Samochód pędził po niemal wymarłej autostradzie, przez nużący krajobraz monotonnych pól uprawnych i nie wyglądających zbyt zdrowo lasów sosnowych. Szum opon i wiatru - ta muzyka wypełniała przestrzeń kabiny, przygrywając palcom zaciskającym się leniwie na kierownicy. Ale w jego głowie panowała cisza. Dosłownie na moment odwrócił wzrok i zobaczył ją - wyciągniętą jak łuk na fotelu pasażera. Ta krótka chwila, zajawka jej delikatnego policzka i mgnienie brązowych oczu, wystarczyły, by przybyły wspomnienia. Nie obrazy, nie dźwięki, nie żadne rozmowy ani wydarzenia - wspomnienia uczuć, które przez ostatnie lata były niespokojnym morzem. Uczuć, które zdawały się dojrzewać całe dekady. To była długa historia, która zaczęła się westchnieniem, a skończyła uzależnieniem.
Z zadumy wyrwał go znak informujący o zbliżającym się węźle. W jego głowie zrodził się pomysł, plan, szalona wizja.
- Nie będzie ci przeszkadzać jak na chwilę odbijemy z trasy? - zapytał nieśmiało. - Muszę coś tu załatwić w pobliżu.
Zmrużyła oczy w geście zdziwienia, ale po chwili odpowiedziała skinieniem głowy. Nie wahając się chwili zjechał z autostrady. Pojazd obrał na skrzyżowaniu zakręt, potem kolejny i następny, aż dźwięki rozpędzonych samochodów stały się tylko delikatnymi świstami w oddali. Asfalt przeobraził się w szuter, ten stał się ubitą polną drogą, a ta zamieniła w ścieżkę, którą otaczały coraz gęstsze zarośla. W końcu dotarli na skraj lasu, gdzie droga stawała się zbyt wąska dla samochodu. Zgasił silnik i wskazując niknącą w roślinności dróżkę zachęcił do spaceru.
Powietrze było rześkie, nasycone śpiewem ptaków i promieniami słońca przebijającego się przez korony. W pewnym momencie zatrzymał się, schylił i stanowczym ruchem zdjął buty ze skarpetkami. Zaraz potem spojrzał jej w oczy i z delikatnym uśmiechem poprosił, żeby zrobiła to samo. Ten pomysł się jej spodobał. Ziemia była przyjemnie chłodna i wilgotna, a mech czule łaskotał stopy.
Szedł na czele, wysunięty o kilka długości ramion, więc mogła przyglądać się jego smukłej sylwetce i zgrabnym pośladkom. Przemierzyli kilka zawinięć ścieżki i ominęli parę powalonych drzew, aż dał sygnał do zatrzymania. Z jednego z pni, tuż przy dróżce, wyrastała gałązka, wyciągnięta jakby mała rączka, która chciała czegoś dotknąć. Podszedł, chwycił się za dłoń i stanowczym ruchem zsunął z serdecznego palca obrączkę, którą następnie zatknął na wyrośli. Gdy ta przestała się kołysać, on był już na tyle daleko, że mała rączka zniknęła mu z oczu. Odwrócił się i niemym gestem zachęcił zdumioną dziewczynę do dołączenia do niego. Mijając gałązkę przystanęła. Spojrzała na swoją rękę, a później na roślinę. Po chwili kołysały się na niej dwa, połączone w delikatnym tańcu, złote pierścienie.
Gdy podeszła do niego, złapał ją w objęcie. Silne, stanowcze objęcie. Był nieznacznie wyższy, więc ich oczy zbliżyły się na tyle, by pozwolić spojrzeniom na moment zatonąć w sobie. Stali tak, oswobodzeni z symbolu złożonej sobie przysięg, pozbawieni ciężaru minionych lat.
- Chodźmy - powiedział wskazując na polanę, która majaczyła za kolejnym zakrętem.
Stanęli w jej sercu, pod gołym niebem, pośród ciszy przeplatanej delikatną melodią ptasiego śpiewu. Obszedł ją od tyłu. Delikatnym, prawie nieistniejącym dotykiem musnął ją po policzku. To był ułamek sekundy, który zatrzymał czas na wieczność. Płynnym ruchem zagarnął jej włosy odsłaniając szyję, zbliżył usta i delikatnie przygryzł - jego ręka wsunęła się przy tym pod bluzkę. Odwrócili się do siebie i raz jeszcze spojrzeli w swoje oczy. Czas znów stanął w miejscu, jakby nabierając głęboki wdech, a gdy ponownie ruszył, wszystkie ubrania leżały już obok na ziemi.
Objął ją nagą i stanowczo skierował ku ziemi. Położył się na niej, czule dotknął brzucha i czubkiem palca przesunął od pępka do piersi. Jego dotyk był tak subtelny, że niemal nieobecny. Jego dłoń fragment po fragmencie zrewidowała jej nagie, napięte, przeszywane delikatnymi dreszczami ciało. Miała długie, czarne włosy, smukłą sylwetkę, drobne piersi i kształtne pośladki. On był przecięty w torsie, za to silny w ramionach i męski tam, gdzie męski być powinien. Jego dłoń spłynęła po jej plecach jak leniwa kropla deszczu po szybie. Zacisnęła uda na jego biodrach. Był twardy. Byli gotowi.
Zarośla wokół wypełniały stłumione odgłosy natury, a ich przeszywało wyobrażenie ukrytych w nich oczu. Ktoś może patrzeć, ktoś może usłyszeć, ktoś może się dowiedzieć. Od tej myśli ciarki zjeżdżały po plecach, rozszerzone naczynia wypełniały krwią, a organy w najskrytszych zakamarkach ciała nabrzmiewały. I dzięki tej myśli, gdy wszedł w nią, jęknęła głośniej, niż miała w zwyczaju. Z pozoru wydawać by się mogło, że oddzielili się od rzeczywistości, ale w środku pragnęli być przyłapani. Pragnęli się pochwalić jak jest im dobrze.
Były takie chwile, że rozglądali się szukając czyjejś obecności między liśćmi. Były też takie, że spoglądali w błękit nieba, czy tańczące na polania szare cienie, które rzucały korony drzew. Chwilami patrzyli też w swoje oczy - jego szaro-niebieskie i jej brązowe. A czasem zamykali oczy, skupiając się na innych zmysłach. Ciepłym oddechu na karku, przegryzieniu płatka ucha, policzku ocierającym się o policzek, dłoni muskającej kark i ramiona - niknącym dotyku, paznokciach wbijających się plecy, czy wreszcie - cieple, wilgoci i ucisku falującym pomiędzy udami.
Obrączki cierpliwie czekały, kołysząc się na gałęzi. Tańczyły w takt śpiewu ptaków, szumu wiatru i czułych pojękiwań dobiegających z polany. Nagle jedna kropla rozbiła się bezszelestnie na złocie. Niebo poszarzało. Niedbale rzucone ubrania i buty z wystającymi skarpetkami oblał cień rzucony przez chmury. Kolejna kropla wylądowała na jego rozgrzanych plecach. Już po chwili ciała ociekały mżawką. Ich usta zbliżyły się w słodkim pocałunku, a śliskie biodra zakleszczyły w mokrym objęciu. Delikatny deszczyk szybko przeminął, pozostawiając po sobie parną atmosferę w której wiły się dwa rozgrzane ciała.
- Czy mogę? - poczuła jego ciepły oddech na uchu.
Odpowiedziała zaciśnięciem palców na jego napiętym barku. Świat na moment wstrzymał oddech, wiatr się zatrzymał, światło zamarzło. Doszli jednocześnie.
Później leżeli nago, wpatrzeni wspólnie w niebo. Jego pierś opadła wydając z siebie stanowczy szelest. To była krótka przygoda, która zaczęła się od uzależnienia, a skończyła westchnieniem.