Informacja: Tekst zawiera wulgaryzmy oraz treści nieodpowiednie dla osób nieletnich.
Kontynuacja mojego pierwszego opowiadania, akcja którego rozgrywa się w moim osobistym świecie fantasy.
Komentujcie.
_______________________
Sługa - część druga
- To strażnica. A dokładnie to była strażnica - zauważył oczywiste Kaltar. W końcu czymże mogła by być masywna, wysoka wieża zagubiona pośrodku wielkiego lasu?
- Krasnoludzka robota - rzekł Malos, przyglądając się blankom na płaskim zwieńczeniu baszty. - Solidna, kamienna budowla. Ale te domki i murki zdecydowanie ludzkie, ceglane. Pewno ledwo wytrzymały to coś, co tutaj rozrabiało.
Owy rozrabiaka miał po swej stronie żywioł płomieni. Obaczając kompleks obronny trudno było znaleźć nie poczerniałe ani nie nadpalone miejsce, nie wspominając o drewnianych dobudówkach, z których pozostały już tylko kupki popiołu. W nieco lepszym stanie znajdował się ostrokół otaczający całą placówkę, niektórych jego fragmentów nawet doszczętnie nie spalono. Los, zgodnie ze słowami krasnoluda, nie oszczędził także ceglanych domów, porozstawianych tu i ówdzie. Nie najgorzej trzymało się jedynie serce twierdzy, czyli okrągła wieża. W gruncie rzeczy, z placówki ostały się jedynie zgliszcza.
- Wypatrzyłem ją ze skały - pochwalił się Dylan. - Co tu się wydarzyło?
- Najazd albo zabawa pochodnią. Licho wie. - odparł dowódca grupy.
- Ja myślę... - zaczął Feemaren tonem znawcy. - Myślę, że to jakiś popaprany mag. I to nie pierwszy lepszy. Załoga takiej strażnicy to co najmniej siedemdziesięciu chłopa.
- Jak chcecie kombinować, to chociaż od początku. Po pierwsze: po cholerę tu strażnica? - powiedziała Tiva, nieco zmienionym głosem.
- Fakt. W okolicy nie ma żadnego traktu. To najdziksza część Południowych Lasów.
- Oficjalnie nie ma. Tak naprawdę przebiega ich tu kilka, ale to zbójeckie szlaki. Niegdyś tępiłem zbirów na tych ziemiach, a teraz jestem jednym z nich. No i jeszcze te gobliny.
- Konkretów nie poznamy, póki nie wejdziemy - usłuchawszy Malosa, wszyscy ruszyli na pogorzelisko, pierwiej uwiązując konie do pobliskich drzew. Przestępowali zwęglone ciała, niektóre usmażone w zbrojach. Na pozostałościach z ich obliczy malowało się przerażenie. Ale grabieżcy nie patrzyli się na twarze. Woleli przeszukiwać ceglaki. Jeden z nich był zbrojownią. Gizarmy, miecze, berdysze i tarcze zamieniły się w bezkształtną, drewniano-metalową masę. Po dłuższej chwili spoglądania w dziwaczne ciasto widziało się też ludzi. W tym budynku musiały trwać zacięte walki. Wśród murowańców był także prawie nienaruszony spichlerz, ale ze spleśniałą żywnością, coś w rodzaju warsztatu, także jakoś się trzymającego i oczywiście cała masa kompletnych ruin. W końcu Kaltar stwierdził, że najważniejsze jest zbadanie baszty, więc grabieżcy pomaszerowali w stronę wejścia do donżonu. Nie można było otworzyć drzwi, ponieważ coś blokowało je od wewnątrz. Drużyna obeszła wieżę, poszukując innej możliwości wejścia do środka.
Za basztą stała druga wieża, również o kolistych kształtach. Była znacznie niższa i wątlejsza od swojej siostry, nic dziwnego, iż nikt jej nie zauważył. Dach miała strzelisty. Jedna wieżyczka niemal przylegała do murów drugiej. Były połączone mostkiem z kamienia. Ów element architektoniczny nadawał budowlom iście monumentalny wygląd.
- Widziałem mosty na dwadzieścia pertyk, i to bez kolumn. Tylko krasnoludy potrafią robić coś takiego - wzdychał brodaty.
Wejście było nienaruszone. Oba skrzydła drzwi ustąpiły bez oporu. Brakowało światła, więc zapalono jedną pochodnię. Sala na parterze zdawała się trwać w tym samym stanie, co przed atakiem. Niemal słyszało się wykrzykiwane przez dowódcę rozkazy, posadzka niemal drżała od kroków żołnierzy. Niepodzielnie panował tu Ład i Porządek. Ściany ozdobione były drogocenną bronią, a nawet kilkoma obrazami. Na łupienie czas przyjść miał w przyszłości. Na razie tylko zwiedzali.
Pomieszczenie wyżej pełniło rolę biblioteki. Regały były zapełnione książkami, co nietrudno odgadnąć. Weteran żąchnął się.
- To strażnica! Po co jebanym, żołnierskim półmózgom księgi!? Okładają się nimi po łbach, czy co!?
Dawni najemnicy dobrze wiedzieli, że ich dowódcę, człowieka o stalowych nerwach nie wyprowadza z równowagi byle błahostka. Musiał mieć jakieś poważne nieprzyjemności związane z książkami. Ale nikt o to nie pytał. W ich gronie nikt o nic nie pytał. Prawie nikt.
Izba nad biblioteką była wyjątkiem od Reguły Ładu Na Małej Wieży. Powód był prosty. Panował tam Chaos. Wszędzie walały się deski, ławki i belki. Trudno było odgadnąć pierwotną funkcję pomieszczenia, ale to tam mieściło się wyjście na mostek. Nie trwoniono czasu na dokładne przetrząsanie tego bałaganu. Skierowali się ku górze.
Gabinet i sypialnia. Dla jednej osoby. Zniszczona. Wszystko, co ujrzeli poprzednio było niczym w porównaniu z masakrą, jaka miała tu miejsce. Trupów było około trzydziestu. Niektóre w częściach. Niektóre z wnętrznościami na wierzchu. A wszystkie przypalone. Zaschnięta krew pokrywała prawie całą podłogę. Kaltar zaklął i niemal upuścił dzierżone łuczywo. Dylan walczył z odruchem wymiotnym. Malos cofnął się o krok. Feemaren przykucnął, aby nie upaść. Nawet Tiva odwróciła wzrok. Gdy pierwsze wrażenie minęło, grupa nieśpiesznie ruszyła w głąb zachlapanego juchą gabinetu. Tylko jedna rzecz mogła odwrócić ich uwagę od tych okropieństw. Kosztowności. Na widok złotych świeczników i naczyń, krasnolud rozdziawił gębę i wytrzeszczył gały, niczym stary marynarz po powrocie z morza na widok gołych cycków. Nagle wszyscy przestali zwracać uwagę na szczątki. Grupa spędziła dobrych kilka chwil na przeglądaniu zawartości szafek, skrzyń i półek pokoju. Miejsce okazało się być najbogatszym, na jakie natrafili, przeczesując placówkę. Traperowi udało się natrafić na coś specjalnego.
Pod jednym z ciał znajdowała się mała książeczka. Na okładce nie widniało ani jedno słowo. Większość kartek była nieczytelna. Stronice zalano zawartością żył martwych żołnierzy.
- Tu coś jest... - stwierdził Dylan przekartkowawszy fragment lektury - Piszą coś o niejakim Dalterze Grinno. To chyba jego wspomnienia.
- Kaltar, znasz jakiegoś Grinno?
- Zlituj się Tiva. Myślisz, że skoro byłem wojskowym, to znam każdego oficera na każdym zadupiu?
- Przecież walczyłeś w tych lasach. I nie odpowiadaj pytaniem na pytanie.
Tylko Milcząca miała tyle tupetu, ażeby olewać niepisane zasady, czyli między innymi ciągnąć za język Kaltara w sprawach wojska. Weteran był niezwykle opanowany, ale każda wzmianka o armii mogła spowodować wybuch. Mówić o tym mógł tylko on sam.
- Nie mam pojęcia, kim jest ten Grinno. Ale jak mamy czytać te wypociny, to może lepiej zejdźmy na dół - zaproponował Kaltar, rozglądając się wokół z niesmakiem.
Jak powiedział, tak zrobili. Z powrotem w sali niewiadomej roli, Dylan kontynuował czytanie.
- Mam! Gobliny! Jest napisane o ich przybyciu... eee... "Zwiadowcy donoszą, iż na terenach całej doliny, zielonoskórzy nasilili swoją aktywność. W szczególności dzikie gobliny rozpanoszyły się niemiłosiernie." Kurwa, dalej nieczytelne.
- Daj sobie z tym spokój. Z tych strzępków informacji niczego się nie dowiesz - pesymistycznie podchodził do sprawy weteran. Po chwili dodał: - Nie wiem jak wy, ale ja idę zjeść wieczerzę.
- Jak chcecie. Ja tu zostaję.
Feemaren i Tiva podreptali za Kaltarem na schody prowadzące w dół. Malos nie przyłączył się.
- Zostajesz tutaj? Kogo jak kogo, ale ciebie nie posądziłbym o rezygnację z posiłku - zaśmiał się elf.
- Skoro musisz wiedzieć, to chcę zwiedzić dużą wieżę.
- Malos... - w oczach dowódcy drużyny pojawiły się dwa ogniki. - Jak zgarniesz coś dla siebie, to ci nogi z dupy powyrywam. Dzielimy się łupami po równo!
- Spokojnie.... tylko się rozejrzę.
Wszyscy - poza traperem - wyszli. Malos mostem, a pozostali schodami. Został tylko Dylan, ślęczący nad lekturą z pochodnią pozostawioną mu. Robił to na tyle długo, aby przez okiennicę wychodzącą na zachód zobaczyć, jak słoneczna tarcza wstydliwie usiłuje schować się za drzewami. Przebrnął przez dziesiątki stron, próbując dowiedzieć się czegoś z niekompletnych wpisów. W końcu dotarł do ciekawej notatki. Była taka z dwóch powodów. Cała karta została naderwana, jakby ktoś chciał wyjąć ją z całej książki, ale przeszkodzono by mu. Ale przede wszystkim, napisana była krwią.
Myśliwy zaczął czytać, doszedł do ostatniej linijki, zakończył to, co rozpoczęła osoba chcąca wyrwać kartkę i popędził po kamiennych stopniach, wiodących na niższy poziom budynku. W pośpiechu zgubił gdzieś pochodnię. Przyświecał mu jeden cel: "Muszę pokazać to reszcie". To była jego ostatnia trzeźwa myśl, albowiem umysł przepełniony bólem nie potrafi trzeźwo myśleć.
***
Biblioteka zmieniła się. Opasłe tomiska tliły się, porozrzucane. Na środku pomieszczenia leżał on. Dylan. W kałuży krwi. W przeciwieństwie do innych uśmierconych nie miał na ciele poparzeń. Zginął od regału, którym został przygnieciony. Pechowo dla niego, kilka desek ułamało się, wbiło się w tułów i kończyny górne. Śmierć nie nadeszła szybko. Traper wykrwawiał się, nie mogąc nawet drgnąć.
Na twarzach Feemarena, Tivy i Kaltara walczyły ze sobą skrajne uczucia. U elfa wygrało niedowierzanie, u człowieka gniew, a kobieta... O jej twarzy trudno by cokolwiek rzec, nie znając myśli. Uczucia poczęli wyrażać słowami lub ich brakiem. Weteran darł się na całe gardło, zabójca ględził coś bez większego sensu, a Milcząca, swoim zwyczajem, nie odzywała się, ale tym razem w charakterze żałobnym.
Feemaren znajdował się w stanie głębokiego szoku. Nigdy nie był świadkiem śmierci kompana. Jego dawni bracia z Gildii nie umierali. Rycerzom teoretycznie honor nie pozwala na ucieczkę z pola bitwy. Zabójcy mogli uciekać, za to ujmą dla ich dumy była śmierć. Uciekając bowiem, udowadnia się przeciwnikom swą szybkość i spryt - a zgon to oznaka słabości. Oczywiście ktoś czasem ginął, o takich szybko zapominano.
Podźwignęli drewnianą konstrukcję z cielesnej powłoki towarzysza. Zapalono kaganki wiszące na ścianach. Feemaren wytrzasnął skądś kawałek płachty, by przykryć zwłoki. Nim zakryli Dylana, Kal zauważył coś w jego zaciśniętej pięści. Gdy weteran przykucnął, przymierzając się do zabrania przedmiotu, Tiva jak kot doskoczyła do trupa i wyrwała mu z ręki tajemniczą rzecz.
- Co do... - zająknął się weteran.
W tym samym czasie kobieta zajmowała się przeglądaniem skrawka papieru, ponieważ zdobycz okazała się być zaplamionym krwią, wymiętoszonym skrawkiem papieru. W dodatku zbitym w kulkę przez nadmierne ściskanie. Milcząca doprowadziła go do pierwotnego stanu. Ledwo przywarła doń wzrokiem, a już kartka nazad była kulką i tkwiła w ręce biorącej zamach. Kompani domyślili się, że zamach ma na celu pozbycie się dokumentu, poprzez wyrzucenie go przez szybę, wybitą przypuszczalnie podczas najświeższego starcia.
- Tu nie ma nic ciekawego - usprawiedliwiła się kobieta.
Najwyraźniej nie wystarczyło to Feemarenowi, bo udowodnił, że równie dobrze mógłby zarabiać na życie jako kieszonkowiec. Wydarł stronicę z chwytu osoby dotychczas posiadającej ją.
- Pojebało was!? To, że Dylan umarł nie oznacza, że możecie zachowywać się jak idioci! Nie panikujcie teraz, gdy dzieje się... - Nie uczestniczący w szarpaninie ugryzł się w język. O mało co nie zszedł na temat dziwnych zdarzeń w strażnicy. Wiedział, że są w niebezpieczeństwie i że najrozsądniej byłoby się wycofać. Wiedział też, iż nikt z drużyny, włącznie z nim samym, nie zrobi tego. Za dużo tu bogactw.
Elfa bez reszty pochłonął dokument.
- Chodźcie tu... - wykrztusił.
Kaltar zbliżył się do zabójcy, natomiast Tiva nawet nie drgnęła. Mężczyźni przyjrzeli się świstkowi. Początkowo w oczy rzucił się barwnik, z jakiego utworzone były napisy. Jednakże tak elf jak i człowiek uznali, iż forma jest mniej ważna od treści, więc wreszcie postanowili to przeczytać. Problemem okazały się plamy, z jakże popularnego w twierdzy płynu, wdzierające się między wiersze i dziesiątkujące litery. Interesujący był kolor krwi. Wszystkie napisy jak i część plam były ciemne, natomiast pozostałe jaśniejszego odcienia. I wciąż wilgotne. W końcu skupiono się na wyrazach:
WWWWWWWWW19 czerw...
WWW
WWWTe słowa być może są ostatnimi słowami przelanymi przeze mię na papier. Ja, Dalter Grinno, oficer stopnia szóstego, tkwię w tej cholernej wieży, zabarykadowany wraz z nielicznymi ocalałymi. Jest ich zaledwie dwudzistu ośmiu. Nie możemy się wydostać. To by była pewna śmie... WWW WWWWWWWWWWWWWWWWWW
WWW ...ludzie, twierdzą, iż widzieli demona. Mówią, że to sam Płomienny Tancerz. Ale nie wierze im. Widziałem go ja. Tak bezmyślna istota, niszcząca wszystko co popadnie nie mogłaby być wojownikiem Otchłani. Patrzyłem na niego tylko chwile, gdy wycofywałem się z palisady. Był tylko on, a powszechnie wiadomo, że Tancerz pojawia się w towarzystwie pomniejszych diabłów. Ni... WWWWWW
WWW...niem, a stajnia wybuchła. Była z cegły. Po prostu się rozpuknęła. Moc demona całkiem ją zniszczyła, jak upadek kuli z katapulty. Na domia...
Tu czcionka zmniejszyła się znacznie, przez co dokument stał się jeszcze trudniejszy do odczytania.
WWW ...Potwór może przybyć dzisiaj w nocy, jutro rano albo po południu. W każdej chwili. Właśnie wzmacniamy deski, którymi zabiliśmy drzwi. Jesteśmy w pomieszczeniu z dwoma wejściami, bo gdy demon wejdzie jednym, my uciekniemy drugim, nie mamy szans walczyć. Zapomniałem napisać, że pisze to krwią poległego chwalebnie żołda...WWWWWW
WWWWWW
WWW ...taj umieszczam znak, jaki miał na piersi demon...
W rogu kartki widniał symbol. Pięcioramienna gwiazda, różniąca się nieco od innych gwiazd. Promienie wychodzące od centralnego punktu nie były trójkątne, tylko prostokątne. Resztę karty zajmował krwistoczerwony kleks.
Mężczyznom symbol był znajomy. Widywali go od trzech lat. Aby ujrzeć go znów, wystarczyło obrócić głowy. Za ich plecami stała Tiva, od jakiegoś czasu czytająca przez ramię notatki oficera. Wzrok Feemarena i Kaltara ugodził w pobliże obszaru zainteresowania większości panów, ale jednak nie w niego samego. Dokładnie chodziło o złotą błyskotkę, zawieszoną tuż nad rozcięciem kaftana Milczącej. Rycina na papierze, była, nie zważywszy na kilka uchybień wynikających z braku zdolności artystycznych autora, identyczna do amuletu.
- Nie gapić mi się na cycki!
- Zauważyłaś coś ciekawego na tym papierze?
- Już mówiłam: nie. Skoro masz takie uszy, to powinieneś słyszeć.
- Ty i ta twoja złośliwość. Ale wracając do tematu, ja zauważyłem - elf zaszeleścił stronicą. - Nic ci ten znaczek nie przypomina?
- Gwiazdosłońce irimskie. Popularna pierdółka wśród ludów Południa. Ostatnio także tutaj, jak widać.
- To wcale nie jest popularne.
- Skąd takie śmiałe stwierdzenie?
- Chociażby stąd, że nigdy nie widziałem żadnego gwiazdosłońca, poza tym na twojej szyi i tym tutaj. Wnioskując, nie mówisz wszystkiego.
- Coś mi się wydaje, że ktoś ma za długi ozór. I nie tylko ozór.
- To ma być komplement?
- Mówiłam o uszach, matołku.
- Tiva, o co do diabła chodzi z tym talizmanem!? - podczas gdy Feemaren wypytywał Milczącą, Kaltar stał z boku i nie wtrącał się.
Kobieta westchnęła. Mięśnie jej twarz zacisnęły się.
- Nie mam nic wspólnego z żadnym demonem, a podobieństwo rysunku z moim naszyjnikiem jest zupełnie przypadkowe. Wierzycie mi?
W pomieszczeniu rozległo się słowo potężniejsze od innych, mocą przewyższające wszelkie groźby i złorzeczeństwa, słowo rozwścieczające władców i bogów, wypowiedziane jednocześnie przez dwie osoby.
- Nie.
Milcząca uśmiechnęła się ponuro.
- Nie wierzycie mi. I macie słuszność. Chcecie prawdy, proszę bardzo.
Tiva oparła się plecami o ścianę. Nie sprawiała wrażenia zakłopotanej. Splotła ramiona na piersiach. Zaczerpnęła tchu.
- Na pewno słyszeliście o złotych rybkach spełniających życzenia, o dziadku rozdającym zimą prezenty... Co się tak patrzysz, elfie? Gadam jak bajarz na jarmarku, wiem. Chodzi mi o to, że każdy zna historyjki o Sługach, istotach poddanych ludziom. Gówno prawda, myślicie sobie, bajeczki, jakimi raczy się grzeczne dzieci, gdy szkoda kasy na słodycze. Wszyscy tak myślą. Ja też tak myślałam. Do czasu.
Zapanowała cisza.
- Miałam chyba siedemnaście lat, nie pamiętam. Żyłam w małym miasteczku. Często chodziłam na targ. Wszyscy wtedy interesowali się Południowym Lądem, to i popyt był na towary stamtąd.
Na targowisku było kilka stoisk, popularnych wśród takich dziewczyn jak ja. Handlowano tam tanimi śmieciami, ale pochodzącymi z półpustyń i równin Południa, a takie chętnie kupowano. U pewnego sędziwego kupca z egzotyczną biżuterią zauważyłam istny skarb, tak, zgadliście, to, co teraz dynda mi na szyi. Zapłaciłam krocie, ale opłacało się. Gdy zakładałam to, przypadkiem tknęłam jakiś wyrzeźbiony symbol, patrzę, a tu: jeb! Coś wybucha, coś się zapala, przechodnie uciekają. Zakopciło się, nic nie widać. Stoję jak wryta, w końcu dym się rozwiewa, a przede mną demon... Unosi się nad ziemią, płoną mu oczy, wielki na jakieś trzy sążnie, i jeszcze rzecze do mnie: "Czego sobie życzysz, pani?" Chyba się sami domyślicie, że zemdlałam.
Zamilkła, przyjrzała się człowiekowi i elfowi, chcąc dostrzec, jakie wrażenie zrobiła na nich opowieść.
- Pierwsze co pamiętam, to jak zorientowałam się, że leżę na posłaniu. Drugie, to widok mojego ojca stojącego nade mną. Później już nie liczyłam, za wiele tych spostrzeżeń było. Naszyjnik ciągle miałam przy sobie. A, musicie wiedzieć coś jeszcze. Ojciec był bogaty, wszyscy go lubili, więc musiał znaleźć się ktoś, kto uratowałby mnie z pożaru na targowisku. Dzięki temu wciąż żyję. Nie będę przynudzać, przejdźmy do momentu, gdy chciałam wezwać Istotę ponownie. Wybrałam się na łąkę. Zrobiłam to samo, co poprzednio, założyłam, potarłam. Ognisty duch znów wyskoczył, tym razem, że tak powiem, mniej widowiskowo. Nie bałam się go już tak bardzo. Pomówiliśmy trochę. Powiedział, że jest ifrytem, że służy temu, kto go uwolni. Tyle, iż nie spełniał trzech życzeń, tylko ich nieskończoną liczbę. Ale ifryt nie mógł spełnić wszystkiego, czego sobie zażyczę. Wszak nikt nie jest wszechmogący.
Znów przerwa. Odpoczywała przed wyrzuceniem z siebie kolejnej porcji słów. Nie była do tego przezwyczajona.
- Później opuściłam dom rodzinny. Trochę podróżowałam. Pewnego dnia spotkałam jakiegoś wielkiego pana, z całym orszakiem i niewolnicom. Trochę się rzucała i właściciel lał ją batem. Wkurwiłam się. Wypuściłam demona, gdy tylko orszak go zobaczył, od razu w długą. Orszak, nie demon. Zbliżyłam się do tego spaślaka z niewolnicą, zabrałam mu bat, ifryt rzucił na kawałek rzemienia jakieś zaklęcie, że batog zapłonął, ale się nie spalał. Chlasnęłam grubasa po gardle, dusił się i rzęził tyle czasu, ile potrzeba na ubranie się. Niewolnica poszła swoją drogą, a ja swoją. Jakiś miesiąc później zdarzyło się coś, czego się nie spodziewałam. Duch zerwał się ze smyczy. Uciekł. Ale wciąż był połączony z amuletem. Czułam, w którą stronę mam podążać, żeby go odnaleźć. To właśnie próbowałam zrobić. Potem natknęłam się na was. Dalej chyba nie muszę mówić.
Feemaren, zazwyczaj mówiący zbyt wiele, milczał. Kaltar trawił usłyszane informacje w ciszy. Błogi i delikatny stan, w jaki popadła trójka osób szybko zrujnowano. Dokonał tego weteran swą wypowiedzią.
- Muszę o coś zapytać. Wszystko co robiliśmy, czyli plądrowanie grobowców, napadanie na samotnych kupców, grabienie ruin, wszystko to było przykrywką dla twojego poszukiwania jakiegoś pierdolonego dziwadła? - wypowiedział powoli, akcentując każde słowo. - Tak? Rudery, które okradaliśmy były resztkami po dziele zniszczenia, jakiego dokonał twój duszek? Zabijaliśmy ludzi, by nie przeszkadzali ci w gonitwie? Dylan leży zimny na posadzce, bo nie raczyłaś poinformować nas o obecności demona? Nie wiem kim on był dla ciebie i nie chcę wiedzieć. Powiem ci, kim był dla mnie. Rodziną. Najbliższym.
- Dlaczego to powiedziałaś? Jaki masz cel?
- Jak możesz tego nie rozumieć, Feemaren? Mówi nam to, bo nie ma innego wyjścia. Potrzebuje naszej pomocy w walce z tym przeklętym czartem. Niby po co dołączyła do nas wtedy, trzy lata temu? Wolałaby to rozegrać inaczej, ale teraz, gdy nabraliśmy podejrzeń musiała wszystko wyznać. W innym razie wynieślibyśmy się stąd, a ona, jak wspominałem wcześniej, nie poradziłaby sobie. Chciała dać nam do zrozumienia, że ma jakiegoś asa w rękawie, dzięki któremu mamy szanse w walce z Istotą. Przez tego asa, my też potrzebujemy jej pomocy. Dobrze dedukuję, Tiva?
- To zadziwiające, z jaką dokładnością można rozszyfrować człowieka.
- Powiedziałeś: "my", czyli też chcesz walczyć z demonem. Tylko po co? Co zyskasz? Nic. Jedynie stracisz życie - uznał elf.
- Wybór jest prosty: albo zatłukę ifryta, albo ją.
Były wojskowy przechadzał się po pomieszczeniu. Przystanął dopiero przy wybitej okiennicy. Opadł na niski parapet, omal nie kalecząc się szkłem.
- Ustalmy jeszcze jedno. Gdy zabijemy Istotę, odejdziesz i nigdy więcej nie wejdziesz mi w drogę. Zgadzasz się na te warunki? Mam na myśli nic nie dające tobie zagrożenie życia, utratę kompanii, profesji i celu życiowego.
- Oczywiście - w jej głosie nie krył się sarkazm, tyko jawnie sobie hasał. Obojętne oczy i zuchwały uśmiech wzmogły wrażenie szyderstwa. Kaltar nie przejmował się.
- A ty? Dołączysz do nas? - zwrócił się do skrytobójcy.
Feemaren po dłuższym namyśle skinął głową. Weteran dałby sobie rękę uciąć, że rozważania były na pokaz.
- Pozostaje nam tylko odnaleźć Malosa - powiedział Kaltar, wychylając się przez okno. Jak na komendę coś wybuchło, a z góry dobiegły go całkiem znajome przekleństwa i zupełnie nieznajomy, nieludzki wrzask. Musiał zadrzeć brodę, aby ujrzeć źródło odgłosów. W tym miejscu mrok zapadającego zmierzchu był przerzedzony.
- Coś mi się wydaje... że jednak nie musimy szukać.
Na płaskim, otoczonym blankami szczycie donżonu, krasnolud bronił się zaciekle przed czymś, co składało się przede wszystkim z ognia.
[ Dodano: Nie 20 Wrz, 2009 ]
Tu daje link do poprzedniej części:
http://www.weryfikatorium.pl/forum/viewtopic.php?t=6646
2
Usunąć tę sprytną "kropecke"Gwynbleidd12 pisze:Licho wie. - odparł dowódca grupy.

[1] Nie dałbym tutaj kropki, a drugie "myślę" zacząłbym od małej litery. Wtedy "zaczął Feemaren tonem znawcy" brzmi po prostu jak szybkie objaśnienie, wtrącenie. O, to lepsze słowo!Gwynbleidd12 pisze:- Ja myślę... - zaczął Feemaren tonem znawcy[1]. - Myślę, że to jakiś popaprany mag.
W miejscu, gdzie tekst jest wytłuszczony dałbym przecinek zamiast dwukropka. Moja polonistka zawsze mnie tak poprawiała.Gwynbleidd12 pisze:- Wypatrzyłem ją ze skały - pochwalił się Dylan. - Co tu się wydarzyło? [1]
- Najazd albo zabawa pochodnią. Licho wie. - odparł dowódca grupy. [2]
- Ja myślę... - zaczął Feemaren tonem znawcy. - Myślę, że to jakiś popaprany mag. I to nie pierwszy lepszy. Załoga takiej strażnicy to co najmniej siedemdziesięciu chłopa. [3]
- Jak chcecie kombinować, to chociaż od początku. Po pierwsze: po cholerę tu strażnica? - powiedziała Tiva, nieco zmienionym głosem. [4]
- Fakt. W okolicy nie ma żadnego traktu. To najdziksza część Południowych Lasów. [5]
- Oficjalnie nie ma. Tak naprawdę przebiega ich tu kilka, ale to zbójeckie szlaki. Niegdyś tępiłem zbirów na tych ziemiach, a teraz jestem jednym z nich. No i jeszcze te gobliny. [6]
[1] Wiemy, że tę kwestię mówi Dylan
[2] Teraz dowódca grupy
[3] Następnie Feemaren
[4] Potem Tiva...
[5] A tu kto?
[6] A tutaj?
No właśnie. Nie możesz dopuszczać do takiej sytuacji. Gdyby były tylko dwie postaci, to obeszłoby się bez objaśnień, ale jeśli tam są co najmniej czterej bohaterowie to już musisz za każdym razem objaśniać

"Be" przecinek, "be"Gwynbleidd12 pisze:Okładają się nimi po łbach, czy co!?

Do tej pory zrobiłeś naprawdę bardzo mało błędów. Nie chcę chwalić zawczasu, ale muszę to "odnotować". Zajrzyj tutaj gdybyś miał jakieś wątpliwości co do przecinków http://piorem-feniksa.blog.onet.pl/2,ID ... index.html

[1] Hehehe, jak na złość. Tutaj powinien być przecinek, gdyż "człowieka o stalowych nerwach" jest wtrąceniem.Gwynbleidd12 pisze:Dawni najemnicy dobrze wiedzieli, że ich dowódcę, człowieka o stalowych nerwach[1] nie wyprowadza z równowagi byle błahostka.
Kurdę, no chyba za wczas jednak Cię zacząłem chwalić... ;/Gwynbleidd12 pisze:Ale nikt o to nie pytał. W ich gronie nikt o nic nie pytał. Prawie nikt.
Po pierwsze, powtórzenia, co chyba wyraźnie widać. A po drugie, albo piszesz, że nikt, albo prawie nikt. Capisci?

[1] Bez przecinka.Gwynbleidd12 pisze:Na widok złotych świeczników i naczyń[1], krasnolud rozdziawił gębę i wytrzeszczył gały, niczym stary marynarz po powrocie z morza na widok gołych cycków.
Muszę powiedzieć, że podoba mi się to porównanie. Oryginalne!
[1] Bez przecinka.Gwynbleidd12 pisze:Miejsce okazało się być najbogatszym[1], na jakie natrafili, przeczesując placówkę. Traperowi udało się natrafić na coś specjalnego.
Powtórzenia. Popraw.
[1] Stwierdzono brak przecinka. Wiem, czepiam się, ale "diabeł tkwi w szczegółach".Gwynbleidd12 pisze:- Tu coś jest... - stwierdził Dylan[1] przekartkowawszy fragment lektury - Piszą coś o niejakim Dalterze Grinno.

Z małej literki to "muszę".Gwynbleidd12 pisze:Przyświecał mu jeden cel: "Muszę pokazać to reszcie".
PS. Chwyt którego najbardziej nie cierpię, ale który zarazem tak mnie intryguje. To znaczy, udało Ci się (przynajmniej jeśli chodzi o mnie) zbudować aurę tajemniczości. Sprawiłeś, że chcę się dowiedzieć, co było na tej kartce. BRAWO!

Bez przecinkaGwynbleidd12 pisze:Opasłe tomiska tliły się, porozrzucane.
Popatrz ile razy powtarza się "się". A można tego było uniknąć przez chociażby inną konstrukcję. Na przykład: "kilka desek ułamało i wbiło się w tułów oraz kończyny" (przy okazji unikamy powtórki "i"). Później, by znowu nie wystąpiło "się" zmieniamy fragmen to wykrwawianiu. Przykładowo: "Krew uchodziła z trapera, który nie mógł nawet drgnąć" etc.Gwynbleidd12 pisze:kilka desek ułamało się, wbiło się w tułów i kończyny górne. Śmierć nie nadeszła szybko. Traper wykrwawiał się, nie mogąc nawet drgnąć.

Wierzę; wszystko, co; chwilę. Do poprawkiGwynbleidd12 pisze:Ale nie wierze im. Widziałem go ja. Tak bezmyślna istota, niszcząca wszystko co popadnie nie mogłaby być wojownikiem Otchłani. Patrzyłem na niego tylko chwile

Wywal ten przecinek. Jest tutaj zbędny.Gwynbleidd12 pisze:A, musicie wiedzieć coś jeszcze.
To jest narzędnik liczby pojedynczej, tak więc będzie "niewolnicą".Gwynbleidd12 pisze:Pewnego dnia spotkałam jakiegoś wielkiego pana, z całym orszakiem i niewolnicom.

_____________________________________________________________________
Cóż, muszę powiedzieć, że całość mi się podobała. Masz u mnie na prawdę duży plus, tym bardziej, że nie przepadam za takim gatunkiem utworów. Owszem, jest kilka drobnych błędów, ale nie ma co przeżywać. Jest nieźle.
Tekst czytałem na głos. Inwektywy użyte ze smakiem. Podkreślają ton wypowiedzi. Nie szastasz nimi na prawo i lewo. Tym lepiej dla Ciebie.

Cóż mogę więcej powiedzieć. Moje gratulacje. U mnie miałbyś +8/10.

PISZ, PISZ I JESZCZE RAZ CZYTAJ JAK NAJWIĘCEJ, A BĘDZIE TYLKO LEPIEJ!
(No i przede wszystkim nie spoczywaj na laurach...)
PS. Miało być na środę, ale masz już dziś. W nagrodę za dobrze wykonaną robotę!
[img]http://www.cdaction.pl/userbar/strona/userbar/15j3pcp0_user6.jpg[/img]
----------------------------------------------------------------------
[img]http://www.cdaction.pl/userbar/strona/userbar/15j3phuz_userbar(2)b.jpg[/img]
----------------------------------------------------------------------
[img]http://www.cdaction.pl/userbar/strona/userbar/15j3phuz_userbar(2)b.jpg[/img]
3
Dziękuję za komentarz. Cieszę się, że się podobało. Mam jednak nieprzyjemny zwyczaj komentowania komentarzy, co zresztą prawdopodobnie łamie któryś punkt regulaminu. Ale muszę zaryzykować.
Zdziwiło mnie, że tak ciepło przyjąłeś ten fragment. Wydawało mi się, że osoba, która jakoś przebrnęła przez pierwszą część jest nastawiona na akcję i nie spodoba jej się tania intryga i opisy otoczenia.
"A" jest tu postawione całkowicie świadomie. To tak, jakby napisać "A, jeszcze szynka", a nie jak " A kupiłeś szynkę?"A, musicie wiedzieć coś jeszcze.
Nieudolna próba zastosowania pewnego tricku. Chciałem zmusić czytelnika do samodzielnego zastanowienia się nad tożsamością mówcy. X nawija o trakcie i gęstości lasu, więc można przypuścić, że to traper. Y gada o tępieniu zbirów i walce w tych lasach, czyli wychodzi na Kaltara.W miejscu, gdzie tekst jest wytłuszczony dałbym przecinek zamiast dwukropka. Moja polonistka zawsze mnie tak poprawiała.
[1] Wiemy, że tę kwestię mówi Dylan
[2] Teraz dowódca grupy
[3] Następnie Feemaren
[4] Potem Tiva...
[5] A tu kto?
[6] A tutaj?
No właśnie. Nie możesz dopuszczać do takiej sytuacji. Gdyby były tylko dwie postaci, to obeszłoby się bez objaśnień, ale jeśli tam są co najmniej czterej bohaterowie to już musisz za każdym razem objaśniać
Zdziwiło mnie, że tak ciepło przyjąłeś ten fragment. Wydawało mi się, że osoba, która jakoś przebrnęła przez pierwszą część jest nastawiona na akcję i nie spodoba jej się tania intryga i opisy otoczenia.
4
No, jak wyjaśniłeś to mnie oświeciło, aczkolwiek nieudolnie zastosowałeś ten trik. To nie ma być zagadka, a jak jest kilku bohaterów to powiedz mi czy normalny czytelnik będzie dokładnie pamiętał, że ktoś tam mówił o "gęstości lasu"?Gwynbleidd12 pisze:Chciałem zmusić czytelnika do samodzielnego zastanowienia się nad tożsamością mówcy. X nawija o trakcie i gęstości lasu, więc można przypuścić, że to traper. Y gada o tępieniu zbirów i walce w tych lasach, czyli wychodzi na Kaltara.

No właśnie. To, co jest oczywiste dla Ciebie nie musi być oczywiste dla czytelnika. Sam to nie raz mam, że dla mnie coś wydaje się jasne jak słońce, a potem widzę, że ludzie tego nie zauważają.
Tyle tylko, że musiałbym się super koncentrować przy czytaniu by pamietać kto o czym dokładnie mówił i potem dochodzić do wniosku, że teraz mówi ten, bo nawiązuje do tamtego itd, a przecież to nie jest książka dokumentalna. I właśnie dlatego są te objaśnienia

Cóż, fragmenty rzeczywiście się różnią, ale jak już wspomniałem mi to nie przeszkadza. Nie uważam tekstu za super i nie wiem co jeszcze, ale mimo to mi się podoba.

Traktuj to jako komplement, bo nie przepadam za fantasy.

[img]http://www.cdaction.pl/userbar/strona/userbar/15j3pcp0_user6.jpg[/img]
----------------------------------------------------------------------
[img]http://www.cdaction.pl/userbar/strona/userbar/15j3phuz_userbar(2)b.jpg[/img]
----------------------------------------------------------------------
[img]http://www.cdaction.pl/userbar/strona/userbar/15j3phuz_userbar(2)b.jpg[/img]
6
Czymże innym? Wieżą obserwacyjną, resztką obserwatorium astronomicznego, dzwonnicą i bóg wie czym jeszcze. Do tego top jest tekst fantasy, więc mogłaby być wieloma innymi rzeczami. Nie widzę tutaj oczywistości. Tylko dla autora, ale dla czytelnika nie koniecznie.- To strażnica. A dokładnie to była strażnica - zauważył oczywiste Kaltar. W końcu czymże mogła by być masywna, wysoka wieża zagubiona pośrodku wielkiego lasu?
Tutaj następuje drapanie się po głowie i myślenie: "Eee, skąd nagle ten rozrabiaka?".Pewno ledwo wytrzymały to coś, co tutaj rozrabiało.
Owy rozrabiaka miał po swej stronie żywioł płomieni.
Nagle z czegoś robi się konkretny osobnik. Powoduje to lekki zamęt.
Hmm, pierwszy wyraz pochodzi od "obaczyć" czyli "zobaczyć"? Jeśli tak to nie bardzo tu pasuje.Obaczając kompleks obronny trudno było znaleźć nie poczerniałe ani nie nadpalone miejsce
Bardzo mieszasz stylizację na język starożytny z nowoczesnym słownictwem. Wygląda to niezbyt estetycznie. Ciężko się czyta przez ten zabieg. Gdyby był udany, byłoby łatwiej, ale niestety nie jest.
O_O Skąd on się tu wziął i co wypatrzył ze skały? Wieżę? Dziwny początek dialogu...- Wypatrzyłem ją ze skały - pochwalił się Dylan. - Co tu się wydarzyło?
To wtrącenie o goblinach nieco dziwnie wtrącone. Przeczytaj to uważnie i dojdziesz do tego o co mi chodzi.Niegdyś tępiłem zbirów na tych ziemiach, a teraz jestem jednym z nich. No i jeszcze te gobliny.
Z całym smutkiem muszę stwierdzić, że ten tekst nie wybija się ponad resztę tekstów fantasy, które przyszło mi czytać na forach internetowych.
Jest bardzo infantylny, porusza się drogami, które przemierzono już tysiące razy. Nie wnosi nic nowego i nie zaciekawia.
Radziłbym porzucić krasnoludy i innych magów, przynajmniej na jakiś czas.
Przeczytanie kilku poważnych dzieł z gatunku wyszłoby raczej na plus. Wtedy dopiero warto się zabrać za pisanie.
Po to upadamy żeby powstać.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.