Puste Groby - miniaturka

1
Oto pewne opko, które Testudosowi zdarzyło sie już oceniać ;) ... no. W każdym razie wiem, że interpunkcja leży i kwiczy, ale coś mi nie wychodzi jej poprawianie. A tam... CZYTAJCIE, KOMENTUJCIE, OCENIAJCIE! plz :D ;) ...



*********

Tego mroźnego, jasnego poranka, na przedpolu drewnianego fortu wojskowego, szalały istne hordy kruków. Czarne ptaki latały wokół jakiegoś nieruchomego, rozległego celu, co chwilę opadając w dół. Przedmiot ich zainteresowania krył się pośród nawianych niedawno, oślepiających odbitym światłem zasp śnieżnych. Dwaj jadący od południa jeźdźcy od razu zauważyli to zjawisko. Nie musieli się nawet długo zastanawiać co zaszło. Zrozumieli po chwili. W górach trwała wojna.

— Widzisz to co ja, Hared? – zapytał mężczyzna jadący po prawej stronie. Zarówno jego wystające spod burzy rudych włosów uszy, jak i przewieszona przez plecy, zdobiona szabla, świadczyły o przynależności do prastarej i niezwykle dumnej rasy elfów. Miał on na imię Seablon. Przybył w góry Itzerskie jako eskorta Hareda Rowen – młodego emisariusza, szlacheckiego pochodzenia. Mimo, że jechali z misją dyplomatyczną, to zaliczyli już dwie napaści ze strony miejscowych wojowników. Spiczasto uchy był niespokojny.

— Te kruki? Oczywiście. Musiała być niezła bitwa, sporo krwi i zabitych. Miejscowi nie oszczędzają naszych. Oj nie. – szpieg pokręcił głową ze smutkiem.

— Jak sądzisz, czy to aby bezpiecznie pchać się teraz do tych barbarzyńskich wojowników?

— Nigdy to nie było bezpieczne. Wszakże sam wiesz. – Hared przybrał zdziwioną minę.

— Oczywiście, jednak pewnie wielu miejscowych poległo w tej potyczce. Mogą zechcieć ich pomścić, zamiast podpisać rozejm. Rozumiesz, dyplomato? Poczekajmy...

— Tak, tak.

— To gdzie przenocujemy?

— Pewnie w tym forcie naprzeciw. – Hared wskazał na wyłaniającą się zza wzgórz drewnianą palisadę.

— Powiedziałeś, że poczekamy!

— Powiedziałem, że rozumiem. – twarz dyplomaty nie wyrażała żadnych emocji.



* * *



Barbarzyński fort okazał się być mniejszy niż przypuszczali. Właściwie składał się on tylko z kilku krytych strzechą chat i drewnianej wieży. Przybysze zostali, wbrew obawą, przyjęci godnie i całkiem sympatycznie. Tymczasowo zamieszkali u pewnego druida, lekko szalonego, zdziwaczałego dziadka. Staruszek opowiadał cały czas o jakiś umarlakach z okolicznych grobów. Ani szpieg, ani elf ni w ząb nie rozumieli o co mu chodzi. Tak też w błogiej nieświadomości udali się do wodza, by pertraktować. Mieszkaniem przywódcy tego górskiego plemienia była niewielka wieża po środku zabudowań fortu. Przed ciężkimi, okutymi kawałami grubej blachy wrotami stało dwóch strażników. Mężczyźni ci mieli, jak chyba wszyscy miejscowi, wielkie zaplecione w warkocze blond brody. Sami do małych nie również należeli. Ten efekt potęgi zwiększały dodatkowo wielkie topory w ich rękach oraz całe kilogramy futer i skór z których składał się pancerz gwardzistów. Wrota powoli otworzyły się... Hared i Seablon weszli przed oblicze wodza jednego z plemion północy. Warto dodać, że niewielu stamtąd wychodziło. Szczególnie w okresie wojny.



* * *



Był wieczór, siedzieli w chacie druida. Magik miał na imię Gehomyrr i najprawdopodobniej umiał czarować, choć jego goście byli skłonni w to wątpić. Hared właśnie leżał przykryty skórami, studiując ciężką, spisaną odręcznie księgę. Na okładce miała wypisany tytuł „Puste groby”. Prawiła jakieś straszne bzdury o umarlakach i czarownikach zwanych nekromantami, straszne bzdury. Seablon, który akurat moczył przemarznięte nogi, usilnie próbował zagadać szpiega i druida. Ten drugi był jak głuchy i w ogóle nie reagował, o pierwszym nie można było tego powiedzieć.

— Możesz wreszcie przestać paplać, elfie?!

— Ależ Hared, ja tylko chce ci powiedzieć o...

— Tak, tak, tak. Już słyszałem. Mówiłeś, że rozmowa była dziwna? A była... potwierdzam. Wystarczy?

— Nie, szpiegu, nie o tym mówiłem. Czy zauważyłeś, że ona była smutna?

— Jak to smutna? Przecie dostaliśmy chyba po litrze piwa na głowę, dobrego piwa. Sam wódz też na smutnego nie wyglądał. I ponadto podpisał rozejm. Myślę, że nie ma nad czym myśleć. Jutro jeszcze wykonamy tą przysługę dla niego i mamy spokój. Wreszcie będziemy mogli wrócić do domu.

— No tak, dostaliśmy bardzo błahe zadanie. Ale przecież smutne. Mamy po prostu pójść na cmentarzysko na polanie i pomóc grzebać poległych kilka dni temu.

— Wiesz czemu mamy to zrobić?

— Nie. I o to mi chodzi!

— A ja się domyślam. Wódz chce nam udowodnić, że mówił prawdę.

— Myślisz o tej bajeczce, że to niby nie ich berserkerzy, a jakieś wpółżywe stwory zdziesiątkowały naszych.?

— Dokładnie... a tak wracając do tematu wiesz co było najsmutniejsze w całej tej rozmowie z wodzem?

— No co?

— Czas. – Hared uśmiechnął się złośliwie.



* * *



Słońce powoli zachodziło. Dwóch jeźdźców jechało na południe. Za nimi, pomiędzy licznymi, ośnieżonymi szczytami górskimi, pozostawał drewniany fort z wierzą. Mieszkał w niej wódz jednego z dzielnych plemion północy, z którym jeźdźcy niedawno podpisali pakt o nieagresji. Jeden z nich, elf, był szczelnie otulony wełnianym płaszczem zielonej barwy, przy plecach miał, zawsze gotową do użycia, szablę. Drugi był szlacheckiego pochodzenia dyplomantom. Mężczyźni rozmawiali, mimo mrozu byli niezwykle radośni.

— A jednak, kłopot z głowy. Obyło się bez walki. – mówił elf.

— Tak. Barbarzyńcy chyba zaczynają się obawiać. Szkoda tylko, że wyjeżdżamy tak późno. Te pogrzeby zajęły nam cały dzień.

— Ale swoją drogą ładnie zaimprowizowali ciosy szponów. Ale i tak nie wierzę, że tych żołnierzy zabiło coś innego niż cios topora.

— Czy ktoś w to wierzy? Przecie to bzdury wymyślone przez tego wodza.

— Widać zaczął się czegoś bać.

— A tym czymś jest armia Lotharnu. – Hared roześmiał się szczerze. Nagle ściągnął wodze. Naprzeciw, po środku drogi leżał jakiś nierozpoznawalny w półmroku kształt. Elf postąpił zgodnie z procedurami. Bez słowa zeskoczył z siodła i zgrabnie wyciągnął szablę. W kilku skokach podbiegł do przeszkody. Był to trup mężczyzny ubranego w kupiecką tunikę. Dookoła było mnóstwo krwi, twarz tak okrutnie okaleczona, że nie do rozpoznania.

— Musiał być kupcem. – powiedział elf przetrząsając sakwę nieboszczyka. – Konie uciekły zaraz po zdarzeniu. To było niedawno. Podejdź dyplomato.

— Poczekaj. – Hared zbladł, gdy zobaczył zwłoki. – Widziałem już ten rodzaj ran. Dzisiaj na cmentarzysku.

— Czyli... – Elf poruszył się niespokojnie, mocniej ściskając rękojeść szabli. – to by znaczyło, że barbarzyńcy mówili prawdę. Nie, to nonsens. Jedziemy dalej. – mówiąc to ruszył w stronę konia. Nie doszedł. Nagle z krzaków wyszły cztery stwory. Wyglądały jak zwłoki, z tą małą różnicą, że się poruszały. Na ich lekko przegniłych ciałach wyraźnie widoczne były dawne rany. Mieli puste, budzące grozę oczy. Hared jęcząc, cofnął się w kierunku konia, zamykając oczy. Seablon cały dygotał, jednak dzielnie wystąpił w kierunku przeciwników. Z krzykiem ruszył do ataku. Prostym cięciem przez kark uszkodził jednego, nieskutecznie. Oberwał łapą. Stwory były niespodziewanie silne. Elf zadał jeszcze kilka ciosów po czym padł. Przeciwnicy powoli ruszyli w kierunku przerażonego dyplomaty. Ten nie był w stanie uciekać. Tylko stał patrząc się na nieumarłych przeciwników. W tej ostatniej chwili życia przypomniał sobie jeden akapit z przeczytanej u druida księgi:

„ Umarlaka takowego nie da się zranić ni nijak uszkodzić przy użyciu zwyczajnej, z żelaza wykutej broni. Jest to stwór raz już nieżyw, więc i odporny na większość czynników, które mogły go zabić. Na truposzczaka musim zastosować magii, srebra, wody święconej czy ognia. Inaczej szans nijakich z bestyją nie mamy.”

2
A, co się będę zastanawiać, nauka geografii, biologii i chemii i tak nie ma przyszłości. XD



<wyprostowała plecy - aż coś chrupnęło w okolicy krzyża - założyła szklane oczy (dla niewtajemniczonych: okulary) na nos, pochyliła się nad pachnącym pergaminem i wczytała się w świeże ślady atramentu>






Zarówno jego wystające spod burzy rudych włosów uszy, jak i przewieszona przez plecy, zdobiona szabla, świadczyły o przynależności do prastarej i niezwykle dumnej rasy elfów.
<winky skrzywiła się (nie)znacznie, westchnęła ciężko i wróciła do lektury, z mniejszym jednakoż zapałem> (Herbatki? - pyta Muza. Poproszę.)
młodego emisariusza, szlacheckiego pochodzenia
Bez przecinka.
Mimo, że
<jak mantrę, powtarza po raz n-ty: > Przecinków nie stawia się między: chyba że, chyba żeby, ile że, jak gdyby, jako że, mimo że, pomimo to, pomimo że, tylko że, tym bardziej że, właśnie gdy, właśnie jak, właśnie kiedy, podczas gdy, zwłaszcza gdy, zwłaszcza jeżeli, zwłaszcza kiedy, zwłaszcza że. źródło: http://www.so.pwn.pl
Spiczasto uchy
łącznie.
Oj nie. – szpieg pokręcił głową ze smutkiem.
,,Szpieg" z wielkiej.
Hared przybrał zdziwioną minę.
Seablon zaś przyodział niewzruszony wyraz twarzy. (Z koronką. Ty się nie mądruj i rób tę herbatę.)
Przybysze zostali, wbrew obawą
<spada z bujanego fotela z donośnym hukiem> Aua... trzeba było mnie uprzedzić, że aż takie byki tu znajdę... ,,Wbrew obawą"? Nie spodziewałam się, tak ładnie przecież piszesz... Wstyd. :P (Trza będzie odpokutować. przygotować kadź z winogronami do deptania? No, nie tak ostro... Przynieś lepiej 10kg kółeczek do kolczugi moje kombinerki, nauczymy delikwenta robić pancerze. <złośliwy ognik błysnął jej w oku>)
całe kilogramy futer i skór z których składał się pancerz
Skór, przecinek.
Gehomyrr
<mimowolnie skojarzyło jej się z Gwynnbledd'em, ale może to efekt tego, że przed chwilą czytała recenzję ,,Witchera" w CD-Action>
Magik miał na imię Gehomyrr i najprawdopodobniej umiał czarować
Magik, który nie czaruje. Pewnie się podszywa. Pełna konspira, no nie? 8)
Prawiła jakieś straszne bzdury o umarlakach i czarownikach zwanych nekromantami, straszne bzdury.
Jak by tak wywalić pierwsze ,,straszne", to by było ok.
naszych.?
O jeden znak za dużo. (Ten świat jest za mały dla nich dwóch...)
a tak wracając do tematu wiesz co było najsmutniejsze w całej tej rozmowie z wodzem?
Tematu, dwukropek, wiesz, przecinek.
przy plecach miał, zawsze gotową do użycia, szablę.
Bez przecinków.
Drugi był szlacheckiego pochodzenia dyplomantom.
<powoli kręci ze zrezygnowaniem głową>







Powiem tak: styl masz dobry, podoba mi się. Piszesz w miarę poprawnie, ale jak już strzelisz jakimś babolem, to ratatuj się kto może. Historia: też mi się spodobała.



Tylko po co te elfy?



A nie tyle konkretnie elfy, co po prostu kolejny jednakowy świat: średniowieczne klimaty, piękne elfy, magowie... Ponoć fantazja nie ma granic, ale jak patrzę na kolejne opowiadania fantasy i dostrzegam coraz mniej różnic, ogarnia mnie zwątpienie. Do roboty, waść! Nie kopiować tych samych wzorców, ino coś swojego wykuć! (Ekstra! No, to idę po te kółka! O, a to swoją drogą, mnie już dłonie boleć zaczynają od tych kombinerek. :twisted:)



Powodzenia, żołnierzu! Rycerzu! Czy jaki tam masz tytuł! (Szkolny pisarzyna...? ^^)
Z powarzaniem, łynki i Móza.

[img]http://img444.imageshack.us/img444/8180/muzamtrxxw7.th.jpg[/img]

לא תקחו אותי - אני חופשי

3
Wbrew pozorom bardzo nie lubię elfów ani innego kiczu, stereotypowych fantasy. To opowiadanko było pisane w pośpiechu (w półtorej, chyba godziny) i bez specjalnego przemyślenia tematu. Też mi się nie podoba schematyczność tego tworu, ale nie chciało mi sie go przebudowywać ;) ...

4
Trudno dodać coś jeszcze, po poście Winky. [Winky pości, he he he!]



Wszystko okej, choć trochę krótkie. No i to kolejny typowy, polski świat średniowieczno-fantasy. Chyba jedyna rzecz, która Twój świat wyróżnia, to to, że elfy noszą szable a nie miecze. To już coś.



Styl masz fajny. Ot, czyta się. Nawet poczułem przez chwilę klimat, ale jak mówię - klimat, który znam ze zbyt wielu innych podobnych powieści, których unikam jak ognia.



Fabułka prosta i przyjemna.



Nic więcej nie da się napisać. Ale chętnie przeczytam Twój następny tekst, jeśli weźmiesz sobie do serca nasze rady i zechcesz nas czymś zaskoczyć.



Pozdrawiam

Nine
Pozdrawiam
Nine

Dziewięć Języków - blog fantastyczny
Portfolio online

5
Podpisuję się pod poprzednikami. Nie mam sił na napisanie niczego ciekawszego, więc powiem tylko tyle - podobało się, szlifuj, bo widzę, że będą z Ciebie ludzie :)

Pozdrawiam i powodzenia!

6
Właśnie - stań się ludźmi, tylko nie zatrać indywidualizmu.

Ejmen.
"Tymczasem zaś trzymajcie się ciepło i bądźcie dla siebie dobrzy".

Przedmowa - list do Czytelnika z "Zielonej mili" Stephena Kinga.



"Zawsze wiedziałem, że jestem cholernie wyjątkowy".

Damon Albarn
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”