Upadek - Ysteriny [fantasy] rozdział 6,7,8

1
Najpierw kilka słów wyjaśnień. Mroczny został stworzony w konkretnym celu. Na pierwszy rzut oka może i wygląda na "klasycznego", ale z biegiem czasu i kolejnych rozdziałów wyjaśni się co i jak. Ta postać jest naprawdę potrzebna i dowiodę tego nieco później. Proszę za to na mnie za bardzo nie najeżdżać ;]





Rozdział 6



Padlinożerny sęp – nieposkromiony władca przestworzy nad pustynią Sarcururu szybował nad swoimi rozległymi dominiami patrolując okolicę w poszukiwaniu pożywienia. Krajobraz był mu dobrze znany. Rozległe piaszczyste wydmy przechodzące w pobliżu Jeziora Dusz w twardy, kamienny grunt rozciągały się od rzeki Issy aż po nieprzebyte tereny daleko za górami Przeznaczenia, których jeszcze żaden ze śmiertelników przejść nie zdołał. Na południu widok ten urozmaicały łagodne pagórki przechodzące stopniowo w strome szczyty gór będących w powszechnej świadomości krawędzią ówczesnego świata. Istniało wiele teorii odpowiadających na właściwie retoryczne pytanie, co znajdowało się za nimi? Jedni twierdzili, iż idąc ciągle na południe można w pewnym momencie znaleźć się na dalekiej północy i tym samym obejść świat dookoła. Inni uważali, iż za górami tuż na wybrzeżu będącym połączeniem kontynentu ze sklepieniem znajdują się wielkie wodospady, których woda spada do miejsca znajdującego się poza czasem, do tajemniczego Gdzieś Tam. Z kolei większa część pobożnego chłopstwa i bogobojnych nędzarzy wierzyła, iż za Górami Przeznaczenia, w miejscu gdzie nie dotarł jeszcze żaden człowiek żyją starzy bogowie. Nikt jednak nie dowiódł prawdziwości żadnej z tych teorii, dlatego wciąż pozostawało to przyczyną wielu konfliktów w świecie naukowym.

Sęp powoli przeleciał nad samotnie stojącymi skałami nieopodal Jeziora Dusz, po czym nie dostrzegając jakiejkolwiek możliwości napełnienia pustego żołądka kawałkiem padliny wydał z siebie głośny, piskliwy głos i majestatycznie machając wielkimi skrzydłami skierował się na południe.

Przeleciał obok masywnej wieży, która w jednej chwili wydawałoby się wyrosła pośrodku pustyni. Zbudowana była z ciemnego kamienia niespotykanego raczej na obu kontynentach. U podstawy liczyła sobie dobrych kilkadziesiąt metrów. Na szczycie rozdzielała się na cztery mniejsze wieżyczki, które wystrzeliwały w górę czyniąc budowlę jeszcze bardziej okazałą i tajemniczą. Ptak wydał z siebie złowieszczy jęk i delikatnie skręcił mijając się z jednym z minaretów. Zatoczył niewielkie koło, po czym miękko wylądował na głównym dachu. Powoli rozpostarł swe czarno opierzone skrzydła i odrzucając głowę do tyłu w jednej chwili znieruchomiał. Jego ciało stało się zimne i twarde niczym odlany z brązu posąg. Głos zamarł, a oczy straciły swój blask.

Wewnątrz, wśród pustych, kamiennych korytarzy odbijał się echem złowieszczy pogłos. W miarę zbliżania się do osi wieży, gdzie znajdowała się największa spośród komnat dźwięk przybierał na sile. Ponura atmosfera, która w całości wypełniała tonące w mroku korytarze w połączeniu z wielkimi pajęczynami zwisającymi z sufitu i tajemniczą muzyką tworzyły nastrój grozy, który przeraziłby niejednego rycerza.

Komnata znajdująca się pośrodku była czymś w rodzaju sali audiencyjnej, choć urządzonej w nieco innym stylu. Tonąca w półmroku, przesiąknięta aurą strachu, posiadała jedynie kilka niewielkich otworów tuż przy wysokim sklepieniu, które nie dostarczały praktycznie żadnego światła. Na podwyższeniu znajdowało się coś w rodzaju tronu. Siedzący na nim mężczyzna miał twarz ukrytą w mroku, a jedynymi oznakami świadczącymi o tym, iż nie był to posąg była para błyszczących oczu z bladoniebieskimi obwódkami wokół źrenic. Tuż przed nim, niby kłębowisko, dziesiątki przeklętych dusz. Dusz, które w tragicznym spazmie i ogromnym bólu oddawały pokłon swemu panu. Przy każdym skłonie intonowali tajemniczą mantrę, która przeszywała dreszczem i trwożyła serce.

Z tłumu bezimiennych sług klęczących na chłodnej posadzce wyłoniła się niska, lekko przygarbiona postać zakrywająca swoją twarz kapturem. Wyszła naprzeciw reszcie, po czym upadła ciężko na kolana schylając nisko głowę. Mroczny Pan skinął na swego sługę dając mu pozwolenie, aby podszedł bliżej. Ten niemrawo wstał nie podnosząc głowy, zrobił kilka kroków naprzód, po czym przystanął. Nie odważył się spojrzeć w obliczę swego pana. Za bardzo się bał. Wiedział, iż nie wolno mu było bezpośrednio spoglądać w jego oczy, bał się śmierci i tego... co następowało po niej.

- Jakie wieści przynosisz? – Mroczny Pan zapytał chłodnym, pełnym pogardy głosem

- Mój panie – mówiąc to jeszcze głębiej schylił głowę – Posłusznie wypełniłem dane mi rozkazy. Poselstwo zostało wysłane.

Mroczny Pan powoli wstał ze swojego siedziska, po czym owionął wzrokiem

oddające mu pokłon sługi. Gdy odwrócił spojrzenie w kierunku herolda, ten mimowolnie ukląkł na jedno kolano nie podnosząc wzroku.

- Wszystko idzie zgodnie z planem, mój panie

- Wspaniale. – spojrzał na obnażone do łokci ręce. W miejscu gdzie teoretycznie powinny być żyły znajdowały się nierówne linie szarozielonego koloru mające swój początek w nadgarstku, a kończące się w połowie drogi do łokcia. – Już niedługo...





Rozdział 7



Faddin skręcił w lewy korytarz prowadzący na powierzchnię. Podobnie jak poprzednie był wąski i niespecjalnie oświetlony, gdyż kaganki będące jedynymi źródłami dość słabego światła były zawieszone na ścianach w znacznej odległości od siebie. Dla własnego bezpieczeństwa trzymał w ręku pochodnię, z którą nie rozstawał się od momentu zejścia w to miejsce. Uśmiechnął się lekko widząc przed sobą długi korytarz tonący w półmroku. Czegoż można się spodziewać po starożytnych podziemiach Akademii Magów, pomyślał. Wejście do kompleksu tuneli znajdujących się tuż pod głównym budynkiem zostało odkryte stosunkowo niedawno zupełnie przypadkiem podczas remontu korytarza prowadzącego na dziedziniec. Wrota prowadzące w dół znajdowały się za grubą warstwą tynku. Dzięki ofiarnej pomocy mistrzów Akademii i ich kilkudniowym trudzie ściągnięto niesamowicie złożone zaklęcie zabezpieczające, które strzegło wejścia do podziemi niepowołanym osobom z zewnątrz. Odkrycie wywołało olbrzymi zachwyt w kręgach naukowych, gdyż jak twierdzili mistrzowie, podziemia mogły skrywać odpowiedzi, które pomogłyby w rozwiązaniu wielu tajemniczych zagadnień oraz odsłonić historię budowy Inthassy, której data założenia nie została zapisania w żadnej kronice i owiana była wieloma mitami. Kapituła podjęła decyzję o przyznaniu kierownictwa nad pracami badawczymi mistrzowi Faddinowi, który z euforią i nieskrywaną radością przyjął powierzone mu zadanie.

Faddin rozpoczął działania od oddelegowania kompanii pracowników poleconych przez Kapitułę, których zadaniem miało być zabezpieczenie podziemi. W kwestiach naukowych ufał praktycznie tylko kilku osobom, które oczywiście zaangażował do tego projektu. Faddin rozumiał ciężar odpowiedzialności jaką przyjął na swoje barki, dlatego pragnął postępować z pracami możliwie najwolniej i najdokładniej, tym bardziej nie było mu na rękę współpracowanie z ludźmi Kapituły, którzy przypuszczał, mieli różny stosunek do tego, co mogli napotkać w katakumbach.

Cały kompleks nie został jeszcze całkowicie zbadany i ciągle nie było wiadomo dokąd prowadzi zawiła sieć korytarzy. Istniało wiele domysłów na temat przeznaczenia i funkcji podziemi, a najśmielszy z nich głosił, iż kres tuneli jest jednocześnie początkiem nowego świata – Sfery Poza Czasem – gdzie według legend żyły smoki – strażnicy wszelakiej magii.

Faddin patrzył na te rewelacje z przymrużeniem oka, gdyż jako sceptyka i realistę interesowała go jedynie naukowa wersja wydarzeń i racjonalne wytłumaczenie do czego mógłby służyć potężny system korytarzy znajdujących się tuż pod Akademią Magów.

Mag spojrzał przed siebie. Na końcu tuneli ujrzał blado-pomarańczowe, jaskrawe światło zachodzącego słońca, które wręcz raziło oczy swoim blaskiem. Dzisiejszy dzień upłynął pod znakiem zabezpieczania komnat, które wydawałoby się były pozostałościami po rozległym archiwum mogącym skrywać wiele tajemnic oraz, co interesowało Faddina, rozwiązań. Jednakże większość zebranych tam zwojów i ksiąg została zniszczona z biegiem lat i w niektórych przypadkach zamieniła się praktycznie w pył.

Szedł mokrą posadzką ułożoną z nierównych płyt kamiennych, gdzieniegdzie całkowicie oderwanych od podłoża. W pewnym momencie mag potknął się upuszczając pochodnię. Nie zdążył złapać równowagi i całym ciężarem runął na ścianę. Oparł się rękoma o wilgotny mur, dzięki temu nie upadł. Znieruchomiał. Wyczuł w dłoniach delikatne pulsowanie energii. Poczuł ciepło bijące z wnętrza, które łącząc się z jego własną energią sprawiało, iż czuł ostry smak w ustach, a ręce zaczęły mu powoli drętwieć. Kolejne zabezpieczenie, pomyślał gorzko. Odstąpił od ściany, po czym wyrecytował krótkie zaklęcie przymykając na ten czas powieki. Gdy je otworzył oczekiwał już rezultatu. Nic się jednak nie wydarzyło.

- Aha, spryciarz co? No to może coś trudniejszego - powiedział sam do siebie z zapałem.

Splótł ręce w znak, po czym intonując kolejne zaklęcie zgromadził swoją moc w

dłoniach. W miarę recytowania formułki coś zaczęło się dziać. Na początek usłyszał dźwięk podobny do odgłosu spadającego głazu, następnie w powietrze wzbił się tuman wiekowego kurzu, a ściana powoli rozdzieliła się na dwa skrzydła otwierając przejście magowi. Zadowolony z samodzielnego odkrycia jakie dokonał wkroczył do niewielkiej komnaty. Poczuł intensywną woń stęchlizny i zapach starych ksiąg, które niemalże po brzegi wypełniały olbrzymie regały stojące przy każdej ze ścian. Wdychając wydobywające się z wnętrza opary uśmiechnął się szeroko. To było to, co uwielbiał – tajemnica.

Minął jakiś czas zanim powietrze wymieszało się i Faddin mógł bez większego obrzydzenia spokojnie go zaczerpnąć. Pośrodku komnaty znajdował się kamienny stół, obszczerbiony na rogach i pokryty grubą warstwą kurzu. Czując zmęczenie pracą od wczesnych godzin porannych oraz euforię z powodu odkrycia kolejnej komnaty postanowił prowizorycznie zabezpieczyć zawartość regałów przed dalszym rozpadem prostym zaklęciem, które powinno wytrzymać do jutra, gdy znów rozpocznie badania, po czym powoli opuścił podziemia.

Słońce zaczęło zachodzić już za dachy dziedzińca Akademii, gdy wyszedł na powierzchnię. Zaczerpnął głęboko powietrza obserwując piękne refleksy na srebrnej kopule górującej nad całym miastem. Po otrząśnięciu się z kurzu i poprawieniu szaty Faddin udał się w kierunku swojej kwatery zamykając uprzednio wrota do podziemi i zabezpieczając je prostym zaklęciem alarmowym, które w razie naruszenia zakazu wejścia wydałoby z siebie niesamowicie głośny dźwięk wyrywając ze snu wszystkich magów w mieście.

Faddin przeszedł przez tętniący życiem dziedziniec akademicki, po czym skręcił w lewo kierując się do gmachu Kapituły, gdzie czekało na niego ciepłe łóżko i kubek pysznego soku z pomarańczy. Kątem oka dostrzegł jakieś zamieszanie wśród studentów wychodzących z lekcji, lecz nie zwrócił na to uwagi poświęcając się całkowicie myśli błogiego odpoczynku jaki go teraz czekał. Z tłumu wyłonił się niski mężczyzna ubrany w śmieszny strój listonosza niosąc zawieszoną na ramieniu torbę z przesyłkami. Podbiegł szybko do odchodzącego maga, po czym chrząknął głośno. Był jednym z nielicznych obywatelów Inthassy, którzy mieli dostęp do Enklawy Magów.

- Mistrzu Faddin.

- Słucham – rzekł niepewnie odwracając się w stronę rozmówcy

- Przesyłka listowa od pańskiego przyjaciela. – powiedział niemrawo donosiciel poczty wyjmując z torby cienką kopertę zalakowaną z tyłu pieczęcią Kapituły.

- Dziękuję przyjacielu. – odrzekł lekko zdziwiony mag odbierając list z ręki mężczyzny.

Stojąc przy wejściu do gmachu Kapituły złamał pieczęć i wyjął list, który przysłał mu jego przyjaciel pracujący na Południowym Kontynencie przy badaniu pozostałości po prastarej cywilizacji zamieszkującej pustynne rejony nad rzeką Issą.

- Drogi przyjacielu – czytał po cichu – Jak się miewasz w ostatnim czasie? Czy u ciebie, w Inthassie można jeszcze doświadczyć, czym jest chłodny poranek i trawa pokryta poranną rosą? Od momentu mojego przyjazdu pół roku temu nie spadła tu ani kropla deszczu. Wszędzie piasek i kamienie. żar lejący się z nieba przyprawia mnie każdego dnia o ból głowy, a lekarz, który przybył tu wraz z kolejną ekipą badawczą zdiagnozował wczesne objawy udaru słonecznego. Niestety nic nie mogę na to poradzić, i choć czuję się coraz gorzej, nie przerywam swojej pracy. – przystanął na chwilę, gdy dreszcz przeszył całe jego ciało. Głupcze, pomyślał, praca nie może być dla ciebie ważniejsza od zdrowia. Poczuł się jednak nieswojo przypominając sobie siebie podczas pierwszych dni po odkryciu podziemnego kompleksu pod Akademią, kiedy nie spał przez kila nocy z rzędu ciągle pracując pod powierzchnią. – Jednakże nie skargi na moją sytuację miały być tematem mego listu, a odkrycie jakiego tu dokonałem. Jest o tyle ważne, iż śmiem zawracać ci tym głowę i prosić jednocześnie o rychłe przybycie. Nie wiem ile pozostało mi czasu, dlatego błagam cię o natychmiastowy przyjazd. Nasze obecne stanowisko badawcze znajduje się ok. 10 kilometrów na południowy-zachód od opuszczonej twierdzy na pograniczu. Pilnie oczekuję twojego przybycia. Twój druh...

Przerwał czytanie wiedząc, iż w następnej linijce znajdują się inicjały jego kompana,

który nie wiedzieć dlaczego nigdy nie podpisywał listów pełnym imieniem i nazwiskiem. Faddin włożył pospiesznie list do koperty i nie zastanawiając się zbytnio nad treścią przestąpił próg podążając w kierunku swojej kwatery.





Rozdział 8



Magnus przyśpieszył kroku przechodząc przez tłum studentów, którzy jakby na złość, akurat w tym momencie opuścili lekcje by zagrodzić mu drogę. Przez głowę przebiegło mu wytłumaczenie, iż to był znak, że nie powinien iść na zebranie Kapituły. Szybko jednak pozbył się tej niemrawej myśli, gdyż starał się być realistą i postrzegał świat takim jakim go widział własnymi oczami. ścisnął mocniej zwój, który trzymał w ręce, aby żaden przypadkowy mag mu go nie wytrącił z dłoni, podczas gdy on przeciskał się przez dziedziniec. Powodem, dla którego poświęcał swój czas dla bezużytecznej instytucji jaką według niego była Kapituła wynikał jedynie z faktu, iż to ona trzymała w swym ręku władzę i dzięki temu dyktowała warunki. Sytuacja zaś nie wyglądała dobrze i tylko sprawne działanie mogło doprowadzić do rozwiązania problemu. Trzymał w ręku raport na temat wzrastającego niebezpieczeństwa na Południowym Kontynencie. Na południu Khredin doszło do zbrojnego powstania przeciw domniemanej tyranii obecnego władcy. Dochodziło tam do samosądów na urzędnikach państwowych, zbuntowani chłopi wytoczyli nawet otwartą bitwę przeciw wojskom pogranicznym, którą wygrali. Khredin dostrzegając niebezpieczeństwo powtórzenia wydarzeń sprzed kilku tygodni w Kalgirze, wysłało znaczną część swoich wojsk w zapalne miejsca na południu. Doszło do decydującej bitwy, w której niedobitki niedoszłych partyzantów zostały rozgromione przez świetnie wyszkoloną armię, która pacyfikowała następnie całe wsie. Doszło do masakry. Ci, którzy ocaleli, zostali wtrąceni do więzień, a przywódców powstania wbito na pal i przytwierdzono wzdłuż głównego traktu prowadzącego do stolicy Khredin. Rzeź wywołała falę oburzenia wśród mieszkańców okolicznych terenów oraz sprzeciw władców sąsiadujących państw, którzy w wysyłanych poselstwach powtarzali, iż był to wielki błąd ze strony władcy Khredin. Sam król, czując się zagrożony, postawił swoje wojsko w stan najwyższej gotowości. Inne państwa czując zbliżające się niebezpieczeństwo ogłosiły mobilizację. żołnierze, nie otrzymując dodatkowych rozkazów, zalegli w twierdzach obronnych wzdłuż granicy. Sytuacja mocno się skomplikowała i wymagała natychmiastowych działań, gdyż najmniejsza iskra mogła wywołać wojnę. Właśnie takiemu rozwojowi wypadków chciał zapobiec Magnus. Oczekiwał wiele, lecz miał na uwadze dobro ludzkie, które zostało zagrożone, a nie własne korzyści.

Wydostał się z tłumu konwersujących studentów, po czym skierował swoje kroki ku gmachowi Kapituły. Jego uwagę przykuła jednak pewna postać skrywająca twarz pod kapturem, ubrana w starą, chłopską wręcz szatę koloru ciemnobrązowego. Normalnie nie zwróciłby na nią uwagi mając w myśli zbliżającą się godzinę spotkania, gdyby nie pewien oczywisty fakt. Nikt na terenie Enklawy zwykle nie zakrywał swojej twarzy przed otoczeniem, wręcz był zobligowany, aby wyjawić swoją tożsamość. Jednak cała społeczność studentów i wszyscy przechodnie zachowywali się, jakby nie dostrzegali tajemniczej osoby. Magnus uważnie przyjrzał się niewysokiej postaci trzymającej się raczej na uboczu, która co kilka chwil obracała się dookoła obserwując otoczenie. Gdy się nieco poruszyła Magnus dostrzegł błysk światła w okolicy paska. Sztylet. Szpieg na terenie Enklawy, przebiegło mu przez myśl. Zbliżył się powoli mijając wysokiego studenta opowiadającego jakiś suchy dowcip swojemu kompanowi. Stanął przy grupce adeptów, którzy praktycznie nie zwracali na niego uwagi i postarał się z bliska przyjrzeć nieproszonemu gościowi.

Zakapturzona postać odstąpiła nieco od tłumu czując na sobie spojrzenie Magnusa. Gdy odwróciła się w jego kierunku, zdołał dostrzec jedynie błysk w jej niebieskich oczach, po czym pędem rzuciła się w kierunku bramy wiodącej do miasta, gdzie jej ubranie nie byłoby już tak niestosowne jak na terenie Enklawy i łatwiej mogłaby wtopić się w tłum. Magnus pobiegł za szpiegiem najszybciej jak potrafił, a że był szybki i zwinny szybko dopadł go nim ten zdążył dobiec do olbrzymich wrót prowadzących do Inthassy. Chwycił zbiega za biodra i podniósł w górę, aż ten stracił grunt pod nogami i zaczął wymachiwać niezdarnie kończynami próbując oswobodzić się z uścisku. Mag tymczasem szybkimi ruchami zdołał wyciągnąć sztylet z pochwy zawieszonej na jego pasku i rzucając postać na ziemię przystawił jej ostrze do gardła zrywając kaptur z głowy. W tym momencie kobieta przestała się szamotać, lecz zastygła w bezruchu z błyszczącymi oczami wpatrzonymi w maga. Jej włosy były koloru ciemnobrązowego, opadały do ramion, miała delikatny nos oraz przeszywające oczy, które utkwiła w Magnusie. Zrobiło się małe zamieszanie na dziedzińcu, studenci szemrali między sobą, niektórzy złorzeczyli, inni grozili pięścią niedoszłemu szpiegowi, a jeszcze inni widząc, że coś się święci czym prędzej czmychnęli do budynku Akademii.

- Ellerin – westchnął Magnus na widok swojej przyjaciółki odsuwając ostrze. Nie spodziewał się jednak reakcji ze strony schwytanej kobiety, która w mgnieniu oka podniosła się z ziemi i czym prędzej pognała w kierunku wyjścia, mając nadzieję, że tym razem uda jej się zbiec przed magiem. Ten jednak znów ją pochwycił udaremniając ucieczkę z Enklawy Magów.

- Puść mnie! – krzyczała piskliwie próbując się wyrwać – Zabieraj ręce i daj mi spokój!

- Co ty robisz? – dziwił się Magnus – Uspokój się dziewczyno! – krzyknął na nią poważnie, dzięki czemu przestała się szarpać.

- Zostaw. Pozwól mi iść. – powiedziała nieco ciszej

- Dokąd chcesz iść w tym przebraniu?

- On tam jest! – krzyknęła Ellerin – On tam został! Ayrov został w Kalgirze! Idę do niego!

- Ale zrozum...

- Zostawiliście go! Zostawiliście na pastwę losu! On mnie potrzebuje – przerwała mu próbując delikatnie oswobodzić się z silnego uścisku – Musze mu pomóc! On tam został! Sam. Puść mnie!

- Ellerin. Posłuchaj mnie. – powiedział stanowczo wiedząc, iż tylko takim tonem jest w stanie w jakikolwiek sposób się z nią porozumieć. – Ayrov nie stracił życia, lecz zaginął w akcji. Stało się, jednak nie z naszej winy. Poradzi sobie, gdyż już nie raz ratował się z opresji.

- Skąd ta pewność, że jeszcze żyje?! – jej głos powoli zmieniał się w płacz

- Musisz w to wierzyć – mówiąc to przytulił ja do siebie po przyjacielsku – On nie umarł.

- Niby skąd możesz to wiedzieć? – oparła się na nim płacząc żałośnie

- Mam przeczucie. Otrzyj łzy. Nie martw się, nic mu się nie stało. Jestem pewien, że znajdzie sposób, żeby się z nami skontaktować. – Ellerin pisnęła cicho – Obiecaj mi coś. Cokolwiek się stanie. Nie opuszczaj Inthassy, aby ruszać na poszukiwania. To niebezpieczne i sama nie dasz rady. – kobieta spojrzała na niego błyszczącymi od łez oczami, dostrzegła powagę i stanowczość na jego obliczu.

- Obiecuję. – powiedziała cicho, spuszczając głowę.

- Póki co nie możemy wysłać tam ekipy poszukiwawczej, lecz, jeśli chcesz, przedstawię problem Kapitule i ona podejmie decyzję, jak należy działać w tej sytuacji. – sam nie wierzył, że wypowiedział te słowa, Ellerin prychnęła z pogardą

- Kapituła jest słaba, a sam wielki Aard Khar’thus nie potrafi już podejmować decyzji. Jestem pewna, iż nie uczyni nic, aby przeciwdziałać zagrożeniom.

- Tego właśnie chciałbym uniknąć – powiedział powoli – Zmierzam właśnie na zebranie. Nie znoszę przebywać w jednym miejscu z tymi zadufanymi w sobie magami, dlatego czy zechciałabyś mi towarzyszyć? – Ellerin spojrzała w stronę zamkniętej już bramy wiodącej na rynek Inthassy, po czym westchnęła cicho.

- Idę.
- This is jachtinnnnnnnnnng! *boot* -

2
Strasznie Dużo Nowych Wątków, Które Nie Wiadomo Dokąd Podążają.



Przy takim natłoku nowych postaci czytelnik dostaje kota. Tzn. świruje. W poprzednim "rozdziale" występowali bohaterowie X i Y, teraz mamy A i B, później dojdą C i D. Ciągle nowi ludzie, rozpoczynające się historie, świeże pomysły. Ale ileż można? Nie zaczynaj siódmego wątku, jeżeli sześć poprzednich leży w powijakach i gaworzy. O ile nie swoi za tym jakiś boski plan, mający powalić czytelnika na kolana.



Tylko z tym boskim planem jest jeden problem. Czytelnik utopi się w powodzi nowych wątków, zanim zdoła dojść do punktu kulminacyjnego.



To tak, jakbyś zaczynał czytać piętnaście książek naraz, z każdej zaliczając jedynie pierwszy rozdział. Zanim śmigniesz piętnastą, zapominasz, o czym była pierwsza. Błąd.



Ogólnie, Ysterina jakoś mnie nie zachwyca. Mimo to wciąż czytam, mając nadzieję, że coś z tego wyrośnie. Poza tym stary dziad lubi sobie ponarzekać ;)
(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.

3
Nie, ten mroczny to nie ja.

Ale do rzeczy.



Tekst jak dla mnie zbyt teatralny, tak lubię to słowo ostatnio. Za dużo tu upiększaczy, które nie do końca ci wychodzą. Nie trzymasz jednego poziomu jeśli o to chodzi, przez co tekst czyta się momentami dosyć często.

Dotykasz tematu, który w moim mniemaniu stał się nudny, przynajmniej dla mnie.

Grey ma rację, za dużo na raz chcesz pokazać, powiedzieć. Przez co historia wiele traci. Przez sposób opisywania strasznie mi się dłuży każda strona, ale jeśli chodzi o akcję to momentami biegnie do przodu zbyt szybko.

Nie urzekła mnie ta historia.

To, by było na tyle jeśli chodzi o mnie.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”