Trochę gore. Trochę dziwnych relacji międzyludzkich. Będę wdzięczny za wszelkie zdanie krytyki.
20 sposobów
-Nie wracaj tam. Nie wracaj tam. –szeptał cicho Adrian.
To zdanie kołatało w jego głowie bez ustanku. Jasne było, że tak powinien właśnie zrobić. Uciec stąd, odpalić ładunki i nigdy nie wracać do tego, co tu się wydarzyło. Stał jednak dalej oparty o ścianę i powtarzał ten jeden zbitek słów, nie zastanawiając się już nad jego sensem. Zimny pot spływał po jego czole, a ręce drżały jak w febrze. Adrian żałował, że rzucił palenie. Marzył teraz o szybkim dymku, by choć trochę ukoić nerwy, nawet jeśli nic by to nie zmieniło. Papierosy kiedyś skończyłyby się, a to coś w sąsiednim pokoju dalej by istniało.
Adrian wziął parę głębszych oddechów. Policzył do dziesięciu. Pomyślał o szczęśliwym miejscu. Zanucił starą piosenkę. Spojrzał na swoje dłonie. Wciąż drżały.
-Kurwa mać. –zaklął cicho, po czym dodał. –Co ja właściwie zrobiłem?
Odtworzył w umyśle kolejność wypadków. Wszystko działo się tak szybko... Wpierw kupił Księgę. Człowiek o imieniu Szymon mu ją sprzedał. Za co? Adrian skupił się. Nie pamiętał. Może po prostu zabrał Księgę, kiedy ów mężczyzna o starych oczach nie patrzył? Nie był pewien. Ważne, że miał Księgę i że użył jej. Wpierw nie wierzył w ani jedno słowo, które w niej zapisano. Ale rzeczy zdarzały się. Irytujący pies sąsiadki zmarł, znikąd pojawiły się pieniądze na koncie. Nie było to jednak ważne. Adrian chciał tylko jednej rzeczy. Od razu znalazł odpowiednie przywołanie. Tak jakby księga sama zasugerowała mu, co ma zrobić. Ku swojemu zaskoczeniu bez trudu odcyfrował prastare pismo, którym zapisano te potężne zaklęcia. Szybko poznał dzięki temu najważniejszy element rytuału. Imię.
-Malebolgia. –wyszeptał i od razu skulił się, rozglądając się uważnie. Dopiero po chwili doszło do niego, że demon już nie wróci. Adrian wykonał wszystko zalecenia co do punktu. Nie było możliwości, by poprawnie odesłany demon, powrócił.
-Prawda? –zapytał pustkę.
Spojrzał jeszcze raz na swoje ręce. Prócz tego że wciąż drżały jak u paralityka, były też całe we krwi i piasku. Adrian bardzo chciał teraz, by ta krew nie była ludzka. Pamiętał doskonale jak łatwo było zabić tych ludzi. Ludzkie ciała są tak kruche...
W księdze napisano, kogo trzeba znaleźć. Pięć żywych trupów. Pięcioro ludzi bez rodzin i żadnych znajomości. Pięcioro ludzi, którzy porzucili wszystko, łącznie z życiem dla prostej wegetacji. Rytuał Znalazcy był prosty. Znaki wyraźne. Ofiary bezbronne. Zabijał i znosił ciała do opuszczonej kamienicy. Nawet nie bał się krwi, która była wszędzie, zwłaszcza kiedy przybijał ich członki do podłogi długimi gwoźdźmi. Wcześniej odprawił nad żelazem Rytuał Ochrony, by demon nie mógł porwać ciał przed spełnieniem prośby. Usypał wreszcie wokół trupów okrąg z piasku, w którym wypisał znaki starych, pomniejszych bóstw.
Adrian zadrżał na samą myśl, co stało się dalej. Nie mógł wiedzieć, co właściwie przyzwie. Nie mógł wiedzieć, że demon będzie tyle wiedział o nim i jego życiu. Adrian znosił to wtedy dzielnie. W księdze wyraźnie było napisane, że demon zrobi wszystko, by człowiek przerwał krąg z piasku. Adrian starał się być głuchy na wszystkie słowa, mimo że Malebolgia lżył z wszystkich ważnych dla niego spraw. Mówił nawet głosem jedynej osoby, którą Adrian kochał, namawiając do zdobycia wszystkiego. Wystarczyło tylko przerwać krąg. Adrian wytrwał jednak, ledwo kryjąc trzęsące się ręce. Wreszcie demon zgodził się. Uczynił, do czego zobowiązywał rytuał. Na oczach Adriana rozerwał ciała, pokroił na kawałki długimi pazurami, a potem nicią z własnych włosów zszył w Narzędzie. Wreszcie, kiedy wtłoczył duszę wyrwaną z otchłani Piekła w twór, zabrał resztki mięsa i zniknął, zostawiając za sobą duszny smród siarki. Adrian zaś, kiedy ujrzał efekt, po prostu uciekł z pokoju.
-Jezuuu.... –rzekł, marząc bardziej o papierosie niż o łasce pańskiej. Wyjął włącznik z kieszeni. Podłożył na samym początku ładunki z kwasem w piwnicy. Budynek był stary i zaniedbany. Niewiele trzeba było, by go zniszczyć. Wystarczyło teraz wcisnąć jeden przycisk, by wszystko zostało zakopane. Zniszczone. Nawet jeśli by coś odkryli, to i tak dzieło Adriana zostało by unicestwione. Mógł jeszcze wszystko zatrzymać. Nikt więcej by nie ucierpiał.
Dopiero teraz dostrzegł, że do pilota przykleiło się zdjęcie. Zawsze je trzymał przy sobie. Spojrzał na nie. Było pogniecione i wyblakłe. Scena była sprzed pięciu lat. Pięć lat, które Adrian spędził na dławieniu się w rozpaczy i rozpamiętywaniu starych dni. Starał się z całych sił zapomnieć. Szukał nowych dróg, jednak zawsze wracał do punktu wyjścia. Do tego cholernego zdjęcia. Do osoby, która na nim była. I co ona zrobiła
Zgniótł je w pięści i wyrzucił. Nie było już więcej potrzebne.
-Koniec. –wycedził. Nie pozwoli dłużej się upokarzać. Stracił życie przez tę osobę. Nic już nie może być jak dawniej. Wreszcie będzie miał swoją zemstę.
Otrzepał ręce z piasku i wrócił do pokoju. Pomieszczenie wciąż pełne było dymu i smrodu Adrian nie czekał, aż wypalona po środku podłoga przestanie dymić. Wszedł w wciąż widoczny okrąg z piasku i rozkazał.
-Wstawaj. Musimy stąd iść.
Nagi mężczyzna nawet na niego nie spojrzał. Leżała dalej na deskach, drżąc z zimna. Adrian zniecierpliwiony chwycił go za ramię i zmusił do wstania. Nie rozumiał, że przyzwana istota była uwięziona w pustce przez czterysta siedemdziesiąt dwa lata. Narzędzie musiało przyzwyczaić się do nagle odzyskanej cielesności. Niezdarnie opierał się o podłogę, zapominając stale gdzie jest. Twarz krył przed światłem długimi palcami. Stale skulony dał się jednak wynieść. Adrian ignorował jego ewidentną słabość. Chciał tylko i wyłącznie się stąd wynieść. Wszystko w tym miejscu go odrzucało. Brud, smród i wciąż widoczne na podłodze plamy po ludziach, których musiał zabić. Wiedział, że nikt nie powiąże, go z tymi zabójstwami. Nikt nie przejmie się przecież zniknięciem ludzkich warzyw. Tylko, właśnie trawiący ich w swoim żołądku Malebolgia, wiedział o tych śmierciach.
-Jak się nazywasz? –zapytał targanego za ramię mężczyznę.
-Darius.
Imię było ważne. Prawdziwe imię dawało władzę. Tylko z tą wiedzą Adrian mógł rozkazywać Dariusowi.
Przeszli do drugiego pomieszczenia. Adrian rzucił Dariusa na podłogę.
-Na krześle masz ubranie. Ubierz się.
Patrzył jak wijąca się imitacja człowieka powoli pełźnie w kierunku rzeczy. Adrian poczuł się źle, bardzo źle, widząc to coś. Wybiegł z pokoju prosto do czegoś, co kiedyś musiało być łazienką. Brudne ściany, pokryte ciemnymi plamami pleśni śmierdziały stęchlizną. Adrian w dwóch, długich krokach doskoczył do toalety. Wsparty o jej krańce wymiotował długo i intensywnie. Skurcze żołądka rzucały jego ciałem. Kiedy ustały, Adrian już był na kolanach z łokciami na kiblu. Potoki śliny wylewały się z ust. żółć paliła gardło.
Adrian czuł się słabo, bardzo słabo. Nie był pewien, czy starczy mu sił, by skończyć to, co zaczął.
-Nie! -krzyknął, zrywając się z porcelany. Poślizgnął się na czymś, co musiało być gównem i wylądował plackiem na plecach. Dyszał ciężko. Pomieszczenie śmierdziało tak intensywnie, że już przestał to czuć.
-Nie. -powtórzył. To nie może się teraz skończyć. Musi. Musi wytrzymać.
Powoli, nie przejmując się wszechobecnym syfem stanął na czworaka. Uspokoił oddech. Stękając cicho, wstał. W pokrytym czarnymi plamami i flamastrowymi graffiti lustrze ujrzał siebie. W pierwszym odruchu pomyślał, że ktoś go znalazł. Tak bardzo był do siebie niepodobny. Rozpadał się. Ile dni jeszcze wytrzyma w tym cierpieniu?
Wyszedł z łazienki, zrzucając po drodze brudne od krwi i kału ubranie. W pokoju Darius guzik za guzikiem zapinał koszulę w filmowym, zwolnionym tempie. Nagi Adrian podszedł do sportowej torby leżącej w przeciwległym kącie pomieszczenia. Była tam butelka z wodą, którą natychmiast wypróżnił na siebie. Lekko zmarznięty wilgotnym chłodem wytarł się ręcznikiem i założył zapasowe ubranie. By zabić obcy zapach, użył dezodorantu.
-Który mamy rok?
Adrian odwrócił się, słysząc ten chropowaty, zdeformowany głos.
-Dwa tysiące piąty.
Adrian przyjrzał się dopiero teraz Dariusowi. Był nierówny. źle posklejany i niedopasowany. Słowo „brzydki” nie pasowało do niego jednak. Był wizją połamanej psychiki jakiegoś artysty. Adrian uznał, że Darius podoba mu się. Pasował idealnie do roli Narzędzia.
-Wiesz czym jesteś? -spytał.
Darius podniósł ociężale głowę. Zapadłe oczy były mętne i niewyraźne. Nos zbyt mały. Jedno ucho też. Wyspy włosów pośród morza gołej skóry na jego czaszce wzbudzały tylko litość.
-Jestem potępiony. Ty masz zdjąć i przejąć moją karę. Wszystko co uczynię, stanie się twoim grzechem. Jam jest twe Narzędzie.
Adrian gapił się na niego. Usiadł na starym krześle, które wygięło się pod nim groźnie. Dumał, czy cokolwiek mógł jeszcze zmienić. Chciał zapalić. Chciał obgryźć sobie paznokcie, mimo że śmierdziały wszystkim, co dziś spotkało Adriana.
Chciał bardzo wielu rzeczy, tylko nie tego co teraz miał. A miał tylko Dariusa. Pokraczne Narzędzie, wyjęte wprost z obrazów Beksińskiego, które miało problemy z zapięciem rozporka. Adrian tak troszeczkę zwątpił.
Pomyślał o hałasie jaki wydaje kurek w rewolwerze.
Ojciec miał prawdziwego, amerykańskiego kolta z dziewiętnastego wieku. Stale go czyścił i kiedy nikt nie patrzył, bawił się w szybkie wyciągnie go z kabury przed lustrem, rzucając przy tym teksty z Rio Bravo, Rio Grande, czy Fort Apache.„You want that gun, pick it up. I wish you would” mówił do samego siebie. Adrian chciał wtedy do niego dołączyć, pobawić się w kowbojów, ale wiedział już wtedy, że ojciec wstydził się tego. Adrian patrzył tylko więc, ukryty za drzwiami swojego pokoju. Ojciec stawał przed odbiciem, uginał lekko nogi i wyszarpywał broń. Szarpał za cyngiel, błyskawicznie odciągając ręcznie kurek. Szybkie, głuche, sześć stuknięć metalu o metal. śliczny dźwięk. śliczny aż ojciec nie włożył do pistoletu prawdziwej kuli i nie przystawił sobie lufy do skroni. Huk był głośny i niemiły. Zagłuszył w pełni to śliczne stuknięcie.
Adrian przetarł oczy. Nie pojmował, czemu to wspomnienie stale do niego wracało. Wstał wreszcie.
-Idziemy.
Darius był słaby, więc Adrian musiał wziąć go pod ramię. Nie był ciężki. Do tego zdawał się być tak kruchy. Czy naprawdę był w stanie uczynić to, do czego został stworzony?
Kiedy byli wystarczająco daleko, Adrian jednym przyciskiem pilota zawalił budynek. Wszelki ślad po jego zbrodni został zatarty wraz z tamtym miejscem. Księga też. Nikt, nigdy się nie dowie, co tu się stało.
Samochód Adriana nie był daleko. Musiał jednak przez całą drogę pomagać Dariusowi iść. Muszę być silny, myślał Adrian. Jeśli nie będę silny, to niczego nie osiągnę. Posadził Narzędzie na siedzeniu pasażera, zapiął mu pasy i obszedł samochód, by samemu zasiąść przed kierownicą. Kiedy włączył silnik, Darius zwymiotował krwią, jakby to było dla niego sygnałem. Adrian wrzasnął i z piskiem opon wystartował samochodem z miejsca. Kierował szaleńczo, tylko o cale mijając twarde przeszkody, aż wreszcie zatrzymał auto z głośnym jazgotem tartych gum. Ręce nie drżały Adrianowi tylko dlatego, bo mocno ściskał, pobielałymi już palcami kierownicę. Nie odważył się, spojrzeć na Dariusa. Liczył w zamian sekundy w głowie, pragnąc wielce, by to go uspokoiło.
-Malebolgia oszukał cię. -wycharkał wraz z kolejną szklanką krwi Darius.- Czegoś we mnie brakuje. Zabrał więcej, niż obiecał.
No tak.
Kurwa.
Adrian oparł się o fotel i odetchnął głęboko. A może to był jakiś znak?
-Jak możemy to naprawić? -rzekł nieobecnym głosem.
-Z ciał zrodzony, dalej z ciał musi być robiony. Musisz otworzyć mnie i zobaczyć, czego brakuje. Potem musisz kogoś zabić. Pokroić. Dać mi to, czego brakuje.
Zabić. Prosta sprawa. Co to było dla Adriana? Pyk i kolejne życie zgasło. Wystarczy nie patrzeć im w oczy.
-Zawiozę cię do siebie. -rzucił Adrian, odpalając znowu silnik.- Potem poszukamy dawcy.
Niewiele trzeba było, by wszędzie pojawiły się ślady krwi. Szafa z dobrymi książkami. Wielkie lustro w przedpokoju. Umywalka w kuchni i łazience. Podłoga. Kanapa. Kredowo biały Darius mocno kontrastował z tą czerwienią. Gorzej, że Adrian nie miał pojęcia, jak mógł mu teraz pomóc. Stale wylewała się z niego czerwień. Nawet wody nie chciał się napić. Powtarzał tylko stale, że jest niepełny. że Adrian musi dla niego zabić. Jakby to było takie proste.
-Dobrze, już dobrze! -wrzasnął Adrian.- Tylko zamknij się wreszcie!
Darius umilkł.
Adrian skubał nerwowo brodę.
-Coś...! Coś wymyślę. Coś znajdę. Leż tu tylko i postaraj się odpocząć. Zasnąć. Nie wiem. Cokolwiek, tylko nie mów o zabijaniu.
-Musisz to zakończyć.
Adrian spojrzał mu prosto w oczy. Twarz Narzędzia postarzała się w przeciągu tej godziny. Nabrała jednak przez to człowieczeństwa.
-Słucham?
-Jesteś już wystarczająco potępiony. Po co ci więcej?
-Zamknij się! -wybuchnął Adrian.- Zamknij się! Nie wiesz, o co chodzi, więc się zamknij! I nie, nie zakończymy tego, póki ja tak nie powiem. Rozumiesz?!
Darius nie odzywał się już. Patrzył tylko przez chwilę Adrianowi w oczy. Wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć.
-I niech tak zostanie. -warknął na koniec Adrian i wyszedł z pokoju.
Jego dramatyczne wyjście zakończyło się w kuchni. Mieszkanie nie było duże. Kopnął szafkę, która skrzypnęła nieładnie. Prawie krzyknął, ale nie lubił krzyczeć. Przycisnął dłonie do twarzy.
Czemu to wszystko musiało być takie głupie?
Opadł na stary taboret, kupiony zapewne jeszcze przez jego matkę. Siedział tak z wyciągniętymi nogami, mocno przygarbiony. Gdyby mama jeszcze żyła, to już by go opierdzieliła za taką pozycję. Już by mu rzucała medycznymi faktami, które tylko utwierdzałyby go w przekonaniu, że człowiek tylko i wyłącznie szkodzi sobie w życiu i na dobrą sprawę, nie trzeba się takimi pierdołami przejmować, bo i tak się umrze.
Ale tata się zabił w międzyczasie. A potem mama.
I Adrian został sam.
No tak.
Ta osoba też odeszła.
-To wasza wina. -burknął cicho.- To wszystko wasza wina.
Kiedy wrócił do pokoju, Darius spał. Jego klatka piersiowa z wyraźnie zarysowanymi żebrami opadała i unosiła się miarowo. Z tego co Adrian zrozumiał, to Darius mógł w każdej chwili umrzeć. Westchnął cicho. To akurat dla Adriana nie było niczym nowym.
-Ale ty jeszcze nie możesz umrzeć. -rzekł.- Zabraniam ci.
Gdyby to było takie proste...
Adrian umył się dokładnie, szorując każdą część ciała mydłem. Potem się ogolił, popsikał chemikaliami. Ułożył ładnie włosy. Z szafy wyciągnął jedną z lepszych koszul, jakieś modne jeansy z rozjaśnionymi nogawkami. Musiał dobrze wyglądać. Kiedy wychodził z mieszkania, Darius jeszcze żył. Adrian nie miał jak sprawdzić, co jest z nim źle i jak bardzo. Musiał zdać się na swoje szczęście, co tylko bardziej go zmartwiło. Wyszedł z mieszkania, bloku. Ani myślał brać samochód. Wszystko tam było czerwone od krwi. Chciał jednak sprawdzić, czy nie jest to chamsko widoczne. źle będzie, jeśli zanim skończy, złapie go policja. Mrok podziemnego parkingu na szczęście wszystko dobrze zakrył. Co innego złapało uwagę Adriana. Otworzył tylne drzwi pasażera i przez chwilę patrzył na leżący tam przedmiot. Rozejrzał się gwałtownie, czując jak serce szaleje w piersi. Widział tylko beton i inne samochody.
-Niemożliwe... -szepnął, sięgając ku książce. To była Księga. A przecież zostawił ją w budynku! Był tego pewien.
-Boże... -przetarł zmęczone oczy. Potrzebował jednak Księgi. Bez niej nie znajdzie odpowiedniego dawcy. Na pewno jest w niej napisane, co robić w przypadku, kiedy demon cię okłamię. Podniósł ją z siedzenia i otworzył na losowej stronie. Tak samo jak wcześniej, to wystarczyło, by znaleźć pożądany rozdział. Adrian myślał, że sobie sam poradzi. że umie. Ale chyba jednak jest skazany na Księgę. Przejrzał dokładnie zapiski. Formuła była inna. Odnosiła się do leczenia, nie do tworzenia. Potrzebne były inne komponenty, które miały uleczyć Narzędzie.
-Nie. -jęknął.- Nie zrobię tego. Nie każ mi tego robić.
Napisy nie zmieniały się jednak. Adrian znów zapragnął, by ta książka nigdy nie pojawiła się w jego życiu. To wszystko stawało się zbyt głupie.
Potem pomyślał, na co mu było potrzebne Narzędzie i wsiadł do samochodu, który nie wyglądał tak źle, by nie móc go użyć. Bez marnowania czasu odpalił silnik. Maszyna ożyła. Twarz Adriana zamieniła się w szarą, nieruchomą maskę. Wpatrzony w asfalt, mijał inne samochody. Słońce zachodziło za blokami. Adrian nie musiał długo czekać na ciemność. Noc nie była w stanie wygrać z lampami, ale wystarczało, że była. że zwiastowała późną godzinę. Adrian zatrzymał auto w jednej z uliczek w centrum. Chodniki pełne były żądnych zabawy dzieci. Adrian patrzył długo na pojawiające się i znikające grupki.
-Które? - powiedział do siebie. Przekartkował Księgę. Natychmiast odnalazł odpowiednie słowa.
-Znowu? -burknął, po czym sięgnął do schowka. Wyjął z niego niewielką torebkę pełną soli. Wysypał trochę na wnętrze prawej dłoni i rozsmarował tak, by powstała cienka warstwa. Palcem środkowym lewej dłoni wykreślił znak, taki jaki był na stronicach Księgi. Tym razem nie wątpił w jego skuteczność. Bez ociągania się, jednym ruchem zlizał wszystko z ręki. Wykrzywił twarz w nieładnym grymasie, starając się nie myśleć o tym, że chce popić to czymś. Sól wciąż dominowała w jego ustach, kiedy wyszedł z auta. Teraz tylko trzeba było znaleźć samotną osobę. Samotną, niepotrzebną nikomu osobę, która umie to i owo...
-Nie, kurwa! Nie wrócę!
Adrian odwrócił się. Najwyżej piętnastoletnia dziewczyna szła chodnikiem, wrzeszcząc do telefonu. Pierwszą myślą Adriana było, czy nie jest jej zimno w odsłonięte lędźwie. Krótka, złota kurka kończyła się na pępku. Ciasne, czarne jeansy opinały nogi. Kolejna wariacja balerinek zakrywały stopu.
-Pierdol się, matka! Będę robić co chcę.
To było zbyt oczywiste, myślał Adrian, przekrzywiając głowę. Zignorował więc dziewczynę i ruszył dalej. Potrzebował kogoś cichego. O tej porze trudno było o takich ludzi.
-O. -rzucił, kiedy dostrzegł neon Punkciku. Pamiętał jeszcze ten pub studencki. Wszedł szybko do środka i rozejrzał się. Nie szukał długo. Magia znów zadziałała. Przeszedł na drugi koniec pomieszczenia, do samego kąta. Stał tam niewielki stolik i tylko jeden fotel. Siedzenie musiało być bardzo miękkie, bo spoczywająca na nim dziewczyna, zapadnięta była głęboko, jakby mebel ją powoli pożerał. Niezbyt wysoka, niezbyt ładna. Krótkie, kręcone włosy. Piegi zalewały okrągłą twarz. Bystre oczy skupione na laptopie, który stał na stoliku przed nią. Jej palce śmigały po klawiaturze. Adrian czekał cierpliwie, aż spojrzy na niego.
-Nie widzisz, że cię ignoruję? -rzuciła, nie odrywając spojrzenia od ekranu, który odbijał się jasnym światłem w jej okularach.
-I tak się dosiądę.
Podstawił sobie krzesło z sąsiedniego stolika i usiadł.
-Nie chcę towarzystwa. -warknęła, nie przestając pisać.
-Wiem.
-Więc... Wynoś się? Mam zawołać ochronę?
Adrian uśmiechnął się tylko. Wreszcie przerwała pracę i rzuciła mu gniewne spojrzenie.
-Mam zacząć krzyczeć? Tego chcesz? Nie myśl, że się nie odważę.
-Odważysz się.
Zawahała się. Adrian wiedział czemu. Nie wyczuwała od niego żadnej wrogości.
-Czego chcesz?
-Ucałować ci rękę. Wtedy pójdę.
Była tylko bardziej zmieszana. światło było zbyt słabe, by stwierdzić na pewno, ale chyba się zaczerwieniła. Kiedy było pewne, że sobie nie pójdzie, wyciągnęła ku niemu dłoń. Miała ładne, drobne palce, z wąskimi paliczkami. Adrian pochylił się do przodu, delikatnie ujął jej rękę swoją, po czym wreszcie spoczął na niej ustami. Trwało to minimalnie za długo. Potem odsunął się, znów się uśmiechnął i wyszedł z pubu, ani razu nie odwracając się w jej kierunku. Nie musiał. Wystarczyło poczekać na zewnątrz. Dziewczyna pojawiła się w drzwiach niecałą minutę później. Jej nieobecne spojrzenie musiało być wytłumaczeniem, czemu nie wzięła swojej jesionki, czy laptopa. żadne nie rzekło choćby jednego słowa. Adrian po prostu ruszył w kierunku samochodu, dziewczyna tuż za nim. Bez słowa wsiadł na fotel kierowcy, a ona na fotel pasażera. To samo milczenie panowało aż do parkingu pod blokiem. Pierwsze słowo padło z ust dziewczyny, kiedy ujrzała w mieszkaniu Dariusa.
-Potrzebuję noża.
-Mam skalpel. Będzie mniej boleć.
Grzebał przez chwilę szufladach. Wyjął z jednej drewniany walec, który rozsunął. W środku, zawinięte w czarną, skórzaną szmatkę były trzy skalpele. Adrian dawno, dawno temu chciał być lekarzem. Teraz ostrza były brudne i chyba nawet pordzewiałe, jednak wciąż diablo ostre. Wybrał najczystsze i podał jej. Przez chwilę patrzyła na narzędzie. Adrian wstał.
-Muszę na to patrzeć?
-Nie, poradzę sobie.
-To dobrze.
Wyszedł z pokoju. W kuchni zaczął szykować sobie herbatę. Słyszał, jak dziewczyna się rozbiera. Kiedy włączył czajnik, usłyszał jej pierwszy jęk. Adrian starał się z całych sił nie myśleć, co ona teraz robi. Patrzył w trzęsący się czajnik. Spojrzał na swoje palce. Uczepione były blatu kuchennego i nabierały tego jasnożółtego koloru. O tym, że płacze dowiedział się, widząc łzy skapujące z jego policzków na blat. Adrian czuł się obco w swoim ciele.
Czajnik wyłączył się. Adrian opadł na podłogę. Sflaczały i bezwolny. Nie chciał tego bardzo, ale łzy same płynęły z oczu.
Kiedy rano wrócił do pokoju, pierwszą jego myślą było, że powinien wszystko ofoliować. Drugą to to, że w sumie to już nie ma znaczenia. Zanim policja cokolwiek znajdzie, jego już tu dawno nie będzie. Konsekwencje nie miały teraz żadnego znaczenia. Adrian poczuł się dziwnie lekko z tą świadomością. Ostatni raz tak się czuł chyba, kiedy był małym dzieckiem z obojgiem rodziców koło siebie. Podszedł do kanapy, starając się nie patrzeć na wybebeszone ciało dziewczyny. ślady krwi wyraźnie pokazywały, co robiła. Od siebie, do Dariusa. Po kolei, każdy kawałek. Zmarła przy jelitach. Oślizgły, paskudny kawałek jeszcze leżał w jej dłoni, rozlewając wokół siebie odór niestrawionego posiłku. Adrian czuł się coraz gorzej, widząc ją koło siebie, więc zdjął obrus ze stołu i przykrzył ciało. Czerwone plamy błyskawicznie wyrosły na materiale w kształt jej sylwetki.
-żyjesz? -rzucił do Dariusa. Narzędzie otworzyło oczy. Adrian nie był w stanie nawet sobie wyobrazić, jak ona... Wcisnęła kawałki siebie do niego. Darius nie miał żadnych śladów na sobie prócz suchych już plam krwi. Adrian stanął koło niego.
-Możesz się ruszać?
-Tak?
-Możesz spełnić naszą umowę dziś?
-Mogę.
-Nie zwlekajmy więc.
Kościół był brzydki i nierówny. Nowoczesne budownictwo, psia ich mać. Adrian starał się więcej nie myśleć o tym budynku. Muszę tylko wejść, mówił do siebie w głowie. Nie patrz na te samochody, zapełniające parking. Nie słuchaj tych radosnych ludzi. Nie powtarzaj w myślach, że to tobie winni wiwatować i składać życzenia. Nie myśl o tym, co mogło by być.
Adrian pociągnął za sobą Dariusa, który był równie nieporadny co wcześniej. . Księga póki co nie kłamała, więc Adrian nie wątpił. Lepiej, Adrian był pewien. Byłe pewien, że skończy to wszystko tu i teraz.
Minęli gości. Przez wielkie drzwi kościelne dostali się do głównej sali. ławy przyozdobione były białymi wstęgami. Tysiące świec zakrywało prawie każdą płaską, nienadającą się do siedzenia powierzchnię. Powietrze śmierdziało od nadmiaru jaśminu. Adrian posadził Dariusa w ostatnim rzędzie ław. Poprawił mu koszulę i krawat.
-Nie ciepło ci? Chcesz zdjąć marynarkę?
-Jest dobrze.
Adrian rozejrzał się po sali. Parę osób krzątało się jeszcze przy ozdobach, były jednak wystarczająco daleko. Pochylił się na tyle blisko, że czuł mydło, którym umył wcześniej Dariusa.
-Telefon masz przy sobie. Wiesz co masz zrobić, kiedy zadzwoni?
Mętne oczy Dariusa poruszyły się wreszcie i ich spojrzenia spotkały się.
-Tak, wiem.
Brzmiał jakby było inaczej, ale Adrian ufał, że Narzędzie spełni swoje zadanie. Księga nie kłamała. Patrzył przez chwilę na to nieporadne dziecko. Wyglądał jak marionetka, kontrolowana przez bardzo nieporadnego marionetkarza, która miała się zaraz rozpaść. Usiadł koło Dariusa. Teraz trzeba było czekać. Goście schodzili się, zapełniali pozostałe ławy. Nikt oczywiście nie kwapił się, by usiąść koło pokracznego Dariusa. Adrian w spokoju obserwował coraz większą chmarę przybyłych. Grube ciotki, zrzędzące babcie, rubasznych szwagrów, piszczące dzieci. Menażeria każdej rodziny. ślub miał zacząć się lada moment...
-Boże... -jęknął cicho Adrian, widząc osobę ze zdjęcia koło ołtarza. Poczuł, że ręce mu się trzęsą, że serce przyśpiesza. Zaklął cicho. Nie powinien teraz tego czuć! Miał być zimny jak głaz, nieczuły na żadną namiętność serca!
Musiał wytrzymać. Wyłamywał nerwowo knykcie, starając się skupić na czymkolwiek innym. Darius zdawał się drzemać. Z głową opartą na obojczyku zdawał się w sobie zapadać. Adrian zazdrościł mu tego spokoju. Docierało do niego bowiem powoli, co chce zrobić. Już nie miał nic przeciwko zabijaniu, ale...
Przetarł nerwowo twarz. Oddychał głęboko, by uspokoić puls.
-Muszę to dokończyć.
Wstał i ruszył w kierunku ołtarza. Czuł jak cudze spojrzenia oblepiają go. Jego nemezis wciąż na swoim miejscu. Ktoś próbował zatrzymać Adriana, jakiś przerośnięty wujek z wielkim brzuchalem. Adrian kopnął go w piszczel, wyrywając tym wrzask z jego gardła. Wreszcie to zwróciło uwagę najważniejszej dla Adriana osoby.
-Adrian. -głos był pełen niedowierzania, czego Adrian się spodziewał. W końcu nie dostał zaproszenia na ślub. Adrian zbliżył się. Stanął tak, że ich oczy były na jednym poziomie, ledwo metr od siebie.
-Adam. -wycedził.- Ty skurwielu.
Dobrze zbudowany, najwyżej trzydziestoletni mężczyzna wyraźne się zdenerwował. Omiótł spojrzenie wnętrze kościoła. Nie widząc innego wyjścia, złapał Adriana pod łokieć i zaciągnął go do zakrystii, w towarzystwie szeptów i otwartych uwag gości. Zaryglował za sobą drzwi i wszelkie dźwięki z głównego pomieszczenia ucichły. Spojrzał w stronę Adriana. Mięśnie twarz Adama drgały z wściekłości.
-Co ty sobie, kurwa wyobrażasz?! -wrzasnął.- Mówiłem ci! Nawet pieprzone listy dostałeś! Nie chcę cię tu!
Adrian czuł jak błogie zimno, wypełnia jego głowę.
-No właśnie. Wykorzystałeś mnie, spierdoliłeś mi życie, a teraz nawet na ślub nie zaprosisz. Cały ty.
-Nie masz prawa tak mówić! -Adam uspokoił się.- Nigdy cię nie wykorzystałem. Chciałem ci pomóc po śmierci twojego ojca, na miłość boską!
-Bo wiedziałeś, że to przez ciebie się zabił.
Adam wycelował w niego palcem.
-Nie przeginaj. Nie kazałem ci mówić mu, że jesteś gejem.
-Mówiłeś, że mam być szczery względem siebie i niego. To chyba znaczy to samo.
Adam wrzasnął. Machnął nerwowo ramionami. Jego oczy błyszczały od furii.
-Jezu.... -rzucił nagle łamiącym się głosem.- Czemu musisz mi to robić? Czemu dziś?
Adrian podszedł do niego na wyciągnięcie ręki.
-Bo mnie zostawiłeś, Adamie. Bo uznałeś nagle, że jednak nie chcesz spędzić reszty życia z mężczyzną.
Zbliżył się jeszcze bardziej, na tyle że słyszeli własne oddechy. Patrzył Adamowi w sam środek źrenic. Zjednoczenie dusz, jak to kiedyś nazywał Adrian.
-Bo wybrałeś prostszą drogę, mój drogi.
Zbliżył twarz do jego. Adam nie cofnął się. Policzek coraz bliżej policzka. Nos koło nosa. Usta prawię na ustach.
Adam odsunął się nagle gwałtownie i zaczął się odwracać. Adrian zdążył złapać go za dłoń. ścisnął ją mocno. Adam nawet nie spojrzał na niego. Wyrwał się i ruszył w kierunku drzwi. Adrian patrzył przez chwilę za nim.
-Dobrze, że tak zdecydowałeś.
Adam odwrócił się wreszcie. Pewnie myślał, że Adrian odzyskał wreszcie rozum.
-Zabrałeś mi wszelkie wątpliwości.
Odetchnął głośniej i dodał po chwili:
-Dziękuję.
Telefon ciążył w dłoni Adriana. Włączony głośnik, piszczał równym, powtarzającym się sygnałem. Druga strona nie odbierała, ale Adrianowi to nie przeszkadzało. Stał tak,dumnie, a Adam patrzył tylko na niego głupio, niepewny co się teraz właściwie dzieje. Masywne drzwi do zakrystii dobrze chroniły przed zewnętrznym hałasem.
-Idź już. -rzucił Adrian.- To w końcu twój ślub.
Adam wykrzywił usta w jakiś rodzaj uśmiechu. Nie spodziewał się takich słów. Otworzył drzwi i wyszedł do głównej nawy.
Niemożliwe.
To było pierwsze słowo, które ułożył w myślach, nim ogarnęła je pustka. Ciało Adama zamarło. Powieki uniosły się najwyżej jak mogły. Oczy ujrzały wszystko. Ten paskudny, metaliczny zapach wypełnił nozdrza. Ostatnie jęki doszły do jego uszu.
-Poczuj, co ja czułem. -słyszał z bardzo daleka. Całe oceany stąd, ale słyszał wyraźnie.
-Posmakuj dania, które sam mi kiedyś zgotowałeś. śmiało. Naciesz się każdym kęsem.
Obca siła pchnęła Adama. Sztywne nogi sprawiły, że prawie się przewrócił. Przeszedł parę kroków, a jego mózg wciąż odmawiał przyjęcia informacji, jakie przekazywały zmysły. Adrian stanął przed nim.
-Nie dumaj tyle. Oni i tak nie żyją. Co do jednego.
Narzędzie spełniło swoje zadanie, dodał w myślach. Nawet jego to przeraziło. Te wszystkie zaszlachtowane ciała porozrzucane wszędzie, pozbawione prawie całej krwi. Czerwień pokrywała wszystkie ozdoby ślubne, dodając tylko makabry do tej sceny. Naprawdę nikt nie ocalał. Tylko Darius stał w samym środku, okrążony wieńcem trupów. Przez skórę jego palców przebijały się pazury z kości. Z łokci wyrastały kościane ostrza. Dopiero teraz wyglądał jak narzędzie mordu.
Adrian zarył twarzą o posadzkę, zdzierając sobie skórę z policzka. Adam nie skończył na tym. Odwrócił go kopniakiem i usiadł okrakiem na jego klatce piersiowej, blokując kolanami ramiona. Krzyczał i płakał. Wył i szlochał.
-śmiało. -mówił Adrian.- Teraz ty sobie ulżyj.
Pierwszy cios wybił mu jedynkę. Drugi złamał kość w policzku. Adrian przypomniał sobie tym, że Adam był kiedyś bokserem.
-Nie oszczędzaj mnie. -wyrzucał z ust wraz krwią i zębami.
Z rozciętego łuku brwiowego strzeliła krew, natychmiast zalewając prawe oko. Chrząstka nosa znalazła się niebezpiecznie blisko mózgu.
-Nie przestawaj. -seplenił. Ledwo widział świat przez sińce na twarzy. Dostrzegł tylko, że palce w obu pięściach Adama wygięte są nienaturalnie. Nie oszczędzał ani siebie, ani Adriana. Nie przestawał bić, aż jego głowa nie odpadła od reszty ciała. Spadła prosto na udo Adriana i potoczyła się po posadzce. Krew z tętnic siknęła w rytm jeszcze bijącego serca.
Adrian wysilił się, by spojrzeć do góry. Darius stał nad nim. Krew ściekała z jego broni.
-Koniec. -wydusił z siebie Adrian i Darius zachwiał się. Jego skóra zafalowała na całym ciele. Potem rozpadł się na kawałki, z których był zrobiony. Jak kukiełka, której poprzecinano stawy. Skóra luzem schodziła z mięśnia. Kości grzechotały o podłogę. I nie zostało nic, co by było podobne do Dariusa.
-To już naprawdę koniec.
Adrian nie miał sił, by zrzucić z siebie ciało Adama. Leżał więc, starając się nie prowokować więcej bólu. Głowa go bolała i chciało mu się wymiotować. Było więcej niż pewne, że ma wstrząśnienie mózgu.
-Nie tobie decydować, kiedy będzie koniec.
Głos był spokojny i mocno znudzony. Adrian przekręcił bolący kark.
Na jednej z ław siedział mężczyzna. Mężczyzna ów wyglądała na najwyżej czterdzieści lat. Nosił stare, szare palto i niemodny kapelusz na głowie. Wyglądał jak żyd zaraz przed drugą wojną. Adrian znał go.
-Przyzywam cię, Natanielu. -zakomenderował człowiek.
Powietrze zrobiło się natychmiast nieznośnie ciepłe. Znikąd pojawił się drugi mężczyzna. Wysoki i szczupły. Najwyżej trzydziestoletni. Ubrany w czarny garnitur z przypalonymi rękawami. Miał twarz o ostrych rysach z strasznymi, czarnymi oczami.
-Kolejny, Szymonie? -głos jego pełen drwiny.- Myślałem, że nie lubisz tej roboty. A wzywasz mnie raz za razem w tym roku.
Starszy mężczyzna tylko spojrzał na niego spode łba.
-Już, już. -zaśmiał się młodszy.- Wykonuję pokornie, przydzielone mi zadanie.
Potężnym kopnięciem zwalił z Adriana trupa. Adrian poczuł jak robi mu się coraz goręcej. Potem dziwny ból w mostku, niepodobny do niczego co czuł w życiu.
A na koniec pustka. Ohydna. Wieczna. Niekończąca się. Pustka.
2
Horror psychologiczny... mniam, idealne dla mnie.
Już się biorę za Ciebie, bo coś tekst długo leży bez komentarzy
Ufff. Przerwa. Pozaczynałem oceniać kilka tekstów, teraz będę musiał wziąć się za resztę... niedługo skończę z Twoim opkiem, tymczasem pozdrawiam.
Przyjrzyj się tekstowi i zastanów nad konstrukcji zdań. Są niechlujne często, pełne od zbędnych powtórzeń i zaimków. Opisujesz wiele pierdół, szybko biegniesz z sceny do sceny, a bohater jest jakiś taki... płytki. I niektóre zdania mnie rozśmieszyły, a przypominam, że miał być to horror.
Musisz dużo pracować nad warsztatem.
Serwus!
Dodane po 1 minutach:
"Pozaczynałem oceniać"...
taaa, jasne. Od tego wytykania błędów mój własny mózg zaczyna nawalać
Już się biorę za Ciebie, bo coś tekst długo leży bez komentarzy

Kropka po drugim "tam" do wywalenia.-Nie wracaj tam. Nie wracaj tam. –szeptał cicho Adrian.
Zaimek do wywalenia.Zimny pot spływał po jego czole, a ręce drżały jak w febrze.
Znów zbędna kropka, a dalej powinno być tak:-Kurwa mać. –zaklął (...)
źle budujesz dialogi...po czym dodał[:] –[c]o ja właściwie zrobiłem?
"Wpierw" brzmi charakterystycznie, więc go nie nie nadużywaj. Zastąp czymś innym.[Wpierw kupił Księgę. Człowiek o imieniu Szymon mu ją sprzedał. Za co? Adrian skupił się. Nie pamiętał. Może po prostu zabrał Księgę, kiedy ów mężczyzna o starych oczach nie patrzył? Nie był pewien. Ważne, że miał Księgę i że użył jej. Wpierw (...)
Zbędna kropka...-Malebolgia. –wyszeptał(...)[/quote
Znów zbędna kropka...
Makabra. Po co to powtarzasz? Lepiej już walnąć średnik po "wróci" i dalej napisać "przecież Adrian wykonał wszystkie zlecenia co do punktu". Albo nawet zamiast średnika zostawić tak, jak jest, tylko odciąć ostatnie zdanie.Dopiero po chwili doszło do niego, że demon już nie wróci. Adrian wykonał wszystko zalecenia co do punktu. Nie było możliwości, by poprawnie odesłany demon, powrócił.
Zbędny zaimek.Spojrzał jeszcze raz na swoje ręce.
InterpunkcjaPrócz tego[,] że wciąż drżały jak u paralityka (...)
Powtórzenie. Trzeba to czymś zastąpić. "Zaschnięta czerwień"? Nie wiem, wymyśl coś, AutorzeAdrian bardzo chciał teraz, by ta krew nie była ludzka.
Powtórzenie. Słowo wystarczy wywalić.Pamiętał doskonale jak łatwo było zabić tych ludzi. Ludzkie ciała są tak kruche...
W księdze było napisane... w księdze było napisane... ble ble bleW księdze wyraźnie było napisane, że demon zrobi wszystko, by człowiek przerwał krąg z piasku. Adrian starał się być głuchy na wszystkie słowa (...)Powtarzasz się
Usuń "W księdze wyraźnie byo napisane, że", resztę wpakuj do nowego akapitu. "Demon zrobi wszystko, by człowiek przerwał krąg z piasku". Stwierdź to zimno, parsknij tym w twarz czytelnikowi. Potem kolejny akapit: "Adrian starał się o tym nie myśleć (...)" i to, co masz dalej
Widzisz, co tu jest źle?Mówił nawet głosem jedynej osoby, którą Adrian kochał, namawiając do zdobycia wszystkiego.
Od nowego akapitu zacznij to zdanie...Wystarczyło tylko przerwać krąg.
Uczynił [TO], do czego zobowiązywał rytuał.HA! O jedną kropkę za dużo!- Jezuuu.... -
Nowy akapit...Budynek był stary i zaniedbany.
Powtórzenie.Niewiele trzeba było, by go zniszczyć. Wystarczyło teraz wcisnąć jeden przycisk, by wszystko zostało zakopane. Zniszczone.
Powtórzenie. Drugie "było" po prostu do wywalenia.Było pogniecione i wyblakłe. Scena była sprzed pięciu lat.
Zbędna kropka po "koniec".-Koniec. –wycedził.
Powtórzenie...Pomieszczenie wciąż pełne było dymu i smrodu Adrian nie czekał, aż wypalona po środku podłoga przestanie dymić.
Od nowego akapitu i po "rozkazał" dwukropek.Wszedł w wciąż widoczny okrąg z piasku i rozkazał.
O ssso... o sssoo... o sssoo chozzziii?Nagi mężczyzna nawet na niego nie spojrzał. Leżała dalej na deskach, drżąc z zimna.
Powtórzenie.(...) stale gdzie jest. Twarz krył przed światłem długimi palcami. Stale skulony (...)
Dwa słowa: do wywalenia.Chciał tylko i wyłącznie się stąd wynieść.
łojej. Ten "Brud, smród" daje komiczny efekt, bo gdy się to czyta, umysł od razu dodaje z uśmiechem: "...i ubóstwo!". No i - plamy po ludziach? Hm... jedli pizzę? ślady - tak. Ich części wtarte w otoczenie - tak. Zaschnięta krew, włosy, zapomniane, jałowe DNA - tak. Ale "plamy" tutaj nie pasująBrud, smród i wciąż widoczne na podłodze plamy po ludziach, których musiał zabić.![]()
Po co ten przecinek przed "go"? ? ?Wiedział, że nikt nie powiąże, go z tymi
Oczywista oczywistość - do wywalenia.-Na krześle masz ubranie. Ubierz się.
widząc to coś. Wybiegł z pokoju prosto do czegoś, co kiedyś musiało być łazienką.['quote]
Niezgrabne zestawienie podobnie brzmiących wyrazów.
Osz kuźwa...-Nie! -krzyknął, zrywając się z porcelany. Poślizgnął się na czymś, co musiało być gównem i wylądował plackiem na plecach.![]()
"Gówno" i "placek" postawione tak blisko siebie też komicznie brzmią : D "Zrywając się z porcelany" również brzmi dziwnie. Jakby Adrian był... em, czymś przyklejonym do niej? Wywal to zdanie, leć spokojnie od "zerwał się(...)". A to poślizgnięcie się na gównie... sam nie wiem.
Jak na razie się śmieję, a to miał być horror psychologiczny, mhm?
Zbędna... kuźwa... kropka...-Nie. -powtórzył.![]()
Interpunkcja.Powoli, nie przejmując się wszechobecnym syfem[,] stanął na czworaka.
Przysłówki są obrzydliwe... lepiej napisz "Z trudem podniósł głowę"Darius podniósł ociężale głowę.
InterpunkcjaChciał obgryźć sobie paznokcie, mimo[,] że śmierdziały wszystkim, co dziś spotkało Adriana. Chciał bardzo wielu rzeczy, tylko nie tego[,] co teraz miał. (...) Pomyślał o hałasie[,] jaki wydaje kurek w rewolwerze.
Powtórzenie.wyszarpywał broń. Szarpał za cyngiel,
Powtórzenia...Nie był ciężki. Do tego zdawał się być tak kruchy. Czy naprawdę był w stanie uczynić to, do czego został stworzony? Kiedy byli wystarczająco daleko (...) Samochód Adriana nie był daleko. (...) Muszę być silny, myślał Adrian. Jeśli nie będę silny
Jakoś tak... hm. Mógł zapiąć pasy jemu, siedząc przed kierownicą. Nie trzeba obchodzić samochodu. I chyba nie trzeba tak szczegółowo pisać o takich rzeczachPosadził Narzędzie na siedzeniu pasażera, zapiął mu pasy i obszedł samochód, by samemu zasiąść przed kierownicą.![]()
A niby skąd miałby wystartować? Z portalu w studzience kanalizacyjnej?Adrian wrzasnął i z piskiem opon wystartował samochodem z miejsca. Kierował szaleńczo, tylko o cale mijając twarde przeszkody, aż wreszcie zatrzymał auto z głośnym jazgotem tartych gum.Do wywalenia. Dalszy ciąg zdania - masakra. Zwłaszcza to, co podkreśliłem. Jechał... (jak?) szaleńczo... (przysłówki są złe, bo odpowiadają wprost na pytania, które może sobie zadać czytelnik. Mówienie wprost = "idę na łatwiznę" i "nie umiem czegoś subtelnie pokazać". To kazanie tyczy się wszystkich przysłówków, jakich możesz użyć w życiu)...mijał TWARDE PRZESZKODY. I to O CALE.
Matko kochana...
Raczej zapytał.Jak możemy to naprawić? -rzekł
Twoje dialogi brzmią nienaturalnie. W tym wypadku: idiotycznie.Z ciał zrodzony, dalej z ciał musi być robiony. Musisz otworzyć mnie i zobaczyć, czego brakuje. Potem musisz kogoś zabić. Pokroić. Dać mi to, czego brakuje.
Zbędna kropka...!-Zawiozę cię do siebie. -rzucił Adrian (...)
Czytaj na głos swoje dialogi. Albo niech ktoś obcy ci przeczyta, bo tutaj ciągle coś nie gra.-Coś...! Coś wymyślę. Coś znajdę. Leż tu tylko i postaraj się odpocząć. Zasnąć. Nie wiem. Cokolwiek, tylko nie mów o zabijaniu.
Zbędna kropka...-I niech tak zostanie. -warknął
Zbędna kropka.-Malebolgia oszukał cię. -wycharkał
Nie mam zielonego pojęcia...Czemu to wszystko musiało być takie głupie?Zamotany ten tekst, oj, zamotany...
-To wasza wina. -burknął
Ufff. Przerwa. Pozaczynałem oceniać kilka tekstów, teraz będę musiał wziąć się za resztę... niedługo skończę z Twoim opkiem, tymczasem pozdrawiam.
Przyjrzyj się tekstowi i zastanów nad konstrukcji zdań. Są niechlujne często, pełne od zbędnych powtórzeń i zaimków. Opisujesz wiele pierdół, szybko biegniesz z sceny do sceny, a bohater jest jakiś taki... płytki. I niektóre zdania mnie rozśmieszyły, a przypominam, że miał być to horror.
Musisz dużo pracować nad warsztatem.
Serwus!

Dodane po 1 minutach:
"Pozaczynałem oceniać"...
taaa, jasne. Od tego wytykania błędów mój własny mózg zaczyna nawalać

3
Boże! Pełno błędów!
Pełno literówek, zły zapis dialogów i masa powtórzeń. Sky ci wypisał ładnie błędy. Btw w broni jest kurek? a nie spust?
Nieważne.
Krótko, bo mnie głowa rozbolała.
Pomysł jest ok<nawet zaskoczyłeś mnie tym, że chodziło o faceta a nie o laskę>, ale wykonanie leży i kwiczy. Torpedowałeś mnie zdaniami typu: "Wstał z krzesła. Poszedł do kuchni. Złapał garnek. Nalał wody. Postawił na piecu. Podpalił. Potem wyciągnął szklankę...". Instrukcję parzenia herbaty to ja mogę znaleźć na opakowaniu o_O
Eeeh przez to wykonanie jestem na NIE.
Pozdrawiam serdecznie
Pełno literówek, zły zapis dialogów i masa powtórzeń. Sky ci wypisał ładnie błędy. Btw w broni jest kurek? a nie spust?
Nieważne.
Krótko, bo mnie głowa rozbolała.
Pomysł jest ok<nawet zaskoczyłeś mnie tym, że chodziło o faceta a nie o laskę>, ale wykonanie leży i kwiczy. Torpedowałeś mnie zdaniami typu: "Wstał z krzesła. Poszedł do kuchni. Złapał garnek. Nalał wody. Postawił na piecu. Podpalił. Potem wyciągnął szklankę...". Instrukcję parzenia herbaty to ja mogę znaleźć na opakowaniu o_O
Eeeh przez to wykonanie jestem na NIE.
Pozdrawiam serdecznie

"It is perfectly monstrous the way people go about, nowadays, saying things against one behind one's back that are absolutely and entirely true."
"It is only fair to tell you frankly that I am fearfully extravagant."
O. Wilde
(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.
"It is only fair to tell you frankly that I am fearfully extravagant."
O. Wilde
(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.