Krótka historia umierania [Fan fiction]

1
Fan fiction, czyli opowiadanie poświęcone serialowi "House MD". Tekst był pisany w Wordzie - zamiast akapitów, ostępy.





I



Kto mógł się cieszyć z kosmicznych

fajerwerków, wówczas gdy rzędy ławek

w przestrzeni niebieskiej zapełniały

wyłącznie lód i ogień? Kto mógł odgadnąć,

że pierwszy odważny płaz wypełznie

z przybrzeżnych wód i zrobi nie tylko mały

kroczek, lecz wielki krok na długiej drodze

wiodącej do naczelnych, dumnie

ogarniających wzrokiem początek tej drogi?

oklaski dla Wielkiego Wybuchu rozległy się

dopiero w piętnaście miliardów lat po tym,

jak nastąpił.




Kiedy ktoś mówi ci, że umierasz, czujesz się jak pyłek zdmuchnięty z płaszcza jakiegoś olbrzyma, który dzielnie dźwiga świat na swoich ramionach. I z niewiadomo jakiego powodu, nagle ten pyłek zaczął mu ciążyć. Ciążył tak bardzo, że uznał w końcu, iż nie ma dla niego miejsca, w jego ciężkiej egzystencji. Jeden podmuch wiatru z hukiem zamknął okno. Rześkie powietrze wpadło i oblepiło ściany, wypełniło każdy skrawek wnętrza swoja ożywczą energią.



Pierwszą reakcją był pierwotny i dziki strach. Paraliżujący każdy kawałek ciała. Ciała, które po latach wiernej służby, w końcu odmówiło dalszej współpracy. Nikt nie powiedział ile mam czasu. Kwestia tygodni, miesięcy, albo cudu. Nagle zapragnęłam Wierzyć w cuda. Czyż mało ich widziałam? Dla pracujących w szpitalu cuda są codziennością. Tak chcesz myśleć. Ale obok tych cudów, widzisz tez pola śmierci. Tych wszystkich co odeszli oczekując na spektakularny cud. Kiedy życie zaczyna ci przeskakiwać przed oczami, jedynym łącznikiem między tobą a światem jest trzymająca cię kurczowo ręka przyjaciela, który cały czas jest gdzieś tam obok. Tylko ona pozwala ci utrzymać resztki godności.

- Rak

- Tak mi przykro Cuddy.

- To nie twoja wina Greg. Niczyja wina. To tylko ja się psuje.

- Zrobię wszystko…

- Wiem



‘Czytałam kiedyś książkę o życiu po śmierci. Jestem ciekawa, co spotkam

po drugiej stronie. Będzie tak bajkowo i pięknie, jak w baśniach? Czy tak, jak dziewczynka z zapałkami, zostanę poprowadzona wprost do raju, przez osobę, którą kochałam, a która odeszła przede mną? A może po prostu nie będę czuła już nic? Może powrócę, albo zdecyduję się pozostać? Te pytania błądzą po mojej głowie, bezskutecznie szukając w niej odpowiedzi. Desperacko, staram się dowiedzieć,

co będzie dalej. Co będzie potem? i choć ta kwestia nie pozwala mi często zasnąć,

to wcale nie chcę szybko znaleźć rozwiązania.’



Pamiętam czasy, kiedy byłam małą dziewczynką. Lubiłam siadać w długie zimowe wieczory przy ciepłym kominku i słuchać opowieści dziadka. Do tej pory gdy zamykam oczy, czuje zapach i smak gorącej czekolady, która przyjemnie rozlewała się po całym ciele. Ciepło i bezpieczeństwo. Dom. Zawsze marzyłam o własnym domu, a tak długo nie mogłam go znaleźć. Rozejrzałam się po otaczającej przestrzeni. Czy to tutaj znalazłam spokój? Mój wzrok spoczął na pianinie stojącym w rogu pokoju. Nie raz siadaliśmy razem. Lubiłam patrzeć jak jego długie, delikatne palce pląsają po białych klawiszach… Raz spokojnie, melancholijnie…innym razem podrygując wesoło… Kochałam słuchać jak gra. Godzinami siedziałam z głową wspartą na jego ramieniu i słuchałam… Każdy mebel, każde zdjęcie, każdy… wszystko, na co patrzyłam, było kawałkiem naszej historii. Chciałam sięgnąć po kubek z herbatą, ale zamiast tego opadłam na dywan. Kiedy tracisz kontrolę nad sowim ciałem, ogarnia cię bezsilność. Wtedy wiesz, że to początek końca. Nie pytaj skąd wiesz. Po prostu wiesz.



Dywan… to na nim kochaliśmy się po raz pierwszy. To było tyle lat temu. Niespodziewane i gwałtowne uczucia wybuchły jak wiosenna burza. Czas chyba stanął w miejscu. Wskazówki zegara zamilkły wobec majestatu dopełniającej się miłości. Nic się nie liczyło jak tamta chwila. Ona zmieniła wszystko. Ona zmieniła nas.



Patrzyliśmy na siebie bez słowa. Jemu było chyba jeszcze trudniej niż mi. Tak wiele w życiu stracił. Tak wiele przeszedł. Zasłona nieszczęścia przykryła go nocą jak kir czarną na długo. Tyle lat walczyłam, żeby pokazać mu słońce. Teraz znów zostanie sam. Dostrzegłam nową bruzdę na pooranym przez życie czole. To była moja bruzda. Moja prywatna.



Jest przy mnie cały czas. Wie, że tego właśnie oczekuję. Oddech miał ciężki

i urywany, chyba powoli do niego docierało, że to już koniec. Tak bardzo chciałam go przytulić, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Ale to byłoby kłamstwo. Oboje doskonale poznaliśmy potęgę życia i śmierci, i żadne z nas nie mogło zaprzeczyć rzeczywistości. Może nie chcieliśmy przeczyć? Może obydwoje mięliśmy nadzieję,

że jeszcze się wszystko ułoży? Naturą człowieka jest walka. Chociażby była beznadziejna i skazana na klęskę, to jednak w obliczu śmierci nikt nie jest w stanie złożyć broni. Bo czyż poddanie się nie jest śmiercią samą w sobie?

Poczułam jak ściska moją dłoń.

- Jak się czujesz? – spytał, tak jakby odpowiedź na to pytanie mogła coś zmienić.



Co ja mu miałam powiedzieć? że śmierć wcale nie jest taka zła? Jest. To jak skok na nieznaną wodę, kiedy nie umiesz pływać. Miałam mu opowiedzieć o bólu, jaki odczuwam każdą komórką ciała? O strachu, który nawiedza mnie jak tylko zamykam oczy? śmierć pozostanie śmiercią, nawet jeśli osoba, którą kochasz trzyma cię za rękę. Można godnie żyć. Ale nigdy nie można godnie umierać. Bo coś, co nigdy nie zostało zgłębione przez ludzki umysł, nie może stać się ludzkie.

- Dobrze.



Resztki słońca wpadały przez otwarte okno, tworząc przyjemna poświatę. Zasłony, rozchylały się tak, jakby jeszcze raz - być może po raz ostatni - chciały zaprosić mnie do spojrzenia na ten świat. Chciałam uciec i biec ile sił w nogach. Oddychać morskim powietrzem, wspinać się na szczyty gór i spojrzeć na świat oczami ptaka. Chciałam jeszcze tak wiele.



House siedział na łóżku i pieszczotliwie głaskał moją dłoń. Był silny. Słyszałam sącząca się z radia muzykę, ale za nic w świecie nie mogłam sobie przypomnieć kto śpiewa tę piosenkę. Zaczęłam płakać. Nie mogłam już dłużej udawać. Płakałam

za wszystkim co tutaj zostawię. Przed oczami miałam każdą rzecz, która była dla mnie ważna. Odniesione sukcesy w doprowadzeniu tego szpitala do świetności, wszystkich lekarzy, którzy byli dla mnie jak rodzina. Siedziałam na ławce w parku wpatrując się w falującą toń turkusowego stawu. Trzymałam w ramionach siostrzeńca, który wręczał mi laurkę w czerwone serduszka. Kroiłam indyka na święto Dziękczynienia. Trzymałam za rękę niebieskookiego mężczyznę. Mężczyznę mojego życia. Płakałam. Tak strasznie płakałam.



Wiem, że nadszedł czas pożegnania, ale wiem też, że nie jestem sama. łzy odpłynęły, a wraz z nimi ból i strach. Przeszłam przez życie z wysoko uniesionym czołem i tak też to życie chcę zakończyć. Niczego nie muszę żałować i fakt ten napawa mnie dumą i przynosi spokój moim udręczonym myślom. Jedyne co teraz się liczy, to promyk słońca nieśmiało wdzierający się przez okno i rozświetlający twarz mężczyzny, który cały czas jest przy mnie. Obiecałam mu, że będę czekać. Obiecałam, że w naszym domu, tam na górze, będzie pianino i kominek. I butelka Whisky czekająca na Wilsona, który czasem lubi wpaść bez zapowiedzi. A on, mimo, że nie wierzył w nic, nagle chyba chciał w coś wierzyć. Wiem, że będzie mu ciężko tutaj samemu, ale bardzo chcę żeby był szczęśliwy. Nie życzę sobie, żeby ktokolwiek po mnie płakał.



Kiedy umieramy – jest tak jak wtedy, gdy

wszystkie sceny są już umieszczone na rolce

taśmy filmowej, a dekoracje rozebrane

i spalone – stajemy się fantomami we

wspomnieniach naszych potomków. Stajemy

się wtedy upiorami, mój drogi, stajemy się

mitem. Ale na razie wciąż jesteśmy ze sobą,

wciąż razem jesteśmy przeszłością, odległą

przeszłością. Pod kopułą mitycznej

przeszłości wciąż jeszcze słyszę twój głos.





II



Ach! Stało się! Zegar życia przystanął na chwilę!

Nie ma mnie już na świecie!




Tamtego dnia, słowa, które tak często padały z moich ust, wirowały w mojej głowie i drwiły z niemych modlitw wznoszonych do Boga, w którego nie wierzyłem. ‘Wszyscy umierają’ mówiłem hardo patrząc w oczy, które wkrótce miały zgasnąć. Niektórzy walczyli, inni się poddawali, jedni płakali, inni milczeli. W tysiącach scen nauczyłem się śmierci na pamięć. Była jak największa zagadka. Chciałem ją poznać, chciałem znać każdy szczegół, każdy detal. Wmawiałem sobie, że jeśli tylko uda mi się poznać jej naturę, to jestem w stanie z nią podjąć walkę, może nawet wygrać. Chciałem być panem życia… stałem się panem cierpienia.



Gdy wejrzysz w otchłań, otchłań wejrzy w ciebie. Szyderczo śmiejąc mi się w twarz, wtargnęła brutalnie, rozgniatając mój świat jak nędznego robaka. Tamtego dnia, tak gorzko żałowałem swojej ciekawości.



Trzymałem ją za rękę. Słowa Wilsona docierały do mnie poprzez gęstą mgłę otępienia. Nie chciałem słuchać, nie chciałem wiedzieć. życie w nieświadomości jawiło się nagle jako błogosławieństwo. Oddałbym wszystko, żeby wtedy nie usłyszeć tych słów. Ja, który całe życie poszukiwałem prawdy, odwróciłem się do niej plecami i zakryłem uszy. Lecz ona, wyraźnie przyzwyczajona do mojej wiecznej ciekawości, wdarła się podstępnie i sączyła jad. Zatruty zwątpieniem i brakiem nadziei musiałem być silny. Albo przynajmniej udawać.





Tarzałem się w błocie. Suszył mnie wiatr zbrodni. Igrałem z obłędem.



Wtedy pierwszy i ostatni raz zostawiłem ją. Nie mogłem patrzeć w jej oczy, szukające wokół choć ziarnka nadziei, której nie było. Uciekłem. Stałem na dachu, wołając imię Bogów, Szatanów i wszystkich innych sił, które mogły mi przyjść

z pomocą. Nie przyszły. Byłem tylko ja – mały człowiek, zostawiony sam sobie w nieskończonej pustce ogarniającego wszechświata. Sam dla siebie alfą i omegą, jeden aktor nędznego filmu. Czułem jak bezradność ogarnia mnie i przenika. Paraliżuje i upośledza wszystkie funkcje życiowe. Tak jakby czas zatrzymał się, a świat dalej toczył swój garb, lecz już bez ciebie. Tak wiele jeszcze mogliśmy przeżyć…





Pewnego dnia wziąłem na kolana Piękno



Potem byłem przy niej cały czas. Chłonąłem każdą sekundę z marnej resztki, która nam została. Chłonąłem każdy oddech, każdy uśmiech, każde spojrzenie. Chciałem nasycić się nią, zatracić, zatrzymać jej obraz jak najdłużej. Wyryłem ją w swojej duszy, odcisnąłem jej piętno w każdej komórce mojego ciała. Nic więcej nie mogłem zrobić. Kiedyś zapytałem jej czy boi się śmierci. – Tak – odpowiedziała cicho. – Ale to chyba kwestia przyzwyczajenia do życia.



Zazdrościłem jej tej niezłomnej wiary w to, że to jeszcze nie koniec. Podziwiałem sposób, w jaki znosiła chorobę - była w niej ta sama duma i nieugiętość, co zawsze. Raz tylko płakała. Każda jej łza była ostrzem noża, wbijającym się w moją duszę. Płakała nad tym, co musi zostawić. I nade mną.



Tak bardzo żałuję tych wszystkich lat, w których nie potrafiłem jej kochać tak, jak na to zasługiwała. I choć tyle razy mówiła mi, że jest szczęśliwa, to teraz widzę

o ile szczęśliwszą mógłbym ją uczynić. Bezsensowne kłótnie, słowa, których teraz się wstydzę, ciągła troska o moją nogę… wszystko to było puste… Była moją przyjaciółką, kochanką, towarzyszka w radości i cierpieniu. Gdy umierała

i ja umierałem.





Prądem Rzek obojętnych niesion w ujścia stronę,

Czułem, że już nie wiedzie mnie dłoń holowników




Odeszła cicho… Gdybym nie przeciągły jęk aparatury, pomyślałabym że śpi. Nie mogłem uwierzyć, że to już. Była dla mnie jak światło morskiej latarni dla zagubionego wśród mroku oceanu żeglarza. Fale życia miotały mną, jak lichą drewnianą łajbą, ale ona zawsze z tą sama stanowczością i precyzją wskazywała

mi właściwy kierunek. Bałem się żyć bez niej. Bałem się tego, że się rozbiję o skały, nie znajdę właściwej drogi. Będę błądził jak Odyseusz, nie mogąc trafić do domu lub utonę i ugrzęznę na piaszczystym dnie oceanu.



Sam nie wiem jak znalazłem się w domu. Ona nauczyła mnie tego słowa. Dom. Nigdy go nie miałem. Zawsze byłem sam. Ona pokazała mi, że bezdomny to nie tylko ten, który nie ma gdzie wieczorem złożyć głowy do snu. Bezdomny to nienależący do nikogo. To człowiek, który wraca do pustego mieszkania i włącza telewizor –jedynego towarzysza, który prowadzi jeszcze z nim bogatą konwersację. Teraz znałem tę różnicę. Znów nie należałem do nikogo.



Wilson? To nie to samo. Mój najbliższy przyjaciel, któremu tak wiele zawdzięczam, zawsze będzie mi drogi. Wiem, że on jest i czuwa gdzieś tam w bezpiecznej odległości, gotowy do niesienia pomocy. Cameron, Foreman, Chase… Oni też gdzieś tam byli… Czułem ich wsparcie. Ale czy jakakolwiek przyjaźń może zastąpić dotyk kobiecej dłoni o poranku?



Usiadłem przy fortepianie i rozejrzałem się po pokoju. Z każdego kąta wyzierała pustka i jej milcząca nieobecność. Wpatrywałem się w zdjęcie wiszące na ścianie, naprzeciwko moich oczu. Sfotografowałem ją z zaskoczenia, kiedy byliśmy na konferencji w Los Angeles. Uśmiechała się promiennie do obiektywu, a jej oczy błyszczały szczęściem. Zawiesiła je w tym miejscu, żebym grając, miał swoja własną muzę. śmiałem się wtedy z jej próżności.



Moje palce uderzyły w klawisze. Popłynęła muzyka: smutna, żałobna. Grałem dla niej. Na pożegnanie. Kiedy ostatnie takty ucichły, nie było już nic. Coś się skończyło. Coś przestało mieć sens. Czułem to w każdym oddechu, który sprawiał

mi fizyczny ból. Jednego byłem w tamtej chwili pewien. Chciałem umrzeć. Wydawało mi się to najlepszym rozwiązaniem. Jedynym możliwym. Jestem już starym i zmęczonym człowiekiem. Przeżyłem w życiu wiele i nic już lepszego mnie nie spotka. Popełniłem wiele błędów i wielu uniknąłem. Skosztowałem życia w pełni. Nie miałem czego żałować.



Powoli wyciągnąłem fiolkę Vicodinu i przez chwilę obracałem ją w palcach. Wieczko odskoczyło z tak dobrze znanym mi „pyknięciem”. Wysypałem zawartość na czarny, błyszczący blat fortepianu. Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć… - przesuwałem do siebie, licząc każdą tabletkę. Pięć wystarczy, żeby bezboleśnie wyprawić się na tamten świat. Nagle poczułem, jak podmuch wiatru wpada do mieszkania i głośno trzaska uchylonym oknem. Potem poczułem zapach – Jej zapach. Charakterystyczna woń wdarła się do moich nozdrzy, wyrywając mnie przy tym z otępienia. Potem poczułem jej obecność. Nie wiem jak. Czasem masz wrażenie, że ktoś się na ciebie patrzy, albo że ktoś wchodzi do pokoju jeszcze zanim to zobaczysz lub usłyszysz. Czułem ją każdą komórką ciała.



Nagle usłyszałem dźwięki. Spojrzałem na klawisze i ze zdziwieniem stwierdziłem że się poruszają. Jakaś niewidzialna dłoń grała na fortepianie, tuż przed moim nosem. Kolejne nuty układały się w znajoma mi melodię.



Na wiarę nic nie chciałeś brać

Lecz sprawił to księżyca blask

że piękność jej na zawsze Cię pobiła

Kuchenne krzesło tronem twym

Ostrzygła cię, już nie masz sił

I a gardła Ci wydarła Alleluja



Alleluja, Alleluja, Alleluja, Alleluja




Bez trudu rozpoznałem ten fragment. Był to jedyny fragment, którego nauczyłem

ją grać. Nie miała do tego talentu. Nawet teraz fałszowała niemiłosiernie.





Ach, droga, biedna duszyczko, czyżby wieczność nie była

stracona dla nas!




Jeszcze wiele dni zastanawiałem się, czy mi się to przypadkiem nie śniło. Do tej pory nie jestem tego całkowicie pewien. Nie ma to dla mnie znaczenia. Pomimo tego, że odeszła, ja cały czas ją czuję. Czasem siadam przy fortepianie i gram dla niej, a ona kładzie głowę na moim ramieniu i słucha.



Długie jesienne wieczory, takie jak ten dzisiejszy, spędzam przy kominku. Wpatruję się w żarzące się szczapy drewna i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jest tuż obok - z wyciągniętymi na moich kolanach nogami - czyta którąś ze swoich ulubionych powieści. Jak mogłem kiedykolwiek pomyśleć, że mnie zostawi na zawsze?





Będą im świecić gwiazdy u łokcia i stopy;

Chociaż szaleni, odzyskają rozum,

Powstaną chociaż potonęli w morzu;

Choć zginą kochankowie, lecz nie zginie miłość;

A śmierć utraci swoją władzę.





KONIEC





Cytaty pochodzą z wierszy Artura Rimbaud, pt.: Moje życie, Przebłysk, Statek pijany, z wiersza Dylana Thomasa, pt.: A śmierć utraci swą władzę, z powieści Josteina Gaardera, pt.: Maja oraz z piosenki Leonarda Cohena, pt.: Hallelujah[/b]

2
Chyba tylko ja przeczytałem regulamin jak się tu zarejestrowałem. o_O

Odsyłam do niego i tymczasem blokuje tekst.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

3
Kiedy ktoś mówi ci, że umierasz, czujesz się jak pyłek zdmuchnięty z płaszcza jakiegoś olbrzyma, który dzielnie dźwiga świat na swoich ramionach. I z niewiadomo jakiego powodu, nagle ten pyłek zaczął mu ciążyć. Ciążył tak bardzo, że uznał w końcu, iż nie ma dla niego miejsca, w jego ciężkiej egzystencji. Jeden podmuch wiatru z hukiem zamknął okno. Rześkie powietrze wpadło i oblepiło ściany, wypełniło każdy skrawek wnętrza swoja ożywczą energią.


Cholernie dobry, urzekający i zgrabny kawałek. Dobry początek.

WW serialu nie oglądam, więc czytam ten jak powiadasz FF na czysto, nie mając punktu odniesienia.

Nagle zapragnęłam Wierzyć w cuda.
Nie ma błędu, ale lepiej akcentować takie wyrazy (wierzyć) kursywą niż wielką literą.
Tych wszystkich co odeszli oczekując na spektakularny cud
Tych wszystkich, co odeszli, oczekując na spektakularny cud.
- Rak
brak zamknięcia interpunkcyjnego.
- Wiem
brak zamknięcia interpunkcyjnego. To przeoczenie, czy zamierzona nowa formuła literatury otwartej? Dobra, żartuję. Na razie tylko potknięcia wynikające z niechlujstwa i braku korekty przed wysłaniem. Word to nie sekretarka, nie ufaj mu tak na przyszłość :)


‘Czytałam (...) rozwiązania.’
Powinien być raczej cudzysłów a nie apostrof. Chociaż - moim skromnym zdaniem - w ogóle niepotrzebne ani jedno ani drugie.


czuje zapach i smak
Czuję - dobra, nie będę już zwracać uwagi na niedociągnięcia interpunkcyjne i literówki. Sprawdź jeszcze raz tekst - najlepiej poprzez tak zwane sczytywanie drugie, trzecie. Robi się je najlepiej po pewnej przerwie, kiedy świeżym okiem możesz na niego spojrzeć lub z pomocą innej osoby. Najlepiej przy tym czytać na głos - od razu wyłapiesz melodię i rytm oraz ewentualne powtórzenia.


otaczającej przestrzeni
Pisz prosto i nie przedobrzaj z tzw stylem formalnym, literackim - bo efekty bywają niezamierzenie komiczne. Tu wystarczy: po otoczeniu, albo dookoła.


Mój wzrok spoczął
Czytelnik wie, że mu opowiadasz coś z własnej perspektywy, możesz więc pominąć znaczniki takie jak mój czy dookreślenia czynności jak wzrok, patrzeć itd. Jeśli napiszesz:

Czy to tutaj znalazłam spokój? Pianino stojące w rogu.



W kolejnych zdaniach pojawia się tajemniczy podmiot i nie jest ani wcześniej wspomniany spokój, który odnalazłaś, ani pianino. Trzeba to inaczej rozwiązać, np zacząć od nowego akapitu i wprowadzić choćby imię. To naprawdę nie zburzy Ci nastroju, ani nic nie zepsuje w narracji a Czytelnik będzie mieć komfort, że wszystko rozumie.

Pisarze czasem popełniają taki błąd, że mówią rzeczy oczywiste a nie mówią takich, które są potrzebne do zrozumienia tekstu.


nad sowim ciałem
To jeden z błędów, którego Word nie podkreśli - nie wyłapany przez Autora stanowi niezamierzony efekt komiczny, psuje nastrój. Niby prosta literówka, a znaczenie całkiem inne :)


Zasłona nieszczęścia przykryła go nocą jak kir czarną na długo
Takie egzaltowane zdania psują, nie pomagają. Jako Autor nie możesz dać się ponieść emocjom. Musisz panować nad tekstem. Pisz prosto, tylko to daje odpowiedni kontrapunkt dla bardzo ważnych i niebanalnych spraw, jakie poruszasz w swoim tekście. Nie przywalaj tych spraw nadmiarem wyszukanych słów. Nie poetyzuj.


Dostrzegłam nową bruzdę na pooranym przez życie czole. To była moja bruzda. Moja prywatna.
O, widzsz. To jest bardzo dobre zdanie - jest konkret, mała rzecz, spostrzeżenie bez egzaltacji i patosu a jednak łapiące za serce.


Można godnie żyć. Ale nigdy nie można godnie umierać. Bo coś, co nigdy nie zostało zgłębione przez ludzki umysł, nie może stać się ludzkie.


Bardzo ładne, mądre spostrzeżenie. Prosto wyrażone. O takie zdania się bijemy :)



Nie lubię zbyt wielu cytatów w tekście. Tekst ma rodzić emocje sam z siebie, a nie przez cytaty. Widzę, że masz pewien zasób wiedzy i bardzo mnie to cieszy, ale na przyszłość - unikaj podpierania się w tak jawny sposób tymi, którzy wywarli na Tobie wrażenie.



Bardzo ładny kawałek prozy. Przeczytałam bez bólu, gładko. Nawet te niedociągnięcia, które wymieniłam są właściwie drobnostkami - pisz, zachęcam do tego.



Nie chowaj się już za cudzymi plecami :) zaprzestań FF, to Ci już niepotrzebne. Jesteś jak pisklę, które - uwierz mi - umie już latać. Twórz własnych bohaterów, własne postacie. Jestem ich ciekawa.
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek

uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek

Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat

4
Smutny, pełen ciepłych emocji tekst, który przeczytałem, omijając cytaty w obawie, że wyrwą mnie z pewnego "rytmu". W drugim podejściu potwierdziły się moje obawy - bez cytatów tekst nabiera osobistego charakteru - staje się "tchnieniem" (takie moje określenie na coś wyjątkowo przemawiającego do czytelnika).



Dobre, naprawdę dobre.





PS: Użyte cytaty rozumiem, natomiast dziwnie wygląda mi to "
Gdy wejrzysz w otchłań, otchłań wejrzy w ciebie
To jest przeinaczony cytat i nie wiem jak do tego podejść... w oryginale brzmi tak:

Jeśli długo patrzysz w OTCHłAń,

OTCHłAń zaczyna patrzeć w ciebie
...

F.Nietzsche.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

5
Martinius pisze:


PS: Użyte cytaty rozumiem, natomiast dziwnie wygląda mi to "
Gdy wejrzysz w otchłań, otchłań wejrzy w ciebie
To jest przeinaczony cytat i nie wiem jak do tego podejść... w oryginale brzmi tak:

Jeśli długo patrzysz w OTCHłAń,

OTCHłAń zaczyna patrzeć w ciebie
...

F.Nietzsche.


To chyba efekt pochłaniania bez opamiętania książek i automatycznego zapamiętywania tekstów, które wywarły na mnie wrażenie. Przyznam szczerze, że nie zdawałam sobie sprawy z tego, że parafrazuje Nietzschego.



Jak teraz widzę jest to również element niezbyt dobrego nawyku, podpierania sie i innymi dziełami kultury, odwoływania sie do niej i czerpania z niej. jestem wdzięczna za wytkniecie tego. Dzieki za weryfikacje i celne uwagi. Pozdrawiam.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron