- Pewnie i w niebiosssach mają go dosyć, to go wyrzucają na ziemię, sssakałę – zrzędził przycupnięty obok demon.
- Apopis… – spojrzał za siebie i skrzywił się z niesmakiem odwracając głowię z powrotem w stronę idealnie uporządkowanego kawałka przestrzeni – Koniec leżenia, pomóż mi, ty leniwa jaszczurko.
- Za coś takiego powinienem cię opuścić i to na zawsze. Nie wiem, dlaczego nie lubisz mojej całkiem sympatycznej powłoki. Ona jest... – demon potarł końcem ogona łuskowatą paszczękę.
- No jaka?
- Oryginalna, cherubinku, oryginalna. Inaczej ludzie nie zwróciliby na mnie uwagi.
- Dobra, dobra. A teraz się skup...
***
- No no, maleńka, niezły z ciebie kociak... Może poznamy się bliżej?
- Nezbirus i ten wąż... Apopis?...- sługa podrapał się po głowie przestając z nogi na nogę - Do ciebie, panie zniszczenia i ciemności... – zastanowił się chwilę, po czym, tylko z rzadka się zacinając, wyklepał wyuczoną formułkę z szybkością karabinu - panie wszelkiego zła, demoniczny cesarzu wiedzy tajemnej, czerwony smoku o trzech obliczach, rogaty mistrzu i eee... Czy wpuścić?
- Oni zawsze wpadają nie w porę. No nic, malutka, jeszcze się zobaczymy – mruknął Lucyper, po czym posłał młodej diablicy obleśny uśmiech i wyłożył się wygodnie, jak to zwykł przyjmując gości, na potężnym łożu zajmującym dużą część sali audiencyjnej. – O jakich kłopotach powiadomią mnie tym razem? – spojrzał z wyrzutem na sługę, który właśnie dłubał ukradkiem w nosie. Łysy eunuch podskoczył lekko, po czym uśmiechnął się przepraszająco i trochę szczerbato.
- Panie – Nezbirus lekko się skłonił odnotowując przy okazji, że Lucyper raczej nie w humorze – Nie chcieliśmy przeszkadzać waszej ciemnej mości...
- Już zdążyliście przeszkodzić. Co się znowu stało, hę? – władca wybałuszył oczy, co nie wiadomo dlaczego wprawiło sługę w radosny nastrój, który stłumił wkładając sobie pięść do ust. Apopis parsknął śmiechem, co sprytnie zatuszował pokasłując. Lucyper spojrzał na niego niechętnie znad swych okularów-połówek unosząc się na posłaniu i splatając ręce na podołku.
- Widzę, że już ci się zupełnie pomieszało, co komu można, a czego nie można, jaszczurze przebrzydły. Śmiać się z czystego zła? – przekrwione oczy zmrużyły się ze zgorszeniem, a twarz stała się wyniosła i bardzo oburzona.
- To kaszel, panie, zakasłałem – przestraszył się lekko wąż.
- Węże nie kaszlą podły padalcze – obraził się Lucyper i skrzyżował ręce na piersi.
- Racz mu wybaczyć. Nieobeznany, nieokrzesany... – Nezbirus, zachowujący cały czas kamienną twarz, spojrzał na zwój kolegi - ...i właściwie trochę prostak. Wychował się wśród ludzi, trzeba mu wybaczyć pewne niedociągnięcia...
Po słowie „prostak” wąż zwinął się w kłębek jeszcze mocniej i odwrócił łeb w przeciwną stronę. Właśnie postanowił, że już nigdy więcej nie pójdzie z Nezbiusem nigdzie, ale to nigdzie. „Nezbirus – Głupirus” – zamruczał niewyraźnie, ale z satysfakcją.
- Zresztą, nieważne. Mówcie szybko, o co chodzi, ja powiem, że mi się to nie podoba i znikniecie. Mam parę rzeczy do załatwienia. - Apopis mimo woli uśmiechnął się złośliwie do kumpla. Byłego kumpla. W drzwiach mijali się z niezłą kobitką.
- Szcześcioskrzydły znowu dopadł kawałek naszej przestrzeni. Zaczęliśmy mentalnie odbudowywać chaos, ale przydali by się tam jacyś źli ludzie. Może jakieś więzienie o zaostrzonym rygorze? O, albo slumsy! – uradował się z własnego pomysłu i zaczął się zastanawiać, kto u licha ściągnie tam jakichś złych ludzi. Sam by się tam nie sprowadził. W promieniu kilkuset kilometrów nie było nawet małego kasyna. Jakiego zresztą kasyna – nawet baru z maszynami do gry nie było. Prostytucja też zniknęła. Zniszczenia były dotkliwe.
- Dobra. To tam idźcie i wódźcie na pokuszenie ile się da. Mam nadzieję, że zniszczenia nie są duże?
- Jak to: my?! – Nezbirus wyglądał na zaniepokojonego. Na bardzo zaniepokojonego.
- Ja pytam: czy zniszczenia są duże? – powtórzył z naciskiem zwierzchnik.
- Całkiem. Miecz miłosierdzia, jakiś cholernie duży kaliber.
- Czyli byliście tam zaraz po tym jak to się stało?
- Gorzej. Widzieliśmy to.
- Mówił coś? – zapytał Lucyper z nadzieją, że nie.
- Tak. Coś o zbliżającym się Królestwie Niebieskim. Uznaliśmy to za groźbę.
- A potem pewnie zadął w trąbę i się zmył, prawda?
- Tak... – odpowiedział Nezbirus i spojrzał na szefa.
- Zawsze tak robi, zaraza – Westchnął ciężko Lucyper i uniósł głos do tego głośniejszego, od wydawania rozkazów – Nezbirusie i Apopisie, wyruszacie na misję ratowania chaosu. W miejscu zniszczeń macie zrobić taką rozwałkę, żeby aniołek już tam więcej ze strachu nie wrócił.
- My? Tak we dwóch?
- A co, nie lubicie się? – mrugnął i posłał im jeden ze swoich obrzydliwszych uśmiechów. Jak wiadomo, w piekle smażą się również homoseksualiści. Nie jest ich wielu, ale ichłatwiej rozpoznać w piekle. Są zazwyczaj promiennie uśmiechnięci, zadowoleni, że w piekle nie ma homofobii. Nawiasem mówiąc – ksenofobii też nie ma – w ogóle żadnych fobii. Czego się tu bać w Królestwie Zła?...
Po dwóch minutach ustalania szczegółów, za „misjonarzami” trzasnęły drzwi.
- Cholerny erotoman.
- Para palantów.
***
- Boga nie ma! – krzyczał jakiś lekko posiwiały, nawiedzony kaznodzieja stojąc na drewnianej skrzynce po bananach. Na targu poza tym panował normalny tłok, nic nie zwracało uwagi przechodniów. Do wrzeszczącego tu co tydzień mężczyzny wszyscy się już przyzwyczaili. Patrzyli tylko na niego ze współczuciem.
- Co ty wyrabiasz głupku. Przecież wiesz, że jest. – mruknął Nezbirus i dotknął palcem jego dłoni. Kaznodzieja drgnął i spojrzał z przerażeniem w oczy anioła. Źrenice starca zrobiły się wielkie jak u schwytanego zwierzęcia.
- Demony! Demony są wśród nas! Jesteśmy zgubieni! – krzyczał zupełnie już białowłosy człowiek, panicznie roztrącając zirytowanych przechodniów.
- No, tak lepiej. – uśmiechnął się okrutnie anioł i wtopił się w tłum.
***
Nie miał tych swoich przybrudzonych skrzydeł kiedy ubierał się w ciało, ale jakbyś za nim szedł, to zachowałbyś znaczną odległość, a najchętniej pewnie byś zawrócił. Tuż za nim materia, jakby pamiętająca o tych nieszczęsnych skrzydłach, jedynym znaku, że kiedyś był aniołem, gęstniała, a powietrze było chłodniejsze niż wokół. Jeśli by się dobrze przyjrzeć, można było dostrzec zarysy czegoś mniej więcej tak zwiewnego jak mokra i bardzo brudna szmata.
- A ciebie to mam pewnie wziąć do kieszeni, co? – warknął do niemogącego doczekać się widoku ludzi wężyska.
- Sssłuchaj, ja nie wiem, co szef miał na myśli, ale wydaje mi się, że chodziło mu o pracę zespołową. Przecież mogę pełznąć w pobliżu.
- Aha, i zdążę tylko zauważyć wątpiącą duszę, bo sekundę później już jej nie będzie. Tu nie jest tak, jak w normalnym anonimowym mieście, gdzie morduje się w biały dzień i nikt tego nie widzi. Tutaj ludzie się rozglądają.
- Nie jestem aż taki straszny... – wąż zerknął na swoje lśniące w słońcu cielsko i dodał - No może i jestem, ale to nie znaczy, że można mnie lekceważyć.
- To ja cię zapakuję. – wpadł na pomysł Nezbirus i oczy zaświeciły mu się przerażająco
- Ale pamiętaj, nad zwierzętami nie można się znęcać, będę musiał mieć zapewnione minimum ...socjalne i dziurki do oddychania. Jeśli myślisz...
***
Wąską uliczką wzdłuż bardzo porządnych domków jednorodzinnych szedł wyjątkowo chudy brunet o bardzo, bardzo jasnych oczach. Niósł futerał na gitarę. Wszystko byłoby jak najbardziej normalne, gdyby mężczyzna nie fukał do futerału.
- Jak się nie przestaniesz wiercić, to przysięgam, zakręcę tym i rzucę tak daleko, że nigdy nie wrócisz z powrotem.
- Tobie też by było niewygodnie w takim ciemnym pudle. – odpowiedział na groźbę futerał.
- Najpierw to my musimy napisać raport.
***
Podanie
Miasto o nazwie Lubilion, w zapisach piekielnych sprzed incydentu odznaczało się wszystkimi cechami małego miasta zgodnego z Oddolną Dyrektywą, tj. drobne kradzieże, większe kradzieże, uprzedzenia, ludzka zawiść, wystąpienia rasistów oraz bojówek skrajnej prawicy, pedofilia.
Po incydencie, którego my niżej podpisani byliśmy świadkami dnia 13.09. b.r., zamieniło się ono w miasto posiadające pełne rodziny, wysokie wynagrodzenia, płacących podatki – tzn. miejsce niemal całkowicie pozbawione Chaosu.
Wnioskujemy o przyznanie dodatkowych funduszy oraz akcesoriów (patrz załącznik) na cel przywrócenia miasteczka do stanu sprzed niechcianego incydentu.
Grupa Zwiadowczo-Chaotyzująca:
Nezbirus (podpis nieczytelny)
Apopis (podpis zupełnie nieczytelny)
Załącznik
Lista potrzebnych funduszy i akcesoriów:
- 10 000 zł podrobionych, w niskich nominałach,
- lornetka,
- papier listowy do preparowania listów z pogróżkami,
- futerał do gitary (na karabin),
- karabin,
- kominiarka i skarpeta z otworami na oczy,
- samochód
***
Sytuacja rzeczywiście nie przedstawiała się za dobrze. Miejsce do tej pory pokryte porozbijanymi budami, śpiącymi bezdomnymi i bezdomnymi zwierzętami, jednym słowem coś w rodzaju wysypiska, w którym lęgł się brud, smród i występek, zostało odkryte przez wyjątkowo przedsiębiorczego przedsiębiorcę, który zaplanował tam chronione osiedle domków jednorodzinnych. Z ogródkami, dwoma garażami, basenami i wszystkim, o czym uczciwi ludzie marzą. Postanowił, że będą niedrogie, żeby nie sprowadzali się tam obrzydliwie bogaci. Tacy nie ośmieszaliby się płaceniem tak niewielkiej sumy za dom.
To osiedle zmieniło wszystko: do budowy zatrudniono bezrobotnych i sporo im płacono, bezdomnym postawiono schludne baraki, a tam gdzie wcześniej stały slumsy zaplanowano plac zabaw dla dzieci. Wielka kampania reklamowa w sąsiednich miejscowościach zaowocowała chętnymi, którzy wpłacali wysokie sumy na powstające domy jeszcze przed ukończeniem budowy. Następnym krokiem był wielki Aquapark i zachwycające markowością centrum handlowe, które miało zastąpić koślawe stragany na targowisku.
Ogólnie rzecz biorąc, miejsce zmieniło się na wręcz obrzydliwe z punktu widzenia dwóch nieco załamanych demonów. A wszystko przez Sześcioskrzydłego. Zatruł powietrze. Teraz trzeba było to jakoś odkręcić.
Była niedziela. W niedzielę supermarket był zamknięty na cztery spusty. Nie można było tam podrzucić bomby. Na razie.
***
- Zaczniemy od przyczyny. Zawsze trzeba zaczynać od źródła – po chwili namysłu, usprawiedliwił się - Tak gdzieś słyszałem.
- To gdzie mamy zacząć, w kościele?
- Nie przesadzaj, tam się samo zacznie chwiać. Jak tylko ujawnimy, ile dzieci ma ksiądz – zachichotał złośliwie anioł i zatarł ręce iście po diabelsku. Sekundę później już był poważny – nie pytaj skąd wiem. Intuicja. Zaczniemy od znalezienia czegoś na naszego kochanego inwestora, co to zamienia chaos w raj na ziemi. Musi mieć jakieś wady, które my chętnie wyolbrzymimy i upublicznimy. Dobry plan?
- Bardzo. – skrzywił się wąż – tylko jak to ma wyglądać, będziemy kryć się w krzakach i go podglądać jak idzie po gazetę? Może i jesteśmy pomiotem zła, ale bycie paparazzim to już chyba za wiele…
***
- Przynajmniej mogę tu rozprostować kości – szukało pozytywów wężysko czając się dziesięć minut później w krzakach z widokiem na dom przedsiębiorcy. Adres dostali od kobiety sprzedającej w sklepie monopolowym. Każdy wiedział, gdzie mieszka ich wybawca. Nezbirus wykorzystał okazję i przekonał ekspedientkę, że gdyby kupujący wydawał jej się niepełnoletni, na pewno będzie to tylko złudzenie optyczne. Do tego kupił paskudnie drogiego szampana płacąc podrobionymi pieniędzmi. Z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku anioł poprawił futerał, który teraz nosił na plecach, i poszedł podglądać inwestora.
***
Po trzech godzinach gapienia się w okna anioł był wyjątkowo zniecierpliwiony. Właściwie to zniecierpliwiony był godzinę wcześniej. Teraz był wściekły. Czuć było siarką.
- Budujemy nowy syf, jeszcze jeden nowy syf… - nucił pogodnie Apopis napawając się widokiem ludzi, co wywołało mocno podejrzliwą minę u jego kumpla.
- Ty coś za dobrze się tu czujesz. Wiem, że lubisz mieć wokół siebie masy dusz, ale nucenie pod nosem to przesada. Co by szef powiedział? – wąż stropił się nieco i przestał nucić, ale i tak wyglądał jakby był na wakacjach, maślanym i nieco głodnym wzrokiem wpatrując się w ludzi. Przypominały mu się dawne czasy, kiedy tacy właśnie oddawali mu cześć. Eh, młodość. Wąż wystawił łeb do słońca.
Nagle Nezbirus ożywił się i spojrzał przez lornetkę.
- Wyszedł! Patrz! Ciekawe, co tu będzie w niedzielę robił, ha, ha! Nareszcie! – wtedy poczuł, że coś go lekko szarpie za marynarkę.
- Aniołu! Nie podglądaj mi tatusia! – mała dziewczynka stojąca obok skrzydlatego demona ciemności i mitycznego węża tupnęła nóżką, żeby pokazać, że nie żartuje – Ani mamusi! – dodała po chwili. Obydwaj słudzy ciemności zbaranieli. Jedyne, co wymyślił Nezbirus to:
- Eee… Żaden tam ze mnie anioł…
- Pszczółka? – przyjrzała mu się przechylając głowę - Przecież masz skrzydła. – stropili się obaj jeszcze bardziej - No to może dziennikarz? Za tatusiem czasami tacy biegają podobni… - spojrzała na węża, który zastygł z głupim wyrazem pyska i językiem wysuniętym na brodę. – To ja teraz zrobię z wami wywiad! Zobaczycie, że nie tak dobrze być pytanym ciągle i ciągle. To ty będziesz dziennikarz Pszczółka, a ty jego wierny piesek Reksio. – usiadła obok węża i wzięła do ręki patyk – Halo, halo, witam państwa, tu wiadomości. – powiedziała do patyka. – pytanie do pana dziennikarza Pszczółki. Czy lubi pan watę cukrową? Bo ja nie cierpię. Cała się lepię później i mama nie pozwala mi się bawić, tylko każe mi się myć i czasem nawet zupełnie zabiera mnie do domu! – referowała z przejęciem, zupełnie zapominając o pytaniu, wywiadzie i podglądaniu tatusia. Demony zastanawiały się jak wybrnąć z tej dość ciekawej, acz niewygodnej sytuacji.
- O, popatrz, ptaszek leci! – wpadł na genialny pomysł Nezbirus.
- Gdzie? – zapytała zaciekawiona dziewczynka.
- Za tobą!
- A nie, bo za tobą!
- Co? – odwrócili się obaj, na co mała wybuchła donośnym rechotem. Wysłannicy piekieł spojrzeli po sobie bezsilnie.
***
Następne kilka godzin swojej heroicznej misji przywracania równowagi we Wszechświecie zdecydowali się spędzić w kościele. Trzeba było się upewnić, co do księdza-tatusia. A co więcej, żaden z demonów nie chciał wpaść niechcący na Tę Dziewczynkę. Mieli gęsią skórkę, kiedy o niej myśleli. Uciekli jej tylko dzięki temu, że mama zawołała ją do domu. Bali się nawet pomyśleć, co by było w razie braku interwencji rodzicielki.
Każdy uczęszczający – nawet rzadko – do kościoła wie, że tam rodzi się zawiść do sąsiada lub sąsiadki. Zazwyczaj moce piekielne uwielbiały chodzenie do różnych świątyni i obserwowanie, jak ludzie siedzący w ławkach obrzucali się błotem w myślach, co później prowadziło do malowniczych sprzeczek, radosnego obgadywania już na schodkach kościoła oraz późniejszych bójek, nierzadko z udziałem płci pięknej.
Żaden piekielnik nie siadał w pierwszym rzędzie, tam trudno było się skupić. Ale też nie było czego żałować, zazwyczaj te miejsca okupowane były przez dzieci i tych bardziej zdewociałych, z czego obie grupy były zupełnie nieskłonne do czynienia fizycznego zła. No chyba, że w myślach.
Kościół był nowy, z czystymi ścianami i bardzo wysokim sufitem. Zapewne maczał w tym palce nadziany inwestor. Obaj pomyśleli w tamtej chwili, że chyba rzeczywiście nic na niego nie znajdą.
Krzyż przy ołtarzu trochę denerwował Apopisa, który wyczuwał go przez cienką warstwę futerału.
- Całkiem, całkiem – mruknął Nezbirus z podziwem.
- Cssiebie to w ogóle nie rusza?! – wzdrygnął się wąż. Na niego krzyż działał wyjątkowo deprawująco: aż przestał wściekać się na kumpla, że zamiast powoli kłaść futerał na ziemi, ten go po prostu upuszczał. Tym razem ugryzł się w język przy upadku. Wyjątkowo nieprzyjemnie.
- Ydemy gdeś dalej od tego pafkudtwa, tobie nie powynno nyc takego ymponowat. - zaseplenił wąż.
Nezbirus niezwracając na niego większej uwagi, usiadł w końcu w nawie. Przed nim stała tylko figura świętego, a nie stresujący krzyż. Wystawił język świętemu Franciszkowi.
„W nawie zwykle jest ciekawiej. Siadają tam nastolatki. One lubią balansować na granicy zła…” przypomniał sobie Nezbirus z rozmarzeniem. Dawno nie był w kościele.
W tym momencie do nawy przyszedł ksiądz.
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Pan do spowiedzi? – anioł skinął głową i uśmiechnął się złośliwie.
***
- Nie możesz powiedzieć, że nie jestem nośnym symbolem… znają mnie od zawsze, oddają cześć… - rozmarzył się.
- Jak dla mnie to jesteś bardzo nośnym gadem, nie żadnym symbolem. I już cię nikt nie wielbi. No może aptekarze. Nadal cię trzymają, w wersji szczątkowej, na znaczkach aptek – zachichotał anioł – O, wielki Apopisino!
- Czcili mnie pod wieloma imionami, aniołku, sobie nie myśl. Jako Ouruboros pożeram własny ogon i jestem wielkim symbolem…
- Głupoty chyba. To nie bardzo konstruktywne, żreć własne organy.
- Ty! Patrz! Księżulo dał się złapać na gadkę, że jego najbliżsi w niebezpieczeństwie! Wyjeżdża swoją toyotką, wyjeżdża… - uśmiechnął się chytrze wąż, zupełnie jakby sam wpadł na ten pomysł. Nezbirus odpalił silnik. To znaczy, spróbował odpalić silnik. Pod maską coś chrząknęło, fuknęło i zdechło.
- Kiedy prosiłem o samochód miałem na myśli coś, co jeździ. – mruknął, wściekły. Wyszedł i kopnął w oponę. Nie wpadł na to, żeby podnieść maskę. I tak nie wiedziałby co zrobić.
- Co, wysiadł? Może panu pomóc? Żaden tam ze mnie mechanik, ale wie pan, mam malucha… - demon stał ogłupiały i nie wiedział, co powiedzieć. Potulnie skinął głową markując zrozumienie.
- Malucha, no tak… - mężczyzna nie czekając na zachętę zajrzał pod maskę i zaczął coś majstrować.
- Mam malucha, ale za to z rodziną się tu przeprowadziliśmy. Wszystkie oszczędności wydaliśmy, żeby tu mieszkać, ale opłacało się. To prawdziwy raj na ziemi - wynurzył się z uśmiechem - Bo tu się panu rozładował akumulator. Podładujemy z mojego, stoi w garażu. Mieszkam tu zaraz. – dodał dla wyjaśnienia i wskazał w stronę domu naprzeciwko kościoła.
Demonowi opadła szczęka. No i jak tu pracować? Zewsząd wyłazi dobro, obłapia swoimi mackami wszystko, na co natrafi. Czuł się obłapiony. I bezsilny. Ten człowiek nawet nie wiedział, że pomaga na własną zgubę. Chociaż, z drugiej strony, na pewno niedługo znudzi mu się takie życie. Każdemu by się znudziło. Nudy. Wieje nudą z tego osiedla. I aż boli ten brak Chaosu.
- To ja, eee, dziękuję – wypluł to słowo, jakby piekło go w gardle. Nie piekło, a wypalało mu przełyk. Jako sługa piekieł nie był uwarunkowany do dziękowania.
Z tego wszystkiego zapomniał jakoś zepsuć dzień uczynnemu facetowi. "Wziął mnie z zaskoczenia" - usprawiedliwił się przed sobą ruszając w pościg za księdzem. I tak musiał uruchomić szósty zmysł, żeby znów trafić na jego trop.
Z okna samochodu widzieli, jak klecha wita się z wiekową staruszką. Westchnęli zrezygnowani.
***
Wystarczy zrobić coś trochę bardziej złego niż robi się na co dzień, żeby nawiązać kontakt z piekłem. Zły uczynek obserwowany jest przez urzędnika, lub nagrywany na automatyczną sekretarkę.
Nezbirus odciął ogon wściekle wyrywającemu się kotu. Oczywiście, ze znieczuleniem miejscowym. Po chwili zdezynfekował i opatrzył ranę. Kontakt został nawiązany. Anioł zaczął mówić:
- Melduję posłusznie, że zadanie w mieście Lubilion jest niewykonalne. Natrafiliśmy na nieprzewidziane komplikacje. Mamy za słabe środki, za mało ludzi…
- To wy nie wiecie? – dobiegł go telepatyczny głos jednego z urzędników - He, He, dobre, myślałem, że ktoś wam powiedział.
- Ale co? – zdenerwował się Nezbirus, a Apopis uniósł łeb i wsłuchał się w nadbiegające z piekła myśli.
- Nasz wywiad odkrył niedawno, że kilka ostatnich nalotów Sześcioskrzydłego było markowanych. - Urzędnik zmaterializował się w końcu w wersji piętnastocentymetrowej na stoliku przy łóżku.
- Znaczy, że co? – zbaranieli obaj.
- No, atrapa. Wysłali jednego zwykłego anioła, dolepili mu jeszcze cztery skrzydła, dali drewniany mieczyk. Reszta to efekty świetlne.
- Ale po co? – wydukał zszokowany, ale już przeczuwający klęskę demon. Powoli uświadamiał się, co to znaczy. Męczyli się tu na darmo. Tyle tu przeszli…
- Przykrywka. Robili tymczasem wielką akcję w stolicy. Odrodzenie wiary, czy coś. Ale nasi się już tym zajęli. – zachichotał malutki urzędniczyna. Apopis spojrzał na Nezbirusa. Po sekundzie zgodnie uderzyli, jeden pięścią, drugi ogonem, w nocny stolik. Po piekielnym urzędniku został tylko zapach siarki.
[ Dodano: Sro 09 Wrz, 2009 ]
tylko się przypominam... aż tak bardzo nikomu nie chce się tego czytać?
a może coś zrobiłam źle? uprzedzam, że niedługo zgłoszę się do moderatorów na prv, drżyjcie!
