Pierwsza dłuższa próba z prozą. W zamyśle ma być z tego całkiem długa całość.
Rozdział 1
Dzień był wyjątkowo duszny, a gorące powietrze niemal kleiło się do skóry. Klara odetchnęła głęboko zamykając za sobą ciężkie drzwi urzędu. Ośmiogodzinna praca polegająca na wklepywaniu danych do tabelek w słoneczny sierpniowy czwartek była morderczą torturą. Jedynym jasnym punktem przyszłości była wizja zbliżającego się weekendu. Dziewczyna szła bezmyślnie kierując się w stronę przystanku. Tą samą trasą od jedenastu miesięcy. Bez perspektyw na zmianę. Bez skonkretyzowanych marzeń i oczekiwań. Bezgłośny marsz przerwał dzwonek telefonu, który poturlał się wśród rozgrzanych kamienic wciśniętych pomiędzy wąską, miejską uliczkę. Na ekranie wyświetlił się nieznany numer.
- Dzień dobry, dzwonię ze szkoły podstawowej w Goślicach. Wysłała pani do nas swoje CV i chcielibyśmy zaprosić panią na rozmowę rekrutacyjną na stanowisko nauczyciela języka polskiego. Pani dyrektor będzie czekała na panią 16 sierpnia o godzinie 10 w swoim gabinecie. Proszę zanotować adres – wysoki głos w słuchawce zlewał się w jeden ciąg słów. Klara poczuła, jak jej serce wykonało szybki obrót po czym zaczęło bić z prędkością karabinu maszynowego. Przykucnęła opierając głowę o gorący tynk jakiegoś budynku, wyciągnęła z torby notes i drżącą ręką zapisała numer budynku, w którym mieściła się goślicka szkoła.
- Goślice, oszalałaś chyba – mruknął Michał sięgając po sok jabłkowy z lodówki. – Jak zamierzasz tam dojeżdżać? I za co? Chyba słyszałaś ile zarabiają nauczyciele? – niebieskie oczy chłopaka teraz Klarze zdawały się mieć kolor lodu, który skutecznie chłodził jej zapał do zmiany pracy.
- Ale przecież wiesz, jak bardzo unieszczęśliwia mnie ten biurowy areszt. Nie nadaję się do tego, duszę się tam, a wyglądając rano przez okno podczas parzenia kawy, mam ochotę przez nie wyskoczyć. Pojadę tylko porozmawiać, pozwól mi się połudzić przez kilka dni, że mogę mieć fajną pracę. W odpowiedzi chłopak tylko przewrócił oczami. – Tylko porozmawiam – powtórzyła Klara całując go łagodnie w czubek nosa.
Cztery kolejne dni właściwie działy się poza świadomością dziewczyny. Codzienne mechanizmy przejęły stery nad przebiegiem czasu. Michał pracował całymi dniami realizując jakiś wyjątkowo ważny projekt informatyczny, trawniki pierzchły od upału, a biurowe obowiązki przebiegały według rytualnego życia urzędu. Klara miała w tym jedynie fizyczny udział. W przeddzień rozmowy kwalifikacyjnej korzystając z wolnego dnia przejrzała pobieżnie podstawę programową i oczami wyobraźni zaczęła wizualizować sobie studenckie marzenie. Siebie przy tablicy omawiającą z dzieciakami jakiś emocjonujący temat literacki. –Uważaj jutro na siebie. Jedź ostrożnie, to w końcu ponad 90 kilometrów – Michał najwyraźniej postanowił na chwilę oderwać się od komputera. I nie trać głowy. To tyko jakaś mała, wiejska szkoła bez perspektyw. Zasługujesz na więcej – mrugnął porozumiewawczo i jego jasna czupryna zniknęła za drzwiami sypialni, która chwilowo pełniła rolę jego gabinetu.
- Dostałam tę pracę, będę nauczycielką, cholera! Awww… – kilka godzin później Magda piszczała do telefonu. – Michał, nareszcie coś mi się udało – kontynuowało ignorując zupełną ciszę po drugiej stronie słuchawki. – Nie wiem jak Ty sobie to wyobrażasz, ale nie mogę teraz rozmawiać, za chwilę mam zebranie. Wrócimy do tego wieczorem, jak trochę ochłoniesz – krótki sygnał telefonu jednoznacznie dał do zrozumienia, że Michał nie ma nic więcej do dodania. Dziewczyna usiadła na ławce przed niewielkim budynkiem szkoły, którego szara biel malowniczo kontrastowała z błękitnym niebem i wszędobylską zielenią wkoło. W zasięgu wzroku wiła się niewielka rzeka, dalej widać było zarys lasu, na tle którego piętrzyły domy. Wkoło pachniało świerkami, co budziło ciepłe skojarzenia ze świętami chociaż był środek lata, – To będzie fajny rok. Wszystko zaczyna się układać – pomyślała Klara wsiadając do swojej granatowej, ośmioletniej Skody.
Spaghetti, prosecco, uwielbiana przez Michała szynka prosuctto. W intencji dwudziestosiedmiolatki kulinarny zestaw włoskich smakołyków miał nieco złagodzić nerwową atmosferę. – Nie jestem głodny. Szef zamówił dla wszystkich sushi – rzucił na powitanie Michał zatrzymując wzrok na butelce schłodzono wina. – Więc może powiedz, jak Ty sobie to wszystko wyobrażasz – zaczął z rezygnacją opadając na krzesło . – Chodzi tylko o ten rok, nabiorę doświadczenia, spróbuję swoich sił i później spróbuję przenieść do jednej z olsztyńskich szkół. Będzie mi łatwiej z wpisem do CV poświadczającym moje doświadczenie pedagogiczne. Ty tylko rok. – żołądek Klary zaciskał się coraz bardziej z każdym słowem. – Nie będę musiała jeździć codziennie, w szkole jest mieszkanie. W ciągu tygodnia mogę się tam zatrzymać. A w weekendy będziemy nadrabiać stracony czas. Przyrzekam. – wyrzuciła z siebie znienacka jakby sama zaskoczona odważnym brzmieniem tych zdań. Michał zbladł, ale nie powiedział ani słowa. Wlał do ust całą zwartość kieliszka. Sięgnął po butelkę uzupełniając zapas. Prosecco syczało złowieszczo. Przez godzinę siedzieli w milczeniu . – To tylko rok – głos Klary wybrzmiał jak rozpaczliwy krzyk.
Sierpień turlał się przez Olsztyn roztaczając wkoło przeczucie jesieni, które wiązało w sobie niecierpliwe oczekiwanie z jakimś niezidentyfikowanym poczuciem straty. Widok ogromnego kartonu, do którego pakowała kupione rzeczy codziennego użytku prowokował strach. Właściwie nie rozmawiali z Michałem na temat wyjazdu, tak jakby w gruncie rzeczy miało do niego nie dojść. Ostatniego dnia pracy Klara przemierzała korytarz urzędu z wielkim poczuciem ulgi. Kwiecisty chodnik, nieustannie zepsuta kserokopiarka i czarna kawa pita kompulsywnie w poczuciu poniedziałkowej melancholii miały być już tylko wspomnieniem. Tuż przed szesnastą szybka wymiana uprzejmości z koleżankami i była wolna. Od tego dusznego miejsca i ludzi w za ciasnych garsonkach, którzy zupełnie nie pasowali do jej wyobrażeń o świecie, w którym chciała żyć. Wracając do domu z każdym przystankiem, na którym zatrzymywał się autobus rosło w niej przekonanie, że postąpiła. Wieczorem zajęła się dopakowywaniem rzeczy i odpędzaniem myśli prowokujących stres. – Idziemy na kolację – szept w jej uchu wydawał się czulszy niż zwykle. – Ale, przecież jutro masz spotkanie z klientem, a ja muszę rano wstać, jest ciut późno na takie eskapady. – Nie przyjmuję odpowiedzi odmownej, ale najpierw się panią zajmę, tak żeby obudzić apetyt - ręka Michała pociągnęła dziewczynę w stronę w stronę sypialni.
Rozdział 2
Przemierzając drogę do Goślic Klara próbowała nie popadać w patetyczny nastrój, który wprawiłby ją w stan tęsknoty na narzeczonym, którego właśnie opuszczała. Przynajmniej w czysto fizycznym wymiarze. Starała się myśleć o sobie, jako o nowoczesnej, świadomej swoich potrzeb kobiecie, która goni za marzeniami. – Pędząc drogą S7 wprost do wiejskiej szkoły na odludziu – zaśmiała się do siebie. Kiedy stanęła przed budynkiem, w którym miała mieszkać i pracować, wyciągając z kieszeni swetra mentolowego papierosa poczuła lekkie ukłucie w okolicach żeber. Szkoła prezentowała się jakby mniej przyjaźnie niż niespełna dwa tygodnie wcześniej. – A uczucie radosnego podekscytowania zastąpił stres i trema. – Mam nadzieję, że znajdę kogoś kto okaże mi trochę wsparcia w tym pedagogicznym debiucie – ta myśl była równie ciężka, jak karton z pościelą, sztućcami i innymi rzeczami pierwszej potrzeby, który Klara starała się wytaszczyć z tylnego siedzenia skody. – Coś pani wypadło – męski głos zza pudełka, które chwilowo oddzielało ją od reszty świata wprawił ją w lekki niepokój. Odstawiła karton przyglądając się nieznajomemu, który ku jej uldze nie wyglądał na roszczeniowego tubylca ani wyższego stopniem kolegę z pokoju nauczycielskiego. Krótko przystrzyżona broda, jeansy eksponujące kolana za sprawa znacznych przetarć i biały t-shirt ubrudzony czymś przypominającym smołę lub smar kazało Klarze myśleć, że nie powinna wstydzić się tego, że nowy znajomy trzymał w rękach kartonik tamponów. – Aaa tak, dzięki…Musiały się wysunąć w trakcie wyjmowania tego pakunku – tłumaczyła nieskładnie przeklinając siebie za pomysł transportowania zapasu środków higienicznych na najbliższym miesiąc razem z kuchennymi akcesoriami. Niemal wyrwała mu z rąk zielone pudełeczko i zaczęła się nerwowo kierować w stronę szkoły. – Może Ci pomogę – wykrzyknął za nią chłopak, ale ona nie miała ochoty na kontynuowanie tej niezręcznej znajomości.
- To są klucze do mieszkania, a to frontowe do budynku szkoły. Ma Pani zewnętrze wejście. Z korytarza prowadzącego do sali gimnastycznej też da się przedostać, ale tylko teoretycznie, bo drzwi są zamknięte na stałe i zastawione szafą. Zupełnie niezależne przejście da pani więcej intymności i swobody – ćwierkała dyrektorka wręczając dziewczynie nieco zardzewiały komplet kluczy. Miała ogromne okulary w srebrnych ramkach, żółtą sukienkę i znaczną nadwagę, co sprawiało, ze przywodziła na myśl wielką pszczołę. – Cieszę się, że będziemy razem pracować. Proszę się rozgościć, nie będę już przeszkadzać – rzuciła przez ramię i zniknęła za drzwiami zanim Klara zdążyła zadać jakiekolwiek pytanie.
Dźwięk informujący o nadchodzącej wiadomości przerwał nieznośną ciszę, która panowała od wyjścia dyrektorki. – Jak Ci tam jest? – widok wiadomości od Michała sprowokował chwilowe uczucie tęsknoty. – Tęsknię. – Nie wymyślaj, za trzy dni będziesz w domu. To nie koniec świata – racjonalny ton sprowadził uczucia Klarę na właściwie tory. I przypomniał po co właściwie robi. Z Michałem poznali się sześć lat temu, na jakieś zupełne nieudanej imprezie. Nieco za mocno się wstawiła, on zamówił jej taksówkę, odprowadził pod drzwi mieszkania. Następnego dnia wpadł z puszką zimnej coli, sprawdzić jak się czuje. Na jego widok jej samopoczucie podejrzanie się poprawiło, mimo że nie do końca była przekonana, czy dziwne wrażenie pod żebrami było spowodowane kacem, czy obecnością fajnego faceta w jej towarzystwie. Później zamieniła wymarzone studia w Gdańsku na życie w kameralnym Olsztynie. Michał studiował tam z sukcesami, miał spore stypendium i ukochane koło naukowe. A dla niej odkąd go poznała, kolory gdańskiej starówki jakby zmatowiały. Kiedy wyprowadzała się z trójmiejskiego mieszkania czuła jakby palące uczucie w okolicach żołądka było delikatnie tłamszone przez zimny okład. Nareszcie miała żyć bez ciągłego uczucia braku. Ale szybko okazało się, że nigdy nie można doświadczyć wrażenia całkowitej pełności. Jej rozmyślania przerwał dźwięk telefonu. – Zapomniałam wspomnieć, że jutro jest rada pedagogiczna , podczas której pozna pani swojego opiekuna stażu i zasady panujące w naszej placówce. Proszę być około dziesiątej w pokoju nauczycielskim – wyrecytowała dyrektorka i nie czekając na odpowiedź skończyła rozmowę. – Najwyższy czas chyba zwiedzić okolicę – myśli Klary przelały się przez jej głowę w rytm zamykanego zamka. Goślice były pełne roślin. Kasztanowce i brzozy zieleniły się na tle sierpniowego nieba. Kilkanaście domów skupionych po obu stronach drogi zdawało się żyć w zwolnionym rytmie. – Sklep jest jakiś kilometr stąd – głos za plecami wybrzmiał zupełnie nagle. To był ten sam mężczyzna, który rano pomagał jej zbierać tampony z ziemi. – Dzięki, nie szukam sklepu, wyszłam się trochę rozejrzeć– odpowiedziała Klara siląc się na uprzejmy ton. – Nowa polonistka? Jestem Antek – powiedział uprzejmie wyciągając rękę. – Wieści szybko się tu rozchodzą – dodał odpowiadając na jej skonsternowane spojrzenie. Zinterpretował je , jako wyraz zainteresowania, bo już po chwili opowiedział skórconą wersję swojej biografii, Pomagał choremu ojcu prowadzić warsztat samochodowy. Wcześniej mieszkał w Londynie, Łodzi, a nawet Brnie. Ale niedyspozycja ojca, dla którego naprawa samochodów była jedynym źródłem utrzymania kazała mu wrócić do Goślic. Chociaż były dla niego ciasne i nudne, czuł się w obowiązku pomocy rodzinie. Może to miało być zadośćuczynienie za jego wszystkie wcześniejsze błędy. – Wpędziłeś matkę do grobu- słowa ojca tuż po pogrzebie wryły się w jego pamięć, jak zrosty. Nie chciała znać tej historii. Właściwie wcale nie chciała go poznawać, podobnie jak reszty gorlickiego świata, który zacząć wydawać się jej smutnym i zupełnie obcym miejscem.
Rozdział 3
- Niepotrzebnie wszystko rozkładasz na części pierwsze. Stresujesz się to normalne, ale skoro podjęłaś taką decyzję to bądź w niech choć trochę konsekwentna – głos Michała wiązł w głośnikach komputera. – Słabo cię słyszę, a jeszcze gorzej widzę – mruknęła Klara przyciskając nos do ekranu. – Zbieram się do pracy, nie mam czasu na spokojną rozmowę – zamazana sylwetka Michała usiłowała wciągnąć na siebie marynarkę. – Bądź dzielna na tej radzie, a jak będzie bardzo źle to po prostu wrócisz. Coś wymyślimy. A teraz biegnę kocham cię – rzucił pośpiesznie do monitora i zniknął. – Ja ciebie też – mruknęła Klara do czarnego ekranu mrugając pośpiesznie, żeby zatrzymać łzy. W obliczu stresu zawsze miała tendencję do dramatyzowania. W tym jednym Michał miał rację.
Przemierzając szkolny korytarz Klara odnosiła wrażenie, że nogi odmawiają jej posłuszeństwa. Zapach stęchlizny mieszał się ze słodkimi perfumami starszych kobiet skupionych pod oknami w niewielkie grupki. Jej nowych koleżanek z pracy, które na powitanie obrzuciły ją dość chłodnym spojrzeniem. Dziewczyna pożałowała, że założyła szpilki, które manifestowały jej obecność z każdym krokiem. Pokój nauczycielski małym pomieszczeniem, w którym nie było nic poza wielką szafą, długim stołem z krzesłami i wieszakiem na ubrania. Dziewczyna nie bardzo wiedząc, gdzie może usiąść zajęła pierwsze wolne miejsce. – Tutaj zawsze siedzi pani Hania od fizyki, a ona raczej nie lubi, kiedy ktoś wchodzi jej drogę, więc lepiej chodź za mną – stojąca przed nią brunetka wyglądała na jej równolatkę. – Jestem Marcelina, uczę W-Fu, bardzo nie lubię tej szkoły i cieszę się, że bywam w niej tylko dwa razy w tygodniu – nowa koleżanka wydawała się być Klarze bardzo swobodna, co w jej odczuciu graniczyło z lekką nonszalancją. – Obok mnie zwykle miejsce jest puste, bo mają mnie tutaj za lekką świruskę, ale nawet nie próbuję tego zmieniać – dodała żując ostentacyjnie gumę i osuwając się na nieco wysłużone krzesło. – Szanowni państwo, drogie grono pedagogiczne, chciałabym oficjalnie wszystkich powitać na pierwszym po wakacjach zebraniu rady pedagogicznej – dyrektorka w liliowym kostiumie, który nieco zbyt mocno opinał jej biodra i uda wyglądała jak mistrz jakieś cyrkowej ceremonii. – No to teraz nastaw się na kilka godzin nudy – mruknęła Marcelina wyciągając z torebki telefon.
Rzeczywiście minuty wiły się jak godziny, a jedną formą walki z marazmem było podnoszenie ręki w geście głosowania nad jakąś uchwałą, o której treści Klara nie miała pojęcia. Po zakończeniu zebrania odbyła krótką rozmowę z panią Marią, która została jej opiekunką stażu. Ta miła pięćdziesięciolatka w z kasztanowych lokach sprawiała dobre pierwsze wrażenie, jednak po chwili rozmowy zdawała się zupełnie stracić zainteresowanie rozterkami pedagogicznymi dziewczyny. Z kolei Marcelina przepadła tuż po zakończeniu rady, więc tak naprawdę nadzieje Klary na nawiązanie jakichkolwiek relacji koleżeńskich przed oficjalnym rozpoczęciem roku szkolnego okazały się być naiwne. – To się nazywa świetny początek kariery – pomyślała gorzko zaciągając się dymem papierosowym zmieszanym z sierpniowym powietrzem.
- Praca nie jest od nawiązywania przyjaźni, zawsze Ci to mówiłem. Swoją drogą nie rozumiem po co masz tam zostać jeszcze trzy dni, skoro rok szkolny zaczyna się w poniedziałek – Michał, nie mędrkuj to wcale nie pomaga – syknęła Klara do telefonu. – Tłumaczyłam Ci, że chcę trochę oswoić się z okolicą, szkołą i ludźmi chociaż to ostatnie wychodzi mi dość żałośnie. Zresztą jutro i pojutrze mam spotkanie z panią Marią, która ma zobaczyć moje konspekty na najbliższe lekcje – dziewczyna podtrzymywała komórkę ramieniem próbując jednocześnie odkorować czerwone półwytrawne. – Panią Marią? To w nauczycielskiej enklawie nie przechodzi się na Ty? – Najwyraźniej nie z żółtodziobami – mruknęła Klara po czym głośno przeklęła do telefonu. – Muszę kończyć, bo właśnie zalałam pół kuchni portugalskim winem. Może to jakaś nieudolna metafora mojego obecnego stanu ducha. Buzi. W tym samym momencie, rozległo się pukanie do drzwi, które wydało się jej zupełne nierealne. Nie mogła znaleźć racjonalnego powodu, dla którego ktoś miałby ją tu odwiedzać. – Przyniosłem przesyłkę– męski głos zza ciężkich drewnianych drzwi brzmiał znajomo.
Rozdział 4
Przesyłką okazały się być dość wysłużone podręczniki metodyczne od pani Marii. Z kolei rolę posłańca objął Antek, który w oczach Klary zyskał ponadprzeciętne zdolności pojawiania się w najmniej oczekiwanych momentach. Zamienili kilka uprzejmych zdań w drzwiach. Mimo fatygi nie miała ochoty zapraszać go na herbatę, więc po chwili kłopotliwej ciszy Klara z ulgą przekręciła zamek w drzwiach.
Kolejne dni minęły na przygotowywaniu konspektów lekcji, beznamiętnych rozmowach z panią Marią i nostalgicznych spacerach. W okolicy pępka zaczynało ją ssać przeczucie, że może wyjazd do Goślic wcale nie był najwłaściwszą decyzją. Ale nie było odwrotu. Musiała przetrwać ten rok, brakowało planu ewakuacyjnego. Postanowiła nie dzielić się swoimi rozterkami z Michałem, który z pewnością zinterpretowałby je jako dowód na słuszność swoich przekonań. Weekend w Olsztynie minął równie szybko, jak się zaczął. Właściwie Klara żałowała, że w ogóle nadszedł, bo czas z spędzony w domu zupełnie wytrącił ją z goślickiej rzeczywistości. Wiedziała, więc że powrót będzie trudniejszy niż zakładała. Kiedy w niedzielny wieczór parkowała samochód przed szkołą, która miała być nie tylko jej nowym miejscem pracy, ale i przestrzenią życia poczuła zwyczajny strach. A ona nie lubiła się bać, co kojarzyło jej się z pewnym rodzajem słabości, a nawet upodlenia. Dźwięk telefonu odbił się od asfaltu. – Kochanie, dojechałaś bez przygód? Mam nadzieję, że wszystko u Ciebie w porządku. Wiem, że nie powinnam niepokoić Cię tuż przed debiutem w nowej pracy, ale muszę Ci to powiedzieć, bo zwariuję sama w tej rozpaczy. Igor ma raka trzustki. – Klara miała wrażenie, że ostatnie zdanie usłyszała kilka razy, jakby ktoś je zapętlił w jej głowie. Usiadła na zimnych już o tej porze betonowych schodach. Igor, jej starszy brat, uznany poznański architekt, człowiek sukcesu, spełniony mąż. Duma jej matki. Najważniejszy facet w życiu Klary przed poznaniem Michała. Substytut ojca, którego nigdy nie poznała. Miał umrzeć? Musiała coś odpowiedzieć matce. Coś pocieszającego, ale głos uwiązł jej w gardle. – Przyjadę do Ciebie w piątek po lekcjach. Na pewno coś wymyślimy – powiedziała siląc się na beznamiętny ton. Po czym wepchnęła pięść do ust tłumiąc szloch. Siedziała tak jeszcze kilkadziesiąt minut nie będąc w stanie się ruszyć. Wokół zrobiło się straszliwie ciemno, gdzieś niedaleko słychać było rechot żab. Który dla Klary brzmiał tamtego wieczoru jak lament.
Prawie całą noc spędziła na czytaniu o alternatywnych metodach leczenia guzów trzustki, terapiach i rokowaniach. Rano wyglądała upiornie, ku jej uldze kosmetyki ukryły prawdziwy wyraz twarzy. Kiedy wyszła przed budynek szkoły dzieciaki już zgromadziły się w klasowych grupkach. Świeciło słońce, białe bluzki dziewczynek i ciemne marynarki chłopców w jego promieniach wyglądały jak posępna biało-czarna flaga. Klara nie miała wychowawstwa co przyjęła z ulgą, bo jako debiutantka nie czuła się gotowa na opiekę nad własną klasą. Po hymnach, przemówieniach i wykładzie policjanta na temat bezpieczeństwa w szkole, pobiegła sprawdzić plan lekcji na najbliższe półrocze po czym zabarykadowała się w swoim pokoju marząc o głębokim śnie, który pozwoli jej wyłączyć myśli.
Kiedy następnego dnia rano przemierzała korytarz z dziennikiem pod pachą na pierwszą lekcję z klasą 4c czuła w okolicach żeber delikatne łaskotanie, które przywodziło na myśl oznaki radości. Chociaż w okolicznościach choroby brata chyba nie miała prawa się cieszyć. Nawet odrobinę. Ale w końcu spełniała swoje pedagogiczne marzenie, zamieniła urzędowe tabelki na kreatywną nauczycielską przestrzeń. – A dom na klaustrofobiczny pokoik na tyłach szkoły – zadźwięczała jej w głowie myśl, za którą natychmiast się zganiła.
Opowiadała o planach na nadchodzące półrocze, lekturach, wewnątrzszkolnym systemie oceniania. Dzieciaki dzieliły się z nią wspomnieniami z wakacji. To był udany debiut, a kończąc szóstą lekcję Klara czuła, że chyba jest z siebie dumna.
- Dzieciaki chyba mnie lubią, a nawijanie przez 45 minut jest tym do czego zostałam powołana. To jest to – wykrzyczała do słuchawki Michałowi wlewając sobie do kubka resztkę portugalskiego czerwonego, które otworzyła kilka dni temu. – Muszę w końcu kupić kieliszki – przeszło jej przez myśl . – Jestem nauczycielką i czuję się z tym zajebiście – trajkotała jak nakręcona do słuchawki. – Teraz naprawdę nie mogę, zaraz mam spotkanie z szefem, przymierzamy się do dużego projektu – Michał wydawał się być bardzo daleko, zaszyty w swoim cybernetycznym świecie. – Igor ma raka – wychrypiała i zaczęła płakać. Głośno i bezradnie. Jak dziecko oczekujące pocieszenia. – Jak to? Na pewno da się coś na to poradzić, teraz naprawdę nie mogę. Trzymaj się i nie rozklejaj. Będzie dobrze. Zadzwonię wieczorem –Michał po prostu odłożył słuchawkę. – No to toast za mój najszczęśliwszy i zarazem najsmutniejszy dzień w życiu – pomyślała żałując, że nie ma w zanadrzu jeszcze jednej butelki wina. Chciała iść spać, ale mieszanina stygnącej ekscytacji z parzącym od środka smutkiem nie pozwalała wyłączyć myśli na tyle, by spokojnie zasnąć. Bez wyraźnego powodu przekręciła zamek w drzwiach i ruszyła przed siebie. Na przekór zapadającej szarudze i lekkiej mżawce. Mijała kolejne podwórka. Niektóre domy składały się z czerwonej cegły, jakby pamiętały czasy wojny. Na tle odnowionych budynków wyglądały jak wyrwane z zupełnie innej historii. Było cicho i pusto. Pamiętała wieś, jako miejsce pełne życia, biegających wesoło dzieci, wszędobylskich zwierząt, magicznych zakamarków. Każde wakacje spędzała w małej wiosce pod Szczytnem. Goślice były inne, bardziej wyciszone, ale równie magiczne. Mimo że wijąca się rzeka i czerwieniący się teraz las wyglądały nieco bardziej nostalgicznie niż w połowie sierpnia wciąż było w tym coś mistycznego. Teren zaczął się przerzedzać, a odległości między domami robiły się coraz większe. Zapaliły się latarnie. – Chyba na dzisiaj wystarczy – pomyślała czując, że z każdym krokiem oddalającym od szkoły czuje się coraz bardziej niepewnie.
Rozdział 5
Świdrujący ciszę dźwięk telefonu był zwiastunem kolejnego dnia jej nowego życia. – Przepraszam, że wczoraj nie zadzwoniłem, ale poszliśmy na kolację z klientem i było już bardzo późno. Nie chciałem Cię budzić. Jak to Igor ma raka – Michał postanowił zacząć rozmowę bez zbędnych wstępów. Trochę, żeby odwrócić uwagę od swojego poczucia winy. – Nie mam siły teraz o tym rozmawiać, muszę jeszcze przejrzeć konspekty dzisiejszych lekcji. Szkoda, że wczoraj nie mogłeś. Naprawdę. Cześć – Klara rzuciła słuchawką. Była wściekła i rozczarowana. Jak mógł nie zadzwonić, wiedząc, jak wariuje tu sama z niepokoju. Jak śmiał beztrosko jeść firmową kolację , kiedy ona snuła się bez sensu po okolicy. Gdzieś z tyłu jej głowy pojawiała się myśl, że ich związek tego nie przetrwa chociaż za wszelką cenę próbowała ją zagłuszyć myślą, że Michał po prostu jest dupkiem.
Tego dnia w szkole była obecna tylko fizycznie. Odklepała kilka formułek, zadała dzieciakom jakieś ćwiczenia do samodzielnego wykonania. Większość czasu bezmyślnie gapiła się w okno. Kiedy okazało się, że zajęcia z czwartą f i piątą c są odwołane z okazji wycieczki wybiegła ze szkoły i bez chwili wahania wsiadła do swojej skody, którą popędziła w kierunku Szczytna.
Przekraczając próg domu rodzinnego delikatnie drżała na myśl o tym, że będą z matką rozmawiać o chorobie Igora. Jakby stała się faktem. Rozmowa w cztery oczy na ten temat wydawała się Klarze tajemniczym rytuałem, który przypieczętuje prawdziwość diagnozy. Dlatego od czasu tamtego telefonu unikała matki, nie próbowała też kontaktować się z Igorem ani jego narzeczoną. – Mamo ! Co się dzieje? Bez pukania wparowała do salonu. Przy niewielkim, okrągłym stoliku siedziały sąsiadki, wyraźnie uraczone nalewką, która czerwieniła się w karafce. Matka z wypiekami na twarzy chichotała w odpowiedzi na jakiś żart opowiadany przez jedną z koleżanek. – Mogłabyś przynajmniej zdjąć buty i kurtkę, skarbie – słowa brzmiały jak dość chłodne powitanie. – Naprawdę masz powody do świętowania? Dobrze się bawisz? – fuknęła Klara, kiedy zostały same. Jednocześnie poczuła ukłucie zawstydzenia myśląc o kilku kieliszka portugalskiego wypitego w goślickim pokoju. – Kochanie tak się składa, że powody owszem i są, miałam właśnie ci napisać. Guz okazał się łagodny, tak wykazała biopsja. Wszystko dobrze się skończyło – matka ćwierkała jak nastolatka. – Miałaś mi napisać, ale najpierw postanowiłaś zorganizować spotkanie towarzyskie? Kiedy ja gnam tu oswajając przez całą drogę myśl, że mój brat umrze. A ja nawet boję się do niego zadzwonić, bo nie wiem, jak się rozmawia z nieboszczykami – słowa wypadały z niej samoistnie, jakby stanowiły niezależne byty. – Jesteś popieprzona – drzwi trzasnęły z hukiem, który niósł się aż do bramy.
Jechała szybko, nie dbając o przepisy. Michał dzwonił kilka razy, ale nie miała ochoty rozmawiać z kimkolwiek. Zwłaszcza z nim. Ani z matką, która prowadziła dziwną grę, której celu nie rozumiała. Chociaż ona od chwili, kiedy Klara trzasnęła drzwiami ich domu nie próbowała się z nią skontaktować ani razu. Wiedziała, że musi zadzwonić do Igora. Zapytać o co właściwie chodzi z jego rakiem. Ale najpierw chciała pozbierać myśli. Droga do Goślic zdawała się nie mieć końca. Dlatego moment zjazdu z ekspresówki dziewczyna przyjęła z ulgą. Marzyła o tym, żeby napić się wina, a potem iść spać. Pobyć chwilę bezmyślnie. Gęsta ciemność lasu otaczającego wieś sprowokowała lekkie uczucie niepokoju, które jednak zagłuszała nieustępująca wściekłość. Nagle zupełnie znikąd na drodze pojawiła się czerwona walizka, w której odbijały się światła samochodu przebijając wszędobylską czerń. Klara instynktownie skręciła w lewo. Zatrzymała samochód. – Kurwa – syknęła. Strach przed tym co może być w środku zupełnie ją sparaliżował. Nie pozwalał wysiąść z auta. Ani pojechać dalej.
Zbliżenia ( cz.1)
2łopatologia
Praca w słoneczny dzień przy wypełnianiu tabelek, zniechęcała do życia.
Tylko nadchodzący weekend, poprawiał jej humor.
Niektóre zdania są przegadane i toporne. Jak powiedziała znana pisarka z tego forum

Obraz warty więcej niż tysiąc słów.
Pokazuj, a nie opisuj i tłumacz czytelnikowi jak w szkole podstawowej.

Cała masa brakujących przecinków.
Tekst jest niechlujny. Myślniki i kropki bez spacji lub z ekstra spacją.
Czytaj powoli zdania i pomyśl, jak je skrócić. Zrób z nich obrazy, przedstawiające dziejące się wydarzenia.
To tyle... ale jest tego niestety więcej.
Zbliżenia ( cz.1)
3Przeczytałam.
Czy o ma być w założeniu obyczaj czy coś innego? Na to pierwsze wskazuje mi wszystko oprócz zakończenia rozdziału.
Ogólne wrażenie mam dobre - jest zarysowana historia, są przedstawienie bohaterowie opowieści, fajnie są poprowadzone wątki z rozmowami telefonicznymi i odczuciami Klary - to jest spójne i podobało mi się.
Ale poza tym chwilami przegadujesz, w innych momentach traktujesz bohaterkę i jej emocje po łebkach.
Są też jakieś literówki (szynka prosuctto?) i niezgrabne zdania i choć to wszystko jest spokojnie do wygładzenia, to pierwszego wrażanie może nie robić najlepszego. Wszystko zależy jak rozwiniesz historię. Na razie mamy standard - uzależniona od partnera dziewczyna, usiłującą zrobić rewolucję w swoim życiu. Potem pojawia się coś dziwnego, czyli czerwona walizka na środku drogi, która na domiar złego wzbudza nieokreślony strach. Jedno z drugim na razie łączy mi się średnio, ale jestem ciekawa co wykombinujesz. Ale jako czytelniczka obyczaju poczułam pewne zdziwenie, żeby nie powiedzieć zawód.
Przykłady, które mnie zakłuły:
Co do fabuły - zdziwiło mnie, że Klara po wiadomości o chorobie brata zupełnie nie czuje potrzeby, żeby do niego zadzwonić. Wprawdzie niby wyjaśniające zdanie pada podczas rozmowy z matką, ale mimo wszystko nie rozumiem dlaczego nie poświeciła temu nawet myśli.
Albo wcześniej;
Później w rozmowie z Michałem najpierw jest nakręcona sukcesem, potem przechodzi do płaczu nad Igorem Rozumiem, że emocje i nerwy i reakcje mogą być różne, ale osobiście dałabym na wstępie coś co spowodowało taką kolejność - na przykład pytanie Michała.
PS tradycyjnie nie patrzę na przecinki, wybacz.
Added in 3 minutes 10 seconds:
Acha - rozdziały po 5 - 6 tysięcy znaków sprawdzają się na wattpadzie, w druku nie wiem czy to ma sens. Może wystarczą odstępy w tekście, a rozdziałem bym nazwała całą część, którą tu wstawiłaś.
To ma być opowiadanie czy powieść?
Czy o ma być w założeniu obyczaj czy coś innego? Na to pierwsze wskazuje mi wszystko oprócz zakończenia rozdziału.

Ogólne wrażenie mam dobre - jest zarysowana historia, są przedstawienie bohaterowie opowieści, fajnie są poprowadzone wątki z rozmowami telefonicznymi i odczuciami Klary - to jest spójne i podobało mi się.
Ale poza tym chwilami przegadujesz, w innych momentach traktujesz bohaterkę i jej emocje po łebkach.
Są też jakieś literówki (szynka prosuctto?) i niezgrabne zdania i choć to wszystko jest spokojnie do wygładzenia, to pierwszego wrażanie może nie robić najlepszego. Wszystko zależy jak rozwiniesz historię. Na razie mamy standard - uzależniona od partnera dziewczyna, usiłującą zrobić rewolucję w swoim życiu. Potem pojawia się coś dziwnego, czyli czerwona walizka na środku drogi, która na domiar złego wzbudza nieokreślony strach. Jedno z drugim na razie łączy mi się średnio, ale jestem ciekawa co wykombinujesz. Ale jako czytelniczka obyczaju poczułam pewne zdziwenie, żeby nie powiedzieć zawód.
Przykłady, które mnie zakłuły:
powtórzenie
brzmi niezręcznie, moim zdanie spokojnie wystarczy coś w stylu "Nie zauważyłam, że wypadło"
Skoro porównanie do pszczoły to może niech nie ćwierka

Wydawała się Klarze swobodna (albo: nonszalncka?) zupełnie wystarczy.
Co do fabuły - zdziwiło mnie, że Klara po wiadomości o chorobie brata zupełnie nie czuje potrzeby, żeby do niego zadzwonić. Wprawdzie niby wyjaśniające zdanie pada podczas rozmowy z matką, ale mimo wszystko nie rozumiem dlaczego nie poświeciła temu nawet myśli.
Albo wcześniej;
- po co się sili akurat na beznamiętny ton? No i dlaczego nie zadał innych pytań od razu?
Później w rozmowie z Michałem najpierw jest nakręcona sukcesem, potem przechodzi do płaczu nad Igorem Rozumiem, że emocje i nerwy i reakcje mogą być różne, ale osobiście dałabym na wstępie coś co spowodowało taką kolejność - na przykład pytanie Michała.
Ten akapit jest trochę niespójny. Skąd miał wiedzieć co ona robi, poza tym spotkanie było biznesowe. Dupek jest tu średnio uzasadniony. Co innego gdy sytuacja, że on nie oddzwania lub bagatelizuje jej problemy jest entą z kolei i poczucie beznadziei (połączone ze strachem o barta) wyjaśnia dlaczego w tym dniu nawet wymarzona praca staje się katorgą. Wtedy to wszystko, połączone z jej rozżaleniem ma inną wagę. Ale zaznacz to wyraźniej.wierzba_bijąca pisze: Była wściekła i rozczarowana. Jak mógł nie zadzwonić, wiedząc, jak wariuje tu sama z niepokoju. Jak śmiał beztrosko jeść firmową kolację , kiedy ona snuła się bez sensu po okolicy. Gdzieś z tyłu jej głowy pojawiała się myśl, że ich związek tego nie przetrwa chociaż za wszelką cenę próbowała ją zagłuszyć myślą, że Michał po prostu jest dupkiem.
PS tradycyjnie nie patrzę na przecinki, wybacz.

Added in 3 minutes 10 seconds:
Acha - rozdziały po 5 - 6 tysięcy znaków sprawdzają się na wattpadzie, w druku nie wiem czy to ma sens. Może wystarczą odstępy w tekście, a rozdziałem bym nazwała całą część, którą tu wstawiłaś.
To ma być opowiadanie czy powieść?
Zbliżenia ( cz.1)
4To mogłaby być interesująca historia. Moglaby być - gdyż jest opowiadana, niestety, w sposob rozwlekły i nużący.
Masz niezły punkt wyjścia: dziewczyna, która nie cierpi pracy w biurze, dostaje wymarzoną posadę w szkole. Na razie - na rok. Doskonały moment, żeby skonfrontować marzenia z realiami zycia. Do tego, musi wyjechać na wieś, zostawić chłopaka, z którym będzie się spotykać tylko w weekendy - znowu plus dla fabuły, gdyż czytelnik zaczyna się od razu zastanawiac, czy ten związek przetrwa. Przy okazji wprowadzasz tło rodzinne i problem, jakim jest choroba brata, bardzo dla Twojej bohaterki ważnego.
I to tyle plusów.
Minusem jest narracja oraz to, czego w niej nie ma. A często nie ma konkretów, pozostajesz na poziomie ogólników, które nie zainteresują czytelnika. Jak tu:
Przy okazji - nie wiem, czy dyrektorka może przyjąć nowego nauczyciela tak "od ręki". Na wszelki wypadek, rozłożylabym to na dwa etapy: niezobowiązującą obietnicę przy rozmowie kwalifikacyjnej, a potwierdzenie dopiero później.
Opiekunką jej stażu została pani Maria, na oko - miła pięćdziesięciolatka o kasztanowych lokach. Nie wydawała się specjalnie przejęta obowiązkami. - Przyślę pani podręcznik metodyki - obiecała tylko i szybko się pożegnała.
No i chyba na początku zebrania pracowników dyrektorka powinna przedstawić reszcie grona nową koleżankę - plotki plotkami, ale mam wrażenie, że minimum dobrych obyczajow ciągle jednak obowiązuje.
4. Z nieboszczykami chyba się rozmawia wyłącznie na seansie spirytystycznym. A jak - to zależy od przyjętej techniki.
5. Ten zapis wskazuje, że to drzwi wypowiadają słowa "jesteś popieprzona".
- Jesteś popieprzona!
Drzwi trzasnęły z hukiem, który niósł się aż do bramy. W takim zapisie zdanie o drzwiach nie jest atrybucją dialogu.
CDN
Added in 2 hours 33 minutes 10 seconds:
Dużo w Twoim tekście błędów językowych i zwykłej niedbałości. Nie mam zamiaru wyłapywać wszystkich potknięć, jest ich zbyt wiele. Jednak powinnas sprawdzić tekst przed wrzuceniem na forum.
Cały tekst wymaga zdecydowanych cięć, które nadałyby mu większą zwięzłość i lepsze tempo narracji. No i podział na tak krótkie rozdziały nie ma sensu. Jak słusznie zauważyła ithi, jest to właściwie jeden rozdział.
Masz niezły punkt wyjścia: dziewczyna, która nie cierpi pracy w biurze, dostaje wymarzoną posadę w szkole. Na razie - na rok. Doskonały moment, żeby skonfrontować marzenia z realiami zycia. Do tego, musi wyjechać na wieś, zostawić chłopaka, z którym będzie się spotykać tylko w weekendy - znowu plus dla fabuły, gdyż czytelnik zaczyna się od razu zastanawiac, czy ten związek przetrwa. Przy okazji wprowadzasz tło rodzinne i problem, jakim jest choroba brata, bardzo dla Twojej bohaterki ważnego.
I to tyle plusów.
Minusem jest narracja oraz to, czego w niej nie ma. A często nie ma konkretów, pozostajesz na poziomie ogólników, które nie zainteresują czytelnika. Jak tu:
Nie, "jakiś temat literacki" nie jest emocjonujący. Gdyby przejrzała listę lektur i zobaczyła siebie, jak rozmawia z dzieciakami o poświęceniu małego Nemeczka (przykładowo, nie wiem, czy "Chłopcy z Placu broni" nadal są w lekurach) albo o tym, co w dżungli zobaczyla Nela mala reporterka, wtedy te wizualizacje nabrałyby życia.
Nie piszesz NIC o wrażeniach Klary z rozmowy kwalifikacyjnej. A przecież to jest o wiele ważniejsze, niż wygląd szkoły czy wsi. Kto z nią rozmawiał? (Pewnie dyrektorka, a może ktoś jeszcze). To jest najzupełniej podstawowa sprawa: pierwsze wrażenie, jakie wywarły na nas osoby, z którymi mamy pracować. Budynek, otoczenie - to drugi plan. I wcale nie musiałabyś opisywać tego szczegółowo, wystarczyłoby, żeby Klara wspomniała w rozmowie z Michałem, że dyrektorka wydała się jej sympatyczna, albo konkretna, rzeczowa - w ogóle, jakaś. Przecież to będzie jej szefowa! A tymczasem napisałaś ten fragment tak, jakby dziewczyna kontakt miała jedynie z budynkiem i nie spotkała tam nikogo z pracowników.wierzba_bijąca pisze: Szkoła prezentowała się jakby mniej przyjaźnie niż niespełna dwa tygodnie wcześniej. – A uczucie radosnego podekscytowania zastąpił stres i trema. – Mam nadzieję, że znajdę kogoś kto okaże mi trochę wsparcia w tym pedagogicznym debiucie – ta myśl była równie ciężka, jak karton z pościelą,
Przy okazji - nie wiem, czy dyrektorka może przyjąć nowego nauczyciela tak "od ręki". Na wszelki wypadek, rozłożylabym to na dwa etapy: niezobowiązującą obietnicę przy rozmowie kwalifikacyjnej, a potwierdzenie dopiero później.
To znowu ogólniki. "Dobre pierwsze wrażenie", "rozterki pedagogiczne dziewczyny" - co się za tym kryje?wierzba_bijąca pisze: Po zakończeniu zebrania odbyła krótką rozmowę z panią Marią, która została jej opiekunką stażu. Ta miła pięćdziesięciolatka w z kasztanowych lokach sprawiała dobre pierwsze wrażenie, jednak po chwili rozmowy zdawała się zupełnie stracić zainteresowanie rozterkami pedagogicznymi dziewczyny.
Opiekunką jej stażu została pani Maria, na oko - miła pięćdziesięciolatka o kasztanowych lokach. Nie wydawała się specjalnie przejęta obowiązkami. - Przyślę pani podręcznik metodyki - obiecała tylko i szybko się pożegnała.
No i chyba na początku zebrania pracowników dyrektorka powinna przedstawić reszcie grona nową koleżankę - plotki plotkami, ale mam wrażenie, że minimum dobrych obyczajow ciągle jednak obowiązuje.
1-3. Rozumiem, że do rodzinnego domu czy mieszkania można wejść bez pukania (może drzwi są zawsze otwarte). Ale dlaczego z tym dramatycznym pytaniem? Klara słyszała jakieś wrzaski i łomoty, że wpadła z pytaniem, co się dzieje? Siedzą sobie kobiety przy nalewce, gadają - to powód do alarmu? W dodatku piszesz o całej sytuacji "na jednym oddechu", matka chłodno wita się z Klarą, ta zaczyna awanturę i nagle okazuje się, że "zostały same". Sąsiadki raptem wyparowały, przeploszone wejściem Klary?wierzba_bijąca pisze:
Przekraczając próg domu rodzinnego delikatnie drżała na myśl o tym, że będą z matką rozmawiać o chorobie Igora. Jakby stała się faktem. Rozmowa w cztery oczy na ten temat wydawała się Klarze tajemniczym rytuałem, który przypieczętuje prawdziwość diagnozy. Dlatego od czasu tamtego telefonu unikała matki, nie próbowała też kontaktować się z Igorem ani jego narzeczoną. – 1. Mamo ! Co się dzieje? Bez pukania wparowała do salonu. Przy niewielkim, okrągłym stoliku siedziały sąsiadki, wyraźnie uraczone nalewką, która czerwieniła się w karafce. 2. Matka z wypiekami na twarzy chichotała w odpowiedzi na jakiś żart opowiadany przez jedną z koleżanek. – Mogłabyś przynajmniej zdjąć buty i kurtkę, skarbie – słowa brzmiały jak dość chłodne powitanie. 3. – Naprawdę masz powody do świętowania? Dobrze się bawisz? – fuknęła Klara, kiedy zostały same. Jednocześnie poczuła ukłucie zawstydzenia myśląc o kilku kieliszka portugalskiego wypitego w goślickim pokoju. – Kochanie tak się składa, że powody owszem i są, miałam właśnie ci napisać. Guz okazał się łagodny, tak wykazała biopsja. Wszystko dobrze się skończyło – matka ćwierkała jak nastolatka. – Miałaś mi napisać, ale najpierw postanowiłaś zorganizować spotkanie towarzyskie? Kiedy ja gnam tu oswajając przez całą drogę myśl, że mój brat umrze. 4. A ja nawet boję się do niego zadzwonić, bo nie wiem, jak się rozmawia z nieboszczykami – słowa wypadały z niej samoistnie, jakby stanowiły niezależne byty. 5. – Jesteś popieprzona – drzwi trzasnęły z hukiem, który niósł się aż do bramy.
4. Z nieboszczykami chyba się rozmawia wyłącznie na seansie spirytystycznym. A jak - to zależy od przyjętej techniki.
5. Ten zapis wskazuje, że to drzwi wypowiadają słowa "jesteś popieprzona".
- Jesteś popieprzona!
Drzwi trzasnęły z hukiem, który niósł się aż do bramy. W takim zapisie zdanie o drzwiach nie jest atrybucją dialogu.
Zachowanie matki wcale mi nie wygląda na "dziwną grę". Raczej pokazuje, że matka łatwo przechodzi od rozpaczy do euforii - dla bliskich to może być denerwujące, ale nie świadczy o żadnych podstępnych zamiarach.
CDN
Added in 2 hours 33 minutes 10 seconds:
Dużo w Twoim tekście błędów językowych i zwykłej niedbałości. Nie mam zamiaru wyłapywać wszystkich potknięć, jest ich zbyt wiele. Jednak powinnas sprawdzić tekst przed wrzuceniem na forum.
Zdaje się, że Twoja bohaterka ma na imię Klara.
Jak postąpiła? Do tego całe zdanie jest koślawe: "Wracając do domu z każdym przystankiem"..
wuefu.
... nie przechodzi się na "ty"? Zaimki wielką literą piszemy tylko w listach i laudacjach.
No nie. Klarze zdawało się, że niebieskie oczy mają teraz kolor lodu. Albo: niebieskie oczy zdawały się mieć kolor lodu.
... wydawala się Klarze bardzo swobodna.
"Który" jest Twoim ulubionym zaimkiem, większość z nich można by spokojnie pominąć z korzyścią dla tekstu. Od tego dusznego miejsca i ludzi w za ciasnych ubraniach. Zupełnie nie pasowali do jej wyobrażeń o świecie, w jakim chciala żyć. Kiedy autobusem wracała do domu, z każdym przystankiem rosło w niej przekonanie, że postąpila słusznie.
No własnie. Z taką konstrukcją zdań wiąże się jeszcze jeden problem: rozwlekłość tekstu. Wykładasz łopatologicznie, a przez to nużąco, sprawy dość oczywiste. W tym samym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Niemożliwe. Kto miałby ją tu odwiedzać?
Cały tekst wymaga zdecydowanych cięć, które nadałyby mu większą zwięzłość i lepsze tempo narracji. No i podział na tak krótkie rozdziały nie ma sensu. Jak słusznie zauważyła ithi, jest to właściwie jeden rozdział.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
Zbliżenia ( cz.1)
5Powiem tak: omijam w tej chwili kwestię literackiej jakości tekstu, to masz wyżej. Natomiast widzę problem w tym "dostawaniu" posady nauczyciela. Aby móc uczyć, trzeba mieć uprawnienia. Słowem o nich nie wspominasz - a zasadniczo nie każde studia dają do nich prawo, o ile się nie mylę. Jeśli na rok - to raczej na zastępstwo za kogoś, inaczej nikt w szkole by nie dawał etatu. I w ogóle - etat. W takich sytuacjach np. w mojej okolicy najchętniej daje się nauczycielom godziny zlecone, aby zalepić dziurę. Literacki temat? Nauczyciel tak nie powie, nie pomyśli.
Czyli, krótko mówiąc, sypiesz się na realiach. W ogóle, w której klasie ona uczy? (Może przegapiłem, ale umknęło mi.) Poza tym - pierwsze zebranie rady pedagogicznej jest zwykle pod koniec sierpnia, nie na początku września, przynajmniej u mnie
Wybacz, ale odnoszę wrażenie, że realia musisz uściślić. Nie, że nie znasz ich w ogóle, ale czasem brak czegoś może być interpretowany na Twoją niekorzyść
Czyli, krótko mówiąc, sypiesz się na realiach. W ogóle, w której klasie ona uczy? (Może przegapiłem, ale umknęło mi.) Poza tym - pierwsze zebranie rady pedagogicznej jest zwykle pod koniec sierpnia, nie na początku września, przynajmniej u mnie

Wybacz, ale odnoszę wrażenie, że realia musisz uściślić. Nie, że nie znasz ich w ogóle, ale czasem brak czegoś może być interpretowany na Twoją niekorzyść

Mówcie mi Pegasus 
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak
Zbliżenia ( cz.1)
6odniosłam wrażenie że na koniec sierpnia było to zebranie. ja pierwszą umowę dostałam na rok bo byłam w trakcie studiów. ale mój wtedy mąż na czas nieokreślony. oferta w mikro miejscowości z mieszkaniem. ale to było 20 lat temu.
Zbliżenia ( cz.1)
7Co do tego sierpnia, to trzeba zaznaczyć, o tym pisałem
podobnie jak o fakcie, że jak ma uprawnienia do uczenia polskiego, to też by wypadało
ja wiem, że to przesada, ale tak sprawia wrażenie, jakie sprawia (nb. wycofuję się z pytania o klasę, przeoczyłem wcześniej, pardon).
Realia dziś są inne, to znacznie gorszy zawód niż kiedyś.
Aaa, i jaki dziennik? Dziś wszędzie jest dziennik elektroniczny, Librus albo coś podobnego


Realia dziś są inne, to znacznie gorszy zawód niż kiedyś.
Aaa, i jaki dziennik? Dziś wszędzie jest dziennik elektroniczny, Librus albo coś podobnego

Mówcie mi Pegasus 
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak
Zbliżenia ( cz.1)
8Też się zastanawiałam nad tymi uprawnieniami zawodowymi. Przyjęłam, że dziewczyna ukończyła polonistykę ze specjalnością nauczycielską - może jest jeszcze taka na niektórych uczelniach, kiedyś to była norma. Klara przeniosła się na studia do Olsztyna, na UWM jest polonistyka, można sprawdzić
No i rzeczywiście wyraźnie o tym napisać, skoro uczenie cudzych dzieci ma być wymarzonym zawodem.

Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
Zbliżenia ( cz.1)
9Wiedziony wyrzutami sumienia, że czytałem po łebkach, przeczytałem uważnie. OK, rada jest w sierpniu. Ale za to znalazłem inny babol do poprawienia. Dopiero teraz odkryła, że uczenie dzieci jest fajne? Przecież na kierunkach nauczycielskich jest mnóstwo godzin spędzanych w szkole, właśnie przy tablicy, aby to sprawdzić - ona powinna to wiedzieć i co najwyżej za tym tęsknić 

Mówcie mi Pegasus 
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak
Zbliżenia ( cz.1)
10Gdy dotarłam do końca tekstu, nasunęło mi się pierwsze skojarzenie - film "Pułapka"
Jeśli masz zamiar przerobić to na powieść, to dobrze byłoby mieć już przynajmniej zarys całości i rozpisane poniekąd postacie: wskazane, by zrobić to dość szczegółowo, choć niekoniecznie wszystkie informacje wykorzystasz w tekście. Na pewno pomaga to w pisaniu, a co najważniejsze, nie zwalnia tempa pracy. Jeśli tworzysz obyczaj, osadź akcję w konkretnym miejscu (widzę, że częściowo już to zrobiłaś). Zdecyduj czy piszesz książkę z podziałem na rozdziały czy bez. Wiem, jaki to sprawia ból, bo sama jestem w podobnej sytuacji. Tekst, nad którym pracuję, pisałam jako opowiadane w rozdziałach. Postanowiłam to jednak przerobić i walczę mniej lub bardziej skutecznie .
I jakby tego było mało - usłyszałam, że mój narrator cierpi na schizofrenie... :ups:
Czytało mi się dobrze, choć przedmówcy słusznie doradzają. Przeanalizuj każdą opinię i wyciągnij wnioski.
Wytrwałości w pisaniu życzę, bo z tym różnie bywa.

Jeśli masz zamiar przerobić to na powieść, to dobrze byłoby mieć już przynajmniej zarys całości i rozpisane poniekąd postacie: wskazane, by zrobić to dość szczegółowo, choć niekoniecznie wszystkie informacje wykorzystasz w tekście. Na pewno pomaga to w pisaniu, a co najważniejsze, nie zwalnia tempa pracy. Jeśli tworzysz obyczaj, osadź akcję w konkretnym miejscu (widzę, że częściowo już to zrobiłaś). Zdecyduj czy piszesz książkę z podziałem na rozdziały czy bez. Wiem, jaki to sprawia ból, bo sama jestem w podobnej sytuacji. Tekst, nad którym pracuję, pisałam jako opowiadane w rozdziałach. Postanowiłam to jednak przerobić i walczę mniej lub bardziej skutecznie .

Czytało mi się dobrze, choć przedmówcy słusznie doradzają. Przeanalizuj każdą opinię i wyciągnij wnioski.
Wytrwałości w pisaniu życzę, bo z tym różnie bywa.

Zbliżenia ( cz.1)
11Dziękuję Wam bardzo za obszerne komentarze i krytykę. Pewnie powinnam się złamać po dość ostrej ocenie, ale dla mnie to świetna motywacja do pracy. Bo nikt nie napisał, że tej historii nie ma sensu kontynuować, a to znaczy, że moja pisanina ma jakiś tam sens. Oczywiście nad warsztatem popracuję solidnie. Nie ukrywam, że często brak mi cierpliwości, dlatego dotychczas poezja, jako "produkt "znacznie szybszy w przygotowaniu była mi bliższa. Ale postaram się nie poddać i dokończyć tę historię, która odpowiadając na Wasze pytania, w zamyśle miała być powieścią.
Raz jeszcze dziękuję za poczytanie!
Raz jeszcze dziękuję za poczytanie!
Zbliżenia ( cz.1)
12Mnie tam się podobało. Wiadomo, przecinki są do poprawy, niektóre zdania rozwleczone i momentami budowane dość nieskładnie, ale spodobał mi się zaczątek historii, jaka może się wydarzyć, porównania, opisy, ogólnie: sposób operowania słowem. I jeśli mówimy o początkach, czyli sytuacji, w której wszystkie złe nawyki można wyplenić, to myślę, że łatwiej skrócić tekst i zostawić esencję, niż działać odwrotnie. Czyli jest dobrze. Niektóre postaci są ciekawie wprowadzone. Inne, jak np. nauczycielka wf-u, nie do końca. W pierwszym zdaniu rozmowy z dopiero poznaną osobą obwieszcza, że nie cierpi tej szkoły, a jej olewactwo przejawia się w żuciu gumy. Trochę stereotypowe. Ale ogólnie mi się podoba, może dlatego, że absolutnie nigdy nie czytam takich rzeczy i "standard - uzależniona od partnera dziewczyna, usiłującą zrobić rewolucję w swoim życiu" to zdecydowanie nie jest dla mnie standard. A, walizka na końcu wprowadza w historię trochę inny, mniej przyziemny sznyt.
marzy nam się jokohama
hotel z dymu i szkła
taki mały dramat
fałsz i banał
hotel z dymu i szkła
taki mały dramat
fałsz i banał