"Zasada Kubka" [obyczaj]

1
ZASADA KUBKA



Pamiętam z dzieciństwa mały rzeźbiony kredens stojący w bawialni. Za jego przeszklonymi drzwicz-kami stały pamiątkowe filiżanki od serwisu prababci. Były o tyleż cenne, o ile unikatowe – z miśnieńskiej porcelany. Po każdym użyciu podczas rodzinnych uroczystości lub podejmowania co znamienitszych gości, były poddawane pieczołowitemu procesowi mycia, osuszania i ostrożnego ustawiania na pocze-snym miejscu w serwantce zamykanej srebrnym kluczykiem.

Nam dzieciom było surowo zabronione choćby zbliżanie się do owego niemal sakralnego miejsca. Z czasem jednak filiżanek poczęło ubywać – jedna po drugiej, aż z kompletu pozostało tylko sześć.

Katastrofa nastąpiła pewnego poranka, kiedyśmy ganiali wokół stołu. Fabian chwycił mnie za ramio-na, chcąc przytrzymać i zapobiec dalszej ucieczce. Szamotanie skończyło się obok kredensu, którego górna część niebezpiecznie rozchwiana runęła z całym impetem własnego ciężaru na moją głowę, na któ-rej też się zatrzymała. Stałem tak dłuższą chwilę, dopóki z przyległej kuchni na dźwięk potężnego huku i tłuczonego szkła przybiegła matka z ciotką. Ustawiły kredens na pierwotne miejsce, tym samym po-zbawiając mnie ciężaru, lecz…

Rozpaczy mamy nie było końca, pozostała tylko jedna filiżanka z serwisu prababki. Nie mogłem zo-stać bardziej ukarany – matka ofiarowała mi tę filiżankę ku przestrodze, tłumacząc, że skoro jestem zdol-ny zniszczyć wszystko, co kruche i cenne, to niech ta filiżanka stale mi o tym przypomina. Od tej pory mały porcelanowy pojemnik ze spodeczkiem stał się moim największym utrapieniem. Wędrował ze mną wszędzie, dokądkolwiek się udawałem i nie pozwalał zapomnieć o sobie i wydarzeniu sprzed lat.

Tylko Fabianowi upiekło się, jak zwykle, może dlatego że stał dalej, a może był bardziej kochany przez matkę?

Nigdy nie dotykałem bez potrzeby filigranowego uszka, by go nie utrącić. Złościłem się za każdym razem, kiedy przychodził moment oczyszczania z nagromadzonego kurzu pamiątkowej filiżanki. Naj-pierw ze strachem i nabożnym skupieniem długo patrzyłem na pyszniące się za szkłem naczynie, potem z podziwem i odrazą jednocześnie. Filiżanka miała złoty cienki szlaczek biegnący wokół górnego i dolnego brzegu oraz delikatny deseń bordowych róż, podobnie zdobiony był spodeczek – całość malo-wana ręcznie przez wprawną rękę sztukmistrza.

Za każdym razem, gdy brałem w dłonie porcelanowy przedmiot, miałem wrażenie, że rozpryśnie się w palcach przy lada mocniejszym dotyku, to było nie do zniesienia. Miotały mną sprzeczne uczucia i pragnienia. Chciałem troskliwie przechować go dla przyszłych pokoleń, na samą myśl, że mógłby ulec zniszczeniu ogarniała mnie panika. Za każdym razem, gdy ciekawski gość dotykał mojej filiżanki lub brał ją w dłonie albo ktoś z domowników przestawiał ją lub mył, odczuwałem przemożną irytację. Pragnąłem wtedy wydrzeć ją z cudzych rąk i wcale nie po to, by ją chronić…, lecz rzucić o podłogę, by raz w końcu zrobić porządek i mieć spokój. Nie drżeć za każdym razem o ten bezwartościowy przedmiot, który tkwił w moim życiu, stale o czymś przypominając.

Właśnie jeden taki moment uświadomił mi zasadę kubka, gdy filiżanka znalazła się w nieodpowied-nich rękach, a ja miałem gorszy dzień… Wtedy najbardziej zapragnąłem roztrzaskać ją w drobny mak, zanim ktoś inny to zrobi. Niepotrzebnie się uniosłem, to było takie wieloznaczne i obraźliwe, ale uświa-domiło mi coś o wiele więcej.

Zrozumiałem, że zasada kubka obowiązuje w moim życiu od bardzo dawna – od momentu uświado-mienia sobie poniesionych strat. Nigdy więcej nie chciałem mieć kontaktu z czymś kruchym i delikatnym, o co stale trzeba się bać, troszczyć i zabiegać. Wolałem czegoś nie chcieć, nie stykać się z tym, co stałoby się zbyt bliskie, niż to mieć… a potem stracić. Strach przed utratą sparaliżował moje życie, brak zaangażowania i powierzchowność w każdym działaniu wynikały z tego jednego – lęku. Wo-lałem też zniszczyć coś osobiście, zanim ktoś mógłby to uczynić. Wolałem dryfować po powierzchni, niż zagłębić się i utracić coś bezpowrotnie, coś cennego – ceną, którą tylko ja znałem.



Lubartów, 17-03-2007 r.



Nine Edit Zerknij proszę na przyklejony post w tym temacie "Jak tytułujemy..." Oprócz tytułu podaj jakiś określnik, czym jest Twój tekst. To zdecydowanie potrafi przyspieszyć weryfikację.

2
A nie-weryfikatorzy mogą komentować? Bo ja nie wiem.


Za jego przeszklonymi drzwicz-kami
Te dzwicz-kami to czkawka narratora?

Pełno tego jest.


Nam dzieciom było surowo zabronione
Nam, dzieciom, surowo było zabronione.


choćby zbliżanie się do owego niemal sakralnego miejsca.
do owego - niemal sakralnego - miejsca.


Tylko Fabianowi upiekło się, jak zwykle, może dlatego że stał dalej, a może był bardziej kochany przez matkę?
Jak zwykle tylko Fabianowi się upiekło, może dlatego, że stał dalej, a może (...)


oraz delikatny deseń bordowych róż, podobnie zdobiony był
Po "róż" mogłoby się już skończyć zdanie.


przy lada mocniejszym dotyku, to było nie do zniesienia.
dotyku - to było nie do zniesienia.


wcale nie po to, by ją chronić…, lecz rzucić o podłogę, by raz w końcu zrobić porządek[/quote[

bez trzykropka i powtórzenie



Końcówka cud, miód i orzeszki. Same opowiadanie jest dobre (tylko skąd te myślniki w środku wyrazu?), poprawne, bogate.

Tylko takie trochę... banalne, lekkie, które raz się czyta i o nim zapomina.



I nadal nie wiem, czy jako zwykły użytkownik mam prawo wypowiadania się. Może mnie ktoś oświecić? :)
o tych, którzy się rzucali przypalonym ciastem.

3
Cóż, że miód - wcale nie jestem pewna. Zaś czkawka nie jest autorska, tylko dzielenie woorda automatyczne. Niestety wszystkie teksty mam podzielone automatycznie.

Zaś interpunkcja - wyraz autora - w literaturze jest to sprawa indywidualna i tam, gdzie Ty widzisz przecinek czy inny znak interpunkcyjny, każdy będzie widział cokolwiek innego. Ale jak najbardziej, sądzę, że masz prawo głosu.

Pozdrawiam

4
panna haina. pisze:I nadal nie wiem, czy jako zwykły użytkownik mam prawo wypowiadania się. Może mnie ktoś oświecić? :)


Masz, Panno, pełne prawo wyrażania opinii!



Opowiadanko, istotnie lekkie, by nie powiedzieć - nudnawe. Niezbyt przekonują mnie wynurzenia bohatera, któremu filiżanka pomaga zrozumieć własną psychikę. Niby, czemu nie? - ale trochę to naciągane.

Zaczyna się interesująco, by przerodzić się coś w rodzaju posumowania żywota człowieka niespełnionego. Wolałbym, żeby bohater zrobił coś konkretnego - walnął kogoś tą cholerną filiżanką w łeb, czy co...



Pozdrawiam.

5
O, to dobrze, że mam.



A mnie się końcówka podobała, być może dlatego, że jak cały czas było o niczym, ni stąd ni zowąd z ciekawą teorią bohater wyskoczył.

Ale bodajże "Cukierniczka" autorstwa Lem też była o czymś takim.



Z interpunkcją się zgodzę, ale zawsze można iśc na kompromis ^^.
o tych, którzy się rzucali przypalonym ciastem.

6
I w końcu coś się dzieje!!!!!

Przede wszystkim nie zgodzę się z opinią, że to jest opowiadanie. To jest miniatura literacka – bardziej refleksja niż tekst akcji.

A z interpunkcją – niestety czasem często trzeba chadzać na kompromisy.

Pozdro - Kmiotek

7
Jakieś takie lekkie, jak już wspomniano, ale to wcale nie musi być zaletą.

Po przeczytaniu nie czuję się bogatszym człowiekiem.

Czuję się... nijak :|

Przykro mi. Choć tekst jest napisany dość przystępnie, nie trafia do mnie i ani trochę mi się nie podoba.



Pozdrawiam.
"Małymi kroczkami cała naprzód!!" - mój tata.

„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.

"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)

8
Nie podobał mi się twój tekst. Nie dlatego, że jest źle napisany - styl masz lekki, choć trochę nudnawy. Tak więc sam warsztat, styl jest w porządku. Ale nie przemówił do mnie pomysł - jak stwierdził Jacek, trochę to takie naciągane. Co do interpunkcji - wiadomo, że istnieje pewna dowolność, ale nie jest tak, że autor może stawiać przecinki gdzie mu się żywnie podoba.

Twoja miniatura nie przekonuje mnie również jako refleksja - refleksja powinna coś dawać czytelnikowi, coś nad czym mógłby się zastanowić, odnieść do swojego życia - u ciebie tego nie ma.



Typowy tekst do przeczytania i zapomnienia, o czym był i że w ogóle był.



pozdrawiam
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec

9
Co do interpunkcji - wiadomo, że istnieje pewna dowolność, ale nie jest tak, że autor może stawiać przecinki gdzie mu się żywnie podoba.


O tym się już toczyła dyskusja przy tekście Jerzego R. Osobiście jestem zdania, że interpunkcja jest BARDZO WAżNA i dla mnie nie jest sprawą przypadku - bo skoro jest inaczej, na co komu korektorzy, hm?



Zgodzę się z poprzednikami. Krótkie, ale, niestety, jutro nie będę mieć pojęcia, że się z tym zetknęłam. A to chyba bardzo źle, tym bardziej, jeśli wezmę Twój tekst jako rozprawkę filozoficzną, prawda? Mnie, tak jak Lan, nic nie przyniósł. Nie czuję się nawet nijako czy pusto. Ot, jest. Może być, ale równie dobrze...



życzę Ci powodzenia i czekam na kolejny tekst.
"Tymczasem zaś trzymajcie się ciepło i bądźcie dla siebie dobrzy".

Przedmowa - list do Czytelnika z "Zielonej mili" Stephena Kinga.



"Zawsze wiedziałem, że jestem cholernie wyjątkowy".

Damon Albarn
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”