Zbieg
Miałem przyjaciela... dawno temu, niech mnie szlag, jeśli pamiętam, jak dawno. Cała afera zaczęła się niezwykle prosto; od morderstwa. Popełnionego przez rzeczonego przyjaciela, oczywiście. Próbował się wykpić, no ale młotek sędziego opadł. Szesnaście cholernych lat w jeszcze bardziej cholernej kazamacie!
Spędziwszy w pierdlu trochę czasu, przeżywszy wystarczającą liczbę tortur nakłaniających go do zostania rasistą, uświadomił sobie, że nie chce spędzić tam całego życia. Nie chciał, do licha, żyć tam samotnie i dam sobie rękę uciąć, że nie był sam! Dlatego przedsięwziął plan ucieczki. Obejrzał akurat tyle filmów o ludziach uciekających z więzienia, że nie uznał tego za zbyt trudne dla siebie.
Skubaniec zaczął wcale sprytnie! Podlizał się jednemu z klawiszy. Miał chłopina kilka argumentów za, toteż szyldwach bardzo szybko zrobił z niego swojego pupilka. Na starcie były tylko niewielkie machlojki. Dawał cynk, kiedy ten a ten czarny zamierza przemycić zwłoki tego a tego białego w koszu z praniem i tak dalej. Miało to szanse na większą ekspansję, ale coś zupełnie innego stanowiło cel działań mojego dawnego przyjaciela.
Tak więc pewnego dnia... Nie mogę szczegółów stwierdzić na bank, byli tam sami, a historię tę znam z ust osób trzecich... W każdym razie spotkali się daleko po północy, i to... Cholera, albo ten strażnik naprawdę mu ufał, albo był diablo głupi! Widzieli się w celi zamieszkanej samotnie przez mojego przyjaciela! To była jakaś błaha sprawa, równie dobrze to tej schadzki mogłoby nie dojść.
Nie trwało długo, aż rozbił klawiszowi czaszkę o kamienny mur i pozbawił go broni. Wyszedł z celi, a już w chwilę później rozległ się wszechobecny hałas. Wszyscy współwięźniowie nagle mieli do niego jakąś sprawę; jedni chcieli mu przyłożyć, drudzy na kolanach błagali o pomoc w ucieczce. I jednych, i drugich ignorował.
Na szczęście strażnicy byli przyzwyczajeni do nocnych manifestacji, posłali więc tylko jednego jełopa, żeby uciszył cały galimatias. Nie żył, zanim udało mu się wyciągnąć spluwę z kabury. Mój przyjaciel miał dużo szczęścia. Dostał się na dach przez szyb wentylacyjny tuż przed tym, jak pozostali klawisze niczym psy na odgłos strzału przybyli, aby zobaczyć zwłoki kumpla.
Stamtąd do wolności dzieliły go już metry. Los chciał, że mur – uwieńczony u góry drutem kolczastym – był kilka - kilkanaście stóp oddalony od dachu bloku, w którym mój przyjaciel tymczasowo grzał pryczę.
Los chciał również, że właśnie wtedy skończyło się szczęście zbiega. Z wieżyczek buchnęło nań światło reflektorów, a wzmocniony przez megafon głos pewnikiem chrzanił coś o poddaniu się i zaprzestaniu ucieczki.
Uciekinier widocznie nie był chętny do wdawania się w konwersację, gdyż na jednej nodze rzucił się z budynku, za mur. Tak mały to skok dla człowieka, a tak wielki dla wolności... Mniejsza z tym. W powietrzu usłyszał tylko wielką więzienną orkiestrę.
światła, syreny, wystrzały. ścigał wolność. I ją doścignął. Już wolny, mógł po raz pierwszy, od kiedy go wsadzili, wbić nos w trawę i zachwycić się jej zapachem.
Z kulką między łopatkami.
2
W kilku miejscach masz potknięcia stylistyczne, słowa, które w ogóle nie pasują do całej reszty tekstu. Przeglądnij go raz, albo dwa dokładnie, to pewnie je wyłapiesz.
W tekście tak krótkim, że nie da się opowiedzieć w nim prawie żadnej historii i przedstawić żadnych wiarygodnych bohaterów bodaj najważniejsza jest pointa, a tej u ciebie brak. Niby jest, ale - za słaba, nie ma w niej zaskoczenia, zastanowienia, humoru - niczego.
W tekście tak krótkim, że nie da się opowiedzieć w nim prawie żadnej historii i przedstawić żadnych wiarygodnych bohaterów bodaj najważniejsza jest pointa, a tej u ciebie brak. Niby jest, ale - za słaba, nie ma w niej zaskoczenia, zastanowienia, humoru - niczego.
//generic funny punchline
3
Przykładowe byki:


Zbędny przecinek.
Krótki, błahy tekścik. Na dodatek napisany tak, że podczas czytania miałem wrażenie słuchania jakiegoś wytatuowanego osiłka, który trochę sobie podpił i rozwiązał mu się język
Coś dłuższego proszę, bo tutaj nie jestem w stanie określić stylu.
No dobra: stylizacja narracji - kiepsko, trochę powtórzeń, za krótkie akapity... (O.O - w życiu bym nie pomyślał, że zwrócę komuś na to uwagę) i ogólnie tekst brzmi jak streszczenie, recenzja, a nie opowieść.
Pozdrawiam!
Serwus...
Powtórzenia na dzień dobry.Spędziwszy w pierdlu trochę czasu, przeżywszy wystarczającą liczbę tortur nakłaniających go do zostania rasistą, uświadomił sobie, że nie chce spędzić tam całego życia.Nie chciał, do licha, żyć (...)
Zdanie POTWóR. Gość nie chciał żyć samotnie, ale narrator da sobie uciąć rękę, że nie żył sam? Przeczytaj głośno. Zestawienie tych wyrazów brzmi idiotycznie i neguje logikę zdaniaNie chciał, do licha, żyć tam samotnie i dam sobie rękę uciąć, że nie był sam!

Podkreślone - do wywalenia(...) że nie uznał tego za zbyt trudne dla siebie.

Makabrycznie to brzmi. Jakoś tak... niepisarskoDawał cynk, kiedy ten a ten czarny zamierza przemycić zwłoki tego a tego białego w koszu z praniem i tak dalej.

Dziwnie zbudowane zdanie... (myślniki?).Stamtąd do wolności dzieliły go już metry. Los chciał, że mur – uwieńczony u góry drutem kolczastym – był kilka - kilkanaście stóp oddalony od dachu bloku, w którym mój przyjaciel tymczasowo grzał pryczę.
Metafora niespójna wewnętrznie? światło buchnęło? Gdyby jakiś dym był podświetlony... czy coś w tym stylu, ale światło raczej nie bucha.Z wieżyczek buchnęło nań światło reflektorów (...)
(...) z budynku, za mur.
Zbędny przecinek.
Krótki, błahy tekścik. Na dodatek napisany tak, że podczas czytania miałem wrażenie słuchania jakiegoś wytatuowanego osiłka, który trochę sobie podpił i rozwiązał mu się język

Coś dłuższego proszę, bo tutaj nie jestem w stanie określić stylu.
No dobra: stylizacja narracji - kiepsko, trochę powtórzeń, za krótkie akapity... (O.O - w życiu bym nie pomyślał, że zwrócę komuś na to uwagę) i ogólnie tekst brzmi jak streszczenie, recenzja, a nie opowieść.
Pozdrawiam!

Serwus...
4
Poniekąd był to mój zamiar, choć ten osiłek miał raczej sprawiać wrażenie weterana itd. Cóż,, wyszło, jak wyszło
Krótki, błahy tekścik. Na dodatek napisany tak, że podczas czytania miałem wrażenie słuchania jakiegoś wytatuowanego osiłka, który trochę sobie podpił i rozwiązał mu się język

Służę... (cholerny limit jednej pracy na tydzień!
Coś dłuższego proszę, bo tutaj nie jestem w stanie określić stylu.

Nic, tylko zapłakać i wziąć się do robotyNo dobra: stylizacja narracji - kiepsko, trochę powtórzeń

To niestety też było celowe. Mógłbym się rozpisać, wydłużyć do granic możliwości poczynania bohatera, ale chodziło mi o szybkie dojście do puenty. W dłuższej formie taka końcówka (wg mnie) straciłaby sens.
i ogólnie tekst brzmi jak streszczenie, recenzja, a nie opowieść.
Dzięki za słowa brutalnie sprowadzające na ziemię
5
Problem tkwi moim zdaniem (poza wynikającymi z braku doświadczenia potknięciami warsztatowymi) w pomyśle na puentę. Miniaturki nabierają mocy i wyrazu głównie dzięki zgrabnemu, niecodziennemu i dającemu do myślenia zakończeniu. Teza, iż śmierć jest bramą do wolności może być oczywiście takim elementem, ale została już straszliwie wyeksploatowana literacko, i bardzo trudno uczynić ją frapującą. Tym bardziej, iż od połowy Twojego krótkiego opka właśnie tego się spodziewałem.
Trzymaj się!
Trzymaj się!
6
Hmm, co by tu rzec?
Z pewnością zgadzam się z poprzednikami.
To na początek.
Możliwe, że coś powtórzę.
Czytając opowiadanie wydaje się czytelnikowi jakby je opowiadał jakiś zakapior, łysy, bez kilku zębów i z blizną na twarzy. Co rusz oblizujący się, zwłaszcza przy fragmentach o schadzkach i trupach wywożonych w koszach z praniem.
Puenta? No cóż, dla mnie to co zaserwowałeś to za mało. Za mało zaznaczona. Praktycznie w ogóle.
Brak mi tu czegoś w stylu kopniaka w twarz. Chociaż małego uderzenia. Tutaj ktoś nieśmiało mnie pogłaskał po głowie.
Ot takie streszczonko, lekko niedbałe i nijakie jak się okazuje na końcu.
Z pewnością zgadzam się z poprzednikami.
To na początek.
Możliwe, że coś powtórzę.
Czytając opowiadanie wydaje się czytelnikowi jakby je opowiadał jakiś zakapior, łysy, bez kilku zębów i z blizną na twarzy. Co rusz oblizujący się, zwłaszcza przy fragmentach o schadzkach i trupach wywożonych w koszach z praniem.
Puenta? No cóż, dla mnie to co zaserwowałeś to za mało. Za mało zaznaczona. Praktycznie w ogóle.
Brak mi tu czegoś w stylu kopniaka w twarz. Chociaż małego uderzenia. Tutaj ktoś nieśmiało mnie pogłaskał po głowie.
Ot takie streszczonko, lekko niedbałe i nijakie jak się okazuje na końcu.
Po to upadamy żeby powstać.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.