Witaj,
nie wiem nawet, ile razy zabierałam się do napisania tego listu. Kartki i ogryzek miękkiego ołówka zdobyłam już dawno, chociaż nie było łatwo.
Bardzo dbają o to, żebyśmy nie mieli żadnych własnych rzeczy. To ich chyba utwierdza w przekonaniu, że jesteśmy kimś gorszym, nie mającym własnej tożsamości. Że nasze życie składa się wyłącznie ze skradzionych chwil. I przecież tak właśnie jest, prawda?
Często leżę w nocy nie mogąc zasnąć (swoją drogą, czy Ty także cierpisz na bezsenność? Czy to kolejna rzecz, która nas łączy? A może chociaż ten drobiazg jest tylko mój… Tak trudno żyć wiedząc, że jesteś gdzieś tam, że poza Instytutem rozciąga się inny świat, w którym jesteś Ty – prawdziwa Ty, wyjątkowa i mająca prawo do życia. Czasami niemal zapominam, że jest nas dwie, tracę poczucie, że jestem odrębną osobą i staję się Tobą – i wtedy mnie nie ma, znikam, jakbym nigdy nie istniała. To takie dziwne uczucie).
W każdym razie, w niektóre bezsenne noce zastanawiam się, jak by to było żyć naprawdę – mieć swoje własne, małe miejsce na ziemi i świadomość tego, że jest się KIMŚ. Nie kimś niezwykłym, wcale nie chcę taka być. Chciałabym być całkiem zwyczajną dziewczyną, ze zwyczajnymi problemami. Ze skromnym mieszkaniem i psem.
Tu nie pozwalają nam trzymać zwierząt, nigdy nawet nie widziałam żadnego w rzeczywistości, a jedynie na filmach. Jednak czasem wyobrażam sobie, że wplatam palce w miękkie futro golden retrievera, że przykładam policzek do jego boku i słyszę bicie drugiego serca obok własnego. Wyobrażam sobie czarne oczy, niewinne i pełne ślepego zaufania…
Ale przecież nie o tym miałam pisać. Ciągle odbiegam od tematu, jakbym w rzeczywistości wcale nie chciała Ci go wyjawić. A przecież chcę, naprawdę! I wcale się nie boję.
Chociaż, może jednak trochę. Bo ten list tak wiele może zmienić. Dla mnie to będzie świadomość, że gdzieś w świecie poza Instytutem jest ktoś, kto wie o moim istnieniu. Kto wie o nas.
A dla Ciebie… Wydaje mi się, że to zupełnie zmieni Twoje życie, raz na zawsze. Teraz Ty także będziesz w każdej sekundzie wiedzieć i czuć, że jest nas dwie.
Dziwi Cię pewnie moje ciągłe powtarzanie tego, nie możesz przecież orientować się, co to oznacza. Chciałabym mieć znacznie więcej czasu, żeby Ci to wyjaśnić, stanąć z Tobą twarzą w twarz, zamiast uciekać się do kawałka papieru. Chociaż wtedy wszystko od razu stałoby się jasne – i może właśnie tak byłoby najlepiej.
Jednak takiej szansy nigdy nie będzie, więc muszę w końcu to napisać. Przecież nie mogę ciągle robić uników.
Zatem powiem wprost – jestem Twoim klonem.
Tak, wiem, że to szokujące, nieprawdopodobne, pewnie teraz myślisz, że zaszła jakaś pomyłka, albo że robię Ci głupi żart.
Uwierz – chciałabym, żeby tak było. Ale rzeczywistość jest czasem znacznie bardziej zdumiewająca niż najbardziej niesamowity sen. Jakie to dziwne…
W chwili, gdy czytasz te słowa, wiesz już, że nie jesteś sama. Nigdy więcej nie będziesz.
Jakie to uczucie? Chciałabym mieć możliwość poznania odpowiedzi na to pytanie, spojrzenia Ci w oczy i zapytania otwarcie – jak się z tym czujesz? Jak chcesz z tym żyć?
Na pewno trudno będzie Ci się z tym pogodzić. W końcu ja żyję z tą świadomością odkąd pamiętam, a Ty w ciągu kilku chwil masz zaakceptować to, co dla mnie od zawsze było jasne. Mogę nawet powiedzieć więcej – to było znacznie prawdziwsze niż Instytut i wszystko, co się tu dzieje, czym tu jesteśmy. Znam Cię tylko ze zdjęć (i z tych rzadkich chwil, w których widzę w lustrze swoje odbicie, i z tych tysięcy momentów, w których zamykam oczy – wtedy nieodmiennie widzę Twoją twarz), a jednak jesteś dla mnie znacznie bardziej rzeczywista, niż ja sama. To takie niezwykłe.
Pewnie potrzebujesz nieco czasu do namysłu, do przemyślenia tego wszystkiego. Chyba też bym potrzebowała.
Jednak, gdy się zastanowisz, wszystko stanie się dla Ciebie oczywiste.
Przypomnij sobie operację, którą przeszłaś 5 lat temu. Pamiętasz lekarza, który wtedy się Tobą zajmował? Doktor Borzakov, chociaż tu nazywamy go inaczej.
Pracował wtedy nad autorskim projektem dotyczącym klonowania. Jego pierwszym założeniem było duplikowanie wyłącznie osób wyjątkowych. Borzakov uważa, że klonowanie zwykłych, szarych ludzi byłoby marnowaniem czasu i pieniędzy.
Byłaś jedną z pierwszych osób, od których pobrał materiał DNA. Wtedy pracował jeszcze w urządzonym za własne pieniądze laboratorium, szybko jednak zainteresował projektem agencję rządową, która przejęła na siebie finansowanie badań.
Urodziliśmy się już w Instytucie. Jestem trzecim klonem pod względem wieku. Z pierwszego miotu było nas dziewięcioro (Borzakov lubi porządek, planował więc wyhodować dziesiątkę, ale jeden z płodów obumarł we wczesnym stadium). Po nas pojawiła się kolejna dwudziestka, lecz dopiero po upływie roku. Najpierw chcieli się upewnić, czy z nami będzie wszystko w porządku.
Dojrzewamy oczywiście znacznie szybciej niż ludzie – średnio pięć lat na wasz rok. W wieku czterech lat, nawet biorąc pod uwagę, że wyglądam na dwadzieścia, nadal jestem młodsza od Ciebie.
Gdybyśmy kiedyś miały okazję się spotkać, to byłoby na pewno intrygujące– Ty patrzyłabyś na dziesięć lat młodszą, ja na dziesięć lat starszą wersję siebie.
W każdym razie, Borzakov osiągnął swój cel. Teraz kolejnym etapem jest krzyżowanie nas w obrębie miotów.
Właśnie dlatego zdecydowałam się w końcu do Ciebie napisać. Chciałam to zrobić już dawno, z różnych powodów, ale teraz sprawa stała się pilna, mamy tak przeraźliwie mało czasu.
Nasza dziewiątka ma pójść na pierwszy ogień. Zmusi nas do spłodzenia dzieci. Nie wiem, co zrobi z nami potem.
Jednak teraz, kiedy już wiesz, co się dzieje, musisz zareagować. Nie możesz czekać bezczynnie i pozwolić, żeby zrobił coś takiego. Nie możesz.
Wiem, że Twoje słowa wiele znaczą w Waszym świecie. Nie bardzo dużo, ale wystarczająco. W każdym razie taką mam nadzieję, bo jeśli nie… Nie chcę nawet myśleć o tym, co będzie, jeśli Borzakov zrealizuje drugą część ‘Wielkiego Planu’.
Więcej niż chętnie chełpi się przed nami swoimi osiągnięciami – to dlatego wiemy, jak doszło do naszego powstania. Ale o przyszłości nie mówi wiele.
Nie mamy najmniejszych szans na bunt, zadbał o to, a jednak czasem myślę, że chyba się nas trochę boi. To śmieszne, przecież on nie boi się niczego. Już sam ‘Wielki Plan’ o tym świadczy – Borzakov uważa się za równego Bogu, za wielkiego stwórcę nowego porządku rzeczy.
Ze śmiechem nazywa swoje eksperymenty ‘zabawą w Boga’, a w jego oczach błyszczy w takich momentach najczystsze szaleństwo.
Pewnie pamiętasz, jak wygląda Borzakov. Takich osób się nie zapomina. Pamiętasz jego wysoką, szczupłą sylwetkę, szare oczy i idealnie ułożone, białe włosy. Wrażenie osoby niezwykle dystyngowanej, jakie sprawia – nie jak naukowiec, lecz arystokrata z bardzo szlachetnego rodu.
A teraz dodaj do tych oczu obsesję na punkcie odgrywania roli Boga i absolutne, niedające się opisać obłąkanie. Taki właśnie jest dzisiaj.
Nie pozwól mu osiągnąć celu. Nie dopuść do tego, by jego chore idee stały się rzeczywistością.
Nie przez wzgląd na mnie, ale ze względu na siebie – nie daj mu wygrać. Porusz niebo i ziemię, ale to przerwij.
Świat muszą zainteresować losy dwudziestu dziewięciu osób, zamkniętych w Instytucie. Klonów, nieznających prawdziwego życia. Niech nam współczują albo znienawidzą, ale nie mogą tego tak zostawić, muszą zacząć działać.
Modlę się o to, żeby tak się stało.
Nasza edukacja nie zakładała nauk religijnych – dla nas jedynym bogiem ma być Borzakov.
Nie znamy więc podstaw żadnej religii, żadnych imion ani słów, które pozwoliłyby nam dotrzeć do Boga, zwrócić na siebie Jego uwagę.
A jednak w Niego wierzę. Nie ma postaci ani nazwy, ale ze wszystkich sił pragnę, żeby istniał. Musi istnieć, bo świat, w którym jedynym bogiem byłby Borzakov, nie mógłby być niczym więcej niż piekłem, naszym prywatnym pandemonium.
W jakąś formę Siły Wyższej wierzy też pozostała część najstarszej dziewiątki. Młodsi nie – oni bardzo się od nas różnią.
Nie wiem dlaczego, ale czasem myślę, że czegoś im brakuje, że zostali czegoś pozbawieni. Są jakby mniej ludzcy. Tak, wiem, my też w żadnym razie nie możemy się nazwać ludźmi. Nie urodziliśmy się – zostaliśmy stworzeni. Ale w nich jest coś takiego…
Nie jestem w stanie patrzeć im prosto w oczy. Odwracam wzrok, gdy napotykam ich spojrzenie i wiem, że pozostali też tak robią. Nie rozmawiamy o tym, ale to widzimy.
Chyba nawet naukowcy to dostrzegają – zwłaszcza ci, którzy są z nami od początku. Młodym nikt nie patrzy w oczy. No, może poza Borzakovem. Ale on przecież niczego się nie boi.
Tym bardziej jednak musicie się pospieszyć. Nie chcę nawet sobie wyobrażać, co będzie, kiedy Młodzi osiągną dorosłość i gdy zostaną połączeni, by dać początek nowemu życiu.
Na litość boską i ludzką! Bez względu na Twoje poglądy czy wiarę! Nie pozwól, żeby to się stało! Błagam Cię!
Błagam, chociaż powinnam Cię nienawidzić. W końcu przez całe swoje życie słyszę tylko, że jestem Twoją kopią, ledwie bladym cieniem oryginału.
A jednak czuję się z Tobą związana. I chyba tak właśnie powinno być, bo jeśli nie z Tobą, to z kim? Kto mógłby być mi bliższy niż Ty?
Zrób więc co możesz, aby to powstrzymać. Spraw, by do Instytutu zawitali ludzie z prawdziwego świata.
Mnie tu już wtedy nie będzie.
Kilka dni temu, podczas badań okresowych udało mi się ukraść igłę. Małą, ale wystarczy. Oczywiście zaraz wszczęli poszukiwania. W końcu nie może im zginąć nic potencjalnie śmiercionośnego.
Od dawna o tym myślałam, po raz pierwszy nie mogłam doczekać się badań.
Kiedy tylko lekarz się odwrócił, (jakiś nowy, nie znam jego nazwiska; i na szczęście niedoświadczony – najwyraźniej nie powiedzieli mu, żeby podczas testów nie spuszczał nas z oczu; ani żeby nigdy, pod żadnym pozorem nie zostawiał żadnych narzędzi w zasięgu naszych rąk) zabrałam z tacki zużytą igłę i wkłułam ją sobie w podeszwę stopy.
Bolało, ledwie udało mi się powstrzymać krzyk. Nie wbiłam jej przecież głęboko, ale musiałam to zrobić szybko.
Biedny doktorek, naprawdę się wystraszył. Szukał w każdym możliwym miejscu, ale jakoś nie przyszło mu do głowy, żeby sprawdzić moje bose stopy. W końcu, chcąc nie chcąc, musiał to zgłosić. Po bezskutecznych poszukiwaniach uznano ostatecznie, że igła musiała wpaść do jakiejś szczeliny. To i lepiej.
Leży teraz na brzegu kartki, na której do Ciebie piszę. Mój wzrok co chwila do niej wraca, jakby go w jakiś sposób przyciągała. Widzę, jak jej gładka powierzchnia lekko połyskuje. Nie wiem, jak to możliwe, bo w naszych pokojach nie ma okien, nie ma więc żadnego źródła światła. Księżyc i gwiazdy znam tylko ze zdjęć i filmów. A jednak błyszczy, może to jakieś jej wewnętrzne światło, a może odbicie moich pragnień – tak długo obracałam ją w palcach, że być może jakaś cząstka moich nadziei na stałe wtopiła się w metal.
Nie mogę się doczekać momentu, w którym ponownie dotknie mojej skóry. Wiem, że to nie będzie łatwe, jest taka mała i delikatna, będę musiała bardzo się postarać. I na pewno będzie bolało. Ale jakże słodki to będzie ból. Rozedrę żyły tym maleńkim kawałkiem metalu i będę obserwować, jak powoli wypływa z nich krew. Jak uchodzi z nich to pożyczone, nie moje życie.
Już nie mogę się tego doczekać.
2
Bardzo rozciągnięte wtrącenie w nawiasie nieco oddala od tej myśli, a do tego ona sama wydaję się zbyt krótka, jakby niedokończona...Często leżę w nocy nie mogąc zasnąć (...)
Zbyt skrócona myśl. Skromny odnosi się także do psa i wychodzi tak niezręcznie. Gdybyś dodała, że małym psem czy coś takiego, wszystko nabiera odpowiedniego znaczenia.Ze skromnym mieszkaniem i psem
Rozumiem, że to myśli bohaterki, ale ubierasz je niezręcznie - wychodzi na to, że w policzku bije serce. Doskonale widzę słowa, które chcesz przekazać, ale w zapisie wygląda to nieco inaczej......że przykładam policzek do jego boku i słyszę bicie drugiego serca obok własnego.
zapis słowny: pięć lat.Przypomnij sobie operację, którą przeszłaś 5 lat temu.
Nawet ciekawy opowiadanie w formie listu. Trzytorowa narracja: skierowana Do, wspomnieniowa, analityczna to ciekawy zabieg i czytając, miałem nadzieję, że albo wywrócisz tekst do góry nogami na końcu, albo stworzysz konkretne zakończenie. Jednak, już pod koniec, gdzie Klon wchodzi w dywagacje nad Bogiem miałem wątpliwości, czy skręcasz w dobrą stronę. To właśnie końcówka sprawia, że całkiem dobry tekst zamienia się w coś słabszego. Bo zobacz, że początek to list do Niej, gdzie Klon opisuje uczucia, kieruje je bezpośrednio (wprowadza tajemnicę, opisuje miejsce pobytu krótką charakterystyką) a później przechodzi w wytłumaczenie instytutu, z tym, że tak do końca nie jest to wytłumaczone - co odczuwam przy końcówce tekstu: braki w historii, których nie mogę znaleźć. Wyjaśnienie Klona dotyczące tego, co z nim będzie, skąd się wziął są mało przekonywujące, takie nieco przerysowane (zważywszy na fakt, jak mało klon miał czasu itd. a tutaj pisze całe opowiadanie - w kontekście jego słów traci to rację bytu). Klon boi się przyszłości, ale nie czuję tego strachu: jest on dla mnie nieuzasadniony, nieobecny a próba samobójcza, którą zamierza podjąć przez to traci sens.
Wybrałaś dobrą formę, wprowadziłaś bardzo elegancko w klimat, ale brakło umiaru i wyczucia, aby stworzyć ten klimat izolacji i agonii. Za dużo rozmyślań na temat religii, za dużo technikaliów przekazywanych adresatowi. Myślę, że pocięcie tego tekstu wyszłoby na dobre.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
3
W pierwszej wersji było jeszcze gorzej - myśl była faktycznie urwana. Poprawiłam, ale to rzeczywiście nadal nie to - generalnie wtrącenie jest znacznie ważniejsze niż początek, który miał je wprowadzić. Jeszcze spróbuję trochę z tym pokombinowaćMartinius pisze:Bardzo rozciągnięte wtrącenie w nawiasie nieco oddala od tej myśli, a do tego ona sama wydaję się zbyt krótka, jakby niedokończona...Często leżę w nocy nie mogąc zasnąć (...)
Poprawione (na dużego psa, za małymi nie przepadamMartinius pisze:Zbyt skrócona myśl. Skromny odnosi się także do psa i wychodzi tak niezręcznie. Gdybyś dodała, że małym psem czy coś takiego, wszystko nabiera odpowiedniego znaczenia.Ze skromnym mieszkaniem i psem

A może by tak po prostu zamienić policzek na ucho?Martinius pisze:Rozumiem, że to myśli bohaterki, ale ubierasz je niezręcznie - wychodzi na to, że w policzku bije serce. Doskonale widzę słowa, które chcesz przekazać, ale w zapisie wygląda to nieco inaczej......że przykładam policzek do jego boku i słyszę bicie drugiego serca obok własnego.
Oj, niedopatrzenie. W innych miejscach poprawiłam wcześniej, bo cyferki rzeczywiście wyglądają nieciekawie.Martinius pisze:zapis słowny: pięć lat.Przypomnij sobie operację, którą przeszłaś 5 lat temu.
Przyznam, że ta trzytorowa narracja była niezamierzona - jakoś tak samo wyszłoMartinius pisze:Nawet ciekawy opowiadanie w formie listu. Trzytorowa narracja: skierowana Do, wspomnieniowa, analityczna to ciekawy zabieg i czytając, miałem nadzieję, że albo wywrócisz tekst do góry nogami na końcu, albo stworzysz konkretne zakończenie.


Cóż, opowiadanie powstało w ciągu jednego dnia (moje odwieczne problemy z mobilizacjąMartinius pisze:Jednak, już pod koniec, gdzie Klon wchodzi w dywagacje nad Bogiem miałem wątpliwości, czy skręcasz w dobrą stronę. To właśnie końcówka sprawia, że całkiem dobry tekst zamienia się w coś słabszego. Bo zobacz, że początek to list do Niej, gdzie Klon opisuje uczucia, kieruje je bezpośrednio (wprowadza tajemnicę, opisuje miejsce pobytu krótką charakterystyką) a później przechodzi w wytłumaczenie instytutu, z tym, że tak do końca nie jest to wytłumaczone - co odczuwam przy końcówce tekstu: braki w historii, których nie mogę znaleźć. Wyjaśnienie Klona dotyczące tego, co z nim będzie, skąd się wziął są mało przekonywujące, takie nieco przerysowane (zważywszy na fakt, jak mało klon miał czasu itd. a tutaj pisze całe opowiadanie - w kontekście jego słów traci to rację bytu). Klon boi się przyszłości, ale nie czuję tego strachu: jest on dla mnie nieuzasadniony, nieobecny a próba samobójcza, którą zamierza podjąć przez to traci sens.
Wybrałaś dobrą formę, wprowadziłaś bardzo elegancko w klimat, ale brakło umiaru i wyczucia, aby stworzyć ten klimat izolacji i agonii. Za dużo rozmyślań na temat religii, za dużo technikaliów przekazywanych adresatowi. Myślę, że pocięcie tego tekstu wyszłoby na dobre.

Kurcze, zagiąłeś mnie. Pierwszą stronę po prostu lubię - i nie chcę jej jakoś radykalnie zmieniać. Ale ta reszta... chyba jednak niestety widać, że zrobiona trochę na siłę. Nie wiem, może po prostu wywalę resztę i spróbuję jeszcze raz - tym razem nie chodząc na skróty.
Jakby nie było, dziękuję bardzo za opinię

"I learned to listen.
In my dark, my heart heard music."
In my dark, my heart heard music."
4
Podobało mi się.
Chociaż mam kilka zastrzeżeń. Moim zdaniem, jak klon nie zna religii, żadnych podstaw to nie wie, co to wiara i nie modli się. Więc też nie powinna wierzyć w istnienie Boga. Nie wierzy, bo nie zna wiary.
Z początku pomyślałem, że jest to rozmowa kobiety psychicznie chorej. Kobiety, która ma zachwiania osobowości - czasami wie kim jest, czasami nie... i kurde, chyba podobałoby mi się bardziej. Jak przeczytałem słowo "klon" to jakoś się rozczarowałem. Myślałem, że już do końca będzie źle. Jednak nie było.
Podoba mi się sam motyw klonowania i klonu - z tym szybszym dorastaniem. Ciekawe. Narracja w formie listu, gdzieś tam się gubi i przechodzi w zwykłą narrację pierwszoosobową. Chodzi mi o to, że teoretycznie to nadal list i nikt nie zarzuci, że jest inaczej. Ale za dużo jest myśli bohaterki, takich, jakich w listach się po prostu nie zawiera. Przecież list to nie "myślotok" i wszystkiego się w nim nie zapisuje.
Generalnie opowieść wciąga dosyć mocno, na tyle, że błędów nie widziałem. W listach puszcza się "mimo wzroku" powtórzenia (których trochę było), bo wiadomo - można uznać to za formę dialogu albo specyficznego języka bohatera, w którym im bardziej naturalnie (czyli masa powtórzeń i prostych wyrazów - bo takim językiem mówimy) tym lepiej.
Powtórzę: podobało mi się.
Chociaż mam kilka zastrzeżeń. Moim zdaniem, jak klon nie zna religii, żadnych podstaw to nie wie, co to wiara i nie modli się. Więc też nie powinna wierzyć w istnienie Boga. Nie wierzy, bo nie zna wiary.
Z początku pomyślałem, że jest to rozmowa kobiety psychicznie chorej. Kobiety, która ma zachwiania osobowości - czasami wie kim jest, czasami nie... i kurde, chyba podobałoby mi się bardziej. Jak przeczytałem słowo "klon" to jakoś się rozczarowałem. Myślałem, że już do końca będzie źle. Jednak nie było.
Podoba mi się sam motyw klonowania i klonu - z tym szybszym dorastaniem. Ciekawe. Narracja w formie listu, gdzieś tam się gubi i przechodzi w zwykłą narrację pierwszoosobową. Chodzi mi o to, że teoretycznie to nadal list i nikt nie zarzuci, że jest inaczej. Ale za dużo jest myśli bohaterki, takich, jakich w listach się po prostu nie zawiera. Przecież list to nie "myślotok" i wszystkiego się w nim nie zapisuje.
Generalnie opowieść wciąga dosyć mocno, na tyle, że błędów nie widziałem. W listach puszcza się "mimo wzroku" powtórzenia (których trochę było), bo wiadomo - można uznać to za formę dialogu albo specyficznego języka bohatera, w którym im bardziej naturalnie (czyli masa powtórzeń i prostych wyrazów - bo takim językiem mówimy) tym lepiej.
Powtórzę: podobało mi się.
5
Mam podobne odczucie co Revis. Klon przedstawia się jako istota bardzo nie wiele wiedząca o świecie, obrazuje historie miejsce i fakt, że o realiach wie jedynie z filmów, (jak można wnioskować przez instytut selekcjonowanych). Jednak po tym co mówi wygląda na to, że jest całkiem nieźle zorientowany/a. Czytając ma się wrażenie, że po prostu kłamie (trafne jest revisowe
porównanie do chorej psychicznie) Ogólnie tekst nie jest przekonywujący, ale za to bardzo wciągający i czyta się go bardzo przyjemnie. Również mi się podobał

"-Jak się dowiemy ile on ma lat ?
-Utnijmy mu nogę i policzmy słoje"
-Utnijmy mu nogę i policzmy słoje"
6
Ktoś już mi to wytknął i rzeczywiście, to spora dziura logiczna. Najpierw nie wiedziałam, co z nią zrobić, dlatego została. Pomyślałam jednak, że chyba dałoby się to naprawić przez rozwinięcie tematyki filmów - wyjaśnić, że mimo starannej selekcji pracowników Instytutu w wielu z nich pojawiły się jednak kwestie dotyczące religii - nic konkretnego, jakieś niesprecyzowane aluzje dowodzące jednak wiary ludzi w jakąś Siłę Wyższą. Kwestie, które naukowcom wydawały się zupełnie niegroźne, a które klony bardzo chciwie wyłapywały.Revis pisze:Podobało mi się.
Chociaż mam kilka zastrzeżeń. Moim zdaniem, jak klon nie zna religii, żadnych podstaw to nie wie, co to wiara i nie modli się. Więc też nie powinna wierzyć w istnienie Boga. Nie wierzy, bo nie zna wiary.
Napisałam to opowiadanie na konkurs, którego tematem było właśnie klonowanie, dlatego nie miałam wielkiego pola do popisu w tej kwestiiRevis pisze:Z początku pomyślałem, że jest to rozmowa kobiety psychicznie chorej. Kobiety, która ma zachwiania osobowości - czasami wie kim jest, czasami nie... i kurde, chyba podobałoby mi się bardziej. Jak przeczytałem słowo "klon" to jakoś się rozczarowałem. Myślałem, że już do końca będzie źle. Jednak nie było.

Ale chciałam, żeby czytelnik odniósł wrażenie, że autorka listu jest nie do końca zrównoważona psychicznie. Na pewno bardzo się stara zachować rozsądek, ale otaczająca ją rzeczywistość jest zbyt nierealna, żeby to było możliwe.
Bardzo się jednak cieszę, że opowiadanie przypadło Wam obu do gustu, mimo tych nieszczęsnych nieścisłości

"I learned to listen.
In my dark, my heart heard music."
In my dark, my heart heard music."