Na obcej planecie – nieco oniryczne SF

1
Pojawił się na pewnej dziwnej, odludnej planecie. Był sam, i nie pamiętał jak się tam znalazł. To jednak nie była amnezja, bo pamiętał swoją przeszłość, lata spędzone w kosmosie. Ale to wszystko wydawało się bardzo odległe, jakby z innego snu. Chociaż, może to tutaj, to też tylko sen?

Odetchnął głęboko chłodnym powietrzem planety. Nie musiał się spieszyć. Nikt z na niego nie czekał, nie miał też żadnej misji do wypełnienia, może był tylko turystą, a może po prostu zagubił się gdzieś w kosmosie?. Jednak świadomość, że „Enterprise” i jego przyjaciele, jego życie, jest, albo było, zupełnie gdzie indziej, to całkowite zerwanie więzów, ciążyło mu. Czuł się samotny.

Był więc sam na tej dziwnej planecie, ale przynajmniej na razie wszystko było chyba w porządku. Na sobie miał standardowy kombinezon, a przez ramię przewieszoną lekką, podręczną torbę, właściwie pustą, ale nie przejmował się tym zbytnio. Postanowił więc iść dalej i poszukać tego, co go tu sprowadziło.

Okolica, w której się znajdował, wyglądała surrealistycznie. Dookoła jak okiem sięgnąć, leżały płaskie skały, lśniące upiorną bielą w świetle słońca, które było tylko małym, zimnym punktem światła unoszącym się w milczeniu tuż nad horyzontem planety. Zmierzchało, ale biel podłoża powodowała, że było jasno jak w pełni dnia, za to w górze, małe, prawe przeźroczyste obłoki z rzadka przepływały po ciemnym, rozgwieżdżonym niebie. Wszędzie panował totalny bezruch i niesamowita cisza, niekiedy tylko przerywana jękliwymi poświstami wiatru w szczelinach skał.

Skały te wyglądały z daleka jak zamarznięte fale jakiegoś pradawnego morza, ale w pewnym miejscu jedna z nich uniosła się wyżej, wygięła w łuk i zastygła w pół drogi jak na japońskich rycinach z górą Fuji. A pomiędzy jej zagiętym czubkiem a gruntem, najwidoczniej w nieważkości, unosiła się i obracała błękitna planeta z oceanami, lądami i chmurami płynącymi nad jej powierzchnią.

Był to niesamowity widok, ale w tym dziwacznym miejscu, z dala od normalnej rzeczywistości, wszystko wydawało się być możliwe, i nawet, w pewnym pokręconym sensie, normalne. Zresztą, podczas swych wieloletnich podróży Kirk widział już niejedno i niewiele mogło go jeszcze zdziwić. Szedł więc dalej.

Małe, tym razem żółte słońce, wyłoniło się z przeciwnej strony horyzontu i powoli wspinało po nadal dość ciemnym niebie; zrobiło się też trochę cieplej. Na ziemi, coraz częściej pojawiały się ślady nędznej, pustynnej roślinności a teren zaczął się różnicować, tworząc niewielkie wzgórza poprzecinane przełęczami. W jednym z takich wzgórz, w otworach wydłubanych w jego ścianach, poruszało się mnóstwo małych zwierzątek przypominających skoczki pustynne z Ziemi, te tutaj były jednak z całą pewnością inteligentne. Istniał nawet pewien rodzaj hierarchii, stado nie poruszało się chaotycznie, zaś poszczególni jej członkowie jakby rozmawiali i kłócili się między sobą.

Kirk chciał się im bliżej przyjrzeć, przyklęknął więc i oparł swoją głowę na jednej ze skalnych półek. Zwierzątka nieufnie podeszły do niego, a zaraz potem zaczęły wściekle wymachiwać maleńkimi oszczepami tuż przy jego twarzy. „Coś jak wczesna epoka kamienna” - pomyślał Kirk i by się od nich uwolnić, poruszył głową, a przy tym niechcący przycisnął jednego z nich do ziemi. Wtedy przywódca ataku zwrócił się do starszego, siwego zwierzątka z laską, najwidoczniej po poradę. Tamten pokiwał przecząco głową i stado ponownie rzuciło się do ataku. Widząc, że nie ma sensu ciągnąć tego dalej, Kirk wstał i ruszył dalej.

Wzgórza powoli zaczęły zmieniać się w góry, i tam, we wnęce skalnej przypominającej od biedy mieszkanie, napotkał większe istoty – dwóch humanoidów w długich białych szatach.

Przyjęli go całkiem przyjaźnie, jakby był ich codziennym gościem i Kirk miał nadzieję, że może od nich dowie się czegoś o tej planecie, ci jednak zachowywali się tak chaotycznie, że trudno było otrzymać jakąkolwiek rozsądną odpowiedź.
W pewnym momencie, mimo że Kirk nawet o tym nie wspomniał, jeden z nich zmienił swoją twarz tak, że przypominał Spocka, i to znów obudziło w Kirku nadzieję, ale zaraz potem obcy zajął się czymś zupełnie innym i przestał w ogóle zwracać na niego uwagę.

Drugi humanoid zdawał się kontaktować z kimś przez Wideofon, ale nie było widać z kim, jeśli w ogóle, i po co; a do tego, być może dla potrzeb przekazu, założył na głowę wysoką spiczastą białą czapkę ze złotymi napisami i przyczepił sobie sztuczne, złote uszy. Wyglądało to dość absurdalnie, jak jakaś scena w teatrze kukiełkowym.

Obaj zachowywali się jak lunatycy, co chwilę zapominając, co tak naprawdę zamierzali zrobić. Raz jeden z nich otworzył małą klapkę w ścianie i z wnęki wyciągnął małe, ciemne zwierzątko z cienkim, szczurzym ogonem, i połknął je. Bardzo prawdopodobne, że było ono wtedy jeszcze żywe. Ale było też przecież możliwe, że nie zostało ono użyte jako pokarm, ale w jakimś zupełnie innym tajemniczym celu. Tego Kirk się jednak na pewno już nie dowie. I może to nawet i lepiej.

Nie wyglądało więc na to, żeby ci obcy mogli mu cokolwiek wytłumaczyć, i na żadną rozsądną pomoc z ich strony też nie mógł liczyć. Pożegnał się więc, i ruszył dalej.
------------------------------
Nawiązania serialowe zamierzone ale bardzo odległe.
Dream dancer

Na obcej planecie – nieco oniryczne SF

2
Medea33 pisze: Pojawił się na pewnej dziwnej, odludnej planecie.
Na całej planecie? Pokaż, że jest dziwna.
Medea33 pisze: Okolica, w której się znajdował, wyglądała surrealistycznie.
Show! Don't tell! Opis powierzchni, środowiska planety powinien zasugerować czytelnikowi nierealistyczność tego co widzi bohater.
Medea33 pisze:

Odetchnął głęboko chłodnym powietrzem planety.
"Planety" jest zbędne.
Medea33 pisze: w kosmosie?.
albo znak zapytania, albo kropka. Wybieraj :P
Poza tym cały ten akapit jest koślawy i zgrzyta niemiłosiernie.
Medea33 pisze: Nikt z na niego nie czekał,
Skąd to wiedział? Może go jednak szukali? Mógł założyć, że
skoro nie znajduje się na swoim statku – a powinien! – to załoga mogła zauważyć jego zniknięcie. Powinni się martwić i próbować go szukać.

Tak skrótowo. Za dużo "ta", "te", "to" , "mu", "też", "ci" i "i". Tekst do czyszczenia.
Medea33 pisze: Wzgórza powoli zaczęły zmieniać się w góry, i tam, we wnęce skalnej przypominającej od biedy mieszkanie, napotkał większe istoty – dwóch humanoidów w długich białych szatach.
Jeszcze kilka akapitów wcześniej piszesz, że "skał przypominały fale zamarzniętego morza". Założyłem, że tak jest aż po horyzont. A tu nagle wyrosły góry. :P Myślę, że wędrówka "po horyzont", powinna zająć mu sporo czasu.
"Im więcej ćwiczę, tym więcej mam szczęścia""Jem kamienie. Mają smak zębów."
"A jeśli nie uwierzysz, żeś wolny, bo cię skuto – będziesz się krokiem mierzył i będziesz ludzkie dłuto i będziesz w dłoń ujęty przez czas, przez czas – przeklęty."

Na obcej planecie – nieco oniryczne SF

4
Dzięki za wizytę.

Nie chciałabym się tu zbyt dokładnie wypowiadać, wolałabym, żeby to czytelnik postarał się odkryć „co autor miał na myśli”. Ale co tam, proszę:

Uwaga spoilery
P.Yonk pisze:Medea33 pisze:
Source of the post Pojawił się na pewnej dziwnej, odludnej planecie.
Na całej planecie? Pokaż, że jest dziwna.
Rzeczywiście mały skrót myślowy ale w Uniwersum ST tak jest to przyjęte. Oni prawie co odcinek lądowali albo byli przesyłani właśnie na „planetę”, a nie na łąkę, polanę w lesie czy do miasta. Tym bardziej, jeśli widzimy małe białe słońce i gwiazdy w dzień a okolica jest „nieziemska” to raczej powstaje skojarzenie z obcą planetą.
Pokaż, że jest dziwna.
Planeta zawieszona między skałami, małe zimne białe słońce i gwiazdy nad głową w dzień to nie wystarczy? Owszem, to zdanie to mały skrót myślowy, nie chciałam zawalać początku zbyt dokładnym opisem bo nie to jest najważniejsze, to miało być tylko szybkie wprowadzenie, poza tym, jest to bardziej jego odczucie niż stwierdzenie faktu.
P.Yonk pisze:Medea33 pisze:
Source of the post
Odetchnął głęboko chłodnym powietrzem planety.
"Planety" jest zbędne.
Właściwie to tak, ale mi chodziło o nawiązanie do poprzedniego akapitu, gdzie zostało postawione pytanie – czy to czasem nie sen? Odetchnął powietrzem fizycznie tej planety, poczuł je, a więc to mogło być realne tak jak i ta planeta.
P.Yonk pisze:Medea33 pisze:
Source of the post w kosmosie?.
albo znak zapytania, albo kropka. Wybieraj
Poza tym cały ten akapit jest koślawy i zgrzyta niemiłosiernie.
ups :ups: , nie wiem jak to się tu przypętało. Oczywiście znak zapytania.
Poza tym cały ten akapit jest koślawy i zgrzyta niemiłosiernie.
Pozwolę się nie-zgodzić. Zdaję sobie z tego sprawę, że ogółowi czytelników to nie pasuje i mogę dużo poświęcić dla „czytelności” tekstu, ale to mój styl i nie chciałabym za dużo z siebie poświęcać. Może jednak nie do końca rozumiem, chodzi o długie i skomplikowane zdania czy o cały akapit?
P.Yonk pisze:Medea33 pisze:
Source of the post Nikt z na niego nie czekał,
Skąd to wiedział? Może go jednak szukali? Mógł założyć, że skoro nie znajduje się na swoim statku – a powinien! – to załoga mogła zauważyć jego zniknięcie. Powinni się martwić i próbować go szukać.
No właśnie nie. On nie „zniknął”, a przynajmniej nie pamiętał żeby tak się stało.
On „wiedział” że nikt z na niego nie czekał, był o tym przeświadczony. Czuł jakby jego statek i załoga to była inna rzeczywistość, jakby wspomnienie czegoś, co minęło.
P.Yonk pisze:Medea33 pisze:
Source of the post Wzgórza powoli zaczęły zmieniać się w góry, i tam, we wnęce skalnej przypominającej od biedy mieszkanie, napotkał większe istoty – dwóch humanoidów w długich białych szatach.
Jeszcze kilka akapitów wcześniej piszesz, że "skał przypominały fale zamarzniętego morza". Założyłem, że tak jest aż po horyzont. A tu nagle wyrosły góry. Myślę, że wędrówka "po horyzont", powinna zająć mu sporo czasu.
No, może trochę naciągnęłam. Właściwie to miały być małe i wyższe wzgórza, tylko nie chciałam się powtarzać. Ale..

Czy w tytule czasem nie napisałam – nieco oniryczne SF? I czy już na początku nie było wspomniane ze to może tylko sen? Tego tekstu nie można traktować dosłownie. Może to sen a może alternatywna rzeczywistość gdzie wszystko jest możliwe? Chciałam tu dać możliwość czytelnikowi do własnej interpretacji.

Ale jeśli już koniecznie, to proszę (kilka możliwości):

Jeśli miało by być „realnie” to może on tych „gór” nie widział bo były w cieniu, biała płaszczyzna go oślepiała. Ale to mało kreatywne.

Może też na tej planecie występuje złudzenie optyczne, zakrzywienie przestrzeni, i widzi tylko najbliższy teren. Na tej planecie ziemskie prawa fizyki niekoniecznie muszą obowiązywać. Blisko-daleko, szybko-wolno, to są wartości względne

W seriach ST były odcinki w których istniały „portale” do różnych światów. Wystarczyło przekroczyć próg by znaleźć się na innej planecie a nawet w innym czasie. Możliwe więc, że i tu bohater robi jeden krok i zaraz znajduje się gdzie indziej nawet tego nie zauważając.

Tyle do „realnych” możliwości.

Ale ja myślałam o czymś innym. Chodziło mi o stan umysłu w którym wszystko jest rozmyte, ludzki mózg ma zdolność do ignorowania rzeczy rutynowych, niezmiennych. Ja sama dojeżdżam od paru lat do pracy tą samą drogą, dzień w dzień to samo, i już tego nie zauważam, wyszłam z domu i zaraz jestem na miejscu. Poczucie czasu też jest względne. A tak w ogóle – a co jeśli to jednak jest sen?

O tym właśnie piszę, że nie ma nic pewnego.
Feder9 pisze:Przyznaję, że nie doczytałem, może dlatego, że nie lubię tekstów w stylu "Mały książe", ale brawo za Kirka
Dzięki wielkie za wizytę. I "Mały książę"? – nie wpadłam na to :shock: , a nawet jeśli, to było niezamierzone i zupełnie przypadkowe. I nie podoba mi się to porównanie (nawet jeśli w zamierzeniu pochlebne). Można by przecież dorobić do tego Adama i Ewę (gdyby napatoczyła się jakaś samiczka), albo „Stary człowiek i morze (gdyby jakiś „wieloryb”). Za dużo tu tego. Czasem cygaro to tylko cygaro. :hm:
Dream dancer
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”

cron