Informacja: tekst zawiera wulgaryzmy oraz treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Nie wierzę w teorie spiskowe dziejów, nie wierzę w Strefę 51, ani w to, że HIV został stworzony na zlecenie amerykańskiego rządu. Nie wierzę również, by Jezus miał potomstwo, z drugiej strony, w Niego to akurat w ogóle nie wierzę, ale nie dlatego, bym uważał Go za spisek. Po co mam temu wszystkiemu dawać wiarę, skoro posiadam prywatną teorię spiskową wymierzoną we własną osobę? Chodzi o to, że… Hm, chodzi po prostu o kobiety.
Wszystko zaczęło się od mamy, już ona chciała mi zrobić źle.
Na imię mam Krzysztof. Nazywam się Krzysztof. Śmiesznie? Tak, moja mama to przezabawna kobieta. Tato zostawił nas, właściwie ją, jeszcze przybyłem na świat. To znaczy, w takim przekonaniu żyłem do niedawna, a okazało się, że właściwie mama go rzuciła, chcąc mnie wychowywać samotnie. No i to wychowanie, kurwa jej mać, zaczęło się od nadania mi imienia, dziwnym zbiegiem okoliczności, pokrywającego się z nazwiskiem. Bo nazwisko miałem jej, nie jego i nadane mi zostało Krzysztof Krzysztof. Wiecie jaką miałem ksywkę w szkole?
KaKa.
Chyba nie muszę tłumaczyć, co przeżywałem.
Z innymi kobietami było również pod górkę. Pierwsza moja miłość okazała się lesbijką, spotykającą się ze mną tylko w celu wzbudzenia zazdrości w innej lesbijce. Jako jedyna dziewczyna w szkole chciała mnie, nawet po usłyszeniu tego chwalebnego KaKa - wtedy myślałem, że przez miłość, później, kiedy ją zobaczyłem za blokami całującą się z tamtą szmatą, wyszło, że jest inaczej. Choć, nie ukrywam, miałem wówczas nadzieję na trójkącik. Skończyło się na wieczornym waleniu konia.
W liceum nie było lepiej. Szybko uznałem, że to, co mi się dzieje w sercu, co czuję do kobiet, to jest właśnie element ich gierki, ten ich pieprzony spisek wymierzony w mą osobę. Nigdy nie zdarzyło mi się pójść do łóżka z kobietą i wyjść z niego bez szwanku. Zawsze musiałem się zakochać. Magda, Aśka, Patrycja… one wszystkie chciały tylko penisa, a ja ich serca. Z pewnością specjalnie zaciągały mnie pod kołdrę, bałamuciły, rozkochiwały podstępnie, a nad ranem rozdzierały młode, naiwne serce chłodnymi strzałami lodu:
- Idź już. Rodzice zaraz przyjdą… Zadzwonię. – Mrugały przy tym tak zalotnie, że człowiek mimo wszystko chciał paść im do kolan, wykrzyczeć swą radość ze szczęśliwego poznania, omamiały jego zmysły i…
Tak właśnie myślę, to była ich część spisku.
Pamiętam, kiedyś poznałem pewną damę na ulicy. Nie, nie dziwka, wpadliśmy na siebie na chodniku – uśmiech, przeprosiny, zaproszenie na kawę. Tak to się zaczęło, skończyło zaręczynami. A przed ślubem kredyt dla niej na rozkręcenie firmy. Kredyt zaciągnięty na moje nazwisko. Pod mój dom. Na mój samochód!... Teraz mieszkam z dziadkiem na wsi i dojeżdżam PKS-em do pracy. Acha, i jestem kawalerem. Nawet nie rozwiedzionym, bo do ślubu nigdy nie doszło.
Naiwność? Może, ale one doskonale o tej naiwności wiedzą, jakbym miał ją wyrysowaną na czole. Dlatego mają taką cichą zmowę między sobą, żeby mnie biednego wykorzystywać.
Tak sobie siedzę w lesie, na polance, wystawiam twarz do słońca, słucham delikatnego śpiewu trzech, pląsających w pobliżu nagich niewiast i myślę, że do kobiet szczęścia nigdy nie miałem.
Trzech pląsających? Nagich? I ty mówisz, że do kobiet szczęścia nie masz?! – ktoś mógłby się oburzyć. Odpowiem – punkt patrzenia, zależy od punktu siedzenia. Było tak…
***
Wyszedłem z psem – Gringo – na spacer do lasu. Piwko zimne w dłoń, dwa w plecaku, coś na przegrychę i żegnaj dziadku do wieczora! Po dwudziestu minutach byłem już przy pierwszych drzewach, ze wzniesienia widziałem kolorowe dachy domów, na pagórkach ciągniki orzące ziemię, pod sklepem, po przyjrzeniu się przez lornetkę, zobaczyłem znajome twarze miejscowych żuli. Wszyscy żyli sielankowo. Pociągnąłem ostatnie łyki browarka, butelkę schowałem do plecaka, żeby Greenpeace się nie czepiał i ruszyłem w las. Gringo spuściłem ze smyczy już po paru metrach, niech się bestia wyszaleje, swobodnie poszpera tu i tam, wykopie coś zdechłego i to zje – on żyje wedle zasady „Co nie jest przymocowane do ziemi, można wziąć do pyska, co można pogryźć, można również zjeść” – już nie raz zionęło mu z mordy ostrą padliną. Tym razem szybko odbiegł gdzieś daleko, ale nie przejmowałem się tym, zawsze do mnie w końcu przybiegał, gdy tylko wyciągałem kawałek kiełbasy.
Przystanek zrobiłem nad rzeczką przy polance, tam, gdzie zazwyczaj gdy szedłem na dłuższy wypad. Delikatna trawa niezanieczyszczona żadnymi badylami czy zbędnym krzakiem, soczyście zielona, lśniąca w blasku słońca sprawiała wrażenie bardziej rajskiego dywanu aniżeli czegoś realnego. Właściwie, w takim miejscu mógłby być raj, aż dziw bierze, że nie zostało zdewastowane przez cywilizowanych ludzi. Niewielki wodospad, wystarczający jednak by pod niego wejść i w upalny dzień zażyć odrobiny wytchnienia, a później rozwalić się na łące kusił swą orzeźwiającą mocą. Uśmiechając się do niego niczym do kolegi, wyciągnąłem kromki, wyciągnąłem piwo i wchłonąłem jedno z drugim, czerpiąc z chwili jak najwięcej przyjemności. Po takim posiłku poczułem ciężar promieni słonecznych na powiekach, wsparłem się więc plecami o skałę i wystawiłem twarz do nieba. Choć zupełnie trzeźwy czułem się totalnie naćpany, przeżywając fazę życia. Zamknąłem oczy… Nagle obudził mnie kobiecy śpiew, przynajmniej takie odniosłem wrażenie. Rozejrzałem się, lecz nikogo nie zauważyłem, ale za to poczułem nieodpartą chęć wejścia pod wodospad – rzeczywiście mnie kusił! Zrzuciłem zbędne ubranie i wszedłem od brzegu na skałki, stając pod strumieniem.
I nagle poczułem dotyk na ramieniu. Zerwałem się przerażony, przez co poślizgnąłem i spadłem z głazów. Chaotycznymi ruchami dopłynąłem do miejsca, gdzie mogłem stanąć na równych nogach, wymacałem grunt pod stopami i wyprostowałem się. Tafla sięgała mi do pępka, więc nie przejmowałem się tym, iż bokserki leżą na brzegu, a sam stoję roznegliżowany.
Kobieta, bo ta postać okazała się właśnie kobietą, wyszła z groty i naga stanęła pod strumieniem. Po chwili postąpiła krok ku mnie i spojrzała gdzieś w bok, w stronę polany, śmiejąc się ledwie słyszalnym chichotem. Chichotem, jakby chciała powiedzieć:
- Patrzcie dziewczyny co znalazłam.
Na myśl, że śmieje się do koleżanek poczułem w skroniach coraz gwałtowniej pulsujące ciśnienie, że w żołądku coś się odrywa, łaskocze skórę i zniża do samego penisa, a ten unosi się i unosi wbrew mej woli, by leżał zwiotczały. Wtedy spojrzała na mnie, jakby wiedziała, co mi buzuje w głowie. Mimo kilkunastu metrów nas dzielący, mimo, że otaczała ją woda, z łatwością dostrzegłem błękit w jej oczach - nie mogłem się im oprzeć. Figlarnie przekrzywiła głowę w bok, pozwalając paru mokrym kosmykom opaść na policzki, przygryzła paznokieć palca wskazującego, jakby czuła się zakłopotana i, dałbym sobie rękę uciąć, że lekko poczerwieniała.
Kusiła niewinnością, a ja dałem się zwabić.
Nigdy nie widziałem anioła, więc gdy już stanął przede mną, chciałem, by nie czuł się zakłopotany. Chciałem zrobić krok ku niemu, by powiedzieć, że jest piękny, że nie musi się wstydzić, ale gdy tylko poczyniłem krok, anioł się odwrócił i zniknął w grocie. Zwróciłem jedynie uwagę na dwoje pośladków tworzących kształt idealnego serca, właśnie takiego, w którym mógłbym się zakochać. Pośladków, które zgrabnie przede mną czmychnęły. Ignorując powiewający do granic możliwości maszt między nogami, podpłynąłem i wskoczyłem na skały, przeszedłem ostrożnie przez wodospad i… stanąłem wryty. Mimo uważnego obserwowania ścian, następnie próby wymacania jakiegoś tajemnego przejścia, nie znalazłem żadnej szczeliny, przez którą mógłby mój obiekt pożądania uciec. Wyszedłem oszołomiony wspomnieniem cudnego obrazu, jednocześnie zawiedziony porażką poszukiwań.
Dla ochłonięcia z emocji ponownie wskoczyłem do wody, ale już w czasie lotu coś mi się nie spodobało w otoczeniu. Ostrożnie, bez pośpiechu, wystawiłem głowę ponad taflę, zerkając od razu na polankę i w ułamku sekundy, nawet nie zdołałem pomyśleć o obronie, dostałem obuchem ekstazy po policzkach. Obu. Naraz. Stałem i patrzyłem, nie mogąc zrozumieć co właściwie widzę. Jedną zbłąkaną nimfę, poszukiwaczkę przygód na łonie natury mógłbym zrozumieć, ale trzy?! Przecież to jak wygrać w totka, nie puszczając kuponu!
Stały na granicy polanki w krzakach i obserwowały mnie uważnie, chichocząc do siebie. A może po prostu cicho mówiły? Może mówiły, co ze mną zrobią? Jak wykorzystają? Nie powinienem wychodzić, bo tylko zimna woda chłodziła rozgrzanego mnie całego, ale one kusiły. Zapomniałem więc o swej goliźnie i wolno, ociekając wodą niczym Posejdon wyszedłem na brzeg. A i one wychyliły się z zarośli.
Były nagie. Ich skóra błyszczała jakby naoliwiona, roztaczały wokół siebie nieosiągalny dla zwykłej śmiertelniczki zapach, powalający wszelką woń, z jaką dotychczas się spotkałem. Zresztą, na każdym froncie me zmysły przegrywały, straciłem wszelki opór wobec pokus, które we mnie wzbudziły. Dla takich właśnie kobiet poeci wymyślają nowe określenia piękna.
Podszedłem bliżej, nie mogąc się zdecydować, co dalej robić. Właściwie nawet nie chciałem decydować, skoro to one do mnie przyszły, to one zaczęły tę zabawę, nieświadomego mnie w nią wciągając, to niech i one ją prowadzą…
Stanęły wokół na wyciągnięcie ręki, lecz gdy tylko chciałem je dotknąć, odskakiwały śmiejąc się. Ruda jak ogień, Czarna jak otchłań i Biała jak śnieg - trzy kolory tańczące wokół. Jeśli to ma być ten złoty garniec na końcu tęczy, to rzeczywiście, znalazłem skarb! Ich długie włosy opadały na biust, słaby wiatr co rusz unosił pojedyncze kosmyki, odsłaniając jakiś fragment piersi, ale nigdy całych, po trochu, byle mocniej rozpalać wyobraźnię. I nagle dwie pochwyciły mnie za ręce, wbiły palce w ścięgna nadgarstków i wykrzywiły je tak, że nawet minimalny ruch sprawiał mi ból. Przystanąłem na to, stałem się prawdziwym niewolnikiem. Trzecia, Ruda, kucnęła, rozłożyła nogi, pozwalając końcówkom długich włosów opaść między uda. Twardo wspierając się stopami na ziemi poruszała nienaturalnie gibko biodrami, niczym wąż wychodzący z kosza wiła się – unosiła splecione ręce w jedną stronę, ramionami ruszała w drugą, tułowiem falowała, a wszystko czyniła tak plastycznie i łagodnie, rozpalając mnie do granic o osiągnięcie których nie podejrzewałem się nigdy. Nagle z przykucnięcia padła na kolana, wsparła rękoma na ziemi i zbliżyła twarz do mego penisa, nie dotknęła go, jedynie otuliła gorącym oddechem, tańczyła głową wokół niego, wysuwała minimalnie język poza wargi, nieśmiało, jakby bojąc się czy dobrze robi.
A ja patrzyłem w bezruchu, oszołomiony…
I nagle zarzuciła włosy na me biodra, te okleiły mój brzuch, przesłaniając, co jest niżej, pozostawiając cały obraz wyobraźni. Zamknąłem oczy, uśmiechnąłem się w ekstazie i… i poczułem coś ciasnego na nadgarstkach, że to coś wykrzywia mi ręce do tyłu i pęta dłonie przy lędźwiach. Wpierw trochę mnie to zaskoczyło, lecz w gruncie rzeczy było to przyjemne zaskoczenie strachem, stałem się ich prawdziwym niewolnikiem! Wtedy Ruda wyprostowała się na kolanach, nie wiadomo skąd wyciągnęła kolejną linę, którą obwiązała mi kostki, co na wizję zbliżającego się seksu mogło jednak trochę krepować me ruchy, ale nie wyraziłem sprzeciwu, wszak to one zaczęły tę grę i niech one ją prowadzą…
No i, kurwa, poprowadziły tak, że niech je chuj strzeli! Leżę właśnie, słuchając tych ich zalotnych śpiewów, patrząc na ponętne ruchy bioderkami, kołyszące się piersi, teraz już swobodnie fruwające, w całości odsłonięte, a wokół mnie pływa marchewka, czosnek i pietruszka, kury oczywiście na rosół żadnej nie widzę. Za kurę robię ja! Leżę, kurwa, spętany w jebanym kotle i czekam, taka ze mnie kostka rosołowa - kwintesencja smaku, bulion nie przymierzając…
- Kurwa mać – zachlipałem. Jak dziecko dałem się podejść, jak dziecko! Następnym razem, gdy będę widział trzy nagie kobiety, kuszące swymi wdziękami, to obrócę się na pięcie i ucieknę gdzie wzrok mnie poprowadzi. Albo uderzę najgrubszym badylem w fiuta, żeby myśleć tylko o bólu cierpienia, a nie bólu rozkoszy, jakiego mogę zaznać z tymi niewiastami.
I niech ktoś nade mną stanie, ogarnie mnie wzrokiem powoli dochodzącego w kotle i z czystym sumieniem powie:
- Nie! Kobiety nie mają w ciebie KaKa wymierzonego spisku! – No niech ktoś podejdzie i mi to powie!
Leśna wyprawa / groteska(?) z odrobiną erotyki
1
Ostatnio zmieniony śr 30 wrz 2009, 12:22 przez Mazer, łącznie zmieniany 1 raz.
"Ludzie się pożenili albo się pożenią i pozamężnią, pooświadczali się... a ja na razie jestem na etapie robienia sobie kawy...jakkolwiek można to odnieść do życia" - Hipolit