Lekko poprawione. Moderatorów upraszam, by usunęli tamten wątek - ten niech zostanie, lepszy jest.
To fragment opowiadania. Jak myślicie, czy warto pisać dalej?
- Zamknij pysk, suko jedna! - zakrzyknął, po czym skierował się ku wyjściu. Ale że jego kobieta ani myślała wykonać rozkazu, więc zatrzymał się, dźwignął z ziemi kamulec i - stękając z wysiłku - rzucił w jej niewyparzoną gębę. Chwila, gdy biedaczka padła trupem, doskonale zgrała się z momentem, w którym przebrzmiał jej ostatni krzyk: "ogól tę mordę, idioto!". Spojrzał na twarz - a w zasadzie szkarłatną breję - wybranki serca, przybrał pozę myśliciela, po czym skwitował zajście neandertalską sentencją: "a chuj tam!".
Zapach wiosny wypełnił mu nozdrza, gdy wyszedł z jaskini. Nic dziwnego – pomyślał Brodacz, spoglądając na pobliski kamień, na którym oznaczał minione dni - wczoraj skończyła się zima!
Nie tylko natura o tym przypominała: zobaczył oto gromadkę dzieci, nad którymi górowała neandertalska kobieta, nauczycielka, jak się domyślił. Wszyscy zgromadzili się na brzegu stawu, gdzie jak co roku kultywowali piękną tradycję topienia Marzanny. Jakkolwiek najgorsza uczennica, której przypadła ta mało zaszczytna rola, darła się wniebogłosy, gdy palono ją żywcem, to jednak cały świat wydawał się weselić. W każdym "ćwir" wróbelka dźwięczała radość, że wskazówka zegara przyrody po zimnym kwartale wykonała wreszcie śmiały ruch do przodu; woń każdego kwiatka stanowiła jakby podziękowanie składane naturze, że uczyniła go takim pięknym. Zaś potężna chmura przybrała owalny kształt i – dziw nad dziwy! – w jednej chwili utworzyły się szczerby w miejscach, gdzie powinny znajdować się nos, oczy i usta; sprawiło to oszałamiające wrażenie, że obłok się uśmiecha, zauroczony zjawiskowością świata.
Optymizm otoczenia udzielił się Brodaczowi, tak że śmierć żony puścił już w niepamięć i teraz szedł przed siebie, każdym zmysłem chłonąc piękno przyrody. Lecz zaraz po tym, jak pogłaskał odważną sarnę, a na chwilę przed tym, jak miał delektować się zapachem róży, zobaczył coś, co w mig zogniskowało jego wszystko myśli, coś, czego już nigdy nie zapomniał...
Jego sąsiad z prawej i lewej strony. Nadzy i spleceni ze sobą w uścisku. Wykonujący ruchy, które upewniły obserwatora co do sytuacji, jaka zachodzi.
Wymiotował całą treść żołądka; mazista substancja przepłynęła przez gęstwę włosów na klatce piersiowej, jak fala tsunami przepływa przez las. I stał tak z rozdziawioną gębą, wydając komiczne odgłosy przywodzące na myśl szczekanie duszonego psa - dźwięki towarzyszące suchym torsjom. Ale dopiero obfite smarknięcie, które wyrzuciło gejzer śluzu do rozwartych ust, przerwało niedwuznaczną czynność; bohaterowie niezręcznej chwili zerwali się na równe nogi i stanęli na baczność, jakby parodiując swoje nabrzmiałe przyrodzenia.
W życiu neandertalczyka są takie chwile, które z kunsztem jaskółki kradną słowa z gęby. Przede wszystkim widok opróżniającego się mamuta – młokosowi, który po raz pierwszy zobaczy tak nieprzebraną ilość kału, oczy wychodzą z orbit. Podobnie rzecz ma się z pierwszym orgazmem oraz rozdzierającym krzykiem partnerki, która traci dziewictwo, gaszonym zazwyczaj pięścią miłującego ciszę samca. Jednak to, czego był właśnie świadkiem Brodacz, przebijało wszystko – więc nieprędko się odezwał.
- Kurwa! – wrzasnął w końcu, zadarłszy kułaki ku niebu. Powtórzył krzyk, a gdy przebrzmiało echo, zdawało się, że wiosna, nim na dobre się obudziła, na powrót zapadła w głęboki sen.
Nie czekał odpowiedzi. Rzucił się na dewiantów, a ciosy napędzane świętym gniewem wydarły z obu życie.
Kose spojrzenia sędziów, zamykających Brodacza w okręgu, wyssałyby odwagę nawet z największego neandertalskiego gieroja. Zresztą dzierżone przez nich dzidy były nie mniej straszne.
- Srał pies twoją żoną, przyjacielu; kobietę można ukatrupić. Ale po cholerę zabiłeś tamtych dwu? – odezwał się najroślejszy z przedstawicieli plemiennej Temidy. Odpowiedź przyspieszył, przykładając ostrze broni do gardła oskarżonego.
- No bo... – rusz głową, Brodacz! – poganiał się w duchu morderca – Otóż...
- Pytam!
Bał się śmierci, jednak poczuł jej oddech na plecach – już wszystko stracone, pomyślał. Chciał ostatni raz zachwycić się przyrodą, zadarł więc głowę i zatoczył wzrokiem koło.
A natura, widać wdzięczna za uwielbienie, przybyła mu w sukurs.
- Wiem! – wrzasnął radośnie, gdy zatrzymał spojrzenie na rosłym buku. Genialny pomysł, cała pokrętna filozofia, wlała się do jego głowy w okamgnieniu i już miał gotowe usprawiedliwienie – Bóg mi kazał!
- Kto?! – zdziwili się, słysząc pierwszy raz ten wyraz.
- Bóg. No bo wiecie. Jest taki w niebie, na tronie siedzi. Pioruny miota, że hej! – grzmotnęło w oddali; wdzięczna przyroda dopełniła dzieła pomocy – O, właśnie nim rzucił. No i, wystawcie sobie, on pedziów nie lubi...
Już wkrótce kobiety szyły szaty dla pierwszego kapłana w historii świata.
O Brodaczu opowiadanie - [humoreska, fragment]
1Osoba, która dostaje od kolegi prezenty na urodziny, a sama mu ich nie daje, to niewdzięcznik.
Kobieta, której facet robi minetkę, a ona mu się nie odwdzięcza lodzikiem, to zdzira.
A jak nazwiemy użytkownika, który jest komentowany, a nie komentuje?
Kobieta, której facet robi minetkę, a ona mu się nie odwdzięcza lodzikiem, to zdzira.
A jak nazwiemy użytkownika, który jest komentowany, a nie komentuje?