Pani Basia [opowieść miłosna]

1
Krzywy Zenek wynajął pani Basi pokój z przekonaniem, że jak wszystkie poprzednie pani Basie tak i ta korzystać będzie zarówno z metrażu jego mieszkania, jak i osobistych walorów, gdy więc dopadł ją przy łazience, okręconą w różowy ręcznik, i uszczypnął w bioderko na szczęśliwe zapoznanie, zupełnie nie spodziewał się ciosu. Ocknął się w kuchni, rozciągnięty między trzema taboretami. Obok siedział nieustraszony dotąd pies Fafik, wpatrzony w swego pana z równym zdumieniem jak ten w siebie w chwilę potem w tylnej stronie łyżki.
- Herbatki? - Pani Basia zdążyła już narzucić na siebie kwiecistą sukienkę.
- Chętnie. – Odłożył sztuciec i westchnął. – Mało mnie pani nie zabiła.
- Och, do tego było jeszcze daleko. Z miodem? – Otworzyła górną szafkę i wspięła się na palce, ukazując przy okazji fragmenty frywolnej haleczki.
- Z cytryną. Dostanę do tego bułeczkę maślaną?
Spojrzała tak, że zrozumiał – nie dostanie.
*
- Co mi tu pani, rakiety ziemia - powietrze do domu sprowadza? – Zenek aż zakrztusił się zupą gdy dwóch mężczyzn z szarym zbiornikiem na plecach przemknęło przez przedpokój.
- To tylko butla z dwutlenkiem węgla, spokojnie. – Pani Basia jedną ręką przytrzymała drzwi a drugą wskazała, gdzie położyć ładunek.
- Czemu na końcu ma głowicę?
- Fikuśniej wtedy wygląda.
- A po co pani dwutlenek węgla, hę? – Zenek nie dawał się zwieść.
- Lubię mocno gazowaną kolę.
Pokiwał głową, bo rzeczywiście sporo piła, koli i innych napojów też. Wstawił talerz do zlewu, narzucił skajową kurteczkę i poszedł do mamusi na obiad.
*
- Podoba się, królowo? - Rychu sapnął i odłożył szpachelkę.
Kończył właśnie maskować wyrwę tuż przy oknie, którą wedle słów pani Basi zrobiła trącona przez Fafika butla. Zenek nie kupił tej historii, miał do swego psa bezmierne zaufanie, do lokatorki za to za grosz nie miał – a to popsuła coś, a to kolejny raz podbiła mu oko. Do prac remontowych najął więc Rycha, co ręce miał złote, a charakter gwałtowny, tak gwałtowny, że raz nad rzeką sklepał twarz doktorowi z miasta, gdy paplaniną przez telefon płoszył mu ryby. Zenek wierzył, że Rychu za jedną wizytą naprawi ścianę i ustawi najemczynię do pionu, Rychu jednakże, zlustrowawszy opięty bordową bluzeczką biust pani Basi, poleciał do spożywczego po pączki i oranżadę.
- Zdrajca – wysyczał Zenek w stronę kompana, gdy ten przeciskał się w ślad za panią Basią do łazienki.
Rychu zachichotał tylko. Trzasnęły drzwi, coś zamruczało ponuro, rozległ się łoskot. Zenek westchnął i już miał naciskać klamkę, bo niechęć niechęcią, ale w obronie czci kobiety zawsze stanąć trzeba, gdy ta powędrowała w dół i z toalety wypadł Rychu z zalaną krwią twarzą.
- Pobiła mnie! Sitkiem do prysznica skatowała! – zapiszczał w Zenkowy tors i uciekł.
*
Którejś nocy Zenek wstał, zbudzony ssącym w górze brzucha głodem, i poszurał do kuchni. Zapalił światło i zaniemówił – na taborecie przy lodówce siedziała pani Basia, zgarbiona i zapłakana.
- Co... Co się pani stało?
- Dostałam laserem po oczach. – Wzruszyła ramionami.
- Gdzie?
- W pracy.
- Co to za praca? – Przyciągnął drugi taboret i usiadł naprzeciw.
Pomyślał, jak niewiele o niej wie – że lubi jaskrawe sukienki i bić mężczyzn, i nic więcej.
- Firma sprzątająca. – Rolowała róg ceraty.
Pokiwał głową i patrzył na nią wystarczająco długo by zrozumieć, że to nie laser. Potem wychylił się, objął niezgrabnie i poklepał.
*
Od tej pory on przymykał oczy na porysowane nunczakiem ściany, ona zaś nie podnosiła już nań ręki, chyba że w gorszy dzień. Dobrze im było razem w mieszkanku na ulicy Targowej i mogłoby tak być zawsze, jednak nadszedł pewien wtorek i wszystko zmienił.
Zenek miał być u mamy na obiedzie, lecz rozbolał go brzuch i nie poszedł. Polegiwał na tapczanie, skubiąc koc i wpatrując się w sufit, gdy zazgrzytał klucz i rozległy się kroki. Zza ściany dobiegł stukot i rozmowy, więc zwlókł się z łóżka, zaciekawiony, i udał do pokoju obok. Tam pani Basia w towarzystwie trzech ubranych na czarno mężczyzn pakowała bibeloty do kartonów.
- Co to ma znaczyć? – wykrztusił.
- Przenoszą mnie do Paryża.
Stał i mrugał pośpiesznie oczami.
- Jezu, nie becz. Kiedyś wrócę. – Wrzuciła do pudła garść granatów.
Wytarł nos w rękaw a potem, zataczając się, zaczął przewracać paczki. Pani Basia podeszła go od tyłu i uderzyła tak, że zemdlał.
*
Kiedy odzyskał przytomność chwycił fotel, zataszczył go przed drzwi kamienicy i spędzał tam dnie całe, czekając na swą Basieńkę; zakwitły jabłonie i zaszeleściły żółte liście, a on cierpliwie siedział, rozweselany przez Fafika. W końcu nadeszła zima i spadł śnieg tak gęsty, że przykrył całkiem Krzywego Zenka. Gdy biel stopniała - mężczyzny już nie było. Ludzie gadali, że to Baśka przyjechała z Paryża i kanałami, co się ciągnęły pod ulicą, zabrała do siebie wybranka, lecz przecież Zenek nigdy nie odszedłby bez łaciatego przyjaciela, co popiskiwał teraz tęsknie, biegając wokół zmurszałego siedziska. Biegał przez wiosnę, lato, jesień, a później znów spadł śnieg i Fafik zniknął...

Pani Basia [opowieść miłosna]

3
Podoba mi się jak przedstawiłaś miłość, która zrodziła się w Zenku <3
Plastyczne postacie, świetnie dobrany język, a także humor i końcowe wzruszenie, które mi zaoferowałaś.
Chciałabym, żeby pani Basia wróciła po Zenka i po Fafika rzecz jasna :)

Pani Basia [opowieść miłosna]

4
Kilka maleństw:
Czuowiek Roku pisze: że jak wszystkie poprzednie pani Basie tak i ta korzystać będzie
że jak wszystkie poprzednie pani Basie, tak i ta korzystać będzie
Czuowiek Roku pisze: zupełnie nie spodziewał się ciosu. Ocknął się w kuchni, rozciągnięty między trzema taboretami.
Sam cios zostawiłbym w sferze domyśleń - odzyskanie przytomności między taboretami (i może boląca szczęka) wystarczyłyby tej scence. Ale to już moje preferencje :)

Dlaczego Fafik był nieustraszony do momentu ciosu? Za mało Fafika!
Czuowiek Roku pisze: ziemia - powietrze
ziemia-powietrze
Czuowiek Roku pisze: Wytarł nos w rękaw a potem, zataczając się, zaczął przewracać paczki. Pani Basia podeszła go od tyłu i uderzyła tak, że zemdlał.
Tu się czepię punktu widzenia - opowiadasz z perspektywy Zenka, a on nie mógł widzieć podchodzącej Basieńki.


I na koniec sam... Strasznie mi się to wszystko podobało; rytmiczne, fikuśne, z trafiającym do mnie poczuciem humoru; mimo nieco melancholijnej końcówki zostawia uczucie zadowolenia w środku, a na twarzy uśmiech. Pewnie nie jako pierwszy na tym forum, nominuję Cię na Czuowieka Roku, i zapisuję się do fanklubu (ktoś oficjalnie już załozył?!).

Czekam na więcej!

Pani Basia [opowieść miłosna]

7
Bardzo mi się podoba Twój styl
Historia tej miłości również przypadła mi do gustu. Błędów nie zauważyłam, za to uśmiałam się porządnie. Masz bardzo fajny dowcip. :)
Istnieje cel, ale nie ma drogi: to, co nazywamy drogą, jest wahaniem.
F. K.

Uwaga, ogłaszam wielkie przenosiny!
Można mnie od teraz znaleźć
o tu: https://mastodon.social/invite/48Eo9wjZ
oraz o tutaj: https://ewasalwin.wordpress.com/

Pani Basia [opowieść miłosna]

9
Bardzo fajne, tylko ten fragment - "Wytarł nos w rękaw a potem, zataczając się, zaczął przewracać paczki. Pani Basia podeszła go od tyłu i uderzyła tak, że zemdlał." - do mnie zupełnie nie przemówił. To znaczy, ja rozumiem, że ewentualnie Pan zenek mógł doznać jakiegoś wewnętrznego kryzysu i zareagować niezwykle gwałtownie, ale jak dla mnie wymagałoby to szerszego opisu i zagłębienia się odrobinę w psychikę bohatera, żeby to uwiarygodnić. To, że Pani Basia zareagowała na to uderzeniem tak silnym, że go znokautowała, też do mnie nie przemawia, spodziewałbym się, że chociaż spróbuje najpierw uspokoić go słownie, nawet jeśli ma tendencje do agresywnych zachowań; to przecież jednak była między nimi bliskość, a ona przynajmniej w pewnym stopniu powinna zrozumieć rozpacz jej "partnera", zamiast od razu atakować tak, jakby nic dla niej nie znaczył.

Pani Basia [opowieść miłosna]

10
Miałam problem z tym tekstem. Jak większość Twoich dzieł podoba mi się i to zdecydowanie bardzo jeśli chodzi o formę oraz klimat lekkiego absurdu, tutaj osiągnięty dzięki celowo nierealistycznym reakcjom pana Zenka na niepokojące poczynania lokatorki.

Dobrze widzieć, że świetnie sobie radzisz w humorze z lekkim, nienachalnym stylem.

Za pierwszym razem jednak mocno mi nie podpasowała historia. Teraz, gdy czytam kolejny raz zwracając większą uwagę na formę, to wrażenie nie jest aż tak silne, ale jednak jest.

No bo kim jest pan Zenek?

Rozumiem historię o miłości człowieka prostego i nieuczonego, bez skłonności do afektów i egzaltacji, zagubionego, troszkę nawet żałosnego, ale ogólnie lubialnego i fajnego. Historię zabawną, ciepłą lub gorzką, wzruszającą, ale w ogólnym zarysie spójną i wiarygodną, mimo igrania z popularnymi wzorcami i wyobrażeniami o romansie.

Tylko, że pan Zenek nie jest prostym, ogólnie lubialnym sierotkiem. Jest chamem i prymitywem. Do takiego człowieka już nie podepniesz przywiązania, miłości czy romansu ale nie dlatego, że zabrania tego zasada decorum, wzorzec czy przyzwyczajenie. Przyczyna jest inna: przywiązanie czy jakiekolwiek wznioślejsze uczucie ze strony takiego człowieka jest po prostu mało wiarygodne.

Pani Basia [opowieść miłosna]

11
Po całym day off spędzanym w londyńskim mieszkaniu z płaczliwymi Sycylijczykami zza ściany, takie opowiadanie nie mogło nie wywołać uśmiechu na mojej twarzy. Zgrabnie i lekko napisane powoduje powrót chęci do życia i lekką zazdrość z warsztatu autorki tekstu. Żaden ze mnie ekspert. ale 300 stron w tym stylu, mogłoby spowodować sporo zamieszania na rynku wydawniczym...

Pani Basia [opowieść miłosna]

12
Wchodząc do tego wątku spodziewałem się innej historii, jednak ta mocno mnie zainteresowała i rozbawiła zarazem. Dość swobodnie balansujesz między absurdem, a lekkim, specyficznym humorem. Takim, którego do końca nie można wyjaśnić, bo, z jednej strony dziwne i enigmatyczne zachowanie głównej bohaterki, ale też zwykłe, ludzkie uczucia, z drugiej natomiast Zenek, prosty, pragnący miłości człowiek. Mimo tej zagadkowej i szalonej aury wokół postaci Basi, ma ona również normalne uczucia. Onieśmielenie podczas rolowania ceraty czy poważne wyznanie, że kiedyś wróci. I to groteskowe zakończenie, które wywołuje pewien smutek i żal w całym tym swoim absurdalnym tonie. Wyczuwam tu też nutę pewnego folkloru. Mnie się podobało.

Pani Basia [opowieść miłosna]

13
"– Mało mnie pani nie zabiła.
- Och, do tego było jeszcze daleko. Z miodem?"
— masz moje serce z piór i ogromny uśmiech :))
Czytało się lekko i przyjemnie, jestem już trochę zmęczona, ale tekst mimo wszystko mnie rozweselił i pobudził, napisany żartobliwie, hmm skeczowo–kabertowo, tak w kabarecie bym to widziała!
Całość ogólnie na tak, końcówka mniej, takie ujście powietrza z balona, który ładnie się unosił.
Wiadomo, że tekst nie jest z jakieś górnej półki, ale takie teksty mają co innego na celu. Był dynamizm, był humor, nawet tajemnice ;)) jestem na tak :)

Pozdrawiam

Pani Basia [opowieść miłosna]

14
Naprawdę ładne... Poczułem praski klimat. I tylko szkoda Fafika.
Pamiętaj: kiedy ludzie mówią ci, że coś jest źle lub nie działa na nich, prawie zawsze mają rację.Natomiast kiedy mówią ci, co dokładnie nie działa, i radzą, jak to naprawić, prawie zawsze się mylą.
Neil R. Gaiman
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”