___Szprycha wylewał właśnie zawartość szklanki, jakiś mętny płyn, prosto w swoje gardło, gdy do zajazdu wszedł jakiś miejscowy dzieciak. Młody porozglądał się przez chwile po sali po czym podbiegł do karczmarza. Chłopak, wyraźnie się śpiesząc, zaczął zdawać jakiś raport. Szprycha już szedł w stronę baru by pod pretekstem kupienia kolejnego piwa podsłuchać o czym mówią. Lecz zanim doszedł, knajpiarz skończył rozmawiać. Młody znów gdzieś pobiegł, a ajent wyjął spod lady karabin i odwrócił się do gości.
-Przepraszam, ale zamykamy – większość gości zastygła ze szklankami i butelkami w połowie drogi ze stołu do ust na widok karabinu. Kilku pośpiesznie wyszło. Szprycha szedł nadal w stronę baru i niby od niechcenia sięgnął ręką do tyłu i zacisnął dłoń na rękojeści rewolweru.
-Panie gospodarzu, nie trzeba tak od razu z karabinem wyskakiwać – Szprycha spróbował rozluźnić atmosferę.
-A, spokojnie, to nie na was – knajpiarz przyłożył karabin do nogi. Goście, którzy jeszcze zostali, wyraźnie się rozluźnili i jakby pewniej zaczęli się pakować i wychodzić. Szprycha puścił rewolwer i podszedł do baru.
-No, kolego, ale żeś nas nastraszył.
-Hehe, no przypadkiem wyszło, ale i sprawa poważna.
-A co się dzieje?
-Nasze czujki wykryły, że zbliża się do nas zdezelowany merol na niemieckich rejestracjach.
-No, to chyba nic tak strasznego, żeby od razu gości wyganiać, nie?
-Niby tak, ale tego merola gonią Awanturnicy.
-U, to współczuje właścicielowi – Szprycha pogładził swój kilkodniowy zarost na brodzie. -Kiedy tu będą?
-Za chwilę.
-Można jakoś pomóc? – kantyniarz przeszył wzrokiem od stóp do głowy Szprychę. Stał chwilę zamyślony, po czym uśmiechnął się i wystawił rękę w stronę swojego gościa.
-Ano, mamy swoje sposoby na nieproszonych gości, ale każda lufa się przyda – Szprycha uścisnął dłoń gospodarza. – Mówią na mnie Wilk.
-Na mnie wołają Szprycha – uśmiechnął się. – Czemu mówią na Ciebie Wilk?
-Od nazwiska, jeszcze za starych dobrych czasów – Wilk rozmarzył się na wspomnienie o dawnych czasach. – A na Ciebie czemu wołają Szprycha?
-A… - Szprycha zmieszał się. – Długo by opowiadać, a chyba nam się śpieszy.
-No tak, chodźmy.
___Wyszli. W karczmie nie było już nikogo, karczmarz zamknął drzwi na kłódkę. No tak, co jak co, ale w tych czasach niezależnie od okoliczności trzeba dbać o dobytek. Szprycha spojrzał na swój motor stojący przed barem. –Chyba się nie przyda teraz, co? – Zapytał sam siebie. Zdecydował, że się nie przyda. Wyjął tylko ze skrytki kilka dodatkowych nabojów i schował je do kieszeni w skórzanej kurtce. Zastanawiał się, co by jeszcze mogło się przydać. Wybrał lornetkę. Ruszyli w stronę jednej z dwóch dróg która prowadziła do osady. Z tej samej strony przyjechał Szprycha, lecz dopiero teraz zauważył, że za budynkami stojącymi po obu stronach drogi, stoją dwa wozy, służące zapewne do zablokowania drogi. Widział też kilka dzieciaków z łańcuchami z doczepionymi kolcami do przebijania opon. Wystarczy chwila by przerzucić taki łańcuch przez drogę, a poprzebijane opony szybko sprawią, że pojazd się zatrzyma. Sprytne. Poza nimi, na ulicy było jeszcze kilku tutejszych i większość gości z pubu. Szprycha zauważył, że w okolicznych budynkach kryje się drugie tyle tubylców co na ulicy.
___Kilka kilometrów dalej, srebrny mercedes na niemieckich rejestracjach wyjechał właśnie zza zakrętu i wpadł w pole widzenia osady. Chwilę potem zakręt minęło dziesięć, może piętnaście motocykli i jeden wóz terenowy. Na każdym motorze i wozie widać było wielkie, czerwone „A”, znak Awanturników. Szprycha czytał, że kiedyś „A” było znakiem anarchistów, którzy w sumie niewiele różnili się od Awanturników.
___Gangsterzy cały czas strzelali do merca. Szprychę zaskoczyło to, że samochód pod takim ostrzałem mógł dalej jechać. Sięgnął po starą, wojskową lornetkę. Chwilę mu zajęło zanim złapał auto w dobrą ostrość, lecz od razu zauważył wzmocnienia na masce, szyby zastąpione blachami i osłony na kołach.
-Ha, ktoś przerobił ten wózek na mały czołg! – oświadczył Szprycha podając lornetkę stojącemu obok Wilkowi.
-Dzięki – podziękował trochę zaskoczony barman biorąc lornetkę. – Spójrzmy… Rzeczywiście, całkiem nieźle oprawiony ten merol. – Oddał lornetkę.
-Co robimy? – spytał Szprycha. Ajent nie odpowiedział od razu.
-Wpuścimy merca, a tamtych postaramy się przegonić.
-Wpuścicie tego grata?
-Jest takie powiedzenia, wróg mojego wroga, jest moim przyjacielem – Szprycha słyszał już kiedyś te słowa, lecz dopiero teraz, kiedy przykład miał jak na dłoni, zrozumiał o co chodzi.
___Srebrne auto było coraz bliżej krańca osady, gdy spod kół wypłynęła jakaś czarna breja.
-Uuu, dostał w bak, może nie dojechać.
-Czekaj, patrz. – Tak samo niespodziewanie jak się pojawił wyciek, tak samo niespodziewanie zniknął, zostawiając za sobą plamę oleju. Kilku najszybszych bandziorów wjechało w plamę i wywróciło się, Kilku następnych, zauważając co spotkało ich kompanów, nie mogąc zatrzymać rozpędzonego motoru, postanowiła zjechać na pobocze. Pobocza jako takiego nie było, gdyż zaraz za końcem asfaltu zaczynał się rów. Do rowu wpadła całkiem spora grupa, lecz żaden nie wyjechał.
-A jednak opłacało się pogłębić te rowy i wpakować tam trochę pali. – Wilk uśmiechnął się szelmowsko.
___Reszta Awanturników zdołała zatrzymać się przed olejem. Mercedes w tym czasie wjechał do osady i tak jak przewidział Szprycha, zaraz za nim wozy zabarykadowały przejazd. Już chciał iść do barykady która zasłaniała mu widok, jednak barman zatrzymał go i wskazał na jakiegoś tubylca, stojącego przy blokujących drogę wozach, który machał rękami.
-Odjechali.
-Ich szefcio musi być nieźle wkurwiony – uśmiechnęli się do siebie.
-Chodźmy do naszego gościa. – Wrócili do baru. Właściciel samochodu stał przy swojej własności i dokładnie ją oglądał.
-Scheiße! – Właściciel auta był średniej wysokości, niebieskookim blondynem. Na sobie miał zielony sweter i dżinsy.
-Ha, no proszę, prawdziwy Niemiec! – Oznajmił ze „szczerym” uśmiechem karczmarz.
-Ja, ja, z Moguncji. Nazywam się Otto. –Niemiec nawet się nie odwrócił, cały czas przyglądał się swojemu autu.
-Ha, Moguncki Niemiec i do tego po Polsku gada! – Jakiś tutejszy próbował naśladować swojego szefa, z mizernym skutkiem.
-Trochę – Otto wstał. Rozejrzał się dookoła, po czym podszedł do drzwi pubu próbując je otworzyć mimo widocznej, zamkniętej kłódki.
-No, co tak stoicie? Otwierać?
-A może by tak jakieś małe „Dziękuję za uratowanie mojego niemieckiego tyłka”? – Niemiec spojrzał na nich, wyraźnie zdziwiony.
-Że niby co? Kiedy zobaczyłem to wasze zadupie wylałem trochę oleju, żeby tamci nie mogli przejechać. To wy mi powinniście dziękować za uratowanie waszych słowiańskich tyłków! – Jak łatwo się zorientować, wywód Niemca nie spodobał się ani tubylcom ani pozostałym gościom. Kilku wyjęło schowane noże i powoli zaczęli podchodzić do Niemca. Jednak karczmarz, wyraźnie był tu przywódcą, zatrzymał ich gestem. Posłusznie zatrzymali się.
-Zapraszam do środka. Gość w Dom, Bóg w Dom. – Wszystkich ogarnęło niemałe zdziwienie. Niemiec, wyraźnie ucieszony, wyjął z samochodu jakąś czarną, obitą skórą walizkę zamykaną na szyfr. Do walizki przyczepione były kajdanki, którymi Otto się przyczepił.
-No! Może coś z was będzie! – Jak tylko ajent otworzył drzwi, Niemiec wszedł przed właścicielem. Ktoś zdążył tylko szturchnąć barmana przed wejście, ale ten zbył wszystkich machnięciem ręki i wszedł do środka. Reszta weszła za nimi. Tylko nieliczni tubylcy poszli do domów. Któryś z obcych powiedział coś, o trupach Awanturników i pojechał w stronę skąd przybyli.
___Szprycha wszedł do baru. Niemiec siedział przy barze i narzekał na skąpe zaopatrzenie baru, po czym zamówił jakieś niemieckie szczyny, których nikt nie chciał ruszyć. Walizkę trzymał na kolanach. Szprycha zauważył, że Niemiec, przedstawiający się Otto, przypiął walizkę do lewej ręki. Wszyscy usiedli z tyłu karczmy, uważnie obserwując Niemca, ale Szprycha do takich nie należał. Dosiadł się do Niemca i zamówił piwo.
-A co sprowadza takiego wielkiego pana w takie strony?
-Nie twój zasrany interes.
-Uuu, nie ładnie – Szprycha pokiwał palcem, tak, jak kiwa się na niegrzeczne dzieci. - A cóż to za walizka?
-Mówiłem: NIE TWÓJ ZASRANY INTERES! – wykrzyczał Otto prosto w twarz Szprychy. - A poza tym, to co? Słowiańskie rączki już swędzą? Poczuły łup? – Niemiec zaczął śmiać się na całą karczmę, po czym padł na ziemie. Szprycha spojrzał na barmana.
-Trucizna?
-Hehe, nie, coś na sen. – Ajent pstryknął palcami, a chwilę później Niemiec leżał związany na ziemi. Na stole obok leżała walizka. Nigdzie nie mogli znaleźć klucza od kajdanek, jednak na szczęście łańcuch od kajdanek był dosyć słaby, więc odbyła się bez obcinania rąk.
-To co, otwieramy? – zainteresował się któryś z tutejszych. Szprycha wiedział, że jako tutejszy gość, nic z tego łupu nie będzie dla niego, ale i tak był ciekawy, co tam może być.
-Nie. Widziałeś, jak tego pilnował. Walizka może być zaminowana. – Wszyscy mimowolnie się cofnęli.
-To-o… co robimy? - wyjąkał ktoś z tyłu trochę przestraszony.
-Poczekamy aż Niemiec się obudzi i zobaczymy co się da dowiedzieć. – Oznajmił bez entuzjazmu Wilk.
-A auto? – Po sali rozeszło się westchnienie kilkudziesięciu ludzi na myśl o uzbrojonym wozie stojącym przed barem.
-Też może być zabezpieczone – Barman ostudził zapał wszystkich. – To co? Po jednym? Na koszt firmy!
___Kilka kolejek później, Niemiec się obudził.
-Co… Co się stało? – Otto był jeszcze trochę oszołomiony. - Gdzie ja jestem?
-Nie twój zasrany interes – Szprycha skądś to znał. - Ja tu zadaje pytania. Dobrze?
-Dobrze. – Szprycha spojrzał zdziwiony na Niemca, później na barmana. Ten mrugnął do niego.
-No, poza czymś na sen dorzuciłem coś dla ułatwienia rozmowy. – Szprychę przeszedł zimny dreszcz po plecach. To byli dziwni ludzie.
-No, to panie Niemiec, powiedz co jest w walizce.
-Nie wiem – Szczerość Niemca powalała, no, ale czego można się spodziewać po człowieku na którym zastosowano proradziecki Ogłupiacz.
-Hmm, nie możesz kłamać. Naprawdę nie wiesz. A gdzie to wiozłeś?
-Do Gdańska.
-Do Gdańska? Po co?
-Miał mnie tam znaleźć odbiorca i odebrać tą walizkę.
-Jak miałeś go rozpoznać? – Wtrącił Szprycha, Wilk popatrzył na niego, ale nic nie powiedział, znów patrzył na więźnia.
-Odpowiadaj jak kolega grzecznie prosi.
-Po haśle.
-Jakim?
-Fall Weiss – Nastała krótka, acz niezręczna cisza.
-Walizka jest zaminowana? – Tym razem, chwila ciszy przepełniona była napięciem wyczekiwania.
-Raczej nie. – Oprawcy już mięli się spytać, jak to „raczej”, ale jeniec kontynuował. - Mówili mi inaczej, ale podsłuchałem, że lepiej żeby walizka wpadła w niepowołane ręce niż żeby została zniszczona. – Wilk spojrzał na Szprychę, później na innych.
-Kto cię wysłał?
-Komisarze Unii Europejskiej – odpowiedź zaskoczyła wszystkich.
-Kto?! – krzyknęli niemal jednocześnie.
-Komisarze Unii Europejskiej, przecież mówię.
-Dobra, leż dalej. Otwórzcie walizkę. – Któryś z tutejszych podszedł do walizki. Wyjął zza pazuchy zestaw wytrychów i sekundę później walizka stała otwarta.
-Co to jest? – Zapytał ktoś spoglądając do środka.
-Analog. – Na wyściełanej aksamitem walizce leżała stara płyta winylowa.
-Bleh, co to ma być? Nie jest podpisana.
-Chyba mam stary gramofon na strychu. – Ktoś wybiegł z karczmy, by po chwili wrócić z gramofonem.
-Trzymałem na części i jak widać w końcu się przyda.
-A działa to w ogóle?
-No pewnie! Dajcie ten krążek.
___Właściciel gramofonu ostrożnie położył płytę na miejscu, przekręcił korbką i przysunął igłę do czarnej powierzchni. Wszyscy wytężyli słuch. W momencie kontaktu igły z płytą z muszli wydobył się zgrzyt, lecz ćwierć obrotu później słychać było już doskonale.
Freude, schöner Götterfunken,
Tochter aus Elysium,
wir betreten feuertrunken,
Himmlische, dein Heiligtum!
Deine Zauber binden wieder,
was die Mode streng geteilt;
alle Menschen werden Brüder,
wo dein sanfter Flügel weilt.
-Co to za szajs? – Barman wziął płytę i rzucił nią o podłogę rozbijając ją. Był bardzo zły.
-Co z Niemcem?
-Rozebrać i wyrzucić w lesie.
-Co z jego autem?
-Bierzcie wszystko co się przyda.
___Grupka ludzi, wyraźnie ucieszona zyskiem, wyszła. Nagle wszystkich rzuciła na ziemie eksplozja. Kilka osób wybiegło, ale Szprycha wiedział, co się stało. Barman wyraźnie też, bo zaczął bić Niemca po głowie.
-Dlaczego nie powiedziałeś, że auto jest zaminowane?!
-Nie pytałeś. – Barman nie wytrzymał. Sekundę później głowa Niemca leżała na ziemi.
-Oko za oko skurwysynu.
___Szprycha dopił piwo i już miał wyjść, gdy jego uwagę przyciągnęła rozbita płyta. Pochylił się nad nią. Z jednej z części wystawał mikrochip. Kiedy Szprycha podniósł go, przykuło to uwagę barmana.
-Co robisz?
-Na pamiątkę. – Szprycha pomachał kawałkiem płyty. – Mogę?
-A bierz. Jedziesz już?
-Ano, czas w drogę. Chociaż może jeszcze strzemiennego obalim, co barman?
-Barmanowi nie wypada, ale ten sukinsyn zepsuł mi humor. Ja stawiam.
___Godzinę później Szprycha jadąc na swym motorze minął znak oznajmiający, że do Gdańska pozostało trzydzieści cztery kilometry.
(wulgaryzm) – Moguncki – Analog[fantasty
1
Ostatnio zmieniony wt 20 paź 2009, 16:18 przez Piotr S., łącznie zmieniany 1 raz.