Spod skrzydeł demona [horror/urban-angel fantasy] 1/3

1
Z niemałą obawą i niepewnością umieszczam tu moje piersze opowiadanie.



Jest to pierwsza z trzech części opowiadania, które napisałam jakieś siedem lat temu. Nie jest to jednak pierwotny tekst. Usiadłam do niego ostatnio i dostosowałam do swoich dzisiejszych umiejętności. Nazmieniałam w takim stopniu, że jest tego dwa razy więcej niż było. (Na życzenie mogę podrzucić oryginał.)

Z czasem, powstało do tej historii kilka dodatkowych opowiadań, dziejących się w tym samym świecie. Wszystkie jednak wymagają ponownego wrzucenia na warsztat.

Prosze o szczere opinie (Nie spodziewam sie żadnych innych)





Spod skrzydeł demona





Część pierwsza

"Wszystko ma swoją cenę"



Ciemność zapadła wokoło ledwie kilka godzin temu. Zimne światło latarni odbijało się od śniegu, sprawiając, że świat wydawał się niesamowity i przerażający. Pomimo mroźnego wieczoru, tłumy ludzi mrowiły się na głównej ulicy miasta podążając w sobie tylko wiadomych kierunkach. Ich krok był szybki, ręce schowane głęboko w kieszeniach dawały złudne poczucie ciepłą.

W tym całym tłumie była ona. Samotna dusza pośród gęstwiny ludzkich istnień. Dusza szamocząca się w więzieniu pięknego kobiecego ciała ubranego w czarną suknię. Dusza oddzielona od reszty świata świadomością swojego zadania.



Biegła po chodniku w kierunku, w którym tłum stawał się coraz gęstszy, do centrum miasta. Gdzieś w podświadomości czuła przerażenie, jednak siła, która sprawiła, że dziś tu była nie pozwalała jej uciec. Z dłoni wyciągnęła złoty, o przecudnie zdobionej rękojeści miecz. Ostrze zabłysło złowrogo w świetle wschodzącego księżyca, kiedy uniosła je przygotowując się do ataku. Zamachnęła się i z potworną dokładnością opuściła miecz trafiając bezbłędnie w swój cel.

Pierwsza tego wieczora głowa spadła na ziemię, a razem z nią płatek po płatku zaczął padać śnieg.



Im dalej biegła, tym na ziemię spadało więcej głów się; starych, młodych, uśmiechniętych i smutnych. Pomimo przerażenia nie mogła się zatrzymać, podążała wciąż w jednym kierunku, pozostawiając za sobą morze krwi i rozpaczy. Uciekała, uciekała od losu, który sama sobie zgotowała.



Dziś był kolejny wieczór, który obudził w niej krwawego demona zniszczenia, demona, którego tak panicznie się bała. Jej czarna peleryna powiewała za nią niczym demonie skrzydła, zaś w głębinie karmazynowych oczu czaiło się szaleństwo.



"Chcę umrzeć" - Myślała ścinając kolejną głowę. Znów, pomimo odrazy jaką czuła ,nie zawahała się, patrzyły na nią otwarte z przerażenia, ogromne dziecięce oczy. Zdrowa część jej duszy zauważyła ich błękitny kolor. Kolejna dziecięca główka spadła z karku, drobniutkie usta pozostały otwarte w niemym krzyku.

Cały świat krzyczał w przerażeniu i rozpaczy, jednak jej uszy pozostawały głuche. Zimny śnieg cicho padał na ziemię, rozpuszczając się w parujących kałużach krwi.









Siedząca na pobliskim drzewie postać uśmiechnęła się lakonicznie. Gdyby ktoś w tym momencie spojrzał w górę, zauważyłby dwa ogromne skrzydła, nagi tors oraz błyszczące krwawym blaskiem oczy demona. Nikt jednak w obliczu śmierci tylu ludzi, nie interesował się tym, co może akurat znajdować się na drzewie, tak samo jak demona nie interesowała rzeź, która rozegrała się poniżej. Nie, demona w tej chwili interesowała wyłącznie dusza szamocząca się w smukłym ciele zabójczyni, dusza, która należała do niego.

Patrzył jak jego służka odbiega od tego, co zrobiła. Zajrzał w jej duszę i zaśmiał się widząc jak bardzo chciałaby zapłakać, przestać, umrzeć.

Nie można jednak łamać raz zawartych kontraktów. Dziewczyna sama chciała pozbyć się pozytywnych, zgubnych uczuć, chciała przestać tak bardzo współczuć. Dostała to, czego pragnęła.









Właścicielka złotego miecza wciąż biegła, nie mogła odwrócić się i spojrzeć na to, co zrobiła, chciał płakać, lecz nie mogła, nie potrafiła. Schowała miecz z powrotem w dłoni. Była wdzięczna siłom, których nie mogła nazwać, że dziś już skończyła. Pocieszała się, że to wszystko jest tylko początkiem końca, że to wszystko się skończy...



- Nie!... – Ke-I usłyszała za sobą przyjemnie drażniący ucho męski głos. Zatrzymała się i odwróciła głowę - Mylisz się - Czarna postać zeskoczyła z pobliskiego drzewa i stanęła w świetle latarni. Ke-I przyjrzała się jej uważnie. Pierwszą rzeczą, która rzuciła się jej w oczy były ogromne czarne skrzydła - To nie jest początek końca... – Demon kontynuował złowrogo. - To tylko koniec początków i nie zrezygnujesz Zostałaś naznaczona niewinną ludzką krwią- nagi tors demona przyciągał wzrok jako następny, tak samo jak przystojna twarz otoczona kurtyną prostych czarnych włosów. - Odrzucasz wszystko, czego pragniesz, dano Ci to, o co prosiłaś, a ty to odrzucasz... - Demon pokręcił głową uśmiechając się złośliwie. - Nieładnie... – Ke-I jeszcze przez chwile przyglądała się ponętnym ustom zanim zorientowała się, że przybysz skończył mówić.



-Nie powiedziano mi wszystkiego – Wyjaśniła spokojnie, jakby jej dusza nie krzyczała wewnątrz niej, przerażona. Zrobiła krok do przodu chcąc przyjrzeć się demonowi z bliska. Kiedy spojrzała w czerwone, ogromne oczy, jej ciało zagłuszyło dusze i Ke-I poczuła pożądanie budzące się wewnątrz niej. Twarz, która z daleka wydawała się być ledwie przystojna, z bliska zachwycała swoimi delikatnymi, ale wciąż męskimi rysami, doskonałymi według ludzkich standardów.

- Tak. Jestem ładny – Odezwał się demon, jakby czytając w jej myślach.

- Cóż za skromność... – Zakpiła. Był piękny, ciało rzeźbione niczym ręką mistrza było tak blisko niej.

- Skromność to cnota a demon i cnota... No cóż, te dwa słowa raczej do siebie nie pasują. No chyba że chodzi o pozbawianie jej niewinnych istotek. - Demon uśmiechnął się złośliwie i dotknął palcem policzka Ke-I.



Poczuła zimno, grobowe zimno jego skóry. Ze wstrętem odskoczyła, jednak on przyciągnął ją do siebie gwałtownym ruchem i przyłożył usta do jej czoła.



Jej życie zaczęło płynąć przed jej oczami. Widziała swoje narodziny, pierwsze lata. Rodzice jak zwykle się kłócili. Potem kolejne dziecięce dni, dorastanie pod kloszem wiary i przyzwoitości. Zakazy przez które czuła jaka była samotna, ograniczona, dołowana, poniżana a wszystko w imię Tego-Który-W-Górze.

Zobaczyła Kalendarz a na nim datę swoich osiemnastych urodzin zakreśloną zielonym pisakiem. Dzień, kiedy zrezygnowała z dawnego życia. Widziała swoją radość, kiedy stała się bogata, sławna, lubiana, kiedy w jej życiu zaczęły pojawiać się osoby, które ją wreszcie kochały.

Wtedy jeszcze nie wiedziała że przyjdzie jej zapłacić za spełnienie swoich marzeń tak wysoką cenę.

Przed jej oczami zaczęły migać obrazy wieczorów , kiedy, na rozkaz demonów, wyciągała złoty miecz i biegła przez miasto, aby zabijać. Obraz spłynął krwią. Znów zobaczyła swoje szczęście, miała wszystko, czego zapragnęła i jeszcze więcej...

Wizja skończyła się, zimne usta oderwały się od jej czoła.



- Czy to, co każemy Ci robić to naprawdę tak wielka cena za to, co Ci ofiarowaliśmy istoto ludzka?? - Czerwone oczy zupełnie takie same jak jej wpatrywały się w nią pożądliwie. Ke-I zadrżała, podniecenie wybuchło wewnątrz niej ze zdwojoną siłą. Usta demona wpiły się nagle w jej usta, w namiętnym pocałunku, który rozbudził w niej ochotę na więcej.



Pragnęła więcej i otrzymała więcej. Jej świat stał się tyglem cielesnej rozkoszy, która pochłonęła ją a później pozwoliła przyjemności otulić ją do snu.





Pierwszą myślą po obudzeniu obdarzyła ostatnią noc. Było jej tak dobrze, jak nigdy dotąd. Usłyszała oddech demona leżącego obok. Spojrzała na niego, jego skrzydła zniknęły, a czarne włosy rozsypały się po poduszce. Wyglądał tak niewinnie kiedy spał.

Zachichotała wewnątrz siebie, niewinny demon, dobry żart.

Wstała, wsunęła na stopy ciepłe różowe papucie i poczłapała w stronę lustra. Spojrzała w swoje oczy, miały naturalny brązowy kolor, czyli dziś znowu mogła normalnie żyć. O ile normalnością można nazwać demona śpiącego w jej łóżku. Naga poszła do kuchni i włączyła zawieszony na ścianie telewizor. Z leżącej na szafce paczki papierosów wyjęła jednego i zapaliła.



W telewizji, jakiś dziennikarz w okularach mówił o kolejnych krwawych rzeźniach w trzech niewielkich miastach. Jakiś ekspert wypowiadał się na temat zbliżającej się apokalipsy. Przerażony świadek mówił o cieniu ze złotym mieczem.



Ke-I wzruszyła ramionami. Nic nie wiedzieli, nic nie mogli zrobić. Ona i inne jej podobne, kobiety, będące matkami złotych mieczy były wysłannikami demonów. Miały siać śmierć zamęt, przerażenie.



Chcąc ukroić sobie chleb z najbliższej szuflady wyjęła nóż. Kiedy ten znalazł się w jej dłoni przybrał wygląd srebrnego sztyletu. Przyjrzała się mu uważnie. Na rękojeści wyryty był smok. Smok ten zdawał się do niej mówić, o tym, że miała jeszcze wybór, O tym, że poświęcając swoje życie, mogła choć w części odkupić swoje grzechy. Z klingi zaczęła sączyć się krew. Ke-I zdała sobie sprawę, że ten dzień nie będzie należał jednak do normalnych.



Wróciła do sypialni. Demon otworzył oczy i spojrzał na nią, a następnie na zakrwawiony sztylet w jej ręce. Jego karmazynowe oczy zamigotały. Ke-I przez chwile zdawało się, że dostrzega w nich pragnienie.

- Nie sądziłem, że odnajdziesz w sobie złoty sztylet, Ke-I. – Demon oblizał usta spoglądając na krew wciąż sączącą się z ostrza sztyletu. – Trzymasz w ręku jedyną broń, która jest w stanie zabić demona, a jednak jest na niej Twoja krew.

Ke-I spojrzała na sztylet. To małe cudo miało władzę nad istnieniem demona, było kluczem do jej wolności. Jednak, co by zmieniło pozbycie się jednego, nic nieznaczącego demona. Nic. Były ich setki, tysiące. Gromady upadłych aniołów, które zbuntowały się przeciwko Temu-Który-W-Górze, a które teraz bezkarnie topiły świat w ludzkiej krwi.

Zabicie jednego demona nic by nie dało, nic by nie zmieniło. Ona, wciąż musiałaby wybiegać z mieczem na ulicę i zabijać.

Nie. Jej życie było mniej warte. Choć takie, jakie sobie zawsze wymarzyła, spokojne, beztroskie to jednak cena, jaką za nie zapłaciła była zbyt wielka.

Oddając swoje życie uwolniłaby się od swoich zadań.



Podała demonowi sztylet. Położyła się na łóżku. Nie musiała nic mówić. Demon rozpostarł czarne skrzydła ponad nią i uniósł sztylet. Zamknęła oczy i przykryła je ręką.

- Witaj o spokojna śmierci - Wyszeptała.



Poczuła jak zimne ostrze zatapia się w jej sercu, przeszywający ból promieniujący do każdej części jej ciała. Jedynie dusza zdawała się uspakajać, może tak właśnie czuło się własną śmierć.



śmierć jednak nie nadchodziła. Czuła jak krew szumi jej w uszach, więc serce wciąż biło. Usłyszała szept w obcym sobie języku i grobowo zimna dłoń spoczęła na jej łonie. Wszystko w niej wzburzyło się i poruszyło chcąc uciec od przerażającego dotyku. Złapała rękę, która jej dotykała i oderwała od swojej skóry.

- Co robisz? – Chciała krzyczeć, lecz z jej ust wydobył się ledwie jęk.

- Nie możesz umrzeć, jeszcze nie nadszedł twój czas. Ten-W-Górze upomniał się o Ciebie, nie pozwolił mi zabić części duszy jemu należnej.- Ke-I wpatrywała się w twarz wykrzywioną niezadowolonym grymasem. - Jako dziecko byłaś przez niego naznaczona. Wciąż ma władzę nad twoją duszą. Wybrałaś jednak zło i musisz za to zapłacić. Nie ma dla Ciebie łatwej ucieczki.

Za kilka miesięcy urodzisz syna, zapomnisz wszystko, kiedy tylko przyjdzie na świat. Przeniosę cię w miejsce gdzie dobro i zło nie toczą tak zawziętej walki jak tu. Twój syn wybierze za Ciebie. Jeszcze się spotkamy - Słowa demona zabrzmiały jak obietnica i groźba zarazem. – Lepiej dla Ciebie gdybyś nigdy nie została naznaczona przez Tego-Który-W-Górze. - Demon zaśmiał się złowrogo, machnął skrzydłami i wraz z trupim powiewem mrok pochłonął Ke-I



CDN





PS. Wiem, że jest epatowanie krwią i generalnie przygnębiający nastrój ale proszę weźcie pod uwagę, że pomysł przyszedł do głowie bardzo zdołowanej nastolatce.

2
Sporo powtórzeń i źle umiejscowione przecinki (nie znam się na przecinkach, ale takie mam odczucie :wink: ). Styl troszkę toporny, opisy jakieś takie... A fabuła też nie zaskakuje i jest jakaś taka... typowa. Ale ja się nie znam, poza tym jestem w stanie wskazującym więc nie sugeruj się moją opinią :).

Re: Spod skrzydeł demona [horror/urban-angel fantasy] 1

3
aniay pisze:Ich krok był szybki, ręce schowane głęboko w kieszeniach dawały złudne poczucie ciepłą. (Rozumiem twój patriotyzm, ale oznaki polskości nie są potrzebne wszędzie ;))
Biegła po chodniku w kierunku, w którym tłum stawał się coraz gęstszy, do centrum miasta. (Tłum stawał się gęstszy w kierunku?.... Proponuję "...w kierunku, gdzie tłum...")
Gdzieś w podświadomości czuła przerażenie, jednak siła, która sprawiła, że dziś tu była nie pozwalała jej uciec. Z dłoni wyciągnęła złoty, o przecudnie zdobionej rękojeści miecz. (Miecz wyciągnęła z dłoni?)
Pierwsza tego wieczora głowa spadła na ziemię, a razem z nią płatek po płatku zaczął padać śnieg.
"Chcę umrzeć" - Myślała ścinając kolejną głowę. Znów, pomimo odrazy jaką czuła ,nie zawahała się, patrzyły na nią otwarte z przerażenia, ogromne dziecięce oczy. Zdrowa część jej duszy zauważyła ich błękitny kolor. Kolejna dziecięca główka spadła z karku, drobniutkie usta pozostały otwarte w niemym krzyku.

Cały świat krzyczał w przerażeniu i rozpaczy, jednak jej uszy pozostawały głuche. Zimny śnieg cicho padał na ziemię, rozpuszczając się w parujących kałużach krwi.
Ten fragmencik uroczo ukazuje, że czytałaś swój tekst z nieco chałturniczym podejściem ;)


Nikt jednak w obliczu śmierci tylu ludzi, (Zupełnie przecinek zbędny)nie interesował się tym, co może akurat znajdować się na drzewie
Właścicielka złotego miecza wciąż biegła, nie mogła odwrócić się i spojrzeć na to, co zrobiła, chciał(a) płakać, lecz nie mogła, nie potrafiła. Schowała miecz z powrotem w dłoni. Była wdzięczna siłom, których nie mogła nazwać, że dziś już skończyła. Pocieszała się, że to wszystko jest tylko początkiem końca, że to wszystko się skończy...
Odrzucasz wszystko, czego pragniesz, dano Ci (Najzupełniej zbędna wielka litera) to, o co prosiłaś
Zobaczyła Kalendarz (I znowu - po co tu wielka litera?) a na nim datę swoich osiemnastych urodzin zakreśloną zielonym pisakiem.
Wtedy jeszcze nie wiedziała że przyjdzie jej zapłacić za spełnienie swoich ("Swoich" jest niepotrzebne, a wręcz niewskazane ;)) marzeń tak wysoką cenę.
- Czy to, co każemy Ci robić to naprawdę tak wielka cena za to, co Ci ofiarowaliśmy istoto ludzka?? - Czerwone oczy zupełnie takie same jak jej wpatrywały się w nią pożądliwie. Ke-I zadrżała, podniecenie wybuchło wewnątrz niej ze zdwojoną siłą.

(Tu kilka rzeczy. O pierwszej już mówiłem, pewnie wiesz, o co chodzi. Druga: wołacz [w tym przypadku: "istoto ludzka"] należy odgrodzić przecinkami niczym murem! Trzecia: jak sądzę, to nie oczy demona wpatrywały się, lecz sam demon)
Ke-I wzruszyła ramionami. Nic nie wiedzieli, nic nie mogli zrobić. (Jak dla mnie wzruszenie ramionami jest czymś w rodzaju słów "nic na ten temat nie wiem", a zatem nie ma po co ramionami wzruszać przed telewizorem)
- Nie sądziłem, że odnajdziesz w sobie złoty sztylet, Ke-I. – Demon oblizał usta(,) spoglądając na krew wciąż sączącą się z ostrza sztyletu. – Trzymasz w ręku jedyną broń, która jest w stanie zabić demona, a jednak jest na niej (?!) Twoja (?!) krew.
Gromady upadłych aniołów, które zbuntowały się przeciwko (Proponuję: "którzy zbuntowali się...") Temu-Który-W-Górze, a które teraz bezkarnie topiły świat w ludzkiej krwi.
Podała demonowi sztylet. Położyła się na łóżku. Nie musiała nic mówić. Demon rozpostarł czarne skrzydła ponad nią i uniósł sztylet. Zamknęła oczy i przykryła je ręką.

- Witaj(,) o spokojna śmierci - wyszeptała.






Ok, tyle z cytowania i poprawiania.





Wysnułaś opowieść o kobiecie (a może nie do końca kobiecie?...), która musi zabijać, czy tego chce, czy nie, a w zamian dostaje... no właśnie, co dostaje? Seks z demonem, który następnie zabija bohaterkę na jej życzenie nożem kuchennym, który to z kolei okazuje się mieć wielką moc zabijania demonów. A jednak, Ten-Który-W-Górze na to nie pozwala. Moim zdaniem to jest za dużo jak na tak krótkie coś. Tak, tak, to tylko początek, ale mimo to za dużo. Powinnaś ukazać frapujący kawałek praw działających twoim światem i jego bohaterami, żeby zachęcić do dalszego czytania.



Chyba tyle. (Czy raczej: nie chce mi się dłużej gadać ;))



Pozdrawiam!

4
wow.



Co do interpunkcji, wielkich liter, które pojawiają się nagle i są zupełnie niepotrzebne, oraz nagminnych powtórzeń to przyznaję się do winy. Trochę zbyt pobieżnie sprawdziłam to opowiadanko, no i muszę przypomnieć sobie zasady intrpunkcji --'



Bin Co do Twojego zarzutu że zbyt dużo próbuję utkać w tak krótkim fragmencie, to masz rację.

Wynika to z tego, że ja mam cały świat w głowie i chciałam, żeby czytelnik wiedział o co mi chodzi.



Sprawdzę ten fragment raz jeszcze, albo i kilka razy i spróbuję nad nim popracować



Dzięki.
Bo tak! A co, ktoś mi zabroni?

5
Zaraz, ja to przecież przeczytałem wczoraj. Nie skomentowałem? Już naprawiam błąd.


Samotna dusza pośród gęstwiny ludzkich istnień. Dusza szamocząca się w więzieniu pięknego kobiecego ciała ubranego w czarną suknię. Dusza oddzielona od reszty świata świadomością swojego zadania.


Usunąłbym słowo "dusza" żeby się nie powtarzało i tekst nabrał nieco ogłady. Pierwsze użycie może być, drugie i trzecie natomiast są zupełnie zbędne. Pozbądź się ich.


Z dłoni wyciągnęła złoty, o przecudnie zdobionej rękojeści miecz. Ostrze zabłysło złowrogo w świetle wschodzącego księżyca, kiedy uniosła je przygotowując się do ataku.


Popracowałbym osobiście nad budową zdań. Na pierwszy rzut oka mogą być, ale za drugim już widać, że coś jest z nimi nie tak. Lekko przestawny szyk. Nie wspomnę już o nielogiczności wyciągnięcia miecza z dłoni. Chyba, że tak ma być, ale dłoń to trochę małe miejsce na ukrycie miecza.


Zamachnęła się i z potworną dokładnością opuściła miecz trafiając bezbłędnie w swój cel.

Pierwsza tego wieczora głowa spadła na ziemię, a razem z nią płatek po płatku zaczął padać śnieg.


Tutaj też trochę nielogicznie. ścięcie głowy mieczem jest cholernie trudne.



Zrezygnowałbym z ciągłego powtarzania imienia bohaterki. Dodałbym jakiś zamiennik do tekstu.


Temu-Który-W-Górze


Już dłuższy czas spotykam się z takim zapisem. Wciąż nie mogę pojąć co w nim takiego pociągającego. Mniejsza o to.



Opowiadanie jest przeładowane. Potraktowałbym je jako szkic czegoś nieco dłuższego. Brakuje tutaj kilku informacji przez co czytelnik czuje się skołowany, nie wie o co chodzi. Ja nie rozumiem do końca pobudek rządzących kobietą czy demonem. Rozwiń to. Nie śpiesz się z pisaniem.

Popraw na spokojnie wszystkie literówki, przemyśl każdy czyn bohaterów.

Chętnie przeczytam. Masz czas do pierwszego stycznia aż odblokujemy dział "do zweryfikowania". To sporo czasu jak na jedno opowiadanie.



Pozdro.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

6
Jeśli już załapałaś, że pierwotną wersję należy poprawić, to duży postęp. Teraz możesz ulepszć tę. Jeszcze nie jest za dobrze, moi przedmówcy zwrócili uwagę na mankamenty.



Tekst można szlifować, pomalutku doprowadzać do perfekcji.



Fabularnie mnie nie zainteresowało, ale widzę w Twojej pracy zamiłowanie do nastrojowych opisów, które uwielbiam.



Musisz jeszcze ćwiczyć. Dużo pisz, dużo czytaj. I tysiąc razy sprawdź tekst przed wysłamiem. Zawsze się coś znajdzie. Zawsze. :P
"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."

.....................................Wallace Stevens

dołączę się, co tam

7
zapadła wokoło


usuń wokoło - im mniej przysłówków, tym tekst nabiera klarowności i dynamiki.


Zimne światło latarni odbijało się od śniegu, sprawiając, że świat wydawał się niesamowity i przerażający.


Opisy wcale nie sprawiają, że Czytelnik odczuje emocje. Pozwól, żeby sam się zorientował, że jest niesamowicie i przerażająco. W prawdziwie mrożących krew w żyłach opowieściach narrator wciąż przekonuje Czytelnika, że jest miło i bezpiecznie a Czytelnik wie swoje: coś się zaraz wydarzy... jakiś potwór tu nadchodzi...

Jesli wykreslisz to zdanie - nic się nie stanie, bo kolejne jest całkiem dobre i wprowadzające w nastrój.


W tym całym tłumie była ona. Samotna dusza pośród gęstwiny ludzkich istnień. Dusza szamocząca się w więzieniu pięknego kobiecego ciała ubranego w czarną suknię. Dusza oddzielona od reszty świata świadomością swojego zadania.


Bym napisała ciut inaczej:

Tłum nie widział samotnej duszy. Szamotała się, uwięziona w ciele. Co z tego, że pięknym? żadnej pociechy. Nawet suknię włożyła żałobną, ciemną.



W tak zmienionym tekście podajesz Czytelnikowi informacje: piękna, ubrana na czarno kobieta, smutna, przeczuwająca jakąś tragedię. Nikt jej nie dostrzega - jest jakby niewidzialna, właśnie... oddzielona. Czyli to samo, co u Ciebie, ale przez wprowadzenie większej ilości czasowników opis nabiera dynamiki. O tym, że bohaterka jest piękna wspominasz prawie mimochodem i nawet ze wzruszeniem ramion: co z tego? Czytelnik już orientuje się, że nie urodda i nie suknia ma tu znaczenie - stawiamy inaczej akcenty - smutek, osamotnienie, coś się jakby szykowało...


Biegła po chodniku w kierunku


Skreślamy wszystko co niepotrzebne, o ile nie jest niezbędne dla tempa i fabuły. To tak jak z muzyką: niektóre utwory są szybkie, dynamiczne a inne wolne i rozlewne. W literaturze jest tak samo - chcesz zwolnić tempo - piszesz zdania dłuższe i nieco pękate, możesz użyć więcej przymiotników i ewentualnie jakiś przysłówek :) ale pisząc sceny rozgrywające się szybko, sceny akcji - tak jak tu, że bohaterka biegnie - musisz pisać krótko i zwięźle. Czyli: biegła chodnikiem. Albo jeszcze krócej: biegła do centrum, gdzie tłum gęstniał.


Z dłoni wyciągnęła złoty, o przecudnie zdobionej rękojeści miecz. Ostrze zabłysło złowrogo w świetle wschodzącego księżyca, kiedy uniosła je przygotowując się do ataku. Zamachnęła się i z potworną dokładnością opuściła miecz trafiając bezbłędnie w swój cel.


Dlaczego zdecydowałaś się użyć opisu broni? Czy to, że miecz jest przecudny i złoty sprawia, że głowy spadają gęściej a Czytelnik nie może oderwać wzroku od opowiadania? Czemu informujesz nas o tym, że ostrze błyszczy złowrogo? A bohaterka zamachuje się z potworną dokładnością oraz bezbłędnie trafia w cel?



Zakładam, że Twoim celem jest wbicie Czytelnika w fotel, zmrożenie mu krwi, że widzi błysk broni, szczęk metalu i co najważniejsze śmierć. A więc - Czytelnik domyśla się - stąd decyzja, żeby włożyć żałobną suknię. Ha! - krzyczy z emocji. Przygląda się scenie, bo - miejmy nadzieję, jest zaciekawiony - chce wiedzieć, co się stało? Dlaczego piękna kobieta, smutna i samotna, wyciąga miecz i zabija? Czy ktoś ją powstrzyma? Jeszcze nie wie, lubić ją czy nie? To jest bardzo ważny punkt w całym opowiadaniu: nie tylko następuje gwałtowny zwrot akcji, a sama akcja pędzi (teoretycznie) na łeb na szyję i trup się ściele gęsto - to jeszcze przedstawiasz postać (w najlepszy sposób, poprzez jej czyny) i każesz Czytelnikowi zająć wobec niej stanowisko emocjonalne.



Od tego punktu zależy praktywcznie cała reszta opowiadania - Czytelnik musi dostać coś wartościowego: złotą monetę a nie pusty orzech. Dostaje przecudnej roboty złoty miecz z potworną dokładnością :)

Te szczegóły - uwierz mi na słowo - nie sprawią, że ktoś pokocha Twoją bohaterkę. Nie sprawią, że zmrożą komuś krew. Są zupełnie... zbędne.



Wyobraź sobie swoją bohaterkę w ślicznej, powłóczystej i luźnej dołem sukni. Jest piękna, to prawda. Ale teraz jest jednocześnie mordercą. Jak wspomniał Weber - zabijanie mieczem jest bardzo trudne. Miecz jest ciężki, potrzeba do podniesienia go i zamachu bardzo dużej siły i zręczności. ścięcie głowy wiąże się z przecięciem szyi - miecz musi być ustawiony na odpowiedniej wysokości (wysoko) a ostrze pod odpowiednim kątem wchodzić w ciało. Wyobraź to sobie: suknia krępuje ruchy, miecz waży kilka kilogramów i jest nieporęczny (więcej o mieczach: http://pl.wikipedia.org/wiki/Miecz). A propos - wiesz, czemu broni nie robiono ze złota? Bo złoto jest stosunkowo miękkim i kruchym metalem a broń ma być elastyczna i wytrzymała. A, i lekka. Złoto wcale nie jest lekkie.

Ona musi go prawdopodobnie trzymać obiema rękami. Robi zamach i wbija ostrze w ciało, krew tryska, ludzie wpadają w panikę, krzyczą, ktoś dzwoni na policję, wpada ochrona, ostrze utyka w ciele ofiary, bohaterka nie może go wydobyć, ofiara wcale nie umiera od razu, patrzy jej w oczy, w szoku, łapie za ostrze i próbuje je wyciągnąć z ciała.


pozostawiając za sobą morze krwi i rozpaczy
Morze krwi? Hm, no parę litrów z pewnością, o ile była naprawdę biegła w swoim fachu. O ile pokonała różne trudności techniczne. O ile posturą przypomina jakiegoś osiłka, zdolnego wymachiwać sobie mieczem i biegnąc ścinać głowy - nawiasem mówiąc, trochę kłóci się to z obrazkiem pięknej i raczej eterycznie narysowanej wcześniej Samotnej-Duszy-W-Czarnej-Sukni.



Biegnie sobie, biegnie, nie powstrzymana przez nikogo.


Jej czarna peleryna powiewała za nią niczym demonie skrzydła, zaś w głębinie karmazynowych oczu czaiło się szaleństwo


O! Poza suknią ma również pelerynę. Niczym Batman. Wybacz, ale widziałaś kiedyś filmy z gatunku płaszcza i szpady? Co robią tam wojujący białą bronią? Pozbywają się peleryny, albowiem... krępuje ruchy. A szybkość i zwinność jest decydująca w takiej walce. Peleryną można ewentualnie rzucić w przeciwnika, ale Twoja bohaterka w nikogo nie rzuca. Ona sobie biegnie, falując peleryną i zapewne czarnymi lokami.



Karmazynowy - wg wiki http://pl.wikipedia.org/wiki/Karmazyn jest to po prostu ciemnoczerwony. Zakładam, że dokładnie to napisałaś, co chciałaś napisać: że ona ma czerwone oczy. Hm...



Cały ten fragment wygląda, jakbyś akcję na siłę dokleiła i wyłącznie jako pretekst, żeby opisać czarno ubraną piękną kobietę w sukni i pelerynie biegającą ze zlotym mieczem w dłoni i czerwonymi oczami (w głowie). Piszesz mrożącą historię o demonach i śmierci czy recenzję najnowszego pokazu mody alternatywnego projektanta? Owszem, potrafię sobie wyobrazić Twoją bohaterkę: to Agata Wróbel, nasza olimpijka w podnoszeniu sztangi przebrana za Yennefer, ukochaną Wiedźmina.


Chcę umrzeć - Myślała ścinając kolejną głowę
Czytelnik od razu myśli: falsz! Fałsz! Jeśliby chciała umrzeć, to by sobie wepchnęła ostrze do serca, albo przynajmniej do brzucha i nie męczyła wszystkich wokół!


Cały świat krzyczał w przerażeniu i rozpaczy, jednak
jednak nikt nie próbował jej powstrzymać? Nikt nie strzelił? Zabija dzieci. Ich rodzice nie rzucają się w rozpaczy na nią? Nie przewracają jej na ziemię i nie próbują wymierzyć jej na miejscu sprawiedliwości? Słyszałaś o czymś takim jak lincz? Rozwścieczony tłum rozerwałby ją na strzępy.



Ale ona sobie po prostu biegnie, powiewając peleryną, patrząc dookoła karmazynowymi oczami. Trochę jej zaczynamy współpczuć. Nie dość, że ma czerwone oczy, to jeszcze jest głucha (ironia).


nagi tors demona przyciągał wzrok jako następny, tak samo jak przystojna twarz otoczona kurtyną prostych czarnych włosów
Dobrze, wiem! To wcale nie jest historia o demonach, tylko gothic harlequin.



Na tym kończę komentarz, bo w tym kontekście wszystkie moje poprzednie uwagi są z gruntu mylne i niesprawiedliwe. Cofam je wszystkie.



Zuzanna
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek

uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek

Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”