(wulgaryzm) – Moguncki – Analog[fantasty

1
___Szprycha wylewał właśnie zawartość szklanki, jakiś mętny płyn, prosto w swoje gardło, gdy do zajazdu wszedł jakiś miejscowy dzieciak. Młody porozglądał się przez chwile po sali po czym podbiegł do karczmarza. Chłopak, wyraźnie się śpiesząc, zaczął zdawać jakiś raport. Szprycha już szedł w stronę baru by pod pretekstem kupienia kolejnego piwa podsłuchać o czym mówią. Lecz zanim doszedł, knajpiarz skończył rozmawiać. Młody znów gdzieś pobiegł, a ajent wyjął spod lady karabin i odwrócił się do gości.
-Przepraszam, ale zamykamy – większość gości zastygła ze szklankami i butelkami w połowie drogi ze stołu do ust na widok karabinu. Kilku pośpiesznie wyszło. Szprycha szedł nadal w stronę baru i niby od niechcenia sięgnął ręką do tyłu i zacisnął dłoń na rękojeści rewolweru.
-Panie gospodarzu, nie trzeba tak od razu z karabinem wyskakiwać – Szprycha spróbował rozluźnić atmosferę.
-A, spokojnie, to nie na was – knajpiarz przyłożył karabin do nogi. Goście, którzy jeszcze zostali, wyraźnie się rozluźnili i jakby pewniej zaczęli się pakować i wychodzić. Szprycha puścił rewolwer i podszedł do baru.
-No, kolego, ale żeś nas nastraszył.
-Hehe, no przypadkiem wyszło, ale i sprawa poważna.
-A co się dzieje?
-Nasze czujki wykryły, że zbliża się do nas zdezelowany merol na niemieckich rejestracjach.
-No, to chyba nic tak strasznego, żeby od razu gości wyganiać, nie?
-Niby tak, ale tego merola gonią Awanturnicy.
-U, to współczuje właścicielowi – Szprycha pogładził swój kilkodniowy zarost na brodzie. -Kiedy tu będą?
-Za chwilę.
-Można jakoś pomóc? – kantyniarz przeszył wzrokiem od stóp do głowy Szprychę. Stał chwilę zamyślony, po czym uśmiechnął się i wystawił rękę w stronę swojego gościa.
-Ano, mamy swoje sposoby na nieproszonych gości, ale każda lufa się przyda – Szprycha uścisnął dłoń gospodarza. – Mówią na mnie Wilk.
-Na mnie wołają Szprycha – uśmiechnął się. – Czemu mówią na Ciebie Wilk?
-Od nazwiska, jeszcze za starych dobrych czasów – Wilk rozmarzył się na wspomnienie o dawnych czasach. – A na Ciebie czemu wołają Szprycha?
-A… - Szprycha zmieszał się. – Długo by opowiadać, a chyba nam się śpieszy.
-No tak, chodźmy.
___Wyszli. W karczmie nie było już nikogo, karczmarz zamknął drzwi na kłódkę. No tak, co jak co, ale w tych czasach niezależnie od okoliczności trzeba dbać o dobytek. Szprycha spojrzał na swój motor stojący przed barem. –Chyba się nie przyda teraz, co? – Zapytał sam siebie. Zdecydował, że się nie przyda. Wyjął tylko ze skrytki kilka dodatkowych nabojów i schował je do kieszeni w skórzanej kurtce. Zastanawiał się, co by jeszcze mogło się przydać. Wybrał lornetkę. Ruszyli w stronę jednej z dwóch dróg która prowadziła do osady. Z tej samej strony przyjechał Szprycha, lecz dopiero teraz zauważył, że za budynkami stojącymi po obu stronach drogi, stoją dwa wozy, służące zapewne do zablokowania drogi. Widział też kilka dzieciaków z łańcuchami z doczepionymi kolcami do przebijania opon. Wystarczy chwila by przerzucić taki łańcuch przez drogę, a poprzebijane opony szybko sprawią, że pojazd się zatrzyma. Sprytne. Poza nimi, na ulicy było jeszcze kilku tutejszych i większość gości z pubu. Szprycha zauważył, że w okolicznych budynkach kryje się drugie tyle tubylców co na ulicy.
___Kilka kilometrów dalej, srebrny mercedes na niemieckich rejestracjach wyjechał właśnie zza zakrętu i wpadł w pole widzenia osady. Chwilę potem zakręt minęło dziesięć, może piętnaście motocykli i jeden wóz terenowy. Na każdym motorze i wozie widać było wielkie, czerwone „A”, znak Awanturników. Szprycha czytał, że kiedyś „A” było znakiem anarchistów, którzy w sumie niewiele różnili się od Awanturników.
___Gangsterzy cały czas strzelali do merca. Szprychę zaskoczyło to, że samochód pod takim ostrzałem mógł dalej jechać. Sięgnął po starą, wojskową lornetkę. Chwilę mu zajęło zanim złapał auto w dobrą ostrość, lecz od razu zauważył wzmocnienia na masce, szyby zastąpione blachami i osłony na kołach.
-Ha, ktoś przerobił ten wózek na mały czołg! – oświadczył Szprycha podając lornetkę stojącemu obok Wilkowi.
-Dzięki – podziękował trochę zaskoczony barman biorąc lornetkę. – Spójrzmy… Rzeczywiście, całkiem nieźle oprawiony ten merol. – Oddał lornetkę.
-Co robimy? – spytał Szprycha. Ajent nie odpowiedział od razu.
-Wpuścimy merca, a tamtych postaramy się przegonić.
-Wpuścicie tego grata?
-Jest takie powiedzenia, wróg mojego wroga, jest moim przyjacielem – Szprycha słyszał już kiedyś te słowa, lecz dopiero teraz, kiedy przykład miał jak na dłoni, zrozumiał o co chodzi.
___Srebrne auto było coraz bliżej krańca osady, gdy spod kół wypłynęła jakaś czarna breja.
-Uuu, dostał w bak, może nie dojechać.
-Czekaj, patrz. – Tak samo niespodziewanie jak się pojawił wyciek, tak samo niespodziewanie zniknął, zostawiając za sobą plamę oleju. Kilku najszybszych bandziorów wjechało w plamę i wywróciło się, Kilku następnych, zauważając co spotkało ich kompanów, nie mogąc zatrzymać rozpędzonego motoru, postanowiła zjechać na pobocze. Pobocza jako takiego nie było, gdyż zaraz za końcem asfaltu zaczynał się rów. Do rowu wpadła całkiem spora grupa, lecz żaden nie wyjechał.
-A jednak opłacało się pogłębić te rowy i wpakować tam trochę pali. – Wilk uśmiechnął się szelmowsko.
___Reszta Awanturników zdołała zatrzymać się przed olejem. Mercedes w tym czasie wjechał do osady i tak jak przewidział Szprycha, zaraz za nim wozy zabarykadowały przejazd. Już chciał iść do barykady która zasłaniała mu widok, jednak barman zatrzymał go i wskazał na jakiegoś tubylca, stojącego przy blokujących drogę wozach, który machał rękami.
-Odjechali.
-Ich szefcio musi być nieźle wkurwiony – uśmiechnęli się do siebie.
-Chodźmy do naszego gościa. – Wrócili do baru. Właściciel samochodu stał przy swojej własności i dokładnie ją oglądał.
-Scheiße! – Właściciel auta był średniej wysokości, niebieskookim blondynem. Na sobie miał zielony sweter i dżinsy.
-Ha, no proszę, prawdziwy Niemiec! – Oznajmił ze „szczerym” uśmiechem karczmarz.
-Ja, ja, z Moguncji. Nazywam się Otto. –Niemiec nawet się nie odwrócił, cały czas przyglądał się swojemu autu.
-Ha, Moguncki Niemiec i do tego po Polsku gada! – Jakiś tutejszy próbował naśladować swojego szefa, z mizernym skutkiem.
-Trochę – Otto wstał. Rozejrzał się dookoła, po czym podszedł do drzwi pubu próbując je otworzyć mimo widocznej, zamkniętej kłódki.
-No, co tak stoicie? Otwierać?
-A może by tak jakieś małe „Dziękuję za uratowanie mojego niemieckiego tyłka”? – Niemiec spojrzał na nich, wyraźnie zdziwiony.
-Że niby co? Kiedy zobaczyłem to wasze zadupie wylałem trochę oleju, żeby tamci nie mogli przejechać. To wy mi powinniście dziękować za uratowanie waszych słowiańskich tyłków! – Jak łatwo się zorientować, wywód Niemca nie spodobał się ani tubylcom ani pozostałym gościom. Kilku wyjęło schowane noże i powoli zaczęli podchodzić do Niemca. Jednak karczmarz, wyraźnie był tu przywódcą, zatrzymał ich gestem. Posłusznie zatrzymali się.
-Zapraszam do środka. Gość w Dom, Bóg w Dom. – Wszystkich ogarnęło niemałe zdziwienie. Niemiec, wyraźnie ucieszony, wyjął z samochodu jakąś czarną, obitą skórą walizkę zamykaną na szyfr. Do walizki przyczepione były kajdanki, którymi Otto się przyczepił.
-No! Może coś z was będzie! – Jak tylko ajent otworzył drzwi, Niemiec wszedł przed właścicielem. Ktoś zdążył tylko szturchnąć barmana przed wejście, ale ten zbył wszystkich machnięciem ręki i wszedł do środka. Reszta weszła za nimi. Tylko nieliczni tubylcy poszli do domów. Któryś z obcych powiedział coś, o trupach Awanturników i pojechał w stronę skąd przybyli.
___Szprycha wszedł do baru. Niemiec siedział przy barze i narzekał na skąpe zaopatrzenie baru, po czym zamówił jakieś niemieckie szczyny, których nikt nie chciał ruszyć. Walizkę trzymał na kolanach. Szprycha zauważył, że Niemiec, przedstawiający się Otto, przypiął walizkę do lewej ręki. Wszyscy usiedli z tyłu karczmy, uważnie obserwując Niemca, ale Szprycha do takich nie należał. Dosiadł się do Niemca i zamówił piwo.
-A co sprowadza takiego wielkiego pana w takie strony?
-Nie twój zasrany interes.
-Uuu, nie ładnie – Szprycha pokiwał palcem, tak, jak kiwa się na niegrzeczne dzieci. - A cóż to za walizka?
-Mówiłem: NIE TWÓJ ZASRANY INTERES! – wykrzyczał Otto prosto w twarz Szprychy. - A poza tym, to co? Słowiańskie rączki już swędzą? Poczuły łup? – Niemiec zaczął śmiać się na całą karczmę, po czym padł na ziemie. Szprycha spojrzał na barmana.
-Trucizna?
-Hehe, nie, coś na sen. – Ajent pstryknął palcami, a chwilę później Niemiec leżał związany na ziemi. Na stole obok leżała walizka. Nigdzie nie mogli znaleźć klucza od kajdanek, jednak na szczęście łańcuch od kajdanek był dosyć słaby, więc odbyła się bez obcinania rąk.
-To co, otwieramy? – zainteresował się któryś z tutejszych. Szprycha wiedział, że jako tutejszy gość, nic z tego łupu nie będzie dla niego, ale i tak był ciekawy, co tam może być.
-Nie. Widziałeś, jak tego pilnował. Walizka może być zaminowana. – Wszyscy mimowolnie się cofnęli.
-To-o… co robimy? - wyjąkał ktoś z tyłu trochę przestraszony.
-Poczekamy aż Niemiec się obudzi i zobaczymy co się da dowiedzieć. – Oznajmił bez entuzjazmu Wilk.
-A auto? – Po sali rozeszło się westchnienie kilkudziesięciu ludzi na myśl o uzbrojonym wozie stojącym przed barem.
-Też może być zabezpieczone – Barman ostudził zapał wszystkich. – To co? Po jednym? Na koszt firmy!
___Kilka kolejek później, Niemiec się obudził.
-Co… Co się stało? – Otto był jeszcze trochę oszołomiony. - Gdzie ja jestem?
-Nie twój zasrany interes – Szprycha skądś to znał. - Ja tu zadaje pytania. Dobrze?
-Dobrze. – Szprycha spojrzał zdziwiony na Niemca, później na barmana. Ten mrugnął do niego.
-No, poza czymś na sen dorzuciłem coś dla ułatwienia rozmowy. – Szprychę przeszedł zimny dreszcz po plecach. To byli dziwni ludzie.
-No, to panie Niemiec, powiedz co jest w walizce.
-Nie wiem – Szczerość Niemca powalała, no, ale czego można się spodziewać po człowieku na którym zastosowano proradziecki Ogłupiacz.
-Hmm, nie możesz kłamać. Naprawdę nie wiesz. A gdzie to wiozłeś?
-Do Gdańska.
-Do Gdańska? Po co?
-Miał mnie tam znaleźć odbiorca i odebrać tą walizkę.
-Jak miałeś go rozpoznać? – Wtrącił Szprycha, Wilk popatrzył na niego, ale nic nie powiedział, znów patrzył na więźnia.
-Odpowiadaj jak kolega grzecznie prosi.
-Po haśle.
-Jakim?
-Fall Weiss – Nastała krótka, acz niezręczna cisza.
-Walizka jest zaminowana? – Tym razem, chwila ciszy przepełniona była napięciem wyczekiwania.
-Raczej nie. – Oprawcy już mięli się spytać, jak to „raczej”, ale jeniec kontynuował. - Mówili mi inaczej, ale podsłuchałem, że lepiej żeby walizka wpadła w niepowołane ręce niż żeby została zniszczona. – Wilk spojrzał na Szprychę, później na innych.
-Kto cię wysłał?
-Komisarze Unii Europejskiej – odpowiedź zaskoczyła wszystkich.
-Kto?! – krzyknęli niemal jednocześnie.
-Komisarze Unii Europejskiej, przecież mówię.
-Dobra, leż dalej. Otwórzcie walizkę. – Któryś z tutejszych podszedł do walizki. Wyjął zza pazuchy zestaw wytrychów i sekundę później walizka stała otwarta.
-Co to jest? – Zapytał ktoś spoglądając do środka.
-Analog. – Na wyściełanej aksamitem walizce leżała stara płyta winylowa.
-Bleh, co to ma być? Nie jest podpisana.
-Chyba mam stary gramofon na strychu. – Ktoś wybiegł z karczmy, by po chwili wrócić z gramofonem.
-Trzymałem na części i jak widać w końcu się przyda.
-A działa to w ogóle?
-No pewnie! Dajcie ten krążek.
___Właściciel gramofonu ostrożnie położył płytę na miejscu, przekręcił korbką i przysunął igłę do czarnej powierzchni. Wszyscy wytężyli słuch. W momencie kontaktu igły z płytą z muszli wydobył się zgrzyt, lecz ćwierć obrotu później słychać było już doskonale.
Freude, schöner Götterfunken,
Tochter aus Elysium,
wir betreten feuertrunken,
Himmlische, dein Heiligtum!
Deine Zauber binden wieder,
was die Mode streng geteilt;
alle Menschen werden Brüder,
wo dein sanfter Flügel weilt.
-Co to za szajs? – Barman wziął płytę i rzucił nią o podłogę rozbijając ją. Był bardzo zły.
-Co z Niemcem?
-Rozebrać i wyrzucić w lesie.
-Co z jego autem?
-Bierzcie wszystko co się przyda.
___Grupka ludzi, wyraźnie ucieszona zyskiem, wyszła. Nagle wszystkich rzuciła na ziemie eksplozja. Kilka osób wybiegło, ale Szprycha wiedział, co się stało. Barman wyraźnie też, bo zaczął bić Niemca po głowie.
-Dlaczego nie powiedziałeś, że auto jest zaminowane?!
-Nie pytałeś. – Barman nie wytrzymał. Sekundę później głowa Niemca leżała na ziemi.
-Oko za oko skurwysynu.
___Szprycha dopił piwo i już miał wyjść, gdy jego uwagę przyciągnęła rozbita płyta. Pochylił się nad nią. Z jednej z części wystawał mikrochip. Kiedy Szprycha podniósł go, przykuło to uwagę barmana.
-Co robisz?
-Na pamiątkę. – Szprycha pomachał kawałkiem płyty. – Mogę?
-A bierz. Jedziesz już?
-Ano, czas w drogę. Chociaż może jeszcze strzemiennego obalim, co barman?
-Barmanowi nie wypada, ale ten sukinsyn zepsuł mi humor. Ja stawiam.
___Godzinę później Szprycha jadąc na swym motorze minął znak oznajmiający, że do Gdańska pozostało trzydzieści cztery kilometry.
Ostatnio zmieniony wt 20 paź 2009, 16:18 przez Piotr S., łącznie zmieniany 1 raz.

2
-Przepraszam, ale zamykamy – [1]większość gości zastygła ze szklankami i butelkami w połowie drogi [2]ze stołu do ust na widok karabinu.
[1] - z dużej - nie dotyczy wypowiedzi.
[2] -za dużo tego... Logiczne, że nie z sufitu. Tym bardziej zdanie kontrastuje na tle zwięzłości użytej na początku.
Goście, którzy jeszcze zostali, wyraźnie się rozluźnili i jakby pewniej zaczęli się pakować i wychodzić.
Czego dotyczy owe pakować? Nadużywasz zwrotu - zbierali się i już.
-U, to współczuje właścicielowi – Szprycha pogładził swój kilkodniowy zarost na brodzie. -Kiedy tu będą?
Przecież nie cudzy - bynajmniej tak wynika z sytuacji. Zbędny zaimek.
Przy okazji tego zdania zwrócę uwagę na spacje pomiędzy dywizem a zdaniem 9nic to, że powinna tam być pauza).
-Można jakoś pomóc? – kantyniarz przeszył wzrokiem...
Z dużej. Nie dotyczy dialogu.
-Na mnie wołają Szprycha – uśmiechnął się. – Czemu mówią na Ciebie Wilk?
zwrot grzecznościowy w dialogu i narracji nie obowiązuje. Piszesz z małej literki.
Szprycha spojrzał na swój motor stojący przed barem. –Chyba się nie przyda teraz, co? – Zapytał sam siebie.
Zaimki...
Ruszyli w [1]stronę jednej z dwóch dróg [2]która prowadziła do osady. Z tej samej strony przyjechał Szprycha, lecz dopiero teraz zauważył, że za budynkami stojącymi po [3]obu stronach drogi, stoją dwa wozy, służące zapewne do zablokowania drogi.
[1] - powtórzenie
[2] - brak przecinka i, o ile to ważne, przed "który" razi...
[3] - zobaczył dwa samochody po OBU STRONACH DROGI. Widział je na raz? Miał zeza rozbieżnego? Źle skonstruowałeś zdanie i wyszedł ci babol.

Z obu stron, za budynkami, stały zaparkowane samochody...
W ten sposób odrzucasz opcję z patrzeniem...

Widział też kilka dzieciaków z łańcuchami z doczepionymi kolcami do przebijania opon. Wystarczy chwila by przerzucić taki łańcuch przez drogę, a poprzebijane opony szybko sprawią,
wiadomo...
Kilka kilometrów dalej, srebrny mercedes na niemieckich rejestracjach wyjechał właśnie zza zakrętu i wpadł w pole widzenia osady.
Osada musi mieć świetny wzrok :)
Chwilę mu zajęło zanim złapał auto w dobrą ostrość,
Dobre :)

Pominę fakt, że tak opancerzony wóz byłby widoczny z daleka, łącznie z detalami, jeżeli ktoś widział niemieckie blachy, z PEWNOŚCIĄ zobaczyłby te całe płyty...
Reszta Awanturników zdołała zatrzymać się przed olejem.
Taki skrót myślowy: olej zatrzymał się jako drugi (skoro oni zrobili to przed). Rozumiesz błąd tego zdania?
Właściciel samochodu stał przy swojej własności i dokładnie ją oglądał.
Właściciel swojej własności?
-Scheiße! – Właściciel [1]auta był [2]średniej wysokości, niebieskookim blondynem. [3]Na sobie miał zielony sweter i dżinsy.
[1] - powtarzasz ten wyraz do znudzenia. A samochód, pojazd, wóz? Masz tyle opcji, a czepiasz się jednego...
[2] - był średniego wzrostu. Ludzie mają wzrost, a nie wysokość.
[3] - Dobrze, że miał go na sobie, a nie na kimś... (znowu te diabelne zaimki...)

Jak łatwo się zorientować, wywód Niemca nie spodobał się ani tubylcom
Narrator popada za wcześnie z euforię, opowiadając o sytuacji w zbyt oczywisty sposób. Ja, na ten przykład pomyślałem, że zastanowią się nad tym. I teraz masz dwa "strzały": a) narrator mnie okłamał b) sytuacja jest niewiarygodna.

A to wszystko wina narratora.
Szprycha wszedł do baru. Niemiec siedział przy barze i narzekał na skąpe zaopatrzenie baru, po czym zamówił jakieś niemieckie szczyny, których nikt nie chciał ruszyć.
Wyraźnie brakuje ci wyrazów. Poszukaj, co to jest synonim i zastosuj do powyższego cytatu.
-Mówiłem: NIE TWÓJ ZASRANY INTERES!
O, wcisnął caps lock w ustach :)

Dużo złych zdań, masa (prawdziwa masa) powtórzeń, które dobijają i tak słaby tekst. Tyle się tu działo, że zasnąłem - ledwie dotarłem do końca. Puenta opowiadania jest mglista, zawiązanie akcji słabe a bohaterowie tylko w pierwszej części pokazują, że są ludźmi. Im dalej w tekst, tym gorzej to wszystko wygląda: pomysł ulatnia się, znika gdzieś tajemniczość a kolejne fragmenty są mdłe. Razi mnie to, że nie przygotowałeś tego tekstu w ogóle i to, jak go podałeś. Brzydka forma wpływa na odbiór, ale w tym wypadku nie ma co odbierać - ot, historia post-apokaliptyczna i trochę nawiązań. Symbolika tez jest nachalna, bez polotu. Tekst nie podobał mi się. Bohaterowie są jednostajni i te błędy...
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

3
No, nareszcie trafiłem na forum z fachową pomocą :)

Przyjmuję całą krytykę z pokorą i już zabieram się za analizowanie Twojej analizy. O takie coś właśnie mi chodziło, o wystawienie wszystkich błędów, a nie tylko ogólnikowo "nie podoba mi się", "dużo błędów" itp. Dzięki Ci za to.

Co do samego tekstu, fabuła i sam pomysł były wymyślone na poczekaniu (wziąłem słownik ort., wylosowałem trzy słowa i starałem się wymyślić opowiadanie zawierające te słowa) także proszę nie zwracać na to dużej uwagi. Prosiłbym bardziej o wyszukiwanie błędów stylistycznych, interpunkcyjnych i innych takich oraz o to, czy tekst pisany jest ciekawie.

Pytania co do analizy:
Chwilę mu zajęło zanim złapał auto w dobrą ostrość,
Dobre :)
To był sarkazm czy na poważnie xD?
Symbolika tez jest nachalna
Bohaterowie są jednostajni
Mógłbym prosić o rozwinięcie zagadnień?

4
To był sarkazm :)

Symbolika: Niemcy + fall weiss, czołgi, nazwy. To rzeczy mające na celu naturalne wyrobienie konkretnego dystansu co do fabuły. Użycie ich w ten sposób, w tych okolicznościach jest ściąganiem do tekstu symboli. Być może robisz to nieświadomie, jednak rezultat jest widoczny - mi to się nie spodobało.

EDYTKA:

Bohaterowie mówią w ten sam sposób, narrator ich tak samo opisuje. Są jedakowi i nic w nich się nie zmienia wraz z akcją.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

5
Hmm, teraz rozumiem. Widać, trzeba będzie się jeszcze dużo nauczyć. No to cóż, do roboty ; ) Jeszcze raz dzięki za fachową pomoc!

6
Szprycha wylewał właśnie zawartość szklanki, jakiś mętny płyn, prosto w swoje gardło
Wylewał? Jesteś pewien? A nie wlewał? Zawartość szklanki i późniejszy mętny płyn powodują lekkie zamieszanie. Zapisz to może w nieco bardziej skondensowany sposób, np:
Wlewał szklankę mętnego płynu..
-No, kolego, ale żeś nas nastraszył.
-Hehe, no przypadkiem wyszło, ale i sprawa poważna.
Ech, kolejny tekst dzisiaj, który pozbawiony jest powagi, a przepełniony jest sztucznym humorem.
Ten dialog jest wybitnie sztuczny. Wprowadź nieco życia w swoich bohaterów. Niech nie mówią jak kukiełki, którym ktoś wsadził kij od szczoty w cztery litery.
-A… - Szprycha zmieszał się. – Długo by opowiadać, a chyba nam się śpieszy.
-No tak, chodźmy
Zupełnie tego pośpiechu nie widać. Gawędzą sobie przy barze, fabuła powoli sobie płynie.
W ogóle nie czuć atmosfery jakiegokolwiek zagrożenia czy nadchodzącej rozwałki.
Dodaj im herbatę, angielski akcent i masz spotkanie przy herbatce.

Zastanawiałem się nad opowiadaniami post-apokaliptycznymi i ich niezbyt dużą popularnością. Kiedyś jakoś więcej ich było. Jednak twój, podobnie jak tamte, są raczej niskich lotów. Wiele psuje warsztat, a raczej jego brak, ale i język jakim się posługujecie.
Tekst jest sztuczny, nie ma w nim emocji. Jak jadą do ciebie wrogowie to reagujesz w tak ospały sposób jak twoi bohaterowie?
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron