Złodziej opowiadanie [fantazy motywy bloodwars]

1
Wysokie, bogato rzeźbione ściany z fascynującym gzymsem modelowanym na kształt chóru aniołów i sufit pokryty freskiem, któregoś z wielkich przedwojennych malarzy mógłby sugerować że pomieszczenie to jest jednym z salonów jednego z członków kręgu wewnętrznego, jednak pomysł ten rozwiewały warstwy kurzu, których zapewne nikt od dawna nie uprzątnął, i stojaki z bronią i różnymi przedmiotami, które zdawały się emanować siłą i jakimś wewnętrznym, niewidzialnym światłem. Zbrojownia klanu Rhrydar wyglądałaby tak jak każdego dnia, gdyby nie malutki szczegół. W północno-wschodnim narożniku na gzymsie, tuż przed niewielką niedostrzegalną z powodu mroku dla zwykłego człowieka dziurą w murze, siedziała skulona postać i obserwowała zgromadzone w sali przedmioty.

Geran, gdyż takie było imię naszego obserwatora, przemykał wzrokiem między artefaktami nie zwracając uwagi na zwykłe uzbrojenie i pancerze. Zdawał się wiedzieć czego szuka, choć wnioskując z bałaganu panującego w zbrojowni o wszystkich przedmiotach się tam znajdujących nie wiedział nawet sam właściciel. W końcu jego wzrok zatrzymał się, a usta wykrzywiły w uśmiechu odsłaniając dwa niezwykłej długości kły. Powoli, bezszelestnie wyciągnął zza peleryny narzędzie, wyglądem przypominające nóż z dziurką w trzonku i nadal uważnie obserwując salę wbił je w ścianę z prawej strony. Ostrze weszło nie wydając nawet najmniejszego zgrzytnięcia.

"Będę musiał podziękować jeszcze raz temu magowi. Dawno nie widziałem tak dokładnie rzuconego zaklęcia ciszy. Najwyraźniej Daren ma trochę więcej funduszy niż chciał pokazać kiedy oferował mi tę robotę albo zmusił w jakiś sposób maga do posłuszeństwa. Musi być sprytniejszy niżby się wydawał po rozmowie" - pomyślał wampir. Bez wahania zawiązał supeł na końcu klina wbitego w ścianę i powoli opuścił się na podłogę. Gdy jego stopy dotknęły posadzki pomknął w stronę wypatrzonego przedmiotu. Nie chciał pozostać w okolicy nawet sekundy dłużej niż to konieczne, a że przefiltrował podłogę przed zejściem to nie musiał bać się zaklęć zabezpieczających przed złodziejami. Były one zawiązane tylko na samych artefaktach, co było dość praktycznym rozwiązaniem, gdyż im mniejszy przedmiot tym przy użyciu takiej samej siły można było rzucić silniejsze zaklęcie.

Trzy metry przed celem zatrzymał się i spojrzał na artefakt. Nawet zwykłemu człowiekowi musiałby wydawać się pociągający. Duży, niezwykłej czystości opal umieszczony został na złotym pierścieniu w otoczeniu niewielkich diamentów. Opal przyciągał wzrok Gerana kusząc go by wyciągnął rękę i nałożył go na dłoń. Myśli wampira przez chwilę zostały całkowicie zaabsorbowane przez kamień. Po chwili słabości złodziej otrząsnął się. Wiedział, że jeśli uległby kamieniowi oprócz posłuchu u trzody zyskałby również niemały dyskomfort w dokończeniu roboty w postaci niesamowitego łaknienia ludzkiej krwi.

-Spokojnie, tylko spokojnie i powoli- powtarzał sobie w myślach składając się do klękania.

Kiedy już znalazł się na kolanach ostrożnie zaczął rozsupływać barierę ochronną artefaktu. Jak powtarzał jego mistrz magii Geran nie miał zbyt wielkiej mocy magicznej, ale w jakiś niewytłumaczalny sposób z rozbrajaniem zaklęć ochronnych radził sobie bez najmniejszego problemu. W chwili obecnej narażony był tylko z jednego powodu – podczas pracy z magią nie wyczuwał swojego otoczenia , gdyby ktoś go teraz znalazł mógłby go zabić nie używając nawet miliniutona siły więcej niż wymaga przebicie tchawicy dobrym ostrzem, a ponowna wizyta w kuźni dusz z jakiegoś powodu nie była priorytetem na jego liście spraw do pilnego załatwienia. Oczywiście przed rozpoczęciem roboty przez tydzień obserwował razem z dwoma pomocnikami wszystkich strażników i znał rozkład ich dnia, ale zawsze można mieć pecha i trafić na kogoś kto stwierdzi że zrobienie obchodu pół godziny szybciej nie zaszkodzi. Strużka potu spłynęła Geranowi po umięśnionym karku. Nie dość , że zaklęcie jest dość silne to jeszcze znajduje się najlepiej strzeżonej posiadłości wewnętrznego kręgu.

W końcu udało mu się przełamać zaklęcie i szybko zgarnął pierścień do woreczka przy pasku. Radość jego nie trwała jednak zbyt długo, jak to zwykle bywa że tracimy humor zdając sobie sprawę, że żyjemy tylko z nieznanych nam pobudek osoby stojącej niedaleko nas. Złodziej w mgnieniu oka odwrócił się w kierunku zagrożenia i wyciągnął swój runiczny sztylet pokryty kilkoma ofensywnymi zaklęciami i, dla pewności, dobrą trucizną. Geran nie lubił starć wręcz lecz kuszę musiał pozostawić na gzymsie, gdyż jej ciężar przeszkadzałby w przypadku szybkiej "ewakuacji" na wypadek nieudanej próby niwelacji zaklęcia na pierścieniu. Obserwatorów było dwóch. Jednym z nich był nie kto inny jak nestor rodu Rhrydar " Samuel. Na jego niezwykle surowej twarzy widniał ponury uśmiech, a jego mina świadczyła, że jest z czegoś niezwykle zadowolony. Gdy złodziej spojrzał na drugą z postaci serce zamarło w nim. Nie było to nic innego jak Spaczony, jeden z najniebezpieczniejszych magicznie wzywanych demonów na ziemi. "Skąd u diabła wampir z wewnętrznej strefy wziął maga mającego dość energii by utrzymać to bydle na uwięzi";. Jako uczeń szkoły magii doskonale wiedział, że to stworzenie, przypominające człowieka z deformacją ciała i po przebyciu ospy, tak naprawdę nie jest godnym zlitowania stworzeniem a bestią mogącą uwięzić dusze wampira w samym sobie na wiele miesięcy. W jednym ze swoich nie-żyć Geran miał już okazję zasmakować umiejętności tego stworzenia. Kuźnia Dusz była przy tym jak wizyta na wakacjach. Każdego dnia pragnął, by jego dusza rozpadła się i odeszła w nicość kończąc jego ciąg egzystencyjny i tylko wiedza że za jakiś czas dusza wyrwie się i powróci do Kuźni Dusz dawała mu siłę i pozwoliła zachować zdrowe zmysły. Za żadne skarby nie chciał tego już powtarzać. Wiedział, że jego jedyną szansą jest fakt, że potwór nie zaatakuje dopóki nie otrzyma wyraźnego rozkazu. Nienawidził tego robić i wiedział, że będzie musiał po tym zdarzeniu tygodniami wylizywać oparzenia, jednak wymacał pod peleryną swoją butelkę ostatniej szansy.

-Jak widzę podoba ci się prezent od mojego kuzyna. Jest jednym z radnych miasta.- zaczął mówić właściciel zbrojowni

"Dodam to do kosztów Darenowi. Mógł uprzedzić, że cel ma rodzinę wśród wyższych kręgów"- myśl przeleciała przez gorączkowo pracujący umył Gerana- "swoją drogą ciekawe dlaczego mnie nie zabił?"

-Zastanawiasz się pewnie dlaczego jeszcze żyjesz, a twoja dusza nadal jest na swoim miejscu a nie w moim małym podopiecznym i w jaki sposób śledząc nas od tygodnia nie wykryłeś go.-ciągnął Samuel

"Skąd on wie, że jest śledzony od tygodnia. Zabije tych durni jak wygadali się, w którymś z barów po wypiciu zbyt dużej ilości drinków."

-To zaczniemy może od drugiej kwestii- mówił dalej Samuel swym monotonnym głosem i klasnął dwa razy-otóż jeden z twoich "szpiegów"- przy ostatnim wyrazie wykrzywił się najwyraźniej gardząc osobą o której mówił- okazał się tak mało sprawny, że wczoraj schodząc ze swojego punktu obserwacyjnego strącił dachówkę na łeb jednego z moich zakutych wartowników, co z jakiś przyczyn zwróciło jego uwagę, a był na tyle bystry, że nie zabił od razu tego gamonia, tylko śledził go i zawiadomił mnie o tym czego się dowiedział. A ja zaopiekowałem się twoim szpiegiem i postanowiłem zabezpieczyć przed twoją akcją, szkoda tylko, że nie znał imienia tego szkodnika, który postanowił wykraść mi pierścień.-zakończył z wrednym uśmieszkiem.

W tym momencie weszli strażnicy i rzucili na podłogę zmasakrowane truchło.

"No cóż jeden mniej do podziału, jak uda mi się wyrwać z tego gówna"

-Tu możemy przejść do pierwszej kwestii. Otóż żyjesz jeszcze, bo obserwowałem cię i stwierdziłem, że być może przyda mi się ktoś taki jak ty. Oczywiści nie za darmo, będziesz otrzymywał kwoty godne początkującego wampira z terytorium w wewnętrznym kręgu. W przypadku odmowy będziesz miał nawet towarzystwo innej duszy, żeby milej się męczyć wewnątrz Spaczonego.-błysk w oku mówcy wyraźnie sugerował, iż nawet przez chwilę nie zawaha się nad wydaniem rozkazu swemu potworowi.

"Propozycja byłaby nawet kusząca, gdybym nie wiedział, że zaraz po wykonaniu zadania i tak znalazłbym się wewnątrz Spaczonego" - pomyślał Geran.

- Kusząca propozycja, mógłbym poznać więcej szczegółów- zagadnął Geran posuwając się 2 kroki do przodu i opuszczając nóż-"Mam tylko jeden rzut muszę dokładnie trafić"

W jednej chwili wyszarpnął zza peleryny butelkę rozrywając płótno, które ją chroniło i rzucił prosto w Samuela zamykając oczy od razu po rzucie. Kiedy poczuł smród palonej skóry a następnie promieniujący ból w połowie swojej skóry wiedział, że podziałało. Szybko otworzył oczy i zlustrował sytuację. Wyjący Samuel na środku sali, przecierający oczy strażnicy, którzy oślepli w skutek działania butelki i zdezorientowany Spaczony pośrodku tego bałaganu. Płynne światło bo to zostało zaklęte w rzuconej butelce zadziałało tak jak trzeba. Wiedział, że ma tylko parę chwil na działanie. Bez namysłu chwycił nóż w sposób do sztyletowania ofiar i wbił go najpierw w serce a potem w mózg spaczonego.

"To pomoże uwolnić się temu durniowi, jak go znajdę jak się odrodzi to chyba zabiję go za tę drakę tutaj"

Szybko dobiegł do liny i wspiął się na gzyms, a następnie wyszedł przez dziurę na dach przy okazji zabierając kuszę. Ku niemu z zawrotną szybkością pędził mutawilk. Szybkim ruchem nałożył bełt do rowka kuszy i wystrzelił prosto w gardło najlepszego naturalnego zabójcy- nie licząc wampira oczywiście.

"Jak widzę zabezpieczył się przed ewentualnością mojej ucieczki. Będę musiał zmylić ewentualny pościg może trochę pogonimy się po dachach"
W końcu Geran był w swoim żywiole. Niczym nieograniczony na dachach tego przeklętego miasta. Choć pewnie nawet Rada miasta o tym nie wiedziała ale dachami można było przejść niemalże wszędzie. Jedynym wyjątkiem jest strefa Pana Ciemności ale tam i tak nikt przy zdrowych zmysłach by nie wchodził bez zaproszenia, a już na pewno nie po to by coś zwędzić. Szybko przemykał dachami kolejnych kwadratów. Kręcąc i wymijając żeby sprawdzić czy ktoś go śledzi. Nie zawiódł się bez wątpienia podążali za nim dwaj kultyści wykorzystujący swoje moce do granic możliwości. Było pewne, że nie umknie im bez uciekania się do nieczystych zagrywek. W biegu wyciągnął paczkę z kawałkiem sznurka i pistolet a następnie włożył koniec sznurka w lufę i wypalił. Lont zasyczał. Geran nie oglądając się za siebie porzucił pudełko, które dzięki swojemu kształtowi i kolorowi odpowiednio dobranym do dachów domów trzeciej strefy. Po chwili usłyszał wybuch i wrzaski dwóch wampirów. Zatrzymał się i obejrzał tak jak zakładał obaj łowcy dogorywali na niemal doszczętnie zdemolowanym dach.

Nagle jakby z pod ziemi na dach wskoczył władca zwierząt. Potężna zwalista sylwetka i olbrzymia halabarda w ręku upewniły Gerana że jego sztylet może na niewiele się tu przydać. Wyprostował rękę z pistoletem i wyładował cały magazynek prosto w pierś przeciwnika. Jedynym efektem ośmiu kul w sercu był przerażający śmiech. Cudem uniknięty cios halabardy wyrzucił władcę zwierząt do przodu. Ten błąd aż prosił się o wykorzystanie. Niemal niedostrzegalnym ruchem sztylet znalazł się w gardle napastnika.

"Oby tylko zaklęcia nie wyczerpały się doszczętnie na Spaczonym"- z przerażeniem stwierdził Geran.

Wyszarpnął sztylet z rany, odskoczył i patrzył na efekty. Wampir przewrócił się na kolana, lecz chwilę potem zaczął podnosić się rozmasowując gardło jedną ręką. Moment ten dał Geranowi możliwość załadowania swojej kuszy. Wycelował i wypuścił bełt prosto w prawe oko przeciwnika. Tego pocisku nie zignorowałby nawet golem, a wampira odrzucił do tyłu i najpewniej uśmiercił, lecz na sprawdzanie nie było czasu pojedynek przyciągnął uwagę trzeba było szybko wiać.

"Na szczęście mam kilka kryjówek w każdej strefie"- ucieszył się w myślach Geran, znikając w niewidocznym dla nikogo poza nim przejściu w dachu.
*

Dwa dni później Daren w swym biurze zamartwiał się o swój los powiązany z naszym złodziejem, oczywiście martwiąc się o siebie, a nie o Gerana.
-Co mi do diabła do łba strzeliło, żeby z zapowiadającym się awansem do wewnętrznej strefy wynajmować tego złodzieja i jego bandę do włamania po ten cholerny pierścień. Jak Samuel ich złapał to diabli wezmą mnie z całym moim kwadratem w zewnętrznej strefie. Będę miał szczęście jak w ogóle przy jego kontaktach w radzie uda mi się zostać w mieście, a już na pewno przez najbliższe parę dekad spędzę na próbach odzyskania choćby namiastki mojej ukochanej fortuny.-rozpaczał

-Trzeba było uprzedzić mnie, że cel ma kontakty w radzie to nie byłoby problemu. Ten błąd będzie cię kosztował trzydzieści procent extra wynagrodzenia plus kilka przedmiotów których musiałem użyć. Mało nie utopiłeś się po same kły w gównie bo chciałeś zaoszczędzić trochę złota. Na kolejny raz radzę pomyśleć, bo jakiś sztylet może skończyć w twoim gardle. Dostarcz złoto w umówione miejsce i przyślij tego swojego maga uprzedź żeby był wypoczęty. Dodatkowy kosztorys znajdziesz na szafie.- spokojnym głosem stwierdził Geran wskazując za siebie na kartkę papieru przytwierdzoną do szafy sztyletem.

-Czy ty do diabła nigdy nie możesz wejść drzwiami?! I niby czemu mam płacić ci jeszcze więcej?- jak stwierdził Geran wiadomość o ocalonym gardle szybko przywróciła Darenowi jego dawny styl mówienia i żyłkę do targowania się.
-Ujmę to tak: złoto ma być na jutro i mag też, bo nie chciałbyś żeby Samuel dowiedział się kto jest odpowiedzialny za jego kolejne pare miesięcy kuracji skóry. Poparzony wampir to zły wampir zapamiętaj to sobie. A złoto mi się należy za nieokreślone przez ciebie trudności w pracy. Pierścień znajdzie się u ciebie chwilę po rozładowaniu złota, jego przeliczeniu i wykonaniu pracy przez maga. Życzę miłej nocy-pożegnał się Geran i tym razem wyszedł drzwiami.
*

"Złoto spoczywa już w swojej skrytce, mag zakończył robotę, a pierścień trafił do Darena teraz w końcu można spokojnie wyjechać z miasta póki sprawa nie przycichnie. Może powędrujemy do któregoś z miast na wybrzeżu"- rozmyślał Geran kolej nocy spacerując po dachach drugiej strefy. Lubił tu przebywać gdyż budynki były naprawdę niesamowite. Cała strefa wyglądała niemalże jakby każdy prowadził wojnę z sąsiadem o najładniejszą rezydencję. Nogi same zaprowadziły go w miejsce, które najczęściej odwiedzał. W jedyne miejsce w całym mieście, do którego będzie tęsknił po wyjeździe. W jedyne miejsce na całym świecie, do którego naprawdę przywiązał swoje serce. Miejscem tym był dach naprzeciwko posiadłości radnego Soreno, a powodem była jego córka Miranda. Inteligentna, radosna, zabawna, życzliwa dla całego świata, a do tego niezwykle piękna- niesamowite zielone oczy, długie ciemnobrązowe włosy opadające na gładkie ramiona, zniewalające lico, długie nogi i ponętna figura. Geran był zakochany w niej od swojego pierwszego przyjazdu do miasta, lecz wiedział że to nie jest partia dla niego " z pozoru niebogatego wampira z zewnętrznej strefy, który zamieszany jest w tak wiele niewygodnych spraw. Złodziej nie pożądał jej urody, nie dla niego mogłaby być nawet najbrzydszą wampirzycą świata, dla niego liczyło się tylko piękno jej duszy oraz ten serdeczny sposób bycia, którym zjednywała sobie nawet z pozoru najzimniejszych drani w mieście. Miranda nie musiała uwodzić, i z tego co Geran zaobserwował wcale tego nie pragnęła, chciała tylko zjednywać sobie wampiry, a nawet ludzi, dla niej nie było niższych warstw, nie to co dla jej ojca. Geran dobrze o tym wiedział, a jednak nigdy nie starał zwrócić na siebie jej uwagi, bo wiedział, że nie jest w stanie zapewnić jej takiego szczęścia na jakie zasługuje taka doskonała istota.

Wiedział doskonale że przyjście tu tuż przed wyjazdem rozdrapie tylko rany na jego sercu, które nigdy dobrze się nie zagoją . Jednak jego serce wyrywało się do tego miejsca. Siedział tam przez całą noc choć wiedział, że powinien odpocząć przed podróżą. Z melancholijnej obserwacji wyrwały go dopiero pierwsze promienie słońca, które zaczęły boleśnie przypominać o swoim istnieniu i istnieniu świata poza rezydencją Soreno. Geran okrył się szczelnie płaszczem i zaczął smętnie przemieszczać się do umówionego miejsca z powozem.
*

Geran siedział razem ze swoimi pomocnikami w kabinie karety i smętnie wpatrywał się przez filtrujące szyby w oddalające się miasto. Falir pomimo delikatnego upomnienia dotyczącego ostrożności przy obserwacji nadal mógł w jakiś niepojęty sposób usiedzieć wyprostowany, tą lekcję zapamięta na długo, choć Geran dobrze wiedział, że dużo lepiej zapamięta pobyt duszy w Spaczonym i mękę Kuźni Dusz niż karę jaką wymierzył mu sam złodziej.

-Geran coś ty taki smętny powinieneś być zadowolony pomimo tej obsuwy. Tyle złota jeszcze nie zarobiliśmy za żaden skok. Tylko pomyśl te balangi i panienki. No i oczywiście drinki do białego rana" zagadywał brat bliźniak Falira " Faren.

Geran jednak siedział dalej wpatrzony w oddalające się miasto w umyśle mając tylko obraz życzliwie uśmiechniętej twarzy otoczonej miękkimi brązowymi włosami

2
Hokek pisze:Bez namysłu chwycił nóż w sposób do sztyletowania ofiar i wbił go najpierw w serce a potem w mózg spaczonego.
To pierwsze zdanie, którego no nie wypada mi nie negować. Już tłumaczę, o co chodzi. Sztyletowanie, jak wiem, nie odbywa się w jakiś odrębny sposób, dlatego pochwycenie rękojeści noża też nie powinno być wyjątkowe. Owszem, koncelebrowanie tej czynności, modły w strugach deszczu i przy błyskach piorunów, to wszystko robione jest pod publikę, dla większej oglądalności, ewentualnie poczytności lub też ze zwykłych upodobań, jeśli ktoś lubi kroić koty. Ale nie mówimy o normalnym życiu, nawiążmy zatem do prezentowanego tekstu. Cały czas chodzi mi o ten "sposób do sztyletowania", który jest w linii prostej odskocznią, ucieczką od opisania ruchów postaci, takich jak unoszenie noża wysoko nad głowę, mocny zamach... i ciach! Nie wybieraj drogi na skróty, jeśli możesz przyprawić czytelnika o zawroty głowy z powodu drastycznego obrazu śmierci.
Hokek pisze:Jedynym efektem ośmiu kul w sercu był przerażający śmiech. [1]Cudem uniknięty cios halabardy wyrzucił władcę zwierząt do przodu. Ten błąd aż prosił się o wykorzystanie. [2]Niemal niedostrzegalnym ruchem sztylet znalazł się w gardle napastnika.
[1] Władca zwierząt stosuje unik by polecieć do przodu? Czegoś tu nie rozumiem.
[2] Zdanie zabrzmiało mniej więcej tak, jakby to sztylet wykonał ruch po temu by znaleźć się w gardle napastnika. Sztylet, a nie ręka. Nie potrafię jednoznacznie powiedzieć, czy źle skonstruowałeś to zdanie, wspominam tylko o moich odczuciach względem niego.
Hokek pisze:Wyjący Samuel na środku sali, przecierający oczy strażnicy, którzy oślepli w skutek działania butelki i zdezorientowany Spaczony pośrodku tego bałaganu. Płynne światło bo to zostało zaklęte w rzuconej butelce zadziałało tak jak trzeba.
Wróćmy jeszcze na chwilę kilka linijek wyżej.
Cytuję dwa zdania, które strasznie nieładnie się prezentują. Spróbuję je delikatnie poprawić.

Samuel wyjący na środku sali, przecierający oczy strażnicy, którzy oślepli w skutek działania butelki i zdezorientowany Spaczony pośrodku tego bałaganu. Płynne światło jakie zostało zaklęte w rzuconej butelce zadziałało tak jak trzeba.

Mniej więcej tak to powinno wyglądać. Nie jestem najlepszy w ocenianiu fantastyki, więc to tylko propozycja, która ma pomóc Ci dostrzec potknięcia w tej części tekstu.

Kuleje interpunkcja, to po pierwsze. Przeszkadza także ciągłe powtarzanie imienia bohatera - w pewnej partii tekstu jest to już nagminne. Warto by poszukać jakichś zamienników, albo po prostu inaczej budować zdania. Właśnie, skoro już jesteśmy przy zdaniach... Opisy są mało plastyczne. Wspomniałem już wcześniej o scenie ze sztyletem. Robię to ponownie, bo w ten sposób chcę zasugerować Ci wymóg wyraźnej korekty w tym kierunku. Musisz pisać bardziej obrazowo. A na koniec coś mniej istotnego - przyglądnij się poprawnemu zapisowi dialogów, bo w tekście natknąłem się na źle skonstruowane dialogi. Kliknij w ten odnośnik.

3
Siemaaaa! To ja ci podałem ten link, pamiętasz? DragonsMaster.


Edd: Myślę, że gdybyś pokwapił się napisać mu prywatną wiadomość o takiej samej treści byłoby o wiele lepiej.
Ostatnio zmieniony czw 27 sie 2009, 18:50 przez Gwynbleidd12, łącznie zmieniany 2 razy.

4
Wysokie, bogato rzeźbione ściany z fascynującym gzymsem modelowanym na kształt chóru aniołów i sufit pokryty freskiem, któregoś z wielkich przedwojennych malarzy mógłby sugerować, że pomieszczenie to jest jednym z salonów jednego z członków kręgu wewnętrznego, jednak pomysł ten rozwiewały warstwy kurzu, których zapewne nikt od dawna nie uprzątnął, i stojaki z bronią i różnymi przedmiotami, które zdawały się emanować siłą i jakimś wewnętrznym, niewidzialnym światłem.
Jak niewidzialny to nie emanował i nie był wewnętrzny, bo nikt go nie widział. Logicznie tutaj zaprzeczasz. Niby zdają się emanować, ale niewidzialnym światłem? Źle. Do tego strasznie długie i koślawe zdanie. Podziel je, bo czyta się ciężko.
Geran, gdyż takie było imię naszego obserwatora, przemykał wzrokiem między artefaktami nie zwracając uwagi na zwykłe uzbrojenie i pancerze. Zdawał się wiedzieć czego szuka, choć wnioskując z bałaganu panującego w zbrojowni o wszystkich przedmiotach się tam znajdujących nie wiedział nawet sam właściciel.
Nie lubię, jak autor narzuca mi jakieś „bratanie się”. Naszego? To nie jest mój obserwator. Może autora, ale mój na pewno nie. Więc wystarczy sam „obserwator”. A druga cześć jest straszna. Interpunkcja – źle, szyk zdania – źle.
Trzy metry przed celem zatrzymał się i spojrzał na artefakt. Nawet zwykłemu człowiekowi musiałby wydawać się pociągający. Duży, niezwykłej czystości opal umieszczony został na złotym pierścieniu w otoczeniu niewielkich diamentów. Opal przyciągał wzrok Gerana kusząc go by wyciągnął rękę i nałożył go na dłoń. Myśli wampira przez chwilę zostały całkowicie zaabsorbowane przez kamień. Po chwili słabości złodziej otrząsnął się.
Władca Pierścieni z błędami. (Zamiast drugie "opal" napisz "kamień".)
-Spokojnie, tylko spokojnie i powoli- powtarzał sobie w myślach składając się do klękania.
Składa to się krzesło. Wystarczy: „klękając, powtarzał sobie w myślach”.
W chwili obecnej narażony był tylko z jednego powodu – podczas pracy z magią nie wyczuwał swojego otoczenia , gdyby ktoś go teraz znalazł mógłby go zabić nie używając nawet miliniutona siły więcej niż wymaga przebicie tchawicy dobrym ostrzem, a ponowna wizyta w kuźni dusz z jakiegoś powodu nie była priorytetem na jego liście spraw do pilnego załatwienia.
Eee… Czy to nie jest jakaś gra komputerowa? RPG online?
Radość jego nie trwała jednak zbyt długo, jak to zwykle bywa, że tracimy humor zdając sobie sprawę, że żyjemy tylko z nieznanych nam pobudek osoby stojącej niedaleko nas.
Źle. Po pierwsze: tak zwykle nie bywa, więc ja nie wiem, jak w taki sposób się humor traci. Po drugie zdanie źle skonstruowane. Tak bym to napisał:
„Radość jego nie trwała jednak zbyt długo, jak to zwykle bywa, gdy zdajemy sobie sprawę, że żyjemy tylko z nieznanych nam pobudek osoby stojącej niedaleko nas."
Gdy złodziej spojrzał na drugą z postaci serce zamarło w nim.
Co to za szyk? „serce w nim zamarło."
Nie było to nic innego jak Spaczony [...]
"Nie był to nikt inny niż Spaczony [...]"
Jako uczeń szkoły magii doskonale wiedział, że to stworzenie, przypominające człowieka z deformacją ciała i po przebyciu ospy, tak naprawdę nie jest godnym zlitowania stworzeniem, a bestią mogącą uwięzić dusze wampira w samym sobie na wiele miesięcy.
Za żadne skarby nie chciał tego już powtarzać.
Może "znów"? Albo wyrzuć bo sensu nie ma.
[...] jednak wymacał pod peleryną swoją butelkę ostatniej szansy.
A kogo butelkę miał wymacać pod SWOJĄ peleryną?
-Zastanawiasz się pewnie dlaczego jeszcze żyjesz, a twoja dusza nadal jest na swoim miejscu a nie w moim małym podopiecznym i w jaki sposób śledząc nas od tygodnia nie wykryłeś go.-ciągnął Samuel
Ćpał coś? Bo ja nie wiem o czym on mówi.
Zabije tych durni jak wygadali się, w którymś z barów po wypiciu zbyt dużej ilości drinków.
Ja i większość ludzi na świecie raczej pomyśli (przepraszam za wyrażenie) „Zabije durni jak wygadali się w barze, będąc najebani w trzy dupy”. Czasami użyj większej ekspresji, bo wychodzą sztuczne flaki z olejem.
A ja zaopiekowałem się twoim szpiegiem i postanowiłem zabezpieczyć przed twoją akcją, szkoda tylko, że nie znał imienia tego szkodnika, który postanowił wykraść mi pierścień.-zakończył z wrednym uśmieszkiem.
Czerwone zmień, pogrubione wyrzuć.
[...] zagadnął Geran posuwając się 2 kroki do przodu i opuszczając nóż-[...]
DWA nie 2. Co to? Notatka cz opowiadanie?
Kiedy poczuł smród palonej skóry a następnie promieniujący ból w połowie swojej skóry wiedział, że podziałało.
Więcej powtórzeń nie wskażę, chociaż jest ich mnóstwo.
To pomoże uwolnić się temu durniowi, jak go znajdę jak się odrodzi to chyba zabiję go za tę drakę tutaj.
Nie da się tego czytać.
Geran nie oglądając się za siebie porzucił pudełko, które dzięki swojemu kształtowi i kolorowi odpowiednio dobranym do dachów domów trzeciej strefy.
Które co? Które dzięki czemu? O co tu chodzi?
Nagle jakby z pod ziemi na dach wskoczył władca zwierząt.
W tym świecie jest już wszystko. Upakowałeś gry, filmy, książki w jedno. Teraz czekam na siedmiu krasnoludków i Shreka.


Przykro mi. Nie dałem rady przeczytać tego do końca. Robisz strasznie dużo błędów interpunkcyjnych. Przeszkadza to strasznie. Błędy logiczne, stylistyczne i językowe – jest ich również mnóstwo. O powtórzeniach nie wspomnę. Nie podoba mi się świat stworzony przez Ciebie. Upchałeś wszystko do jednego garnka. Znów magiczne fantasy o wampirach i magach, złodziejach i wpadkach, zleceniach i szefach. Sztucznie i źle. Masz problemy z budową zdania. Powinieneś pisać krótsze. Zdarza Ci się również zły szyk. Zaimków niepotrzebnych też masz mnóstwo.
Cóż, musisz naprawdę dużo czytać. Wydaje mi się, że zasób słów masz, tylko nie potrafisz tego jeszcze używać. Zobacz jak są pisane książki, jaki jest szyk zdania, jakie są dialogi. Pisz, próbuj, ucz się. Opowiadanie nie podobało mi się.
Pozdrawiam.
Piotr Sender

http://www.piotrsender.pl

5
Wysokie, bogato rzeźbione ściany z fascynującym gzymsem modelowanym na kształt chóru aniołów i sufit pokryty freskiem, któregoś z wielkich przedwojennych malarzy mógłby sugerować że pomieszczenie to jest jednym z salonów jednego z członków kręgu wewnętrznego, jednak pomysł ten rozwiewały warstwy kurzu, których zapewne nikt od dawna nie uprzątnął, i stojaki z bronią i różnymi przedmiotami, które zdawały się emanować siłą i jakimś wewnętrznym, niewidzialnym światłem. Zbrojownia klanu Rhrydar wyglądałaby tak jak każdego dnia, gdyby nie malutki szczegół. W północno-wschodnim narożniku na gzymsie, tuż przed niewielką niedostrzegalną z powodu mroku dla zwykłego człowieka dziurą w murze, siedziała skulona postać i obserwowała zgromadzone w sali przedmioty.
Te dwa zdania są mordercze. Pierwsze głównie z powodu przeładowania informacjami i budową, a drugie z powodu "koślawości". Wnioskuję z nich, że masz problem z jasnym przekazywaniem myśli. Spróbuj z krótszymi zdaniami, czytelnik nie zgubi się gdzieś w połowie i nie zrezygnuje z czytania tekstu. Ja miałem ochotę zrezygnować w momencie gdy kończąc zdanie nie wiedziałem o czym ono jest, o czym był początek.
Gdy jego stopy dotknęły posadzki pomknął w stronę wypatrzonego przedmiotu.
Nie za szybko działasz? Ledwo dotknął podłoża a już biegł?
Trzy metry przed celem zatrzymał się i spojrzał na artefakt. Nawet zwykłemu człowiekowi musiałby wydawać się pociągający.
Czemu z aż tak daleka? Wywołało to u mnie prawdziwe zdumienie. Nie lepiej było podejść i z bliższego miejsca przyjrzeć się temu artefaktowi?

Musisz mi wybaczyć, ale nie doczytałem. Wybieram w tym momencie coś bardziej rozrywkowego.
Zauważyłem jednak, jak już wspomniałem na początku, że masz problemy z jasnym i prostym przekazywaniem myśli i opisywaniem miejsc. Do tego dochodzą powtórzenia, błędy interpunkcyjne, logiczne, stylistyczne oraz językowe - o czym wspomniał Revis.
Najprostszą metodą poprawienia się jest nauka zasad interpunkcji oraz zwracanie większej uwagi na to, co się pisze.
Dużo czytaj, jeszcze więcej pisz. Praktyka czyni mistrza jak to się zwykło mawiać.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”