Miasto[obyczaj] opowiadanie z cyklu, część 1

1
Część pierwsza drugiego opowiadania z cyklu "Cennik": Miasto



„Ktoś musi zapłacić”







Cicho zamknął za sobą drzwi domu publicznego Fantasia. Otrząsał się jeszcze z szoku, wywołanego falą duszących perfum. Stąpając powoli po pluszowym dywanie, starał się przyzwyczaić wzrok do panującego wokół półmroku. Za ladą, na której dumnie prezentowała się kartka z napisem „Recepcja”, stał Vermillion, czytający „El Correo de Andalucia”.



Oficjalnie, hotel Fantasia poza noclegiem oferował swoim klientom tylko i wyłącznie usługi w zakresie masażu erotycznego, tak przynajmniej głosił wielki transparent wywieszony nad burdelem. Vermillion, w razie starcia z policją, doskonale naśladował recepcjonistę a sam przybytek rozpusty uchylał się przed niebezpieczeństwem, grożącym mu ze strony każącej ręki prawa, dzięki procedurze „wynajmowania pokoi”. Owy rytuał w języku Oscara Nuevo miał bardziej adekwatną nazwę. Brzmiało to bardziej jak „wybieranie dziwki”. Jednakże nikt, prócz stałych bywalców, nie miał prawa wiedzieć, że pod numerami pokoi wybieranych przez klientów, kryją się imiona młodych kobiet.



Przychodzisz, wybierasz, pieprzysz, wychodzisz. Nikomu, kto nie jest potencjalnym przyjacielem w grzechu, nie wspominasz o tym miejscu.



- Pan Jimenez, miło Pana widzieć! – Vermillion odłożył pisemko i wpatrywał się małymi, brązowymi oczami w Nuevo. Nie wydawał się zdziwiony wizytą. – Dać ten pokój, co zwykle? Czy może chce pan spróbować czegoś nowego?

- Macie...- tylko, że nowość rodzi problemy przy podtrzymywaniu konspiracji. – Macie nowe pokoje?

Absurd. Recepcjonista uśmiechnął się. Jego mina miała wywierać na klientach wrażenie wspólnictwa. Będę twoim przewodnikiem. Tak! Właśnie w ten sposób chciał być postrzegany.

- Raczej pokoje po remoncie. To jak? Dać tą ósemeczkę?

- A ten wyremontowany? Jak to wygląda? – beznadziejna farsa.

Jednak musi ciągnąć tą zabawę, taki jest układ. Układ między domem a człowiekiem.

- Konwencja jest prosta. ściany w ciepłym kolorze. Pokój jest otwarty, można zapraszać do siebie gości. Bardzo miłe, przyjazne wnętrze. Typowa hiszpańska stylistyka – mówił, podając zdjęcie rozebranej dziewczyny o ciemnej skórze, włosach i oczach.

Jak przystało na kobietę niezbyt ciężkich obyczajów, musiała mieć duży biust, więc miała. Nuevo wpatrywał się przez chwilę w fotografię.



To nudna gra. Głupi szyfr. Każdy na jego miejscu doszedłby do podobnych wniosków w obliczu tej groteskowej formy wypowiedzi. Do tego stopnia udziwnionych skojarzeń ludzi, którzy nocami śnią o czarnych garniturach, pięknych kobietach, drogich autach i zabawkach rodem z najnowszego filmu o przygodach Jamesa Bonda. Przełożył szybko ten zawiły, acz idiotyczny kod, na ludzki język i szybko porzucił chęć eksperymentowania. To lokalna dziewczyna. Kobiety z Sewilli to za duże ryzyko, pomyślał. Zawsze może okazać się, że to córka kogoś znajomego a stąd już tylko krok dzieliłby go od skandalu. Wielkiej przepaści, nad którą już kiedyś przyszło mu stać.



Profesorowie nie popełniają takich błędów. Nie dwa razy.



- Raczej podziękuję. Pozostanę jednak przy ósemce.

- Doskonały wybór, proszę pana – z nutą zawodu w głosie, wysoki przewodnik podał mu klucz z wybranym numerem.



Nuevo przemaszerował przez hall i z ulgą zostawił za sobą odurzającą woń róż i jaśminu. Wchodząc do korytarza, przeczesał palcami włosy, które tego dnia, jak i każdego poprzedniego, za diabła nie miały zamiaru podporządkować się woli właściciela. Ręce mimowolnie zjechały w dół i spoczęły na węźle krawata. Poprawił go i stanął przed dużymi, bukowymi drzwiami. Chwilę potem znalazł się w obszernym, skąpo urządzonym pokoju. Na środku stało wielkie łóżko a pod ścianą kanapa ze skórzanymi obiciami. Pusta szafa w rogu i łazienka, z litrami olejku do ciała po prawej. Usiadł na niebieskiej pościeli, rozpiął marynarkę i wpatrywał się w nieznośny, zimny błękit ścian. Po jakimś czasie drzwi do toalety otworzyły się, ukazując jadowitą zieleń terakotowych płytek i sylwetkę dobrze zbudowanej dwudziestokilkuletniej dziewczyny.



żadnego palenia w ogniu namiętności. Systematyczność i dokładność. Potem wyszedł.



***



Spokojnie przeszedł przez korytarz, nie rozglądając się zbytnio. Spotkać kogoś znajomego tutaj, to największe z możliwych nieszczęść. Stanął przy ladzie i przywołał stojącego tyłem Vermilliona z zamiarem uregulowania rachunku. Recepcjonista uśmiechnął się lekko, bez słowa odbierając od niego klucz. Następnie podał mu kartkę, na której wypisany był dokładny czas, jaki Nuevo spędził z dziwką, o wdzięcznym imieniu Katriona, oraz kwota, którą należy zapłacić. Podstarzały profesor rzucił wzrokiem na miejsce, w którym była wyszczególniona cena i zaskoczony, spojrzał pytająco na swojego przewodnika.



- Co to ma znaczyć? Jak to uregulowano? Ja jeszcze nie płaciłem.

- To znaczy właśnie to, że jest uregulowane. Proszę się tym nie przejmować. Wszystko jest zapłacone.

- Co to? Prezent od pana Bóg? Bo przecież nie od ciebie! Ktoś, cholera, musiał zapłacić! I to nie byłem ja!

- Więc widocznie ktoś inny to zrobił – odpowiadając recepcjonista puścił do Nuevo oko.

- Kto?



Kto mógłby wiedzieć, że tu przychodzi, używa fałszywego nazwiska, korzysta z pokoju numer osiem i usług pewnej młodej Brytyjki?

To przecież nic takiego. Jest już daleko po pięćdziesiątce, kobiety nie pozwalają mu już postawić sobie drinka, prawić komplementów a już tym bardziej zaprosić się do domu na noc. Fantasia ułatwia sprawę. Nie trzeba z nimi nawet rozmawiać.



Przychodzisz, wybierasz, pieprzysz, wychodzisz.

Nikomu nic nie mówisz. Zastanawia się chwilę, a może on powiedział?

Ktoś złamał zasady.



- Niestety, ta osoba pragnęła zachować anonimowość i nie podała imienia ani nazwiska. Powiedziała tylko, że wkrótce odezwie się do Pana.



Kurwa! No jasne! Oczywiście, że się odezwie! Pewnie zachował dla siebie kopię rachunku. Cudownie. Brakowało mu tylko szantażu.



Szybki ruch. Jego ręce znalazły się po drugiej stronie lady. Powędrowały w stronę koszuli recepcjonisty a on sam wylądował nad drewnianym blatem.



- Cholera jasna! Ktoś tu ot tak przychodzi i płaci za mnie rachunek a ty bierzesz kasę i nawet nie pytasz o nazwisko? Co w waszą pieprzoną polityką bezpieczeństwa? – dyszał ciężko, zdenerwowany.



Vermillion powoli przymknął powieki. Jego dłonie znalazły się na nadgarstkach klienta i mocno zacisnęły. Nuevo odpuścił. Głównie z powodu przeszywającego bólu.



- Niech Pan się uspokoi albo będę musiał wezwać ochronę. Osoba, która zapłaciła za Pana, to również nasz klient. Nie powodów do obaw – po jego twarzy błąkał się wyraz zadowolenia.

- Nie pierdol mi tu! Przychodzę tu, bo podobno gwarantujecie dyskrecję! Tak wygląda wasza pierdolona dyskrecja? - poczerwieniał z gniewu, przestał panować nad emocjami i siłą głosu.

- Polecamy się następnym razem a tymczasem proszę, żeby Pan już wyszedł – zęby Vermilliona błysnęły, tym razem przepraszająco. – Nie uważa Pan chyba, że zostać wyrzuconym przez ochronę z burdelu, to dobra reklama?



Miał rację. Nie może sobie pozwolić na żaden szum wokół swojej osoby. To mogłoby obudzić śpiące niespokojnym, lekkim snem demony.



Wyszedł szybkim krokiem, nie oglądając się za siebie. Nie zadzwonił po taksówkę. Postanowił ochłonąć idąc pieszo. Ciągle wzburzony, szybko mijał ulice Triany. Kiedy znalazł się niedaleko domu, nieco zwolnił.

W co ja się znowu władowałem? Pomyślał, że już nie pomoże mu protekcja rektora ani wstawiennictwo dziekana wydziału sztuk pięknych. Nie tym razem.

- W gówno! Władowałem się w kurewsko wielkie gówno! – powiedział do siebie, otwierając drzwi mieszkania przy Mayor de Triana.

Wszedł do środka i zawołał Evę. Pracowała dla niego już od 6 lat, przez które on zdołał zapamiętać jedynie imię. Kiedy przekraczała próg tej dość pokaźnej rezydencji, traciła całkowicie osobowość i ograniczała całą siebie do istnienia jako pomoc domowa.



- Dobrze, że Pan już wrócił, powinniśmy przygotować jakiś pokój, bo przecież... - przerwała, widząc wyraz twarzy Oscara Nuevo. – Coś się stało?

- Nie, nie, to nic takiego. Tak, jasne, pokój. Ten gościnny na piętrze, Boże! Eva, Przecież gościnny jest wolny! Może dostać ten, to żadna różnica – mówiąc to pocierał dłonią oczy i czoło. – Były jakieś telefony?

- Nie, nikt nie dzwonił – przyłożyła palec do ust w geście zamyślenia.



Czeka! Nie dość, kurwa, że chce kasy, to jeszcze wykończy mnie nerwowo, pomyślał. Podał gospodyni marynarkę, odwrócił się i wszedł na schody.



- A, tak... – zaczęła Eva.

Nuevo zastygł w bezruchu. Jednak się zaczęło.

- Mieliśmy gościa. Przyszedł chwilę po pańskim wyjściu. Powiedział, że nie może czekać i zostawił tę kartkę – sięgnęła do kieszeni czarnych spodni.



Podała mu zgiętą w pół kartkę. W pośpiechu potrząsnął papierem i przeczytał: „La Officina o 21.00”.

Cały świat ogłupiał, czy tylko ja zwariowałem? Był tu, w jego domu.



- Nie podał nazwiska? – to nie w jej stylu, wpuszczać do domu nieznajomych.

- Nie musiał. To był Pedro Marias. Przyjechał niedawno do Sewilli i powiedział, że chce się z Panem spotkać w ważnej sprawie – Eva była zaskoczona reakcją Nuevo.



Pieprzony gnój!



***



Jak w filmach -> ciąg dalszy nastąpi ;)
"It is perfectly monstrous the way people go about, nowadays, saying things against one behind one's back that are absolutely and entirely true."

"It is only fair to tell you frankly that I am fearfully extravagant."
O. Wilde

(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.

2
Szczerze mówiąc, to nawet nie wiem czy w tym dziale mogę pisać, bo ja tu niczego nie weryfikuję:) Niemniej jednak rzecz najważniejsza: nie mogę się doczekać ciągu dalszego!A to, zdaje się, jest najważniejsze. Duży plus należy się za umieszczenie akcji w Hiszpanii, lubię prozę iberoamerykańską, więc słoneczna Espana jak najbardziej mi pasuje. Jeśli maiłbym sie czegoś czepić,to tekst wymaga jeszcze delikatnego dopieszczenia,ale jest moim zdaniem całkiem przyjemnie.

Pozdrawiam i czekam na więcej :)

3
Dzięki za ocenę :) Umówmy sie, że tym był ten komentarz :P

Czy miejsce akcji na plus czy na minus hmm sama nie wiem. Ja(o tyle, o ile za samą Hiszpanią nie koniecznie przepadam) kocham umieszczać właśnie tam miejsce akcji.

Co do dopieszczenia - zgodzę się! To jest trzecia wersja tego opowiadania( i zapewne nie ostatnia). Kolejna część ukaże sie po tym, jak oddam tekst na bitwę(już bytuje sobie ale nie mam siły jej przepisać i poprawić).



Pozdrawiam i dziękuję raz jeszcze :)

Dodane po 6 minutach:

Właśnie zauważyłam u siebie literówkę!
Co w waszą pieprzoną polityką bezpieczeństwa?
"z waszą " powinno być oczywiście!

Do czego to doszło? poprawiam swój własny tekst <ściana> ;)
"It is perfectly monstrous the way people go about, nowadays, saying things against one behind one's back that are absolutely and entirely true."

"It is only fair to tell you frankly that I am fearfully extravagant."
O. Wilde

(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.

Re: Miasto[obyczaj] opowiadanie z cyklu, część

4
Arrianna pisze:Potem wyszedł.



***



Spokojnie przeszedł przez korytarz, nie rozglądając się zbytnio.


Po co te gwiazdki? Wystarczyłby nowy akapit. Nie widzę większego sensu w zamykaniu gwiazdkami tego pierwszego fragmentu vel otwierania następnego, skoro dalej to ten sam czas, ta sama akcja, ten sam bohater i punkt widzenia także.


Prezent od pana Bóg?


Odnoszę wrażenie, że tak miało być, ale nawet jeśli, to nie rozumiem :)


Jest już daleko po pięćdziesiątce, kobiety nie pozwalają mu już postawić sobie drinka, prawić komplementów a już tym bardziej zaprosić się do domu na noc.

Szybki ruch. Jego ręce znalazły się po drugiej stronie lady. Powędrowały w stronę koszuli recepcjonisty a on sam wylądował nad drewnianym blatem.


Tutaj coś niestety mi zgrzyta. Po pierwsze, skoro szybki ruch, to może niech ręce nie wędrują na drugą stronę lady, tylko znajdą się tam w konsekwencji tego szybkiego ruchu. Po drugie, lądowanie nad blatem. Wydaje mi się, że ląduje się raczej na jakiejś powierzchni, nie w powietrzu. I po trzecie, "on sam", czyli zgaduję, że Vermillion, ale równie dobrze mógłby to być Oscar :)



To by było na tyle z czepianki.

Nie jestem fanem gatunku obyczajowego, ale imho ten fragment w niczym obyczaju nie przypomina. Wygląda bardziej na wstęp do sensacji, bądź kryminału. Rodzi mi się w głowie pytanie, czy Twoja klasyfikacja jest mylna, czy po dość energicznym wstępie wszystko zwolni, czego osobiście bym nie chciał :)

Cóż jeszcze... Hmm... Możesz potraktować to jako wyjątkowo luźną sugestię, ale skoro osadzasz akcję w Sewilli, korzystasz z wielu nazw własnych, co stoi na przeszkodzie, żeby i dialogi przyprawić szczyptą hiszpańskiego? Senor zamiast Pan itd. To oczywiście moja osobista fantazja, nie śmiem ingerować w Twój styl ;)



Tak ogólnie - tekst całkiem w porządku, przeczytałem z zainteresowaniem. Przeczytam też ciąg dalszy :twisted:
- I`d much rather be happy than right any day.

- And are you?

- Ah, no.

5
Dzięki! Masz rację!

"Bóg" to literówka. Miało być oczywiście "prezent od pana Boga" (:P)

"Już" - tak, za to już ja odpowiadam! Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie poza tym, że to jakoś poprawię :P



Gwiazdki są takim dość(bardzo) arbitralnym podziałem - rzeczywiście, tu niepotrzebnym(dla mnie niezbędnym).


Szybki ruch. Jego ręce znalazły się po drugiej stronie lady. Powędrowały w stronę koszuli recepcjonisty a on sam wylądował nad drewnianym blatem.
To zdanie miało tyle wersji, że już mnie głowa boli. Na początku ręce zaciskały się na koszuli recepcjonisty i następnie było coś o ciągnięciu(ale dalej też jest zaciskanie i w ogóle). Cały czas tam coś nie pasuje(rzeczywiście trudno stwierdzić, kto jest nad blatem).



Z motywami językowymi to sama nie wiem. Gdzieś potem może jakiś napis/hasło ale nie jestem pewna czy wplatanie tego do rozmowy to dobry pomysł. Tak czy siak, przemyślę to :)

Dziękuję za opinię i pozdrawiam :)
"It is perfectly monstrous the way people go about, nowadays, saying things against one behind one's back that are absolutely and entirely true."

"It is only fair to tell you frankly that I am fearfully extravagant."
O. Wilde

(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.

6
W tytule obyczaj, ale dobrą akcja czuć na milę. Morską.



Kilka błędów, oto one:

- do Brytyjki nie pasuje mi imię Katriona

- liczebniki nie zapisane słownie (6 lat)

- "Prezent od pana Bóg?" - literówka



Ogólnie, tekst wywołał na moich ustach jeden z tych parszywych uśmieszków, które pojawiają się zaraz przed ostrą jazdą. Szczerze mówiąc, tego oczekuję po dalszym ciągu, ale prawdopodobnie będzie zupełnie inaczej...



Przy dialogach brak mi reakcji postaci, ale przez to są żywsze, szybsze. Może to i lepiej, chociaż przydałoby się jakieś, powiedzmy, pryskanie kropelkami śliny ze wściekłości czy coś takiego.


- Co to ma znaczyć? Jak to uregulowano? Ja jeszcze nie płaciłem.

- To znaczy właśnie to, że jest uregulowane. Proszę się tym nie przejmować. Wszystko jest zapłacone.

- Co to? Prezent od pana Bóg? Bo przecież nie od ciebie! Ktoś, cholera, musiał zapłacić! I to nie byłem ja!


I w końcu najlepszy fragment z całego tekstu.


żadnego palenia w ogniu namiętności. Systematyczność i dokładność. Potem wyszedł.


Muszę przyznać że to najciekawszy opis stosunku, jaki kiedykolwiek czytałem. Tak, dobrze widzisz. Naj.

Oczekiwałem czegoś innego, jakiegoś soczystego akapitu, pełnego pominięć i niebezpośredności, ale TO...



Dobre.

Czekam na cd.

Dodane po 4 minutach:

PS. nad blatem są oboje. Jeden leży, drugi zaciska.



A wstawki hiszpańskie w tekście tylko dodałyby mu smaku. Dobry pomysł, przyznaję.
(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.

7
Podobało mi się.

Ja Ci już mówiłam, że kojarzy się z kryminałem, i zdania nie zmienię - ta narracja aż prosi się o jakąś intrygę, szybką akcję, co moi przedmówcy też już zauważyli ;) No, ale Twoje opowiadanie, Twoje decyzje, zaufam Twojemu wyborowi. I z chęcią dalszą część przeczytam.

A literówki to znalazłam dwie, ale juz o nich wspomniano, więc ;)



Solidny tekst.
The fact that no one understands you doesn't make you an artist.

8
Ah! No w końcu! Wreszczcie coś ciekawego dzisiejszego wieczoru!!!



Zacznę źle. W kilku zdaniach brakuje wyrazów, ale to zapewne niedokładna reedycja. Da się naprawić.



A teraz dobrze. Hasło przewodnie rozbraja i pasuje jak ulał do nurtu opowiadania. Samo w sobie opowiadanie jest nader ciekawe i skłania do przeczytania dalszych losów Nuevo. Podoba mi się narracja. Nie jest może ścisła, ale dosadna, a to tworzy bardzo dobry klimat. Poczytam więcej...
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

9
Cholera, wczoraj siliłem się na jakiś rozbudowany komentarz, ale to było bez sensu. Nie dość, że rzeczywistość ode mnie uciekała z każdą nocną minutą, to jeszcze trudno dodawać coś po tylu ludziach, kiedy się z nimi zgadza.



Przede wszystkim największe plusy tekstu to:



- główny bohater - interesujący;

- narracja - dosyć szybka, oszczędna i jak określił Martinus - dosadna.



Poza tym pomysł zapowiada się interesująco i w sumie fajnie gdybyś została przy obyczaju w takim klimacie. Sugestie dotyczące używania "senor" itp. - popieram, mogłoby to nieźle wyjść.



Jest parę wskazanych już literówek, w jakimś miejscu zabrakło wyrazu, gdzieś się zbłąkała powtórzeniówka - czyli generalnie wspomniane dopieszczenie.


Przychodzisz, wybierasz, pieprzysz, wychodzisz.

Nikomu nic nie mówisz. Zastanawia się chwilę, a może on powiedział?

Ktoś złamał zasady.


Tutaj się zagubiłem, głównie dlatego, że nagle zmieniłaś czas na teraźniejszy. Lepiej to popraw.


- Nie, nie, to nic takiego. Tak, jasne, pokój. Ten gościnny na piętrze, Boże! Eva, Przecież gościnny jest wolny! Może dostać ten, to żadna różnica – mówiąc to pocierał dłonią oczy i czoło. – Były jakieś telefony?


To potknięcie, czy Oscar rzeczywiście mówi do Evy o jakimś gościu, o którym czytelnik jeszcze nie wie?


- Nie podał nazwiska? – to nie w jej stylu, wpuszczać do domu nieznajomych.
Kiedy po gadaniu bohatera, tj. po myślniku nie opisujemy sposobu w jaki to zrobił, to np. to "To nie w jej stylu" zaczynamy z wielkiej litery.



Zapowiada się naprawdę nieźle, a od przyszłych wydarzeń zależy pewnie ogólny odbiór tekstu (koszmarek opowiadań w częściach ^^). Dobra robota.



Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

10
Dzięki wszystkim za opinie!

Najpierw GreyMoon(Welcome back!!) - ja akurat znam Brytyjkę o imieniu Katriona :); liczebnik - plask<uderza się ręką w czoło>; słusznie przeczuwasz, prawdopodobnie będzie inaczej :)

Lingshan - lubię intrygi ale niestety to opowiadanie już od dawna ma koniec (powstał nawet przed początkiem :P)

Martinius - literówki to zło! następnym razem będę ostrożniejsza :)

Patren(wreszcie ci się udało! :P) - zostanę przy obyczaju; przejście w czas teraźniejszy było zamierzone(widocznie nieudane, widzę nawet, o co ci chodzi); owszem, Oscar mówi o gościu, o którym czytelnik wręcz nie powinien wiedzieć; duże literki poprawię :).

"Koszmarek opowiadań w częściach" -> dobre, cóż, zobaczymy jak wam się spodoba druga część :P (muszę ją jeszcze przepisać <wali głową w ściane> to Test powiedział, że opowiadanie jest długie więc je podzieliłam :P <macha Testowi>)



Dzięki wszystkim za przeczytanie :* Pozdrawiam serdecznie :)
"It is perfectly monstrous the way people go about, nowadays, saying things against one behind one's back that are absolutely and entirely true."

"It is only fair to tell you frankly that I am fearfully extravagant."
O. Wilde

(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”