Kolejna część opowiadania ojcaa. ; o
Anioł nie lubił tego poziomu niebios. Na szczęście rzadko musiał tu
bywać. Czuł się obco w otoczeniu lśniących, oszałamiająco wysokich
biurowców. W dodatku zwykle sztywną, urzędniczą atmosferę, zastąpiło
zimnowojenne, niezdrowe podniecenie. No, może nie do końca zimne...
Robiło się nawet zbyt gorąco...
U wszystkich wejść stały wzmocnione warty cherubinów. Na wyznaczone
pozycje przemieszczały się karnie maszerujące oddziały aniołów w pełnym
rynsztunku bojowym. Kevlarowe osłony na skrzydłach nadawały im wygląd
przerośniętych żuków. Jak błyskawica przemknął mały oddziałek archaniołów
szturmowych z doczepionymi pomocniczymi dopalaczami. Gabriel i Michał
nie próżnowali, po ogłoszeniu stanu wyjątkowego poczuli się wreszcie jak ryby
w wodzie. Patrole spoglądały na Anioła podejrzliwie. Poczuł się niemal
nagim w swym białym, cywilnym garniturze. Przechodził nie patrząc w oczy
wojakom. Miał wystarczająco dużo kłopotów, śpieszył się. Jedynym
rozwiązaniem jakie widział w zaistniałej sytuacji było pilne odnalezienie szefa.
Tyle tylko, że Zafkiela, dyrektora jego departamentu, wezwano na posiedzenie
sztabu kryzysowego i diabli tylko wiedzieli, gdzie go szukać, a potem jak się tam
dostać.
- Ej, Biały!
Rozejrzał się. Na krawężniku, w wąskim przesmyku między wieżowcami
siedział ryżawy anioł. Biały znał go, spotykali się w terenie. Andrachiel był cieciem,
tkwił na samym dole hierarchii. Zaiste, w dziwnym przebywał miejscu...
- Sie masz. Co ty tu robisz?
- Mógłbym cię spytać o to samo.
Andrachiel nie wyglądał najlepiej, pióra miał tłuste i posklejane, a biała niegdyś
służbowa kamizelka była pomięta i poplamiona.
- Siedzę na bezrobociu. Czekam na nowy przydział, ale chyba guzik z tego
będzie. A ciebie co przyniosło w tak wysokie progi.
Stróż wyciągnął zza pleców butelkę w brudnej papierowej torbie i pociągnął
ukradkiem zdrowy łyk. Anioł mlasnął tęsknie językiem. Odkąd narąbany jak
szpadel Lucyfer zrobił swoją sławną rozróbę, ambrozja, jak i inne trunki
królujące wśród elit poprzednich ekip, była surowo zakazana. Oblizał się
jeszcze żałośniej. A taki nektar na przykład... Też dawał dobry czad.
- Muszę skontaktować się z Czarnym, a cała łączność z dołem padła.
- Nie padła tylko jest zerwana. Wyłączone są wszystkie kanały i teletransmitery.
Biały przysiadł na krawężniku.
- Skąd wiesz?
- Kręcę się tu od dłuższego czasu, wśród japiszonów najłatwiej o przyzwoity towar.
Najciemniej jest pod latarnią, nie? - znowu pociągnął - Po co ci Czarny?
Anioł zamachał zdrętwiałym skrzydłem.
- Mam u siebie audyt. Brakuje mi paru klientów, przegrałem ich kiedyś do Czarnego
w oko. Jak się do tego manka dogrzebią, to wyląduję razem z tobą na cieciowaniu.
Andrachiel roześmiał się drapiąc rudą szczecinę na brodzie.
- Gdzie ty żyjesz!? Prawie wszyscy stróże są już dawno odwołani, redukcja etatów.
Słabe wyniki. Po prostu nikt nas już nie słucha...Teraz to prędzej władują
cię do karnej kompanii.- zakrztusił się i opluł - Poczekaj! A z Ponurym gadałeś?
On miał zawsze łączność ze wszystkimi.
Biały poderwał się na równe nogi. Że też o tym nie pomyślał!
- Cholera! Masz rację. Nie widziałeś go gdzieś tutaj?
Stróż schował flaszkę za pazuchę. Wstał z trudem.
- Trudno go nie zauważyć. Rozbija się z tą swoją bandą po ulicach już od kilku
dni. Chodź ofiaro losu to cię zaprowadzę.
Ruszył przodem koślawym krokiem. Mijały ich grupy starszyzny anielskiej w
paradnych mundurach i niekończące się oddziały obładowanych sprzętem żołnierzy.
Co jakiś czas przebiegały wystraszone grupy pospolitego ruszenia błogosławionych,
bez miłosierdzia tresowane przez skrzydlatych kaprali. Chyba nie tak wyobrażali
sobie efekt całożyciowych wyrzeczeń.
Z zawrotną szybkością przelatywały cherubinki przebrane w maskujące śpioszki
o wzorze panterki. Nowoczesna łączność to dobra rzecz, ale nie ma to jak sprawny goniec.
W pewnym momencie Anioł z osłupieniem zobaczył grupę kobiet ze skrzydłami...
Miały rude, kasztanowe, albo ufarbowane w gustowne pasemka pióra.
Wszystkie były w stopniach podoficerskich i nosiły seksownie uszyte mundurki.
Kręciły się stukając szpilkami.
Biały trącił towarzysza łokciem.
- Ty! Kto to? Transwestyci?
- Odbija ci czy co? Zmobilizowali pomocniczy korpus kobiet. Te skrzydła są sztuczne.
Moda taka. Nie dość, że święte to jeszcze chcą być anielicami...
Jedna z kobiet hołdowała chyba innej modzie. Krótko ostrzyżona, ubrana w moro,
miała przez piersi przewieszone na krzyż dwie taśmy z nabojami. Na biodrach
kołysały się jej dwa imponującej wielkości rewolwery. Pętała się między resztą
kobiet, bezskutecznie próbując zwrócić na siebie ich uwagą. Lekceważyły ją
bezlitośnie.
- Stary, a tej co jest?
- Aaa, ta wariatka. To Aśka. No co gały wywalasz! - zdenerwował się Andrachiel -
Dziewica Orleańska. Cała ta cnota się jej na bańkę rzuciła. Nie może
wytrzymać bez jakiejś bitki.
Doszli do obszernego placu. Wszędzie wokół stał sprzęt zmechanizowany, tylko
środek okupował motocyklowy gang Jeźdźców. Dwóch drabów w czarnych skórach,
stało niedbale opartych o swoje wielkie Road Kingi. Czerwony i czarny. Patrzyli
nieruchomymi, kompletnie nieobecnymi oczami o zimnych srebrnych tęczówkach
na otaczający ich rozgardiasz. Żaden z Aniołów nie ośmielił się spojrzeć w te oczy.
Czaiło się w nich nieprawdopodobne szaleństwo...
Wyraźnie czekali na coś albo kogoś. Być może na właściciela lśniącego białego
choopera stojącego nieopodal.
Najważniejszego z Jeźdźców jeszcze nie było.
Ponury stał nieco dalej. Zamiast swego zwykłego stroju roboczego miał na sobie
szary skórzany kombinezon. Grzebał w silniku równie szarej Yamahy.
Biały mruknął pod nosem.
- No tak. Ścigacz. Temu to zawsze i wszędzie śpieszno...
Ponury spojrzał rybim wzrokiem na gości. Anioł odezwał się niepewnym głosem.
- Masz chwilkę Ponury?
- Mam przerwę regeneracyjną. Nie było wezwań z twojego sektora. Czego chcesz?
Biały jak zwykle w obecności Kosiarza czuł się nietęgo.
- Muszę się spiknąć z Czarnym. Nikt oprócz ciebie nie ma już łączności z dołem.
Ponury odwrócił się.
- Nie było tej rozmowy.
Anioł przełknął ślinę. Interesy z tym gościem zawsze niosły ze sobą pewne ryzyko.
- Słuchaj Kosa! Widziałem różne rzeczy. Widziałem nie raz, jak zdejmowałeś
kukiełki bez zlecenia, ot tak sobie! - zasapał - I kto wtedy pisał lewe protokoły
zużycia. Nie jesteś bezkarny Ponury, nie zmuszaj mnie do zagrań w stylu Czarnego.
Kosiarz wyprostował swa tyczkowatą postać. Wydawał się większy i...jeszcze bardziej
ponury niż zwykle. Nic dziwnego. Nadchodziła jego wielka chwila. Urósł...Uśmiechnął się
obleśnie.
- Zawsze miałem do ciebie słabość, masz jaja, nie to co to...- machnął
pogardliwie na Andrachiela.
Odszedł na bok. Chwile rozmawiał przez komórkę. Wrócił wraz ze swoim ohydnym
uśmieszkiem.
- Uwaga święci młodzieniaszkowie. Niedaleko stąd jest skansen. Rozumiecie: zabytki
przeszłości pozostawione ku przestrodze. Jest tam staroświecka budka telefoniczna.
To zamaskowany stary portal. Właściwie to raczej rodzaj windy. Taka czerwona linia,
kapujecie? Kod aktywujący taki jak zawsze, trzy cyfry. - popchnął lekko Anioła swą
odrażająco kościstą dłonią - Czarny będzie czekał. Spotkacie się w terenie.
Aha, nie widzieliśmy się, jak mówiłeś nie jestem bezkarny.
Rubaszny śmiech gonił ich jeszcze przez długi czas.
Andrachiel dobrze znał te okolice. Dilerzy lubili ten rejon, zazwyczaj pełen turystów z
innych niebiańskich sfer. Przeczekali przy bramie, aż minie ich batalion męczenników.
Anioł pomyślał, że niewielki z nich będzie pożytek na polu bitwy, większość nie
posiadała różnych istotnych części ciała.
Budka stała między świątynią Zeusa, a potężnymi pylonami przybytku egipskiego
Amona. W perspektywie malowniczo rysowały się tarasy sumeryjskigo zikkuratu.
Było pusto, tylko przy replice świątyni jerozolimskiej patrolował pluton elitarnych
komandosów - lewitów, specjalnie w tym celu wziętych żywcem do nieba.
Chodziły słuchy, że grupa ekstremistów chce ją rozebrać i zmontować
w terenie. Była ulubioną pamiątką starego z czasów początku kariery i nie miał
zamiaru rozstawać się z jej kopią dla uciechy gawiedzi, która w dodatku z uporem
rozwalała oryginały. Zagrożenie było realne, w końcu któraś z tych grup rąbnęła i
tak skutecznie schowała znajdujący się w niej prototypowy teletransmiter, że do
tej pory nie znaleźli go najsprawniejsi agenci.
Biały zostawił Andrachiela na krawężniku. Wszedł do kabiny. Wcisnął kod na
klawiaturze. Budka zaskrzypiała i ruszyła niechętnie w dół. Za oszklonymi ścianami
migały coraz niższe poziomy niebios. Rozejrzał się. Na jedynej pozbawionej okna ścianie
ktoś wydrapał - "Rafael jest głupi". Niżej w estetycznym sercu umieszczono
informację: " I Love Święta Teresa". Najbardziej zainteresowało go grafitti na suficie:
"Tu byłem - Franciszek z Asyżu A.D.1226". Pokiwał głową z podziwem. Szmat czasu,
a winda dalej działała. Stara dobra robota.
Winda minęła nieskazitelny, lśniący szpitalną czystością poziom kwarantanny.
W końcu z hurgotem stanęła. Wyszedł. Z osłupieniem stwierdził, że zamknął za sobą
drzwi konfesjonału. Znajdował się w kościele. Bardzo starym. Bardzo pięknym. I...pustym.
Z jednym małym wyjątkiem.
W jednej z ławek siedział rozwalony Czarny. Odziany w czerwony, żaroodporny strój,
swoim zwyczajem palił coś niewymownie śmierdzącego. Najwyraźniej nie czuł, że jest tu
co najmniej nie na miejscu.
Uprzedzając pytanie oznajmił:
- Przeszliśmy na zaprowiantowanie bojowe, żadnych luksusów, tylko machora i woda
ognista.
Gościnnie przesunął leżący na ławce miotacz ognia. Między nogami postawił butelkę
z przezroczystym plynem. To tłumaczyło jego wygląd. Był całkiem solidnie wstawiony.
Anioł podał mu rękę.
- Możesz tu siedzieć?
Czarny rozchichotał się po swojemu. Strzepnął popiół.
- Myślałeś ze działają na nas szamańskie zaklęcia i magiczna woda? Stary, to wszystko
kwestia scenariusza. Udramatyzowanie akcji. I to raczej ciebie nie powinno tu być.
- Nie sądzę.
- To sądź. Tak w ogóle to wiesz gdzie jesteś?
- Przecież widzę...
- Kretyn. W Sewilli.
- No i...?
- To prywatna kaplica Torquemady. Te ściany słyszały o większych niegodziwościach,
niż ty przez całą swoją karierę. No, ale tak to jest z podwójnymi agentami.
Anioł stał bez słowa
- Siadaj. Nie mam dużo czasu. W ogóle nie wiem, czy gadając z tobą nie popełniam
zdrady stanu.
Anioł usiadł odsuwając ostrożnie miotacz.
- Potrzebuję tych paru kukiełek, które do ciebie przerżnąłem. Chociaż na parę dni. Oddam
i coś dołożę. Mam kontrolę i będzie chryja jak nie znajdą tych paru sztuk.
Diabeł spojrzał z nieukrywanym zdziwieniem.
- Bracie, nie widzisz co się dzieje? U nas pełna mobilizacja. Wygnali z dziur nawet starych,
stetryczałych dziadów z ogonami i kopytami. Odkurzają swoje widły. Kogo teraz obchodzi
parę pacynek?
Anioł poruszył się zniecierpliwiony.
- Dym będzie albo i nie. Nie chcę wylądować na dnie przez kilka marnych duszyczek.
Czarny trochę się zdenerwował. Warknął.
- Posłuchaj piękny. Sprawa wygląda tak. Prezes chce przejąć interes od twojego starego.
Nie chce oglądać napisu " the end " i ma zamiar kontynuować spektakl według swojego
pomysłu. Jasne? - zaciągnął się dymem - Zagęszczamy cele, robimy miejsce dla nowych.
Naprawdę dużo miejsca. Gdzie ja w tym bajzlu znajdę tych twoich parę kukieł?
Strzyknął brązową śliną.
- Za kilka dni będzie i u nas i u was tyle tego dobra, że nikt nie zauważy paru brakujących
sztuk.
Biały chciał coś powiedzieć, ale na pasie diabła zaczął gwałtownie połyskiwać sygnalizator.
Czarny spojrzał spłoszony.
- Ogłosili czerwony alarm! Coś się dzieje! - stanął, nagle spoważniały, na wprost kumpla -
Trzymaj się. Mam nadzieję , że nie spotkamy się tam naprzeciw siebie ...
Przybili piątkę.
Każdy ruszył do swojego konfesjonału.
Biały jechał przybity na górę. Tyle lat tej cholernej roboty i taki ma być finał?
Przecież to bez sensu...
Wyszedł. Po kościelnym półmroku niebiańskie światło oślepiło go. Rozejrzał się , działo
się coś dziwnego.
Andrachiel spał skulony na chodniku, chrapał donośnie i to był jedyny słyszalny dźwięk.
Poza tym panowała absolutna cisza.
Anioł rozglądał się przestraszony. Wszyscy stali bez ruchu wpatrując się w jeden punkt.
Naprzeciw skansenu stał ogromny gmach. Każdy znał ten budynek, choćby z
wszechobecnych posterów. Zarząd Generalny. U wejścia stał oddział ogromnych
serafinów. Zasłaniali jedną parą skrzydeł swe ogniste oblicza. Jeszcze nie czas był
na ujawnienie ich morderczych spojrzeń.
Przy schodach stała też grupa przedziwnie ubranych mężczyzn. Mieli długie,
niekoniecznie czyste włosy, brody i malowniczo kolorowe ciuchy. Wyglądali na
wzorcowych hippoli.
Biały policzył ich odruchowo. Jedenastu.
Dotknął leżącego Andrachiela, potem szarpnął mocniej. Cholerny pijus.
Stróż poruszył się niechętnie, otworzył zaropiałe oczy.
- Wstawaj łajzo! Co się tu dzieje?
Cieć ziewnął rozdzierająco. Potrzebował dłuższej chwili, żeby zorientować się w bieżącej
sytuacji.
W końcu zaskoczył i wymamrotał lekceważąco.
- Co jest?.Czego mnie szarpiesz!? Co się ma dziać? Syn przyjechał do starego.
Próbuje go jeszcze przekonać...
Re: Cholerna robota część 2 [satyra religijna]
2rebi pisze:Kolejna część opowiadania ojcaa. ; o
Wybacz, ale pierwszej nie czytałem, toteż nie nawiążę zbytnio do fabuły.
No, może nie do końca zimne...
Robiło się nawet zbyt gorąco...
So many wielokropkens ... Ale to w końcu modneA mówiąc poważnie - ich nadmiar psuje atmosferę miast ją poprawiać.
Na wyznaczonepozycje przemieszczały się karnie maszerujące oddziały aniołów w pełnym rynsztunku bojowym. Kevlarowe osłony na skrzydłach nadawały im wygląd
przerośniętych żuków.
Nie jeste pewien, czy szyk zdania jest tutaj poprawny, toteż pozostawię cię z tą wątpliwością do samodzielnego rozważania.
Tymczasem reszta zdania wyraźnie zdradza kiepską wyobraźnię autora [bo aniołów w tej roli widziałem, nie raz, nie dwa]. Raz, że na pewno w niebie mają coś lepszego od ziemskiego kevlaru, o tyle jeszcze porównanie do żuka? Trudne do wyobrażenia.
Jak błyskawica przemknął mały oddziałek archaniołów
szturmowych z doczepionymi pomocniczymi dopalaczami.
Masło maślane.
Z doczepionymi dopalaczami? Low.
Andrachiel był cieciem,
tkwił na samym dole hierarchii. Zaiste, w dziwnym przebywał miejscu...
- Sie masz. Co ty tu robisz?
Rozumiem, że sama tematyka nie należy do poważnych, ale język rządzi się swoimi prawami
Stróż wyciągnął zza pleców butelkę w brudnej papierowej torbie i pociągnął
ukradkiem zdrowy łyk. Anioł mlasnął tęsknie językiem. Odkąd narąbany jak
szpadel Lucyfer zrobił swoją sławną rozróbę, ambrozja, jak i inne trunki
królujące wśród elit poprzednich ekip, była surowo zakazana.
Były / Zakazane.
Dalej nie potrafiłem się przemóc. O niebo lepiej postacie aniołów nakreślił Jakub Ćwiek w "Kłamcy". Polecam zapoznać się z tym zapoznać i dopiero wtedy myśleć o pisaniu tego.
3
Nie pisz, że był cieciem, tylko to pokaż. A jak? Zobacz na to:Andrachiel był cieciem,
tkwił na samym dole hierarchii.
Andrachiel tkwił na samym dole hierarchii.
I teraz już moja w tym głowa, czytelnika, abym zrozumiał, dlaczego tak jest. A może był jakimś cieciem?
A cóż to takiego? Za dużo niepotrzebnych wtrąceń. Czytelnik będzie wiedzieć, że jak mlasnął, to nie z byle powodu.Anioł mlasnął tęsknie językiem.
W języku potocznym, kolokwializmem zwanym, to ujdzie. Ale czad zapisany - to dym, gęsty dym...Też dawał dobry czad
W narracji i w następującym po nim dialogu używasz tego samego wyrazu. Czytelnik gubi rytm...Wstał z trudem.
- Trudno go nie zauważyć. Rozbija się z tą swoją
Budka, która ma osobowość? Przedmioty nie mogą "robić coś niechętnie".Budka zaskrzypiała i ruszyła niechętnie w dół.
Brzydki tryb bierny. Przez to nic się nie dzieje.Winda minęła nieskazitelny, lśniący szpitalną czystością poziom kwarantanny.
W końcu z hurgotem stanęła.
O tekście: Nic tu się nie dzieje, ale o tym zaraz. Wklejony fragment jest brzydko poskładany, zawiera błędy interpunkcyjne (tak, przecinki), zły zapis dialogów, wtrąceń, kilka pomieszanych opisów narracyjnych wplecionych nie tam, gdzie trzeba. Źle się to czytało. Sam tekst nie jest oryginalny - co nie oznacza, że ciekawy być nie musi. A twój nie jest ciekawy - nuży, usypia. Oto anioł, podwójny agent, rozmawia sobie z innym aniołem, po czym używa windy, trafia do innego znajomego, pogadał i wraca. Cała historia - banalnie brzmi, prawda? I tak jest dosłownie. Tekst jest słaby.
Styl: Momentami jest dobrze. Krótkie, zwięzłe opisy są czytelne w odbiorze i budują klimat (chociażby, głupi krawężnik. Jest? Jest. I wszystko), ale chwilami zaczynasz kombinować i rozpychać zdania - pakując tam niepotrzebne informacje. I tu klimat się urywa a zaczyna uporczywa walka z wizją autora - bo o ile słowo "krawężnik" jest jedne, a daje pełne spektrum wyobrażeń, tak to zdanie "Andrachiel spał skulony na chodniku, chrapał donośnie i to był jedyny słyszalny dźwięk. Poza tym panowała absolutna cisza." można by skrócić do "Andrachiel spał skulony i chrapał." Pozostałe informacje po prostu dublujesz. Niepotrzebnie.
Ogólnie tekst nie spodobał mi się.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
4
Oczywiście poczuł się nagi w białym garniturze. O tym, że był jego (swym), nie musisz czytelnika informować. Z kontekstu bez trudu się tego domyśli.Poczuł się niemal nagim w swym białym, cywilnym garniturze.
Zamiast przecinka proponuję spójnik "i". Będzie bardziej "ładnie"Miał wystarczająco dużo kłopotów, śpieszył się.
Tyle tylko, że Zafkiela, dyrektora jego departamentu, wezwano na posiedzenie
sztabu kryzysowego i diabli tylko wiedzieli, gdzie go szukać, a potem jak się tam
dostać.
Wziąłeś związek frazeologiczny i postanowiłeś się nim zabawić. To bywa wesołe, lecz trzeba znać umiar. Niestety przeholowałeś i przegadałeś zdanie - "gdzie szukać i jak się tam dostać" to za dużo. Kilka słów mniej i byłoby dobrze.
Jeśli to była anielska wóda, to nie było całkiem zdrowe. W znaczeniu użytym w tekście jest to kolokwializm. A tych należy unikać wszędzie, poza dialogami.Stróż wyciągnął zza pleców butelkę w brudnej papierowej torbie i pociągnął
ukradkiem zdrowy łyk
1. Tęsknie nie jest równoznaczne z żałośnie. Dlatego błędne jest stwierdzenie, że oblizał się jeszcze żałośniej. Poza tym, nie jestem sobie w stanie wyobrazić żałosnego oblizywania się.Anioł mlasnął 1 tęsknie językiem. Odkąd narąbany jak szpadel Lucyfer zrobił 2 swoją sławną rozróbę, 3 ambrozja, jak i inne trunki królujące wśród 4 elit poprzednich ekip, była surowo zakazana. Oblizał się 1 jeszcze żałośniej.
2. Kosz. Wiadomo, że zrobił rozróbę i była to "jego" rozróba.
3. To jest chyba przykład podmiotu szeregowego. Więc poprawnie będzie, że były surowo zakazane.
4. Źle się to czyta, pomimo iż nie jest to błąd. Zrymowane - to raz. Zmusza do zatrzymania się i przeanalizowania o co chodzi w zdaniu - to dwa. Sugerowałbym zmianę.
1. Ładniej będzie "niedbale się opierając"Dwóch drabów w czarnych skórach, stało 1 niedbale opartych o 2 swoje wielkie Road Kingi.
2. Kosz. Za dużo tych zaimków.
.Zamiast swego zwykłego stroju roboczego miał na sobie szary skórzany kombinezon
Wrrr. Zaimkoza straszna.
"Mieć na sobie" można zamienić na "nosił". Trzeba!
Postaci się nie prostuje.Kosiarz wyprostował swa tyczkowatą postać.
postać
1. «kształt jakiejś istoty, zwłaszcza sylwetka człowieka»
2. «człowiek ze względu na swoją osobowość»
3. «sylwetka człowieka stworzona przez pisarza, artystę, aktora itp.»
4. «zewnętrzna, postrzegalna zmysłowo forma czegoś»
Należy użyć innego słowa lub przeformułować zdanie. Oczywiście wywalić też zaimek.
Przynajmniej o dwa wielokropki za dużo. Zostawiłbym jedynie ten w dialogu.Wydawał się większy i...jeszcze bardziej
ponury niż zwykle. Nic dziwnego. Nadchodziła jego wielka chwila. Urósł...Uśmiechnął się obleśnie.
- Zawsze miałem do ciebie słabość, masz jaja, nie to co to...- machnął pogardliwie na Andrachiela.
Dalej nie jest lepiej. Ale nie bądźmy zbyt drobiazgowi. Podsumujmy więc całość.
Styl. Nie powiem, że jest bardzo słaby, lecz widać brak gruntownej korekty. Słowa nie płyną, lecz co chwila klinują się. Czytelnik chciałby się rozpędzić, lecz co chwilę potyka się na jakiejś niezdarności. Dużo jeszcze pracy przed Tobą, ale nie poddawaj się. Każdy kolejny tekst będzie lepszy.
Pomysł: No właśnie. Wspomniano Jakuba Ćwieka. Jego historyjki, płytkie i jednowątkowe czyta się szybko i dobrze, choć równie szybko się o nich zapomina. Nic nowego nie wymyśliłeś. O aniołach pisze ostatnio strasznie wiele osób i coraz trudniej zrobić to w sposób oryginalny. Maja Lidia Kossakowska pisze ciekawie, ale odradzam wzorowanie się na kimkolwiek. Poszukaj własnego pomysłu. Jak na razie go nie widzę.
Całokształt: Nie podobało mi się, głownie z powodu kwadratowego stylu i wielu nieudolności językowych. Sama historia nieciekawa, ale rozumiem, że to jest część większej całości. Może dalej będzie ciekawiej? Pracuj, pracuj, pracuj.