Pech [1/3](fantastyka)

1
Na placu panował tłok i ścisk, jak w każdy dzień targowy. Ludzka rzeka przelewała się pomiędzy rozstawionymi straganami. Mężczyzna, postukując palcami o splecione ręce, stał oparty o jeden z budynków otaczających skwer. Z zadumą obserwował otoczenie, szczególne zainteresowanie wzbudzała postać stojąca nieopodal - pośrodku wyjątkowo ruchliwego przejścia.
Młoda kobieta niecierpliwie rozglądała się wokoło, co jakiś czas potrącana przez śpieszącego przechodnia. W rękach nerwowo miętosiła rąbek pomarańczowej, wzorzystej spódnicy, od czasu do czasu równie niespokojnym gestem obciągała jaskrawożółtą tunikę.
Zachowanie i wygląd powodowały, że jak magnes przyciągała uwagę obecnych. Nie było osoby, która mijając ją mimowolnie nie zerknęłaby w jej kierunku. Ktokolwiek podszedłby do dziewczyny również znalazłby się pod ostrzałem ciekawskich spojrzeń.
Najemnik należał do tego nielicznego grona ludzi, którzy lubili poznać swoich pracodawców osobiście. Wyznaczył, więc spotkanie w południe, na najbardziej zatłoczonej ulicy w mieście, żeby, w razie czego, łatwo zniknąć w tłumie. A tu taka niespodzianka! I ona chce korzystać z usług płatnego zabójcy? Może od razu dać ogłoszenia w gazetach: „ Tani, fachowy skrytobójca do usunięcia męża/kochanka/rywala (niepotrzebne skreślić). Panie także obsługujemy.” I co powinien teraz zrobić?
Rozsądek nakazywał odwrócić się na pięcie i oddalić jak najszybciej. Robienie interesów z dziwadłami jest zbyt ryzykowne, nie wiadomo, co takiej strzeli do głowy. Jeszcze kilka lat temu nie rozważałby, nawet hipotetycznie. podobnej sytuacji, ale ostatnie zlecenia były proste i do bólu przewidywalne. Ta rutyna go dobijała.
Ostrożnie przejechał ręką po twarzy, nałożony plastyk zapewni mu anonimowość – kilka ruchów palcami i może nadać twarzy dowolny kształt.
- Magiczna plastelina. Eh, czego to ludzie nie wymyślą – zadumał się. - Draństwo kosztowało fortunę, ale warte było każdej wydanej złotówki. W sumie, zagadanie do panny niczym mu nie groziło. Niewiele osób wiedziało o jego istnieniu, bardzo starannie dobierał klientów, więc raczej nie jest to pułapka. Miał oczywiście zabezpieczoną drogę ucieczki na wszelki wypadek – cena przenośnego teleportera jest jeszcze wyższa niż plastyka, ale przezorność popłaca. - Uśmiechnął się drapieżnie. - Jeśli takie myśli krążyły mu po głowie, to znaczy, że podjął już decyzje. Nawet, jeśli z tego nic nie wyjdzie, to przynajmniej się trochę zabawi.
Umiejętnie lawirując wśród ciżby, zaszedł dziewczynę od tyłu i mocno klepnął w ramię.
Zaskoczona odwróciła się gwałtownie.
- Witaj kochanie! – Stanowczym ruchem objął ją w pasie i przyciągnął do siebie. – Przepraszam za spóźnienie, ale...
- Proszę przestać! – Dziewczyna zaczęła się wyrywać. – Nie znam pana. Proszę mnie puścić! – Nie widząc rezultatu zagroziła:
- Bo zacznę krzyczeć.
Morderca tylko wzmocnił uścisk. Drugą ręką złapał za kształtny kark młodej kobiety i jakby od niechcenia zmusił do położenia głowy na jego ramieniu. Zanurzył twarz we włosach dziewczyny i wyszeptał do ucha:
- Szanowna pani. Ja stawiłem się na umówione spotkanie, jak obiecałem. Natomiast pani nie dopełniła warunków naszej umowy.
Kobieta znieruchomiała.
- Chwileczkę... - Nagle jakiś lekkomyślny młodzieniec, najwyraźniej licząc na wdzięczność pięknej panny, złapał mordercę za rękę, którą ten obejmował swoją zakładniczkę. Jeden rzut oka na twarz adwersarza sprawił, że śmiałek wycofał się i pośpiesznie ruszył w przeciwnym kierunku. Zając nie atakuje wilka.
- Tak, więc o czym to mówiliśmy, nim tak brutalnie nam przerwano... – Skrytobójca odsunął się nieco, aby spojrzeć damie w oczy.
- Masz rację, panie... – Zawiesiła na moment głos, ale odpowiedzią była jedynie cisza, więc dodała- To nie jest odpowiednie miejsce na rozmowę.

Siedząc przy stoliku w słonecznej kawiarni, dziewczyna lustrowała wzrokiem towarzysza. Mężczyzna sprawiał wrażenie znudzonego. Niby obojętnym wzrokiem wpatrywał się w widok za oknem, jednocześnie postukując miarowo o blat stolika placami, o starannie przyciętych paznokciach. Wyglądał absolutnie przeciętnie – brązowe spodnie o zaprasowanych kantach, koszula w szaro-burą kratkę i kremowa kurtka. Wszystko w dobrym gatunku, ale nie najlepszym, ponadto ciut podniszczone i wytarte. Żadnego szczegółu, który wyróżniałby go spośród tysięcy innych. Postronny obserwator prześlizgnąłby wzrokiem po sylwetce zabójcy, jedynie notując w pamięci „O tu ktoś siedzi”. Zapytany o rysopis powiedziałby pewnie:
- No wie pan. Taki normalny facet. Średniego wzrostu, nie za tęgi, nie za chudy. – I tyle, nic więcej by nie spamiętał..
Przyjrzała się dokładniej twarzy – kanciasty nos, ostro zarysowane kości policzkowe, wysokie czoło, zasłonięte krzywo przyciętą grzywką. Ot, pospolita twarz sąsiada z mieszkania obok lub znajomego z autobusu. Jedynie oczy, których spojrzenie przywodziło na myśl sokoła lub orła gotowego w każdej chwili spaść na upatrzoną zwierzynę, nie pasowały do całości.
Wzrok nieznajomego nagle zogniskował się na dziewczynie. Wzdrygnęła.
- Muszę przyznać, że pierwsza myśl jak przyszła mi do głowy na twój widok... Pani – dodał jakby po chwili namysłu. – To, że musisz być niesamowitą idiotką, skoro zignorowałaś moje wyraźne instrukcje, co do ubioru. Ale, dzięki temu, że obserwowałem cię przez ostatnie dni, zauważyłem, że taki neonowy dobór kolorów jest, dla pani, naturalny – skrzywił się z niesmakiem. – Gdybyś nagle założyła coś bardziej ... hmm... stonowanego, prędzej byś wzbudziła zainteresowanie sąsiadów.
- Szpiegowałeś mnie! Jak śmiesz... – oburzona podniosła głos – …obrażać mnie w ten sposób! - Zreflektowała się i ucichła, widząc obrócone w ich stronę głowy ludzi, siedzących przy sąsiednich stolikach.
- Zresztą, to już tylko mało istotny szczegół. Bardziej jestem zainteresowany powodem naszego spotkania.
Dziewczyna wyprostowała się odruchowo i zaczęła nerwowo bawić filiżanką, po wypitej przed chwilą herbacie. W końcu odetchnęła głęboko i wyjaśniła:
- Osobą, która mi... hmm... przeszkadza, jest adwokat.
- Zwykły najmimorda. – Skrytobójca był rozczarowany.
- Niezupełnie – sprostowała. Skrzyżowała palce na szczęście i powiedziała. – Nazywa się Ludgard Maximov.
Mężczyzna nie zareagował.
- Najwyraźniej nigdy o nim nie słyszał – pomyślała zaskoczona, a olbrzymia ulga, jaką poczuła sprawiła, że ledwo powstrzymała się od triumfalnego uśmiechu.
- No nic. Rozumiem, że to jest jego adres. – Wziął kartkę, którą wcześniej przesunęła w jego stronę. – Obejrzę sobie cel i skontaktuję się ponownie.
Odsunął krzesło i wstał.
- I tyle? - Dziewczyna osłupiała.
Morderca nie zaszczycił jej spojrzeniem.

***

Dźwięk dzwonów obudził mężczyznę, który z ciężkim westchnieniem otworzył oko. Zbadał otoczenie wokół siebie. Przez zasłony sączyło się światło. Z zewnątrz dochodził gwar miasta - przekleństwa woźniców, krzyki przekupniów, szczekanie psów i to przeklęte dzwonienie. Przymknął powiekę i jęknął. Najwyższy czas wstawać.
Powoli usiadł na łóżku, opuścił nogi na podłogę i aż podskoczył, gdy natrafił na kałużę zimnej wody. W następnej chwili coś mokrego kapnęło mu na nos. Zadarł głowę. Na suficie widniała duża, wilgotna plama, z której co chwilę odrywały się kolejne krople.
Uniósł kąciki ust w lekkim uśmiechu. - Oczywiście. Akurat dzisiaj dach musiał zacząć przeciekać.
Ze stęknięciem wstał i plaskając mokrymi stopami poczłapał do łazienki. Pochylony nad balią musnął ciemną plamę na kranie - z rury pociekła woda. Włożył głowę pod strumień i aż wzdrygnął. - Rzecz jasna zimna. Zaklęcie ogrzewające znów nie zadziałało. Cóż, przynajmniej dobudzi go do reszty.
Nim zjadł śniadanie, zdążył jeszcze oblać się gorącą wodą. Herbaty nie było w słoiku, bo jak zwykle zapomniał kupić. No i całkowicie przez przypadek zrzucił na kolana przygotowane kanapki.
Podczas ubierania, przy koszuli urwał trzy guziki, a w spodniach zrobił dziurę. Gdy w końcu udało mu się odziać, stanął przed lustrem, jedną z nielicznych ekstrawagancji, na jakie sobie pozwolił. Musiało być srebrne - szklane tak szybko się tłukły. Ile to już lat nieszczęścia go czekało, pięćdziesiąt czy sześćdziesiąt? Zresztą, kto by liczył.
Uważnie przyjrzał się odbiciu szukając ewentualnych niedociągnięć. Jego zawód wymagał dobrej prezencji. Przecież prawnik powinien wzbudzać zaufanie.
Luźne, szare spodnie, biała koszula i marynarka do kompletu leżały na nim idealnie. Trochę wygniecione, ale dzięki temu wyglądał bardziej swobodnie. Przygładził krótko obcięte czarne włosy i wyszczerzył się do lustra, w niebieskich oczach błysnęło zadowolenie.
Ostrożnie zszedł po schodach, mocno trzymając poręcz i uważnie stawiając stopy. Przystanął przed kamienicą i rozejrzał się. Na ulicy panowała cisza i spokój. Żadnych pojazdów na horyzoncie, niewielu ludzi, i - co bardzo istotne - brak czworonożnych istot w zasięgu wzroku. Kancelaria była oddalona zaledwie o przecznicę. Szanse na bezpieczne dotarcie do celu wyglądały nieźle.
Już widział drzwi budynku, dzieliło go od nich tylko kilka kroków. Nagle z góry spłynęła substancja o wyjątkowo nieprzyjemnej treści i jeszcze gorszym zapachu, plamiąc odzienie. Westchnął. Dobrze, że w biurze ma zapasowe ubranie. Zdążył się już przyzwyczaić do podobnych „wypadków”.
Właśnie zakładał świeżą koszulę, gdy w pokoju pojawiła się projekcja Rajmunda Nartycza – wspólnika, wraz, z którym prowadził praktykę.
- Znowu ci się coś przytrafiło? Co to było tym razem? Niech no pomyślę. Jakiś przejeżdżający powóz wjechał w kałużę i cię ochlapał. Nie, czekaj już wiem! Sklepikarka wylewała pomyje i chlusnęła prosto w ciebie – zarechotał.
- Żeby tylko. – Zrezygnowany mężczyzna usiadł w fotelu. – Jakaś leniwa mieszczka chciała oszczędzić sobie drogi i wylała zawartości nocnika przez okno, zamiast do ścieków.
Śmiech zamarł Nartyczowi na ustach.
– Ehh, Lud. Ty, to masz pecha – powiedział ze współczuciem.
– Czy ja wiem? – zastanowił się prawnik. – To zależy od punktu widzenia. - Uśmiechnął się tajemniczo. - Ale, ale... My tu marnujemy czas na pogaduszki, a robota leży odłogiem. Co tam mamy dzisiaj w planach?
Przezroczysty mężczyzna sięgnął po papiery.
- Wstępne rozmowy w sprawie Schald - Riss. Amarata von Schald oskarża von Rissa o zamordowanie męża. Jeśli nie uda się polubownie zakończyć sporu, trzeba będzie ustalić wstępną datę i zasady pojedynku. Ponadto masz umówionych dwóch klientów na jedenastą i dwunastą. Chociaż wątpię, aby z tego coś wyszło. Twoja reputacja nie przyciąga, niestety, tych najlepiej płacących. W sumie, kto by chciał być broniony przez adwokata, który wygrywa przez głupi przypadek. Chyba tylko desperat. Naprawdę uważam, że niezbyt szczęśliwie wybrałeś specjalizację.
- Nie martw się tym za bardzo – Ludgard skończył zapinać koszulę i umościł się wygodnie w fotelu. – Ci, których chcę bronić, nie będą przejmować się głupimi plotkami.
- Ale to nie plotka tylko szczera prawda – zgryźliwie zauważył Rajmund.
- Co rano wypominasz mi to samo. Nie sądzisz, że najwyższy czas zmienić śpiewkę, stary zrzędo?
- Będę to powtarzać, tak długo jak trzeba. Może w końcu coś do ciebie dotrze – odburknął wspólnik. – Doprawdy, spec od sądów bożych.
- Tak, to właśnie ja. – Maximov poprawił znaczącym gestem koszulę i wstał chcąc podejść do biurka, ale nieszczęśliwie zahaczył nogą o dywan i poleciał do przodu. Wyciągnął ręce przed siebie, aby złagodzić upadek, ale toru lotu nie zdołał już zmienić. Z głośnym hukiem uderzył głową o kant stolika, stojącego obok fotela, i upadł nieprzytomny.
- I właśnie o tym mówiłem – westchnęła projekcja, patrząc na bezwładnie leżącego przyjaciela.
Ręce do góry. Moja tajna broń.



<Dłubiąc stopą w ziemi i patrząc niewinnym wzrokiem, mówi> A ja mam pytanie



Cztery choroby początkującego pisarza: zaimkoza, nadopisy, interpunkcja, literówki

Sadyzm jest wrodzony...zazwyczaj

2
Wyłapane w trakcie czytania:
kersi pisze: Jeszcze kilka lat temu nie rozważałby, nawet hipotetycznie. podobnej sytuacji, ale ostatnie zlecenia były proste i do bólu przewidywalne.
przeciek powinien być
kersi pisze:Niby obojętnym wzrokiem wpatrywał się w widok za oknem, jednocześnie postukując miarowo o blat stolika placami, o starannie przyciętych paznokciach.
trochę za dużo tych "o"
kersi pisze:Jedynie oczy, których spojrzenie przywodziło na myśl sokoła lub orła gotowego w każdej chwili spaść na upatrzoną zwierzynę, nie pasowały do całości.
hm... ta metafora taka... oklepana trochę.

To tyle niewielkich potknięć jakie zauważyłam.

Ogólnie trudno mi coś powiedzieć o tym kawałku, napisany poprawnie, płynnie się czyta, ale... no właśnie, nie powaliło mnie. Jakieś bezpłciowe takie. Może to kiepska recenzja, jednak nie umiem tego wytłumaczyć słowami. Niby nic warsztatowo nie brakuje, ale zabrakło chyba iskry.
Ponadto jedno trochę mnie drażniło, praktycznie nic nie wiadomo o świecie w jakim się to dzieje. Są tam elementy i fantasy i sci-fi, ale jakieś niepoukładane. Po prostu czytając nie mogłam wyobrazić sobie akcji, bo było zbyt wiele białych plam. Oczywiście to dopiero pierwsza część, więc może w następnych więcej się wyjaśni.

Ogólnie nie jest źle, choć czegoś mi zabrakło.
Pozdrawiam
Szczęście nie jest zarezerwowane dla wybranych.

3
Trudno jeszcze cokolwiek mówić o tym tekście. Mamy bohaterów, ale jeszcze nie ich pełne portrety. Mamy świat, ale jeszcze nie wiemy jak wygląda, jak jest zbudowany. Mamy początek fabuły, ale jeszcze nie wiemy, w jakim kierunku zmierza.

Możemy oceniać tutaj głównie styl. Jest on na poziomie. Mimo tego, że na początku, z tym najemnikiem i targiem, było dosyć sztampowo, wciągnąłem się. Po prostu przyjemnie się czytało, więc czemu miałem przestawać? Potem doszła ciekawość i już w ogóle było git.

Jednak zgadzam się z Miko, że jednak brakuje tu jakiegoś takiego jaja. Może to dlatego, że początek, zobaczymy, jak to będzie wyglądać dalej. Do wad zdecydowanie dodałbym fakt, że pewne fragmenty trącą taką... naiwnością? Np. rozważania bohatera o magicznej plastelinie wydają się takie nienaturalne oraz natrętne, w stylu "tutaj pokażę, że w moim świecie są takie super-duper fiku-miku". W kwestii sygnalizowania czytelnika o magii panującej w świecie, już znacznie lepiej sprawdza się krótki fragment o tym, jak Ludgardowi nie udaje się zaklęcie na ogrzanie wody. Proste i dobre.
- Ale to nie plotka tylko szczera prawda – zgryźliwie zauważył Rajmund.


Wywalaj takie chwasty. Są zupełnie niepotrzebne i psują odbiór tekstu. Czytelnik sam zauważy (a przynajmniej powinien), że Rajmund jest zgryźliwy. To też bym zaliczył do tej takiej naiwności, która rozcieńcza styl.

Jeśli chodzi o samą treść, za mało jej w tym fragmencie. W Twoim świecie może tkwić potencjał opowiadania, niestety na razie jest zbyt niewyraźny, o czym napisała Miko. Najemnik na pierwszy rzut oka wygląda na sztampową postać (mam nadzieję, że w tej kwestii zaskoczysz ;) ), natomiast wątek Ludgarda i tej kobiety ciekawi.

To chyba tyle na temat fragmentu. Powodzenia w dalszych częściach (chyba, że już je masz - w takim razie szlifuj, szlifuj, szlifuj ;) ).

Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

4
Ahh, dziękuje za komentarz. opowiadanie jest już skończone, ale wolałam wrzucać krótsze kawałki, żeby nie nadwyrężać cierpliwości komentujących.

Tylko dlaczego zdobywanie szlifów jest takie trudne.
Ręce do góry. Moja tajna broń.



<Dłubiąc stopą w ziemi i patrząc niewinnym wzrokiem, mówi> A ja mam pytanie



Cztery choroby początkującego pisarza: zaimkoza, nadopisy, interpunkcja, literówki

Sadyzm jest wrodzony...zazwyczaj

5
kersi pisze:Tylko dlaczego zdobywanie szlifów jest takie trudne.
Bo w życiu to łatwo dostać po łbie, a reszta przychodzi niestety trudno :D

Przepraszam za offtop, ale nie mogłam się powstrzymać.
Szczęście nie jest zarezerwowane dla wybranych.

6
Nie za bardzo czuję klimat opowiadania - za krótki fragment, żeby się wypowiedzieć. Trochę zamieszania sprawia pomieszanie realiów - plastik, teleporter, złotówki. Trudno określić o co chodzi, kiedy się to dzieje itd. Natomiast jeśli chodzi o jakość to w porównaniu z poprzednimi Twoimi tekstami widzę nieprawdopodobny postęp. Na początku myślałem, że nic się nie zmieniło, ale błędy dość nieszczęśliwie skumulowały się w kilku pierwszych akapitach. Zobaczymy co będzie dalej.
Mężczyzna, postukując palcami o splecione ręce, stał oparty o jeden z budynków otaczających skwer.
Mało plastyczny opis. Niejednoznaczny i niezręczny zarazem. Postaraj się, by opis prowadził do czegoś, pokazywał coś istotnego. Czy to jest oznaka niecierpliwości, zdenerwowania, czy przebiera palcami z nudów? Nie wiadomo. Jeśli nie potrafisz czegoś dobrze opisać zawsze możesz opisać coś innego. Zwróć uwagę jak pisarze rozwiązują problem rzeczy które trudno się opisuje - rozbijają rzecz na kilka zdań, nie stosują pewnych zabiegów, nie wprowadzają pewnych sytuacji. Jak widzisz, że jakieś zdanie niezbyt dobrze się prezentuje co by z tym zrobić. Chcesz, żeby mężczyzna opierał się o ścianę budynku, miał ramiona skrzyżowane na piersiach (bo chyba o to chodziło - chociaż formą bardziej sfrazeologizowaną jest "splecione dłonie") a palcami uderzał o ramiona bądź przedramiona. (uderzał, przebierał, ). Stukanie jest niezbyt na miejscu - a przynajmniej mi jakoś nie pasuje. Ewentualnie wystukiwał jakiś rytm, ale nawet tego nie jestem pewien - biorąc pod uwagę definicje.

postukiwać «stukać lekko, z przerwami; też: wydawać lekki stukot»

stuknąć — stukać
1. «uderzając czymś w coś twardego, spowodować charakterystyczny odgłos»
2. «o przedmiocie: wydać charakterystyczny odgłos wskutek uderzenia lub obicia się o coś»
3. pot. «jadąc samochodem, uderzyć niezbyt mocno w kogoś lub w coś»
4. pot. «uderzyć kogoś»
5. stukać pot. «pisać na maszynie»
6. pot. «zastrzelić kogoś»
7. pot. «pozbawić kogoś jakiejś sumy pieniędzy»
Z zadumą obserwował otoczenie, szczególne zainteresowanie wzbudzała postać stojąca nieopodal - pośrodku wyjątkowo ruchliwego przejścia.
Dziwna konstrukcja zdania. Mężczyzna był zamyślony, a jednocześnie obserwował - przyznasz, że jest w tym pewna rozbieżność. Zaduma nie sprzyja obserwacji (która wymaga uwagi, skupienia). Dalej dowiadujemy się jeszcze, że ktoś wzbudza zainteresowanie. Nie wiemy, czy tłumu, czy mężczyzny, choć domyślam się, że chodziło ci o niego. Zdanie jest dość niezdarne, rwie się, jest dość niespójne.
Mężczyzna przypatrywał się kobiecie stojącej pośrodku wyjątkowo ruchliwego przejścia - to takie proste. Jeśli chcesz to możesz komplikować tworząc zdanie bardziej złożone i dodając, że sprawiał wrażenie zamyślonego, lecz jednak przyglądał się jej ukradkiem, ale staraj się, by zdanie czytało się płynnie.
Młoda kobieta niecierpliwie rozglądała się wokoło, co jakiś czas potrącana przez śpieszącego przechodnia.
Fuj! Ten przechodzień to straszna wredota - musiał wokół niej krążyć i co jakiś czas ją złośliwie potrącać. Chyba, że chodziło Ci o przechodniów.
Ostrożnie przejechał ręką po twarzy, nałożony plastyk zapewni mu anonimowość – kilka ruchów palcami i może nadać twarzy dowolny kształt.
Czas. Zapewniał.Już go miał na twarzy więc już zapewniał.
Niewiele osób wiedziało o jego istnieniu, bardzo starannie dobierał klientów, więc raczej nie jest to pułapka.
J.w. Była.
Miał oczywiście zabezpieczoną drogę ucieczki na wszelki wypadek – cena przenośnego teleportera jest jeszcze wyższa niż plastyka, ale przezorność popłaca.
i znowu. W drugim przypadku proponowałbym rozwinąć, żeby brzmiało ładniej: [...] przezorność była podstawą jego fachu.
- Najwyraźniej nigdy o nim nie słyszał – pomyślała zaskoczona, a olbrzymia ulga, jaką poczuła sprawiła, że ledwo powstrzymała się od triumfalnego uśmiechu.
To nie jest fragment dialogu tylko przemyślenia, więc bez kreski dialogowej na początku zdania.
Włożył głowę pod strumień i aż wzdrygnął.
wzdrygnął się

[/quote]
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”