USS Nimitz. Ocean Indyjski 02.02.2008
Godzina 17.00
Biało - szary kadłub transportowca C-2A błyszczał w promieniach zachodzącego słońca. Kilku ludzi krzątało się po pokładzie, w powietrzu unosiły się obłoki pary z katapulty. Silniki buczały miarowym rytmem. Kilku ludzi w różnokolorowych kamizelkach krzątało sie po pokładzie, wokół maszyny z zimną, precyzyjną rutyną wykonując swoje czynności. To samolot był sensem istnienia okrętu i sensem ich pracy, to dla samolotów, materiałów i ludzi dzięki którym mogły latać, istniał i pracował cały okręt a także jego eskorta. Maszyny bazujące na lotniskowcu tej klasy przewyższały ilością i jakością floty powietrzne większości państw. Mogły zadawać ciosy na odległości setek i tysięcy kilometrów. Tym razem cała maszyneria pracowała tylko dla tego jednego wylotu.
Przednie podwozie zaczepiono o wózek katapulty. Pilot przesunął dźwignie przepustnicy, dając dwóm silnikom pełną moc, łącznie ponad ośmiu tysięcy koni mechanicznych. Poruszył płaszczyznami sterowymi, sprawdzając je ostatni raz i zamigał zewnętrznymi światłami. Mechanicy na pokładzie upewnili sie że nie ma niczego co wskazywało by na zagrożenie dla bezpieczeństwa lotu na przykład wycieków. Sprawdzono jeszcze raz katapultę. Oficer w zielonej bluzie, zajmujący miejsce z boku pokładu dał sygnał do startu. Uwolniony wózek pociągnął samolot, w dwie sekundy nadając mu prędkość pozwalającą na utrzymanie się w powietrzu. Maszynę wystrzelono, opadła lekko tuż za pokładem, ale silniki pracowały jak należy, piloci wyrównali lot, a Greyhound, nabierając wysokości, kierował się na zachód.
Dwie godziny później, na wysokości dziesięciu tysięcy metrów samolot wykonał zakręt o dziewięćdziesiąt stopni. Rozhermetyzowano kabinę. Opuszczono tylną rampę. Ośmiu ludzi objuczonych sprzętem i spadochronami wstało z miejsc. Zapaliło się zielone światło. Wyskoczyli w ciemność. Niemal natychmiast otworzyli spadochrony, zgodnie ze specjalistyczną nazwą tej procedury – HAHO. High altitude, high opening. Na nich mieli pokonać ostatni etap podróży, czterdzieści kilometrów w linii prostej. Szybowali w niemal absolutnej ciemności, jeśli nie liczyć gwiazd. Na dole nie było widać typowych dla świata z którego przybyli świateł miast, wsi, samochodów na drogach, jedynie z rzadka błyskało pojedyncze, wątłe światełko a jeszcze rzadziej ich skupisko. Najwięcej ich znajdowało się w pobliżu linii brzegowej, a w interiorze nie było prawie żadnych. Jedno z nich było ich celem, choć lądować mieli około szesnastu kilometrów od niego, w miejscu którego położenie wskazywał im GPS. Tam miała zacząć się ich właściwa praca. Na razie odprężyli się, pogoda była doskonała a szanse na wykrycie ich obecności przez kogokolwiek zerowe. Z czasem zniżali się coraz bardziej, w goglach noktowizyjnych widzieli już domy we wioskach, czasem jakieś drzewo. W końcu gładko wylądowali na sawannie. Uwolnili się z uprzęży, przygotowali broń, przywarli do ziemi, chwilę obserwowali i nasłuchiwali na wypadek obecności nieproszonych gości. Potem zakopali spadochrony, uformowali kolumnę i ruszyli w wyznaczonym kierunku. Przemieszczali się powoli, ostrożnie, świadomi że teraz ich przewaga nad przeciwnikiem będzie tylko maleć.
Ryzykowali. Mieli być gotowi przed czwartą rano. Zakładali pięć – sześć godzin na patrol do celu, a zasady mówiły że w ciągu dnia patrol może maksymalnie pokonać w najlepszym wypadku dziesięć kilometrów. Wiedzieli, że im szybciej się poruszają, tym większe prawdopodobieństwo przypadkowego kontaktu, a to oznaczało w najlepszym wypadku wywrócenie planu operacji do góry nogami. Musieli jednak zaryzykować. Teren był słabo zaludniony, a przeciwnik nocą praktycznie nie patrolował obszaru, z rzadka ktoś krążył po drogach, a tych unikali. Noktowizja dawała im przewagę w obserwacji. Co jakiś czas zatrzymywali się, nasłuchiwali i obserwowali. Trzy razy „łamali trop”, zataczając pętlę i sprawdzając czy nikt za nimi nie podąża. Obchodzili z daleka kępy drzew, krzaków i podobne miejsca gdzie mogli na kogoś przypadkowo wpaść. Tylko uniknięcie wykrycia dawało im szansę. Broń, wyszkolenie, taktyka – tak, w tym górowali nad tamtymi. Ale żadna broń nie wyrówna przewagi liczebnej. Samochody, nawet stare i wyglądem pasujące do „Mad Maxa” zawsze są lepsze od nóg. Tak, ze starcia nocą dzięki noktowizji wyszliby obronną ręką, oderwaliby się, zyskaliby czas do przylotu śmigłowców, zadając tubylcom poważne straty, ale byłoby to pyrrusowe zwycięstwo. Cel szybko dowiedziałby się o intruzach i wymknąłby się.
Po wyczerpującym marszu dotarli do celu. Około czwartej trzydzieści byli gotowi. Wybrali stanowiska obserwacyjne, ustalili drogi odwrotu, przygotowali się na kontakt z przeciwnikiem, wreszcie nawiązali łączność.
USS Essex , Ocean Indyjski 04.02.2008
Godzina 20.45
- Jeśli mam być szczery, ten plan mi się nie podoba. Choć nie powiem, jest interesujący.
- A jaki by się panu podobał?
- Mam tu na jeden sygnał, pułkowniku, więcej samolotów niż ma większość państw. Okręty z reguły przenoszą doborową brygadę piechoty z ciężkim sprzętem. O pociskach na okrętach nie trzeba mówić. Po jednym nalocie nawet owady by nie przeżyły – uśmiechnął się – ale rozumiem że pan wolałby ich żywych?
- Przydaliby się. Zawsze mówią więcej niż trupy.
- Myślę że coś pan ukrywa...
- Tak pan admirał uważa?
- Niech pan nie robi ze mnie durnia, Hanson. Mój staruszek też był marynarzem ale teść i brat żony – zresztą – połowa rodziny – to klan gliniarzy. Bardzo porządnych irlandzkich gliniarzy. Nagle zlatują się tu komandosi. Okręt bez większości marines, którzy zostali w Bahrajnie, zostaje skierowany niby do Włoch. Panu, czy też komuś na górze, ktoś tą imprezę wystawił?
- Nawet jeśli tak, to...
- Tak, spokojnie nie mogę o tym nawet śnić – uśmiechnął się – zawsze dziwiła mnie ta wasza troska o informatorów. Myślicie że my w marynarce nie mamy tajemnic? Że nasze myśliwce mogą czyścić przestworza z migów i tego chińskiego złomu jak chcą i kiedy chcą? Że żaden okręt podwodny Rosjan nie wyjdzie z bazy niezauważony, bo...- uśmiechnął się szerzej – coś gdzieś działa w taki a nie inny sposób a oni nie wiedzą co, gdzie i jak ? Swoją drogą...przecież to jeden z nich. Pewnie morderca, a już na pewno kryminalista, w dodatku sprzedający własnych kolegów, może krewnych. A wy zależycie od takich jak oni. Macie, mówiąc krótko, nieciekawą robotę.
- Ktoś to musi robić...
- Racja. A co do samej operacji...ten pomysł jest dobry, z tym pierwszym desantem. Trochę tylko komplikuje to sytuację.
- Wolę mieć swoje oczy na miejscu, nawet jeśli to ryzykowne. Lepiej można ocenić sytuację i w razie czego działać. Potem nadejdzie czas na kawalerię.
- Dobrze, zrobi pan jak uważa...no to chodźmy do sali odpraw, niech pan pokaże swój plan.
W sali odpraw, czekało już około trzydziestu osób , w połowie ubranych w kombinezony lotnicze a w połowie w mundury w różnym kamuflażu. Były to głównie załogi kilku maszyn jakie przerzucono na pokład z lądu i innych okrętów : dwóch MH-53J i dwóch MH-60G Sił Powietrznych. Towarzyszyły im cztery nowe MH-60S Marynarki. Z grupy lotniczej piechoty morskiej jaka z reguły bazowała na okręcie pozostały cztery szturmowe Cobry, trzy ciężkie CH-53E i osiem CH-46E. Pozostawiono także sześć szturmowych pionowzlotów AV-8B. Lotnicy wydawali sie poważnie zaskoczeni widokiem oficera wojsk lądowych zajmującego miejsce przy białym ekranie.
- OK, panie i panowie – zaczął – nazywam się pułkownik Hanson. Być może zauważyliście obecność niezapowiedzianych przybyszów na waszym okręcie. Operacja w której bierzecie udział ma kryptonim „Czarny Deszcz”. Naszym zadaniem jest dokonać uderzenia na rejon tego miejsca położonego w zachodniej części Putnalandu, nie uznawanego przez społeczność międzynarodową terytorium, pięćdziesiąt kilometrów na zachód od wybrzeża, czyli w tej chwili dokładnie sto dziesięć kilometrów w linii prostej od nas – pokazał wskaźnikiem na wyświetlonej przez rzutnik mapie. Miejsce to, to kompleks kilku budynków w których odbędzie się spotkanie liderów jednej z grup Al-Kaidy. W szczytnym celu rozbicia tej imprezy niezbędne są wasze wysoko cenione usługi w zakresie transportu i wsparcia ogniowego. Cel wygląda następująco - obraz mignął i na ekranie pojawiło się zdjęcie lotnicze. Na lekko pofałdowanej, porośniętej trawą nizinie znajdowały się dwie grupy budynków połączone drogą i oddalone od siebie o jakiś kilometr. Mniejsza składała się z dwóch dużych, murowanych budynków i trzeciego mniejszego. Drugą tworzyły głównie byle jak sklecone baraki. Widoczne były też dwie bramy wjazdowe i trzy wieże strażnicze, rozrzucone na obrzeżach osiedla - ten obiekt z reguły służy jako obóz treningowy albo baza logistyczna. Wspiera zarówno terrorystów, jak i lokalne milicje fundamentalistów. Te domy to miejsce spotkania a na co dzień służą jako kwatery dowództwa obozu i prawdopodobnie także lokalnych milicji. Tamte baraki to miejsce kwaterunku ochrony obsługi i kursantów. Są dość liczni i prawdopodobnie dobrze uzbrojeni – przerzucił na zdjęcie w podczerwieni potwierdzające jego słowa - atak planowany jest na godziny wczesnoporanne. Tamci będą w większości spać, to zwiększy efekt zaskoczenia.
- Mamy lecieć tam w nocy? - Odezwał się jeden z pilotów.
- Tak, zaczynamy tej nocy. Dwanaście godzin temu uzyskaliśmy potwierdzenie że cele będą tam w tym czasie.
- Przecież to Somalia. Idziemy z nimi na wojnę? Znowu?
- Nasze uderzenie ma charakter ograniczony i pozostanie bez większego wpływu na sytuację w tym kraju. Nie idziemy na wojnę, tylko uderzamy chirurgicznie i jednorazowo. Plan jest następujący. Uderzenia dokonają dwie grupy. Jedna przerzuci ludzi na sam obiekt – mowa o domach, druga wysadzi zespoły na zewnątrz kompleksu baraków aby zablokować tamtych terrorystów i odciąć ich od dowództwa. W pierwszej grupie uderzeniowej - kryptonim Jastrząb - będą dwie maszyny MH-60 marynarki. Będą one miały na pokładzie grupę uderzeniową z jednostki Delta. Desant następuje o 3.30 czasu lokalnego – przerzucił zdjęcie – w dwóch miejscach : jedna maszyna po zachodniej stronie obiektu, jedna od południa. Druga grupa - kryptonim Sokół – w sile łącznie trzech plutonów SEAL ląduje na dwóch MH-53 na południe i zachód od baraków, blokuje znajdujące się tam siły przeciwnika i nie dopuszcza ich do pierwszej grupy. Zdaję sobie sprawę że to bardziej zadanie dla piechoty ale mamy tylko takie siły jakie mamy. Grupa osłony – kryptonim Sęp - dwie minuty później zajmie pozycje blokujące na obrzeżach tego obszaru, przede wszystkim chodzi o bramy i drogi. W skład tej grupy wchodzą cztery śmigłowce CH-46 przenoszące grupy ze składu piechoty morskiej. W razie problemów odwodem będzie grupa Magnum czyli cztery śmigłowce Cobra które będą krążyć w pobliżu celu oraz Harriery z okrętu. Maszyny MH-60 lotnictwa mają za zadanie poszukiwanie i ratownictwo oraz ewakuację medyczną. Pozostałe śmigłowce marynarki i dwa CH-53 Marines – kryptonim Orzeł – posłużą do oddzielnego zadania, jako maszyny dowodzenia, rezerwowe transportowce oraz do ewakuacji zespołów zwiadu które już są na miejscu i podczas operacji będą znajdować się w dwóch miejscach – wskazał na mapie – jeden na północ od celu głównego, drugi na południe od bramy wjazdowej. Po wykonaniu zadania najpierw ewakuuje się Delta wraz ze zdobytymi dokumentami ewentualnie jeńcami. Potem SEALs, grupy osłony i na końcu zespoły zwiadu. Siły Powietrzne zaatakują jednocześnie z nami główną bazę lokalnej milicji więc to powinno zatrzymać odsiecz i zapewnić nam spokojną ewakuację. To w zasadzie wszystko. Przed wami leżą wytyczne dla poszczególnych grup, teraz myślę że najlepiej będzie wszystko w miarę możliwości przećwiczyć, choć czasu jest mało.
Przez następne kilka godzin zespoły systematycznie ćwiczyły w prawie pustym hangarze. W jednej części komandosi Delty ustawili ze słupków, odblaskowych taśm i wszystkiego co było pod ręką zarysy budynków i ich wnętrza. Dwa śmigłowce ustawiono mniej więcej na takim dystansie w jakim wylądowałyby one od nich podczas operacji i wraz z załogami operatorzy przećwiczyli wyładunek, wsparcie i załadunek. W drugim końcu komandosi marynarki i Marines ćwiczyli swoje elementy planu. Piloci śmigłowców na sucho przećwiczyli plan lotu, desantowania i ewakuacji.
Około północy rozpoczeły się przygotowania do wylotu. Sprawdzono jeszcze raz sprzęt. Załadowano bojową amunicję do taśm i magazynków. Dwukrotnie upewniono się że łączność działa jak należy. Meteorolodzy sprawdzali prognozy i najnowsze zdjęcia satelitarne. Z bazy w Dżibuti poderwał się bezzałogowy Predator mający dostarczyć najnowszych obrazów obszaru. Ci nieliczni, którzy mogli sobie na to pozwolić, ucięli sobie drzemkę.
O drugiej dowodzący operacją otrzymał z kabiny łączności wiadomość. Jedno zdanie. Przekazał podwładnym jedno słowo
Go !
Śmigłowce wyciągnięto już na pokład. Milczące szeregi komandosów zaczęły zapełniać ich wnętrza.
Orzeł 2 stał jako jeden z ostatnich. Wsiadło do niego tylko trzech ludzi, wszyscy w kamuflażach pustynnych...tylko dwaj z nich mieli jakby nieco inny jak zauważyli strzelcy pokładowi. W ogóle byli dziwni. Przedstawił się tylko jeden z pasażerów, kapitan wojsk lądowych, niejaki Dertruin.
Śmigłowce kolejno odrywały się od pokładu, odchodząc na krąg i formując szyk. Potem obrały kurs na wybrzeże.
O 3.25 dwa wielkie Pave Low pojawiły się nad celem. Tuż za nimi leciała para MH-60. Tylko kilku ludzi w całym obozie nie spało, w tym dwóch na wieżyczkach wartowniczych i trzech przy głównej bramie. Huk śmigłowców oczywiście obudził pozostałych, ale nie miało już to znaczenia.
Strzelcy pokładowi MH-53 najpierw oddali szybkie serie do ludzi na wieżyczkach, zasypując każdą celnym i gęstym ogniem z minigunów, zamieniając je w drzazgi zmieszane z krwią.
Maszyny wylądowały, było na to dosyć miejsca. Wyładowanie desantu zajęło sekundy, podczas których strzelcy ostrzelali okna w których dostrzeżono sylwetki z bronią. Większość z islamistów nie zdążyła nawet zorientować się co się dzieje, gdy bieg wydarzeń ustawił ich na przegranej pozycji. Kilku próbowało zapalić światło tylko po to aby przekonać się że nie ma prądu.
Grupy Delty podbiegły do budynków. Jedna zajęła pozycję przy drzwiach, druga przy oknie. Do środka wleciały granaty hukowo – błyskowe. W ślad za nimi weszli szturmani, szybko i precyzyjnie czyszcząc pomieszczenia. W pierwszym budynku najpierw natrafili na dużą salę ze stołem, gdy wchodzili do niej, z przeciwległych drzwi wyszła postać z kałasznikowem. Dwaj komandosi oddali dwie szybkie serie i przeciwnik upadł. Sprawdzili ciało, pokój i zajęli pozycję przy drzwiach. Kolejny flashbang i wejście. Za łóżkiem kulił się jakiś mężczyzna. Rozłożyli go na podłodze, przeszukali i związali.
W drugim budynku sytuacja wyglądała podobnie. Tam również znajdowała się duża sala, służąca jako sypialnia. Trzech ludzi wyszło z niej na korytarz, gdy do środka wpadły flashbangi. Oszołomieni, nie stawiali oporu. Gdy dwóch operatorów zajmowało się ich wiązaniem, następni wrzucili do środka aż cztery granaty. Potem zaatakowali. Około siedmiu ludzi - oślepionych i ogłuszonych leżało na podłodze albo usiłowało się podnieść opierając się o ściany. Kopniaki i komendy wydawane po arabsku sprowadziły ich do parteru. Trzej zaś wyraźnie usiłowali uciec oknem, jeden zdążył już wyśliznąć się na zewnątrz. Drugi – wysoki Murzyn – obrócił się w stronę głosów z pistoletem w ręce. Dwa strzały oddane w jego klatkę piersiowa i trzeci w głowę zniweczyły jego zamiar. Trzeci z uciekających , stojący już w oknie, wykazał się odwagą o jaką sam siebie nigdy nie podejrzewał, wywinął fikołka i też znalazł się na zewnątrz , skręcając sobie kostkę. Podbiegł do niego pierwszy z uciekinierów, ściskający w ręku krótkiego kałasznikowa i czołgając się w rowie próbował wyciągnąć go z dala od miejsca walki, bardziej na północ. Po chwili jednak ujrzeli nad sobą dwie sylwetki.
Grupy SEAL równie sprawnie jak Delta zajęły swoje pozycje. Podzieleni na dwa oddziały po dwudziestu czterech ludzi, nie przystępowały jednak na razie do szturmu. W barakach przebywało co najmniej tyle samo przeciwników, którzy jednak nie musieli być schwytani ani zabici, więc woleli poczekać. Zakładali że tamci mogą albo wybiec z budynków aby pomóc swoim przywódcom, albo będą sie bronić na miejscu albo uciekną. W każdym wypadku była to korzystna sytuacja dla Amerykanów. Mieli przytłaczającą siłę ognia, po dwa karabiny maszynowe kalibru 7,62 i trzy kalibru 5,56 wszystkie zasilane z pojemnych taśm, pięć jednostrzałowych granatników M203 kalibru czterdzieści milimetrów i po jednym sześciostrzałowym M32, a poza tym kilkanaście karabinków M4 i po dwa wyborowe karabiny Mk 11.
Czekali zaledwie chwilę. Fala może pięćdziesięciu milicjantów wylała się spomiędzy baraków i zderzyła się z falą ołowiu. Biegli, krzyczeli, bezładnie strzelali i ginęli nie widząc nawet dobrze wroga. Do kanonady dołączyli się strzelcy pokładowi. Snajperzy precyzyjnie strzelali do tych, których zauważyli pomiędzy budynkami i w oknach. Kilku islamistów miało ze sobą granatniki RPG-7, jeden nawet zdążył wystrzelić ale nie szczęście niecelnie, zaraz potem dosięgły go kule. Amerykanie oddali strzały z granatników w baraki, kilka zaczęło płonąć. SEAL powoli zaczęli przemieszczać się do przodu. Dwie grupy ostrożnie weszły pomiędzy budynki, sprawdzając je.
Marines wylądowali ostatni i mieli najmniej pracy. Jedyny opór próbowali stawiać ludzie przy głównej bramie, ale ogień ze śmigłowca przycisnął ich do ziemi jeszcze przed desantem. Komandosi Korpusu wykonali sprawny manewr oskrzydlający, pomagając sobie ogniem granatników i broni maszynowej szybko zajęli pozycję i wzięli ostatniego obrońcę bramy do niewoli.
Na pokładzie Orła 1 Hanson obserwował bieg wydarzeń. Poszło lepiej niż się spodziewał. Poszło praktycznie jak z płatka. Po pół godziny mogli już się przygotowywać do odwrotu. Najpierw CH-53 piechoty morskiej wylądował przy celu numer jeden i zabrał jeńców. Delta pozostała aby zabrać wszelkie dokumenty jakie mogły mieć znaczenie dla wywiadu. Na wszelki wypadek skierował do nich wsparcie.
Orzeł 2 - mający według planu przede wszystkim zabrać zwiadowców wylądował na miejscu zwolnionym przez potężnego Sikorsky’ego. Pasażerowie wysiedli i podążyli na spotkanie dowódcy oddziału komandosów. Zaprowadził ich do środka.
- mamy tu od cholery tego wszystkiego tutaj, w tamtym budynku prawie nic – powiedział gdy weszli do sali konferencyjnej – mamy już znalezione trzy laptopy, tam w pokoju jest masa książek i papierów.
- Zabierajcie wszystko, najpierw dokumenty, najlepiej posegregowane tak jak były. Tytuły książek spisujcie, razem z datą i miejscem wydania. Sprawdźcie czy czegoś w nich nie ma, notatek i tak dalej – poinstruował jeden z przybyszów, z dystynkcjami kapitana.
- Spokojnie, znamy się na tym, ale tego jest trochę dużo, chłopaki mają mało miejsca.
- Coś zawsze weźmiemy – uśmiechnął się – może od razu dacie mi laptopy i nośniki danych jak są.
- Są jakieś mapy, plany? – wtrącił się drugi.
- Tak. Pokażę.
Zaprowadził ich do gabinetu , gdzie trzech komandosów przetrzepywało półki. Kapitan zdjął plecak i zapakował do niego laptopy, kilka pendrive’ów i płyt DVD. Tymczasem pozostali dwaj pochylili się nad wskazanymi przez kapitana mapami. Było ich niewiele, atlas geograficzny, atlas samochodowy Europy, identyczne wydawnictwa dotyczące USA i Kanady.
Kurwa mać – przekleństwo w nieznanym dla większości obecnych języku zostało zrozumiane przez kapitana. Jego towarzysze patrzyli na grubą książkę.
2
Witam.
Pokuszę się o krótką reckę, natomiast przepraszam, że nie będe - jak to mam w zwyczaju szczegółowo pisał. Jutro z rana jadę na strzelnicę i trzeba się wyspać. Jak wrócę - to dopiszę.
Styl - ciężko się czyta. Jest straszny natłok profesjonalnych nazw, które nomen-omen zamiast sprawić, że opowiadanie wydaje się pr0 pogarszają sytuację. Mało kto kojarzy skrót AV-8B z konkretnym samolotem. Jeżeli jednak użyjesz słowa Harrier ( lub Super Harrier) więcej osób g zrozumie. A nawet jak nie zrozumie, będzie on łatwiej przyswajalny niż enigmatyczny AV-8B.
Briefing - tu akurat brakowało mi pr0.
Desant - nocna wędrówka zwykle zajmuje około 1 kilometra na godzinę. Tak się min poruszali brytyjscy Parasi po desancie na Falklandach.
Co po za tym? NIE MA BOHATERA. Żadnego. Czytam i czytam i nie jestem w stanie z nikim się utożsamić. Rozumiem, że to początek, jednak coś powinno się już pokazać. Nawet poprzez jakiś opis. A tu nic. Nawet bohaterów drugoplanowych brak. Miałeś świetną okazję opisać ich podczas briefingu czy przygotowań do akcji. I zmaściłeś na całej linii.
Ogólnie uważam, że za dużo zapatrzenia się na Clacy'ego Toma.
Wiem, miało być profesjonalnie i bojowo, ale troszkę z tym przesadziłeś i to po prostu źle się czyta.
Patrz:
Kogo to u licha obchodzi? Mogli mieć jeszcze LAW72, cztery Milany i miniguna ale po co o tym informować czytelnika, dla którego te nazwy nic nie znaczą?
Nie przejmuj się - sam pisząc swoje rzeczy często łapię się na tym,że jak chcę opisać Glocka, Walthera czy inną broń to podchodzę do tego za bardzo pr0 i potem muszę zmienić to na "pistolet" czy właśnie "broń".
Teraz jeszcze o samym warsztacie:
znalazłem trochę powtórzeń i literówek. Teraz nie mam czasu, żeby wszystkie wyłapać i je tu opisać, ale trochę tego jest.
Musisz siąść nad tekstem i porządnie go przerobić, żeby był czytelny. Inaczej wyjdzie z tego specjalistyczna papka dla ultrasowych airsoftowców, militarystów z Rangera, JS2029 czy Green Devils niezrozumiała dla pozostałej części czytelników.
Polecam Ci lekturę Johna Birminghama "Oś czasu". Tam znajdziesz ciekawe opisy akcji, działania okrętów i grup specjalnych opisanych zwięźle i zrozumiale. I pomimo wszystko fachowo - w końcu to technothriller.
Pozdrawiam.
Black.
Pokuszę się o krótką reckę, natomiast przepraszam, że nie będe - jak to mam w zwyczaju szczegółowo pisał. Jutro z rana jadę na strzelnicę i trzeba się wyspać. Jak wrócę - to dopiszę.
Styl - ciężko się czyta. Jest straszny natłok profesjonalnych nazw, które nomen-omen zamiast sprawić, że opowiadanie wydaje się pr0 pogarszają sytuację. Mało kto kojarzy skrót AV-8B z konkretnym samolotem. Jeżeli jednak użyjesz słowa Harrier ( lub Super Harrier) więcej osób g zrozumie. A nawet jak nie zrozumie, będzie on łatwiej przyswajalny niż enigmatyczny AV-8B.
Briefing - tu akurat brakowało mi pr0.
W rejon. A najlepiej zmień to zdanie na coś innego.Naszym zadaniem jest dokonać uderzenia na rejon tego miejsca położonego w zachodniej części Putnaland
Desant - nocna wędrówka zwykle zajmuje około 1 kilometra na godzinę. Tak się min poruszali brytyjscy Parasi po desancie na Falklandach.
krótko mówiąc minimum szesnaście godzin marszu.Jedno z nich było ich celem, choć lądować mieli około szesnastu kilometrów od niego,
Nie kupuję tego. Do zmiany. Jak chcesz być pr0 to trzeba uważać na szczegóły.Zakładali pięć – sześć godzin na patrol do celu,
Co po za tym? NIE MA BOHATERA. Żadnego. Czytam i czytam i nie jestem w stanie z nikim się utożsamić. Rozumiem, że to początek, jednak coś powinno się już pokazać. Nawet poprzez jakiś opis. A tu nic. Nawet bohaterów drugoplanowych brak. Miałeś świetną okazję opisać ich podczas briefingu czy przygotowań do akcji. I zmaściłeś na całej linii.
Ogólnie uważam, że za dużo zapatrzenia się na Clacy'ego Toma.
Wiem, miało być profesjonalnie i bojowo, ale troszkę z tym przesadziłeś i to po prostu źle się czyta.
Patrz:
Mieli przytłaczającą siłę ognia, po dwa karabiny maszynowe kalibru 7,62 i trzy kalibru 5,56 wszystkie zasilane z pojemnych taśm, pięć jednostrzałowych granatników M203 kalibru czterdzieści milimetrów i po jednym sześciostrzałowym M32, a poza tym kilkanaście karabinków M4 i po dwa wyborowe karabiny Mk 11.
Kogo to u licha obchodzi? Mogli mieć jeszcze LAW72, cztery Milany i miniguna ale po co o tym informować czytelnika, dla którego te nazwy nic nie znaczą?
Jeżeli nie piszesz dla fachowego pisma lub wąskiego, siedzącego w temacie grona tylko dla zwykłych zjadaczy chleba - pisz zrozumiale. Tyczy się to zarówno nazw samolotów, helikopterów jak i właśnie broni.Mieli przytłaczającą siłę ognia - po dwa karabiny maszynowe, pięć jednostrzałowych granatników a poza tym kilkanaście karabinków M4 i po dwa karabiny wyborowe.
Nie przejmuj się - sam pisząc swoje rzeczy często łapię się na tym,że jak chcę opisać Glocka, Walthera czy inną broń to podchodzę do tego za bardzo pr0 i potem muszę zmienić to na "pistolet" czy właśnie "broń".
Teraz jeszcze o samym warsztacie:
znalazłem trochę powtórzeń i literówek. Teraz nie mam czasu, żeby wszystkie wyłapać i je tu opisać, ale trochę tego jest.
Musisz siąść nad tekstem i porządnie go przerobić, żeby był czytelny. Inaczej wyjdzie z tego specjalistyczna papka dla ultrasowych airsoftowców, militarystów z Rangera, JS2029 czy Green Devils niezrozumiała dla pozostałej części czytelników.
Polecam Ci lekturę Johna Birminghama "Oś czasu". Tam znajdziesz ciekawe opisy akcji, działania okrętów i grup specjalnych opisanych zwięźle i zrozumiale. I pomimo wszystko fachowo - w końcu to technothriller.
Pozdrawiam.
Black.
"Stąpać po krawędzi, gdzie lęk i strach..."
Muszę uczyć się polityki i wojny, aby moi synowie mogli uczyć się matematyki i filozofii. John Adams.
Muszę uczyć się polityki i wojny, aby moi synowie mogli uczyć się matematyki i filozofii. John Adams.
3
Też trochę na szybko
1) bohater - to co wrzuciłem pisane było z założeniem że bohater miał zostać "odsłonięty" nieco później.
2) tempo poruszania - przyjmuje się od 1 do 3 kilometrów na godzinę w terenie otwartym, załozyłem że przy własnej przewadze technicznej i przy innym niż regularna armia przeciwniku można ryzykować zwiększenie prędkości marszu (albo zaszaleć i pojazdy ale to już inna bajka). Ale się nie upieram przy swoim.
3) Sprzęt - cały czas próbuję zbalansować się pomiędzy pisaniem "technicznym" a "wyjął pistolet i strzelił" ;-)
Pozdr
Robal2pl
1) bohater - to co wrzuciłem pisane było z założeniem że bohater miał zostać "odsłonięty" nieco później.
2) tempo poruszania - przyjmuje się od 1 do 3 kilometrów na godzinę w terenie otwartym, załozyłem że przy własnej przewadze technicznej i przy innym niż regularna armia przeciwniku można ryzykować zwiększenie prędkości marszu (albo zaszaleć i pojazdy ale to już inna bajka). Ale się nie upieram przy swoim.
3) Sprzęt - cały czas próbuję zbalansować się pomiędzy pisaniem "technicznym" a "wyjął pistolet i strzelił" ;-)
Pozdr
Robal2pl
4
Spoko - z nazwy ( nawet potocznej) nazywaj tylko te najbardziej znane rzeczy, np:
huey, black hawk, abrams, m16, ak47, M4 czy apache. Reszta niech będzie pistoletem, granatnikiem, wyrzutnią rakiet itp.
Dla zwykłego czytelnika słowo granatnik jest mniej abstrakcyjne niż skrót M203. Podobnie ze samolotami - napiszesz harrier - więcej osób zatrybi, że to samolot - bo jest szansa, że gdzieś tą nazwę już słyszeli. Jeżeli napiszesz im AV-8B będą się zastanawiać czy to kod do kłódki od piwnicy, nazwa samolotu, samochodu czy skrót cytatu z Apokalipsy.
Co do bohaterów - nawet tych drugoplanowych - rozwiń ich troszkę. Opisz krótko skąd się wzięli itp. To tylko wyjdzie na dobre. Tym bardziej, że piszesz w trzeciej osobie - więc możesz sobie pozwolić na pełną dowolność w tej materii.
Trzymam kciuki.
Black.
huey, black hawk, abrams, m16, ak47, M4 czy apache. Reszta niech będzie pistoletem, granatnikiem, wyrzutnią rakiet itp.
Dla zwykłego czytelnika słowo granatnik jest mniej abstrakcyjne niż skrót M203. Podobnie ze samolotami - napiszesz harrier - więcej osób zatrybi, że to samolot - bo jest szansa, że gdzieś tą nazwę już słyszeli. Jeżeli napiszesz im AV-8B będą się zastanawiać czy to kod do kłódki od piwnicy, nazwa samolotu, samochodu czy skrót cytatu z Apokalipsy.
Co do bohaterów - nawet tych drugoplanowych - rozwiń ich troszkę. Opisz krótko skąd się wzięli itp. To tylko wyjdzie na dobre. Tym bardziej, że piszesz w trzeciej osobie - więc możesz sobie pozwolić na pełną dowolność w tej materii.
Trzymam kciuki.
Black.
"Stąpać po krawędzi, gdzie lęk i strach..."
Muszę uczyć się polityki i wojny, aby moi synowie mogli uczyć się matematyki i filozofii. John Adams.
Muszę uczyć się polityki i wojny, aby moi synowie mogli uczyć się matematyki i filozofii. John Adams.
5
biało-szary. Word widzi to jako błąd, ale poprawnie pisze się razem.Biało - szary kadłub transportowca
Skrót myślowy. Pompy/silniki wytwarzają tę parę. Warto zaznaczyć, zwłaszcza, że jest to sprawa mocno techniczna i nie każdy zrozumie, że "katapulta" paruje.w powietrzu unosiły się obłoki pary z katapulty.
Błąd składniowy. Wtrącenie dotyczące rutyny (jaka - zimna) powinno być ustawione blisko podmiotu, tak, aby nie rozdzielało zdania na dwie odmienne części. W tej chwili brzmi to tak, że maszyna była zimna.Kilku ludzi w różnokolorowych kamizelkach krzątało sie po pokładzie, wokół maszyny z zimną, precyzyjną rutyną wykonując swoje czynności.
Niepotrzebnie powtarzasz tę samą informacją - zdanie jest sztucznie rozepchane. Robi się patetycznie.To samolot był sensem istnienia okrętu i sensem ich pracy, to dla samolotów, materiałów i ludzi dzięki którym mogły latać, istniał i pracował cały okręt a także jego eskorta.
Te zdanie powinno startować w konkursie: Gdzie tutaj przecinek?Mechanicy na pokładzie upewnili sie że nie ma niczego co wskazywało by na zagrożenie dla bezpieczeństwa lotu na przykład wycieków.
Mechanicy na pokładzie upewnili się że nie ma niczego, co wskazywało by na zagrożenie dla bezpieczeństwa lotu - na przykład wycieków.
Pomijając przecinki, to zdanie te zawiera nieprawidłowe informacje. Maszyna (oraz katapulta) są sprawdzane przed przygotowaniem do startu. Wadliwe elementy nie mogą brać w procedurze startowej - istnieje zbyt duże ryzyko.
Zła kolejność zapisu. najpierw dowiaduje się co, później w jakim czasie. Zobacz na:Uwolniony wózek pociągnął samolot, w dwie sekundy nadając mu prędkość pozwalającą na utrzymanie się w powietrzu.
Uwolniony wózek pociągnął samolot, nadając mu w dwie sekundy prędkość pozwalającą na utrzymanie się w powietrzu.
Krótka piłka. Pogubiłeś się w tekście - albo napisałeś to tak, że ja się pogubiłem. Zaraz to rozwinę, teraz przejdę do weryfikacji.
Otóż tekst jest mdły - Tom Clancy może też używał nazw, ale u niego opisy były plastyczne. Tobie brakuje przede wszystkim "widzenia" tego, co chcesz przekazać. Odprawa, czyli słowotok Hansona jest przeplatana wątłej jakości wstawkami, które tylko gubią jego słowa, a same nic nie wprowadzają. Co więcej, w wielu sytuacjach opisujesz akcję za szybko - i po trosze tam też się gubisz. Zdania tworzysz w taki nieładny, naprzestawny (mówiony) styl, co czyni tekst ciężkim w odbiorze i, pomijając nazewnictwo itd. (co nie każdy zrozumie), topornym fabularnie, ponieważ fabuła gubi się gdzieś w natłoku tego wszystkiego.
Kalka: kopiowanie i rozbudowywanie scenariusza Black Howk Down to może i dobry pomysł, z tym, że musiałbyś prześcignąć pierwowzór o co najmniej 20 procent - jednak tego nie zrobisz. Po pierwsze, BHD to mistrzostwo i do tego oparte na faktach, a jak wiemy, historia pisze najlepsze teksty. Po drugie, postacie u ciebie są całkowicie tłem, do tła. Coś tutaj zgrzyta, prawda?
Teraz słowo o logice. Początek akcji, czyli zrzut spadochroniarzy z lotniskowca Nimitz wygląda jak zapowiedź opisywanej akcji. Z tym, że dalej jest USS Essex, i rozpisujesz a) albo inną akcję b) coś ci się pomieszało. Jeżeli a) to skąd (po co?) jest ta pierwsza akcja? Jeżeli b to jednak coś tutaj nie gra.
Pomijając tę kwestię, opisana przez ciebie rozróba jest nieco przerysowana - brakuje w niej profesjonalizmu, obycia. Seals i Delta z rzadka działają razem. To dwie odmienne grupy o zupełnie innych stylach działania. Delta działa wraz z Marines, a Sealsi są całkowicie samodzielni i wykonują zadania niskiego ryzyka (takie, które gwarantują im wysoką niewykrywalność działań). Ogólnie, pod tym względem tekst wypada nieprzekonywująco, i to jego największy mankament.
Myślę, że początek jest bardzo dobry, mimo błędów - klimatyczny. Uważam też, że zbyt bardzo chcesz przekazywać sprawy techniczne - nie tędy droga. Bo ani nie piszesz sprawozdania historycznego, ani też nie tworzysz poradnika walki w polu a przez to kryminał/thriller ci nie wychodzi.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.