Ostatni ślad życia(tytuł roboczy), sf (albo i

1
Mam nadzieję, że dobrze zrozumiałam sugestie co do akapitów.



Mam dużo problemów z językiem, składnią itd i byłabym wdzięczna za wszystkie uwagi co do języka. Po to umieszczam tu ten fragment, sama nie zawsze dostrzegam błędy.



1.



Ktoś mocno szturchnął mnie za ramię. Otworzyłem oczy i nie do końca przytomnie rozejrzałem się dookoła. Znów siedziałem w sali konferencyjnej imienia Grega Abgeinsteina w najbardziej reprezentatywnym budynku Uniwersytetu Nauk Wyższych w Aeropolis. Jorgen, najambitniejszy student na wydziale Fizyki i Astronomii, a jednocześnie jeden z moich nielicznych uczelnianych kolegów, zabrał mnie na jakąś arcynudną sesję plenarną dotyczącą teorii Wielkiego Wybuchu i innych alternatywnych hipotez wyjaśniających powstanie Wszechświata. I chociaż naukowe referaty działają na człowieka nadzwyczaj usypiająco (cierpiącym na bezsenność powinno się wizyty na odczytach naukowych przepisywać na równi ze środkami nasennymi), to jednak nie miałem wyboru. Fanatyk Jorgen zagroził, że nici z napisania dla mnie pracy semestralnej z astrofizyki, jeżeli w dalszym ciągu będę takim ignorantem, który nie rozróżnia nawet białych karłów od pulsarów (cokolwiek by to nie znaczyło). Z tego wszystkiego musiałem zrezygnować z beztroskiego lenistwa i punktualnie o ósmej rano w sobotę, drugiego miesiąca lata, roku 3214, poszliśmy na uniwersytet posłuchać najnowszych wyników badań naukowych. Nie tak wyobrażałem sobie ten weekend, ale mówi się trudno. Nawet zdrzemnąć się nie mogłem, bo Jorgen rzucał mi złowrogie spojrzenia, zresztą nie tylko on. Chyba wszyscy tutaj obecni (z wyjątkiem mnie) są pasjonatami – astronomami i łapczywie pochłaniają każdą nowinkę z dziedziny kosmologii. Przez moment próbowałem skupić się na referacie profesora Finchera, w czym niestety przeszkadzało mi jego lekkie seplenienie i zjadanie ostatnich głosek. Moje myśli po raz kolejny powędrowały gdzieś daleko, poza Uniwersytet Nauk Wyższych, Aeropolis, Scjentorycję, aż za granicę Geraminum. Pędziłem teraz z prędkością światła przez przestrzeń kosmiczną, mijałem mgławice i gwiezdne konstelacje aż w pewnej odległości zauważyłem jakiś złowrogi cień. Mój Boże, a jeśli to czarna dziura? Zginę, przecież nawet światło nie jest w stanie się z niej wydostać. Rozpaczliwie próbowałem zmienić obrany kierunek, ale nie miałem pojęcia jak tego dokonać. W końcu usłyszałem za sobą głośny pomruk, jak gdyby zbierało się na burzę, coś złapało mnie za ramię i znów byłem z powrotem, w pełni obudzony, w sali konferencyjnej. Tym razem Jorgen nie rzucał mi gniewnych spojrzeń, ale jak urzeczony patrzył przed siebie. W pomieszczeniu panowało ogromne poruszenie, ludzie szeptali coś do siebie z nieukrywanym wzburzeniem, kilku obecnych dziennikarzy, piszących sprawozdania naukowe do prasy, notowało coś z przejęciem, a kilku profesorów wstało i głośno okazywało swoją dezaprobatę. Spojrzałem na środek sali i natychmiast zrozumiałem, co się stało – na scenie pojawił się profesor Merl. To wyjaśniało wszystko. Swoimi łagodnymi, niebieskimi oczami spoglądał nie wiedzieć czemu w naszym kierunku ( a przynajmniej na prymusa Jorgena) i uśmiechał się nieznacznie, zapewnie nie zdając sobie sprawy z efektu jaki wywołało jego wystąpienie. Zawsze sądziłem, że stary Merl żyje w jakimś innym, własnym wszechświecie.

    Co zrobił TYM razem? – zapytałem szeptem Jorgena. Po raz pierwszy żałowałem, że nie słuchałem, co się wokół mnie dzieje.

Jorgen wyraźnie blady odpowiedział cichym, drżącym głosem.

    Profesor Merl właśnie stworzył nowe równanie matematyczno- fizyczne.

    Jak to? – byłem wyraźnie rozczarowany. Chodziło jedynie o wzór matematyczny? I czym tu się tak podniecać? Pewnie przyjdzie nam uczyć się jeszcze jednej teorii względności. – Tylko tyle?

    Tylko? – Jorgen po raz pierwszy od początku sesji skierował całą swoją uwagę na moją skromną osobę. – Tylko? Czy ty nic nie rozumiesz? Wzór Merla jest dowodem na potwierdzenie zasady ogólnej powszechności, zgodnie z którą wszędzie w kosmosie istnieją te same typy galaktyk, gwiazd i rodzaje materii. Na podstawie wzoru będziemy mogli obliczyć odległość, jaka dzieli nasz system słoneczny od innego systemu zbudowanego na tych samych zasadach. Czyli takim, w którym znajduję się planeta podobna do naszej, zamieszkałej przez ludzi. Merl ma podobno dowód na to, że oni również próbowali się z nami skontaktować.

    Nie wierzę! To filmy o kosmitach są prawdziwe? Super inteligentne stworzenia żyją gdzieś w kosmosie i może w końcu nas odwiedzą?

    Edwin, ty kretynie! Nie mam na myśli małych mutantów z zielonymi głowami, ale ludzi takich jak ty lub nawet ja!

Zamilkłem z wrażenia. Czyżby w uniwersum żyło więcej skromnych, wybitnych Jorgów? A Geraminum nie było jedyną zamieszkaną przez inteligentne istoty planetą? Ciekawe czy u naszych ewentualnych pobratymców też tak trudno o zaliczenie z astrofizyki? Jeszcze raz popatrzyłem na profesora Merla. Wciąż się uśmiechał. Jak gdyby znał odpowiedzi na wszystkie moje pytania.

2
Ktoś mocno szturchnął mnie za ramię
W ramię.


zabrał mnie na jakąś arcynudną sesję plenarną dotyczącą teorii Wielkiego Wybuchu i innych alternatywnych hipotez wyjaśniających powstanie Wszechświata
Nie wiem czy to błąd, ale zdanie brzmi tak jakby Wielki Wybuch tez był alternatywną hipotezą, a jest przecież główną.


Co zrobił TYM razem? – zapytałem szeptem Jorgena. Po raz pierwszy żałowałem, że nie słuchałem, co się wokół mnie dzieje.
Dialog zaczyna sie od myślnika

- Co zrobił TYM razem?



Rok 3214, a tego zupełnie nie czuć. Zupełnie nic, co by wskazywało na odległą przyszłość. W ogóle nie ma czegokolwiek, co wskazuje, że cokolwiek się zmieniło. Sama opowieść nieciekawa, stylowo nawet dobre. Choć może to zasługa długości czy raczej krótkości. Nie zdążyłem się znudzić, bo zaraz dotarłem do końca. Przydałby się dłuższy fragment.

Pozdrawiam.

3
Dziękuje za komentarz.



Wielki Wybuch to jedna teoria co do powstania Wszechświata, ale nie jedyna np. niektórzy naukowcy twierdzą, że nie było żadnego wybuchu, ale możliwe, że zdanie nie do końca dobrze brzmi.



A co do roku, tu nie chodzi o żadną przyszłość. Rzecz rozgrywa się na innej planecie, ale podobnej do ziemi, rok 3000 to u nich tak jak nasz 2000 po prostu mają inną numerację i kiedy indziej zaczęli liczyć nową erę (u nas od Chrystusa a u nich inaczej), cały koncept polega na tym, że są do nas podobni jeśli o osiągnięcia naukowe, wynalazki(choć niektóre inaczej się nazywają), technologię, choć ich świat różni się od naszego, nieco inaczej funkcjonuje administracja, oświata itd klimat jest podobny, ale mniej urozmaicony itd. Z rozwojem akcji będzie to widać coraz bardziej.



Ale głównie chciałam wiedzieć jak jest technicznie napisane.

4
Jeśli chodzi o techniczne zagadnienia:



* to co powiedział Alan – dialogi. Nie tylko to, że zapominasz o myślniku na początku, ale także kwestia dużej/małej litery po słowach bohatera. Gdzieś na forum jest link do ładnie wyjaśnionych zasad pisowni dialogów – zapytaj Testudosa. Ew. otwórz pierwszą lepszą książkę i przeanalizuj rozmowy.



* potknięcia językowe, dwa już wymienił Alan, ja bym dodał:


Otworzyłem oczy i nie do końca przytomnie rozejrzałem się dookoła.
Nie do końca przytomnie? Może nie błąd, ale naprawdę kiepsko brzmi. Jest sporo o wiele lepszych sformułowań.


Jak to? – byłem wyraźnie rozczarowany.
Tutaj oczywiście nie błąd, ale rada. King w swojej książce „Jak pisać” całym sercem odradza używania przysłówków – szczególnie w dialogach. Porównuje je do chwastów w ogródku i twierdzi, że częste używanie przysłówków w tekstach to cecha autorów niepewnych, przestraszonych. Nie musisz pisać, że Edwin był „WYRAźNIE zaskoczony”. Pisz tak, abyś nie musiała podkreślać takich rzeczy. Pisz tak, aby te rzeczy były same widoczne dla czytelnika. Idź w myśl zasady: „nie opisuj tego, co możesz pokazać”.

Nie twierdzę, że używasz za dużo przysłówków, właściwie nie mam pojęcia, bo to za krótki fragment – tak po prostu radzę na przyszłość.



* Niektórzy mówią, że nie powinno używać się nawiasów w literaturze. Nie zaliczam się do tych osób, jestem jak najbardziej za nawiasami, ale tylko odpowiednio wykorzystanymi. Twoje teksty w nawiasach można by spokojnie umieścić w zwykłym zdaniu. Wydają się trochę niepotrzebne.



* ogólnie przyjemnie się czytało.



Jeśli chodzi o treść:



Za mały fragment by się wypowiadać. Na razie czuję, że Merl i ekipa mogą swoimi nowymi odkryciami dotrzeć do poczciwych Ziemian, ale to się okaże. Trochę nie podobała mi się rozmowa pod koniec. Miejscami wydawała się plastikowa, szczególnie tu:


Nie wierzę! To filmy o kosmitach są prawdziwe? Super inteligentne stworzenia żyją gdzieś w kosmosie i może w końcu nas odwiedzą?

Edwin, ty kretynie!    Nie mam na myśli małych mutantów z zielonymi głowami, ale ludzi takich jak ty lub nawet ja!


Pozostaje czekać co dalej, na razie tekst jest średni, chociaż ma potencjał.



Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

5
Dopiero teraz to zauważyłam, ale przy wrzucaniu tekstu obcięło mi myślniki, przez te wskazówki co do akapitów, jak zwykle coś namotałam i przez to dialogi techniczne źle są napisane. Dzięki za konstruktywne krytykę.

6
raczej słabe jak dla mnie - tzn chodzi mi obecnie o warsztat. Gdybyś nie powiedziała nigdy nie domyśliłabym się, że oni właśnie żyją sobie na innej (niż Ziemia) planecie. Nie udało ci się wprowadzić mnie w klimat, nie udało się nawet przedstawić sennej atmosfery wykładu. Poza tym używasz - zwłaszcza na początku - zbyt wiele długich zamotanych zdań.

Sam temat nie zachwyca - choć gdyby to dobrze opisać mogłoby wyjść przyjemne opowiadanie.


w najbardziej reprezentatywnym budynku Uniwersytetu Nauk Wyższych w Aeropolis.
znaczy się że był to typowy budynek tak...? czy raczej może chodziło ci o reprezentacyjny...? chyba jednak tak

ps. reprezentatywny: mający cechy charakterystyczne dla jakiejś zbiorowości»


Z tego wszystkiego musiałem zrezygnować z beztroskiego lenistwa i punktualnie o ósmej rano w sobotę, drugiego miesiąca lata, roku 3214, poszliśmy na uniwersytet posłuchać najnowszych wyników badań naukowych.
przykład błędu stylistycznego. Dokładnie "wykroczenie" przeciwko jasności stylu. A u ciebie mnóstwo jest takich oto perełek, które bardzo trudno jest zrozumieć.



pozdrawiam
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec

7
Lan pisze:

Z tego wszystkiego musiałem zrezygnować z beztroskiego lenistwa i punktualnie o ósmej rano w sobotę, drugiego miesiąca lata, roku 3214, poszliśmy na uniwersytet posłuchać najnowszych wyników badań naukowych.
przykład błędu stylistycznego. Dokładnie "wykroczenie" przeciwko jasności stylu. A u ciebie mnóstwo jest takich oto perełek, które bardzo trudno jest zrozumieć.



pozdrawiam


A jak powinno poprawnie wyglądać to zdanie, żeby było poprawne?

Jak je tak kilka razy przeczytałam to widzę, że nie jest dobre, ale potem piszę następną rzecz i znów powtarzam pewien niewłaściwy schemat (często ale nie zawsze). W szkole zawsze kazali nam zawsze poprawiać błędy ortograficzne i interpunkcje a błędy tego typu traktowano bo macoszemu. Efekt: jak robiłam błędy stylistyczne tak robię.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”