Temat ten jest miejscem, w którym na słowa zmierzą się Skubaniec i martttyna. Każdy zarejestrowany użytkownik może przyznać punkty jednemu z nich, według podanego schematu:
Pomysł – max 20 punktów. (ogólny pomysł na rozwinięcie tematu, opisanie świata itd.)
Styl - max 20 punktów. (nie trzeba tłumaczyć)
Realizacja tematu - max 10 punktów. (też nie trzeba)
Schematyczność - max 10 punktów. (im więcej punktów, tym mniejsze chodzenie utartymi ścieżkami)
Błędy – max 20 punktów. (ort, gram, styl oraz językowe – im więcej punktów, tym mniej błędów)
Ogólnie - max 20 punktów. (wrażenia ogólne, przesłanie, wartości itd. Itp.)
Ocena końcowa (punkty razem): 100 (podliczone punkty)
Tematyka pracy widnieje w tytule.
TERMIN - DO 20 LIPCA
2
Tekst numer 1
W zacisznym pokoju mój ojciec próbował zgłębić tajemnice rodziny. W pomieszczeniu znajdowało się tylko jedno łóżku. Na szpitalnym łóżku leżała babcia, która odkąd tylko pamiętam była sparaliżowana. Stary obraz ostatni, jaki na malował mój dzidek, został zdjęty po ataku. Na życzenie babci w pokoju nie ma śladu życia. Nie ma kwiatów w wazonie. światło słoneczne nie ma dostępu do pokoju gdyż grube rolety zatrzymują je w całości. Przez jednak małe okienko dostawał się wątły, przygasły promień. Przez te same okienko obserwowałam pokój. Ojciec, gdy tylko wszedł do pokoju zapalił małą lampkę.
- Zgaś to. – Odezwała się babcia
Ojciec posłusznie zgasił lampkę i usiadł na drewnianym bujaku. Na tym samym, na którym jego matka kołysała się z nim na rękach. Nie widział jak się zapytać. Jak ma poruszyć temat który tak bardzo zniszczył życie w jego matce. Chrząknął i bawił się obrączką na placu, a tym samym przyciągając uwagę mojej babci. A przez moją głowę przeleciała myśl: Jednak brakuje mu mojej matki. Zawsze udawał silnego. Ja myślałam, że nim jest. Bo dla mnie stworzył piękną iluzję.
- Przez 20 lat milczałem i udawałem, że nic się nie stało. ślepy by jednak zauważył śmierć ojca i kalectwo matki. Jeśli dziś nie powiesz mi, co się wtedy wydarzyło to nie będę ciebie chciał znać. Przestaniesz dla mnie istnieć. – Powiedział mój ojciec
Babcia milczała przez chwile. Oblizała suche usta, przełknęła ślinę i opowiedziała najsmutniejszą i najbardziej okrutną rzeż w Batanzen-Jar.
- Był kwiecień. Wszystko powoli budziło się z najbardziej mrożonej zimy od 40 lat. W trakcie zimy często ludzie zamarzali, ale jeszcze częściej poumierali z głodu. Pod koniec kwietnia tylko elita miła, co do garnka włożyć. Wiele kobiet sprzedawało swoje ciało by móc nakarmić rodzinę. Twój ojciec nigdy jednak nie pozwoliłby dotykał mnie innemu mężczyźnie. Niesyty, dlatego zginął… Kiedy niemieccy żołnierze wkroczyli do miasta nie byliśmy wstanie się bronić. Mało, kto miał siłę unieść broń. Niemcom również doskwierał głód. Plądrowali domy, zabijali mężczyzn i dzieci. Potem gwałcili kobiety tak brutalnie, że wykrwawiał się na śmierć. 11 Kwietnia nadpali na dom Tynelów. Dzień później zwłoki Grażyny leżały na schodach. żołnierze deptali jej ciało, a ja krzyczałam. Zabito moją siostrę i jej męża. Byli miesiąc po ślubie. Kiedy przyszli do naszego domu. Twój ojciec był w pracy. Ja kołysałam ciebie na rękach i wtedy usłyszałam ich głosy. Kazałam babce zabrać ciebie na strych. A potem zablokowałam dostęp do drzwi. Akurat usłyszałam jak wyłamują drzwi. Usiadłam w kuchni i obieram ziemniaki. Było ich z pięciu. Patrzyli łakomie na ziemniaki. Zaprosiłam ich do stołu i dałam jeść. Wrócił twój ojciec usiadł na krześle i nic nie mówił. Jednak po kilku zaczepkach żołnierzy nie wytrzymał.
- Zostaw ją! – krzyknął na żołnierza, który właśnie złapał mnie mocno na tyłek i przytrzymał do stołu. To były ostatnie słowa twojego ojca. Mnie ze łzami w oczach. Gwałcili na zmianę przez tydzień. Dawali jeść by utrzymać przy życiu. W niedziele nie wytrzymałam i rzuciła się ze schodów. Połamał kręgosłup i nie byłam im już potrzebna. Odeszli i dla mi spokój. Po 9 miesiącach urodził się Dawid. Nie umiał go pokochać i nie umiem do dziś. Za każdym razem jak go widzę to robi mi się nie dobrze. Nie byłam sparaliżowana cała, kiedy spałam ze schodów. Poród osłabiło mnie i paraliż pogłębił się. Nie odwracalnie. Atak na Batanzen-Jar przyniósł wiele trupów. Ja jestem leżącym trupem. Leżę w tym cichym pokoju, który przypomina mi, co się stało. Bo tu właśnie tu, zabito mojego męża. Jego krew była na obrazie, na którym do dziś są ślady kul. A tu po tym oknem, wstrętne niemieckie łapy dotykały mojego ciała. Brzydziłam się ich dotyku, tak samo jak brzydsze się własnego ciała. Wiec, jeśli mam przestać istnieć, to proszę odłącz tlen.
- słucham?
- Taka jest moja ostania wola. Odłącz ten.
- Mamo
- proszę
- mamo
- błagam.
Ojciec wstał nie odezwał się. Podszedł do swojej matki i ucałował ją w czoło. Załapał za rękę i pogłaskał. Ja zaś zastanawiałam się czy to zrobi. Czy poniesie drugą śmierć na swych barakach. Moją matkę, która umarła przy porodzie z mym bratem, a teraz moją babcie. Ktoś pociągnął mnie za bluzkę i nie wdziałam, do czego doszło. Moja gosposia zabrała mnie do samochodu.
- dziewucho chcesz się spóźnić? Samolot nie będzie czekał nie Ciebie.
Po powrocie, po trzech miesiącach dowiedziałam się. Mój ojciec nie odłączył tlenu, ukradł ze szpitala zastrzyk śmierci. Pielęgniarka zadała cios.
Teraz stoję samotnie nad grobem babci i zastanawiam się: gdzie był bóg. Czemu pozwala umierać dobry ludziom? Czy dam mi szczęście i miłość? Sama już nie wiem… Przecież moje serce też kryje tajemnice. Podłam się atakowi miłości i dostałam już nie jeden cios. Wiec czy nie powinnam się brzydzi swojego serca?
----------------------------------------------------------------------------
Tekst numer 2
"Atak na Batanzen-Jar"
OSOBY WYSTęPUJąCE:
Julia Hartman – Niemka, archeolog, przyjaciółka Schulza
Martin Jacob – Anglik, archeolog, przyjaciel Schulza
Harbage – obywatel USA, archeolog, dobrze zna tereny Ameryki Południowej
Smith – Anglik, detektyw
Bryan – Anglik, policjant, przywódca ekspedycji
początek
„Niemiecki archeolog, profesor Klaus Schulz, zaginął kilka dni temu w niewyjaśnionych okolicznościach podczas swojej kolejnej wyprawy. Natychmiast wysłano ekipę poszukiwawczą, złożoną z 5 osób, w której skład wchodzi dwóch dobrych znajomych Schulza: doktor Julia Hartman i profesor Martin Jacob oraz detektywi. W zeszłym roku profesor został wyróżniony na Międzynarodowym Kongresie Archeologów i Historyków w Atenach za odkrycie w środkowych Andach prawie nienaruszonych pozostałości wioski Inków oraz poszerzenie wiedzy o ich kulturze i tzw. piśmie węzełkowym [...]”
Jacob odłożył gazetę na stół.
- Prasa krzyczy wręcz na ten temat. Ale za kilka dni znajdą nową sensację, a my i tak będziemy łazić po lasach deszczowych i górach w poszukiwaniu Schulza. Przepadł jak kamień w wodę!
- Spokojnie, Julia. Na pewno się znajdzie. Ile razy już milknął na tydzień czy dwa, a potem okazywało się, że dokonał kolejnego wielkiego odkrycia i tak się nim przejął, że zapomniał napisać? W końcu się odezwie – rzekł Smith jak zwykle z miną pokerzysty. – Ostatnim razem wysłał do ciebie list z wioski oddalonej stąd o jakieś 10 kilometrów. Jutro powinniśmy tam dotrzeć i popytać tubylców o profesorka.
- Ale dziś jest już późno i powinniśmy się przespać. Przez ten upał nie mam ochoty w ogóle ruszać się z łóżka. O ile te maty można nazwać łóżkami. – Hartman przeciągnęła się jak kotek i weszła do pięcioosobowej sypialni.
- Tak, wszyscy powinniśmy wypocząć, jutro czeka nas pobudka z samego rana i ciężka podróż. Dobranoc wszystkim – powiedział Jacob i poszedł w ślady Julii.
Za nimi wszyscy po kolei udawali się na spoczynek. W pokoju został tylko Smith, który dogłębnie studiował mapę okolicy.
następnego dnia
- Wiocha. Znowu. Te wszystkie miasteczka wyglądają tak samo. I ludzie też – powiedział Harbage, kiedy następnego dnia dotarli do wyznaczonej wioski.
- A czegoś się spodziewał? To Ameryka Południowa, a nie USA - zaśmiała się Hartman.
- Dobra, moi drodzy, trzeba poszukać śladów Schulza – rzekł Bryan. – Chodźmy na pocztę, pewnie go tam widzieli, skoro wysyłał stąd list.
Cała piątka udała się w stronę poczty, a na miejscu doktor Hartman, znająca dobrze tamtejszy dialekt, pokazała stojącemu za ladą podobną do sklepowej człowieka zdjęcie Schulza i spytała, czy go widział. Od pocztowego ekipa dowiedziała się, że faktycznie profesor przebywał w tym miasteczku miesiąc wcześniej i zajmował pokój u jednego z gospodarzy, a następnie zniknął nagle bez pożegnania, zostawiając tam część swoich rzeczy.
- Robi się ciekawie. Odchodzi nie wiadomo gdzie bez ostrzeżenia. Może to, co znajdziemy u tego gospodarza pomoże nam zgadnąć, dokąd poszedł? – Jacob sprawiał wrażenie podekscytowanego zagadką. Grupa udała się więc pod podany przez pocztowego adres. Okazało się, że pokój, w którym mieszkał Schulz, nie był ruszany przez nikogo od jego zniknięcia. Właściciel domu tłumaczył to strachem przed „złymi duchami”, które jakoby miały porwać profesora z Europy.
- Zobaczmy, co tu mamy – Hartman i Jacob zaczęli przeglądać papiery na biurku, a pozostali walizki, łóżko i jedyną szafę.
- Patrzcie! To jakaś mapa – krzyknęła Hartman. – Chyba rysował ją odręcznie.
- To mapa tej okolicy – stwierdził Smith i wskazał jeden z punktów na kartce. – Ale tego jeszcze nie widziałem. Co tu jest napisane? To po niemiecku chyba.
- Tak. Tylko, że to nie są normalne słowa. To jakaś nazwa, może tego miejsca – odpowiedziała Julia.
- Batanzen-Jar... To niedaleko, jeśli wierzyć tej mapie. Tylko co to jest? – zastanawiał się na głos Harbage.
- Zapewne nowe wielkie odkrycie Klausa – zaśmiał się Jacob. – Idziemy tam?
- Najpierw sprawdźmy resztę rzeczy – zakomenderował Bryan i wszyscy wzięli się za przekopywanie papierów oraz ubrań profesora. Po jakiejś godzinie Smith stwierdził:
- Chyba to, czego szukamy, zabrał ze sobą. Tu już nie ma nic ciekawego. Oprócz tej mapy.
- Wobec tego jutro tam pójdziemy. Wy się przygotujcie, a ja i Julia pójdziemy popytać miejscowych, co wiedzą o miejscu zwanym Batanzen-Jar – powiedział Jacob i ekipa się rozeszła.
później
- I jak? Dowiedzieliście się czegoś ciekawego? – spytał Harbage, kiedy Hartman i Jacob pojawili się w dawnym pokoju Schulza.
- Tak. Wyobraźcie sobie, że o tym całym Batanzen-Jar krąży tutaj dość interesująca legenda – odpowiedziała Hartman.
- Więc opowiadaj – rzekł Bryan i wszyscy usiedli wokół stołu, a Julia zaczęła:
- Batanzen-Jar to zgermanizowana trochę nazwa kolejnego odkrytego przez Klausa miasta Inków. Dziś jest opuszczone i miejscowi boją się tam chodzić. Podobno, gdy 500 lat temu Hiszpanie niszczyli plemiona Indian, mieszkańcy miasta zniknęli. I to dosłownie. Nagle miasto opustoszało, budynki i wszystkie sprzęty, a także żywność pozostały nietknięte. Zauważyli to przodkowie ludzi z tej wioski. Stwierdzili, że ludzi porwał jakiś tutejszy bożek. Więcej się nie zapuszczano w tamte okolice i nam też stanowczo odradzali.
- Ale my i tak pójdziemy – stwierdził Jacob.
- Tak. Już wszystko gotowe. Wyruszamy jutro o 9. A teraz spać, moi drodzy, dobranoc – powiedział Bryan i wszyscy się rozeszli o pokoi, które wynajęli u gospodarza domu.
Batanzen-Jar
- No, moi państwo, według tej mapy Batanzen-Jar powinno być tuż za tymi drzewami – radosnym głosem poinformował kompanów Smith. Przedarli się przez zarośla i ujrzeli przed sobą wspaniałe kamienne miasto, nietknięte zębem czasu. Budynki przypominały te z Machu Picchu, choć były mniejsze.
- Wspaniałe – stwierdziła Hartman, a wszyscy to potwierdzili.
- 500 lat, mówisz? A wygląda, jakby ledwie wczoraj je wybudowano – Harbage nie krył podziwu dla dzikich budowniczych.
- Masz rację, ale akurat to jest dziwne – rzeczowo zauważył Jacob. – Miasto położone w lesie i znalezione po tylu latach powinno być zarośnięte, a to wygląda, jakby ktoś ledwie wczoraj skosił trawę.
- Kolejna zagadka do rozwikłania – Smith uśmiechnął się szeroko na myśl o nowej pracy.
- Owszem, ale najpierw znajdźmy Schulza, przecież po to tu przyjechaliśmy – przypomniał Bryan. – Proponuję byśmy się rozdzielili i przeszukali miasto. Harbage, Smith i Hartman na lewo, ja z Jacobem na prawo. Krótkofalówki w pogotowiu. W razie czego krzyczcie, pewnie się usłyszymy – zakomenderował, po czym ekipa zaczęła przeszukiwać Batanzen-Jar.
Hartman, Harbage i Smith obeszli miasto łukiem i trafili na budynek przypominający świątynię. Julia stwierdziła:
- Skoro miasto opustoszył jakiś bożek, śladów możemy szukać w świątyni, czyż nie? Chodźmy ją obejrzeć.
Po czym ruszyła przodem kierując się do wejścia, które znajdowało się po drugiej stronie. W pewnym momencie panowie usłyszeli jej krzyk zdumienia.
- Wooow!
- Hej! Julia! Co się dzieje?!
Szybko podbiegli do niej i stanęli jak wryci. Wejścia nie było. Część świątyni zniknęła, a kanty ścian w miejscach, gdzie powinna się ona znajdować były tak gładkie, że można się było w nich przejrzeć. Tak samo brakowało fragmentów okolicznych budynków.
- Niesamowite... – westchnął Harbage.
- Co tu się stało? – Spytał zdumiony Smith.
- Nie mam pojęcia – stwierdziła Hartman. – Tu musiało stać się coś bardzo dziwnego. To dlatego mówili o jakimś bogu...
Przetrząsając kolejny budynek Jacob usłyszał w swojej krótkofalówce głos Smitha:
- Hej, Martin! Znaleźliśmy coś ciekawego, możecie tu przyjść?
- Tak, u nas pusto. Gdzie jesteście?
- W północno–zachodniej części miasta, obok świątyni.
- Ok. Zaraz tam będziemy.
- Faktycznie, COś macie – powiedział Bryan, kiedy obaj z Jacobem dołączyli do reszty.
- Czy ktoś ma jakiś pomysł na wyjaśnienie, skąd to się wzięło? – Zapytał Harbage.
- Raczej: gdzie to zniknęło? I jak? – Sprostowała Hartman.
- Sądzę, że na razie na pewno tego nie wytłumaczymy, dlatego lepiej, żebyśmy dalej szukali śladu Klausa – rzekł Jacob, a ponieważ wszyscy się z nim zgodzili, rozpoczęto przeszukiwanie tego, co zostało z świątyni. Po jakimś czasie znaleziono coś przypominającego stanowisko archeologiczne, a w nim rzeczy profesora. Obok było jakieś marne prowizoryczne posłanie i zepsute resztki żywności. Doktor Hartman sięgnęła po gruby zeszyt zapisany drobnym maczkiem po niemiecku – brulion profesora Schulza.
- Najwyraźniej tu pracował – powiedziała. - Musimy przejrzeć jego notatki i zorientować się czego tu szukał...
- Ale przede wszystkim znaleźć go – wtrącił Bryan. - Od dawna tu nie przebywał, gdzie więc jest teraz?
- Myślę, że możemy się tego dowiedzieć z tych zapisków – wyjaśniła Julia.
- Ok. Więc musisz nam je przetłumaczyć. Nie znamy niemieckiego.
- Ja znam, ale faktycznie lepiej niech Julia nam to przeczyta. Chodźmy na zewnątrz, tam jest więcej światła – powiedział Jacob i ekipa wyszła przed świątynię. Tam usiedli na trawie, a Hartman zaczęła powoli tłumaczyć tekst z zeszytu na angielski.
notatki profesora Schulza
„[...] Od miejscowych w wiosce, w której zamieszkałem usłyszałem bardzo ciekawą legendę. Podobno w niedalekim mieście Inków: Batanzen-Jar. Podobno jego mieszkańcy żyli dostatnio przez kilka stuleci, tak samo jak Indianie w innych rejonach Andów. Prowadzili między innymi wymianę handlową z przodkami tubylców. Jednak pewnego dnia ich spokój został zachwiany. Do wioski przybył posłaniec z wiązką kipu, na której zapisano, ze miasto zostało zaatakowane i potrzebna jest pomoc. Jednak nigdy tam nie dotarła. Posłaniec był ciężko ranny i zmarł, a mieszkańcy bali się iść do Batanzen-Jar. Powodem tego strachu była zapisana węzełkami informacja: „ATAK BOGA”. Ludzie nie chcieli sprzeciwiać się siłom nadprzyrodzonym. To samo kipu znalazłem podczas swojej ostatniej wyprawy i udało mi się je odczytać. Treść zgadza się z tą z legendy. Pozostaje mi teraz tylko wyruszyć do Batanzen-Jar i sprawdzić, co tam się stało naprawdę...”
Głos doktor Hartman nagle się urwał. Gwałtownie podniosła głowę i rozejrzała się z niepokojem. To samo uczynili Harbage i Bryan.
- Słyszeliście to? – Spytała kobieta.
- Tak. Ale to chyba zwierzę. Kontynuuj. Jakby co, mamy broń – uspokoił grupę Bryan.
Julia rozluźniła się i ponownie spuściła wzrok na kartki.
„W Batanzen-Jar trafiłem na w przedziwny sposób zniszczone budynki, a na obrzeżach miasta znalazłem ślady, których na pewno nie pozostawiło żadne ziemskie znane mi zwierzę. Mimo iż jestem naukowcem zacząłem się zastanawiać nad tym, czy miasto, a raczej jego mieszkańcy, nie padli ofiarą czegoś...”
W tym momencie dziwne odgłosy powtórzyły się. Hartman i pozostali zerwali się z miejsca i spojrzeli w stronę, z której dobiegały. Z ust Smitha wydobył się szept:
- Czegoś... A jeśli to coś dalej tu jest...
Lecz nagle jego głos się urwał, a w mieście rozbłysło oślepiające światło...
Atak na Batanzen-Jar powtórzył się po raz kolejny.
W zacisznym pokoju mój ojciec próbował zgłębić tajemnice rodziny. W pomieszczeniu znajdowało się tylko jedno łóżku. Na szpitalnym łóżku leżała babcia, która odkąd tylko pamiętam była sparaliżowana. Stary obraz ostatni, jaki na malował mój dzidek, został zdjęty po ataku. Na życzenie babci w pokoju nie ma śladu życia. Nie ma kwiatów w wazonie. światło słoneczne nie ma dostępu do pokoju gdyż grube rolety zatrzymują je w całości. Przez jednak małe okienko dostawał się wątły, przygasły promień. Przez te same okienko obserwowałam pokój. Ojciec, gdy tylko wszedł do pokoju zapalił małą lampkę.
- Zgaś to. – Odezwała się babcia
Ojciec posłusznie zgasił lampkę i usiadł na drewnianym bujaku. Na tym samym, na którym jego matka kołysała się z nim na rękach. Nie widział jak się zapytać. Jak ma poruszyć temat który tak bardzo zniszczył życie w jego matce. Chrząknął i bawił się obrączką na placu, a tym samym przyciągając uwagę mojej babci. A przez moją głowę przeleciała myśl: Jednak brakuje mu mojej matki. Zawsze udawał silnego. Ja myślałam, że nim jest. Bo dla mnie stworzył piękną iluzję.
- Przez 20 lat milczałem i udawałem, że nic się nie stało. ślepy by jednak zauważył śmierć ojca i kalectwo matki. Jeśli dziś nie powiesz mi, co się wtedy wydarzyło to nie będę ciebie chciał znać. Przestaniesz dla mnie istnieć. – Powiedział mój ojciec
Babcia milczała przez chwile. Oblizała suche usta, przełknęła ślinę i opowiedziała najsmutniejszą i najbardziej okrutną rzeż w Batanzen-Jar.
- Był kwiecień. Wszystko powoli budziło się z najbardziej mrożonej zimy od 40 lat. W trakcie zimy często ludzie zamarzali, ale jeszcze częściej poumierali z głodu. Pod koniec kwietnia tylko elita miła, co do garnka włożyć. Wiele kobiet sprzedawało swoje ciało by móc nakarmić rodzinę. Twój ojciec nigdy jednak nie pozwoliłby dotykał mnie innemu mężczyźnie. Niesyty, dlatego zginął… Kiedy niemieccy żołnierze wkroczyli do miasta nie byliśmy wstanie się bronić. Mało, kto miał siłę unieść broń. Niemcom również doskwierał głód. Plądrowali domy, zabijali mężczyzn i dzieci. Potem gwałcili kobiety tak brutalnie, że wykrwawiał się na śmierć. 11 Kwietnia nadpali na dom Tynelów. Dzień później zwłoki Grażyny leżały na schodach. żołnierze deptali jej ciało, a ja krzyczałam. Zabito moją siostrę i jej męża. Byli miesiąc po ślubie. Kiedy przyszli do naszego domu. Twój ojciec był w pracy. Ja kołysałam ciebie na rękach i wtedy usłyszałam ich głosy. Kazałam babce zabrać ciebie na strych. A potem zablokowałam dostęp do drzwi. Akurat usłyszałam jak wyłamują drzwi. Usiadłam w kuchni i obieram ziemniaki. Było ich z pięciu. Patrzyli łakomie na ziemniaki. Zaprosiłam ich do stołu i dałam jeść. Wrócił twój ojciec usiadł na krześle i nic nie mówił. Jednak po kilku zaczepkach żołnierzy nie wytrzymał.
- Zostaw ją! – krzyknął na żołnierza, który właśnie złapał mnie mocno na tyłek i przytrzymał do stołu. To były ostatnie słowa twojego ojca. Mnie ze łzami w oczach. Gwałcili na zmianę przez tydzień. Dawali jeść by utrzymać przy życiu. W niedziele nie wytrzymałam i rzuciła się ze schodów. Połamał kręgosłup i nie byłam im już potrzebna. Odeszli i dla mi spokój. Po 9 miesiącach urodził się Dawid. Nie umiał go pokochać i nie umiem do dziś. Za każdym razem jak go widzę to robi mi się nie dobrze. Nie byłam sparaliżowana cała, kiedy spałam ze schodów. Poród osłabiło mnie i paraliż pogłębił się. Nie odwracalnie. Atak na Batanzen-Jar przyniósł wiele trupów. Ja jestem leżącym trupem. Leżę w tym cichym pokoju, który przypomina mi, co się stało. Bo tu właśnie tu, zabito mojego męża. Jego krew była na obrazie, na którym do dziś są ślady kul. A tu po tym oknem, wstrętne niemieckie łapy dotykały mojego ciała. Brzydziłam się ich dotyku, tak samo jak brzydsze się własnego ciała. Wiec, jeśli mam przestać istnieć, to proszę odłącz tlen.
- słucham?
- Taka jest moja ostania wola. Odłącz ten.
- Mamo
- proszę
- mamo
- błagam.
Ojciec wstał nie odezwał się. Podszedł do swojej matki i ucałował ją w czoło. Załapał za rękę i pogłaskał. Ja zaś zastanawiałam się czy to zrobi. Czy poniesie drugą śmierć na swych barakach. Moją matkę, która umarła przy porodzie z mym bratem, a teraz moją babcie. Ktoś pociągnął mnie za bluzkę i nie wdziałam, do czego doszło. Moja gosposia zabrała mnie do samochodu.
- dziewucho chcesz się spóźnić? Samolot nie będzie czekał nie Ciebie.
Po powrocie, po trzech miesiącach dowiedziałam się. Mój ojciec nie odłączył tlenu, ukradł ze szpitala zastrzyk śmierci. Pielęgniarka zadała cios.
Teraz stoję samotnie nad grobem babci i zastanawiam się: gdzie był bóg. Czemu pozwala umierać dobry ludziom? Czy dam mi szczęście i miłość? Sama już nie wiem… Przecież moje serce też kryje tajemnice. Podłam się atakowi miłości i dostałam już nie jeden cios. Wiec czy nie powinnam się brzydzi swojego serca?
----------------------------------------------------------------------------
Tekst numer 2
"Atak na Batanzen-Jar"
OSOBY WYSTęPUJąCE:
Julia Hartman – Niemka, archeolog, przyjaciółka Schulza
Martin Jacob – Anglik, archeolog, przyjaciel Schulza
Harbage – obywatel USA, archeolog, dobrze zna tereny Ameryki Południowej
Smith – Anglik, detektyw
Bryan – Anglik, policjant, przywódca ekspedycji
początek
„Niemiecki archeolog, profesor Klaus Schulz, zaginął kilka dni temu w niewyjaśnionych okolicznościach podczas swojej kolejnej wyprawy. Natychmiast wysłano ekipę poszukiwawczą, złożoną z 5 osób, w której skład wchodzi dwóch dobrych znajomych Schulza: doktor Julia Hartman i profesor Martin Jacob oraz detektywi. W zeszłym roku profesor został wyróżniony na Międzynarodowym Kongresie Archeologów i Historyków w Atenach za odkrycie w środkowych Andach prawie nienaruszonych pozostałości wioski Inków oraz poszerzenie wiedzy o ich kulturze i tzw. piśmie węzełkowym [...]”
Jacob odłożył gazetę na stół.
- Prasa krzyczy wręcz na ten temat. Ale za kilka dni znajdą nową sensację, a my i tak będziemy łazić po lasach deszczowych i górach w poszukiwaniu Schulza. Przepadł jak kamień w wodę!
- Spokojnie, Julia. Na pewno się znajdzie. Ile razy już milknął na tydzień czy dwa, a potem okazywało się, że dokonał kolejnego wielkiego odkrycia i tak się nim przejął, że zapomniał napisać? W końcu się odezwie – rzekł Smith jak zwykle z miną pokerzysty. – Ostatnim razem wysłał do ciebie list z wioski oddalonej stąd o jakieś 10 kilometrów. Jutro powinniśmy tam dotrzeć i popytać tubylców o profesorka.
- Ale dziś jest już późno i powinniśmy się przespać. Przez ten upał nie mam ochoty w ogóle ruszać się z łóżka. O ile te maty można nazwać łóżkami. – Hartman przeciągnęła się jak kotek i weszła do pięcioosobowej sypialni.
- Tak, wszyscy powinniśmy wypocząć, jutro czeka nas pobudka z samego rana i ciężka podróż. Dobranoc wszystkim – powiedział Jacob i poszedł w ślady Julii.
Za nimi wszyscy po kolei udawali się na spoczynek. W pokoju został tylko Smith, który dogłębnie studiował mapę okolicy.
następnego dnia
- Wiocha. Znowu. Te wszystkie miasteczka wyglądają tak samo. I ludzie też – powiedział Harbage, kiedy następnego dnia dotarli do wyznaczonej wioski.
- A czegoś się spodziewał? To Ameryka Południowa, a nie USA - zaśmiała się Hartman.
- Dobra, moi drodzy, trzeba poszukać śladów Schulza – rzekł Bryan. – Chodźmy na pocztę, pewnie go tam widzieli, skoro wysyłał stąd list.
Cała piątka udała się w stronę poczty, a na miejscu doktor Hartman, znająca dobrze tamtejszy dialekt, pokazała stojącemu za ladą podobną do sklepowej człowieka zdjęcie Schulza i spytała, czy go widział. Od pocztowego ekipa dowiedziała się, że faktycznie profesor przebywał w tym miasteczku miesiąc wcześniej i zajmował pokój u jednego z gospodarzy, a następnie zniknął nagle bez pożegnania, zostawiając tam część swoich rzeczy.
- Robi się ciekawie. Odchodzi nie wiadomo gdzie bez ostrzeżenia. Może to, co znajdziemy u tego gospodarza pomoże nam zgadnąć, dokąd poszedł? – Jacob sprawiał wrażenie podekscytowanego zagadką. Grupa udała się więc pod podany przez pocztowego adres. Okazało się, że pokój, w którym mieszkał Schulz, nie był ruszany przez nikogo od jego zniknięcia. Właściciel domu tłumaczył to strachem przed „złymi duchami”, które jakoby miały porwać profesora z Europy.
- Zobaczmy, co tu mamy – Hartman i Jacob zaczęli przeglądać papiery na biurku, a pozostali walizki, łóżko i jedyną szafę.
- Patrzcie! To jakaś mapa – krzyknęła Hartman. – Chyba rysował ją odręcznie.
- To mapa tej okolicy – stwierdził Smith i wskazał jeden z punktów na kartce. – Ale tego jeszcze nie widziałem. Co tu jest napisane? To po niemiecku chyba.
- Tak. Tylko, że to nie są normalne słowa. To jakaś nazwa, może tego miejsca – odpowiedziała Julia.
- Batanzen-Jar... To niedaleko, jeśli wierzyć tej mapie. Tylko co to jest? – zastanawiał się na głos Harbage.
- Zapewne nowe wielkie odkrycie Klausa – zaśmiał się Jacob. – Idziemy tam?
- Najpierw sprawdźmy resztę rzeczy – zakomenderował Bryan i wszyscy wzięli się za przekopywanie papierów oraz ubrań profesora. Po jakiejś godzinie Smith stwierdził:
- Chyba to, czego szukamy, zabrał ze sobą. Tu już nie ma nic ciekawego. Oprócz tej mapy.
- Wobec tego jutro tam pójdziemy. Wy się przygotujcie, a ja i Julia pójdziemy popytać miejscowych, co wiedzą o miejscu zwanym Batanzen-Jar – powiedział Jacob i ekipa się rozeszła.
później
- I jak? Dowiedzieliście się czegoś ciekawego? – spytał Harbage, kiedy Hartman i Jacob pojawili się w dawnym pokoju Schulza.
- Tak. Wyobraźcie sobie, że o tym całym Batanzen-Jar krąży tutaj dość interesująca legenda – odpowiedziała Hartman.
- Więc opowiadaj – rzekł Bryan i wszyscy usiedli wokół stołu, a Julia zaczęła:
- Batanzen-Jar to zgermanizowana trochę nazwa kolejnego odkrytego przez Klausa miasta Inków. Dziś jest opuszczone i miejscowi boją się tam chodzić. Podobno, gdy 500 lat temu Hiszpanie niszczyli plemiona Indian, mieszkańcy miasta zniknęli. I to dosłownie. Nagle miasto opustoszało, budynki i wszystkie sprzęty, a także żywność pozostały nietknięte. Zauważyli to przodkowie ludzi z tej wioski. Stwierdzili, że ludzi porwał jakiś tutejszy bożek. Więcej się nie zapuszczano w tamte okolice i nam też stanowczo odradzali.
- Ale my i tak pójdziemy – stwierdził Jacob.
- Tak. Już wszystko gotowe. Wyruszamy jutro o 9. A teraz spać, moi drodzy, dobranoc – powiedział Bryan i wszyscy się rozeszli o pokoi, które wynajęli u gospodarza domu.
Batanzen-Jar
- No, moi państwo, według tej mapy Batanzen-Jar powinno być tuż za tymi drzewami – radosnym głosem poinformował kompanów Smith. Przedarli się przez zarośla i ujrzeli przed sobą wspaniałe kamienne miasto, nietknięte zębem czasu. Budynki przypominały te z Machu Picchu, choć były mniejsze.
- Wspaniałe – stwierdziła Hartman, a wszyscy to potwierdzili.
- 500 lat, mówisz? A wygląda, jakby ledwie wczoraj je wybudowano – Harbage nie krył podziwu dla dzikich budowniczych.
- Masz rację, ale akurat to jest dziwne – rzeczowo zauważył Jacob. – Miasto położone w lesie i znalezione po tylu latach powinno być zarośnięte, a to wygląda, jakby ktoś ledwie wczoraj skosił trawę.
- Kolejna zagadka do rozwikłania – Smith uśmiechnął się szeroko na myśl o nowej pracy.
- Owszem, ale najpierw znajdźmy Schulza, przecież po to tu przyjechaliśmy – przypomniał Bryan. – Proponuję byśmy się rozdzielili i przeszukali miasto. Harbage, Smith i Hartman na lewo, ja z Jacobem na prawo. Krótkofalówki w pogotowiu. W razie czego krzyczcie, pewnie się usłyszymy – zakomenderował, po czym ekipa zaczęła przeszukiwać Batanzen-Jar.
Hartman, Harbage i Smith obeszli miasto łukiem i trafili na budynek przypominający świątynię. Julia stwierdziła:
- Skoro miasto opustoszył jakiś bożek, śladów możemy szukać w świątyni, czyż nie? Chodźmy ją obejrzeć.
Po czym ruszyła przodem kierując się do wejścia, które znajdowało się po drugiej stronie. W pewnym momencie panowie usłyszeli jej krzyk zdumienia.
- Wooow!
- Hej! Julia! Co się dzieje?!
Szybko podbiegli do niej i stanęli jak wryci. Wejścia nie było. Część świątyni zniknęła, a kanty ścian w miejscach, gdzie powinna się ona znajdować były tak gładkie, że można się było w nich przejrzeć. Tak samo brakowało fragmentów okolicznych budynków.
- Niesamowite... – westchnął Harbage.
- Co tu się stało? – Spytał zdumiony Smith.
- Nie mam pojęcia – stwierdziła Hartman. – Tu musiało stać się coś bardzo dziwnego. To dlatego mówili o jakimś bogu...
Przetrząsając kolejny budynek Jacob usłyszał w swojej krótkofalówce głos Smitha:
- Hej, Martin! Znaleźliśmy coś ciekawego, możecie tu przyjść?
- Tak, u nas pusto. Gdzie jesteście?
- W północno–zachodniej części miasta, obok świątyni.
- Ok. Zaraz tam będziemy.
- Faktycznie, COś macie – powiedział Bryan, kiedy obaj z Jacobem dołączyli do reszty.
- Czy ktoś ma jakiś pomysł na wyjaśnienie, skąd to się wzięło? – Zapytał Harbage.
- Raczej: gdzie to zniknęło? I jak? – Sprostowała Hartman.
- Sądzę, że na razie na pewno tego nie wytłumaczymy, dlatego lepiej, żebyśmy dalej szukali śladu Klausa – rzekł Jacob, a ponieważ wszyscy się z nim zgodzili, rozpoczęto przeszukiwanie tego, co zostało z świątyni. Po jakimś czasie znaleziono coś przypominającego stanowisko archeologiczne, a w nim rzeczy profesora. Obok było jakieś marne prowizoryczne posłanie i zepsute resztki żywności. Doktor Hartman sięgnęła po gruby zeszyt zapisany drobnym maczkiem po niemiecku – brulion profesora Schulza.
- Najwyraźniej tu pracował – powiedziała. - Musimy przejrzeć jego notatki i zorientować się czego tu szukał...
- Ale przede wszystkim znaleźć go – wtrącił Bryan. - Od dawna tu nie przebywał, gdzie więc jest teraz?
- Myślę, że możemy się tego dowiedzieć z tych zapisków – wyjaśniła Julia.
- Ok. Więc musisz nam je przetłumaczyć. Nie znamy niemieckiego.
- Ja znam, ale faktycznie lepiej niech Julia nam to przeczyta. Chodźmy na zewnątrz, tam jest więcej światła – powiedział Jacob i ekipa wyszła przed świątynię. Tam usiedli na trawie, a Hartman zaczęła powoli tłumaczyć tekst z zeszytu na angielski.
notatki profesora Schulza
„[...] Od miejscowych w wiosce, w której zamieszkałem usłyszałem bardzo ciekawą legendę. Podobno w niedalekim mieście Inków: Batanzen-Jar. Podobno jego mieszkańcy żyli dostatnio przez kilka stuleci, tak samo jak Indianie w innych rejonach Andów. Prowadzili między innymi wymianę handlową z przodkami tubylców. Jednak pewnego dnia ich spokój został zachwiany. Do wioski przybył posłaniec z wiązką kipu, na której zapisano, ze miasto zostało zaatakowane i potrzebna jest pomoc. Jednak nigdy tam nie dotarła. Posłaniec był ciężko ranny i zmarł, a mieszkańcy bali się iść do Batanzen-Jar. Powodem tego strachu była zapisana węzełkami informacja: „ATAK BOGA”. Ludzie nie chcieli sprzeciwiać się siłom nadprzyrodzonym. To samo kipu znalazłem podczas swojej ostatniej wyprawy i udało mi się je odczytać. Treść zgadza się z tą z legendy. Pozostaje mi teraz tylko wyruszyć do Batanzen-Jar i sprawdzić, co tam się stało naprawdę...”
Głos doktor Hartman nagle się urwał. Gwałtownie podniosła głowę i rozejrzała się z niepokojem. To samo uczynili Harbage i Bryan.
- Słyszeliście to? – Spytała kobieta.
- Tak. Ale to chyba zwierzę. Kontynuuj. Jakby co, mamy broń – uspokoił grupę Bryan.
Julia rozluźniła się i ponownie spuściła wzrok na kartki.
„W Batanzen-Jar trafiłem na w przedziwny sposób zniszczone budynki, a na obrzeżach miasta znalazłem ślady, których na pewno nie pozostawiło żadne ziemskie znane mi zwierzę. Mimo iż jestem naukowcem zacząłem się zastanawiać nad tym, czy miasto, a raczej jego mieszkańcy, nie padli ofiarą czegoś...”
W tym momencie dziwne odgłosy powtórzyły się. Hartman i pozostali zerwali się z miejsca i spojrzeli w stronę, z której dobiegały. Z ust Smitha wydobył się szept:
- Czegoś... A jeśli to coś dalej tu jest...
Lecz nagle jego głos się urwał, a w mieście rozbłysło oślepiające światło...
Atak na Batanzen-Jar powtórzył się po raz kolejny.
Ostatnio zmieniony pt 21 lip 2006, 23:20 przez holek, łącznie zmieniany 1 raz.
4
Tekst pierwszy
-------------------
Pomysł - 7
Styl - 8
Realizacja - 8
Schematyczność - 4
Błędy - 6
Ogólnie - 7
Końcowa: 40
Tekst drugi
---------------
Pomysł - 13
Styl - 11
Realizacja tematu - 8
Schematyczność - 6
Błędy - 11
Ogólnie - 11
Końcowa - 60
-------------------
Pomysł - 7
Styl - 8
Realizacja - 8
Schematyczność - 4
Błędy - 6
Ogólnie - 7
Końcowa: 40
Tekst drugi
---------------
Pomysł - 13
Styl - 11
Realizacja tematu - 8
Schematyczność - 6
Błędy - 11
Ogólnie - 11
Końcowa - 60
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".
"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".
- Nieśmiertelny S.J. Lec
"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".
- Nieśmiertelny S.J. Lec
5
Tekst pierwszy
-------------------
Pomysł - 5
Styl - 10
Realizacja - 10
Schematyczność - 8
Błędy - 10
Ogólnie - 7
Końcowa: 50
Tekst drugi
---------------
Pomysł - 15
Styl - 15
Realizacja tematu - 10
Schematyczność - 8
Błędy - 15
Ogólnie - 15
Końcowa - 78
-------------------
Pomysł - 5
Styl - 10
Realizacja - 10
Schematyczność - 8
Błędy - 10
Ogólnie - 7
Końcowa: 50
Tekst drugi
---------------
Pomysł - 15
Styl - 15
Realizacja tematu - 10
Schematyczność - 8
Błędy - 15
Ogólnie - 15
Końcowa - 78
6
Tekst pierwszy
-------------------
Pomysł - 12
Styl - 10
Realizacja - 9
Schematyczność - 10
Błędy - 13
Ogólnie - 7
Końcowa: 61
Tekst drugi
---------------
Pomysł - 12
Styl - 14
Realizacja tematu - 10
Schematyczność - 10
Błędy - 17
Ogólnie - 13
Końcowa - 76
-------------------
Pomysł - 12
Styl - 10
Realizacja - 9
Schematyczność - 10
Błędy - 13
Ogólnie - 7
Końcowa: 61
Tekst drugi
---------------
Pomysł - 12
Styl - 14
Realizacja tematu - 10
Schematyczność - 10
Błędy - 17
Ogólnie - 13
Końcowa - 76
7
OFICJALNE WYNIKI BITWY
Skubaniec vs Martttyna
ZWYCIęZCą ZOSTAJE SKUBANIEC
Tekst pierwszy - martttyna - suma: 151 pkt; średnia: 50,3 pkt
Tekst drugi - Skubaniec - suma: 214 pkt; średnia: 71,3 pkt
GRATULUJEMY ZWYCIęZCY!
Ranking wygranych dostępny w osobnym temacie.
Skubaniec vs Martttyna
ZWYCIęZCą ZOSTAJE SKUBANIEC
Tekst pierwszy - martttyna - suma: 151 pkt; średnia: 50,3 pkt
Tekst drugi - Skubaniec - suma: 214 pkt; średnia: 71,3 pkt
GRATULUJEMY ZWYCIęZCY!
Ranking wygranych dostępny w osobnym temacie.
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".
"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".
- Nieśmiertelny S.J. Lec
"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".
- Nieśmiertelny S.J. Lec