Parapetówa

1
-Cześć, hej, elo, yo, witam, cześć, hej, witam, cmok, bless, siema, cześć, witam, hej, siemka, witam, elo, yo, żółwik, cześć, bless, hej, witam, hej, witam, cześć, bless, hej, bless, bless, bless, bless.

-Dzięki, nie trzeba było, gdzie to postawić, na stole, o super, to do lodówki, prosto i na lewo, kontakt po prawej.



Ciepło ogniska domowego rozgrzewa nowoprzybyłych tak, że śnieg błyskawicznie topi się we włosach, wydzielając mokre strąki, a kozaki i glany brudzą czyste dywany. W przedpokoju stoją całe oddziały butów. Czarne, wysokie, błyszczące. Przypominają mi pradziadka jadącego godnie na koniu przez wieś, którą miał w posiadaniu, a zwała się Lelity i położona była 20 km od Pajęczna. Oh, ah, Sarmata na kasztance. Ten sam pradziadek uciekał przed Niemcami przez las w samych kalesonach, a później ukrywał się miesiącami i nawet nikt z rodziny nie wiedział: dlaczego? Oh, ah. Dlaczego? Bo była wojna. A teraz nie ma wojny i co? Ukrywamy się miesiącami i nikt z rodziny nie wie: dlaczego? Oh. Bo jest impreza. Gęby uśmiechają się do mnie, poznaję te głosy, hej!



Butów ciągle przybywa, szczelnie zakrywają dywan, muszę je wyrzucać do piwnicy, inaczej nie byłoby przejścia. Jestem jak woźny, pilnuję porządku na hacjendzie, by każdy miło spędził czas, a żadna z pięknych koleżanek nie narzekała na nachalność dżentelmenów. Do tej pory nie zdarzyło się, żeby któraś wnosiła skargi, pełna satysfakcja obu stron. To ja lepiej zajmę się butami. Co chwila ktoś puka, dzwoni, wchodzi, wychodzi. Panienki wypinają się przy zmaganiach z sznurówkami, tylko jakoś mnie nie kręcą. Wszystkie rude i nijakie. Mijają godziny, a ja stoję przy drzwiach jak lokaj.



-Cześć, hej, elo, yo, witam, cześć, hej, witam, cmok, bless, siema, cześć, witam, hej, siemka, witam, elo, yo, żółwik, cześć, bless, hej, witam, hej, witam, cześć, bless, hej, bless, bless, bless, bless.

-Dzięki, nie trzeba było, gdzie to postawić, na stole...



Teraz zaczynają schodzić się blondynki, to dobrze, za dużo było tych czerwonych rewolucjonistek, dzieci przewrotów i krwi. Blondynki są delikatniejsze i bardziej wrażliwe na poezję, muzykę i meskalinę. Mężczyźni wolą blondynki. A one tylko oddają futra i kręcąc zadem rozchodzą się po pokojach, ich niedoprane skarpetki wycierają puszyste włochacze. Ciekawe, jak bawią się w środku. Czy ktoś zniszczył już reprodukcje barokowych obrazów przedstawiających spacery po zielonych ogrodach? Czy stoi jeszcze wiklinowy bujany fotel i czy leżą ręcznie wyszywane serwety? Czy Brooke z mody na sukces wyjdzie za Eryka? Czy plus i minus to jedyne co widzę? Czy w moim magicznym domu wszystko się zdarzyć może? Bim- bim, bim-bim, serce i zegar zsynchronizowały ruchy, dwudziesta chyba. Dopiero dwudziesta? Tak dwudziesta, ok. Na końcu, jak zwykle przybywają spóźnione brunetki. Demoniczne, gorące, pełne południowego temperamentu firmy wella color naturals. Niektóre znajomości jeszcze z gimnazjum, czasu pierwszych kontaktów, kontakt po prawej. Gimnazjum to dla mnie czarna plama, liceum szara, a czas obecny coraz bardziej blednie, zbliżając się do szpitalnej, krystalicznej, żrącej bieli. Tak sobie roję czekając w przedpokoju, w zapowiedzi ziemskich rozrywek, w przedsionku i już mam wejść w objęcia pierwszych napotkanych miękkich ramion, kiedy dzwoni ostatni dzwonek. Ostatni dzwonek i wakacje, myślę.



Wrota otwierają się i wchodzi ona- wymarzona, wyśniona nimfa, przyszła narzeczona, matka, żona i kochanka. W jednej ręce trzyma colę, drugą chowa w kieszeni, bo zimno.

-Cześć, hej, elo. My się nie znamy. Przechodziłam obok, muzyka u was głośno gra i...- ucina w pół zdania i wychyla żyrafią szyję w kierunku uchylonych drzwi salonu.

Odsuwam się, żeby mogła przejść, gapiąc się na nią z namiastką zdziwienia i radości.

-Nikogo nie znam.- rzuca na początek.

-Często tak robisz? Przychodzisz sobie ot tak, do obcych ludzi na parapetówę? Serio? ładny kolor włosów- zauważam.

Naprawdę ma cudowne włosy, ciemny blond, albo jasny szatyn, trochę szarawe, trudne do określenia.

-Czasami. Podacie coś do picia?

-Woda, mleko, sok , cola.

-Mam już colę, a coś alkoholowego?

-Nie, nie mamy nic, nie pijemy. Wszyscy mamy wszyty esperal.

Patrzy na mnie z lekceważeniem. Pewnie myśli, że brak mi poczucia humoru.

-Widzę, że jestem tu jedyną dziewczyną- mówi tak jakby niedowierzała, geje, czy co?



Zupełnie zbija mnie z tropu, że co? Rozglądam się. Faktycznie. Z całej masy gości zostało tylko trzech kumpli. Firek z Beretem grają w playstation, a Mangol ogląda pudło telewizyjne, którego ekran zaśmieca miliony czarno-biało-szarych zakłóceń, tv kosmos, tv odlot. Porozmawiajmy. Mangol opowiada o czymś zaaferowany, płonący. Z jego ust buchają ogniste jęzory prawdy objawionej. Wyraz twarzy sugeruje kwestie ostateczne. Shit. Smoczy się, smoczy, syczy. Blond pióra unosi wiatr i na ścianie powstają żarłoczne cienie amazońskich pnączy. Zamknijcie, cholera okno! Zimno-gorąco, zimno, gorąco, zimno. Nasze głowy wypełnia dziwna substancja, co zwie się ideą, pomysłem na dzisiaj. Niech ci się nie kojarzy z siecią telefonii komórkowej. Nie niszcz sacrum, nie właź w butach, zamilcz, klęknij. Na stole stoją kwiatki doniczkowe z przewiązanymi kokardkami, prezenty na nową drogę życia, na nowym osiedlu, w nowym domku i wymiarze. Mangol się zmęczył, opadł bez sił na kanapę, nie ma motywacji, by zmienić kanał. Po pokoju migają światła urządzeń elektrycznych, zepsuta żarówka zgrzyta i trzeszczy, widok rodem z całodobowych barów o czwartej nad ranem. To jest mój czas.

Panna siedzi grzecznie, zdecydowanie po uczniowsku, nogi przy sobie, dłonie na kolanach, plecy wyprostowane. Rozgląda się po mieszkaniu i dziwi.

-Ale bania.- mówi z podziwem, przeciągając ostatnie litery.-W takim miejscu jeszcze nie byłam.



Teraz zaczyna machać nogami, jak dzieciak zabrany na pierwszą w życiu lekcję biblioteczną. Później nawija coś, że ściany bez tynku i to wytwarza niesamowity nastrój, nieodczepione naklejki na oknach też bardzo nowatorskie. Wszystkim nam bardzo się podoba i mam nadzieję, że pierwsze koty wyskoczyły już za płot.

Jest wyjątkowa, patrzę na nią i nie mogę oderwać wzroku. Musiała wytworzyć się siatka magnetyczna, albo jej planeta wpłynęła na pole przyciągania grawitacyjnego mojej. Oczy ma koloru niebieskozielonoszarego, cerę porcelanowo-różaną, nos, jak nos i małe usta. Widzę ją w koronie na tronie, w długiej sukni od Armaniego i płaszczu z tchórzofretek, jak zasiada przy mnie i oboje zarządzamy królestwem. Z godnością i gracją. Ona zaczyna machać nogami, co zupełnie rozkleja poddanych, którzy mianują ją pierwszą lolitą i obrzucają ryżem na szczęście.



Chłopaki nagle odzyskują zdolności percepcji, zaczynają się interesować moim gościem. A jak ma na imię, a skąd jest i inne takie zagadywanki, ale nie jestem dzieckiem, wiem, o co im chodzi. Chcą ją zbałamucić, przeciągnąć na własną stronę. Oderwali się na moment od swoich światów, kątem oka dojrzeli obcego i to wydaję się im tak niesamowicie podniecające. W szkłach ich okularów, w fioletowej poświacie antyrefleksu widzę diabełka, małego chochlika grożącego mi palcem. Szklany ludzik z ekranu playstation pozostawiony samotnie czeka i czeka, ale nikt nie przychodzi na ratunek. Potwory wokoło gromadzą się, żeby zjednoczyć swe siły. Wtedy panna, przejęta losem opuszczonego herosa, sama siada przy konsoli. To dla każdego z nas cios poniżej pasa. Mijają godziny, ona świetnie gra. Wszystkim nam bardzo się podoba i mam nadzieję, że pierwsze koty wyskoczyły już za płot.



Następuje dwudziesta runda, jeszcze jeden poziom i nastąpi ostateczne starcie. Nasz champion ledwo trzyma w ręce joystick, a przekrwione oczy straszą nićmi przesiąkniętymi krwią. Dla mnie wydaje się być teraz jeszcze bardziej atrakcyjna, potargana, zmęczona i słaba. Mógłbym teraz ją sfilmować i byłby to najbardziej naturalny obraz w historii kina, zero sztuczności, sto procent autentyk. Sylwetka współczesnego dzieciaka, mojej osobistej wychowanki. Chyba powinienem wyłączyć jej źródło zasilania i położyć do łóżka. Cokolwiek, ruszyć się z miejsca. Beret kładzie na mnie tłustą łapę i wiem, że to najlepszy moment, żeby zmyć się z kanapy, pełnej moich zasyfionych śpiących kumpli.



-Późno już.- teraz jestem jak kat, ucinający zabawę.- Jak chcesz, na górze masz łóżko z baldachimem.

Zupełnie ją w tej chwili nie ściemniam, mam takie w asortymencie, zawsze robiło duże wrażenie na gościach.

-eszcze chwila- mówi, nie patrząc na mnie.

Wiem, że ta chwila przeciągnie się w kolejne godziny i zastanie nas przeraźliwy świt, który zakończy wszystko i nasze wirtualne życie tej nocy zamieni się w codzienny chłam. Ona doskonale zdaje sobie z tego sprawę, chce przyczynić się do mojej porażki, bo już chyba odgadła, że ją ubóstwiam. Pozornie wygląda zupełnie nieświadomie, co dodatkowo mnie pogrąża. Pogrąża mnie każdy ruch i każde mrugnięcie okiem, grający na fulla telewizor i skrzecząca konsola.

-Nie, na serio, pora się odłączyć.

-No dobra. To gdzie mam iść?

-Zaprowadzę cię. Sam jeszcze tracę orientację w korytarzach.

-Ok.

Ok., spadamy stąd. Zostawiamy za sobą kartony po pizzy i puszki po coli, symbole naszej małości. Idziemy po schodach obleczonych w czerwony dywan, przeznaczonych jedynie dla vipów. Kręta spirala ciągnie się wzwyż, mam wrażenie że wznoszę się na wieżyczkę, która jednocześnie rośnie w górę. Każdy nasz krok powoduje zwiększenie liczby schodów. Nie wiem już, czy zawrócić, czy próbować dalej. Panienka, którą trzymam za rękę marudzi jak małe dziecko, pytając, czy daleko jeszcze, bo jest już śpiąca. Daleko? Wydaje mi się, że daleko. Wreszcie dochodzimy do celu, wdrapaliśmy się z mozołem na pierwsze piętro. Pot zrasza czoła, przyspieszony oddech i tętno, wieczorna gimnastyka. Otwieram drzwi na wprost, za którymi nie ma nic. Za mną przepycha się ona, bardzo ciekawska, chce wetknąć swój nos w ciemność. Popycha mnie lekko i oboje lądujemy na czymś twardym. Po omacku badam przestrzeń wokół siebie. Jest chłodno i wilgotno. Po palcami wyczuwam znajome kształty kozaków i glanów. Leżymy na stercie butów. Mamy swoje trony w mokrej piwnicy. żyjesz?

-Ale bania.- mówi z podziwem, przeciągając ostatnie litery. -W takim miejscu jeszcze nie byłam.

Jakoś wstaję i telefonem podświetlam drogę. Na ścianie widzę napis: "Nie wydostaniecie się. Drzwi zamknięte."
Co możesz wiedzieć o życiu, jeśli nigdy się nie biłeś?

2
Będzie w mrocznych punktach, bo quote'a mi się nie chce używać. Wybacz lenistwo.



1. Skróty w postaci "km", "m", "mm" w opowiadaniach nie są mile widziane. Walnij kilometrów i tyle.

2. Och, ach przez CeHa.

3. Przed "i co" wypada wrzucić przecinek.

4. Bym zapomniał. Po myślniku zaczynającym dialog łupnij spację.

5. Bach, bach, gubisz przecinki między zdaniami składowymi.

6. Zły zapis dialogów. Gdzieś to było... Jakiś temat bodajże w "jak pisać".

http://pisarze.mojeforum.net/grzechy-gl ... vt992.html

W ogóle to przeczytaj. Całe. Przyda się.

7. Cerę "porcelanowo-różaną"? Em... W kratkę? Toto raczej bez myślnika.

8. Antyrefleks w okularach jest fioletowy? Dziwne, ja mam zielony...

9. Przekrwione oczy straszą krwią. Hmm. Powtórzenie? ;D



Ok. Styl dobry. Niekiedy można się pogubić, ale dobry. Trochę przesycony wszystkimi "fullami", "odlotami", które dziwnie kolidują z filozoficznymi przemyśleniami, ale dobrze, narracja pierwszoosobowa, wszystko jasne.

Fabuła?

Cóż...

Jest impreza...

Właściciel domu, spraszający wszystkich w niej nie uczestniczy. Nieco dziwne. Mniejsza.

Wpada nagle ktoś! Ktoś przełamuje pierwsze lody.

Bach.

Idą, wpadają gdzieś, są zamknięci, koniec.

Co to w ogóle za gatunek?

Jest tutaj taki temat... "Jak tytułować (...)"

Z tego co pamiętam, wkrótce zaczną sypać się warny.

Ale mniejsza. Horror, thriller? Co to jest?

Napięcia nie czuć.

Parę przemyśleń dwudziestokilkulatka i pseudostraszny koniec...

Cóż...?
Are you man enough to hold the gun?

3
Testudos ma zupełną rację. Do listy grzechów dodam jeszcze to:


Brooke z mody na sukces


Brooke z "Mody na sukces".



Jeśli chodzi o moje wrażenia... Na początku nie było źle, masz bardzo charakterystyczny styl, zresztą... Lubię bohaterów, którzy w codziennym życiu dostrzegają takie drobiazgi, jak ten stworzony przez Ciebie.



Potem... potem zaczyna się robić dość banalnie (mimo tego, o czym już napisałam w drugim zdaniu poprzedniego akapitu), a zamiast utrzymywać się w smacznej koncepcji dwudziestolatka, zaczyna mnie to wszystko nużyć, staje się sztuczne.



Nie wiem. Chyba wolałam Twój styl bardziej w luźnych przemyśleniach, a może wszystko jest, jak już zauważył Test, kwestią dopracowania fabuły.



Pozdrawiam.

4
Nie wiem co rzec. - chyba sobie to wytatuuję na plecach.

Wcześniej bardziej trafiały do mnie Twoje spostrzeżenia, porównania, myśli.

Wcześniej czułem przypływające powoli myśli, popychane Twoimi słowami.

Teraz tego zabrakło.

Nie wiem, czemu tak się stało. Miałkość niektórych opisów?

Nie wiem. Masakra, nie lubię nie wiedzieć.

Drażnił mnie ironiczny ton zapraszania, te wszystkie bless, yo, elo, ema itp.

Biło po oczach, czułem się jakby ktoś na siłę chciał mi coś pokazać.

Zresztą albo oślepłem albo jakoś mniej ironii w Twoich tekstach?

Jakoś tak gładko w porównaniu do poprzednich tekstów.



Stać Cię na coś lepszego, O wiele. Zapewniam Cię.

Przeczytam następny tekst i zobaczę co się tam znalazło.



Pozdro.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

5
Nie lubię szalonych tekstów, jeśli wiesz, co mam na myśli. Twój jednak nie był taki najgorszy.

Nie wiem czy słusznie, ale miejscami miałem wrażenie, że bohater jest mocno nawalony :D

Bądź co bądź całość nudzi. Niestety.

Nie bardzo wiem jak mam się odnieść do tego opowiadania. Z jednej strony jest to kawał szalonej acz konsekwentnie poprowadzonej narracji, z drugiej nic nie wnosząca opowiastka, która daje radość dopiero jak się skończy.

Niestety łatwiej mi się ocenia opowiadania z konkretniejszą fabułą, takie bardziej... tradycyjne (?).



Pozdrawiam.
"Małymi kroczkami cała naprzód!!" - mój tata.

„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.

"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)

6
Styl sprawia, że można się poczuć jak w środku tej imprezy. Znakomicie budujesz klimat. Początek zachwyca, ale im dalej, tym bardziej monotonnie się robi, w efekcie czego, mimo wciąż dobrego stylu mój entuzjazm opada. Pozdro.
- Nie skazują małych dziewczynek na krzesło elektryczne, prawda?
- Jak to nie? Mają tam takie małe niebieskie krzesełka dla małych chłopców... i takie małe różowe dla dziewczynek.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”