Gdy życie ucieka
Marita obudziła się zlana potem. Co noc od nowa śnił jej się ten sam sen. Nie był on jednak zwyczajny, tylko „jakby na jawie” jak miała to w zwyczaju mówić. Nigdy nikogo w nim nie widziała. Tylko czuła. To wystarczało, by nie móc zasnąć. Za każdym razem, kiedy kładła się do łóżka modliła się o ukojenie i spokój, lecz nic nie nadchodziło. Zmęczona czuwaniem zasypiała i znów powracała do wymyślonego świata. Jedyna rzeczą, która łączyła go z realnym życiem był głos. Ten sam, słyszany co noc męski głos. Delikatnie szeptał jej na ucho i powoli sączył jad. Zatruwał cały organizm powodując drgawki, konwulsje i napady paniki. Ostatnio jednak Marita zaczęła się wybudzać ze snu zanim usłyszała resztę nierealnych obietnic.
Bo kim mógłby być człowiek , który głosi, że jest wszędzie? Bogiem? Tylko, że myślenie o Nim nie potęguje strachu . Bynajmniej nie u wierzącego człowieka. Jednakże było w tym głosie coś, co powodowało ekscytację. Podniecenie któremu nie potrafiła sprostać. Sprzecznością jest pragnąć snu nade wszystko i jednocześnie nienawidzić go za to, że przynosi lęk. Cóż jednak zrobić, gdy tak się stanie? Przecież nie da się unikać fantazji w nieskończoność. W końcu organizm też musi odpoczywać, regenerować się i funkcjonować. Przede wszystkim funkcjonować. Z tym było u dziewczyny coraz gorzej. Zagłębiała się w świat, któremu nie potrafiła sprostać. W świat własnej fantazji i marzeń sennych. W nim uaktywniały się najgorsze lęki i obawy. Koszmary z dzieciństwa nabierały kształtów , a ona niemal czuła ich oddech na swym karku. Słyszała złowieszcze głosy i to cholerne drapanie w ścianę przy oknie. Tylko kto mógł w nią drapać skoro mieszkała na czwartym piętrze? Właśnie, kto?
W umyśle Marity rodziło się coraz więcej pytań lecz od nikogo nie mogła uzyskać odpowiedzi. Pewnie dlatego, że nie chciała nikomu zwierzać się ze swojego życia. Pęd za pieniędzmi i sławą w końcu i jej zawrócił w głowie. Dobrze zapowiadająca się prawniczka znana w całym światku powiązanym ze sprawiedliwością. Warto walczyć o taką pozycję. Zwłaszcza jeśli wiąże się to z comiesięcznym przypływem gotówki na konto. I to nie byle jakiej. Właśnie dzięki temu zawdzięczała jakąkolwiek egzystencję. Swoją i Pusi. Perskiej kocicy, która nabyła dokładnie czternaście dni temu.
***
- Gdzie są dokumenty Rollinsa! Już wczoraj miałeś mi je przynieść na biurko! – dało się słyszeć w małej kancelarii. Donośny głos odbijał się od obitych drewnem ścian i wypolerowanych na błysk mebli - przyniosłem Ci je tuż przed zamknięciem. Miałaś przejrzeć w domu.- ze stoickim spokojem odpowiedział Piotr – czyżbyś nie zdążyła?- spytał z nutą ironii w głosie i poprawił swoją blond czuprynę. Marita odwróciła się . Nie chciała, by współpracownik widział jej zmieszanie i podenerwowanie. -Przecież nigdzie ich nie brałam. Nawet nie zamykałam wczoraj kancelarii- myślała. Jej wzrok padł na potężne biurko stojące w centrum jej gabinetu. Na monitorze komputera migała co chwilę informacja o otrzymanej wiadomości. Nie spoglądała na nią, tylko zanurzyła się głębiej w swoich myślach usiłując przypomnieć sobie, co u diabła zrobiła z dokumentami? W rogu biurka stał mały fikus, którego dostała od mamy na swoje trzydzieste urodziny. Była do niego przypięta kartka z życzeniami i nabazgranymi na szybko zdaniami z jakiegoś filmu. „ Jeśli chcesz dowiedzieć się, czy dasz radę stworzyć udany związek to kup kwiat. Jeśli utrzyma się przez rok, to kup zwierzę. Jeśli ono przetrwa z Tobą kolejny rok, to znaczy, że jesteś gotowa na stały związek”.
– Dwa tygodnie, a kot wciąż żyje - powiedziała półszeptem - Dwa tygodnie - na jej twarzy zagościła radość. Usta wygięły się w uśmiech .Delikatny i tajemniczy niczym u Mony Lisy . Tylko ona znała jego powód. Wywołał on nieoczekiwane zmieszanie Piotra.
– Nie wiedziałem, że zagubione dokumenty mogą przysporzyć Ci tyle radości . Może mam zacząć je specjalnie chować? A później niczym dziecko w przedszkolu będziesz próbowała je odnaleźć . Co Ty na to? – zapytał z ironią. Zauważył jednak znikający z twarzy koleżanki uśmiech i pochmurne oczy.
– Zapewne zapomniałam wziąć ich z domu. Na szczęście rozprawa dopiero w przyszłym tygodniu, więc zdążymy się przygotować.
- A jeśli przegramy, bo poświęcimy jej za mało czasu?- zapytał zaniepokojony.
- Czy ja kiedykolwiek przegrałam? – w tej chwili spojrzała się na przepraszający wyraz twarzy Piotra - No właśnie! Nigdy, i nie mam zamiaru przegrać- powoli zaczęła wycofywać się z biura . Jej myśli znów zaprzątały zagubione akta sprawy.
***
Pacjentka Marita Kowalczyk została przyjęta do szpitala w dniu 20 stycznia2007 roku. Została przywieziona do szpitala przez funkcjonariuszy Straży Miejskiej po tym, jak w parku przy ulicy Kacperskiej trójka małoletnich chuliganów skatowała ją. Funkcjonariusze nagą kobietę przewieźli wpierw do szpitala przy ulicy Targowej 21. Po przygotowaniu obdukcji została poddana badaniom wykluczającym choroby zakaźne. We wstępnym badaniu stwierdzono zaburzenia świadomości . Pacjentka została przewieziona do szpitala psychiatrycznego w T. Zbadano poziom TSH ,aby wykluczyć niedoczynność i nadczynność tarczycy. Podstawowe elektrolity i poziom wapnia w osoczu dla wykluczenia zaburzeń metabolicznych. Pobrano krew na morfologię krwi i odczyn Biernackiego, aby wykluczyć zakażenia układowe lub choroby przewlekłe oraz powtórzono serologię celem wykluczenia zakażenia kiłą i HIV. Wykonane zostało również badanie EEG dla wykluczenia padaczki. Przeprowadzono tomografię komputerową celem wykluczenia zmian w mózgu. Wszystkie wyniki zawarte są w dalszej części karty pacjenta.
***
- Muszą tu gdzieś być. Na pewno tutaj, przecież nigdzie indziej bym ich nie schowała. - mamrotała pod nosem bez opamiętania przerzucając dokumenty. Jednak jej uwaga skupiała się głównie na zastanawianiu się nad tym , w jaki sposób zapomniała o tak istotnej rzeczy jaką są te papiery. W końcu, bez nich nie ma żadnych szans na wygranie sprawy. W jednej chwili z zamyślenia wyrwało ją przewlekłe miauczenie kota.
– Mmrrrauuu... – rozchodziło się po całym domu.
– Mam już Ciebie dosyć. Przestań!
Z racji tego, że koty z natury są nieposłuszne i tym razem krzyki na nic się zdały. Kot siedział na swoim miejscu donośnym głosem oznajmiając właścicielce swoją obecność w domu. – Co za mała paskuda . Po co ja ją właściwie kupiłam? Przecież i tak nie wierze w te pierdoły o związkach.- po chwili wahania Marita podeszła do kocicy.
– No choć do mnie. Pewnie potrzebujesz czułości? – wzięła Pusię na ręce i zaczęła głaskać. Wtem jej oczom ukazała się teczka , na której leżała kotka – I problem z głowy. Co maleństwo?- spytała - Chciałaś mi schować dokumenty? – Przez dom przeszła salwa śmiechu. Mimo to pani nie przestawała głaskać swojej pupilki.
– I o to w tym chodzi... ja mam Ciebie, Ty masz mnie. Pomagamy sobie wzajemnie. Prawda?- powiedziała do kocicy. Ta na znak, że rozumie przeciągnęła się na jej rękach i ułożyła do snu.
***
BLOG 11 styczeń 2007
Nie wiem co się ze mną ostatnio dzieje. Nie potrafię się na niczym skupić. Ciągle coś gubię lub zapominam gdzie położyłam. To wszystko jest zbyt uciążliwe. Może powinnam wziąć urlop? Wydaje mi się, że wszystko będzie lepsze od tego co się teraz ze mną dzieje. Przecież gdybym nie znalazła tych cholernych dokumentów , to już dawno wylaliby mnie z pracy. W końcu jest wiele osób, które chciałyby być tak samo dobre jak ja. Być na moim miejscu.
Do tej pory nie mogę sobie przypomnieć co robiłam wtedy wieczorem, no wiecie... wtedy, gdy zgubiłam akta. Zaczynam się coraz częściej zastanawiać nad tym czy to aby nie z przemęczenia zachowuję się tak dziwnie. I jeszcze te sny. One są takie realne. Jakby... jakby obok mnie stał ten mężczyzna i mówił wprost do ucha „zabiorę Cię. zabiorę”. Coraz bardziej zaczynam się bać. Nie wiem tylko czego. Przecież sny stanowią o mnie, a ja nie mogę bać się samej siebie, czyż nie? Chyba zamiast zastanawiać się nad swoim życiem zacznę po prostu uzupełniać notki. W końcu dlatego ze mną jesteście. Moi jedyni przyjaciele i powiernicy.
***
Drzwi do biura były otwarte. Marita przeszła przez nie po cichu nie zwracając na siebie niczyjej uwagi. W pomieszczeniu panował zaduch. – Znów wysiadła klimatyzacja – pomyślała. Swoje kroki skierowała prosto do gabinetu przełożonego. Czarne szpilki delikatnie zawadzały o krawędzie zielonego chodnika rozłożonego w korytarzu, a obcasy wydawały stłumiony przez niego odgłos. Prawniczka poczuła na sobie czyjś wzrok. Gwałtownie rozejrzała się, lecz nikogo nie zobaczyła. Miała jednak wciąż to dziwne uczucie jakby ktoś ją obserwował. Serce zaczęło bić jej coraz szybciej. W końcu doszła do miejsca schronienia. Swojego szefa. Czym prędzej przekroczyła próg i odetchnęła z ulgą mimo, że to dziwne uczucie jej nie opuszczało. W końcu co złego może ją spotkać w biurze szefa?
- Przyszłam zwrócić akta. Jestem zbyt zmęczona, by dobrze wykonywać swoją pracę - rzuciła od wejścia- czy mogłabym prosić o kilka dni urlopu?- wyrzuciła z siebie tak szybko jakby bała się, że już nikt nie dopuści jej do głosu.
- Dzień dobry – rozpoczął powoli gburowaty mężczyzna nie podnosząc nawet wzroku z nad dokumentów. Na oko miał około czterdziestu sześciu lat i co najmniej piętnaście kilo nadwagi. – Czy mogłaby pani powtórzyć cel tej wizyty?- spytał. W jednej chwili pewność siebie i poczucie ważności odleciały w przestrzeń.. Na tyle daleko, że Marita nie mogła ich z powrotem do siebie przywołać.
- Chciałabym oddać sprawę pana Rollinsa i prosić o kilki dni urlopu. Najlepiej tydzień.
- Można wiedzieć czemu?- głowa przechyliła się i zza okularów błysnęły niebieskie oczy mężczyzny..
- Jak już wspomniałam, jestem bardzo zmęczona, a jak wiadomo zmęczony pracownik nie wykonuje poprawnie swojej pracy. Więc nie chcąc popełnić żadnych błędów, proszę aby udzielił mi pan urlopu. Wiem, że to bardzo ważny moment dla kancelarii, ale ja naprawdę nie dam rady. – W końcu , nie wiedząc co może jeszcze zrobić usiadła w skórzanym fotelu naprzeciw swojego szefa.
-Czy naprawdę nie mogłaby pani popracować do końca tego tygodnia i dopiero pójść na urlop? - ton jego głosu nie był już srogi jak na początku. Można powiedzieć, że mężczyzna
wręcz złagodniał na widok załamanej dziewczyny, która teraz ze spuszczoną głową siedziała w jego gabinecie.
- Nie dam rady.- wymamrotała - Proszę się jednak nie martwić.- dodała szybko - Piotr przejmie moją sprawę. Zna ją najlepiej ze wszystkich, ponieważ pomagał mi w przygotowaniach. Przekaże mu ostatnie instrukcje i wszystko powinno pójść jak z przysłowiowego płatka. – na jej twarzy na chwilę znów zagościł uśmiech.
- Skoro tak pani mówi, to ja nie widzę problemu w udzieleniu pani tego urlopu. Tylko bardzo proszę o szybki powrót.
Zadzwonił telefon . Mężczyzna posłał jej uśmiech i delikatnie, by jej nie urazić wyprosił z gabinetu. Wychodząc z tego pokoju Marita poczuła ulgę, że teraz będzie mogła w spokoju zmierzyć się z trapiącym ją problemem. W końcu nikt nie musi wiedzieć, że ktoś ją prześladuje. A może tylko się jej tak wydaje ?
***
BLOG 15 styczeń 2007
Udało mi się! Poprosiłam szefa o urlop i wiecie co... nie odmówił mi. Jak to dobrze, że beze mnie też potrafią sobie poradzić w kancelarii. Bardzo przyda mi się ten czas wolny. W życiu bym nie pomyślała, że aż tak mogę się z tego cieszyć . Podzielę się z wami wrażeniami. Aaaa fakt, nie wiecie nic, bo wcześniej nie napisałam ale mogę wam powiedzieć, że mam zamiar wyjechać gdzieś. Może nad morze? Któż to wie?
Piszę dziś już kolejny raz. Mam nadzieję, że was nie zanudzę ale nie mogę dłużej siedzieć sama w domu. Znowu słyszę tego mężczyznę. To na pewno nie jest sen. On na pewno gdzieś tutaj jest. Bardzo się boję. Nie wiem co mam robić. W końcu mam tylko Was. Mówił coś do mnie ale nie słyszałam wyraźnie .To było takie, takie złowrogie. Chciałam stąd uciec, ale nie mam gdzie. Nie wiem gdzie są klucze od domu. Zniknęły . Wszystko mi znika. Ubrania, pomadki, nawet głupie zakreślacze wyparowały mi w tajemniczy sposób z torebki.
Wszystko znika, rozpływa się tak samo jak wtedy dokumenty. Tylko, że tym razem nie ma nic u kota w posłaniu. Nie wiem co się dzieje. Ten świat staje się coraz dziwniejszy albo to ja popadam w jakąś cholerną paranoję. Dłużej tak nie wytrzymam. Wciąż go słyszę. Jest tu. Może siedzi w sypialni? Albo w drugim pokoju? Boję się sprawdzić. Nie mogę zasnąć. Tego też się boję. Skoro jest na jawie to czemu ma go nie być w moich snach? Może to on wszystko chowa? Boże! błagam pomóż! Ja już nie wytrzymam! To wszystko jest ponad moje siły. Nie daję rady myśleć, jeść, spać. Nie potrafię już normalnie żyć. Normalność, tego mi brakuje. Nie chcę by on wciąż za mną chodził. Zabierzcie go. Proszę...
BLOG 19 styczeń 2007
Spotkałam dziś jakiegoś mężczyznę na ulicy. Kłaniał mi się nisko po czym zaczął ze mną rozmawiać. Nie wiem o co mu chodziło. W końcu nie widziałam go nigdy wcześniej. Jednak, gdy tak skwitowałam jego pierwsze zdania to powiedział, żebym przestała się z niego nabijać. Swoją drogą całkiem sympatyczny blondynek. Tylko nie wiem czemu pytał się mnie o jakieś akta ?
Przepraszam, że skasowałam ostatnie kilka notek, ale nie mam pojęcia kto je pisał. Najwidoczniej ktoś musiał się włamać na moje konto i skraść hasło. Cóż... takie rzeczy też zdarzają się ludziom. Dziś mam zamiar cały dzień spacerować. W końcu nie ma to jak spacer w tak piękną, zimową pogodę. Kto mógłby się spodziewać, że zimą będzie tak ciepło i miło. Do następnego .
***
Raport
W dniu 20 stycznia 2007 roku do parku przy ulicy Kacperskiej został wysłany patrol Straży Miejskiej po napłynięciu anonimowej informacji o popełnieniu przestępstwa z art. 158 K.k. . Po przybyciu na miejsce, funkcjonariusze znaleźli nagą, pobitą kobietę. Konieczne okazało się wezwanie karetki pogotowia ratunkowego. Ofiarą okazała się trzydziestojednoletnia Marita Kowalczyk. Ofiara została przewieziona do szpitala przy ulicy Targowej 21. Została poddana obdukcji lekarskiej (załącznik) przy badaniu wykryto liczne sińce i obrażenia ciała. Napastnikami okazali się trzej niepełnoletni młodzieńcy : Jarosław Jóźwiak (16 lat), Mariusz Krot (17 lat) i Władysław Zaręba (17 lat). Była to napaść na tle rabunkowym. (...)
Władysław Zaręba (17 lat) :
-Ja nic złego nie zrobiłem! Ta baba sama oddała nam pieniądze. Gadała, że jej już nie są potrzebne, bo jest „wyzwolona z cielesności”. W życiu bym na nią nie spojrzał gdyby mnie nie namawiali.(...) Ja jej nawet nie tknąłem! Przysięgam na wszystko . To Mariusz to wszystko zaczął. Prowokował ją. .Powiedział ,że skoro jest taka wyzwolona to po co jej ubrania .To ona wtedy się rozebrała i objęła Mariusza. Nie wiem po co. Może przytulić się chciała? Hheh. To on się wtedy zdenerwował i zaczął wrzeszczeć, że żądna wariatka nie będzie go ruszała i co ona sobie wyobraża. Popchnął ją wtedy i zaczął kopać. Ja naprawdę nie chciałem, ale jakbym się nie przyłączył to by mnie za mięczaka brali. Kapujecie? Kumple by mnie skreślili. (...)
***
Marita Kowalczyk, przyjęta na leczenie psychiatryczne dnia 20 stycznia 2007 roku.
***
Na łóżku w opustoszałej sali siedziała skulona kobieta. Bujała się w przód i w tył, jakby miała symptom choroby sierocej. To nie było jednak to. Po dokładnym przyjrzeniu się kobiecie można było zobaczyć jak delikatnie stuka palcami o ramę łóżka. Marita siedziała jak w transie. Tylko co kilka chwil dało się słyszeć ciche mruczenie. Tak jakby coś śpiewała. Ubrana była w cienką , szpitalną piżamę w paski. Wyglądała jakby ktoś wyjął ją ze starego, amerykańskiego filmu w którym grała więźnia. Było w niej coś przerażającego. Siedziała na łóżku spokojnie, choć widać było, że odczuwa strach. Nikt nie wiedział tylko czemu i przed kim. Po trzech godzinach bujania jej sylwetka skamieniała. Ręką zaczęła strzepywać coś ze swojego ramienia. Coraz mocniej i mocniej. W jednej chwili salę przeszył niewyobrażalny krzyk.
- ZOSTAW MNIE! ZABIERZ SWOJE RęCE! – krzyczała Marita wciąż strzepując coś ze swojego ramienia. Do jej oczy zaczęły napływać łzy, by po chwili spłynąć po policzkach.
– Nie dotykaj, proszę nie dotykaj. To boli....- powtarzała w kółko między jednym, a drugim spazmem. W końcu do pokoju wbiegła pielęgniarka z lekarzem. W jednej chwili chwycił pacjentkę za rękę i ułożył na posłaniu.
- Siostro, proszę ją przywiązać!- mówił , wciąż trzymając Maritę przyciśniętą do pościeli. Pielęgniarka wybiegła na chwilę z sali po czym wróciła niosąc w ręku pasy. Zaczęła przywiązywać kobietę do łóżka .
- Nie dotykajcie mnie! Zostawcie mnie w spokoju! Muszę uciekać. On mnie zabije. Wykończy. Wykończy mnie tak samo jak innych. Błagam, pozwólcie mi stąd odejść! – szlochy i błagania przenikały między komendami lekarza i odbijały się echem od ścian. Nikt jej nie słuchał. Tylko wymyślony człowiek wciąż stał w pokoju i cieszył się z jej cierpienia.
***
Ze względu na poprawę zdrowia pacjentki po dwu tygodniowej kuracji lekami. Lekarz prowadzący zezwolił pacjentce na prowadzenie pamiętnika. Dzięki temu można będzie poznać przyczynę choroby oraz myśli pacjentki Marity Kowalczyk.
***
Z pamiętnika Marity K.
Wciąż mnie szpiegują. Podglądają. Nie dają chwili spokoju. Krążą pod drzwiami i czekają co zrobię. Nie dam się sprowokować. Będę spokojna. On boi się do mnie wejść. Wciąż go słyszę ale nie widuję. To dobrze. Wszędzie w koło są kamery. Widzą mnie. Rejestrują każdy mój krok i ruch. Są w lampach, kurkach od tlenu, nawet w tym telewizorze. Myślą, że o tym nie wiem. Mylą się. Nie dam się im nigdzie zamknąć. Nic mi nie zrobią.
Znowu go słyszę. Próbuje tu wejść. Słyszę jak drapie w ścianę. Słyszę coraz więcej. Mówią. Jest ich więcej. Już nie jeden. Zmawiają się przeciwko mnie. Sama nie dam sobie rady. Potrzebuję pomocy. Nikt nie chce mi jej udzielić. Jestem w więzieniu. Skazana za niewinność. Bez przeszłości, przyszłości i ze zmarnowaną teraźniejszością. Nie obronię się przed nimi sama. Nie potrafię się obronić przed silniejszym. Faszerują mnie jakimiś lekami. Nie zawsze łykam. Myślą, że to robię. Starczy mieć sprawne ręce ,by schować pigułkę. W końcu ich użyję. Zobaczą, że potrafię się bronić.
***
Wbili mi wenflon w rękę. Powiedzieli, że to przez to, że nie jem. Nie chcą bym umarła. Jestem jednak spokojna. W moim spokoju tkwi siła. Znowu ich słyszałam. Szykują się. Zbiera całe gromady. Chcą mnie zabić? żywej nie dostaną. Powiedzieli, że zabiorą mi pamiętnik. Zabiorą mi wspomnienia. życie. Wszystko co mam. Oni nie chcą mojego dobra, chcą mojej zguby. On zabierze mi duszę. Już to przecież obiecał wcześniej. Nie dostaną mnie żywej... nie dostaną.
***
Jest noc. Przyszedł po mnie . Słyszę jego kroki. Nadchodzi mój koniec, ale żywej mnie nie dostanie. Odejdzie z niczym. śmierć moim zbawieniem. śmierć wyzwoleniem.
***
21 kwietnia 2007
Korytarze były puste. Nadchodziła druga w nocy. Pielęgniarki drzemały w swojej dyżurce. Wieczór był spokojny, nic nie zapowiadało tragedii. W pokoju na końcu korytarza światło było zgaszone tak samo jak w innych salach. Marita powoli zeszła ze swojego łóżka i schyliła się pod nie. Z pomiędzy materaca, a metalowych prętów wyciągnęła małe zawiniątko. W chusteczce pełno było różnokolorowych pigułek. Usiadła na podłodze. Jedną ręką ściągnęła z łóżka kołdrę i przykryła się nią. Oparta o ścianę połykała po kolei tabletki. W jednym momencie przyspieszyła. Coraz szybciej i pewniej wkładała je sobie do ust.
- żywcem mnie nie weźmiecie – powtarzała co chwilę - Nie zbliżaj się do mnie. Zanim wejdziesz będzie po wszystkim.- po raz pierwszy od dłuższego czasu na jej twarzy zagościł uśmiech. Nie był on zwykły. Przez niego przypominała szaleńca, który za chwilę wyskoczy z budynku, by skończyć swoje życie. Ona wyglądała tak samo. Kiedy lekarstwa skończyły się, sięgnęła znowu pod łóżko. Wyciągnęła spod niego malutkie, kieszonkowe lusterko, które tydzień wcześniej zostawiła u niej studentka psychiatrii. Od tamtej pory w głowie kobiety zaczął układać się plan. Dzięki niemu miała wyjść zwycięsko z opresji. Marita zawinęła lusterko w róg poszewki od kołdry i zdecydowanie walnęła nim o podłogę. Tak jak w jej planie, lusterko rozpadło się na drobne części. Jej głową zawładnęła nieodparta pokusa snu. Wiedziała, że to przez leki, więc musi działać szybko zanim zaśnie.
Wzięła największy kawałek stłuczonego zwierciadełka i zaczęła ciąć nogi. Po chwili przyszła kolej na ręce. Cięła je, ale nie tak jak to robią wszyscy samobójcy. Wiedziała, że mogą ją wtedy odratować. Cięła wzdłuż ręki. Od nadgarstka po ramię. Coraz szybciej i głębiej. To jej nie wystarczyło . Porobiła głębokie rany. Krew spływała na biel kołdry. łączyła się z nią. W duchu tryumfowała . Na twarzy miała uśmiech, który mieszał się z bólem i szaleńczą obsesją. Resztką sił rozcięła drugą rękę. – Nie weźmiesz mnie żywcem- powtarzała w myślach. Siedziała dalej pod ścianą. coraz bardziej opadając z sił. Złożyła ręce do ostatniej modlitwy.
- Boże, do Ciebie swe ręce podnoszę... – wyszeptała- ... i o łaskę dla siebie proszę... tyś mym Ojcem, Panem Chwały. Pozwól mi być z anio... – Jej głowa bezwiednie zawisła na ramionach. Ciało spoczywało w kałuży krwi. Jej strużki spływały z ciała. Powoli zasychając, tworzyły trudno zmywalne plamy. Nikt nie widział co dzieje się w tym pokoju. Nikt się nie przejmował. Nikt nie przypuszczał, że ktoś właśnie odchodzi.
***
Blog porzucony
Blog został porzucony przez swojego właściciela.
2
Witaj.
Przeczytałem i... Podobało mi się. Opowiadanie jest napisane przyjemnym, lekkim językiem. Brak literówek, błędów ortograficznych i poprawny zapis dialogów wzmagają pozytywne odczucia co do całości.
Fabuła wciągająca na tyle, że chce się doczytać do końca. Choć to tylko moja osobista opinia - zawsze lubiłem takie teksty - to myślę, że inni się co do tego zgodzą.
Yhm... To właściwie tyle. Nie jestem językoznawcą i brak mi doświadczenia w recenzowaniu, więc nie potrafię wiele więcej powiedzieć
'
Poniżej wypiszę tylko błędy, które udało mi się zauważyć:
W sumie to chyba wszystko, co udało mi się wypatrzyć i zapamiętać. Najwięcej jest właśnie tych niepotrzebnych spacji. Nie jestem jeszcze pewien, ale po wielokropku zaczynamy od wielkiej litery. Chyba.
Pozdrawiam!
Przeczytałem i... Podobało mi się. Opowiadanie jest napisane przyjemnym, lekkim językiem. Brak literówek, błędów ortograficznych i poprawny zapis dialogów wzmagają pozytywne odczucia co do całości.
Fabuła wciągająca na tyle, że chce się doczytać do końca. Choć to tylko moja osobista opinia - zawsze lubiłem takie teksty - to myślę, że inni się co do tego zgodzą.
Yhm... To właściwie tyle. Nie jestem językoznawcą i brak mi doświadczenia w recenzowaniu, więc nie potrafię wiele więcej powiedzieć

Poniżej wypiszę tylko błędy, które udało mi się zauważyć:
Osobiście zmieniłbym to na coś w rodzaju "lecz żadne z nich nie nadchodziło".Za każdym razem, kiedy kładła się do łóżka modliła się o ukojenie i spokój, lecz nic nie nadchodziło.
Spacja po myślniku, bez spacji przed kropką. W wielu miejscach powtarzają się jeszcze te błędy, np.: "Prawda?- powiedziała do kocicy." albo "Do następnego ."; "Przyszedł po mnie ."Nigdy, i nie mam zamiaru przegrać- powoli zaczęła wycofywać się z biura .
Zaimki piszemy z małej litery w takich tekstach.– I o to w tym chodzi... ja mam Ciebie, Ty masz mnie.
W sumie to chyba wszystko, co udało mi się wypatrzyć i zapamiętać. Najwięcej jest właśnie tych niepotrzebnych spacji. Nie jestem jeszcze pewien, ale po wielokropku zaczynamy od wielkiej litery. Chyba.
Pozdrawiam!
5
Wydrukowałam i przeczytałam twój tekst już jakiś czas temu, napisałam komentarz a teraz okazało się, że gdzieś to wszystko zapodziałam - niewykluczone, że wydruk zwiedza obecnie Warszawę autobusem 
Vodafone ma racje. Tekst ogólnie robi dobre wrażenie, ale nie zachwyca. Piszesz starannie dobierając słowa, widać że jest to przemyślane. Zastanawia mnie jednak czy zapoznałaś się z "brzmieniem" dokumentacji lekarskiej? W twoim wykonaniu jest ona sztuczna.
Opowiadanie jest trochę zbyt poszatkowane, pokazujesz nam takie migawki, nie pozwalając wyrobić sobie własnego zdania.
Obezwładniający strach Marity jakoś mi się nie udzielił.
Całe opowiadanie jest bardzo przewidywalne.
Robisz sporo błędów interpunkcyjnych, natomiast niektóre zdania nie brzmią najlepiej.
pozdrawiam

Vodafone ma racje. Tekst ogólnie robi dobre wrażenie, ale nie zachwyca. Piszesz starannie dobierając słowa, widać że jest to przemyślane. Zastanawia mnie jednak czy zapoznałaś się z "brzmieniem" dokumentacji lekarskiej? W twoim wykonaniu jest ona sztuczna.
Opowiadanie jest trochę zbyt poszatkowane, pokazujesz nam takie migawki, nie pozwalając wyrobić sobie własnego zdania.
Obezwładniający strach Marity jakoś mi się nie udzielił.
Całe opowiadanie jest bardzo przewidywalne.
Robisz sporo błędów interpunkcyjnych, natomiast niektóre zdania nie brzmią najlepiej.
przecinek przed nie zawracającMarita przeszła przez nie po cichu nie zwracając na siebie niczyjej uwagi.
to zdanie jest jakieś takie... brzydkie, nieporęczne.Czarne szpilki delikatnie zawadzały o krawędzie zielonego chodnika rozłożonego w korytarzu, a obcasy wydawały stłumiony przez niego odgłos.
pozdrawiam
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".
"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".
- Nieśmiertelny S.J. Lec
"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".
- Nieśmiertelny S.J. Lec
6
Opisy w dokumentacjach medycznych są zazwyczaj bardziej zawiłe i nienaturalne niż ten, który przedstawiłam. Jest to wersja bardzo uproszczona. Z "brzmieniem" dokumentacji medycznej się zapoznałam i to wielokrotnie. Zwracano mi już uwagę na to, że opowiadanie jest zdecydowanie za krótkie, więc powstanie z tego coś o wiele dłuższego i lepiej skonstruowanego.Z interpunkcją zawsze mam problemy
Dzięki za pozytywną krytykę.

7
Jak już zauważono opowiadanko jest napisane poprawnie. Styl jest w porządku choć nie powala, ale też nie jest zbyt napuszony więc nie męczy na dłuższą metę.
Moim zdaniem źle postąpiłeś rozbijając opowiadanie na takie tycie fragmenciki. Ciężko poczuć to co sie czyta. Po prostu czytasz i tyle. Zero przeżyć.
Kolejnym problemem jest to, że nie dajesz czytelnikowi zagłębić się w historię i przeżycia bohaterki. Stawiasz czytającego w pozycji obserwatora, który z daleka zerka na poczynania Marity, zamiast pozwolić mu podejść bliżej, usiąść z nią na tej samej kanapie i wspólnie odczuwać udręki.
Przeszkadzało mi też to przeskakiwanie z bloga do opisu sytuacji potem do raportów i znów do bloga. Jakoś to wybija z rytmu. Same wstawki z pamiętnika internetowego nie byłyby złe, gdybyś potraktowała je inaczej, jako dodatki a nie podstawa opowiadania.
Ogólnie powiem że stylowo może być, a reszta raczej średnio.
Pozdrawiam.
Moim zdaniem źle postąpiłeś rozbijając opowiadanie na takie tycie fragmenciki. Ciężko poczuć to co sie czyta. Po prostu czytasz i tyle. Zero przeżyć.
Kolejnym problemem jest to, że nie dajesz czytelnikowi zagłębić się w historię i przeżycia bohaterki. Stawiasz czytającego w pozycji obserwatora, który z daleka zerka na poczynania Marity, zamiast pozwolić mu podejść bliżej, usiąść z nią na tej samej kanapie i wspólnie odczuwać udręki.
Przeszkadzało mi też to przeskakiwanie z bloga do opisu sytuacji potem do raportów i znów do bloga. Jakoś to wybija z rytmu. Same wstawki z pamiętnika internetowego nie byłyby złe, gdybyś potraktowała je inaczej, jako dodatki a nie podstawa opowiadania.
Ogólnie powiem że stylowo może być, a reszta raczej średnio.
Pozdrawiam.
"Małymi kroczkami cała naprzód!!" - mój tata.
„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.
"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)
„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.
"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)