1‰ Tom II, Rozdział I [fragment] [post-apo] [wulgaryzmy]

1
Wulgaryzmy - raczej średniokalibrowe.
Uwaga! Spoiler!Bardzo Was proszę o pomoc, bo już nie mam siły do tego fragmentu. Przepisałem to już dwanaście razy, na różne sposoby i cały czas brzmi kwadratowo. Próbuję na siłę wcisnąć tzw. "rozterki moralne" głównego bohatera. Nie wychodzi. WSZELKA krytyka mile widziana.
1. Rachunek wyników.

Pociąg leniwie toczy się w kierunku stacji. Koła nieśpiesznie wybijają nierówny rytm. Stukstuk…stuk-stuk...stuk…stuk. Coraz wolniej, niczym słabnące serce umierającego. Rąbek białego całunu tańczy na uwięzi, uniesiony podmuchem wiatru. Delikatnie zaczepiam płótno o haczyk pod szeroką deską. Ostatni. Reszta jest gotowa. Czekają, ułożeni równiutko w szeregu, na powrót do domu. Spokojni, cierpliwi. Tuzin ciał pod białymi płachtami, na otwartej platformie wagonu.
– Ej, Młody! Podrapiesz mnie po dupie?
Ryba siedzi oparty o słupek barierki i macha do mnie kawałkiem cienkiej listewki. Lewa ręka, to jedyna kończyna, którą może wejść w interakcję ze światem. Reszta jest unieruchomiona, w taki czy inny sposób, opatrunkami, drewnianymi łubkami lub gipsowym pancerzem. Prawe ramie dodatkowo podtrzymuje stelaż, stabilizujący złamany obojczyk, pod kątem prostym do tułowia. Z tą listewką wygląda trochę, jakby ludzik ze starej reklamy opon, chciał się nauczyć grać na niewidzialnych skrzypcach. Spoglądam na niego uważnie, kręcę głową i dobitnie akcentuję słowa:
– Nie Ryba, NIE BĘDĘ cię drapał po dupie.
Zniecierpliwiony odwracam się w kierunku stacji. Na peronie zebrał się tłum mieszkańców Ołowianego Miasta. Lista zabitych i rannych poszła przez radio jeszcze wczoraj, ale na twarzach maluje się ten szczególny rodzaj wstydliwie ukrywanej nadziei: „A może nie?”, „Może pomyłka?”, „Może jednak przeżył”. Wzdycham ciężko i opuszczam głowę.
– Młody! Weźże się no! – Ryba nie daje za wygraną. – Toż to sam się przecież nie wykręcę. Wiesz jak to wszytko swędzi na tym upale? – dodaje niemalże płaczliwie.
Mój brak reakcji musi go nieźle wkurzać, bo po chwili uderza w tony świętego oburzenia:
– Toż to ta młodzież dzisiejsza! Pizgnąć komu granatem pod nogi to każden jeden umie, ale bliźniemu ulżyć w cierpieniu to już nie ma komu! Przecież bym cię nie prosił, jakbym sam…
– Ryba! – wydzieram się, bo mnie zagotowało. – Przeprosiłem cię!? Przeprosiłem!
Czwartą godzinę mi tu siedzi i jęczy. W lazarecie nie będzie jechał, bo mu tam duszno. Ze mną musiał, bo wie że może żerować na moim poczuciu winy.
– Flaszkę na zgodę postawiłem?! Postawiłem! Jak tak bardzo chcesz to cię mogę w tę dupę kopnąć! Chcesz!?
Wzdycha, odwraca wzrok ciężko obrażony i burczy pod nosem.
- Nie… nie chcę!
Pokiereszowany pociąg pancerny wtacza się na peron. Z towarowych platform i wagonów pasażerskich stalowego lewiatana wyskakują w biegu co bardziej niecierpliwi. Wojownicy padają w ramiona bliskich, biorą na ręce dzieciaki, młodsi całują namiętnie swoje dziewczyny. Ci starsi zresztą też. Okrzyki radości, salwy śmiechu. „Merykrismas, łor iz ołwer” – tak to chyba leciało. Tylko nasza platforma zatrzymała się w bańce ciszy i smutku. Wyciągam z kieszeni zmiętą kartkę. Wzdycham ciężko i dopiero po chwili mogę spojrzeć w oczy ludzi zebranych na peronie. Przełykam ślinę, zagryzam wagi i zeskakuję na beton.
– Grabarz. – Wskazuję na pierwsze w szeregu ciało.
Trzy postacie odłączają się od tłumu i cichutko suną do platformy. Chuda kobieta w średnim wieku, ubrana w czarną sukienkę, podchodzi do ciała. Kładzie drżącą rękę na płachcie okrywającej głowę poległego. Usta wykrzywia jej grymas bólu, a z gardła wydobywa się stłumiony skowyt rozpaczy.
„Nie mogę” – czuję że się zaraz rozkleję. Jakby za krtań złapała mnie zimna, stalowa obręcz. Próbuje odczytać na głos następne imię z kartki, ale dźwięk nie wychodzi przez zaciśnięte skurczem gardło. Odchrząkuję głośno i ukradkiem przecieram oko.
– Siwa. – Udaje mi się wreszcie wykrztusić.
Wysoki, starszy mężczyzna bez prawego przedramienia, zatrzymuje się o krok przede mną. Bystre, niebieskie oczy patrzą łagodnie z pokrytej zmarszczkami, brodatej twarzy. Siłą woli zmuszam się, żeby nie spuścić wzroku.
– Dzięki. – Lekko skłania głowę.
„Za co!” – natrętna myśl wrzeszczy mi pod czaszką. „Za to, że rozpętałem wojnę? Że ci przeze mnie córkę zabili?! ZA CO TY MI DZIĘKUJESZ?!”. Starzec uśmiecha się do mnie smutno i zdrową ręką zagarnia okryte białym całunem ciało dziewczyny na kikut prawej. Prostuje się bez wysiłku i przytula je do piersi. Patrzę za nim jak odchodzi z ciałem Wojowniczki w ramionach i czuję, że mi miękną nogi.
– Młody! Ej, Młody!… - Ryba wyciąga rękę po kartkę. – Dej mi to. Ty se dychnij.
Krzywi się robiąc zachęcającą minę.
– To trza na szybko, bez pitolenia. – Łapie za kartkę, rozprostowuje na zagipsowanej nodze, odchrząkuje i zaczyna czytać gromkim głosem:
– Numer trzy: Wilku! – Odrywa wzrok od listy i uśmiecha szeroko do czterech wyrostków nerwowo przestępujących z nogi na nogę przy krawędzi peronu.
– Powiedzta matce, że ojciec był kawał twardego skurwela! Czołgiem mu musieli perdolnąć żeby się przekręcił! – rzuca, kręcąc przy tym głową z podziwem.
Najmłodszy z chłopców cicho pochlipuje, ale zaraz dostaje kuksańca w ucho od któregoś z braci. Pozostali patrzą hardo dookoła, uśmiechając się z dumą. Dwóch najstarszych bierze deskę i unoszą ciało ojca w ostatnią podróż.
– Pulpet, cho no tu! – Ryba przywołuje ręką najmłodszego.
– Masz! – Wciska mu w rękę wojskowy bagnet, kładzie dłoń na ramieniu i spogląda głęboko w oczy.
– Po ojcu, żebyś pamiętał. – Ociera mu kciukiem łzę z policzka. – No, nie maż się już. I zmykaj. – Klepie go lekko w głowę na rozpęd, a młody pociąga nosem i od razu rusza w pogoń za braćmi. Ryba prostuje się i podnosi kartkę w wyciągniętej ręce.
- Numer cztery: Karuzel! – Macha ręką w stronę dwóch kobiet stojących z boku. – Pani Chmielecka, pani nie płacze. Toż normalna rzecz, że na wojnie….
… dalej nie słucham. Wbijam głowę w ramiona, a wzrok w ziemię i szybkim krokiem ruszam na koniec składu, zebrać swoje graty z ostatniego pasażerskiego. Wskakuje na pierwszy schodek i … prawie wpadam na Konstancję.
– Cz-cześć – rzucam półgębkiem, próbując przepchnąć się koło niej do środka wagonu.
– No cześć - odpowiada powoli, patrząc na mnie cierpko i przekrzywiając głowę na bok. – Myślałam, że zajdziesz na chwilę.
– Musiałem pomyśleć. – Uciekam wzrokiem, zagryzam usta i bezwiednie drapie się za uchem.
– Całą drogę? – Krzyżuje ramiona na piersi i opiera się o framugę, blokując przejście.
– Tak wyszło…
– Aha – prycha pogardliwie, odbija się od ściany i rusza w dół, po schodkach.
Próbuję zejść jej z drogi, ale i tak dostaję twardym naramiennikiem w szczękę. Nie za mocno. Tak: „akurat”, żebym wiedział że nie jest między nami ok. Dziewczyna rusza przez peron, nie zaszczycając mnie więcej ani jednym spojrzeniem. Dołącza do grupy młodziaków, świętujących zwycięstwo na środku stacji. Chwilę patrzę w ślad za nią, jak łapie podaną przez kogoś butelkę, pociąga solidny łyk i zaczyna skandować razem z resztą, jakieś buńczuczne hasła o odwadze, sile i „że nas nikt nie pokona”. Dostała co chciała. Jest teraz pełnoprawnym członkiem Drużyny. Wzdycham ciężko i ładuję się do wagonu. Kilku Ołowianych szybko i sprawnie rozładowuje towar, podając skrzynki i paczki tragarzom przez okna i drzwi wagonu. Z ostatniego przedziału wychodzi Maroszek prowadzony przez Sztygara i pana Tadka.

1‰ Tom II, Rozdział I [fragment] [post-apo] [wulgaryzmy]

2
Hej! Króciutko: to jest niezły kawałek. Niepotrzebnie się czepiasz ;) Emocje są przedstawione odpowiednio, w punkt. Kilka uwag z mojej strony:
1. Unikaj wyrazów dźwiękonaśladowczych - nie mówię, że zawsze ( w wielu sytuacjach ładnie grają w tekście), ale odniosłem wrażenie, że w tym wypadku to stuk-stuk było niepotrzebne.
2. Ostrożnie z porównaniami - wspomniany ludzik michelin pochodzi z innej bajki, użyty w sztafażu postapo trochę zgrzyta.
3. Didaskalia - w wielu miejscach są niepotrzebne i jest ich zdecydowanie za dużo (np. w ostatniej rozmowie bohatera z dziewczyną). 70% można wyrzucić. Ogólnie, jeżeli nie ma mocnej potrzeby (np. w rozmowie wielu ludzi), rezygnujemy z didaskaliów - przy dobrym dialogu nie musimy dookreślać wypowiedzi, jeżeli musimy - to znaczy, że dialog jest kiepski ;)
I tyle ;)
Coś tam było? Człowiek! Może dostał? Może!

1‰ Tom II, Rozdział I [fragment] [post-apo] [wulgaryzmy]

3
MordercaBezSerca pisze: (śr 30 gru 2020, 18:34) Pociąg leniwie toczy się w kierunku stacji. Koła nieśpiesznie wybijają nierówny rytm. Stukstuk…stuk-stuk...stuk…stuk. Coraz wolniej, niczym słabnące serce umierającego. Rąbek białego całunu tańczy na uwięzi, uniesiony podmuchem wiatru. Delikatnie zaczepiam płótno o haczyk pod szeroką deską. Ostatni. Reszta jest gotowa. Czekają, ułożeni równiutko w szeregu, na powrót do domu. Spokojni, cierpliwi. Tuzin ciał pod białymi płachtami, na otwartej platformie wagonu.
Mamy tu poetycki opis, wyciskacz łez, te rzędy ciał, ten dramat, już się łza w oku kręci...a tu dalej czytam:
MordercaBezSerca pisze: (śr 30 gru 2020, 18:34) – Ej, Młody! Podrapiesz mnie po dupie?
Eeee? To ten sam tekst? Tu całuny a tu d... Zgrzyta bardzo. Pomieszanie. Ten problem przewija się przez cały fragment, tu górnolotnie a tu banały. Chciałeś o rozterkach bohatera a jest o drapaniu w d. Tzn tekst może być i o drapaniu, tylko nie o to Ci chodziło? Ja rozumiem, że ten Ryba to "z grubej rury" wali, ale zastanów się, co może powiedzieć w odpowiedzi na np nastrój i zachowanie bohatera, co wydobędzie istotę tej sceny.
Dodatkowo ten stuk stuk nieodmiennie kojarzy mi się z wierszykiem dla dzieci.
MordercaBezSerca pisze: (śr 30 gru 2020, 18:34) ten szczególny rodzaj wstydliwie ukrywanej nadziei: „
Chyba nieskrywanej nadziei? Dlaczego mieliby skrywać nadzieję, że może jednak ich bliscy żyją, że może to pomyłka? Może desperackiej nadziei?
Jak czytam ten kawałek to te metafory i porównania całkowicie nie pasują do dialogu i monologu wewnętrznego bohatera. Nie wiem też jakie ma on rozterki? Nie znam wcześniejszej części tekstu. Tu widać może trochę smutku albo poczucia winy:
MordercaBezSerca pisze: (śr 30 gru 2020, 18:34) „Nie mogę” – czuję że się zaraz rozkleję. Jakby za krtań złapała mnie zimna, stalowa obręcz. Próbuje odczytać na głos następne imię z kartki, ale dźwięk nie wychodzi przez zaciśnięte skurczem gardło. Odchrząkuję głośno i ukradkiem przecieram oko.
Ale tyle. Rozterka zakłada, że bohater ma mieszane uczucia, rozdarcie, wątpliwości, ambiwalencje. Czego by dotyczyły? Tu o tym nie piszesz.
Najtrudniejszym momentem dla bohatera jest moment, gdy staje przed bliskimi poległych, ale poświęcasz temu zaledwie trzy linijki tekstu, bo zaraz pojawia się rubaszny Ryba i bohater zwolniony z tego obowiązku umyka. Dlaczego? Czemu chce odejść? Czemu nie daje rady stawić czoła? I zaraz mamy już kolejną scenę z Konstancją. Za szybko, zbyt pobieżnie. Do rozterek to chyba najlepszy był ten moment kiedy jeszcze jechali. Wtedy można zagłębić się w głowę bohatera. Przypomnij sobie siebie, kiedy się martwisz, wątpisz, masz mętlik w głowie. Jak wtedy reagujesz na otoczenie? Czy zamyślony, skupiony na swoim wnętrzu bohater będzie uważny na otoczenie? Co będzie zwracać jego uwagę? Dominujące emocje wpływają na myślenie i postrzeganie świata. Np. Osoba, która ma głębokie poczucie winy w tej sytuacji spojrzenia członków rodziny może odebrać jako oskarżycielskie, a zachowania kompanów jako odrzucenie.
To nie jest tak, że ten kawałek jest zły, po prostu nie realizuje założonego przez ciebie celu.
Jeżeli chcesz pokazać emocje nie możesz się po nich prześlizgiwać. Wydaje się też, że jedynie bohater jakoś reaguje na poległych, inni jakby paczki rozładowywali z wagonu. Może tak miało być - to fragment większej całości i nie wiem.
Mam nadzieję, że mój komentarz się przyda.
Czarna Gwardia
Potęga słowa - II tekst

1‰ Tom II, Rozdział I [fragment] [post-apo] [wulgaryzmy]

4
Filip pisze: (śr 30 gru 2020, 19:13) Unikaj wyrazów dźwiękonaśladowczych
Caroll pisze: (śr 30 gru 2020, 23:00) Dodatkowo ten stuk stuk nieodmiennie kojarzy mi się z wierszykiem dla dzieci.
Ok, przekombinowałem. Wytnę bez żalu.
Filip pisze: (śr 30 gru 2020, 19:13) przy dobrym dialogu nie musimy dookreślać wypowiedzi, jeżeli musimy - to znaczy, że dialog jest kiepski
- j.w. za bardzo chciałem "zuczuciowić" rozmowę. Do urżnięcia.
Caroll pisze: (śr 30 gru 2020, 23:00) Eeee? To ten sam tekst? Tu całuny a tu d... Zgrzyta bardzo. Pomieszanie. Ten problem przewija się przez cały fragment, tu górnolotnie a tu banały.
- zarzekam się, że taki był koncept całej sceny. W pierwszej wersji opisałem rozterki głównego bohatera jako monolog wewnętrzny, przeplatany górnolotnymi opisami "białych całunów na wietrze powiewających". Ulotne emocje, granie chwilą zawieszoną w przestrzeni i dalej w ten deseń. Nie dało się tego czytać. Może dlatego, że nie umiem w takie klimaty, a może dlatego, że ich nie lubię. Wtedy wpadłem na pomysł wprowadzenia postaci Ryby-Chama jako kontrapunktu dla Młodego-Emo. I tej wersji chciałbym się trzymać. W założeniu, to nadal powieść o strzelaniu z kałasza, wybuchach granatów pod nogami i ganianiu wilków po lesie. Taki przekładaniec jest bardziej strawny dla odbiorcy, przynajmniej mam taką nadzieję.
Caroll pisze: (śr 30 gru 2020, 23:00) Najtrudniejszym momentem dla bohatera jest moment, gdy staje przed bliskimi poległych, ale poświęcasz temu zaledwie trzy linijki tekstu, bo zaraz pojawia się rubaszny Ryba i bohater zwolniony z tego obowiązku umyka. Dlaczego? Czemu chce odejść? Czemu nie daje rady stawić czoła?
- rozumiem, spróbuję to rozbudować. Chcę popchnąć fabułę w kierunku wątku samotniczego. Taki cel ma ta scena - przedstawić uzasadnienie, dlaczego bohater postanawia odejść z Ołowianego Miasta, zastawić Konstancję i samotnie ruszyć w kierunku zachodzącego słońca.
Caroll pisze: (śr 30 gru 2020, 23:00) I zaraz mamy już kolejną scenę z Konstancją. Za szybko, zbyt pobieżnie. Do rozterek to chyba najlepszy był ten moment kiedy jeszcze jechali. Wtedy można zagłębić się w głowę bohatera.
- przyjmuję. Może rzeczywiście przewinę trochę akcję do tyłu i dam im więcej czasu. Z tym, że znowu j.w. - nie chce tu pisać drugich "Wichrów Namiętności" :). Scena ma nakreślić kierunek fabuły, być wprowadzeniem do akcji właściwej, a nie istotą opowieści.
Filip pisze: (śr 30 gru 2020, 19:13) Emocje są przedstawione odpowiednio, w punkt.
Caroll pisze: (śr 30 gru 2020, 23:00) Jeżeli chcesz pokazać emocje nie możesz się po nich prześlizgiwać.
- to ciekawe, jak ten sam tekst jest odbierany przez różne osoby :). I najlepsze jest to, że oboje macie rację.
Caroll pisze: (śr 30 gru 2020, 23:00) Mam nadzieję, że mój komentarz się przyda.
- BARDZO ! :mrgreen: . Siadam do klawiatury. Wersja nr 13: Here I come , banzaaaii!

1‰ Tom II, Rozdział I [fragment] [post-apo] [wulgaryzmy]

5
MordercaBezSerca pisze: (czw 31 gru 2020, 09:36) - zarzekam się, że taki był koncept całej sceny. W pierwszej wersji opisałem rozterki głównego bohatera jako monolog wewnętrzny, przeplatany górnolotnymi opisami "białych całunów na wietrze powiewających". Ulotne emocje, granie chwilą zawieszoną w przestrzeni i dalej w ten deseń. Nie dało się tego czytać. Może dlatego, że nie umiem w takie klimaty, a może dlatego, że ich nie lubię. Wtedy wpadłem na pomysł wprowadzenia postaci Ryby-Chama jako kontrapunktu dla Młodego-Emo. I tej wersji chciałbym się trzymać. W założeniu, to nadal powieść o strzelaniu z kałasza, wybuchach granatów pod nogami i ganianiu wilków po lesie. Taki przekładaniec jest bardziej strawny dla odbiorcy, przynajmniej mam taką nadzieję.
Z jednej strony rozumiem, z drugiej myślę, że to nie tak. Ja nie mam nic przeciw postaci Ryby czy brutalizmowi powieści. Ale piszesz, że celem sceny było ukazanie rozterek. Czyli z natury, dynamika spada, wchodzisz w emocjonalny moment. Trzeba pokazać bohatera jako człowieka, spadła adrenalina, wybuchy się skończyły, wilków nie ma, został rząd ciał i kac moralny. To nie musi być długie. Ani pompatyczne. To trochę taka zabawa z emocjami: złość jest dynamiczna, szybka, pełna energii, smutek jest wolny, rozlany, przytłacza, spowalnia, strach ściska, ścina, mobilizuje, ale też wali objawami z ciała (trzęsienie, temperatura, ściskanie, ból, drżenie itd). Radość uskrzydla. Mieszanka może być gorzko słodka. Jak tu - te powroty, jakże różne. To fajny pomysł, ten kontrast, warto to bardziej wydobyć.
Z początkowym zgrzytem chodziło mi bardziej o to, że zaczynasz z pozycji narratora. Czyli to narrator jest emo. A nie bohater. Dlatego nie ma tu kontrastu między postaciami a jest między doborem języka narracji - jako autor wprowadzasz czytelnika w nastrój podniosły i potem nagle niczemu to nie służy, bo rozpływa się na rozmowie o drapaniu. Przy czym znów, zamysł kontrastu jest ok, ale fajnie byłoby jakby był na poziomie postać-postać a nie narrator-postać. Wygląda to zatem raczej jako błąd niż ukazanie nastroju bohatera. Tu aż się prosi by Ryba jakoś dowalił w nastrój i samo obwinianie (??) bohatera?
Ja jak czytam przywiązuję bardzo dużą wagę do emocjonalnej i wewnętrznej części postaci (myśli, percepcja siebie). Ale to pewnie takie skrzywienie :)
MordercaBezSerca pisze: (czw 31 gru 2020, 09:36) Scena ma nakreślić kierunek fabuły, być wprowadzeniem do akcji właściwej, a nie istotą opowieści.
MordercaBezSerca pisze: (czw 31 gru 2020, 09:36) Taki cel ma ta scena - przedstawić uzasadnienie, dlaczego bohater postanawia odejść z Ołowianego Miasta, zastawić Konstancję i samotnie ruszyć w kierunku zachodzącego słońca.
Zatem jest to scena kluczowa, bo uzasadnia bardzo ważny wybór bohatera. Teraz, gdybym przeczytała dalej, że on odchodzi, byłabym zdumiona. Na serio.
MordercaBezSerca pisze: (czw 31 gru 2020, 09:36) Może dlatego, że nie umiem w takie klimaty, a może dlatego, że ich nie lubię.
To nie jest tak, że ta scena nie dotyka emocji. Naprawdę zgrabnie pokazuje dysonans szczęśliwych powrotów i smętnego zwrotu ciał. Ale jako moment przełomowy bohatera jest zbyt ulotne?
Powodzenia:)
Czarna Gwardia
Potęga słowa - II tekst

1‰ Tom II, Rozdział I [fragment] [post-apo] [wulgaryzmy]

6
A to panie, co się tyczy dialogów, jak zauważyła Carrol.
To, co w didaskaliach, to przenosisz do następnego wersu i piszesz jako kolejny ruch, zachowanie itp bohatera sceny. Unikasz w ten sposób tłumaczenia czytelnikowi what is going on.
Kolejnym poziomem jest tak napisać wypowiedż, żeby wszystko z niej wynikało. A ponieważ ja tego nie potrafię, więc odsyłam cię do Warsztatów Weryfikatorium do Dialogatorni, a tam spotkasz CHII <3 <3 <3 I JEJ warsztaty o tym, jak pisać dialogi, żeby czytelnik spi*** dolił się z wrażenia z krzesła. To bardzo wartościowy materiał i trudny, ale warto poczytać, bo cokolwiek wyniesiesz z tamtąd, bedzie na twój plus :)

1‰ Tom II, Rozdział I [fragment] [post-apo] [wulgaryzmy]

7
tomek3000xxl pisze: (czw 31 gru 2020, 13:37) To, co w didaskaliach, to przenosisz do następnego wersu i piszesz jako kolejny ruch, zachowanie itp bohatera sceny. Unikasz w ten sposób tłumaczenia czytelnikowi what is going on.
Ech, to nie takie proste. Przeniesienie na początek następnego akapitu niewiele pomoże, wręcz straci na tym tekst - warto się przyjrzeć, jak porządni autorzy się gimnastykują, żeby każdy nowy akapit nie zaczynał się od czynności (wstał/poszedł/zapalił/wyszedł/popatrzył - trzeba tego pilnować, już lepiej doklejać to wcześniej). Najlepiej: wyciąć, zachomikować, wpleść w inny tekst.
Coś tam było? Człowiek! Może dostał? Może!

1‰ Tom II, Rozdział I [fragment] [post-apo] [wulgaryzmy]

8
Nesbo - Syn
– Ale nie mogłem. Chociaż wiedziałem, że ona i tak umrze. Przecież stali gotowi z psem,
a ja myślałem o tym, że sam wybrałbym raczej kulę. Ale spust był jak zacementowany. Po prostu
nie dałem rady go nacisnąć.
Chłopak lekko pokiwał głową. Albo nad tym, o czym opowiadał Rover, albo w rytm
muzyki, którą słyszał tylko on.

– Wychodzę stąd za osiemnaście godzin. Nie wiem, do jasnej cholery, co mnie czeka.
Wiem jedno: Nestor wie, że wychodzę, chociaż to cztery tygodnie przed czasem. On wie
o wszystkim, co się dzieje tutaj i u glin. Wszędzie ma swoich ludzi, przynajmniej tyle zdążyłem
się zorientować. Dlatego myślę, że gdyby chciał się mnie pozbyć, to równie dobrze mógł to
załatwić tutaj, zamiast się wstrzymywać, aż wyjdę. Jak myślisz?
Rover czekał, ale chłopak wyglądał tak, jakby w ogóle nic nie myślał.

Herbert - Kapitularz Diuną
- Spójrz, niektóre liście zbrązowiały i zwinęły się na brzegach. W tym roku musimy dużo podlewać.
Ujmowało go, że rzadko zwracała się do niego z wyższością. Rozmawiała z nim raczej jak równy z równym.
Widział brązowe plamy na liściach - dzieło pustyni.

Względy ekonomiczne stojące za działalnością Czcigodnych Macierzy… uważamy je za godne uwagi.
W miarę jak mówił, potwierdzały się jej obawy. “Wiedziałam. Chce mnie sprzedać!”

O to mi chodziło z tym przenoszeniem do kolejnego wersu. Zdania wytłuszczone( w zmienionej formie) w didaskaliach męczyły by czytelnika, a tak jest koleja czynność zachowanie itp bohatera. Pewnie, że to nie jest rozwiązanie całego zagadnienia. O lepszym wejściu w problem dialogów wspomniałem przy warsztatach Chii o pisaniu .dialogów.

1‰ Tom II, Rozdział I [fragment] [post-apo] [wulgaryzmy]

9
Caroll pisze: (czw 31 gru 2020, 11:53) Z początkowym zgrzytem chodziło mi bardziej o to, że zaczynasz z pozycji narratora. Czyli to narrator jest emo. A nie bohater. Dlatego nie ma tu kontrastu między postaciami a jest między doborem języka narracji - jako autor wprowadzasz czytelnika w nastrój podniosły i potem nagle niczemu to nie służy, bo rozpływa się na rozmowie o drapaniu.
- i tu jest właśnie cały sęk w psie pogrzebany: narracja pierwszoosobowa. Narrator = bohater. Ma to swoje plusy dodatnie - bardzo przyjemnie i łatwo się pisze fragmenty dynamiczne, strzelaniny, walkę. Czytelnik ma szansę na głęboką imersję w tekst, bo widzi się scenę oczami bohatera. Przy odpowiednim doborze słów i prostej dynamice zdań, niemal jak gra FPS. Minusem ujemnym są fragmenty opisowe. Subiektywność postrzegania świata oczami bohatera gra tu przeciw autorowi. Cała narracja to tak naprawdę zapis myśli głównego bohatera, jego spostrzeżenia, wrażenia i uczucia.
Żeby uratować tą scenę, spróbuję trochę pożonglować zdaniami. Najpierw całuny na wietrze, potem wyrwanie z zamyślenia przez ... "coś", jeszcze nie wiem co. Dalej opis Ryby zagipsowanego po same uszy i dopiero prośba o drapanie. Wtedy przejście z nastroju do brutalnej rzeczywistości nie będzie takie ostre i czytelnik nie dostanie z Nienacka tą d...ą między oczy :D.
Caroll pisze: (czw 31 gru 2020, 11:53) Zatem jest to scena kluczowa, bo uzasadnia bardzo ważny wybór bohatera. Teraz, gdybym przeczytała dalej, że on odchodzi, byłabym zdumiona. Na serio.
- tak, to będzie jedna ZE SCEN kluczowych. Mam już pomysł na ten wątek i dobór odpowiednich argumentów, żeby dało się to logicznie uzasadnić. Generalnie planuje to rozciągnąć na cały rozdział - ok 5k słów.
tomek3000xxl pisze: (czw 31 gru 2020, 13:37) To, co w didaskaliach, to przenosisz do następnego wersu i piszesz jako kolejny ruch, zachowanie itp bohatera sceny. Unikasz w ten sposób tłumaczenia czytelnikowi what is going on.
- i chyba rzeczywiście pójdę tą drogą. Nie ma sensu rozmydlać dialogu didaskaliami. Filipie, dzięki za ostrzeżenie o
Filip pisze: (czw 31 gru 2020, 14:07) (wstał/poszedł/zapalił/wyszedł/popatrzył
- przypilnuję żeby nie wyszła mi z tego instrukcja do procedury technicznej :D.
tomek3000xxl pisze: (czw 31 gru 2020, 14:43) O lepszym wejściu w problem dialogów wspomniałem przy warsztatach Chii o pisaniu .dialogów.
- oj czytałem, czytałem. Naprawdę dobre, ale do ćwiczeń spróbuję podejść za jakiś czas. W Nowy Rok o 17tej rano nie dam rady :D

Dzięki Wam bardzo za pomoc! Za tydzień podzielę się poprawionym tekstem.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron