Wyprzedaż śmierci
wypluwając płuca, po kawałku co sekundę
trzymam wiatr w objęciach płomiennych,
teraz on solą mego bólu, misiem.
czułem dziś krew na języku, samym czubku
symptomu nie odgaduje, nawet nie chcę
widzieć jego śmiertelnej twarzy.
może właśnie nadchodzi moment, dzięki
któremu rozwiesiłem nowe firanki.
śmierć? czy zwolnienie barykady
następnym pokoleniom dążącym do zatracenia?
gubię się w zeznaniach, policjant łomocze
głową w możliwych torach abstrakcji
wykwintnie maltretując ciało bawi
się chwilą, rozdając śmierć.
widziałem w jego rękach nową talię kart,
zupełnie nowe karty śmierci,
wysypywane nad świeże trupy.
i wiecie co?
za moment jedna frunęła już frywolnie
w moim kierunku.
2
W poezji istotne jest żeby nie przesadzić w żadną stronę i znaleźć zawsze złoty środek. Ten wiersz nie jest banałem - to na pewno. Jest napisany całkiem zgrabnie, ale moim zdaniem nieco przekombinowany. Przeczytałam go parę razy i zmęczyło mnie to łączenie wszystkiego w kupę mniej lub bardziej logiczną i dlatego nie czuję niczego czytając to. Nie każę Ci pisać blogowych wierszy, tylko czasem odrobinę ułatwić czytelnikowi wejście w świat tego co piszesz.
pozdrawiam
pozdrawiam
