UWAGA WULGARYZMY
Opowiadanie jest o Chorwacie. Młodym chłopaku, który żył na ulicach Zagrzebia i w celu zmiany swojego losu, trafił do czarnobylskiej Zony. Historia opiera się na lorze serii gier Stalker.
—----------------------------------------”Wioska”----------------------------------------
Drobnej postury stalker obudził się otoczony ciemnościami w dole wypełnionym radioaktywnym pyłem. Otaczały go tylko mrok i cisza przełamywana tylko szumem deszczu padającego na sklepienie pomieszczenia w którym się znajdował. Został obudzony przez swój stary, zużyty licznik Geigera. Było to małe, wyblakłe, żółte pudełko z zalepioną szarą taśmą dziurą w lewym górnym rogu, które nie raz uratowało go przed śmiercią. Detektor wariował wydając z siebie głośny trzeszczący dźwięk. Leżąc twarzą w pyle powoli się podniósł, wzbijając w powietrze atomowy kurz. Kiedy wstał zorientował się, że coś pali go mocno w plecy. Kiedy odwrócił wzrok, spostrzegł, że jego AKS był rozpalony do czerwoności, krzycząc z bólu zrzucił z pleców karabin. Po kilku sekundach kiedy jego oczy przyzwyczaiły się do ciemności, odkrył, że jest w pomieszczeniu przypominającym wielką hale produkcyjną lub silos. Był otoczony wirującym w powietrzu pyłem, fragmentami skruszonego betonu, stalowymi profilami oraz dziwnymi czarnymi blokami. Ciągle oszołomiony, nagle uświadomił sobie na co spogląda. Był to grafit z reaktora. Spanikował, z kołatającym sercem i ciężkim oddechem zaczął nerwowo rozglądać się w poszukiwaniu wyjścia. Nigdzie w promieniu wzroku nie było widać drogi ucieczki. Wszystko co go otaczało to gruz i powyginany w najróżniejszy sposób złom. Jedynym dochodzącym światłem jakie zauważył było to dobiegające przez szczeliny i dziury w stalowym suficie. Z betonowych popękanych ścian pomieszczenia w niektórych miejscach zwisały zardzewiałe drabinki i zerwane stalowe pomosty i schody, które były jedynym wyznacznikiem tego, że kiedyś byli tu jacyś inni ludzie. W pewnym momencie jego wzrok przykuło delikatne niebieskie światło. W końcu usłyszał Jego zew. Wielka na około 8 metrów sześcienna, błyszcząca skała odbijała w sobie postać stalkera. Powoli krocząc, brodząc w pyle niczym w zaspach śniegu, podszedł do osobliwej struktury. Uniósł trzęsącą się dłoń, która była wciąż pokrytą atomowym pyłem w kierunku monolitu… Obudził się.
Zlany potem Chorwat otworzył oczy, łapczywie łapiąc powietrze wilgotnej piwnicy, podniósł głowę z materaca, rozglądając się mętnym wzrokiem po pomieszczeniu. Jego głowa była ciężka z powodu całego wpół strawionego alkoholu, który wypił dnia poprzedniego.
- Ten sen był popieprzony… Nigdy więcej nie wypiję tego bimbru! - Chorwat powiedział do siebie.
Kiedy leżał na pryczy w jego głowie pojawiły się dwa pytania: “Gdzie ja jestem do cholery?” oraz “Czy kibel jest zajęty?”. Odpowiedź na pierwsze pytanie uświadomił sobie całkiem szybko. To był jego pierwszy pełnoprawny dzień w Zonie.
- W końcu jakaś sposobność by zarobić pieniądze! - pomyślał. Spał w tym w czym przyjechał. Sprawdził zawartość kieszeni w swoich spodniach dresowych, które wisiały na jego chudych nogach. Założył kaptur od kurtki, zapiął suwak i wyszedł na powierzchnię. Po całej nocy spędzonej w piwnicy, został oślepiony przez pochmurny dzień jaki zastał go w Czarnobylskiej Strefie Wykluczenia.
- Ten sen był popieprzony… Nigdy więcej nie wypiję tego bimbru! - Chorwat powiedział do siebie.
Kiedy leżał na pryczy w jego głowie pojawiły się dwa pytania: “Gdzie ja jestem do cholery?” oraz “Czy kibel jest zajęty?”. Odpowiedź na pierwsze pytanie uświadomił sobie całkiem szybko. To był jego pierwszy pełnoprawny dzień w Zonie.
- W końcu jakaś sposobność by zarobić pieniądze! - pomyślał. Spał w tym w czym przyjechał. Sprawdził zawartość kieszeni w swoich spodniach dresowych, które wisiały na jego chudych nogach. Założył kaptur od kurtki, zapiął suwak i wyszedł na powierzchnię. Po całej nocy spędzonej w piwnicy, został oślepiony przez pochmurny dzień jaki zastał go w Czarnobylskiej Strefie Wykluczenia.
Ku jego zdziwieniu, Zona była o wiele żywszym miejscem niż mu się wydawało. Wioska w kordonie do której przybył poprzedniego dnia była pełna ludzi, niektórzy podobni do niego, inni zupełnie niepodobni. Wszyscy za to przybyli tutaj w jednym celu, aby odmienić swoje dotychczasowe życie. Stalkerzy wyznaczeni tego dnia na wartę, stali na straży przy głównej ulicy zrujnowanej wsi, inni jedli śniadanie przy koksowniku rozmawiając o sprawach dnia poprzedniego lub jeszcze inni, którzy nadal próbując w pełni się obudzić, kontemplowali otoczenie siedząc na stopniach zrujnowanych domów. Całkiem przyjemnie, żadnej policji i każdy zajmował się swoimi sprawami.
Pierwszą rzeczą jaką chciał zrobić tego ranka to pozbyć się bólu brzucha spowodowanego prawdopodobnie miernej jakości konserwą, którą popijał samogonem. Rozejrzał się w poszukiwaniu kabiny. Znalazł jedną obok zniszczonego domu i kuśtykając pobiegł do toalety. Sięgając jednak za klamkę, poczuł, że ktoś chwycił go mocno za nadgarstek.
- Na koniec kolejki szczawiu! - postawny stalker rozkazał.
Umięśniony stalker przewyższał Chorwata o głowę, a trzeba zaznaczyć, że sam nie był niski. Jego spalona słońcem twarz była przyozdobiona głęboką blizną na jego lewym oku, która była pamiątką po walce z nibypsem. Długie, ciemne, nieuczesane włosy i broda w połączeniu z brakującym uzębieniem sprawiały, że cały widok był nieprzyjemnym do oglądania. Przykrości całemu spotkaniu towarzyszył dodatkowo smród, który wydzielał stalker, który był silny nawet jak na standardy Zony.
- Co? O czym Ty mówisz? Nikogo tu nie ma. - Chorwat powiedział zmieszany.
- Ja jestem. - stalker odpowiedział pewnie. - Teraz spadaj. Jeśli serio musisz na klopa, tam masz krzaki, młodzik. - powiedział, zamykając za sobą drzwi.
- Chyba sobie jaja robisz! - Chorwat wsunął swoją dłoń między drzwi a framugę łapiąc swojego przeciwnika za kurtkę wojskową. Zdobył ją na rosyjskim żołnierzu, który miał tego pecha, że wszedł mu w drogę. Dziura po kuli z jego M4 była wyraźnie widoczna tak samo jak plama krwi.
Mężczyzna w odpowiedzi na zachowanie młodzika wybiegł z budki i pchnął go tak mocno, że wylądował na ziemi dwa metry dalej. Następnie stanął i przycisnął jego klatkę piersiową swoim ciężkim wojskowym butem.
- Spieprzaj jeśli ciągle chcesz mieć możliwość decydowania o tym kiedy chcesz się wypróżniać, śmieciu. - stalker powiedział patrząc z góry na Chorwata.
Inni stalkerzy zaczęli przyglądać się zaistniałej sytuacji w napięciu. Wołali jedno imię - Ursus. Połowa zbiorowiska próbowało nakręcić stalkera by porachował kości nowemu. Inni próbowali uspokoić sytuację. Ursus najwidoczniej był w dobrym humorze, gdyż postanowił nie łamać Chorwatowi żeber. Niedźwiedź odsunął się, splunął na ziemię, wszedł do budki i zatrzasnął za sobą drzwi. W tłumie dało się słyszeć jęk zawodu, kiedy każdy zaczął odchodzić w swoim kierunku. Chorwat leżał jeszcze kilka chwil na ziemi z gorzkim uśmiechem na ustach. Powoli wstał z ziemi, otrzepał ubranie i głęboko odetchnął.
- Powinieneś być wdzięczny, że nadal jesteś w jednym kawałku, kowboju! - Chorwat poczuł dłoń na swoim ramieniu.
Obrócił się i jego oczom ukazał się stary stalker, prawdopodobnie po sześćdziesiątce. Był przeciętnej budowy, ale z lekkim brzuszkiem piwnym. Łysy pan z bujnym brązowym wąsem rodem z lat osiemdziesiątych, spoglądał na Chorwata zza pilotek z zadziornym uśmieszkiem. Był ubrany w typowy ruski pasiasty wojskowy podkoszulek, który nosił na sobie ślady użytkowania, wytarte bojówki w kamuflażu oraz glany.
- Mów mi Ojciec. Jak Cię zwą, kowboju? - powiedział, wygarniając wojskowym nożem resztki mielonki z puszki.
- Chorwat. Nazywają mnie Chorwat.
- No tak. Jesteś tym młodzikiem, który przyjechał wczoraj czyż nie? - uśmiechnął się wskazując Chorwata nożem.
- Wiesz jak zdobywać przyjaciół! Widać to jak na dłoni! - Ojciec wybuchnął przepitym śmiechem na cały głos.
- Chodź ze mną, opowiem Ci to i owo o naszym obozie. - objął Chorwata i poprowadził go na główną ulicę wioski.
- Jak pewnie słyszałeś, ten gość, który użył Cię jak wycieraczki to Ursus. Jest silnym, ale prostym człowiekiem. Nie lubi dyskutować. - tłumaczył stalker. - Przyjechał z dwa lata temu i z tego co słyszałem ma dobre kontakty z bandytami. Ludzie mówią, że w Wielkiej Ziemi był kryminalistą, który uciekł z kijowskiego więzienia i zwiał do Zony by się ukryć przed okiem sprawiedliwości. - Ojciec opowiadając o Ursusie patrzył na ziemię z zatroskaniem na twarzy.
- A co z Tobą, kowboju? - stary zapytał Chorwata patrząc na niego.
- Przyjechałem tutaj zbić fortunę. W Zagrzebiu spotkałem przemytnika, który złożył mi propozycję. Powiedział mi, że artefakty to łatwa kasa. Dużo warte i proste do znalezienia, więc pomyślałem, co złego może się stać? - Chorwat oznajmił z entuzjazmem.
- Czy Ty wiesz cokolwiek na temat artefaktów? - Ojciec popatrzył na rozmówcę zmieszany.
- Tak jak Ci powiedziałem, leżą wszędzie i są drogie.
Ojciec stanął jak wryty i wybuchnął drwiącym śmiechem.
- Kowboju, czy wyglądamy Ci na pieprzonych milionerów? Idź załatw swoją potrzebę i chodź ze mną, pokażę Ci coś.
Pierwszą rzeczą jaką chciał zrobić tego ranka to pozbyć się bólu brzucha spowodowanego prawdopodobnie miernej jakości konserwą, którą popijał samogonem. Rozejrzał się w poszukiwaniu kabiny. Znalazł jedną obok zniszczonego domu i kuśtykając pobiegł do toalety. Sięgając jednak za klamkę, poczuł, że ktoś chwycił go mocno za nadgarstek.
- Na koniec kolejki szczawiu! - postawny stalker rozkazał.
Umięśniony stalker przewyższał Chorwata o głowę, a trzeba zaznaczyć, że sam nie był niski. Jego spalona słońcem twarz była przyozdobiona głęboką blizną na jego lewym oku, która była pamiątką po walce z nibypsem. Długie, ciemne, nieuczesane włosy i broda w połączeniu z brakującym uzębieniem sprawiały, że cały widok był nieprzyjemnym do oglądania. Przykrości całemu spotkaniu towarzyszył dodatkowo smród, który wydzielał stalker, który był silny nawet jak na standardy Zony.
- Co? O czym Ty mówisz? Nikogo tu nie ma. - Chorwat powiedział zmieszany.
- Ja jestem. - stalker odpowiedział pewnie. - Teraz spadaj. Jeśli serio musisz na klopa, tam masz krzaki, młodzik. - powiedział, zamykając za sobą drzwi.
- Chyba sobie jaja robisz! - Chorwat wsunął swoją dłoń między drzwi a framugę łapiąc swojego przeciwnika za kurtkę wojskową. Zdobył ją na rosyjskim żołnierzu, który miał tego pecha, że wszedł mu w drogę. Dziura po kuli z jego M4 była wyraźnie widoczna tak samo jak plama krwi.
Mężczyzna w odpowiedzi na zachowanie młodzika wybiegł z budki i pchnął go tak mocno, że wylądował na ziemi dwa metry dalej. Następnie stanął i przycisnął jego klatkę piersiową swoim ciężkim wojskowym butem.
- Spieprzaj jeśli ciągle chcesz mieć możliwość decydowania o tym kiedy chcesz się wypróżniać, śmieciu. - stalker powiedział patrząc z góry na Chorwata.
Inni stalkerzy zaczęli przyglądać się zaistniałej sytuacji w napięciu. Wołali jedno imię - Ursus. Połowa zbiorowiska próbowało nakręcić stalkera by porachował kości nowemu. Inni próbowali uspokoić sytuację. Ursus najwidoczniej był w dobrym humorze, gdyż postanowił nie łamać Chorwatowi żeber. Niedźwiedź odsunął się, splunął na ziemię, wszedł do budki i zatrzasnął za sobą drzwi. W tłumie dało się słyszeć jęk zawodu, kiedy każdy zaczął odchodzić w swoim kierunku. Chorwat leżał jeszcze kilka chwil na ziemi z gorzkim uśmiechem na ustach. Powoli wstał z ziemi, otrzepał ubranie i głęboko odetchnął.
- Powinieneś być wdzięczny, że nadal jesteś w jednym kawałku, kowboju! - Chorwat poczuł dłoń na swoim ramieniu.
Obrócił się i jego oczom ukazał się stary stalker, prawdopodobnie po sześćdziesiątce. Był przeciętnej budowy, ale z lekkim brzuszkiem piwnym. Łysy pan z bujnym brązowym wąsem rodem z lat osiemdziesiątych, spoglądał na Chorwata zza pilotek z zadziornym uśmieszkiem. Był ubrany w typowy ruski pasiasty wojskowy podkoszulek, który nosił na sobie ślady użytkowania, wytarte bojówki w kamuflażu oraz glany.
- Mów mi Ojciec. Jak Cię zwą, kowboju? - powiedział, wygarniając wojskowym nożem resztki mielonki z puszki.
- Chorwat. Nazywają mnie Chorwat.
- No tak. Jesteś tym młodzikiem, który przyjechał wczoraj czyż nie? - uśmiechnął się wskazując Chorwata nożem.
- Wiesz jak zdobywać przyjaciół! Widać to jak na dłoni! - Ojciec wybuchnął przepitym śmiechem na cały głos.
- Chodź ze mną, opowiem Ci to i owo o naszym obozie. - objął Chorwata i poprowadził go na główną ulicę wioski.
- Jak pewnie słyszałeś, ten gość, który użył Cię jak wycieraczki to Ursus. Jest silnym, ale prostym człowiekiem. Nie lubi dyskutować. - tłumaczył stalker. - Przyjechał z dwa lata temu i z tego co słyszałem ma dobre kontakty z bandytami. Ludzie mówią, że w Wielkiej Ziemi był kryminalistą, który uciekł z kijowskiego więzienia i zwiał do Zony by się ukryć przed okiem sprawiedliwości. - Ojciec opowiadając o Ursusie patrzył na ziemię z zatroskaniem na twarzy.
- A co z Tobą, kowboju? - stary zapytał Chorwata patrząc na niego.
- Przyjechałem tutaj zbić fortunę. W Zagrzebiu spotkałem przemytnika, który złożył mi propozycję. Powiedział mi, że artefakty to łatwa kasa. Dużo warte i proste do znalezienia, więc pomyślałem, co złego może się stać? - Chorwat oznajmił z entuzjazmem.
- Czy Ty wiesz cokolwiek na temat artefaktów? - Ojciec popatrzył na rozmówcę zmieszany.
- Tak jak Ci powiedziałem, leżą wszędzie i są drogie.
Ojciec stanął jak wryty i wybuchnął drwiącym śmiechem.
- Kowboju, czy wyglądamy Ci na pieprzonych milionerów? Idź załatw swoją potrzebę i chodź ze mną, pokażę Ci coś.
Ojciec zabrał Chorwata do jednego z domostw we wsi. Dom był częściowo zawalony, szare pokryte mchem dachówki luźno leżały na tym co kiedyś było dachem i trzeba było uważać na głowę chodząc po domu, gdyż w wielu miejscach były dziury w dachu, z których niewielka tylko część była przykryta brezentem. Ściany domu były pokryte białą łuszczącą się farbą spod której w wielu miejscach można było zobaczyć szare drewno desek z których zbudowany był dom. W całym domu tylko dwa pomieszczenia nadawały się jeszcze do użytku, jednym z tych pomieszczeń był salon w którym były położone na ziemi dwa stare materace i poniszczony kredens. W ceglanym piecyku tlił się jeszcze ogień świadczący o tym, że okupanci niedawno wyszli. Drugim pomieszczeniem była piwnica. Właśnie w tej piwnicy Ojciec miał swoją stancję. Poszedł przodem, szedł po betonowych, wąskich schodach do małego pomieszczenia pachnącego wilgocią i ziemią. Użył włącznika na ścianie, który sprawił, że pojedyncza zwisająca na kablu żarówka rozświetliła się ukazując apartament w pełnej okazałości. Ściany były ceglane na których wisiały różne plakaty z czasów radzieckich mówiące o potędze atomu, rysowane ręcznie mapy, notatki i rysunki. Podłoga była betonowa, pośrodku której leżał zniszczony dywan. Wyposażenie piwnicy stanowiła prycza ustawiona pod ścianą, przy której w rogu stało biurko i lampką. Na biurku były poukładane w rządku książki, głównie nowele. Z drugiej strony stał kredens, który robił Ojcu za spiżarnię oraz szafę na ubrania. Obok kredensu stał mały metalowy stolik, na którym stały naczynia i czajnik elektryczny. Pod stolikiem stała niewielka butla z gazem z zamontowanym palnikiem. Koło stołu stały dwa szkolne krzesła, takie samo jak to stojące przy biurku. Stary stalker podszedł do metalowej skrzyni, która na wieku miała wyskrobany nożem podpis właściciela. - Ojciec. Otworzył skrzynkę używając małego klucza, który nosił na szyi. Podniósł wieko i wyciągnął z wewnątrz mniejszy pojemnik który wyglądał jak pewnego rodzaju futurystyczny słoik. Pojemnik był wykonany z metalu przypominającego aluminium z małym wizjerem po środku.
- Nie zemdlej czasem, młody. - Ojciec uśmiechnął się znacząco, kiedy otworzył pojemnik.
- Załóż to.. Ten kamyk trochę grzeje. - powiedział, podając Chorwatowi rękawiczkę wykonaną z jakiegoś rodzaju gumy i stalowej tkaniny.
Chorwat założył rękawiczkę z widocznym zmieszaniem na twarzy. Ojciec wsadził dłoń w pojemnik i ostrożnie wyciągnął nieduży szaro-brązowy kamień. Stalker uniósł go w górę jakby chcąc mu się lepiej przyjrzeć.
- Zobacz dzieciaku. To jest to, co sprawiło, że postanowiłeś przyjechać w to miejsce, artefakt. Ten tutaj nazywamy Gravi. To gówno zabije Cię w ciągu doby jeśli nie będziesz się z tym obchodzić z szacunkiem. No cóż, zabiłoby Cię albo przynajmniej sprawiło, że będziesz bezpłodny. - powiedział, obracając kamień w dłoni. - Jest za to bardzo pomocny przy długich podróżach. Widzisz, kiedyś był to kawałek złomu, który wpadł do anomalii grawitacyjnej. - objaśniał stalker. - Czasem dzieje się tak, że obiekt taki zostanie wypluty przez anomalię, zyskując nowe właściwości. Przyjrzyj się. Grawitacja w anomalii, która ciebie rozerwałaby na strzępy, uformowała ten kawał złomu w artefakt, sprawiając, że grawitacja w promieniu około pół metra staje się słabsza. Nie pytaj mnie jak to działa. Naukowcy w Jantarze nadal to badają. - wyjaśnił Ojciec. - Co jest ważne, możesz przy sobie nosić więcej sprzętu. Różnica wagi to około dwadzieścia procent, jeśli wierzyć naszym wagom. Proszę, jest twój, kowboju. - Ojciec wsadził artefakt w dłoń Chorwata i zacisnął jego palce wokół kamienia.
- Nie, nie mogę tego wziąć, przecież Ty to znalazłeś! - zakłopotany Chorwat próbował oddać drogocenny kamień właścicielowi.
- Przestań dzieciaku! - Ojciec się zaśmiał. - Bierz to i zanieś Sidorowiczowi. W końcu zarobisz i wyjdziesz na swoje! - stary stalker nie mógł ukryć szyderczego uśmiechu. - I tak jak sam mówiłeś, artefakty leżą pod każdym krzakiem, znajdę nowy bez problemu!
Chorwat nie rozumiał dlaczego Ojciec wciąż się śmieje opowiadając o artefakcie, ale jedna rzecz stała się faktem. Oto w końcu stanął przed wizją zdobycia jego pierwszych dużych pieniędzy.
- Sidorowicz siedzi w swoim bunkrze na końcu drogi. Jak wyjdziesz na ulicę, skręć w lewo i prosto do końca. Powinieneś pójść do niego od razu. Nie marnuj czasu Panie Rockefeller! - Ojciec znów wybuchnął śmiechem kiedy Chorwat opuszczał piwnicę.
- Nie zemdlej czasem, młody. - Ojciec uśmiechnął się znacząco, kiedy otworzył pojemnik.
- Załóż to.. Ten kamyk trochę grzeje. - powiedział, podając Chorwatowi rękawiczkę wykonaną z jakiegoś rodzaju gumy i stalowej tkaniny.
Chorwat założył rękawiczkę z widocznym zmieszaniem na twarzy. Ojciec wsadził dłoń w pojemnik i ostrożnie wyciągnął nieduży szaro-brązowy kamień. Stalker uniósł go w górę jakby chcąc mu się lepiej przyjrzeć.
- Zobacz dzieciaku. To jest to, co sprawiło, że postanowiłeś przyjechać w to miejsce, artefakt. Ten tutaj nazywamy Gravi. To gówno zabije Cię w ciągu doby jeśli nie będziesz się z tym obchodzić z szacunkiem. No cóż, zabiłoby Cię albo przynajmniej sprawiło, że będziesz bezpłodny. - powiedział, obracając kamień w dłoni. - Jest za to bardzo pomocny przy długich podróżach. Widzisz, kiedyś był to kawałek złomu, który wpadł do anomalii grawitacyjnej. - objaśniał stalker. - Czasem dzieje się tak, że obiekt taki zostanie wypluty przez anomalię, zyskując nowe właściwości. Przyjrzyj się. Grawitacja w anomalii, która ciebie rozerwałaby na strzępy, uformowała ten kawał złomu w artefakt, sprawiając, że grawitacja w promieniu około pół metra staje się słabsza. Nie pytaj mnie jak to działa. Naukowcy w Jantarze nadal to badają. - wyjaśnił Ojciec. - Co jest ważne, możesz przy sobie nosić więcej sprzętu. Różnica wagi to około dwadzieścia procent, jeśli wierzyć naszym wagom. Proszę, jest twój, kowboju. - Ojciec wsadził artefakt w dłoń Chorwata i zacisnął jego palce wokół kamienia.
- Nie, nie mogę tego wziąć, przecież Ty to znalazłeś! - zakłopotany Chorwat próbował oddać drogocenny kamień właścicielowi.
- Przestań dzieciaku! - Ojciec się zaśmiał. - Bierz to i zanieś Sidorowiczowi. W końcu zarobisz i wyjdziesz na swoje! - stary stalker nie mógł ukryć szyderczego uśmiechu. - I tak jak sam mówiłeś, artefakty leżą pod każdym krzakiem, znajdę nowy bez problemu!
Chorwat nie rozumiał dlaczego Ojciec wciąż się śmieje opowiadając o artefakcie, ale jedna rzecz stała się faktem. Oto w końcu stanął przed wizją zdobycia jego pierwszych dużych pieniędzy.
- Sidorowicz siedzi w swoim bunkrze na końcu drogi. Jak wyjdziesz na ulicę, skręć w lewo i prosto do końca. Powinieneś pójść do niego od razu. Nie marnuj czasu Panie Rockefeller! - Ojciec znów wybuchnął śmiechem kiedy Chorwat opuszczał piwnicę.
Przed wyjściem na ulicę Chorwat w obawie przed kradzieżą schował kamień do kieszeni kurtki, uprzednio owijając go rękawiczką, którą dostał od Ojca. Był podekscytowany. W końcu miał przy sobie drogocenny obiekt, który, jak mu mówiono, miał sprawić, że będzie bogaty. Wychodząc z domu, młody stalker stanął na ganku przed domem, wyciągnął z drugiej kieszeni paczkę papierosów nieznanej firmy, którą kupił na bazarze w Kijowie na kilka minut przed odjazdem do Zony. Zapalając papierosa, zaczął się rozglądać z lekkim zdenerwowaniem, jednocześnie próbując wyglądać możliwie najnaturalniej jak to możliwe dla kogoś kto ma w kieszeni radioaktywny kamień.
***
Schron Sidorowicza znajdował się zaraz za drewnianym płotem oddzielającym wieś, w niedalekiej odległości od lasu ukryty w krzakach. Betonowe schody prowadzące w dół były zabezpieczone przez ciężkie stalowe drzwi, które były otwarte na oścież. Chorwat schodząc schodami był otoczony betonowymi ścianami które w niektórych miejscach miały widoczne pęknięcia, które były zarośnięte mchem. Po suficie wił się kabel, do którego w równych odstępach były przyłączone lampy w metalowej obudowie. Poczuł powiew zimnego powietrza oraz zapach kojarzący się z wszelkimi sklepami metalurgicznymi lub fabrykami. Kiedy zszedł na dół pojawił się w krótkim korytarzu, w którym po lewej była postawiona metalowa, lekko pordzewiała ławka a po prawej był rząd szafek na narzędzia. Na końcu korytarza były kolejne masywne drzwi.
Chorwat otworzył je. Wcześniejszy zapach metalu i smaru, który poczuł wchodząc do bunkra teraz stał się jeszcze wyraźniejszy. Stalker wszedł do pomieszczenia, które było rozdzielone ladą. Pomieszczenie miało podłogę wyłożoną brązowymi płytkami ze wzorem marmuru między którymi były stare czarne od brudu fugi. Ściany mniej więcej do wysokości około półtorej metra były także wyłożone płytkami koloru pistacjowego. Reszta ścian tak samo jak i sufit był pomalowany białą farbą, która ze starości zdążyła już pożółknąć. Przy ladzie od strony sprzedawcy stało wysłużone biurko w stylu socjalistycznym z wykończeniem na wysoki połysk. Do biurka był dostawiony czarny fotel z rozdartym obiciem ze sztucznej skóry na oparciu z którego wyłaziło wypełnienie z kremowej pianki. Na biurku stała mała przemysłowa lampka koloru białego z tłustymi śladami palców, kilka ręcznych narzędzi oraz radiomagnetofon produkcji radzieckiej z którego wydobywał się głos kobiety śpiewającej rzewną piosenkę o niespełnionej miłości. W niewielkiej części biurowej stała również mała lodówka oraz szafka na dokumenty. Głębiej w pomieszczeniu był prowizoryczny warsztat oddzielony kolejną ścianką działową. Wyglądało to na pokój około pięć metrów szeroki na siedem metrów długi. Przy ścianie stały metalowe stoły na których leżał sprzęt wszelkiego rodzaju. Od płyt kewlarowych będących wypełnieniem kamizelek, przez gazmaski, respiratory i inny mniejszy osprzęt, po różnego typu bronie, pistolety oraz karabiny. Na ścianach wisiały szafki na których były powieszone narzędzia niezbędne do naprawy sprzętu wojskowego. Na środku warsztatu stał duży metalowy stół z zamontowaną w imadle bronią, która przypominała pistolet maszynowy. Wokół imadła leżały śruby, sprężyny oraz tuleje. Obok stołu na podłodze stała przenośna szafka z narzędziami. Całe pomieszczenie było oświetlone silnym światłem wydobywającym się z brzęczących świetlówek. Zdecydowanie ktoś tutaj przebywał.
Chorwat otworzył je. Wcześniejszy zapach metalu i smaru, który poczuł wchodząc do bunkra teraz stał się jeszcze wyraźniejszy. Stalker wszedł do pomieszczenia, które było rozdzielone ladą. Pomieszczenie miało podłogę wyłożoną brązowymi płytkami ze wzorem marmuru między którymi były stare czarne od brudu fugi. Ściany mniej więcej do wysokości około półtorej metra były także wyłożone płytkami koloru pistacjowego. Reszta ścian tak samo jak i sufit był pomalowany białą farbą, która ze starości zdążyła już pożółknąć. Przy ladzie od strony sprzedawcy stało wysłużone biurko w stylu socjalistycznym z wykończeniem na wysoki połysk. Do biurka był dostawiony czarny fotel z rozdartym obiciem ze sztucznej skóry na oparciu z którego wyłaziło wypełnienie z kremowej pianki. Na biurku stała mała przemysłowa lampka koloru białego z tłustymi śladami palców, kilka ręcznych narzędzi oraz radiomagnetofon produkcji radzieckiej z którego wydobywał się głos kobiety śpiewającej rzewną piosenkę o niespełnionej miłości. W niewielkiej części biurowej stała również mała lodówka oraz szafka na dokumenty. Głębiej w pomieszczeniu był prowizoryczny warsztat oddzielony kolejną ścianką działową. Wyglądało to na pokój około pięć metrów szeroki na siedem metrów długi. Przy ścianie stały metalowe stoły na których leżał sprzęt wszelkiego rodzaju. Od płyt kewlarowych będących wypełnieniem kamizelek, przez gazmaski, respiratory i inny mniejszy osprzęt, po różnego typu bronie, pistolety oraz karabiny. Na ścianach wisiały szafki na których były powieszone narzędzia niezbędne do naprawy sprzętu wojskowego. Na środku warsztatu stał duży metalowy stół z zamontowaną w imadle bronią, która przypominała pistolet maszynowy. Wokół imadła leżały śruby, sprężyny oraz tuleje. Obok stołu na podłodze stała przenośna szafka z narzędziami. Całe pomieszczenie było oświetlone silnym światłem wydobywającym się z brzęczących świetlówek. Zdecydowanie ktoś tutaj przebywał.
Chorwat rozglądał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu handlowca. Nagle usłyszał dźwięk ciągnięcia za klamkę. Odgłos otwieranych drzwi i kroków wydobywał się zza ścianki gdzie Chorwat nie miał wglądu. Kroki były coraz głośniejsze, którym akompaniował odgłos cichego stękania i mówionych pod nosem przekleństw. Wtedy zza ściany pojawił się najpierw brzuch, a następnie cała postać sprzedawcy. Sidorowicz, kiedy zauważył młodego stalkera, stanął w przejściu pomiędzy warsztatem, a biurem z lekkim zdziwieniem na twarzy. Zdziwienie szybko ustąpiło zniecierpliwieniu.
- Ktoś Ty i po coś przylazł? - sprzedawca odezwał się głębokim głosem z lekką chrypką.
Sidorowicz był człowiekiem po pięćdziesiątce o okrągłej twarzy, przeciętnego wzrostu z nadwagą oraz zaawansowaną łysiną i zadbaną brodą. Blada skóra, zmarszczki oraz obwisły podbródek mówił nam, że nie jest on fanem sportu i większość czasu spędza w swojej samotni, wychodząc z bunkra tylko kiedy ma ochotę rozprostować kości i zapalić papierosa. Nosił luźne jeansy z plamami smaru i tłuszczu od kurczaka oraz kraciastą szaro-niebieską koszulę i wysłużoną skórzaną kamizelkę. Najbardziej wyrazistą cechą Sidorowicza był jego charakter. Był on osobą opryskliwą, chamską i zarozumiałą. Jedyną wartością jaką szanował Sidorowicz była wartość rynkowa sprzętu jaki sprzedawał.
- Jestem Chorwat, przyniosłem artefakt. - powiedział Chorwat lekko onieśmielony swoim rozmówcą.
- No to dawaj. Na co czekasz? Pokazuj co masz. - powiedział stanowczo Sidorowicz, siadając zgarbiony przy biurku i opierając oba łokcie na blacie.
Chorwat sięgnął do kieszeni wyciągając artefakt. Wyciągnął go z rękawiczki i położył na biurku handlarza. Sidorowicz chwycił go gołą dłonią i obejrzał powierzchownie. Jego twarz bardziej niż zainteresowanie pokazywała znudzenie i poirytowanie.
- Co to za gówno? Gravi mi przyniosłeś? - kupiec spojrzał na stalkera badawczo. - Ehh… no trudno stalkerze. Nie widziałem Cię wcześniej więc uznaję, że jesteś tu nowy. Spokojnie, życie Cię nauczy.
- Ile to jest warte? - zapytał Chorwat z zainteresowaniem.
- Gravi? - zapytał Sidorowicz. - Mogę Ci za niego dać 2000 rubli, nic więcej. - powiedział oglądając kamień.
Jako że była to dla młodego stalkera, pierwsza transakcja w Zonie, a jego jedyne pojęcie na temat wartości rubla pochodziło z mętnych obliczeń wysnutych na podstawie bazarowych cen papierosów w stolicy Ukrainy, zastanawiał się czy warto się targować. Jego wrodzony entuzjazm kazał mu spróbować.
Chorwat zmarszczył brwi, przyjął postawę, która w jego ocenie miała pokazać go jako dominującą stronę w negocjacjach ceny za radioaktywną skałę. Objawiło się to tym, że stając w lekkim rozkroku i lekko kołysząc się na boki, jedną ręką zaczął czesać się po nieogolonym podbródku, a drugą używając jako podparcia dla ręki czeszącej. Postanowił też jak najbardziej profesjonalnie tylko potrafił udawać, że się poważnie nad czymś zastanawia i analizuje.
- Panie Sidorowiczu. - zaczął. - Pańska propozycja zrobiła na mnie wrażenie, ale myślę, że oboje będziemy zgodni co do tego, że wartość tego artefaktu jest większa. - ciągnął dalej czując się coraz bardziej pewnie w roli handlarza kamieniami szlachetnymi. - Myślę, że artefakt tej jakości i wagi powinien kosztować co najmniej 2500 rubli! - powiedział, ukrywając podekscytowanie stalker dając zdecydowany nacisk na słowa “co najmniej”.
Sidorowicz patrzył na młodzika jak na idiotę z drwiąco podniesioną brwią. Trwał w ten sposób kilka sekund, pozwalając wypełnić pokój ciszą, która była idealną puentą występu Chorwata. po czym zaczął.
- Słuchaj młody. - przemówił handlarz. - Wiem, że jesteś tu nowy i wiem też, że niektóre rzeczy nie zostały Ci jeszcze wytłumaczone. Także pozwól, że Ci naprostuję kilka kwestii. - Sidorowicz uniósł dłoń do twarzy pokazując stalkerowi palec wskazujący.
- Po pierwsze, siedzę tu zbyt długo, bym pozwolił żeby ktoś taki Ty mógł się ze mną targować. - powiedział patrząc Chorwatowi w oczy.
- Po drugie, jeśli cena Ci nie odpowiada możesz zawsze iść i szukać lepszych artefaktów. Wiadomo, że nie jest to bezpieczne zajęcie. Cena artefaktu zależy od tego w jakiej anomalii został stworzony. - tłumaczył dalej. - Możesz też wykonać różne zlecenia dla mnie lub stalkerów w wiosce. Są to najczęściej zlecenia typu, zabójstwo na zlecenie lub paserstwo. Mam kontakty wśród wojskowych stacjonujących tutaj, więc też mam czasem jakieś zadania. Oczywiście za odpowiednią cenę. - powiedział Sidorowicz uśmiechając się pod nosem.
- Po trzecie, najważniejsze. - kupiec zrobił pauzę by jego słowa wybrzmiały bardziej dosadnie. - Nie bądź głupi i staraj się nie wpieniać ludzi to może przeżyjesz dłużej niż tydzień.
- Zrozumiano? - zapytał na koniec.
- Tak jest. - odpowiedział Chorwat przytakując głową.
Po wymianie handlowej, która zakończyła się przelewem środków na konto Chorwata, stalker badawczo zaczął przyglądać się handlarzowi.
- Czego chcesz? - zapytał poirytowany Sidorowicz.
- Nie potrzebuje pan jakiegoś zabezpieczenia przed radiacją od tych artefaktów? - spytał stalker.
- Po pierwsze, żaden pan. - zaczął Sidorowicz. - A po drugie, jestem tu prawie od samego początku. Byłem wśród pierwszych stalkerów, którzy przybyli do Zony. Kiedy jesteś codziennie wystawiony na niewielkie promieniowanie.przez tak długi okres czasu, twoje ciało uodparnia się. - wyjaśnił handlarz.
Po krótkiej rozmowie, Chorwat skierował się do drzwi. Wychodząc, usłyszał głos Sidorowicza.
- Chorwacie, czekaj. - zawołał handlarz. - Powiedz mi, czy Ty masz jakiś sprzęt ze sobą? Jakąś broń?
Chorwat popatrzył na Sidorowicza wpierw badawczo jakby był zdziwiony nagłą troską kupca, ale zaraz potem uśmiechnął się drwiąco. Cofnął się z powrotem do biura, zamknął drzwi i powiedział.
- Oczywiście, że tak. - zaczął stalker. - Nie jestem głupi.
- Nikt tego nie insynuuje. - zapewnił sprzedawca. - Pokaż co masz za sprzęt.
- Ktoś Ty i po coś przylazł? - sprzedawca odezwał się głębokim głosem z lekką chrypką.
Sidorowicz był człowiekiem po pięćdziesiątce o okrągłej twarzy, przeciętnego wzrostu z nadwagą oraz zaawansowaną łysiną i zadbaną brodą. Blada skóra, zmarszczki oraz obwisły podbródek mówił nam, że nie jest on fanem sportu i większość czasu spędza w swojej samotni, wychodząc z bunkra tylko kiedy ma ochotę rozprostować kości i zapalić papierosa. Nosił luźne jeansy z plamami smaru i tłuszczu od kurczaka oraz kraciastą szaro-niebieską koszulę i wysłużoną skórzaną kamizelkę. Najbardziej wyrazistą cechą Sidorowicza był jego charakter. Był on osobą opryskliwą, chamską i zarozumiałą. Jedyną wartością jaką szanował Sidorowicz była wartość rynkowa sprzętu jaki sprzedawał.
- Jestem Chorwat, przyniosłem artefakt. - powiedział Chorwat lekko onieśmielony swoim rozmówcą.
- No to dawaj. Na co czekasz? Pokazuj co masz. - powiedział stanowczo Sidorowicz, siadając zgarbiony przy biurku i opierając oba łokcie na blacie.
Chorwat sięgnął do kieszeni wyciągając artefakt. Wyciągnął go z rękawiczki i położył na biurku handlarza. Sidorowicz chwycił go gołą dłonią i obejrzał powierzchownie. Jego twarz bardziej niż zainteresowanie pokazywała znudzenie i poirytowanie.
- Co to za gówno? Gravi mi przyniosłeś? - kupiec spojrzał na stalkera badawczo. - Ehh… no trudno stalkerze. Nie widziałem Cię wcześniej więc uznaję, że jesteś tu nowy. Spokojnie, życie Cię nauczy.
- Ile to jest warte? - zapytał Chorwat z zainteresowaniem.
- Gravi? - zapytał Sidorowicz. - Mogę Ci za niego dać 2000 rubli, nic więcej. - powiedział oglądając kamień.
Jako że była to dla młodego stalkera, pierwsza transakcja w Zonie, a jego jedyne pojęcie na temat wartości rubla pochodziło z mętnych obliczeń wysnutych na podstawie bazarowych cen papierosów w stolicy Ukrainy, zastanawiał się czy warto się targować. Jego wrodzony entuzjazm kazał mu spróbować.
Chorwat zmarszczył brwi, przyjął postawę, która w jego ocenie miała pokazać go jako dominującą stronę w negocjacjach ceny za radioaktywną skałę. Objawiło się to tym, że stając w lekkim rozkroku i lekko kołysząc się na boki, jedną ręką zaczął czesać się po nieogolonym podbródku, a drugą używając jako podparcia dla ręki czeszącej. Postanowił też jak najbardziej profesjonalnie tylko potrafił udawać, że się poważnie nad czymś zastanawia i analizuje.
- Panie Sidorowiczu. - zaczął. - Pańska propozycja zrobiła na mnie wrażenie, ale myślę, że oboje będziemy zgodni co do tego, że wartość tego artefaktu jest większa. - ciągnął dalej czując się coraz bardziej pewnie w roli handlarza kamieniami szlachetnymi. - Myślę, że artefakt tej jakości i wagi powinien kosztować co najmniej 2500 rubli! - powiedział, ukrywając podekscytowanie stalker dając zdecydowany nacisk na słowa “co najmniej”.
Sidorowicz patrzył na młodzika jak na idiotę z drwiąco podniesioną brwią. Trwał w ten sposób kilka sekund, pozwalając wypełnić pokój ciszą, która była idealną puentą występu Chorwata. po czym zaczął.
- Słuchaj młody. - przemówił handlarz. - Wiem, że jesteś tu nowy i wiem też, że niektóre rzeczy nie zostały Ci jeszcze wytłumaczone. Także pozwól, że Ci naprostuję kilka kwestii. - Sidorowicz uniósł dłoń do twarzy pokazując stalkerowi palec wskazujący.
- Po pierwsze, siedzę tu zbyt długo, bym pozwolił żeby ktoś taki Ty mógł się ze mną targować. - powiedział patrząc Chorwatowi w oczy.
- Po drugie, jeśli cena Ci nie odpowiada możesz zawsze iść i szukać lepszych artefaktów. Wiadomo, że nie jest to bezpieczne zajęcie. Cena artefaktu zależy od tego w jakiej anomalii został stworzony. - tłumaczył dalej. - Możesz też wykonać różne zlecenia dla mnie lub stalkerów w wiosce. Są to najczęściej zlecenia typu, zabójstwo na zlecenie lub paserstwo. Mam kontakty wśród wojskowych stacjonujących tutaj, więc też mam czasem jakieś zadania. Oczywiście za odpowiednią cenę. - powiedział Sidorowicz uśmiechając się pod nosem.
- Po trzecie, najważniejsze. - kupiec zrobił pauzę by jego słowa wybrzmiały bardziej dosadnie. - Nie bądź głupi i staraj się nie wpieniać ludzi to może przeżyjesz dłużej niż tydzień.
- Zrozumiano? - zapytał na koniec.
- Tak jest. - odpowiedział Chorwat przytakując głową.
Po wymianie handlowej, która zakończyła się przelewem środków na konto Chorwata, stalker badawczo zaczął przyglądać się handlarzowi.
- Czego chcesz? - zapytał poirytowany Sidorowicz.
- Nie potrzebuje pan jakiegoś zabezpieczenia przed radiacją od tych artefaktów? - spytał stalker.
- Po pierwsze, żaden pan. - zaczął Sidorowicz. - A po drugie, jestem tu prawie od samego początku. Byłem wśród pierwszych stalkerów, którzy przybyli do Zony. Kiedy jesteś codziennie wystawiony na niewielkie promieniowanie.przez tak długi okres czasu, twoje ciało uodparnia się. - wyjaśnił handlarz.
Po krótkiej rozmowie, Chorwat skierował się do drzwi. Wychodząc, usłyszał głos Sidorowicza.
- Chorwacie, czekaj. - zawołał handlarz. - Powiedz mi, czy Ty masz jakiś sprzęt ze sobą? Jakąś broń?
Chorwat popatrzył na Sidorowicza wpierw badawczo jakby był zdziwiony nagłą troską kupca, ale zaraz potem uśmiechnął się drwiąco. Cofnął się z powrotem do biura, zamknął drzwi i powiedział.
- Oczywiście, że tak. - zaczął stalker. - Nie jestem głupi.
- Nikt tego nie insynuuje. - zapewnił sprzedawca. - Pokaż co masz za sprzęt.
Chorwat nadal nie mogąc zrozumieć intencji rozmówcy, ściągnął z pleców, materiałowy, czarny plecak z dwoma białymi paskami i wielkim, lekko startym napisem SPORT. Był to zwykły worek w jakim przedszkolaki noszą swoje kapcie. Chorwat dostał go jeszcze w sierocińcu i nosił w nim cały swój dobytek, kiedy mieszkał na ulicach Zagrzebia. Stalker rozwiązał sznurek i wyciągnął z worka PDA i licznik Geigera, które dostał w prezencie od przemytnika w Zagrzebiu. PDA wyglądał standardowo. Jak smartfon z niższej półki, taki jakiego używał tu każdy. Licznik był małym, szarym pudełkiem z wyświetlaczem cyfrowym. Wyglądał bardziej jak zabawka dla dziecka niżeli instrument pomiarowy. Urządzenie wykonane z marnej jakości, świecącego plastiku z jednym czarnym przyciskiem z boku do włączania urządzenia. Miał z tyłu srebrną naklejkę oznajmującą, iż zakres pomiarowy licznika to 4 rentgeny na minutę. Chorwat położył przedmioty na biurku Sidorowicza.
- No okej, co jeszcze? - zapytał Sidorowicz, biorąc do ręki licznik.
- Mam jeszcze zapalniczkę i scyzoryk. - oznajmił Chorwat.
Handlarz spojrzał na chłopaka z niedowierzaniem. Spojrzał raz na licznik, raz na chłopaka. Milczał kilka chwil jakby się nad czymś zastanawiał, po czym rzucił na biurko przedmiot.
- Poczekaj tutaj. - powiedział handlarz wstając od biurka i idąc na tyły pomieszczenia.
Chorwat obserwował uważnie Sidorowicza, kiedy on zaczął przeglądać zawartość szafek w magazynie. Po chwili kupiec wrócił trzymając w rękach różne przedmioty.
- Ten miernik to zabawka, dzieciaku. - powiedział Sidorowicz. - Trzymaj tutaj. To jest prawdziwy licznik z certyfikatem. Każdy tutaj używa podobnych. - Sidorowicz podał młodemu stalkerowi żółte pudełko.
Licznik wyglądał na przedmiot wysokiej jakości. Dość ciężki jak na swój rozmiar, dobrej jakości plastik, mimo przetarć w niektórych miejscach. Wyraźnie był to sprzęt używany. Miał duży czytelny wyświetlacz, oraz pokrętło do zmiany zakresu pomiarowego i przełącznik pozwalający na zmianę jednostek z rentgenów na mikrosiwerty. .Ergonomiczny i wygodny do użytkowania. Chorwat otrzymał też inne, czarne pudełko, bez wyświetlacza ale za to z głośnikiem i jakiegoś rodzaju anteny lub czujnika. Był to detektor anomalii wykonany chałupniczą metodą. Poza Zoną nie można dostać tego urządzenia jak wytłumaczył handlarz, gdyż nigdzie poza Strefą wykluczenia nie istnieją pola anomalii. Stalkerzy przyjeżdżający zaraz po powstaniu Zony musieli jakoś radzić sobie z tego typu zagrożeniem. Doprowadziło to do skonstruowania czujnika tego typu. Działał na zasadzie wykrywania lokalnych zmian składu powietrza, zmian w polu elektromagnetycznym wydając sygnał dźwiękowy ostrzegający użytkownika o niebezpieczeństwie. Kolejną rzeczą jaką Sidorowicz podarował stalkerowi był nóż myśliwski. Lekko stępiony, o szerokim ostrzu i rączce wykonanej z ciemnego drewna z wyżłobieniami dla lepszego chwytu. Ostatnią rzeczą był mały pistolet Makarov. Standardowy pistolet armii rosyjskiej z czasów radzieckich. Czarny, dość ciężki i dobrze wyważony z chwytem wykonanym z plastiku z wytłoczoną radziecką gwiazdą. Do broni stalker otrzymał również dwa pełne magazynki na 8 nabojów.
Chorwat był w szoku. Wziął wszystkie podarki, zatrzymując się na chwilę przy liczniku. Przyglądał się mu dłuższą chwilę. Nagle uświadomił sobie, że bardzo podobny licznik widział w swoim śnie.
- Coś nie tak dzieciaku? - spytał handlarz patrząc na Chorwata badawczo , kiedy ten przyglądał się miernikowi.
- Nie, nic absolutnie! - stalker ocknął się i zaczął dziękować Sidorowiczowi chwaląc jego wspaniałomyślność oraz mówiąc, że nigdy mu tego nie zapomni.
- Oczywiście, że nie zapomnisz. - powiedział handlarz. - Musisz spłacić ten dług. Wykonasz dla mnie kilka zleceń i będziemy kwita. Pozwolisz również, że zabiorę od ciebie tę zabawkę. - biorąc do ręki licznik, który miał ze sobą Chorwat. - Może odzyskam z tego jakieś części. - oznajmił, chowając szare pudełko do szafki biurka.
- O jakim zadaniu mówimy? - zapytał stalker.
- Wszystkiego dowiesz się od Wilka. Kręci się zawsze w okolicy ogniska i pilnuje kotów takich jak Ty. - mówił dalej. - Podejdź do niego i powiedz, że jesteś ode mnie i że masz wykonać zlecenie, o którym mówiliśmy. Będzie to dla Ciebie test, pierwsze poważne zadanie.
- Rozumiem. Pójdę do niego od razu.
- Jesteś w Zonie, są tutaj anomalie i pola promieniowania, więc uważaj gdzie stąpasz. Będziesz potrzebował też leków i jedzenia. Wszystko to możesz kupić u mnie jeśli będzie taka potrzeba. - powiedział Sidorowicz. - No nie daj się zabić i powodzenia chłopie.
Stalker schował pistolet do kieszeni kurtki, a nóż wsadził do buta. Resztę przedmiotów wsadził do plecaka. Wychodząc uświadomił sobie, że nie jadł śniadania. Postanowił więc kupić prowiant u handlarza. Odwrócił się i podszedł z powrotem do kupca.
- Boże, masz zamiar jeszcze długo się tak kręcić? - zapytał Sidorowicz z widoczną irytacją na twarzy.
- Chciałem kupić jakieś żarcie i coś do picia. - oznajmił Chorwat.
- Z prowiantu mamy chleb, oraz konserwy. - tłumaczył handlarz. - Jeśli chodzi o napoje to puszki, napoje, energetyki i piwo. Oczywiście mamy też wódkę.
- Wezmę chleb, dwie konserwy i energetyka. - powiedział stalker wyciągając telefon i logując się do aplikacji bankowej.
- W porządku. To będzie 1000 rubli.
- Ile?! - Chorwat uznał, że się przesłyszał.
- No chłopie. Muszę coś na tym zarabiać, dlatego taka wysoka marża. Poza tym mam tutaj monopol także kupuj u mnie albo poluj na radioaktywne sarny. - było widać, że sytuacja bawi kupca.
- Ale to jest połowa tego co dostałem za ten cholerny artefakt! - zdenerwował się Chorwat.
- Tak jak już wcześniej mówiłem. Jak znajdziesz coś lepszego to dostaniesz więcej pieniędzy. No i są też zlecenia. Także mi się tutaj nie awanturuj. Zapłać co moje i spadaj. - powiedział stanowczo Sidorowicz.
Chorwat z kwaśną miną przelał pieniądze na konto handlarza. Spakował prowiant i wyszedł z bunkra. Był gotowy na rozmowę z rzeczonym Wilkiem.
- No okej, co jeszcze? - zapytał Sidorowicz, biorąc do ręki licznik.
- Mam jeszcze zapalniczkę i scyzoryk. - oznajmił Chorwat.
Handlarz spojrzał na chłopaka z niedowierzaniem. Spojrzał raz na licznik, raz na chłopaka. Milczał kilka chwil jakby się nad czymś zastanawiał, po czym rzucił na biurko przedmiot.
- Poczekaj tutaj. - powiedział handlarz wstając od biurka i idąc na tyły pomieszczenia.
Chorwat obserwował uważnie Sidorowicza, kiedy on zaczął przeglądać zawartość szafek w magazynie. Po chwili kupiec wrócił trzymając w rękach różne przedmioty.
- Ten miernik to zabawka, dzieciaku. - powiedział Sidorowicz. - Trzymaj tutaj. To jest prawdziwy licznik z certyfikatem. Każdy tutaj używa podobnych. - Sidorowicz podał młodemu stalkerowi żółte pudełko.
Licznik wyglądał na przedmiot wysokiej jakości. Dość ciężki jak na swój rozmiar, dobrej jakości plastik, mimo przetarć w niektórych miejscach. Wyraźnie był to sprzęt używany. Miał duży czytelny wyświetlacz, oraz pokrętło do zmiany zakresu pomiarowego i przełącznik pozwalający na zmianę jednostek z rentgenów na mikrosiwerty. .Ergonomiczny i wygodny do użytkowania. Chorwat otrzymał też inne, czarne pudełko, bez wyświetlacza ale za to z głośnikiem i jakiegoś rodzaju anteny lub czujnika. Był to detektor anomalii wykonany chałupniczą metodą. Poza Zoną nie można dostać tego urządzenia jak wytłumaczył handlarz, gdyż nigdzie poza Strefą wykluczenia nie istnieją pola anomalii. Stalkerzy przyjeżdżający zaraz po powstaniu Zony musieli jakoś radzić sobie z tego typu zagrożeniem. Doprowadziło to do skonstruowania czujnika tego typu. Działał na zasadzie wykrywania lokalnych zmian składu powietrza, zmian w polu elektromagnetycznym wydając sygnał dźwiękowy ostrzegający użytkownika o niebezpieczeństwie. Kolejną rzeczą jaką Sidorowicz podarował stalkerowi był nóż myśliwski. Lekko stępiony, o szerokim ostrzu i rączce wykonanej z ciemnego drewna z wyżłobieniami dla lepszego chwytu. Ostatnią rzeczą był mały pistolet Makarov. Standardowy pistolet armii rosyjskiej z czasów radzieckich. Czarny, dość ciężki i dobrze wyważony z chwytem wykonanym z plastiku z wytłoczoną radziecką gwiazdą. Do broni stalker otrzymał również dwa pełne magazynki na 8 nabojów.
Chorwat był w szoku. Wziął wszystkie podarki, zatrzymując się na chwilę przy liczniku. Przyglądał się mu dłuższą chwilę. Nagle uświadomił sobie, że bardzo podobny licznik widział w swoim śnie.
- Coś nie tak dzieciaku? - spytał handlarz patrząc na Chorwata badawczo , kiedy ten przyglądał się miernikowi.
- Nie, nic absolutnie! - stalker ocknął się i zaczął dziękować Sidorowiczowi chwaląc jego wspaniałomyślność oraz mówiąc, że nigdy mu tego nie zapomni.
- Oczywiście, że nie zapomnisz. - powiedział handlarz. - Musisz spłacić ten dług. Wykonasz dla mnie kilka zleceń i będziemy kwita. Pozwolisz również, że zabiorę od ciebie tę zabawkę. - biorąc do ręki licznik, który miał ze sobą Chorwat. - Może odzyskam z tego jakieś części. - oznajmił, chowając szare pudełko do szafki biurka.
- O jakim zadaniu mówimy? - zapytał stalker.
- Wszystkiego dowiesz się od Wilka. Kręci się zawsze w okolicy ogniska i pilnuje kotów takich jak Ty. - mówił dalej. - Podejdź do niego i powiedz, że jesteś ode mnie i że masz wykonać zlecenie, o którym mówiliśmy. Będzie to dla Ciebie test, pierwsze poważne zadanie.
- Rozumiem. Pójdę do niego od razu.
- Jesteś w Zonie, są tutaj anomalie i pola promieniowania, więc uważaj gdzie stąpasz. Będziesz potrzebował też leków i jedzenia. Wszystko to możesz kupić u mnie jeśli będzie taka potrzeba. - powiedział Sidorowicz. - No nie daj się zabić i powodzenia chłopie.
Stalker schował pistolet do kieszeni kurtki, a nóż wsadził do buta. Resztę przedmiotów wsadził do plecaka. Wychodząc uświadomił sobie, że nie jadł śniadania. Postanowił więc kupić prowiant u handlarza. Odwrócił się i podszedł z powrotem do kupca.
- Boże, masz zamiar jeszcze długo się tak kręcić? - zapytał Sidorowicz z widoczną irytacją na twarzy.
- Chciałem kupić jakieś żarcie i coś do picia. - oznajmił Chorwat.
- Z prowiantu mamy chleb, oraz konserwy. - tłumaczył handlarz. - Jeśli chodzi o napoje to puszki, napoje, energetyki i piwo. Oczywiście mamy też wódkę.
- Wezmę chleb, dwie konserwy i energetyka. - powiedział stalker wyciągając telefon i logując się do aplikacji bankowej.
- W porządku. To będzie 1000 rubli.
- Ile?! - Chorwat uznał, że się przesłyszał.
- No chłopie. Muszę coś na tym zarabiać, dlatego taka wysoka marża. Poza tym mam tutaj monopol także kupuj u mnie albo poluj na radioaktywne sarny. - było widać, że sytuacja bawi kupca.
- Ale to jest połowa tego co dostałem za ten cholerny artefakt! - zdenerwował się Chorwat.
- Tak jak już wcześniej mówiłem. Jak znajdziesz coś lepszego to dostaniesz więcej pieniędzy. No i są też zlecenia. Także mi się tutaj nie awanturuj. Zapłać co moje i spadaj. - powiedział stanowczo Sidorowicz.
Chorwat z kwaśną miną przelał pieniądze na konto handlarza. Spakował prowiant i wyszedł z bunkra. Był gotowy na rozmowę z rzeczonym Wilkiem.
***
Kiedy stalker wyszedł na powierzchnię, zobaczył, że pogoda zaczęła się rozpogadzać. Promienie słońca prześwitywały między koronami drzew ogrzewając Chorwatowi twarz. Była to miła odmiana po spędzeniu całej nocy w wilgotnej piwnicy i pochmurnym poranku. Od razu poczuł przypływ energii i poszedł w kierunku wioski w poszukiwaniu stalkera od którego miał otrzymać zadanie.
Powróciwszy do wioski, Chorwat zaczął iść środkiem jedynej drogi w osadzie. W poszukiwaniu swojego celu, podszedł do ogniska, które było ustawione pośrodku ogrodzonego podwórka jednego z domów. Był tu wczoraj wieczorem, pijąc i zawierając nowe znajomości ze stalkerami, więc wiedział dokładnie o którym miejscu mówił Sidorowicz. Obecnie w podwórzu był Ursus rąbiący drewno, którego Chorwat postanowił omijać szerokim łukiem oraz dwaj stalkerzy siedzący przy ognisku.
- Chorwacie! Chlejusie jeden! - zaśmiał się jeden z kotów, pieczący kiełbasy na prowizorycznym ruszcie.
- Jak głowa? Będziesz żył? - zapytał inny z udawanym zatroskaniem w głosie.
- Będzie dobrze chłopaki. - powiedział pewnie Chorwat machając towarzyszom i rozglądając się za stalkerem od którego miał dostać zadanie.
- Kogo szukasz? Co się tak rozglądasz? - zapytał jeden z kotów.
- Szukam Wilka. Podobno siedzi tutaj i was pilnuje. - zażartował Chorwat.
- Poszedł do kabiny zaraz wróci. - poinformował kot. - Dawaj, usiądź z nami. Co będziesz tak stał jak widły w gnoju?
Powróciwszy do wioski, Chorwat zaczął iść środkiem jedynej drogi w osadzie. W poszukiwaniu swojego celu, podszedł do ogniska, które było ustawione pośrodku ogrodzonego podwórka jednego z domów. Był tu wczoraj wieczorem, pijąc i zawierając nowe znajomości ze stalkerami, więc wiedział dokładnie o którym miejscu mówił Sidorowicz. Obecnie w podwórzu był Ursus rąbiący drewno, którego Chorwat postanowił omijać szerokim łukiem oraz dwaj stalkerzy siedzący przy ognisku.
- Chorwacie! Chlejusie jeden! - zaśmiał się jeden z kotów, pieczący kiełbasy na prowizorycznym ruszcie.
- Jak głowa? Będziesz żył? - zapytał inny z udawanym zatroskaniem w głosie.
- Będzie dobrze chłopaki. - powiedział pewnie Chorwat machając towarzyszom i rozglądając się za stalkerem od którego miał dostać zadanie.
- Kogo szukasz? Co się tak rozglądasz? - zapytał jeden z kotów.
- Szukam Wilka. Podobno siedzi tutaj i was pilnuje. - zażartował Chorwat.
- Poszedł do kabiny zaraz wróci. - poinformował kot. - Dawaj, usiądź z nami. Co będziesz tak stał jak widły w gnoju?
Chorwat uśmiechnął się pod nosem i dołączył do towarzyszy przy ognisku. Cieszył się, że udało mu się zawrzeć nowe znajomości w takim miejscu jak Zona. Wszystko to dzięki swojemu usposobieniu. Należał do osób, które zjednują sobie ludzi. Wiele razy uratowało mu to życie, kiedy przymierając głodem lub szukając schronienia zimową nocą, zawsze udało mu się znaleźć jakiś nowych przyjaciół, którzy akurat mieli trochę miejsca na skłocie i wolną konserwę do odstąpienia. Ciężkie życie najpierw jako sierota, a później jako bezdomny nauczyło go, że nigdy nie wolno się poddawać i zawsze za rogiem może czekać nowa szansa. Jedyną wadą jaką miał Chorwat to jego wiara w ludzi. Wiara w to, że każdy ma w sobie dobro. Była to wiara, która w dużej mierze mieszała się z naiwnością. Mimo tego, że często był oszukiwany, kiedy nie dostawał zapłaty za dorywczą pracę, której się podejmował On nadal nie potrafił się gniewać czy żywić urazę do osób, którzy go tak potraktowali.
- Dawaj już to żarcie. Padam z głodu do cholery. - powiedział jeden z kotów łapiąc się za brzuch.
Był to Tolik, dwudziestoparoletni chłopak ze wschodniej Ukrainy. Chorwat poznał go wczoraj przy ognisku kiedy opowiadał o tym jak jakiś tajemniczy stalker ocalił mu życie kiedy został postrzelony przez bandytów, pokazując przy tym bliznę na lewym udzie. Chorwat uważał go za dobrego chłopaka, ale trochę infantylnego jak na swój wiek. Rzadko kiedy opuszczał płoty wioski. Kiedy chciał zarobić wyruszał na cmentarzysko pojazdów szukając części i złomu, które potem sprzedawał by przeżyć kolejny dzień. Był chudym chłopakiem o bladej nieogolonej twarzy. Miał ciemne oczy i włosy oraz monobrew, która śmieszyła Chorwata. Ubrany był podobnie do innych kotów. Miał na sobie brudne, niebieskie dresy z dziurą na prawym kolanie, czarne adidasy oraz szarą deszczówkę z kapturem spod której wystawała koszulka któregoś z ukraińskich klubów piłkarskich. Mówił, że przybył do Zony bo chciał przeżyć przygodę życia i obłowić się na sprzedaży artefaktów. Niestety dla niego rzeczywistość okazała się inna od zakładanej.
- Czekaj, jeszcze się nie usmażyła dokładnie. Chyba nie chcesz się zatruć jadem! - powiedział drugi śmiejąc się i machając pouczająco kawałkiem drutu którego używał jako pogrzebacza.
Osobą odpowiedzialną za pieczenie kiełbasek był Żwawy. Stalker w podobnym wieku co Tolik, pochodzący z południa Białorusi. Był on podobny do Chorwata, bardzo pewny siebie, widzący wszędzie możliwości. Zajmował się szmuglowaniem broni na teren Zony. Miał kontakty z wojskiem i bandytami. Jego nadmierna pewność siebie i szemrane interesy nieraz sprawiały, że lądował w tarapatach. Mimo tego zawsze udawało mu się wyjść z opresji obronną ręką. Był wysokim, szczupłym mężczyzną. Miał czarne kręcone włosy, zielone oczy i gładko ogoloną twarz z której nigdy nie znikał uśmiech. Ubrany był w czarną kurtkę ortalionową w której od wewnętrznej strony jak zauważył Chorwat, miał wszyte płyty kuloodporne. Pod kurtką nosił zużytą bluzę z kapturem koloru brązowego, która miała kiedyś na przodzie jakiś napis, który niestety starł się prawie całkowicie. Nosił też jeansowe zakurzone joggery i czarne adidasy.
Ci dwaj przybyli do Zony praktycznie tego samego dnia, od razu zawierając znajomość i będąc niczym bracia. Żwawy zawsze dbał o Tolika traktując go jak młodszego brata. Nie szczędząc mu przy tym uszczypliwości i głupich docinek.
- Pieprzysz głupoty. - powiedział Tolik sięgając po jedzenie na ruszcie.
- Wara, przyjacielu! - odpowiedział z satysfakcją na twarzy Żwawy, uderzając drutem dłoń rozmówcy.
- Zaraz Ci przywalę i zeżre wszystko, kiedy będziesz leżał nieprzytomny! - krzyknął Tolik, zrywając się na nogi trzymając się za obolałą dłoń.
- Nie wydaje mi się! - nagle za plecami kota można było usłyszeć donośny głos. W drzwiach stał wysoki stalker ubrany w wojskowy osprzęt.
- O Wilk, witaj przyjacielu. - powiedział spłoszony odwracając się do rozmówcy.
- Dawaj już to żarcie. Padam z głodu do cholery. - powiedział jeden z kotów łapiąc się za brzuch.
Był to Tolik, dwudziestoparoletni chłopak ze wschodniej Ukrainy. Chorwat poznał go wczoraj przy ognisku kiedy opowiadał o tym jak jakiś tajemniczy stalker ocalił mu życie kiedy został postrzelony przez bandytów, pokazując przy tym bliznę na lewym udzie. Chorwat uważał go za dobrego chłopaka, ale trochę infantylnego jak na swój wiek. Rzadko kiedy opuszczał płoty wioski. Kiedy chciał zarobić wyruszał na cmentarzysko pojazdów szukając części i złomu, które potem sprzedawał by przeżyć kolejny dzień. Był chudym chłopakiem o bladej nieogolonej twarzy. Miał ciemne oczy i włosy oraz monobrew, która śmieszyła Chorwata. Ubrany był podobnie do innych kotów. Miał na sobie brudne, niebieskie dresy z dziurą na prawym kolanie, czarne adidasy oraz szarą deszczówkę z kapturem spod której wystawała koszulka któregoś z ukraińskich klubów piłkarskich. Mówił, że przybył do Zony bo chciał przeżyć przygodę życia i obłowić się na sprzedaży artefaktów. Niestety dla niego rzeczywistość okazała się inna od zakładanej.
- Czekaj, jeszcze się nie usmażyła dokładnie. Chyba nie chcesz się zatruć jadem! - powiedział drugi śmiejąc się i machając pouczająco kawałkiem drutu którego używał jako pogrzebacza.
Osobą odpowiedzialną za pieczenie kiełbasek był Żwawy. Stalker w podobnym wieku co Tolik, pochodzący z południa Białorusi. Był on podobny do Chorwata, bardzo pewny siebie, widzący wszędzie możliwości. Zajmował się szmuglowaniem broni na teren Zony. Miał kontakty z wojskiem i bandytami. Jego nadmierna pewność siebie i szemrane interesy nieraz sprawiały, że lądował w tarapatach. Mimo tego zawsze udawało mu się wyjść z opresji obronną ręką. Był wysokim, szczupłym mężczyzną. Miał czarne kręcone włosy, zielone oczy i gładko ogoloną twarz z której nigdy nie znikał uśmiech. Ubrany był w czarną kurtkę ortalionową w której od wewnętrznej strony jak zauważył Chorwat, miał wszyte płyty kuloodporne. Pod kurtką nosił zużytą bluzę z kapturem koloru brązowego, która miała kiedyś na przodzie jakiś napis, który niestety starł się prawie całkowicie. Nosił też jeansowe zakurzone joggery i czarne adidasy.
Ci dwaj przybyli do Zony praktycznie tego samego dnia, od razu zawierając znajomość i będąc niczym bracia. Żwawy zawsze dbał o Tolika traktując go jak młodszego brata. Nie szczędząc mu przy tym uszczypliwości i głupich docinek.
- Pieprzysz głupoty. - powiedział Tolik sięgając po jedzenie na ruszcie.
- Wara, przyjacielu! - odpowiedział z satysfakcją na twarzy Żwawy, uderzając drutem dłoń rozmówcy.
- Zaraz Ci przywalę i zeżre wszystko, kiedy będziesz leżał nieprzytomny! - krzyknął Tolik, zrywając się na nogi trzymając się za obolałą dłoń.
- Nie wydaje mi się! - nagle za plecami kota można było usłyszeć donośny głos. W drzwiach stał wysoki stalker ubrany w wojskowy osprzęt.
- O Wilk, witaj przyjacielu. - powiedział spłoszony odwracając się do rozmówcy.
Wilk stał w lekkim rozkroku z rękami za plecami. Miał na sobie rosyjskie spodnie i buty wojskowe. Miał też bluzę wojskową z wszytymi płytami kewlarowymi. Bluza miała też naszytą jakiegoś rodzaju płachtę z folii która w założeniu miała ułatwiać czyszczenie ubioru z radioaktywnego pyłu. Na szyi miał powieszoną maskę przeciwgazową od której odchodziły rurki które były podłączone do butli tlenowej na plecach stalkera. Miał na sobie również kamizelkę wojskową z pojemnikami na magazynki do automatu Kałasznikowa. Na głowie miał materiałową czapkę bez daszka spod której wystawały czarne włosy. Miał gęste brwi oraz bystre, jasnoniebieskie oczy, które spoglądały na stalkerów. Na ogolonej twarzy, która posiadała lekkie zmarszczki, pojawił się złowrogi wyraz twarzy. Wyglądał na osobę po trzydziestce. Był surowy ale sprawiedliwy. Nie tolerował łamania zasad w wiosce oraz niesubordynacji. Był kimś na wzór dzielnicowego, który dbał o porządek w osadzie.
- Siadajcie na dupie i przestańcie się wygłupiać. Nie mam już siły się z wami użerać. - powiedział Wilk, machając Ursusowi i siadając na stercie skrzyń w kącie podwórza skąd miał widok na cały teren. Zapalił papierosa, podparł się jedną ręką o udo i obserwował stalkerów.
Chorwat popatrzył na Wilka i po chwili namysłu wstał i podszedł do stalkera.
- Cześć, jestem Chorwat. Sidorowicz kazał mi się z tobą spotkać. Powiedział, że mam wykonać jakieś zlecenie o którym rozmawialiście. - wytłumaczył.
Wilk zmierzył stalkera wzrokiem, zaciągając się dymem papierosowym i wyrzucając niedopałek na ziemię.
- Czy to nie jesteś tym stalkerem, który zdenerwował mojego dobrego kumpla Ursusa? - powiedział Wilk przyglądając się młodemu stalkerowi. Ursus podniósł się i spojrzał w stronę Wilka z lekkim uśmiechem, opierając siekierę na barku.
- To nie tak panie Wilk. To było nieporozumienie. - Chorwat zaczął tłumaczyć. - Jestem absolutnie pewny, że pan Ursus jest szarmancką i czarującą osobą przy bliższym poznaniu.
- Spoko, może kiedyś wyślę Was razem na zlecenie, żebyście mogli zacieśnić więzi! - Wilk zaśmiał się, razem z Ursusem, który słyszał wypowiedź znajomego.
- Mam taką nadzieję. - odpowiedział stalker głupkowato się uśmiechając.
- No! Więc mówisz, że przysłał Cię Sidorowicz. - zaczął Wilk. - Powiedział Ci na czym polega zadanie?
- Nie. - odpowiedział Chorwat. - Mam to zrobić w ramach przysługi za sprzęt jaki dostałem od niego.
- Ah, rozumiem. - Wilk zaśmiał się pod nosem. - No dobrze. Pozwól, że przybliżę Ci twoje zadanie. Chodź ze mną.
- Siadajcie na dupie i przestańcie się wygłupiać. Nie mam już siły się z wami użerać. - powiedział Wilk, machając Ursusowi i siadając na stercie skrzyń w kącie podwórza skąd miał widok na cały teren. Zapalił papierosa, podparł się jedną ręką o udo i obserwował stalkerów.
Chorwat popatrzył na Wilka i po chwili namysłu wstał i podszedł do stalkera.
- Cześć, jestem Chorwat. Sidorowicz kazał mi się z tobą spotkać. Powiedział, że mam wykonać jakieś zlecenie o którym rozmawialiście. - wytłumaczył.
Wilk zmierzył stalkera wzrokiem, zaciągając się dymem papierosowym i wyrzucając niedopałek na ziemię.
- Czy to nie jesteś tym stalkerem, który zdenerwował mojego dobrego kumpla Ursusa? - powiedział Wilk przyglądając się młodemu stalkerowi. Ursus podniósł się i spojrzał w stronę Wilka z lekkim uśmiechem, opierając siekierę na barku.
- To nie tak panie Wilk. To było nieporozumienie. - Chorwat zaczął tłumaczyć. - Jestem absolutnie pewny, że pan Ursus jest szarmancką i czarującą osobą przy bliższym poznaniu.
- Spoko, może kiedyś wyślę Was razem na zlecenie, żebyście mogli zacieśnić więzi! - Wilk zaśmiał się, razem z Ursusem, który słyszał wypowiedź znajomego.
- Mam taką nadzieję. - odpowiedział stalker głupkowato się uśmiechając.
- No! Więc mówisz, że przysłał Cię Sidorowicz. - zaczął Wilk. - Powiedział Ci na czym polega zadanie?
- Nie. - odpowiedział Chorwat. - Mam to zrobić w ramach przysługi za sprzęt jaki dostałem od niego.
- Ah, rozumiem. - Wilk zaśmiał się pod nosem. - No dobrze. Pozwól, że przybliżę Ci twoje zadanie. Chodź ze mną.
Wilk zeskoczył z skrzyń i dając stalkerowi znak głową by szedł razem z nim. Wilk poszedł przodem, a Chorwat zerknął jeszcze w stronę Ursusa, który obserwując go puścił mu oczko i uśmiechnął się pod nosem. Stalkerzy wyszli razem na ulicę i skręcili w lewo kierując się ku asfaltowej szosie. Kiedy byli na drodze Wilk powiedział.
- W tamtą stronę, na północnym wschodzie, znajduje się stara cementownia. - oznajmił stalker pokazując palcem. - Sprawdź sobie mapę w swoim PDA. Widzisz, wysłaliśmy tam wczoraj innego kota, nazywaliśmy go Piratem. Miał odebrać skrzynkę z bronią dla Sidorowicza. - wyjaśnił Wilk. - To miało być proste zadanie. Przekupiony żołnierz miał zostawić skrzynkę w umówionym miejscu, a my potem mieliśmy odebrać paczkę i w tym samym miejscu schować pieniądze. Jak się pewnie domyślasz, nasz mały przyjaciel nadal nie wrócił. Mamy podejrzenia, że gnój po prostu zabrał broń, kasę i uciekł na północ. Twoim zadaniem będzie sprawdzić co się z nim stało. Zaraz podam ci namiary na skrytkę. - stalker mówił dalej wyciągając swoje PDA i wpisując koordynaty dla Chorwata. - Sprawdź teren cementowni, może nasz kolega nadal tam jest. Jeśli go nie będzie to sprawdź skrytkę i rozejrzyj się za jakimiś śladami. Jak już ogarniesz to zadanie wyślij mi wiadomość i wtedy zdecydujemy co robić dalej. Jakieś pytania? - odruchowo zapytał Wilk, nie spodziewając się, że takowe się pojawią.
- Jakim cudem udało wam się przekupić żołnierza? - zaczął Chorwat. - Czemu mieliście zostawić pieniądze w skrytce zamiast przelać mu na konto?
Wilk trochę zbity z tropu spojrzał się na kota i odpowiedział.
- Po pierwsze, są to jednostki tyłowe. Nie oczekuj zbyt wiele od nich. - wyjaśnił Wilk. - Po drugie, zarabiają tutaj tak gówniane pieniądze narażając przy tym zdrowie i życie, wystawiając się na promieniowanie i ciągłe potyczki ze stalkerami, że po prostu chcą sobie dorobić do żołdu. A my w ramach przysług i informacji umożliwiamy im to. Jeśli chodzi o przelewy to chyba rozumiesz, że na czarnym rynku obowiązują inne zasady. - tłumaczył stalker, lekko ironizując. - Żaden wojskowy nie chce pisać zeznania podatkowego w którym poinformuje, że te dodatkowe dziesięć tysięcy rubli na jego koncie wzięło się z nielegalnego handlu bronią.
- No tak, logiczne. - odpowiedział Chorwat.
- Oczywiście, że logiczne. - uśmiechnął się pod nosem Wilk. - No! Już! Idź sprawdź co się stało z naszym kotem. - zawołał stalker, klepiąc Chorwata w plecy tak, że ten prawie się przewrócił. - I pamiętaj, nie wydymaj nas, bo my wydymamy Ciebie! - zawołał jeszcze Wilk za Chorwatem oddalającym się w kierunku cementowni.
- W tamtą stronę, na północnym wschodzie, znajduje się stara cementownia. - oznajmił stalker pokazując palcem. - Sprawdź sobie mapę w swoim PDA. Widzisz, wysłaliśmy tam wczoraj innego kota, nazywaliśmy go Piratem. Miał odebrać skrzynkę z bronią dla Sidorowicza. - wyjaśnił Wilk. - To miało być proste zadanie. Przekupiony żołnierz miał zostawić skrzynkę w umówionym miejscu, a my potem mieliśmy odebrać paczkę i w tym samym miejscu schować pieniądze. Jak się pewnie domyślasz, nasz mały przyjaciel nadal nie wrócił. Mamy podejrzenia, że gnój po prostu zabrał broń, kasę i uciekł na północ. Twoim zadaniem będzie sprawdzić co się z nim stało. Zaraz podam ci namiary na skrytkę. - stalker mówił dalej wyciągając swoje PDA i wpisując koordynaty dla Chorwata. - Sprawdź teren cementowni, może nasz kolega nadal tam jest. Jeśli go nie będzie to sprawdź skrytkę i rozejrzyj się za jakimiś śladami. Jak już ogarniesz to zadanie wyślij mi wiadomość i wtedy zdecydujemy co robić dalej. Jakieś pytania? - odruchowo zapytał Wilk, nie spodziewając się, że takowe się pojawią.
- Jakim cudem udało wam się przekupić żołnierza? - zaczął Chorwat. - Czemu mieliście zostawić pieniądze w skrytce zamiast przelać mu na konto?
Wilk trochę zbity z tropu spojrzał się na kota i odpowiedział.
- Po pierwsze, są to jednostki tyłowe. Nie oczekuj zbyt wiele od nich. - wyjaśnił Wilk. - Po drugie, zarabiają tutaj tak gówniane pieniądze narażając przy tym zdrowie i życie, wystawiając się na promieniowanie i ciągłe potyczki ze stalkerami, że po prostu chcą sobie dorobić do żołdu. A my w ramach przysług i informacji umożliwiamy im to. Jeśli chodzi o przelewy to chyba rozumiesz, że na czarnym rynku obowiązują inne zasady. - tłumaczył stalker, lekko ironizując. - Żaden wojskowy nie chce pisać zeznania podatkowego w którym poinformuje, że te dodatkowe dziesięć tysięcy rubli na jego koncie wzięło się z nielegalnego handlu bronią.
- No tak, logiczne. - odpowiedział Chorwat.
- Oczywiście, że logiczne. - uśmiechnął się pod nosem Wilk. - No! Już! Idź sprawdź co się stało z naszym kotem. - zawołał stalker, klepiąc Chorwata w plecy tak, że ten prawie się przewrócił. - I pamiętaj, nie wydymaj nas, bo my wydymamy Ciebie! - zawołał jeszcze Wilk za Chorwatem oddalającym się w kierunku cementowni.