Powrót (tytuł roboczy). Prolog

1
Zeszłej zimy zacząłem pisać ten tekst jako opowiadanie, które miało zostać dołączone do koncept - albumu nad którym pracowaliśmy z moimi znajomymi. Z powodów finansowych i organizacyjnych przedsięwzięcie opóźniło się poważnie, a opowiadanie rozrosło się ponad miarę. Przy 300k znaków doszedłem ledwie za połowę fabuły - to chyba dobrze - będzie z czego ciąć. Zapraszam do lektury.

Prolog

Anno Domini 792,
Brytania


___Samotny jeździec mknął traktem pośród pól. Kilku wieśniaków przerwało pracę i odprowadziło wzrokiem młodzieńca na czarnym koniu. Jeden z nich uniósł słomiany kapelusz i otarł łysinę. Zerknął na stojące w zenicie słońce, pokręcił głową i splunął. Kłęby pyłu unosiły się w nieruchomym powietrzu. Mężczyzna chwycił kosę, odwrócił się do pozostałych i zastygł z przerażeniem na twarzy.
Niebo na południu ciemniało od ciężkich, burzowych chmur. Pył po obu stronach traktu rozstąpił się, tworząc ściany koloru piasku ginące w ciemnościach spowijających odległe wzgórze. Spoza wzniesienia nadleciały trzy ogniste smoki, niosąc pożogę z hukiem płomienistych skrzydeł. Horyzont rozpalał się czerwoną łuną. Czarny dym mieszał się z szalejącym morzem granatowo brunatnych chmur. Dziesiątki błyskawic rozświetliły ciemność. A potem przetoczył się grzmot, jakby świat pękł w posadach.
___Wieśniacy padli na kolana. Na ich twarze wzniesione ku niebu w niemej prośbie spadły pierwsze krople czarnego deszczu.

***

___Mały oddział zbliżał się do stanicy. Ceolwulf odwrócił się do swoich ludzi. Znużeni i pokryci kurzem wojownicy szli w milczeniu.
___Zawszeć to lepiej tułać się po trakcie, niźli z królem Ethelredem na bijankę chadzać – pomyślał dowódca sięgając po manierkę.
___Zza wzniesienia wyskoczył czarno ubrany jeździec. Minął ich w pełnym pędzie. Nim utonęli w tumanach pyłu Ceolwulf zdołał jedynie dostrzec jasne włosy mężczyzny rozwiane wiatrem. Stukot kopyt oddalał się. Wojownicy kaszleli i przeklinali.
– Cisza! – krzyknął dowódca. Wydawało mu się że dosłyszał jakiś gwizd dobiegający zza wzniesienia. – Zejść z drogi!
___Kurz kłębił się nad traktem. Ceolwulf ruszył w kierunku wzgórza. Wyszedł na szczyt i zbladł. W oddali pył unosił się w górę jak ogromny sznur. Wił się, skręcał, rozrywał i na powrót łączył. Przy ziemi zdawał się maleć, u góry rozszerzał się tworząc potężny lej, którego żarłoczna paszcza wgryzała się w nisko lecące chmury. Ceolwulf potrząsnął głową z niedowierzaniem i przetarł załzawione oczy, lecz straszliwy potwór nie zamierzał znikać. Powolnym ruchem zbliżał się do wsi, a potem wokół zabudowań zakotłowało się. Kurz wirował wokół podstawy leja przesłaniając wszystko. Wir przemieszczał się w stronę lasu. Przez opadający pył można było dojrzeć, że wioska została zdmuchnięta z powierzchni ziemi. Ostały się tylko kikuty sterczące tu i ówdzie. Czarna chmura rozświetlała się błyskami, jakby w środku szalała burza. I rozstąpiło się niebo i spadł deszcz.
___Dowódca zlizał z wyschniętych warg słonawe, żelaziste krople.

***

___Jeździec zsiadł z konia i przywiązał wodze do słupa. Milczący, stary mnich wskazał na drzwi i ruszył do środka. Wiódł przybysza ciemnym korytarzem, w końcu stanął przed drzwiami i zastukał. Po chwili drzwi otwarły się, zakonnik przepuścił gościa i młody mężczyzna wszedł do środka.
W mrocznym wnętrzu stał jedynie stół oświetlony dwoma świecznikami. Zastawiały go księgi, pergaminy i przybory do pisania. Wysoki, bogato odziany duchowny zasunął skobel. Podróżny ukląkł, ucałował dłonie kapłana i pozostał na kolanach z pokornie opuszczoną głową.
– Powstań synu.
– Wasza Ekscelencja raczy wybaczyć tak nagłe i niezapowiedziane wtargnięcie, ale sytuacja jest ekstraordynaryjna i czasu nie stało, by jak należy...
– Tak, tak. Przekazano mi, że wieści niesiesz grobowe. – Biskup zasiadł za stołem wskazując upierścienionym palcem na drugie krzesło. Zerknął na dużą klepsydrę i odwrócił ją. Piasek zaczął się niemal bezszelestnie przesypywać do pustego naczynia. – Spocznij synu i powiadaj w jakie to srogie terminy popadła nasza kraina.
– Jeśli wasza Ekscelencja, najznamienitszy biskup Lindisfarne pozwoli, nim zacznę, chciałbym ofiarę w intencji dobrobytu Northumbrii złożyć. To wszystko co na kraj naszego dobrego władcy spadło w ostatnich dniach... – Przełknął nerwowo ślinę. – Tu bez pomocy niebieskiej nijak rady sobie nie damy. Chciałbym ów dar złożyć na dłonie waszej Ekscelencji. – Mężczyzna sięgnął za pazuchę i wydobył ciemne zawiniątko.
– Pozwolę, pozwolę – odpowiedział duchowny patrząc z ciekawością na przybysza podającego mu woreczek.
___Twarz miał delikatną, niemal kobiecą, prawie pozbawioną zarostu i niepokojąco atrakcyjną. Jasne, długie włosy spadały kaskadami na ramiona. Biskup z przerażeniem stwierdził, że towarzystwo młodego mężczyzny miało na niego taki wpływ jak obecność pięknej kobiety. Spojrzał nerwowo na krzyż wiszący na ścianie za młodzieńcem. Chrystus zdawał się spoglądać na biskupa z wyrzutem spod wpółprzymkniętych powiek.
___Wybacz Panie grzeszne myśli. Tak jak ty nie poddałeś się kuszeniom Złego, tako i ja wytrwam - pomodlił się w duchu. Ale pomimo najszczerszych chęci nie potrafił się powstrzymać - spojrzał na mężczyznę i zalała go fala gorąca, poczuł ucisk w dołku. Miał wrażenie, że nie zdoła oderwać wzroku od jasnych oczu gościa.
- Ekscelencjo, oto dar dla świątyni Pana Naszego.
___Biskup, wciąż zapatrzony w oczy jasnowłosego, poczuł muśnięcie gładkiego materiału na dłoniach. Z niechęcią skupił się na przedmiocie, lecz po chwili poczuł, że źródłem fascynacji, która go ogarnęła wcale nie był jego gość. Ręce mu drżały gdy rozwiązywał troczki, czuł, że gładka materia skrywa niewypowiedzianą tajemnicę, w końcu sięgnął do środka.
___Wędrowiec patrzył jak twarz duchownego rozświetla się złocistym blaskiem, jak w oczach odbijają się różnokolorowe błyski.
___Piasek w klepsydrze przesypywał się powoli, sycząc ledwie dosłyszalnie. W końcu ostatnie ziarna spadły na kopczyk, a biskup nadal siedział wpatrzony w klejnot z zachwytem.

***

Kilka miesięcy później.
Północno wschodnie wybrzeże Vesterhafvet


___Jak każdego zimowego dnia słońce późno wychyliło się zza widnokręgu i słabo oświetliło ośnieżone skały, szare morze i niewielką osadę w głębi fiordu. Na skraju urwiska wznoszącego się dziesiątki stóp nad niespokojnym morzem dwie sylwetki odcinały się czernią od otaczającej szarości.
___Wygląd wyższego z mężczyzn nie pozostawiał wątpliwości, iż wojaczka byłą jego chlebem powszednim. Twarz poznaczona bliznami, nos garbaty i skrzywiony, długa broda koloru miedzi zapleciona w gruby warkocz. Czerwień na policzkach wskazywać mogła zarówno na wyjątkowy ziąb tego dnia jak i na częste ucztowanie w towarzystwie twardych kompanów i mocnych trunków. Wyprostowany dumnie, stał z szeroko rozstawionymi nogami i skrzyżowanymi rękami przybranymi w lśniące błękitem stalowe rękawice. Długi, futrzany płaszcz sprawiał, iż potężnie zbudowany mężczyzna wydawał się jeszcze większy. Swoją postawą zdawał się wyzywać cały otaczający świat.
___Na plecach, w solidnej uprzęży, przytroczony miał ogromnej wielkości młot bojowy. Potężny obuch o niezwykłym kształcie pokrywały niezliczone inskrypcje. W słabych promieniach zimowego słońca runy jarzyły się jak płomienie dogasającego ogniska, zaś w cieniu błyszczały zimnymi kolorami zorzy. Rękojeść wielokrotnie owinięto rzemieniami, a pomiędzy nimi delikatnie błyszczały metaliczne nici. Rozmiar broni bezbłędnie wskazywał, że posiadacza, oprócz niebagatelnych rozmiarów, cechowała nadludzka wręcz siła.
___Drugi mężczyzna, choć niewiele niższy od towarzysza, wyglądał niezbyt okazale gdy zbliżył się do potężnej postaci. Opatulony szczelnie w płaszcz ze srebrnych lisów, stanął przytupując i rozcierając zmarznięte ręce. Spod kaptura wystawały kasztanowe, jedwabiste włosy, rozwiewane przez silne podmuchy. Przy pasie, w pochwie pokrytej srebrzystymi motywami, zdającymi się być w ciągłym ruchu, nosił miecz z bogato zdobioną rękojeścią. Twarz miał szczupłą i, sądząc po delikatnych zmarszczkach wokół oczu i ust, często goszczącą uśmiech. Oczy koloru morza zmieniały barwę wraz ze zmieniającym się światłem. Zapewne niejedna białogłowa utonęła w tych oczach z kretesem, a coniektóry zdradzony mąż zapragnął wykłuć je sztyletem.
___Wielki wojownik powitał towarzysza wylewnie, obejmując go potężnymi ramionami i klepiąc po plecach. Nastąpiła chwila milczenia, gdy wpatrywali się w siebie, zadowoleni ze spotkania.
– Tuszę, żeś świadom celu mej wizyty? – zapytał olbrzym.
– Tak sobie wydumałem, że twój ojciec ma dla mnie zadanie jakoweś.
– Jako żywo. Wysłał do mnie posłańca nakazując bym cię osobiście odnalazł. W szczególności zadbać miałem o to, by twoja siostra o niczym się nie dowiedziała – Wojownik pogładził brodę rozglądając się wokoło.
– Nikt nie wie o naszym spotkaniu. Zresztą co nam się przejmować babskimi humorami – teraz jest wściekła na twego ojca, za tydzień jej przejdzie.
– Dobrze prawisz. Oto posłanie - powiedział rudobrody wyciągając zapieczętowany rulon. – Zapytam, tak przy okazji... Jakieś wieści o Wszeteczniku? Zapadł gdzieś pod ziemię i knuje.
– Nic. Cisza i spokój, żadnych podchodów, żadnych wojen, nikt nie zginął nagłą i niezbyt spodziewaną śmiercią – odpowiedział przebiegając wzrokiem po świetlistych runach na pergaminie. – Wiesz, że dużo czasu spędzam z ludźmi. Wiedziałbym jako pierwszy.
– I to mnie właśnie niepokoi – powiedział wojownik w zamyśleniu. – Jak cisza przed nawałnicą.
– Coś się chyba szykuje – odrzekł drugi z mężczyzn zwijając pergamin. – Ojciec wzywa cię do jak najszybszego powrotu.


***

___Nad nimi, niesiony podmuchami wiatru, krążył wielki czarny ptak. Obserwował i nasłuchiwał, a potem zanurkował, przemknął nad skalnym urwiskiem i poszybował wgłąb fiordu. Po chwili począł zataczać powolne kręgi nad osadą, otoczoną ziemnym wałem zwieńczonym palisadą. Nagle szybko obniżył lot i wylądował na dachu największej budowli.

2
Maladrill pisze:Spojrzał nerwowo na krzyż wiszący na ścianie za młodzieńcem. Chrystus zdawał się spoglądać na biskupa z wyrzutem spod wpółprzymkniętych powiek.
normalnie jak zerżnięte z poczatku mojego Ciała Chrystusa ;)
Maladrill pisze:___Jak każdego zimowego dnia słońce późno wychyliło się zza widnokręgu i słabo oświetliło ośnieżone skały, szare morze i niewielką osadę w głębi fiordu. Na skraju urwiska wznoszącego się dziesiątki stóp nad niespokojnym morzem dwie sylwetki odcinały się czernią od otaczającej szarości.
wiadomo co
Maladrill pisze:Na plecach, w solidnej uprzęży, przytroczony miał ogromnej wielkości młot bojowy.
zaśmierdziało erpegiem. może lepiej zostawić sam "młot"? po takim opisie raczej wiadomo, że facet nie jest murarzem ;) dalszy opis broni oraz kompana też śmierdzi erpegiem. za dużo szczegółów, których i tak nie zapamiętamy. lepiej je wpleść w dalsze części tekstu

fajny początek, trzyma klimat i wciaga. w opisach jesteś dobry, pod warunkiem, że nie erpegujesz.
nie pasują mi dialogi. zbyt archaiczne słownictwo i budowa wytrąca mnie z rytmu. muszę przebiegać niektóre zdania jeszcze raz, bo się zacinam na nich. a to denerwuje. dialogi kontrastują z opisami. imho powinienes je trochę uwspółcześnić. kilka starych słów - ok, ale tak, żeby nie przeszkadzały, np. na początku wypowiedzi bohatera. natomiast wstawianie ich w środek powoduje u mnie "wywrotkę" ;) tak samo z przestawnym szykiem słów w dialogach.

generalnie na plus, a nawet jestem ciekaw, co jest dalej :)

pozdrawiam
Leniwiec Literacki
Hikikomori

Re: Powrót (tytuł roboczy). Prolog

3
Maladrill pisze: Samotny jeździec mknął traktem pośród pól. Kilku wieśniaków przerwało pracę i odprowadziło wzrokiem młodzieńca na czarnym koniu. Jeden z nich uniósł słomiany kapelusz i otarł łysinę. Zerknął na stojące w zenicie słońce, pokręcił głową i splunął. Kłęby pyłu unosiły się w nieruchomym powietrzu. Mężczyzna chwycił kosę, odwrócił się do pozostałych i zastygł z przerażeniem na twarzy.
Maladrill pisze:i ten początek. zaczyna się jakimś jeźdźcem, a potem opisujesz wieśniaków.
Maladrill pisze:Pył po obu stronach traktu rozstąpił się, tworząc ściany koloru piasku ginące w ciemnościach spowijających odległe wzgórze.
To chyba można by jakoś prościej opisać.
Maladrill pisze: Spoza wzniesienia nadleciały trzy ogniste smoki, niosąc pożogę z hukiem płomienistych skrzydeł. Horyzont rozpalał się czerwoną łuną. Czarny dym mieszał się z szalejącym morzem granatowo brunatnych chmur. Dziesiątki błyskawic rozświetliły ciemność.
Ciemność? Ze słońcem w zenicie? Chyba, że już odeszliśmy od tych chłopów... Te smoki zieją ogniem czy są z ognia zbudowane?
Maladrill pisze: Wieśniacy padli na kolana. Na ich twarze wzniesione ku niebu w niemej prośbie spadły pierwsze krople czarnego deszczu.
Tak szybko? Dopiero co chmury zbierały się nad horyzontem. Według mnie lepiej by było jakbyś darował sobie tych wieśniaków, a zaczął od razu od smoków.
Maladrill pisze: Zza wzniesienia wyskoczył czarno ubrany jeździec. Minął ich w pełnym pędzie. Nim utonęli w tumanach pyłu Ceolwulf zdołał jedynie dostrzec jasne włosy mężczyzny rozwiane wiatrem.
Proponuję:
Minął ich w pełnym pędzie i utonęli w tumanach pyłu. Ceolwulf zdołał jedynie dostrzec jasne, rozwiane wiatrem włosy mężczyzny.
Choć jak dostrzegł jedynie włosy, to skąd wiadomo że to mężczyzna?
Maladrill pisze: Ceolwulf potrząsnął głową z niedowierzaniem i przetarł załzawione oczy, lecz straszliwy potwór nie zamierzał znikać.
Raczej twór, bo to chyba nie jest stworzenie żadne?
Maladrill pisze: Ostały się tylko kikuty sterczące tu i ówdzie.
Dziwna konstrukcja.
Maladrill pisze: Czarna chmura rozświetlała się błyskami, jakby w środku szalała burza. I rozstąpiło się niebo i spadł deszcz. Dowódca zlizał z wyschniętych warg słonawe, żelaziste krople.
Sorry, ale ten kawałek jest tragiczny. Brzmi jak relacja zdarzenia sportowego, tyle, że bez emocji.
Maladrill pisze: W mrocznym wnętrzu stał jedynie stół oświetlony dwoma świecznikami. Zastawiały go księgi, pergaminy i przybory do pisania.
To ile ich tam było, że stół zasłaniały?!
Maladrill pisze: – Tak, tak. Przekazano mi, że wieści niesiesz grobowe. – Biskup zasiadł za stołem wskazując upierścienionym palcem na drugie krzesło.
Czy to naprawdę ważne którym palcem wskazał?
Maladrill pisze:Zerknął na dużą klepsydrę i odwrócił ją. Piasek zaczął się niemal bezszelestnie przesypywać do pustego naczynia.
Jakiego naczynia? Z klepsydry piasek gdzieś przesypuje? Po co?
Maladrill pisze: Biskup, wciąż zapatrzony w oczy jasnowłosego, poczuł muśnięcie gładkiego materiału na dłoniach. Z niechęcią skupił się na przedmiocie, lecz po chwili poczuł, że źródłem fascynacji, która go ogarnęła wcale nie był jego gość. Ręce mu drżały gdy rozwiązywał troczki, czuł, że gładka materia skrywa niewypowiedzianą tajemnicę, w końcu sięgnął do środka.
Powtórzenie. Ten twój styl to dla mnie jest masakryczny :)
Maladrill pisze: zaś w cieniu błyszczały zimnymi kolorami zorzy. Rękojeść wielokrotnie owinięto rzemieniami, a pomiędzy nimi delikatnie błyszczały metaliczne nici.
Mogą się też skrzyć :)
Maladrill pisze:Zapewne niejedna białogłowa utonęła w tych oczach z kretesem, a coniektóry zdradzony mąż zapragnął wykłuć je sztyletem.
Według mnie zdanie do poprawy.

Hmm...w sumie nie wiem o czym to to jest. Jedynie cześć druga mnie zaciekawiła, ale pierwsza to jakiś chaos, nie wiadomo po co. Jak dla mnie styl strasznie ciężki, szczególnie opisy. Na 100% można to poprawić.
Uśmiechając się do deszczu mniej się moknie

Re: Powrót (tytuł roboczy). Prolog

4
Zawszeć to lepiej tułać się po trakcie, niźli z królem Ethelredem na bijankę chadzać – pomyślał dowódca sięgając po manierkę.
Manierka to chyba z innych czasów i blaszana. W VIII wieku to się inaczej nazywało (może bukłak?) i było robione z drewna lub skóry. Teraz co do Ethelreda. O ile wiem w 792 roku zadnego E. w Anglii nie było. Ethelred I urodził się dopiero w 837 roku w Wessex.


Jeździec zsiadł z konia i przywiązał wodze do słupa. Milczący, stary mnich wskazał na drzwi i ruszył do środka. Wiódł przybysza ciemnym korytarzem, w końcu stanął przed drzwiami i zastukał. Po chwili drzwi otwarły się, zakonnik przepuścił gościa i młody mężczyzna wszedł do środka.
Trzy razy "drzwi" i dwa razy "do środka"...Daje po oczach.
W mrocznym wnętrzu stał jedynie stół oświetlony dwoma świecznikami. Zastawiały go księgi, pergaminy i przybory do pisania.
Chyba musiałoby się tam znaleźć i krzesło...
– Wasza Ekscelencja raczy wybaczyć tak nagłe i niezapowiedziane wtargnięcie, ale sytuacja jest ekstraordynaryjna i czasu nie stało, by jak należy...
"extaordynaryjny " to też powiedzenie z innej epoki. Zalatuje Rzplitą Obojga Naarodów.
– Tak, tak. Przekazano mi, że wieści niesiesz grobowe. – Biskup zasiadł za stołem wskazując upierścienionym palcem na drugie krzesło. Zerknął na dużą klepsydrę i odwrócił ją.
No, właśnie, miałem rację. Czyli to nieprawda, jak piszesz, że w pomieszczeniu był TYLKO STÓŁ,były tam też dwa krzesła.
Biskup z przerażeniem stwierdził, że towarzystwo młodego mężczyzny miało na niego taki wpływ jak obecność pięknej kobiety. Spojrzał nerwowo na krzyż wiszący na ścianie za młodzieńcem. Chrystus zdawał się spoglądać na biskupa z wyrzutem spod wpółprzymkniętych powiek.
___Wybacz Panie grzeszne myśli. Tak jak ty nie poddałeś się kuszeniom Złego, tako i ja wytrwam - pomodlił się w duchu. Ale pomimo najszczerszych chęci nie potrafił się powstrzymać - spojrzał na mężczyznę i zalała go fala gorąca, poczuł ucisk w dołku. Miał wrażenie, że nie zdoła oderwać wzroku od jasnych oczu gościa.
- Ekscelencjo, oto dar dla świątyni Pana Naszego.
___Biskup, wciąż zapatrzony w oczy jasnowłosego, poczuł muśnięcie gładkiego materiału na dłoniach. Z niechęcią skupił się na przedmiocie, lecz po chwili poczuł, że źródłem fascynacji, która go ogarnęła wcale nie był jego gość.
Tu Cię poniosło. Biskup napalił się na jasnowłosego młodzieńca o niebieskich oczach a potem zdał sobie sprawę, że napalił się na klejnot. Pociąg seksualny do klejnotów... i na dodatek pomylony z przez autora z homoseksualizmem. Chłopie!
biskup nadal siedział wpatrzony w klejnot z zachwytem.
Chyba powinno być:" biskup nadal siedział wpatrzony z zachwytem w klejnot". Przy Twojej kolejności wyrazów wygląda jakby do klejnotu przyczepiony był jakiś zachwyt.

___Wygląd wyższego z mężczyzn nie pozostawiał wątpliwości, iż wojaczka byłą jego chlebem powszednim. Twarz poznaczona bliznami, nos garbaty i skrzywiony, długa broda koloru miedzi zapleciona w gruby warkocz. Czerwień na policzkach wskazywać mogła zarówno na wyjątkowy ziąb tego dnia jak i na częste ucztowanie w towarzystwie twardych kompanów i mocnych trunków. Wyprostowany dumnie, stał z szeroko rozstawionymi nogami i skrzyżowanymi rękami przybranymi w lśniące błękitem stalowe rękawice. Długi, futrzany płaszcz sprawiał, iż potężnie zbudowany mężczyzna wydawał się jeszcze większy. Swoją postawą zdawał się wyzywać cały otaczający świat.
Na plecach, w solidnej uprzęży, przytroczony miał ogromnej wielkości młot bojowy. Potężny obuch o niezwykłym kształcie pokrywały niezliczone inskrypcje. W słabych promieniach zimowego słońca runy jarzyły się jak płomienie dogasającego ogniska, zaś w cieniu błyszczały zimnymi kolorami zorzy. Rękojeść wielokrotnie owinięto rzemieniami, a pomiędzy nimi delikatnie błyszczały metaliczne nici. Rozmiar broni bezbłędnie wskazywał, że posiadacza, oprócz niebagatelnych rozmiarów, cechowała nadludzka wręcz siła.
W/g mnie to jest przegadane i przeegzaltowane, ale być może to kwestia gustu...
Drugi mężczyzna, choć niewiele niższy od towarzysza, wyglądał niezbyt okazale gdy zbliżył się do potężnej postaci. Opatulony szczelnie w płaszcz ze srebrnych lisów, stanął przytupując i rozcierając zmarznięte ręce. Spod kaptura wystawały kasztanowe, jedwabiste włosy, rozwiewane przez silne podmuchy. Przy pasie, w pochwie pokrytej srebrzystymi motywami, zdającymi się być w ciągłym ruchu, nosił miecz z bogato zdobioną rękojeścią. Twarz miał szczupłą i, sądząc po delikatnych zmarszczkach wokół oczu i ust, często goszczącą uśmiech. Oczy koloru morza zmieniały barwę wraz ze zmieniającym się światłem. Zapewne niejedna białogłowa utonęła w tych oczach z kretesem, a coniektóry zdradzony mąż zapragnął wykłuć je sztyletem.
Tak samo, jak poprzednio: włosy jedwabiste, oczy koloru morza zmieniają barwę razem z... itd. W/g mnie to egzaltowany styl harlekinów..."Co niektóry" piszemy razem...

O samej akcji trudno coś powiedzieć, bo to wygląda na fragment większego dzieła. Mam nadzieję, że tak jest.
"Karły mi nie imponują. Widziałem większych..." J. Tuwim

5
W oddali pył unosił się w górę jak ogromny sznur. Wił się, skręcał, rozrywał i na powrót łączył. Przy ziemi zdawał się maleć, u góry rozszerzał się tworząc potężny lej, którego żarłoczna paszcza wgryzała się w nisko lecące chmury.
Plastyczne zdanie opisowe mordujesz tym "się". Niestety, dalej jest tak samo, albo i gorzej...
Wygląd wyższego z mężczyzn nie pozostawiał wątpliwości, iż wojaczka byłą jego chlebem powszednim.
Narrator robi sugestię, jest pewny. Po pierwsze, ten krótki opis (sugestia) wcale nie pokazują tego, co mówi, a po drugie, dalsze zdania opisowe też nie potwierdzają tej tezy. Brakuje mi w tym jakiegoś "ząbka", charakterystyki z kadru, czegoś, co przeczytałbym i powiedział: ale kurna zabijaka.
Po takim zdaniu, sugestia narratora byłaby niejako dopełnieniem formalności. A tak, jest to sucha narracja na zasadzie: zachód słońca był piękny. Mam nadzieję, że rozumiesz mnie.

Przyznam, że jest to średnio ciekawe i nazbyt teatralne. Postacie w twoim tekście mają pole do popisu - tworzysz im barwne, długie opisy, które jednak są zbędne. W długim tekście wszystkie te rzeczy można wprowadzić "w trakcie". Rozumiem zamysł, nie jest on zły, ale mocno kontrastuje z opisem lokacji. Kaplica (?), gdzie przebywa jego ekscelencja doczekała się opisu ciemni i świecznika, a to tylko wnętrze. To w dość kontrastowy sposób pokazuje teatralność budowania scen.

Dialogi wychodzą ci naturalnie, kryją nutkę tajemniczości i zmuszają do analizy tekstu, szukania odnośników i sugestii narratora. Akcja, jeżeli się pojawia, jest dynamiczna, ale mam wątpliwość co do rwanych opisów. Zdaję sobie sprawę, że chcesz pisać dynamicznie, ale przy opisach początkowych, traktu i wieśniaków po prostu rzucasz scenami: to takie, tamto takie, to było to, a ten zrobił to. Nie wydaje mi się, dla większej całości taki styl przysłużył się. Ja poczułbym znużenie.

Ogólnie, jest kilka błędów, głównie powtórzenia. Siękoza to prawdziwy koszmar - zwróć na to uwagę (czytając na głos wyłapiesz takie kwiatki - ale to wiesz).

Ciężko powiedzieć coś więcej o fabule, ponad to, że wyraźnie się rozkręca. Juz na początku pokazałeś, jaki tekst będzie, jego charakter i możliwości. Mnie wydał się interesujący.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

6
zaśmierdziało erpegiem. może lepiej zostawić sam "młot"? po takim opisie raczej wiadomo, że facet nie jest murarzem ;) dalszy opis broni oraz kompana też śmierdzi erpegiem. za dużo szczegółów, których i tak nie zapamiętamy. lepiej je wpleść w dalsze części tekstu
Zgadzam się.Tę część napisałem dosyć dawno i została w tekście jak wyrzut sumienia - wiem, że kompletnienienadaje się do wersji ostatecznej, ale szkoda mi czasu na grzebanie się w tym. Cały ten fragment muszę przerobić na jakiś oniryczny kadr z następującym po nim dialogu, ale to dopiero jak skończę całość.
nie pasują mi dialogi. zbyt archaiczne słownictwo i budowa wytrąca mnie z rytmu. muszę przebiegać niektóre zdania jeszcze raz, bo się zacinam na nich. a to denerwuje. dialogi kontrastują z opisami. imho powinienes je trochę uwspółcześnić. kilka starych słów - ok, ale tak, żeby nie przeszkadzały, np. na początku wypowiedzi bohatera. natomiast wstawianie ich w środek powoduje u mnie "wywrotkę" ;) tak samo z przestawnym szykiem słów w dialogach.
Dialogi to jeden z powodów publikacji tego fragmentu na WM. Podczas pisania zacząłem się skłaniać ku uwspółcześnieniu, ale nie wiem czy to dobry zamysł. Na razie poczekam na opinie i może wrzucę kawałek czystego dialogu.
Namrasit pisze: Hmm...w sumie nie wiem o czym to to jest. Jedynie cześć druga mnie zaciekawiła, ale pierwsza to jakiś chaos, nie wiadomo po co. Jak dla mnie styl strasznie ciężki, szczególnie opisy. Na 100% można to poprawić.
Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Dzięki za uwagi.
emigrant pisze:Manierka to chyba z innych czasów i blaszana. W VIII wieku to się inaczej nazywało (może bukłak?) i było robione z drewna lub skóry.
Dzięki, przegapiłem to.
emigrant pisze:Teraz co do Ethelreda. O ile wiem w 792 roku zadnego E. w Anglii nie było. Ethelred I urodził się dopiero w 837 roku w Wessex.
Bo to nie o Anglię chodziło :) Æthelred I Northumbryjczyk był królem Northumbrii, a mylący mógł być zapis, że rzecz dzieje się na Brytanii (Britannia Maior lub Insula Albionum, jak nazywali wyspę Rzymianie :)

Emigrant - dzięki za uwagi odnośnie błędów i nieścisłości.
emigrant pisze:W/g mnie to jest przegadane i przeegzaltowane, ale być może to kwestia gustu...
[...]
Tak samo, jak poprzednio: włosy jedwabiste, oczy koloru morza zmieniają barwę razem z... itd. W/g mnie to egzaltowany styl harlekinów...
Tu się muszę zgodzić. Będzie przerabiane, na pewno.
emigrant pisze:Tu Cię poniosło. Biskup napalił się na jasnowłosego młodzieńca o niebieskich oczach a potem zdał sobie sprawę, że napalił się na klejnot. Pociąg seksualny do klejnotów... i na dodatek pomylony z przez autora z homoseksualizmem. Chłopie!
Nie przez autora, tylko biskupa :) Ja wiem, co się tam zdarzyło, blondas też, a biskupowi tak się pomieszało, że się w tym pogubił. Pewnie dlatego pisał takie bzdury do Alkuina z York ;)
Martinius pisze:Plastyczne zdanie opisowe mordujesz tym "się". Niestety, dalej jest tak samo, albo i gorzej...
Fakt. Siękowanie i powtórzenia w dużym nagromadzeniu. Myślę, że korekta na wydruku byłaby skuteczniejsza niż z monitora. Jeszcze dużo pracy mnie czeka, ale chyba najpierw skończę pisać, a potem zabiorę się za gruntowne czyszczenie. Ten fragment poprawiałem już kilka razy - jak widać dużo jest jeszcze do zrobienia.
Martinius pisze:Przyznam, że jest to średnio ciekawe i nazbyt teatralne. Postacie w twoim tekście mają pole do popisu - tworzysz im barwne, długie opisy, które jednak są zbędne. W długim tekście wszystkie te rzeczy można wprowadzić "w trakcie". Rozumiem zamysł, nie jest on zły, ale mocno kontrastuje z opisem lokacji. Kaplica (?), gdzie przebywa jego ekscelencja doczekała się opisu ciemni i świecznika, a to tylko wnętrze. To w dość kontrastowy sposób pokazuje teatralność budowania scen.


Z tym mam pewien zgryz - prolog opisuje wydarzenia, które stanowią tło dla wydarzeń bohaterów. Jestem rozdarty pomiędzy chęcią pisania krótkich opisów i koniecznością stworzenia pewnego nastroju dla dalszych wydarzeń. Teatralność była zamierzona, choć w przypadku opisu spotkania dwóch mężczyzn, opis jest przegięty i zbyt szczegółowy.

Dziękuję wszystkim za uwagi - na pewno pomogą mi w dalszej pracy nad tekstem, a już w szczególności w korekcie.

Pozdrawiam
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”