Komunikat ten spadł na niego jak piorun z jasnego nieba. Wojna. Brzmiało to równie nieprawdopodobnie jak to, że kiedyś wreszcie wygra w Toto Lotka. Telewizja, radio, internet. Wszystkie media donosiły o jednym – o inwazji i jednocześnie wielkiej tragedii. Natychmiast zadzwonił do Kaśki.
- Kaśka gdzie teraz jesteś? – zapytał od razu po usłyszeniu jej głosu, bez przywitania.
- No ale o co ci chodzi – czyżby wyczuwała coś w jego głosie – jesteśmy na zakupach.
Kilka minut trwało zanim dokładnie wytłumaczył jej wszystko co się wydarzyło. No bo jak powiedzieć to w kilku słowach.
- Mówiłem żebyś nie jechała to wcale nie słuchałaś – krzyknął z wyrzutem do słuchawki.
- Wiesz, najlepiej będzie jeśli przyjedziesz i zostaniemy.. – w tym momencie połączenie zostało przerwane.
- Kaśka! Kaśka! – krzyczał do słuchawki ile miał sił.
Połączenie zostało przerwane. W słuchawce nie było słychać nic. Sieć padła. Kaśka była u swojej mamy, w małej miejscowości tuż pod miastem. Niby blisko, ale w tej sytuacji..
Zrezygnowany usiadł w fotelu. Musiał wziąć się w garść, musiał działać szybko. Wiedział, że ważna jest każda sekunda. Telewizja donosiła, że nieprzyjaciel wkracza od północnego-wschodu. Miał zatem teoretycznie trochę czasu. Szybko chwycił kurtkę w ręce, złapał butelkę do połowy napełnioną wodą. Przez chwilę zastanawiał się co będzie z Mańkiem. Jeśli go tu zostawi, zwierzę z pewnością zginie straszną śmiercią głodową.
- Lepiej chyba będzie jeśli cię wypuszczę – pomyślał głośno – noce są teraz ciepłe, a pokarmu dookoła nie brakuje.
Otworzył drzwi od mieszkania. Na klatce panował hałas i zamieszanie. Jedni dyskutowali, inni się kłócili. Niemal każde drzwi były otwarte. Założył buty, zamknął mieszkanie i chwyciwszy klatkę z papużką udał się w kierunku schodów. Nawet chwili nie zastanawiał się nad tym czy iść do windy czy na piechotę. Wiedział, że obecnie winda to najbardziej oblegane miejsce. Większość ludzi w pośpiechu opuszczała swoje mieszkania.
Kiedy wychodził z klatki schodowej wpadł na jakiegoś jegomościa w marynarce.
- Uważaj jak chodzisz – krzyknął mężczyzna podnosząc rękę do góry jakby chciał go uderzyć.
Nie miał czasu na przepraszanie, na tłumaczenie, nie teraz. Ominą, tym razem zręcznie, nerwowego jegomościa i ruszył pośpiesznym krokiem w przeciwnym kierunku niż wszyscy pozostali.
Kluczył trawnikami, aby ominąć wielki tłum przerażonych ludzi.
Kiedy znalazł się wreszcie na otwartej przestrzeni postanowił wypuścić zwierzaka. Ostrożnie postawił klatkę na trawie. W tym momencie poczuł ogromny żal. Oczy zaszły mu mgłą, ledwie widział co robi. Chwycił papużkę jedną ręką i wyjął ją z klatki. Popatrzył ostatni raz na te małe, błyszczące oczka i mimo, że nie należał do osób zbyt uczuciowych pocałował zwierzę w sam środek łebka. Wstał i biorąc ogromny zamach wyrzucił papużkę jak najwyżej. Wydawało się, że oszołomione zwierzę spadnie i zrobi sobie krzywdę, jednak w pewnym momencie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różyczki, mała istota zaczęła machać skrzydłami. Odprowadził ją wzrokiem. Papużka zniknęła gdzieś w oddali.
- Powodzenia Maniek – szepnął pod nosem.
Zostawiając klatkę tam gdzie była ruszył z powrotem. Wiedział, że droga do Kaśki nie będzie łatwa. Trzeba było przejść przez miasto, a tam z pewnością jest teraz nieciekawie.
W pewnym momencie usłyszał swój telefon. Zanim zdołał zareagować aparat zamilkł. To była Kaśka. Próby oddzwonienia nic nie dawały. Ruszył dalej z telefonem przyciśniętym do ucha.
Kiedy wyszedł z osiedla jego oczom ukazał się apokaliptyczny widok. Na niedalekim skrzyżowaniu stało wojsko, a ludzie w ogromnej kolejce tłoczyli się, żeby przejść dalej. Niektóre dzieci płakały. Nie miał szans żeby szybko przedostać się przez ten tłum. Na szczęście dość dobrze znał swoje osiedle. Wiedział jak ominąć tą blokadę bez narażania się na zauważenie.
Ruszył spokojnie między blokami. Mijał znane sobie miejsca. Wiedział, że nie prędko przyjdzie mu ponownie zobaczyć te strony. Ludzi było coraz mniej.
Całe stado wron, jakby przeczuwając nadchodzące nieszczęście, krążyło obłędnie nad zabudowaniami. Na swojej twarzy poczuł delikatny deszczyk. Krajobraz stawał się coraz smutniejszy. On jednak nie zwracał na to uwagi. W jego głowie istniała już tylko jedna myśl – „Kaśka”.
Kiedy wydostał się z gęstej zabudowy i wszedł do wąwozu znajdującego się pomiędzy dwoma największymi w jego mieście osiedlami ludzi znowu przybyło. Z każdą sekundą czuł się coraz bardziej osaczony. Adrenalina znajdująca się w jego żyłach wciąż dodawała sił.
W pewnym momencie przez tłum przeszedł jakiś szmer. Ktoś krzyknął. Instynktownie odwrócił się w tamtym kierunku wypatrując powodu tego nagłego zamieszania. Nagle zrobiło się bardzo jasno. Ludzie wrzeszczeli. Nie wydając z siebie najmniejszego odgłosu patrzył jak oniemiały.
- Zrobili to– pomyślał i w tym momencie jego ciało zaczęło przeszywać tysiące rozpalonych do czerwoności igiełek.
Poczuł tylko, że unosi się bardzo, bardzo wysoko, a rzeczywistość zamienia się w tysiące barwnych, bezładnych wzorów. Kształty stopniowo stawały się coraz mniej wyraźne, aż znikły zupełnie.
Kilkaset kilometrów stąd kilka osób spokojnie popijało herbatę.
- Będą mieli nauczkę – spokojnym głosem zwrócił się do pozostałych szpakowaty blondyn.
- Słusznie panie prezydencie – pokiwał głową mały człowieczek z gwiazdkami na ramieniu– pozwoli się pan zaprosić jutro na partyjkę golfa?
2
Ominą, tym razem zręcznie, nerwowego jegomościa
"Ominął", po za tym żadnych baboli nie znalazłem, może z wyjątkiem tego, że facetowi "oczy zaszły mgłą" - nie wiem czy to to poprawne użycie tego określenia. Może oczy "zaszły łzami"?
Po za tym - całkiem fajny tekst, skupiający się na konflikcie zbrojnym z innej perspektywy, choć brutalnie urwany - ale taka jest wojna.
"No! I must kill the demons" he shouted
The radio said "No, John. You are the demons"
And then John was a zombie.
The radio said "No, John. You are the demons"
And then John was a zombie.
3
Jedźmy z tym...
Skróć te didaskalia do zapytał bo reszta jest źle. Nie dość że zaimek to każdy wie o co chodzi. Nie musisz zalewać czytelnika zbędnymi informacjami, to go tylko zniechęci.
Tak się nie mówi... O co ci chodzi? - wykrzyknęła zdziwiona. Bardzie mi leży i jest naturalne, bez wyczuwania.
Co. Jakim cudem, przecież ma zajęte ręce. Wystarczy napisać że chwycił kurtkę a ręce sobie darować bo a) wszyscy wiedzą czym się chwyta kurtkę b) dalszy tekst robi się śmieszny no bo jak zębami łapię ta butelkę?
Pierwsze zdanie ma jakiś dziwny szyk. Zupełnie mi nie pasi. No i powtórzenie winda windy.
Co za Omina
Za dużo tutaj omijania zrób coś z tym w języku polskim jest wiele synonimów.
Być może się czepiam, ale ja uważam ze mgłą zachodzą oczy trupom i ludziom z jakimiś chorobami... Lepiej, jeśli mu smuto niech się zaszklą albo coś.
Ne lubię takich wyjaśnień bo nic nie wprowadzają. Spraw za pomocą opisu, żeby ten krajobraz taki się stał a nie wal tego prosto z mostu.
I cóż powiesz Adamie to koniec? To po jaki w ogóle kij zaczynasz wątek z Kaśką. Nie przemawia do mnie to opowiadanie bo jest za krótkie. Bez fabuły. Już myślałem ze to będzie fragment czegoś większego a tyś mi takiego ćwiek zabił że ja nie mogę. Z czegoś co mogło być dobre zrobiłeś gniota. Poza tym w ogóle nie wyjaśniłeś skąd ta bombą itd. Nic nie zaskakuje, jest stereotypowo. Miałem nadzieję na dobre opowiadanie z kiepskimi dialogami i odrobiną łopatologii. A bombę możesz sobie spuszczać gdzieś dalej i tez by było fajnie.
Opis wielkodusznego uwolnienia papugi mnie nie przekonuje, gdyby ten facet naprawdę się spieszył wywalił by papuzia przez okno i pognał jaka najszybciej do dziewczyny. Nie zważał by na to czy zwierzak sobie poradzi bo myślał by tylko o Kaśce. W końcu jest WOJNA i coś jej się może stać! Przez takie zachowanie i dialogi bohater staje się papierowy.
Dialogi są straszne nie dość że mało to sztuczne i udziwnione. Popracuj nad nimi bo warsztat masz niezły. Czyta się płynie i nie zgrzyta.
A i nie zgadzam się ze
Takie teksty już były. Były tez takie filmy i gry. Było zabijanie bohaterów wybuchem. Dla mnie nic nowego. Z innej perspektywy to patrzy Wharton w "Księżycową Jasną Noc" - polecam jeśli chcesz pisać o wojnie pozycja obowiązkowa.
Pozdrawiam
P.S.
Coś mi się przypomniało:
Nie musisz pisać o zakładaniu butów i zamykaniu drzwi, to niepotrzebnie nuży. Ponadto drzwi się powtarzają.
- Kaśka gdzie teraz jesteś? – zapytał od razu po usłyszeniu jej głosu, bez przywitania.
Skróć te didaskalia do zapytał bo reszta jest źle. Nie dość że zaimek to każdy wie o co chodzi. Nie musisz zalewać czytelnika zbędnymi informacjami, to go tylko zniechęci.
- No ale o co ci chodzi – czyżby wyczuwała coś w jego głosie – jesteśmy na zakupach.
Tak się nie mówi... O co ci chodzi? - wykrzyknęła zdziwiona. Bardzie mi leży i jest naturalne, bez wyczuwania.
Miał zatem teoretycznie trochę czasu. Szybko chwycił kurtkę w ręce, złapał butelkę do połowy napełnioną wodą
Co. Jakim cudem, przecież ma zajęte ręce. Wystarczy napisać że chwycił kurtkę a ręce sobie darować bo a) wszyscy wiedzą czym się chwyta kurtkę b) dalszy tekst robi się śmieszny no bo jak zębami łapię ta butelkę?
Nawet chwili nie zastanawiał się nad tym czy iść do windy czy na piechotę. Wiedział, że obecnie winda to najbardziej oblegane miejsce.
Pierwsze zdanie ma jakiś dziwny szyk. Zupełnie mi nie pasi. No i powtórzenie winda windy.
Ominą, tym razem
Co za Omina

. Ominą, tym razem zręcznie, nerwowego jegomościa i ruszył pośpiesznym krokiem w przeciwnym kierunku niż wszyscy pozostali.
Kluczył trawnikami, aby ominąć wielki tłum przerażonych ludzi.
Za dużo tutaj omijania zrób coś z tym w języku polskim jest wiele synonimów.
Oczy zaszły mu mgłą, ledwie widział co robi.
Być może się czepiam, ale ja uważam ze mgłą zachodzą oczy trupom i ludziom z jakimiś chorobami... Lepiej, jeśli mu smuto niech się zaszklą albo coś.
Krajobraz stawał się coraz smutniejszy.
Ne lubię takich wyjaśnień bo nic nie wprowadzają. Spraw za pomocą opisu, żeby ten krajobraz taki się stał a nie wal tego prosto z mostu.
I cóż powiesz Adamie to koniec? To po jaki w ogóle kij zaczynasz wątek z Kaśką. Nie przemawia do mnie to opowiadanie bo jest za krótkie. Bez fabuły. Już myślałem ze to będzie fragment czegoś większego a tyś mi takiego ćwiek zabił że ja nie mogę. Z czegoś co mogło być dobre zrobiłeś gniota. Poza tym w ogóle nie wyjaśniłeś skąd ta bombą itd. Nic nie zaskakuje, jest stereotypowo. Miałem nadzieję na dobre opowiadanie z kiepskimi dialogami i odrobiną łopatologii. A bombę możesz sobie spuszczać gdzieś dalej i tez by było fajnie.
Opis wielkodusznego uwolnienia papugi mnie nie przekonuje, gdyby ten facet naprawdę się spieszył wywalił by papuzia przez okno i pognał jaka najszybciej do dziewczyny. Nie zważał by na to czy zwierzak sobie poradzi bo myślał by tylko o Kaśce. W końcu jest WOJNA i coś jej się może stać! Przez takie zachowanie i dialogi bohater staje się papierowy.
Dialogi są straszne nie dość że mało to sztuczne i udziwnione. Popracuj nad nimi bo warsztat masz niezły. Czyta się płynie i nie zgrzyta.
A i nie zgadzam się ze
skupiający się na konflikcie zbrojnym z innej perspektywy, choć brutalnie urwany - ale taka jest wojna.
Takie teksty już były. Były tez takie filmy i gry. Było zabijanie bohaterów wybuchem. Dla mnie nic nowego. Z innej perspektywy to patrzy Wharton w "Księżycową Jasną Noc" - polecam jeśli chcesz pisać o wojnie pozycja obowiązkowa.
Pozdrawiam
P.S.
Coś mi się przypomniało:
Otworzył drzwi od mieszkania. Na klatce panował hałas i zamieszanie. Jedni dyskutowali, inni się kłócili. Niemal każde drzwi były otwarte. Założył buty, zamknął mieszkanie i chwyciwszy klatkę z papużką udał się w kierunku schodów.
Nie musisz pisać o zakładaniu butów i zamykaniu drzwi, to niepotrzebnie nuży. Ponadto drzwi się powtarzają.
"Tworzenie od niweczenia.
Kres od początku,
Któż odróżni z całą pewnością?"
Kres od początku,
Któż odróżni z całą pewnością?"
4
Fakt, dialogi są nieciekawe. Kiedy będziesz pracował nad następnym tekstem - przeczytaj dialogi na głos, wyobraź sobie Twoich znajomych, którzy wypowiadają dane kwestie. To działa, serio.
Brak fabuły - skompresowałeś pomysł, a szkoda. Mam wrażenie, że tekst zyskałby na mocy, jeśli rozwinąłbyś scenę z miastem pogrążonym w chaosie. A u ciebie... "niektóre dzieci płakały". To pasuje scenki w przychodni lekarskiej
No i bomba - dla mnie opowiadanie skończyło się w miejscu, gdzie powinno się rozwinąć.
Styl - pomimo błędów i okrutnych powtórzeń, zapowiada się obiecująco. Ale musisz się postarać. Interpunkcja kuleje, popracuj nad tym.
Brak fabuły - skompresowałeś pomysł, a szkoda. Mam wrażenie, że tekst zyskałby na mocy, jeśli rozwinąłbyś scenę z miastem pogrążonym w chaosie. A u ciebie... "niektóre dzieci płakały". To pasuje scenki w przychodni lekarskiej

Styl - pomimo błędów i okrutnych powtórzeń, zapowiada się obiecująco. Ale musisz się postarać. Interpunkcja kuleje, popracuj nad tym.
"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."
.....................................Wallace Stevens
Jedyny imperator: władca porcji lodów."
.....................................Wallace Stevens
6
Jak na dramat, to trochę za słabo.
Przede wszystkim - jeśli chcesz, żeby czytelnicy współodczuwali - musisz ich przywiązać do bohaterów. Niektórzy potrzebują na to osobnych rozdziałów, inni stron, a jeszcze inni zdań. W każdym razie w tym tkwi sekret. Zaczynamy lubić postacie, a przynajmniej widzieć je jako ludzi, a później bach, przeżywamy z nimi każde kolejne wydarzenie.
Gdybyś bardziej nam przybliżył głównego bohatera i Kaśkę, a nawet Mańka, to tekst byłby o wiele lepszy. Więcej napięcia, więcej lęku. I tak poczułem delikatną igłę żalu, gdy przeczytałem o wybuchu, a jednak był to tylko przedsmak, który odpadłby w eliminacjach ze śmiercią dobrze znanej, lubianej postaci. To mój główny zarzut.
Za krótkie, żeby wykorzystać potencjał fabuły. Poza tym sama historia mi się podobała, bez szczegółów, ogólna, obraca się wokół trzech postaci. Kompletnie nie przeszkadzało mi, że nawet nie wiem, kto z kim wojuje. Czy to ważne? Trochę pretensjonalne zakończenie, z tym golfem i w ogóle, moim zdaniem mógłbyś obejść się bez niego, a zamiast tego dać coś np. o Mańku. że przeżył i w ogóle. To już jednak Twoje terytorium, ja tylko mówię, że mogłoby być lepiej.
Czytało się szybko, nie jestem pewien czy z powodu długości, czy stylu. Myślę, że pół na pół, warsztat zapowiada się nieźle, musisz ćwiczyć i dużo czytać (i podczas czytania nie patrzeć na tekst jak czytelnik na pracę pisarza, ale jak pisarz na pracę drugiego pisarza). Bo narazie strasznie kiepsko prezentuje się to "krajobraz zrobił się smutny" (to co mówi Kristopher - NIGDY nie mów tego, co możesz opisać), czy "niektóre dzieci płakały" (to co mówi łasic - przychodnia
). Jednocześnie pamiętaj, aby nie przesadzić w drugą stronę i zasypywać nas wielostronicowymi opisami listków na drzewie. Musisz znaleźć granicę i ostrożnie na niej balansować. Dobierać proporcje.
Tak więc - ćwicz, ćwicz, ćwicz, jeszcze więcej czytaj i analizuj teksty. Wybacz, że chaotycznie, ale muszę iść.
Pozdrawiam.
Przede wszystkim - jeśli chcesz, żeby czytelnicy współodczuwali - musisz ich przywiązać do bohaterów. Niektórzy potrzebują na to osobnych rozdziałów, inni stron, a jeszcze inni zdań. W każdym razie w tym tkwi sekret. Zaczynamy lubić postacie, a przynajmniej widzieć je jako ludzi, a później bach, przeżywamy z nimi każde kolejne wydarzenie.
Gdybyś bardziej nam przybliżył głównego bohatera i Kaśkę, a nawet Mańka, to tekst byłby o wiele lepszy. Więcej napięcia, więcej lęku. I tak poczułem delikatną igłę żalu, gdy przeczytałem o wybuchu, a jednak był to tylko przedsmak, który odpadłby w eliminacjach ze śmiercią dobrze znanej, lubianej postaci. To mój główny zarzut.
Za krótkie, żeby wykorzystać potencjał fabuły. Poza tym sama historia mi się podobała, bez szczegółów, ogólna, obraca się wokół trzech postaci. Kompletnie nie przeszkadzało mi, że nawet nie wiem, kto z kim wojuje. Czy to ważne? Trochę pretensjonalne zakończenie, z tym golfem i w ogóle, moim zdaniem mógłbyś obejść się bez niego, a zamiast tego dać coś np. o Mańku. że przeżył i w ogóle. To już jednak Twoje terytorium, ja tylko mówię, że mogłoby być lepiej.
Czytało się szybko, nie jestem pewien czy z powodu długości, czy stylu. Myślę, że pół na pół, warsztat zapowiada się nieźle, musisz ćwiczyć i dużo czytać (i podczas czytania nie patrzeć na tekst jak czytelnik na pracę pisarza, ale jak pisarz na pracę drugiego pisarza). Bo narazie strasznie kiepsko prezentuje się to "krajobraz zrobił się smutny" (to co mówi Kristopher - NIGDY nie mów tego, co możesz opisać), czy "niektóre dzieci płakały" (to co mówi łasic - przychodnia

Tak więc - ćwicz, ćwicz, ćwicz, jeszcze więcej czytaj i analizuj teksty. Wybacz, że chaotycznie, ale muszę iść.
Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"