Nie kradnij [tyt. rob.] - fragm. [wulg.]

1
Pomyślałem, że skoro się z Wami przywitałem, to faktycznie wypada przedstawić się jeszcze poprzez umieszczenie choćby fragmentu swojej "próby". Nie podoba mi się tytuł, dlatego nazwałem go roboczym. Wulgaryzm pojawia się raz - niemniej, wypada przestrzec.
----------------------------------------
Pani Karska żyje samotnie w dużym domu. Okazała willa i fakt, że jedynym jej mieszkańcem jest samotna, schorowana kobieta, stanowi nie lada gratkę dla miłośników cudzej własności. Podczas włamania, lokalny chłystek natrafia w piwnicy domu na... ludzkie szczątki. Z półek, spomiędzy weków, spozierają gołe czaszki. W lodówce leżą nadpsute fragmenty kończyn. W słoikach jest coś, co przypomina krew. Bojąc się odpowiedzialności, włamywacz publikuje zdjęcia w Sieci, z kawiarenki internetowej. Gdy świat orientuje się, że nie jest to żart, rozpoczyna się gra w ciuciubabkę.
--------------------------------------------
(...)Do frontowych drzwi prowadziła od furtki ścieżka z białych kamieni. Czas sprawił, że pożółkły, a spomiędzy nich wyrastały chwasty. Cóż, Karska była stara, poruszała się o kulach. Rzadko wychodziła z domu. Wprawdzie mogłaby zapłacić jakiemuś dzieciakowi, który zaopiekowałby się ogrodem, ale była podobno okrutnie skąpa. Nie miała dzieci, zatem nie mogła liczyć na wnuki, które, pod matczynym przymusem, wspomogłyby babcię za "Bóg zapłać".
(...)"Kuty" podziwiał ogród Karskiej jedynie przez wysokie ogrodzenie. Niekiedy wspinał się po nim i zerkał na skryte za nim podwórze. Nie mógł sobie pozwolić na uprzedni rekonesans. Musiał zawierzyć intuicji i szczątkowym wspomnieniom tego, co przez maksymalnie kilka sekund widział.
(...)Lecz przecież to nic trudnego, naprędce rozeznać się w topografii skromnego w istocie ogrodu. Rzuciwszy okiem raz w prawo, raz w lewo, oraz spojrzawszy przez ramię, wiedział, że ukrycie się przed jego wzrokiem było proste. Ogród porastały wysokie krzewy. Łatwo o pułapkę, w którą mógłby wpaść.
To dlatego zamiast wybrać drogę wyłożonymi białymi kamieniami, pod frontowe drzwi dotarł zygzakiem, przechodząc pomiędzy rosłymi krzewami. Chciał wiedzieć, czy ktoś go obserwuje. Spod drzwi nie było już ucieczki. Płot był zbyt wysoki, żeby swobodnie go przeskoczyć, a jeśli ktoś stanąłby w świetle furtki, ucieczka przez nią nie wchodziła w rachubę.
(...)Kamień spadł mu z serca, gdy upewnił się, że w ogrodzie był sam. Bez pośpiechu wyciągnął z kieszeni kilka ślusarskich narzędzi, i zaczął majstrować przy zamku. Trening na starym zamku samochodowym na niewiele się zdał. "Kutemu" drżały ręce. Zamek wydawał dźwięki, i z każdą chwilą rosła szansa, że dotrą do uszu Karskiej, a wtedy...
Szczęśliwie, zamek dał za wygraną. "Kuty" nacisnął na drzwi, które rozwarły się z piskiem. Zamknął je natychmiast i ukucnął za barkiem, oddzielającym przedpokój od kuchni. Zrobił to na wypadek, gdyby zbudzona hałasem, Karska zeszła na parter. Wiedział, że o tej porze, a było po północy, starsza pani albo smacznie spała, albo czytała w sypialni na piętrze. Wkradając się do ogrodu, odniósł wrażenie, że w jednym z pomieszczeń tliło się mdłe światło.
Odczekał minutę. Cisza. Nadal był bezpieczny. W pierwszej kolejności udał się do salonu i graniczącej z nim jadalni. Piwnicę zostawił sobie na później; z niej chociaż była ucieczka ciasnym, ale możliwym do przeciśnięcia się oknem.
(...)W salonie błyszcząca meblościanka z kolekcją kieliszków, stara wieża hi-fi, kryształowy żyrandol i komplet sztućców. W szafie kilka męskich koszul, garniturowe spodnie i zmięta sukienka. W salonie duży telewizor, który już wtedy nie przedstawiał dużej wartości. Zero kopert z oszczędnościami. Zero złota, które uśmiechałoby się do "Kutego".
Przeklął i usiadł na wysiedzianej kanapie. Tyle ryzyka po nic. Może Karska kosztowności schowała na piętrze. Albo, co gorsza, w bankowej skrytce. Do kurwy nędzy... Wejść na górę i mijać jej sypialnię, to szaleństwo. Gdy go wypatrzy, Bóg jeden wie, jak się zachowa, a przecież nie zabiłby jej; daleko mu do mordercy.
Cała nadzieja, że bursztynową komnatę skrywa piwnica.
-----------------------------
(...)W kącie dostrzegł lampkę nocną. Nacisnął na przełącznik. Stara żarówka dała słabe światło, ale wystarczające, żeby swobodnie się rozejrzeć... albo i nie. Wyraźnie widział słoiki, ale pomiędzy niektórymi stało coś jeszcze... jasnego... chyba białego... szlag by to trafił. Podniósł lampkę i na tyle, na ile pozwolił mu krótki przewód, podsunął ją pod półki z wekami.
Dobry Boże... czaszki... To nie były zabawki, tego był pewien. Niektórych trzymały się jeszcze włosy. Z wrażenia, upuścił lampę. Przestała świecić. Znów zapanowały głębokie ciemności. Hałasowała ta przeklęta lodówka. Może miała w środku żarówkę? Otworzył ją i natychmiast rozświetliła się, na biało.
Późno zjedzony obiad zdał się cofnąć do przełyku. W lodówce zobaczył palce. W misce pływała para oczu. Nie chciał dłużej patrzeć. Odskoczył i mimo starań, zwymiotował. Kręciło mu się w głowie.
A Bóg przykazał: nie kradnij...

Nie kradnij [tyt. rob.] - fragm. [wulg.]

2
adnil pisze: Pani Karska żyje samotnie w dużym domu. Okazała willa i fakt, że jedynym jej mieszkańcem jest samotna, schorowana kobieta, stanowi nie lada gratkę dla miłośników cudzej własności. Podczas włamania, lokalny chłystek natrafia w piwnicy domu na... ludzkie szczątki. Z półek, spomiędzy weków, spozierają gołe czaszki. W lodówce leżą nadpsute fragmenty kończyn. W słoikach jest coś, co przypomina krew. Bojąc się odpowiedzialności, włamywacz publikuje zdjęcia w Sieci, z kawiarenki internetowej. Gdy świat orientuje się, że nie jest to żart, rozpoczyna się gra w ciuciubabkę.
Dobry początek :)
adnil pisze: Wprawdzie mogłaby zapłacić jakiemuś dzieciakowi, który zaopiekowałby się ogrodem, ale była podobno okrutnie skąpa. Nie miała dzieci, zatem nie mogła liczyć na wnuki, które, pod matczynym przymusem, wspomogłyby babcię za "Bóg zapłać".
Te wyjaśnienia są mocno kulawe.
adnil pisze:
adnil pisze: Lecz przecież to nic trudnego, naprędce rozeznać się w topografii skromnego w istocie ogrodu.
Pomyśl, czy to zdanie ma sens... naprędce?, skromny ogród?
adnil pisze: Rzuciwszy okiem raz w prawo, raz w lewo, oraz spojrzawszy przez ramię, wiedział, że ukrycie się przed jego wzrokiem było proste.
Rzuciwszy, spojrzawszy???, to chyba nie po polskiemu :) Jak się rzuca okiem?
adnil pisze:
To dlatego zamiast wybrać drogę wyłożonymi białymi kamieniami, pod frontowe drzwi dotarł zygzakiem, przechodząc pomiędzy rosłymi krzewami
Napisz to lepiej...
adnil pisze: Płot był zbyt wysoki, żeby swobodnie go przeskoczyć, a jeśli ktoś stanąłby w świetle furtki, ucieczka przez nią nie wchodziła w rachubę.
Kalkulator mu to wyliczył?... światło furtki?
adnil pisze: Kamień spadł mu z serca, gdy upewnił się, że w ogrodzie był sam. Bez pośpiechu wyciągnął z kieszeni kilka ślusarskich narzędzi,
Kombinujesz z tymi zdaniami, aż przykro to czytać... wytrychy
adnil pisze: Łatwo o pułapkę, w którą mógłby wpaść
A tam co Niemcy pułapki na partyzantów przygotowali?
adnil pisze: Zamek wydawał dźwięk
Jakie te dźwięki wydawał... prosił o naoliwienie? Grzebanie wytrychem mogło wydawać dźwięk.
adnil pisze: z każdą chwilą rosła szansa,
wzrastało ryzyko
adnil pisze: Szczęśliwie, zamek dał za wygraną.
yes, yes, yes :) :) :) Happy end
adnil pisze: które rozwarły się z piskiem
To tam myszy jeszcze musiały być... drzwi zaskrzypiały
adnil pisze: ukucnął
kucnąć
Definicja
zginając nogi w kolanach, przysiąść na piętach
adnil pisze:
Zrobił to na wypadek, gdyby zbudzona hałasem, Karska zeszła na parte
Tłumaczysz trzylatkowi, jak kombinuje włamywacz?
adnil pisze: W pierwszej kolejności udał się do salonu i graniczącej
Słupki graniczne też tam były?
adnil pisze:
Piwnicę zostawił sobie na później; z niej chociaż była ucieczka ciasnym, ale możliwym do przeciśnięcia się oknem.
Starczy na dziś, bo już mnie głowa rozbolała.
Zostaw pisanie o włamaniach i opisz, jak lezysz, byczysz się na lezaku pod słonecznym niebem. Wokół piękne dziewczyny i szklanka zimnej coca- coli... Piekna sceneria, żeby fantazjować i nauczyć się jak pisać po polsku...

Nie kradnij [tyt. rob.] - fragm. [wulg.]

3
Pomysł mi się nawet podoba. Prosty, ale z potencjałem. Ta piwnica z czaszkami poutykanymi między wekami nawet mi zagrała w wyobraźni. Niestety w wykonaniu jeszcze dużo braków.
adnil pisze: Do frontowych drzwi prowadziła od furtki ścieżka z białych kamieni. Czas sprawił, że pożółkły, a spomiędzy nich wyrastały chwasty.
Jak za chwilę się dowiemy, cała narracja jest prowadzona "przez ramię" złodziejowi. Więc w naszym czasie narracji kamienie są już pożółkłe i rosną między nimi chwasty. Moim zdaniem lepiej zagrałoby pójście z bieżącym opisem - "Do drzwi prowadziła ścieżka pożółkłych kamieni, spomiędzy których wyrastały chwasty." A potem przejście do stwierdzenia, że kiedyś to pewnie wyglądało inaczej, ale Karska była stara, schorowana, skąpa itd. itp.
adnil pisze: Musiał zawierzyć intuicji i szczątkowym wspomnieniom tego, co przez maksymalnie kilka sekund widział.
Świadoma kreacja Kutego na tępaka? Nie mógł kilku fotek cyknąć?
adnil pisze: Lecz przecież to nic trudnego, naprędce rozeznać się w topografii skromnego w istocie ogrodu. Rzuciwszy okiem raz w prawo, raz w lewo, oraz spojrzawszy przez ramię, wiedział, że ukrycie się przed jego wzrokiem było proste.
Niezrozumiałe. Jego wzrokiem? Czyim? Kutego? Ale kto miałby się kryć? Staruszka o kulach? A jeśli to Kuty miałby się kryć, to przed czyim wzrokiem?
adnil pisze: Łatwo o pułapkę, w którą mógłby wpaść.
Ale jaką pułapkę? Przed chwilą pokazałeś czytelnikowi, że Kuty będzie wbijał do jakiejś starowinki, która nie jest w stanie wyrwać paru chwastów w ogrodzie. Skąd tam miałyby się wziąć pułapki?
No może przegniła klapa od szamba, ale poza tym... Skąd u gościa taka paranoja?
adnil pisze: To dlatego zamiast wybrać drogę wyłożonymi białymi kamieniami,
Nie ma białych kamieni - są żółte - sam to wcześniej tak opisałeś.
adnil pisze: To dlatego zamiast wybrać drogę wyłożonymi białymi kamieniami, pod frontowe drzwi dotarł zygzakiem, przechodząc pomiędzy rosłymi krzewami.
Ten opis brzmi trochę komediowo, do tego mało po polsku. Albo "Zamiast wybrać drogę ścieżką wyłożoną białymi kamieniami", albo "wybrać drogę po białych kamieniach". To po pierwsze. Po drugie - to latanie zygzakiem od krzaku do krzaku, żeby ostatecznie i tak sterczeć pod drzwiami, jawi mi się trochę kreskówkowo. Jakby w ten sposób docierał do okna to ok, a tak to tylko przedłuża.
adnil pisze: Kamień spadł mu z serca, gdy upewnił się, że w ogrodzie był sam.
To trochę brzmi, jakby kamień upewnił się, że był w ogrodzie sam. Zabrakło jasnego podmiotu domyślnego.
adnil pisze: Bez pośpiechu wyciągnął z kieszeni kilka ślusarskich narzędzi, i zaczął majstrować przy zamku.
Też bym raczej widziała tu wytrychy, ale na upartego mógł mieć dostęp po prostu do jakiegoś warsztatu, więc ok...
adnil pisze: Bez pośpiechu wyciągnął z kieszeni kilka ślusarskich narzędzi, i zaczął majstrować przy zamku. Trening na starym zamku samochodowym na niewiele się zdał. "Kutemu" drżały ręce. Zamek wydawał dźwięki, i z każdą chwilą rosła szansa, że dotrą do uszu Karskiej, a wtedy...
Cała ta scena jest dla mnie bez sensu. Gość nie umie otwierać zamków i to wie (nie, kilka prób na zamku samochodowym tego nie uczy, chyba że wiedział, że babcia ma w drzwiach wejściowych akurat zamek samochodowy, ale w to trochę nie wierzę). Dlaczego próbuje się uparcie włamać w ten sposób? Można próbować rozwalić jakieś okno, gdy już będzie pewność, że babcia śpi (ot, chociażby piwniczne), można obrać sobie cel, który z domu czasem wychodzi i zrobić to pod nieobecność. Można próbować cały zamek wyłamać/wykręcić, jeśli kiepskiej roboty... Ale akurat otworzyć? Po co?
Do tego niestety dramatyzm sceny trochę nie działa... "dotrą do uszu Karskiej, a wtedy"... No co? Babcia dźwignie się z łóżka, zacznie schodzić na dół (o kulach to trochę zajmuje), upewni się, że coś się dzieje, zadzwoni po policję... Twój bohater zdoła ten płot siedem razy w tę i na zad przeskoczyć w międzyczasie.
adnil pisze: Piwnicę zostawił sobie na później; z niej chociaż była ucieczka ciasnym, ale możliwym do przeciśnięcia się oknem.
Pogrubione trochę po polskiemu brzmi.
adnil pisze: Przeklął i usiadł na wysiedzianej kanapie. Tyle ryzyka po nic. Może Karska kosztowności schowała na piętrze. Albo, co gorsza, w bankowej skrytce. Do kurwy nędzy... Wejść na górę i mijać jej sypialnię, to szaleństwo. Gdy go wypatrzy, Bóg jeden wie, jak się zachowa, a przecież nie zabiłby jej; daleko mu do mordercy.
Cała nadzieja, że bursztynową komnatę skrywa piwnica.
Kurde... To jest nawet dobra sytuacja, tylko... Za sucho to wszystko oddane. Gość włożył w ten włam dużo trudu, do tego mistrzem w fachu nie jest, cyka się wszystkiego, więc chyba powinny nim targać jakieś emocje... Chciałabym poczuć jego zawód, złość... A tu klapnął sobie na kanapie i duma. Uzasadniasz, czemu zaraz zejdzie do piwnicy, ale niestety nie dajesz czytelnikowi "wejść" w sytuację.
adnil pisze: Dobry Boże... czaszki... To nie były zabawki, tego był pewien. Niektórych trzymały się jeszcze włosy. Z wrażenia, upuścił lampę. Przestała świecić. Znów zapanowały głębokie ciemności. Hałasowała ta przeklęta lodówka. Może miała w środku żarówkę? Otworzył ją i natychmiast rozświetliła się, na biało.
Niby lepiej z dramatyzmem, ale ciągle czegoś brak. Upada lampa. Bezdźwięcznie? Niech się coś stłucze, niech bohaterowi przyspieszy serce, niech go obleje zimny pot... Cokolwiek! A tu: "O, czaszki. O, lodówka hałasuje".
adnil pisze: Późno zjedzony obiad zdał się cofnąć do przełyku. W lodówce zobaczył palce. W misce pływała para oczu. Nie chciał dłużej patrzeć. Odskoczył i mimo starań, zwymiotował. Kręciło mu się w głowie.
A Bóg przykazał: nie kradnij..
To "zdał się cofnąć" nie działa tutaj. Obiad cofnął mu się i tyle.
Niemniej to końcówka już jakoś łapie lepszy klimat.

Podsumowując.
Tworzysz ciekawą sytuację na początek - to na plus. Jako czytelnik jestem zaciekawiona, skąd to wszystko się u babci wzięło (i mam nadzieję, że to nie będzie jakieś kliszowate wyjaśnienie ;) ). Natomiast...

Masz problemy z opisami - chcesz strasznie dużo wytłumaczyć czytelnikowi krok po kroku, przez co czasem tworzysz karkołomne konstrukcje gramatyczne i zwyczajnie wychodzi to sucho i łopatologicznie. A szkoda, bo część scen ma potencjał - starczyłoby je pogłębić. Czasem uszczegóławiając. Ot, samo rozpracowywanie zamka. Tam można pograć detalami, emocjami towarzyszącymi włamywaczowi, kiedy np. już, już prawie, już wyczuł zapadki, a tu znów nie poszło (polecam kanał yt Lockpicking Lawyer :P) czy cokolwiek.
A czasem na przykład dodając tło. Dom tej Karskiej wisi dla mnie w próżni. Przez co nie wiem, co takiego miałoby się stać. Niech się zapali u sąsiadów światło, niech przejedzie samochód... Cokolwiek. Żeby czytelnik miał szansę uwierzyć, że jest jakieś ryzyko. Bo chodząca o kulach staruszka na drugim piętrze nie robi tej roboty.

Do tego dochodzi problem z realiami. Ten włam wygląda niewiarygodnie. Nie znając Twojego bohatera (bo o Kutym nie wiemy niczego), nie wiemy, czy on nie ogarnia, bo ma nie ogarniać, czy to autor nie ogarnia. Niestety zwykle takie wątpliwości czytelnik odruchowo rozstrzygnie na niekorzyść autora. Takie rzeczy można uzasadnić, można trochę zakryć, ale, no właśnie... trzeba chociaż spróbować.

Recepta więc dość standardowa - ćwicz. Pisz, czytaj, dosmacz trochę to danie "riserczem" :) I będzie lepiej.

Powodzenia!
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

Nie kradnij [tyt. rob.] - fragm. [wulg.]

4
Cześć.
"Kuty" podziwiał ogród Karskiej jedynie przez wysokie ogrodzenie. Niekiedy wspinał się po nim i zerkał na skryte za nim podwórze. Nie mógł sobie pozwolić na uprzedni rekonesans. Musiał zawierzyć intuicji i szczątkowym wspomnieniom tego, co przez maksymalnie kilka sekund widział.
Amator ten Kuty. Ten dom chyba na odludziu stoi.
Rzuciwszy okiem raz w prawo, raz w lewo, oraz spojrzawszy przez ramię,
Może lepiej by było"
Patrzył to w prawo, to w lewo...
Rozglądał się w prawo i lewo, spoglądał za siebie...
wiedział, że ukrycie się przed jego wzrokiem było proste.
Tego fragmentu nie rozumiem. On myślał, że po przeskoczeniu muru, w krzakach, czeka na niego SWAT, albo babcia robi grilla? Ta kobieta, która mieszka tam sama? Która nie ma siły zrobić porządku z rabatką?
Wiedział, że o tej porze, a było po północy, starsza pani albo smacznie spała, albo czytała w sypialni na piętrze. Wkradając się do ogrodu, odniósł wrażenie, że w jednym z pomieszczeń tliło się mdłe światło.
A może oglądała western na swoim nowo zakupionym telewizorze?
Wiedział? A może tylko się domyślał? Amator, ale za to jasnowidz.

Nie pisze lepiej od Ciebie, ale podobno dobrze jest się uczyć na błędach, najlepiej cudzych. Oceniam jako amator, więc waga tej oceny zapewne, nie jest najwyższa.
Jeśli o fabułę chodzi, to nasuwa ona kilka pytań. Skąd schorowana kobieta ma w swojej piwnicy takie cuda. Może jednak nie taka schorowana? Chciało by się, aby zostało to później jakoś miło i może zaskakująco wyjaśnione.
Mam jednak odczucie, że już to gdzieś widziałem. Może powinienem zejść do swojej piwnicy? ;)

Nie kradnij [tyt. rob.] - fragm. [wulg.]

5
Są drobne błędy, takie jak ten:
adnil pisze: To dlatego zamiast wybrać drogę wyłożonymi białymi kamieniami, pod frontowe drzwi dotarł zygzakiem, przechodząc pomiędzy rosłymi krzewami.
Chyba powinno być WYŁOŻONĄ.
Jednak nie czepiałabym się aż tak. Czyta się gładko, a fabuła jest ciekawa. Ja chciałabym poznać ciąg dalszy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”