Piguła [fragment II ] [S-F] [wulgaryzmy] +P

1
Wulgaryzmy - sztuk dwie po angielsku i jedno bardzo słabiutkie po polsku.
Zgodnie z pkt. 6 paragraf 5 Regulaminu wklejam link do wcześniejszego fragmentu tego samego opowiadania: Piguła cz.I:
Uwaga! Spoiler!Słowem wstępnym wyjaśniam, że pomiędzy fragmentami jest około 15k słów fabuły. Do dwójki głównych bohaterów: Denta i prawie-snorka, dokooptowałem kolejną: Barbera i Zwierza. Obaj są tzw. "stalkerami", czyli awanturnikami/poszukiwaczami przygód. Cała czwórka zostaje osaczona w podziemnym kompleksie, przez grupę złych "BardzoZłych". Po raz pierwszy spróbowałem napisać coś w narracji równoległej. Mam nadzieję, że wyszło strawnie.
Podziemnym magazynem wstrząsnął wybuch. Pancerne drzwi, zmięte potężną falą uderzeniową, wleciały do środka. W chmurze pyłu, mignęły latarki i czerwone igły laserów. Dent próbował usłyszeć coś, przez pisk wwiercający mu się w uszy. Dopiero po chwili dotarło do niego, że te dziwne puknięcia, to nie popcorn, tylko strzały napastników. Rzucił się za rząd ciężkich skrzyń, potykając się przy tym o lufę własnego karabinu.
Pył rozpełzł się po pomieszczeniu. Stara, niedrożna wentylacja nie nadążała wymieniać powietrza wypełnionego drobinkami cementu, kurzu i dymu. Wszystko przybrało szaro-siną barwę. Wystrzały zlewały się z echem w jeden huk. Dent próbował zorientować się w sytuacji. Wystawił głowę znad skrzynek, ale od razu padł plackiem na beton. Seria z automatu zadzwoniła nad nim o stalowe tregry podtrzymujące sufit. Wlokąc karabin w pyle podłogi, na czworakach pogalopował kilkanaście metrów w głąb ciemnego magazynu i przypadł za dużym metalowym kontenerem. Reszta stalkerów z rzadka odpowiadała ogniem, próbując powstrzymać napastników przed wdarciem się do środka. Jedyna ocalała po wybuchu lampa kołysała się na kablu, zamieniając zadymione wnętrze w teatr światłocieni. Dziadek ostrzeliwał się oszczędnie. Jego akm pluł krótkimi seriami z prawej strony. Zwierz przebiegł kuśtykając na lewo i władował w zadymione wejście kilka strzałów z pistoletu. Od strony drzwi błyskały lasery wskaźników celu. Kilka wiązek latało po całym pomieszczeniu, a w ślad za nimi do środka wpadały kule napastników, siekąc bezlitośnie po skrzyniach, ścianach i suficie.
...

Wybuch rzucił nim na boczną ścianę magazynu. Po drodze zawadził jeszcze o stos drewnianych skrzyń, a ten zawalił się z łoskotem. Próbował wycharczeć pył rzężący mu w krtani i przy okazji zorientować gdzie dół, gdzie góra. W końcu wyplątał się z ze sterty szmat i kłębowiska klamotów. Dookoła huczała kanonada. Strzały, wizg rykoszetów, głuche odgłosy kul uderzających o beton, drewno… ludzkie ciało. Zamknął oczy i przebił się przez kurtynę ostrych dźwięków, by uchwycić te bardziej ulotne. Oddech. Bicie serca. Krzyk. Już wiedział. Napastników było dwunastu. W przejściu tłoczyła się drużyna szturmowa, pozostałych sześciu czekało w odwodzie w głębi korytarza. Nawet przez dym prochowy, kurz i pleśń, czuł ich zapach. Pot, metaliczna woń broni, plastik i impregnowana tkanina wyposażenia. Wiedział o nich, słyszał ich, czuł. Otworzył oczy i wszystko zniknęło. Fala mdłego, rozmazanego światła, błyski wystrzałów, promienie laserów. Wszystko to zalało mu umysł i natychmiast stłumiło pozostałe bodźce. Warknął ze złością. Zacisnął na powrót powieki. „Tak, tak lepiej” – pomyślał. Dłonią namacał kawałek materiału, zwinął w opaskę i przewiązał sobie oczy.
Ok, you fucking twats – mruknął do siebie. – Pobawmy się.
...
Chłopak rozpłaszczył się na betonie i złożył do broni. „Jak się uruchamia to pieprzone ustrojstwo?” – załkał nerwowo, mocując się z przyciskami modułu celowania. Próbował przetrzeć lunetę, ale tylko rozmazał palcem szary pył na szkłach. W końcu trafił kciukiem na odpowiedni przycisk i w powietrzu zatańczyła długa smuga czerwonego lasera. Młody zebrał się w sobie, naprowadził ją w punkt z którego wybiegały wiązki napastników i szarpnął za spust. Karabin zawibrował lekko i wypluł krótką serię. Pociski skrzesały iskry, uderzając o metalową framugę pancernych drzwi. Lasery przeciwników zakołysały się nerwowo. Cześć zgasła. Chłopak nie czekał dalej, tylko zaczął obrabiać wejście kolejnymi seriami. Oszczędnie, biorąc przykład ze starego stalkera – po pięć, sześć pocisków naraz. To wystarczyło, żeby ich trzymać w szachu.
Malcziiiik! – krzyknął dziadek. – Ty strelaaaj, mu uchdzim to tiebia!
Poderwali się razem ze Zwierzem i kryjąc się za skrzynkami zaczęli wycofywać się w głąb magazynu. Prawie-snorka jak zwykle nie było nigdzie widać. Za to przeciwnicy całkiem umilkli. Chłopak wstrzymał ogień i w skupieniu obserwował ciemny prostokąt wejścia. Dym rozwiał się już na tyle, by mógł rozróżniać kontury, ale szary pył zupełnie zniekształcił kolory. Barber i Zwierz przypadli w mroku, za skrzyniami, po obu stronach centralnego przejścia. Wszyscy wpatrywali się w napięciu w wejście oświetlone lampą, kołyszącą się lekko u sufitu.
– Może odeszli? – szepnął niepewnie młody.
W tym samym momencie do środka wpadło coś małego i metalicznie szczęknęło o podłogę. Nagły błysk i huk eksplozji zupełnie oślepił chłopaka. Od razu zacisnął oczy i zakrył je dłońmi. Fioletowy powidok wypalił się plamą na siatkówce. Do tego w uszach dzwonił wysoki piiiiiisk, na wpół rozerwanych bębenków. Przez kakofonię dźwięków, usłyszał jeszcze stłumiony odgłos strzałów z kałasza, po czym poczuł, jak jakaś silna dłoń łapie go za ramię i ciągnie do tyłu. W mrok.
...
Na środku pomieszczenia wylądował granat. Już wcześniej słyszał jak ktoś za drzwiami wyrwał zawleczkę, a odskakująca łyżka brzęknęła o beton. Teraz opóźniacz przepalał się z sykiem przez maleńki kanalik ogniowy spłonki. Spokojnie skulił się w kącie i najmocniej jak mógł ścisnął uszy dłońmi. Wybuch przetoczył się po nim jak walec. Wnętrzności zadrgały w rytm fali ciśnieniowej. Opuścił ręce i uniósł głowę. Wszystko usłyszał.
Grupa szturmowa wpadła do środka szurając buciorami. Od razu rozsypali się na boki i otwarli ogień do trójki stalkerów, ukrywających się w głębi magazynu. Przypadł do podłogi. Szturmowcy ruszyli naprzód. Centrum formacji kładło gęsty ogień zaporowy, a na boki, za osłonę rzędów skrzyń, rozbiegli się flankujący. Słyszał jak mamroczą do siebie ciche komendy. „Łączność przez słuchawki” – pomyślał. Któryś ze stalkerów padł na ziemię. Zapachniało krwią. Nie czekał dalej. Odbił się od ściany i rzucił w mrok.
...
Chłopak próbował przebierać nogami. Co chwilę gubił krok, ale towarzysz podtrzymywał go pewnie ramieniem. W korytarzu panowała ciemność. Mała latarka wyciągała kręgiem żółtego, drgającego światła urywane kontury rur, kabli i metalowych uchwytów. Młody tak naprawdę mógł się tego tylko domyślać, bo plamy po eksplozji granatu błyskowo-hukowego nadal zasłaniały mu cześć wizji. Fonia natomiast wracała do siebie i bez trudu rozpoznał ciężkie charczenie Zwierza. Wielki stalker kuśtykał najszybciej jak mógł, ale wyraźnie zaczynało mu już brakować tchu. Chłopak starał się przynajmniej nie zawadzać w tym świńskim truchcie. Dotarli do pierwszego rozwidlenia w kształcie litery „T”. Zwierz poświecił niepewnie najpierw w jedną, potem w drugą stronę. Korytarze wyglądały identycznie. Plątanina rur i kabli na suficie. Rząd nieczynnych lamp na każdej ze ścian. Szary beton. Chłopak z trudem łapał powietrze, ale z ulgą stwierdził, że przynajmniej wzrok mu wraca.
Siuda … – wycharczał Zwierz i pociągnął go w prawo. – Tam, na górę idziom
– Co z nimi? – zapytał chłopak próbując nadążyć.
– Barber ranion, mutanta ja nie uwidział – rzucił kudłacz, patrząc tępo przed siebie i ani myśląc zwolnić kroku.
– Czekaj… - Chłopak podbiegł i złapał go za ramię - … trzeba wrócić.
Niet! – warknął stalker. – Barber kazał ciebie wyprowadzić. Tak wyprowadzę. Idziom!
Chwycił młodego za kołnierz i powlókł za sobą.
...
Zatrzymali się dopiero po kilkuset metrach. Korytarz nagle rozwarł się szeroko i wysoko. Słaba latareczka stalkera wychwytywała z ciemności sterty stalowych kratownic, drutu zbrojeniowego, rur i kabli rozrzuconych po podłodze. Weszli ostrożnie do hali. Zwierz omiótł wnętrze światłem szukając wyjścia, ale w promieniu najbliższych dwudziestu metrów nie było widać żadnych drzwi. Warknął coś pod nosem po rusku i wskazał głową na prawo. Dent posłusznie poczłapał za nim ciamkając butami po mokrej posadzce. Chłopak próbował rozejrzeć się po wysokiej hali, ale egipskie ciemność zazdrośnie strzegły swoich sekretów. Dopiero po chwili dotarło do niego, że przecież ma latarkę zamontowaną na broni. Przez chwilę szamotał się z małym modułem przyczepionym z boku lufy. Palce ślizgały się po wodoodpornej obudowie i dopiero zupełnie przypadkiem namacał właściwy przycisk, z boku urządzenia. Aż podskoczył w miejscu. „To nie latarka tylko pieprzony halogen”! Podniósł broń i poświecił do przodu. Zaskoczony Zwierz odwrócił się, ale natychmiast zasłonił twarz przed palącym blaskiem. Na przeciwległej, oddalonej od dobre sto metrów ścianie, rozłożył się jego ogromny cień.
Uh malczik, no szto ty…? – warknął trąc oczy.
Chłopak bąknął jakieś przeprosiny i wyminął go, by oświetlić drogą. Dopiero teraz dotarło do niego jak ogromna jest hala. Jak urzeczony przejechał światłem po wysokim na dobre dwadzieścia metrów sklepieniu. Długie legary kratownic były powyginane, a w niektórych miejscach konstrukcje żeber całkiem się zerwały. Z betonowej powały zwieszały się dziwne nitki, przy ścianach było ich jeszcze więcej. „Korzenie” – pomyślał chłopak, ale zaraz wrócił na ziemię. Ta część pomieszczenia była zawalona gruzem i ułomkami metalowych konstrukcji, ale to co przykuło jego uwagę to masywna wieża wznosząca się na środku hali i łącząca się z dachem.
Gruzownyj lift!1 – krzyknął radośnie Zwierz, klepnął chłopaka w ramię i potruchtał w tamtym kierunku rozchlapując wodę z coraz głębszych kałuż.
– Przecież i tak nie ma prądu. Co nam po windzie?
Kudłacz odwrócił się, nie zwalniając kroku i zrobił dłońmi gest wychodzenia po drabinie:
Lader, lader, do góry – oznajmił z uśmiechem, a młody chcąc nie chcąc, podążył jego śladem. Szerokie, stalowe drzwi były otwarte na oścież. Zwierz zanurkował do środka, ale zaraz cofnął się jak oparzony.
Malczik ostrożna… - wskazał na ciemnozielone nitki zwieszające się ze ścian i stalowej kratownicy szybu. – Not gud. Rzawyj wołos2.
Młody przejechał światłem po wnętrzu konstrukcji. Nitki wyciągnęły się w jego kierunku, jak poruszone wiatrem. Jednak to co przykuło jego uwagę to para błyszczących oczu spoglądająca na niego z ujścia szybu wentylacyjnego kilkanaście metrów wyżej. Po chwili dołączyła do niej kolejna, patrząca z dźwigara po przeciwnej stronie. Chłopak już miał zapytać Zwierza co to za zwierza. Tyle, że nie zdążył. Ściany szybu zakotłowały się nagle, w dół zaczęła spływać cała masa par oczu, a powietrze wypełnił pisk setek małych gardeł.
...
Szturmowiec zamykający formację odwrócił się i poświecił latarką zamontowaną na karabinie. Był pewien, że mikrofon środowiskowy, wbudowany w zestaw aktywnych słuchawek, wychwycił jakiś szmer. Cofnął się o krok i sprawdził jeszcze raz wąskie przejście między rzędami skrzyń. Reszta oddziału osłaniała ekstrakcje jeńca. Siwy stalker leżał na betonie, zwijając się po postrzale w brzuch. Szturmowiec nie zazdrościł. „Nie ma bardziej bolesnej rany. Pewnie już po nim” – pomyślał. Sanitariusz plutonu pochylił się nad rannym i wpakował mu zastrzyk usypiający w szyję. Zanim ciało zupełnie zwiotczało, razem z innym żołnierzem błyskawicznie założyli opatrunek jamy brzusznej i gorset stabilizujący. Dwóch innych komandosów w kilka sekund zmontowało teleskopowe nosze. Stary dostał jeszcze w żyłę rurkę od automatycznej pompy kroplówkowej i po chwili już był w drodze z powrotem na powierzchnie, eskortowany przez połowę oddziału. „Phe, co za marnotrawstwo na takiego kundla” – prychnął szturmowiec, gdy zniknęli w drzwiach. Jego zespół ustawiał się w formację, by ruszyć za pozostałą dwójką uciekinierów.
Attention! Départ! 3– warknął paskudnym marokańskim akcentem dowódca.
Szturmowiec posłusznie zajął swoją pozycję po prawej stronie.
Avance! 4
Sześciu szturmowców po kolei wpadło w wąski korytarz ruszając w pościg.

Przypisy
1.Gruzownyj lift! - ros. winda towarowa
2.Rzawyj wołos - ros. rdzawy włos - niebezpieczne, zmutowane pnącza, trujące dla ludzi.
3.Attention! Départ! - fr. Uwaga! Wymarsz!
4.Avance!- fr.Naprzód!

Piguła [fragment II ] [S-F] [wulgaryzmy] +P

2
MordercaBezSerca pisze: (sob 21 lis 2020, 15:41) W chmurze pyłu, mignęły latarki i czerwone igły laserów. Dent próbował usłyszeć coś, przez pisk wwiercający mu się w uszy.
Nadmiar przecinków nie jest wcale lepszy od ich braku. ;) Po pyłu nie trzeba, po coś też nie.
MordercaBezSerca pisze: (sob 21 lis 2020, 15:41) Pył rozpełzł się po pomieszczeniu.
Zajrzyj, proszę, tu: https://fiszkoteka.pl/zestaw/582-srodki ... dki-wyrazu
Co chciałeś osiągnąć przez py-ope-łzł-po-po?
MordercaBezSerca pisze: (sob 21 lis 2020, 15:41) na czworakach pogalopował kilkanaście metrów
Nie bardzo widzę galop człowieka na czworakach.
MordercaBezSerca pisze: (sob 21 lis 2020, 15:41) Próbował wycharczeć pył rzężący mu w krtani
I ponownie: https://fiszkoteka.pl/zestaw/582-srodki ... dki-wyrazu
MordercaBezSerca pisze: (sob 21 lis 2020, 15:41) przebił się przez kurtynę ostrych dźwięków
Raczej nie kurtyna. Kurtyna jest aksamitna. Wycisza. Tu powinno być coś innego.
MordercaBezSerca pisze: (sob 21 lis 2020, 15:41) by uchwycić te bardziej ulotne. Oddech. Bicie serca. Krzyk. Już wiedział. Napastników było dwunastu.
Słyszy cudze serca? I wie, że jest ich dwanaście?
MordercaBezSerca pisze: (sob 21 lis 2020, 15:41) Próbował przetrzeć lunetę, ale tylko rozmazał palcem szary pył na szkłach. W końcu trafił kciukiem na odpowiedni przycisk i w powietrzu zatańczyła długa smuga czerwonego lasera.
Za dużo zabawek, za dużo techniki. Czuję się znużona. Ale wielu chłopców tak lubi, więc może ich to nie znuży.
MordercaBezSerca pisze: (sob 21 lis 2020, 15:41) Chłopak nie czekał dalej,
Dłużej?
MordercaBezSerca pisze: (sob 21 lis 2020, 15:41) Chłopak wstrzymał ogień
Czy on mógłby dostać jakieś imię?
MordercaBezSerca pisze: (sob 21 lis 2020, 15:41) Do tego w uszach dzwonił wysoki piiiiiisk, na wpół rozerwanych bębenków.
Wyrzuciłabym te bębenki.

Dalej nie mogę, bo chłopcy się bawią, a ja zasypiam. ;) Może poproś Fioletowego Uniwersa, żeby Ci to przeczytał? On umie w te klocki.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

Piguła [fragment II ] [S-F] [wulgaryzmy] +P

3
Thana pisze: (ndz 22 lis 2020, 10:33) Dalej nie mogę, bo chłopcy się bawią, a ja zasypiam. Może poproś Fioletowego Uniwersa, żeby Ci to przeczytał? On umie w te klocki.
Dziękuję Thana. Tym bardziej doceniam. Rady jak zawsze bardzo celne. Ta fonetyka to dla mnie coś nowego. Do tej pory zupełnie nie zwracałem uwagi. Kolejny stopień wtajemniczenia :D

p.s. "MiM' i słownik już zamówione, więc następnym razem spróbuję "zaspirować" ;)

Piguła [fragment II ] [S-F] [wulgaryzmy] +P

4
Kurcze z jednej strony to jest naprawdę w porządku napisane, a z drugiej trudno mi się oprzeć wrażeniu że tekst jest za długi. Strzelają się, strzelają i końca nie ma. Uważam, że nadmierne opisy działania rzeczy, typu praca zapalnika granatu, zaburza rytm i jestem to zbędne. Inna sprawa, że te opisy są sprawnie i zwięźle napisane, także to akurat na plus

Piguła [fragment II ] [S-F] [wulgaryzmy] +P

5
MordercaBezSerca pisze: (sob 21 lis 2020, 15:41) „Phe, co za marnotrawstwo na takiego kundla”
Jakoś mi to zgrzyta.

Mam wrażenie, że z większości zdań dałoby się coś wyciąć. Nie ma tu wielkich potknięć, ale chyba nie miałeś okazji się nawet wywrócić. Całość jest poprawna, przezroczysta. Niby dzieje się akcja, są strzały i wybuchy, lecz nie wzbudza to żadnych emocji. Ciężko się utożsamić z bohaterami. W opisach mało życia. Niemniej widać, że włożyłeś wysiłek w ćwiczenie warsztatu, ponieważ da się to czytać. Trzymam kciuki za następne rzeczy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron