"Migawki" (psychologiczny/humor/obyczaj)

1
To opowiadanie też jest sprzed pół roku. jak skończę takie dłuższe, które obecnie piszę, postaram się tu wrzucić. Mam nadzieję, że mój styl trochę uległ zmianie przez te 6 miesięcy. Ponieważ to jest taki fragmencik, to trochę przedstawię bohaterów: Krzysiek i Adrian są lekarzami, przyjaźnią się. Amanda jest dyrektorem administracyjnym szpitala. Marek i Marcin pracują dla Krzysztofa. A opowiadanie to takie jakby przebłyski różnych scen... nie wiem, jak to opisać.. Jak przeczytacie, to pewnie się domyślicie, o co chodzi :). Mam nadzieję, że nie jest takie złe ;).





Tir przeraźliwie zatrąbił. Nie mógł nic zrobić. Stał zdrętwiały przed rozpędzoną śmiercią, czując już w ustach smak krwi…





- Krzysiek?

- Nie przeszkadzaj, właśnie miałem zginąć – Krzysztof przekręcił się leniwie na drugi bok. Kozetka zaskrzypiała. Amanda stała nad nim, wzdychając.

- Kolejne nowe zastosowanie przedmiotu, służącego zwykle do bezużytecznego leczenia pacjentów. Mógłbyś to nawet opatentować.

- Mogę to nawet umieścić na billboardzie, jeśli sobie stąd pójdziesz. – mruknął przez sen.



Amanda uśmiechnęła się do pleców szarej marynarki, przesunęła ją i siadła obok.

- Raczy pan doktor żartować.

- Przetłumacz na polski, to może ci odpowiem.

- Zabieram cię na kawę.



Wszystkie teorie o zdarzeniach tak nieprawdopodobnych, że występujących rzadziej niż zaćmienia Słońca, upadły. Krzysztof gwałtownie otworzył oczy i zamrugał. Powoli odkręcił głowę i… zmarkotniał. Amandy nie było. Przyśniła mu się.

- Nawet w mojej własnej głowie nie mam spokoju od tej przeklętej baby – warknął pod nosem, wysypując na rękę ostatnią przeciwbólową tabletkę.





Nie mógł się ruszyć z miejsca. Paraliż strachu ogarnął całe jego ciało. Teczka, puszczona przez rozluźnione mimowolnie palce, upadła ze złowieszczym stukotem na jezdnię. Krew była coraz słodsza…






- Adrian, twój ukochany syneczek chce receptę na cukierki –Krzysztof stanął w drzwiach. Pacjentka onkologa spojrzała na niego podejrzliwie. Adrian przeprosił wzrokiem niemłodą już kobietę z różową chustką na głowie i widocznymi śladami walki z rakiem na twarzy. Splotła wychudzone ręce i uśmiechnęła się przyzwalająco. Podniósł się, okrążył stół i stanął naprzeciwko nefrologa.



- Powiesz teraz: Krzysiek, mam pacjenta. Ona cierpi o wiele bardziej niż ty, usychający na progu mojego gabinetu. Więc…

- Nie – przerwał mu wywody rozbawiony Adrian. Krzysiek spojrzał na niego, zaskoczony. – Masz receptę. – Adrian wyciągnął zawczasu przygotowany, niebieski karteluszek z kieszeni i wręczył przyjacielowi. On popatrzył na niego nieufnie.

- Zdarzyło ci się ostatnio zapomnieć całego dnia? Podobno kosmici krążą w okolicy i podmieniają, kogo się da. – Krzysiek zaczął wątpić w realność stojącego obok lekarza.

- Krzysztof, nie rymuj. I idź do Amandy, bo cię szukała. – Adrian wypchnął go za drzwi i je zatrzasnął.





Czuł swąd palonych przy rozpaczliwym hamowaniu opon. Jasne światło raziło, więc zmrużył oczy. Na zasłonięcie się rękami nie starczyło mu czasu. Poczuł silne uderzenie, jednocześnie słysząc charakterystyczny chrzęst łamanych kości. Piłeczka wypadła mu z kieszeni i potoczyła się po asfalcie…





Krzysztof szedł spokojnie korytarzem. Przecież Amanda nie zamierza urządzić dla niego striptizu, więc nie ma się po co śpieszyć.

-Doktorze? – Krzysiek usłyszał zdyszany głos Marcina. Pewnie gonił go po całym szpitalu. A raczej szukał. Lekarz nie przystanął w pół kroku, ani się nie obrócił.

- Nie, sex bomba przypadkowo podłożona w tym miejscu pracy.

- Doktorze, mamy pacjenta z wbitą w nogę siekierą i… - Marek w końcu go wyprzedził i zatrzymał. Dlaczego pomylił głos Marka?

- Teraz wystarczy przełamać na pół i możemy rozpalać ognisko – Krzysztof wzruszył ramionami, chcąc wyminąć „płowowłosego kangurka”.

- Ale…

- Wyciągnijcie mu ją.

- ALE…



Ale Krzysiek już nie słuchał. Otworzył drzwi prowadzące do gabinetu swojej szefowej i… zdrętwiał. Była bez bluzki.





Samo zmiażdżenie nie sprawiło mu bólu. Bolało dopiero teraz, gdy leżał za tirem, zamieniony w drgającą, krwawą masę z wystającymi, strzaskanymi kośćmi. Obok niego dzwonił cudem nienaruszony telefon. Obrócił w jego stronę jedyne ocalałe oko. Drugie wypłynęło, nadając chabrowy odcień brudowi i pyłowi ludzkiej znieczulicy. Wokół zebrał się tłumek gapiów, ale nikt mu nie pomógł. Dopiero przerażony kierowca zadzwonił po karetkę…






- Rozumiem, że chcesz mnie zabrać na plażę nudystów, a ten stanik jest tylko po to, by ich nie gorszyć? – odezwał się niespodziewanie. Amanda krzyknęła wystraszona i podskoczyła, zakrywając nagą, jedwabiście gładką skórę rękami. Momentalnie przypadła do podłogi, chowając się za biurkiem. Wciągnęła szybko przez głowę zielonkawą tunikę i fuknęła na wpatrzonego w nią w niemym zachwycie, pochylonego Krzyśka:

- Ominęło cię najlepsze. – stwierdziła ze złośliwą satysfakcją. – Kiedy zachlapałam się kawą i musiałam TO śCIąGNąć. – pokazała mu zniszczoną, karmazynową bluzkę. – Załóż śliniaczek, bo zapaskudzisz mi podłogę – dodała, chichocząc.



Krzysiek zrobił minę dziecka, które pod choinką znalazło papierowy samolocik zamiast najnowszego modelu myśliwca. Chociaż rzeczony papierowy samolocik i tak przyniósł dużo zabawy. Amanda się uśmiechnęła.

- To jak, Krzysiek? Co z tą kawą?







„To jak, Krzysiek? Co z tą kawą?” odczytał SMSa, stojąc pośrodku jezdni. Podniósł laskę i piłeczkę, które mu niebacznie upadły. Dodatkowo na pagerze widniała wiadomość, że jakiegoś mężczyznę potrącił tir. „Ale jaka jest w tym zagadka?” pomyślał Krzysztof. Rozejrzał się. Miał szczęście, nic nie jechało. Przyspieszył kroku. Umówiona kawiarnia była za rogiem, na 12:45 powinien zdążyć. W końcu to za całe dwie minuty.



Dlaczego zgodził się na to spotkanie? Może dlatego, że osobie, z którą spędzona przed 20 laty noc nie dawała mu spokoju, powracając; z kłótni z którą czerpał mnóstwo diabelskiej, obustronnej uciechy i osobie, z którą – w ramach pocieszenia? – całował się namiętnie przed miesiącem, nie sposób było odmówić?



Może dlatego, że chciał się wreszcie poczuć normalnie. Poczuć, że ktoś go potrzebuje i kocha. I że tym kimś jest Amanda. I nieważne, co zaraz potem się stanie. Na świecie jest mnóstwo nieuważnych kierowców tirów, ale ty akurat możesz wpaść pod autobus. Albo szambiarkę. I przeżyć.
Jeśli życie nie jest interesujące... połaskocz je xD!

2
Czy nikt na prawdę nie czyta regulaminu?

Muszę zablokować.

Wszyscy jesteśmy równi wobec prawa. Prawo to ja.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

3
Cześć Marysiu.

_________________



"...Nie przeszkadzaj, właśnie miałem zginąć – Krzysztof przekręcił się leniwie na drugi bok. Kozetka zaskrzypiała. Amanda stała nad nim, wzdychając(...)

Nie musisz napominać o podmiocie w zdaniu, domyśliłem się, że chodzi o Krzyśka.



"- Krzysiek?

- Nie przeszkadzaj, właśnie miałem zginąć – Krzysztof przekręcił się leniwie na drugi bok. Kozetka zaskrzypiała. Amanda stała nad nim, wzdychając.

- Kolejne nowe zastosowanie przedmiotu, służącego zwykle do bezużytecznego leczenia pacjentów. Mógłbyś to nawet opatentować.

- Mogę to nawet umieścić na billboardzie, jeśli sobie stąd pójdziesz. – mruknął przez sen.



Amanda uśmiechnęła się do pleców szarej marynarki, przesunęła ją i siadła obok.

- Raczy pan doktor żartować.

- Przetłumacz na polski, to może ci odpowiem.

- Zabieram cię na kawę(...)"


Myślałem, że te dłuższe przerwy to po prostu urwanie wątku. Kontynuujesz go, więc nie szalej z tym opuszczaniem linijek.



"Krzysztof gwałtownie otworzył oczy i zamrugał. Powoli odkręcił głowę i… zmarkotniał(...)"

Odkręcił? Pozwól, skorzystałem ze słownika internetowego. A więc: odkręcić — odkręcać

1. «obracając coś, co ma gwint, wyjąć to z czegoś; też: odłączyć po usunięciu śrub część zakrywającą lub mocującą coś»

2. «zdjąć nakrętkę z jakiegoś pojemnika»

3. pot. «przywrócić coś do stanu wyjściowego lub wycofać się z czegoś»


_________________



Przedstawiłem te błędy, które dostrzegłem. Jeśli ominąłem sporą gromadkę, to przepraszam.



Marysiu, podobało mi się opowiadanie, a szczególnie przerywniki przygotowujące, prezentujące wypadek. Nieopodal szpital, w nim lekarz, a tu facet i dwoje jaśniejących oczu, zbliżających się coraz bardziej i bardziej. Przemyślana konstrukcja.
Najtrudniej nauczyć się tego, że nawet głupcy mają czasami rację. – Winston Churchill

4
Hmm, ja już chyba tak mam, że przeczytam tekst i o nim zapominam.

Dopiero teraz mi się przypomniało, że czytałem twój tekst jeszcze zanim pojawił się jakiś komentarz. Miałem wtedy ochotę ostro go zweryfikować. W sumie to dobrze, że tego nie zrobiłem.



Czyta się całkiem przyjemnie, ale teksty typu:
. Bolało dopiero teraz, gdy leżał za tirem, zamieniony w drgającą, krwawą masę z wystającymi, strzaskanymi kośćmi. Obok niego dzwonił cudem nienaruszony telefon. Obrócił w jego stronę jedyne ocalałe oko. Drugie wypłynęło, nadając chabrowy odcień brudowi i pyłowi ludzkiej znieczulicy.
Psują już nieco tę przyjemność. Niestety widziałem już to co zostaje po człowieku gdy przejedzie go tir. Nawet widziałem co się stanie gdy wjedzie się z prędkością 100 km/h w kombajn. Wątpię żeby to co zostaje z człowieka mogło jeszcze coś czuć, odbierać bodźce czy ruszać się.



Błędów nie chcę wynotowywać, pewnie pojawi się tutaj Sky lub Zuz i zrobią to lepiej.



Zapisujesz trochę zbyt złożone zdania, przez co w trakcie czytania mam ochotę pociąć je na mniejsze. Nie tyle powodujesz pogubienie się czytelnika w nich, co doprowadzasz do mętliku w głowie.


Amanda uśmiechnęła się do pleców szarej marynarki, przesunęła ją i siadła obok
Cały czas mowa o bohaterce i marynarce? Siadła obok Krzyśka czy marynarki? A może obydwóch? Podmiot się zagubił lekko.

Jest kilka podobnych momentów w tekście.



Jestem ciekaw jak sobie poradzisz z czymś mniej porozrywanym na strzępy. Czymś bardziej płynnym i zbitym w całość. Zobaczymy.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

5
O, coś dla mnie. Uwielbiam opowiadania o tematyce szpitalnej :P



Po pierwsze to zauważyłam, że Krzysiek i Amanda są bardzo podobni do House'a i Cuddy ;)Ja też lubię te postacie, ale warto byłoby wymyśleć coś swojego. Albo może po prostu napisz jakieś fan fiction, zamiast osadzać House'a w realiach polskiej służby zdrowia? :P



Pod względem językowym jak dla mnie może być, choć rozdrobnienie całości na kilka oddzielnych historyjek trochę mi namieszało. Narracja dosyć zgrabna, mimo paru niezręczności. Jedyne co bym na pewno wywaliła to opis wypadku, nie pasuje mi. Plus miejscami przekombinowany humor, w efekcie nie wiem co bohater miał na myśli.



Zobaczymy czym popiszesz się w drugim opowiadaniu.
One day your life will flash before your eyes. Make sure it's worth watching.

6
Całkiem przyjemny kawałek. Przypomina mi... no właśnie, migawki serialowe. To wcale nie jest błędem, nie miałam żadnych kłopotów z odbiorem. Humor akurat mi się spodobał. Też ciut serialowy, ale sympatyczny.



Co jeszcze? Odradzam fan fiction. Nawet bym nań nie spojrzała, a tak jak jest mi się podoba. I konstrukcja mi się podoba, w sensie takim, jak napisał Richard.

Ależ ja zakręcona dzisiaj... Co na koniec? Jestem na tak, ogólnie jestem na tak. Wkradło się trochę zgrzytów, ale bez większego obciachu.



Trzymaj się :)
"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."

.....................................Wallace Stevens
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”