Romans na ścianie I, II [niezakończone]

1
Stosunkowo dawno rozpoczęte. Stwierdzony brak akcji, ale podobno coś rusza się w części piątej. Wklejane na innym forum, jednak brak zainteresowania tam przywiódł mnie tutaj (;

Poza tym mam wielki problem z ugatunkowaniem tego opowiadania, więc zdecydowałam się tego nie robić narazie i pozostawić wyłącznie informację "niezakończone".



Mam nadzieję, że jeśli nie smaczne, to chociaż zjadliwe (;





jeśli moje usta nie znaczą światło

to z zamkniętymi oczami

przeżyjesz wszystkie dni
*



I



Czerwony kubek z naderwanym uchem chwiał się niepokojąco na krawędzi stołu. Przez dłuższy czas kobieta patrzyła na niego pustym wzrokiem, liczyła w myślach do dziesięciu i z powrotem. Jeszcze raz i jeszcze. Zero, jeden, dwa – kubek wychylił się bardziej w przód. Odetchnęła głośno, opierając łokcie na stole. Jego powierzchnia była nierówna, gdzieniegdzie wystawały drzazgi, które często raniły ją w palce. Stół tonął we krwi, to taka bzdura.

Wyczyściła dokładnie każdy jego skrawek, każde zagłębienie, a nawet – małą dziurkę w lewej krawędzi. Mimo tego czerwone plamki pokrywały jeszcze znaczną część stołu.

Małe bruzdy na jej szczęściu. Zagryzła wargi.

- Kochanie, chodź się położyć – usłyszała ciepły głos za sobą. Nie odwracając głowy, westchnęła cicho i wyprostowała się na krześle. Nadal obserwowała kubek pustym wzrokiem. Dobiegł ją odgłos bosych stóp sunących po drewnianej podłodze. Zadrżała.

- Przyniosę ci koc – przez głowę przebiegła jej myśl, że akurat ciepło ich fioletowego koca jest jej najmniej potrzebne. Przypomniała sobie ile razy kochali się na nim podczas tego roku. Ile razy odwracała głowę, kierując wzrok na pustą ścianę? Jak bardzo, bardzo kłamała sylabizując „kocham”? Wiła się w nieważnym niebie i jeszcze mocniej łgała. Aż do utraty tchu, aż do końca. Silnym ruchem przesunęła łokciem po blacie i syknęła z bólu. Nie usłyszał. Spostrzegła, że jest zwrócony tyłem do niej, że sięga do najwyżej ustawionej, niebieskiej szafki. Do cholery, idź spać.

- Nalać ci herbaty? – powiedział, patrząc wymownie na wciąż chwiejący się kubek. Nie czekając na odpowiedź, zbliżył się, żeby go chwycić.

- Zostaw! – warknęła. Zamrugał szybko oczami, po czym stanął za nią i położył jej ręce na ramionach. Nienawidziła, kiedy to robił. Nienawidziła, kiedy sprawiał, że jeszcze bardziej bała się przyszłości. Silne dłonie lekko uciskały jej barki, zjeżdżały po ramionach. Wstała gwałtownie, uderzając udem o stół. Kubek długo opierał się prawu ciężkości, teraz upadł z głośnym hukiem, rozsypał na tysiąc mniejszych kawałków. Ceramiczne odłamki były w każdym kącie kuchennej podłogi, tworzyły dziwną mozaikę. Kobieta pomasowała udo, czując rosnący siniak, po czym spojrzała niechętnie na mężczyznę.

- No dalej, napraw – syknął, odwracając wzrok.

- To twoja wina – powiedziała, próbując ukryć złość – Chciałam po prostu pobyć sama.

- Ostatnio często ci się to zdarza – w jego głosie słychać było wyrzut, mieszający się niebezpiecznie z ukłuciami zazdrości.

- Praca. Nie idzie mi najlepiej. To nie jest zajęcie dla mnie – mruknęła, dokładnie akcentując koniec każdego ze zdań - Możemy już położyć się spać? Nie, nie, zostaw ten kubek. Nic się nie stało.

- To był twój ulubiony – szepnął cicho, podnosząc kilka odłamków.

- Och, kupię sobie nowy – uśmiechnęła się wymuszenie i podeszła do niego. Oparł głowę na jej barku, otulając szczupłe ciało lewym ramieniem, po czym odsunął się i popchnął ją lekko do przodu. Nie opierała się, naciskając klamkę sypialnych drzwi.



***



Nie możemy się spotkać. Tak jest lepiej.



M.




Wrzucając list do torebki, pomyślała o jego ciepłych i szorstkich dłoniach chwytających jej szyję, odgarniających brązowe kosmyki włosów, nalewających herbatę, przekręcających klucz w zamku, przewracających pożółkłe kartki w książce. Och, odchyl moją głowę w tył, raz, raz jeszcze.







II



Wścibskie spojrzenia nie ustawały odkąd krzyknął pierwszy raz. Odkąd po raz pierwszy wypluł ze złością słowa, których nie spodziewał się nigdy użyć, których się brzydził. Napawały go palącym wstydem i sprawiły, że nic nie było już w porządku. Jeśli za porządek można uznać codzienność, w której zostawiał pożądanie obok łóżka. A później jej list. Papier nieskazitelnie biały, tak czysty, jak skóra, której bałby znów się dotykać. Te kilka słów chłonął całym sobą, z każdym zdaniem coraz mocniej. Przeszłość zdawała się być coraz bardziej przeraźliwa, coraz bliższa. Bez niej nie ma nic i nawet pieprzony gołąb za oknem patrzy tępo w tarczę zegara tak, jakby o siedemnastej miało nadejść zbawienie. Jednak nie nadeszło, po prostu nie mogło nadejść.



Planowałam moje życie inaczej. W inny sposób nakładałam jajecznicę, trzymałam widelec i wycierałam usta chustką. śmiałam się bardziej wyniośle, zakładałam nogę na nogę w pociągający sposób, nawet papierosy inaczej układały się między moimi palcami.

Tak bardzo niszczysz to wszystko. Błagam, nie rób tego więcej. Wariuję, nie mogę spać, a kiedy już zasypiam, czuję twoje usta przy moim uchu, ocierające się o nie gwałtownie i twój język, język błądzący wzdłuż mojego karku w dół i w górę. Boże, tak mocno pragnę się odwrócić.



W.



Kiedyś na nią czekał. Uporczywie myślał o dniu, w którym będzie mógł przyglądać się jej tak długo, aż zabraknie mu siły do uniesienia powiek. Wiedział, że ten dzień prawdopodobnie nie nastąpiłby nigdy. Postanowił, że będzie miała długie włosy, pełne i zaróżowione usta, i piersi doskonale pasujące do jego dłoni. Pojawiła się. Później postanowił, że nigdy nie będzie już czekał. Na nikogo.

- Hej, tu Alice, dlaczego nie odbierasz? Przecież wiem, że tam jesteś. Przesiedziałeś fotelu całą zimę, wystarczy już. W końcu wszystkie biblioteki zjedzą cię za tysiące książek, których nigdy nie masz czasu oddać. Wpadnę i ja to zrobię, okay? Och, odbierz, do cholery! Słuchaj, nie mam tyle czasu, żeby użerać się z twoją dumą i zastanawiać, kiedy w końcu zmądrzejesz. Nie uważasz, że trzy tygodnie to wystarczający czas na przemyślenie kilku spraw? – Właśnie w tej chwili mężczyzna strącił jednym ruchem telefon do kosza na śmieci. W środku zatrzeszczało, a wtyczka wypadła z kontaktu. Uśmiechnął się gorzko, za wszelką cenę próbując nie myśleć o Alice. Była taka okropnie upierdliwa. Bardziej nawet od natrętnej ćmy, z uporem maniaka próbującej przebić się przez szkło żarówki. Niczego jej nie obiecywał.





***



Czuła się nikim. Kolejny raz zawiodła tak mocno, jak szybko biło jej serce, gdy rozrywała niebieską kopertę.

- Zobacz, zegar odmierza sekundy tak szybko – westchnął, przecierając oczy.

Pieprzony gołąb

- Nie wiem, nie zwróciłam uwagi – powiedziała, przeciągając kołdrę na swoją stronę i zakrywając się nią szczelnie. Jej włosy rozsypały się na poszewce poduszki, kontrastując mocno z bielą.

- Chciałbym, żeby czas się zatrzymał. Wtedy… Mógłbym mieć cię na wieczność. Mam wrażenie, że uciekasz coraz dalej – spojrzał na dzieląca ich przestrzeń i spuścił wzrok. Czekał, aż powie. Aż powie, jak mocno go kocha.

- Kocham cię – zagryzła usta, formując z nich cienką kreskę.

Nie masz czego tu szukać

- Tak, to boli.

- Co… Co powiedziałeś? – wydusiła, zaciskając mocno powieki, przełykając głośno ślinę.

- że to boli – odrzucił gwałtownie kołdrę z nóg i postawił stopy na chłodnej podłodze. Mocno wbił łokcie we własne uda, odwrócił głowę w bok. Nie patrzył na nią.

- Ach, tak.

Bez niej. Nie potrafię bez niej.





*H. Poświatowska

2
Owszem, zjadliwe i odbiegające stylistyką od większości forumowych produkcji. Przyznaję, że do lektury skłonił mnie tytuł, wprawdzie ciągle nie mam pojęcia, skąd się wziął, ale to nie jest takie istotne. Ważniejsze, że nieźle posługujesz się piórem, postaci są żywe, choć jeszcze niewiele o nich wiadomo, sytuacja wydaje się z "życia wzięta". Mam wrażenie, iż piszesz z osobistym zaangażowaniem - wprawdzie takie podejście mocno skraca nasz marny żywot, ale czytelnik to czuje i docenia.



Jest nieźle. Co dalej? Będą jakieś zwłoki :> ?



Trzymaj się!

3
Bardzo dziękuję za tak miły komentarz! (:



Jeśli chodzi o tytuł - wziął się z wiersza o tej samej nazwie, a napisała go Poświatowska. Choć mój "Romans na ścianie" jest zupełnie nieadekwatny do wiersza poetki, przynajmniej w moim rozumieniu, coś mi powiedziało, że to właściwy tytuł. Chodzi o grę cieni na ścianie - moi bohaterzy są właśnie jak te cienie, których romans widoczny jest tylko w nocy. Zwłaszcza M. i W. je przypominają. Będzie to widać bardziej w następnych fragmentach.

Mam nadzieję, że wyjaśnieniem nie zepsułam Ci przyjemności czytania (;



Tak, zaangażowana jestem niesamowicie mocno w to opowiadanie, choć sytuacje opisywane nie przydarzyły mi się. Po prostu strasznie polubiłam te postacie i tym samym stały się pierwszymi, których nie chcę porzucić (;



Pozdrawiam,

cocahuetes



Ps. Zwłok narazie nie przewidziano! (;

4
Cóż mogę powiedzieć, oprócz tego, że zgadzam się z każdym słowem Jacka?



Najmocniejsza strona to styl, masz "luźne pióro" i wciągająco piszesz. Wszystko jest żywe, postacie realistyczne, dialogi plastyczne, tekst ma to co najważniejsze - jajo. Ma uczucie.



O samym pomyśle narazie za bardzo nie można się wypowiedzieć, bo właściwie nic nie jest jasne. Dobry tytuł.



Jest parę błędów, głównie w interpunkcji, jednak nie zabierały one ani krztyny przyjemności z czytania. Zauważyłem też pewną dziwną rzecz - właściwie po każdej linii dialogowej używasz zdania z imiesłowem o końcówce -ąc. Z początku tego nie zauważyłem, po przeczytaniu jednak rzuciło się w oczy. Może wartoby to trochę urozmaicić?



Cóż można więcej powiedzieć? Z chęcią przeczytam dalsze części i dowiem się, o czym tak naprawdę jest to opowiadanie. Po stylu wnioskuje, że tak czy siak mi się spodoba.



Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

5
O. Jak miło dostawać komentarze (;



Błędy interpunkcyjne są i, niestety, zdaje sobie z nich sprawę. Cholerna interpunkcja mnie nie lubi, choć dwoję się i troję, żeby ją ugłaskać. Tak więc z chęcią poprawiam przecinkowce, jeśli tylko zostaną mi wskazane.


Zauważyłem też pewną dziwną rzecz - właściwie po każdej linii dialogowej używasz zdania z imiesłowem o końcówce -ąc.
No proszę, o tym słyszę pierwszy raz. Dziwne w sumie takie to to, jeśli się przyjrzeć. Postaram się przebadać kolejne części i trochę je urozmaicić, ale to chyba taka moja maniera (;



Ach, i jestem mile zaskoczona, że tytuł przypadł do gustu. W sumie myślałam, że to on odstrasza od komentowania, że może ludzie nie chcą czytać niczego ze słowem "romans" w tytule, bo myślą, że to badziewie. Więc dziękuję za miłe słowa.



Pozdrawiam,

cocahuetes

6
Ciekawe. Plastycznie przedstawione, postacie zdają się żyć własnym życiem. Nie czuje się ręki autora co rusz próbującego coś wygładzić, coś pokazać czytelnikowi, nawet gdy on na to już patrzy. Pozwalasz w spokoju zagłębić się w lekturę.

Podoba mi się. Rzadko to mówię/piszę, ale w tekście jest to coś.

Nie będę się rozpisywał. Chętnie rzucę okiem na dalsze losy bohaterów.



Pozdro.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

7
Jeżeli Weberowi się podobało, to masz przed sobą świetlaną przyszłość. Ot, co.



Poprzednicy wypowiedzieli się już za mnie, nie mam ochoty powtarzać ich kwestii. Plastycznie, spokojnie, życiowo, zgrabnie.



Interpunkcja.



Pieprzony gołąb i zbawienie o siedemnastej.
(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”