najbardziej wzbudzających kac czynników. Ferdan na pewno jednak nie zgodziłby się, że kac był jego największym problemem tego poranka. Nawet oparzenia na rodowym przedłużeniu jakoś by przeżył. Listę najgorszych doznań owego poranku zdecydowanie otwierało bycie związanym i prowadzonym przez ognistą najemniczkę, której jeszcze parę godzin temu opowiadał o pozornie zwyczajnym zboczu w Langfarnfang.

Ferdan z Langfarnfang - fantastyka, ćwiczenie ze wstępów

2
Baribal pisze: Zbocze w Langfarnfang z pozoru nie różniło się od innych podobnych mu zboczy. Co wiosnę jak inne zdobił je zielony szron traw (...)Jak inne zbocza, był
Zbocze też się powtarza. Celowo?
Baribal pisze: Ponoć, każdą kobietę można zdobyć.
Sytuacji takich jak ta, nie powinno się nigdy marnować
Przecinki zbyteczne i nie tylko w tych dwóch miejscach
Baribal pisze: ze
że
Baribal pisze: zwykł odpoczywać w cieniu drzew na niepochyłym wzgórz.
Jakiś błąd się chyba wkradł
Baribal pisze: Na policzkach już paliły się węgielki rumieńców.
Proponuję: Dziewczęce policzki paliły się węgielkami rumieńców.
Baribal pisze: Płynne żelazo pomyślał, czując jej smak, chociaż nigdy żelaza nie jadł.
To płynne żelazo jako myśl należałoby oddzielić, np. przecinkiem albo myślnikiem ;)

Ode mnie tyle.
Pozdro
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron