"Powrócisz" I część thrillera

1
Centrum miasta, dwupasmówka z ledwie widoczną linią dzielącą pasy ruchu, doskonale komponowała się z wiekowymi dębami. Wyglądały na pamiętające czasy brukowanych, wąskich uliczek i porosłych krzakami alejek, zamiast chodników. Jedynie betonowe dziwolągi, co wznosiły się po obu stronach jezdni, nie bardzo umiały wtopić się w senny krajobraz zapomnianego miasteczka. Na próżno szukać tu miejskich atrakcji, władze w ratuszu co siedziby rajców nie przypominał, pałac ślubów - nic z pałacu w sobie nie mieścił, tylko rynek miejski kocimi łbami wyłożony i w stylu retro odrestaurowany, ostatnim wspomnieniem minionej świetności.
Nie była typem błyskotliwej nastolatki, skromna, zazwyczaj cicha, jednocześnie dumna i uparta. Buntownicza natura i momentami chorobliwa dociekliwość ostatecznie ukształtowały osobowość. W dorosłość wkroczyła kilka tygodni temu, lecz dojrzałość wyryła jej rysy, kiedy jeszcze dzieckiem być powinna. Do dziś nie wie, dlaczego tak wiele musiała przeżyć, pomimo młodego wieku i braku doświadczenia w borykaniu się z trudami życia.
Nie skończyła lat jeszcze dwunastu, gdy po raz pierwszy zetknęła się z wielką tajemnicą śmierci. Miała siostrę rok starszą od siebie, nieuleczalna choroba pozbawiła ją szans na przeżycie. Pomimo strachu nie odeszła od łóżka konającej. Musiała z nią zostać do końca, a ten był bliżej niż myślała. Nic tak bardzo nie wyryło piętna w pamięci jak dzikość wzroku umierającej, wbijająca się w jeden, bliżej nieokreślony punkt na suficie. "Co tam mogło być, czego ona tam szukała?"- to pytanie przez lata nie dawało jej spokoju. Do tej pory nie znalazła też odpowiedzi, ale to akurat było pewnie pozytywne zdarzenie. Im dłużej nie znała przyczyny, tym bardziej była bezpieczna.
Miała rodziców, a właściwie matkę, która to raz kolejny próbowała ułożyć sobie życie z następnym facetem. Od dawna przestała liczyć, który z kolei tatuś mógłby z tego wyjść. Przychodzili i odchodzili prawie tak samo nagle jak noc i dzień. Fakt, miała matkę, gdzieś w jednym z mieszkań obczepionych wilgocią, czekającą na łaskawe spojrzenie następnego, neandertalskiego adoratora. Nie tęskniła do takiego domu, nie umiała tęsknić ani za nią, ani za ojcem, który kiedyś był. Do czasu śmierci jej siostry miała niby normalny dom, później zmieniło się wszystko. Matka już nie krzątała się od śniadania do kolacji z coraz to większą liczbą zajęć i zmartwień, a ojciec nie krzyczał od drzwi wracając z pracy. Zapadła cisza tak głęboka, że nie można było jej przerwać.
Krótkie czarne włosy mistrzowskim nieładem oplatające głowę, dodawały delikatnej twarzy zadziorności, a asymetryczna grzywka przykrywająca brązem znaczone źrenice czasami tylko przeplatała się z iskrami zaciekawienia.
Od tygodni marzyła by wreszcie znaleźć swój własny azyl, kryjówkę, gdzie każdy dzień będzie ją zbliżał do pojęcia niepojętego, zrozumienia czegoś, czego zrozumieć nie sposób.
Jeszcze tylko kilka kroków dębową aleją i będzie na miejscu. Tak niewiele dzieli ją od postawienia nogi na pierwszym ze stopni do brudnego, zaniedbanego mieszkania, które być może stanie się jej nowym domem. Przyśpieszyła czując ściskanie w dołku: "mam nadzieję, że się dziadek nie rozmyślił"- pomyślała.
Odrapane drzwi na poddaszu starej kamienicy otworzył starszy, wychudły mężczyzna. Wysoki w szarej koszuli o twarzy porytej zmarszczkami bardziej niż sędziwy staruszek. Uśmiechając się przyjaźnie, szerokim gestem zaprosił dziewczynę do środka:
- Jesteś pewna, że czegoś takiego szukałaś? - spojrzał pytająco, wskazując na wygląd mieszkania.
- Nie jestem wymagająca... - nie kończąc ruszyła w głąb pokoju, z którego wchodziło się do kuchni i dalej do drugiego pomieszczenia, niegdyś za drugi pokój pewnie służącego.
Maleńkie okienka wpuszczały wąski strumień światła, a skośny sufit straszył, jakby za chwilę chciał runąć na głowę śmiałkowi, który zechce tu zostać.
- Trzeba tu odświeżyć i posprzątać, ale nie mam na to ani siły, ani ochoty szczerze mówiąc - rzucił właściciel mieszkania. - Nie musisz się decydować od razu, jeśli zechcesz jednak zostać, przyślę mojego syna, aby uprzątnął ten bałagan.
Głos mężczyzny brzmiał niezwykle łagodnie, rysy twarzy falowały rytmicznie pod wpływem drgań strun głosowych.
Dziewczyna wciąż rozglądała się zaciekawiona, po chwili dopiero przemówiła:
- Zostanę tu, myślę że będzie to dobre miejsce. - Spojrzała na stojącego nieopodal gospodarza obdarzając go jednocześnie nieśmiałym uśmiechem. - Tak jestem pewna, że będzie mi tu jak w domu.
- Doskonale, więc może się przedstawię, nazywam się Stanisław Lewicz, teraz muszę się już pożegnać, ale będzie mi bardzo miło jeśli jutro odwiedzisz mnie w moim domu, podpiszemy umowę i omówimy szczegóły, moje dziecko. - Był zaskoczony zdecydowaniem dziewczyny, emanował z niej jakiś niepojęty spokój i zaskakujące opanowanie, żadnych narzekań czy choćby zwykłego marudzenia. Coś dziwnego w niej zauważył, jakaś bliżej nieokreślona siła i determinacja, która mając cel przywiodła ją tu i kazała zamieszkać w tej norze.
Pośpiesznie sięgnął do kieszeni mocno naznaczonych czasem spodni, w poszukiwaniu jedynej, ocalałej pary kluczy:
- Spotkamy się więc jutro, panienko- oznajmił
- Natalia...
- Słucham?- po raz pierwszy mężczyzna spojrzał na dziewczynę nie kryjąc zdziwienia.
- Nazywam się Natalia Leś
Zobaczył rozpromienioną, szczęśliwą twarz, a delikatny uśmiech nadawał jej niezapomnianego spokoju i błogości. "Dziwne dziecko - pomyślał- surowa i zdecydowana, anioł w oczach a nic szczególnego nie powiedziała, ani nie zrobiła - hmm, dziwne dziecko”
Tak miało być, ten pokój, poszarpany dywan, to wszystko tak właśnie miało być. Skrzypiąca podłoga z desek wielokrotnie pokrywanych najtańszą farbą, miniaturowe okna, popękane szyby i szarość wdzierająca się zza brudnych firan. A w środku ona, w bezdusznej klitce, starej, zniszczonej kamienicy. Dokładnie jak na tym rysunku, który kilka dni przed śmiercią podarowała jej siostra.
Prawie wszystko też tam było. Prawie.







Rozdział I

Obudził ją koszmarny ból pleców. Brutalnie postawiona na nogi spostrzegła, że za posłanie służyła jej tej nocy podłoga i wyświechtany dywan. Szerokim ruchem rozciągnęła zastygłe mięśnie, po czym ponownie usadowiła się na podłodze. Jej uwagę przykuł skrawek papieru na brzegu kanapy, przysunęła się więc do niej, nie wstając jednak z klęczek. To była mała kartka, jakby wydarta ze starego notesika. Nagłówek od razu przykuł uwagę:
14 listopada 1967 roku - wtorek
"Jakie zimne miał ręce, dotknęłam go, ale nie przypominał już człowieka, kamień tak bym go teraz nazwała. Kiedyś jego dłonie skrywały cały świat w swej miękkości, a dziś cały świat nie pomieści tego zimna. Taki twardy, taki...
Czy wiesz jak oni na mnie patrzyli? Nie płakałam, nie chciałam żeby mi współczuli i nie okazali współczucia, nie okazali też żalu ani zrozumienia.
Chciałam uciec, ale oni tam byli, jak więc odejść, oni żyli...."
W tym miejscu kartka kończyła się wydarta okrutnie dalszemu ciągowi wynurzeń jakiejś nieszczęsnej kobiety. "Kim byli oni?”- myślała drugi raz sięgając po kartkę. Wyraz po wyrazie odnowa analizowała głośno czytając: ”wczoraj nie było tu tego zapisku, zauważyłabym, nie, nie, na sto procent nic tu nie było”. - Wstała, skierowała kroki w stronę kuchni w poszukiwaniu choćby odrobiny kawy, kilka łyków przywróci jej jasność myślenia.
Dwupalnikowa kuchenka elektryczna, a na niej blaszany czajnik z gwizdkiem: "to już coś"- pomyślała wyraźnie ucieszona. Na wprost drzwi stał kremowy kredens, jakby żywcem wydarty z lat 60. Oszklona szafka kryła resztki kawy i zbrylony cukier w kryształowej cukiernicy. Nawet samotna filiżanka ze starej zastawy porcelanowej chyba na nią specjalnie czekała.
Zaopatrzona w gorący napój wróciła do pokoju. Jakiś inny się wydawał, jaśniejszy, a może to tylko złudzenie po opuszczeniu niezwykle mrocznej kuchni.
Kilka łyków kawy wcale nie poprawiło samopoczucia, wzrokiem wróciła do miejsca, gdzie odłożyła kartkę, lecz nic tam nie było. Przecież zaledwie pięć minut temu miała ją w ręce, rozejrzała się dokoła, jakby szukała potwierdzenia, że jest sama - "tu ją kładłam"- przekonywała samą siebie.
Słońce weszło już w najwyższy punkt na niebie, a promienie bezczelnie wdzierały się do pokoju. Szykowała się do wyjścia na spotkanie z właścicielem mieszkania.
Z zewnątrz kamienica wyglądała jeszcze gorzej niż od środka, nienaturalnie usytuowana pośrodku nowoczesnych budynków czteropiętrowych. Dom, w którym zamieszkała został postawiony z pewnością w końcu XIX w, sąsiedztwo więc raczej mało dopasowane architektonicznie. W mieście więcej było takich właśnie bzdurnych rozwiązań budowlanych. Nowe mieszało się ze starym i odwrotnie. Była to chyba jedyna mieścina, w której zabrakło tzw. starówki, właśnie dlatego, że kiedyś ktoś postanowił udowodnić iż nowe wcale nie jest wrogiem starego. Skutek raczej mizerny, miasto straciło urok odstraszając bzdurnymi rozwiązaniami każdego, kto przypadkiem w nim się zatrzymał.
Mieszkanie Lewiczów znajdowało się kilka ulic dalej, szła powoli rozmyślając ciągle o dziwnym zdarzeniu dzisiejszego poranka. Ukradkiem spoglądała na mijanych ludzi, sprawiali wrażenie niezwykle zmęczonych czy wręcz przybitych, a może to tylko było subiektywne odczucie, być może dokładnie to samo myśleli o niej wszyscy, których mijała.
Wiedziała jedno, ma coś do zrobienia, jakieś bardzo ważne zadanie do wykonania, nieznany jeszcze cel, który z dniem odejścia siostry został wpisany w dalsze młode życie.
Nawet się nie zorientowała kiedy znalazła się przed drzwiami obitymi purpurową dermą. Grawerowana wizytówka upewniła ją, że znalazła się we właściwym miejscu.
Drzwi otworzył chłopak - z wyglądu - mniej więcej w jej wieku o dość bujnej blond czuprynie. Wizyta dziewczyny nie była dla niego zaskoczeniem:
- Śmiało, wchodź, rodzice czekają.
To było zupełnie inne mieszkanie, czyste, gustownie urządzone i takie jasne.
- Zdecydowałaś więc, wynajmujesz mieszkanie? - Zapytała kobieta siedząca w fotelu. Miała około 60 lat. Dość tęgiej budowy ciała o niedawno rozjaśnianych włosach. Natalia domyśliła się, to musiała być żona mężczyzny, który poprzedniego dnia pokazywał jej lokal.
- Tak, podoba mi się tam, jest tak...
- Jak?... Przedpotopowo, strasznie i ponuro, albo... - głośno wyśmiewał decyzję dziewczyny syn gospodarzy
- Nie każdy lubi nadmiar nowoczesności, synu. - Uciął chichot chłopaka ojciec wchodząc do pokoju:- Witaj Natalko, przygotowałem dokumenty - dodał zwracając się już tylko do gościa. - Niestety, jak zauważyłaś nasz syn uważa, że ludzkość zaczyna się od ery telewizorów, a kończy na najwyższej liczbie decybeli, tak, smutne lecz prawdziwe.
- Nie on jeden lubi głośną muzykę, nie ma chyba w tym nic złego. - Natalia poczuła się dość niezręcznie, miała wrażenie, że jej wizyta nic dobrego za sobą nie wnosi.
- A ty, moje dziecko, wydaje mi się, że ty raczej wolisz ciszę i spokój, jesteś inna niż ci wszyscy młodzi teraz, rozwydrzeni bez ambicji, bez jakichkolwiek celów w życiu.
Poczuła zawstydzenie, nikt w ostatnich latach nie mówił o niej w ten sposób. Tym bardziej, że tuż obok stał ich syn. "Muszę jak najszybciej stąd wyjść."- była przekonana iż to najlepsze wyjście z tej żenującej sytuacji.
- Powiedzmy, że najnowsze zdobycze techniki nie są dla mnie wyznacznikiem jakości egzystencji … ale wracając do rzeczy, mieliśmy podpisać umowę - ponagliła gospodarza.
Nerwowym ruchem podrapał się po głowie, na chwilę zniknął za białymi drzwiami by powrócić równie szybko z przygotowanym wcześniej arkuszem papieru i podał go dziewczynie. Nie zwracając uwagi na szczegóły umowy, złożyła podpis po czym ponownie odezwała się:
- Chciałam Pana zapytać jeszcze o to mieszkanie …. takie stare domy mają zwykle swoją historię.
- No tak, to prawda, zwykle jakieś mają, ale ten, o ile wiem takiej nie posiada, nie ma tam żadnej tajemnicy, żadnej skrywanej legendy. Niestety muszę cię rozczarować Natalio, nic mi nie wiadomo o jakimkolwiek zdarzeniu związanym z tym domem, czy z którymś z jego mieszkań.
Wywód pana Stanisława został brutalnie zagłuszony przez dźwięki dobiegające z sąsiedniego pokoju:
„Przebaczył mi
śnieg topniejący o świcie
pożegnał dzień
by odebrać im życie
nie czekałam współczucia
bo litości nie było
nie wołałam przyjaciół
bo zabrali ich siłą.
Czy ich widzisz
ze mną razem tu byli
czy ich słyszysz
krzyczą że jednak przeżyli”
- Co to było? Co to za piosenka?? Gdzieś już słyszałam te słowa.
Dziewczyna nie kryła poruszenia, słowa płynące z głośników w pokoju młodego Lewicza wywołały ciarki na całym ciele, zaintrygowana chciała dociekać dalej, lecz w jednej chwili dobiegł ją krzyk gospodarza:
- Wyłącz to! Natychmiast wyłącz ! Nawet na starość, człowiek we własnym domu spokojnie herbaty wypić nie może.
Oburzenie mężczyzny niemal w sekundzie doprowadza do kłótni małżonków:
- Zepsułaś nam dziecko!
- A oczywiście, ja zepsułam, a ty? Gdzie ty wtedy byłeś? Oglądałeś kolejny mecz twoich marnych podopiecznych, czy może w przerwach podciągałeś nadszarpnięty autorytet ucząc pokory cudze dzieci?
Kobieta puściła mężowi sporych rozmiarów bukiet pretensji. Niewinny wybryk ich syna wywołał prawdziwą awanturę
- To ja już pójdę - brutalnie przerwała utarczkę Natalia - późno już, do widzenia Państwu.
Kierowała się właśnie do wyjścia, gdy jak spod ziemi wyrósł przed nią sprawca zamieszania:
- To mówiłaś, że jak masz na imię?
- Zajmij się lepiej rodzicami i tą wojną, którą wywołałeś.
- Wiesz - spojrzał wymownie w stronę rodziców - nie bardzo interesują mnie nieustające żale wiecznie niedowartościowanej kobiety i sfrustrowanego moralisty, ot cała prawda o mojej idealnej rodzince. Mam cudownych rodziców, a życie z nimi to istna sielanka. - Chłopak nieszczególnie przejął się tym, że doprowadził do kolejnej sprzeczki. Ironia wpisana w twarz nadawała mu, nie wiedzieć czemu powagi i swego rodzaju stateczności.
- Więc jak ci na imię? - Kontynuował nie zważając na oburzenie dziewczyny.
- Co to była za piosenka? - zapytała jakby niechcący.
- Jaka piosenka?- odpowiedział pytaniem
- No ta, którą wywołałeś zamieszanie?
- A tak, to... spodobały ci się uderzenia perkusji, czy ta solówka na basach?
- Słowa... słowa mnie przekonały... więc co to było?
- No, no, zrozumiałaś tekst, więc pewnie studiujesz germanistykę... hej, przyznaję jestem pod wrażeniem, zrozumieć tekst przy tak ciężkim brzmieniu to nie lada wyczyn.
Dziewczyna stała jakby wbita w podłoże nie mówiąc ani słowa"Co on wygaduje, jaki niemiecki, słyszała wyraźnie każde słowo i z całą pewnością nie był to język obcy.
- Muszę lecieć - odwróciła się nagle i zaczęła zbiegać ze schodów.
- Zaczekaj - słyszała za sobą nawoływania chłopaka. - Czekaj, odprowadzę cię!
Przystanęła dopiero gdy wpadając jak oszalała na opustoszałą ulicę, potrąciła przypadkowego przechodnia. Popatrzyła niby niechcący upewniając się tym samym, w którą stronę ma pójść. Tym razem, chciała jak najszybciej znaleźć się w miejscu, które od wczoraj stało się jej nowym domem. Ktoś jednak biegł za nią, słyszała odgłos za plecami, odruchowo spojrzała za siebie, to był on, syn Lewiczów.
- Czekaj, nie dam rady już szybciej! - Krzyknął do dziewczyny.
Zwolniła. Powoli zbliżali się do parku, który mieszkańcy - nie wiedzieć czemu - nazywali Zielnikiem. Nazwa sugerowała jakoby można w nim było zioła zbierać. Nic bardziej mylnego, ten nie wielki skwerek porośnięty był tylko strzyżoną dość często trawą. Miejsce raczej marnych rozmiarów jak na park, nadrabiało dorodnymi okazami pomników przyrody w postaci ponad stuletnich grabów i dębów, u stóp których ludzie utworzyli klomby z kwiatów rozmaitych gatunków. Kilka krzyżujących się ze sobą alejek zostało zaopatrzonych w ławeczki, oblegane najczęściej albo przez bandy wyrostków, albo przez członków klubu seniora.
Chłopak szedł kilka kroków przed dziewczyną tyłem do kierunku, w którym zmierzali przodem zaś do rozmówczyni:
- Dlaczego właściwie postanowiłaś się schować w tym strasznym domu? - To pytanie nie dawało mu spokoju, nie potrafił zrozumieć pobudek dla jakich tak młoda osoba opuszcza rodzinny dom, by zamieszkać w starej ruderze.
- Ten dom wcale nie jest taki straszny. - Odpowiedziała tłumacząc swoją decyzję. - Potrzebowałam miejsca, gdzie będę mogła w spokoju pobyć sama ze sobą, bez wścibskich, wszędobylskich oczu rodziny i znajomych. Co w tym złego, że lubię ciszę i wcale nie czuję się samotna. - Nie oczekiwała odpowiedzi. - I wcale nie studiuję germanistyki, nawet nie znam tego języka. W tym roku skończyłam liceum i szukam pracy, żeby zarobić na siebie i dalszą naukę. Nazywam się Natalia Leś. Zadowolony, czy czegoś nie dopowiedziałam jeszcze?
Patrzył zdziwiony nieznacznie.
- Nie, no fajnie, więc teraz moja kolej. Jak wiesz nazywam się Lewicz, a na imię dali mi Dawid, jestem jak to ojciec mawia lekkoduchem i mało ambitnym marzycielem, studiuję wprawdzie ale, spokojnie to dla zmylenia przeciwnika, w każdym razie, jeśli uda mi się dobrnąć do egzaminów końcowych i jeszcze jakimś cudem takowe zaliczyć zostanę sławnym skrzypkiem przy odrobinie szczęścia, albo nauczycielem muzyki jeśli dopadnie mnie pech. To tyle o mnie.
Chrząknął i zamilkł czekając na kontynuację rozmowy. Znowu ją zaskoczył, zupełnie nie podejrzewałaby go o zamiłowanie do muzyki klasycznej. Ubrany jak członek jakiejś subkultury, w długiej, pomiętej bluzie z kapturem na głowie i markowych, czarnych adidasach wystających spod długich, szerokich nogawek jeansowych spodni. Pozory. Właśnie, znów oceniła człowieka po wyglądzie.
- Ciekawe - westchnęła ciężko - i słuchasz rocka przy takich zainteresowaniach, hmm kto by pomyślał... - urwała nagle, by rzucając pytające spojrzenie ponownie wspomnieć o piosence. - Ale wiesz ten numer z tekstem piosenki zupełnie ci nie wyszedł, myślałeś, że dam się nabrać na ten niemiecki?
- Odbiło ci, tak?- próbował wymóc uśmiech na swojej twarzy lecz do śmiechu wcale mu nie było.
- Nabijasz się ze mnie? Wiesz może i jestem postrzelony, wierząc w to co mówią moi rodzice, ale do cholery umiem rozróżnić język ojczysty od obcego, tak się składa, że na co dzień i od święta raczej rozmawiam po polsku, rozumiesz, z matką, ojcem, kumplami...
Ironiczną wypowiedzią miał nadzieję sprowokować dziewczynę do przyznania, że próbuje go nabierać. Nic, żadnego rozbawienia nie spostrzegł w jej oczach, zupełnie żadnych emocji, szła wolno jakby mimo uszu puszczając jego złośliwe gadanie.
- Ja to słyszałam, całości już nie powtórzę ale wiem, że w końcówce śpiewała oni tam byli, oni przeżyli … coś w tym stylu. Uwierz mi nie ma w tym nic dobrego a już na pewno nic zabawnego.
Mówiła łagodnie, celowo akcentując wybrane słowa, tak bardzo chciała być wiarygodna. Tak dla odmiany jeden jedyny raz w życiu ktoś mógłby jej uwierzyć.
Od kilku minut stali pod kamienicą, rozmowa jakoś nie bardzo się kleiła, jednak żadne z nich nie wspominało o pożegnaniu. W zasadzie stali tak bez słowa, a każde z nich unikało wzroku drugiego
- Mam pomysł - wyskoczył z inicjatywą Dawid - mówiłaś, że szukasz pracy, kumpel wspominał ostatnio coś o robocie w schronisku dla ofiar przemocy domowej, jego matka tam szefuje, nie kojarzę za bardzo ale chyba opiekunki do dzieci szukała. Mogę zapytać, jeśli cię to interesuje.
Oczekiwał odpowiedzi nie tylko na ofertę pracy, coś było w dziewczynie takiego, że nawet wzroku na dłużej nie pozwalała na sobie zatrzymać. Jej spojrzenie w niewiarygodny sposób odpychało, raziło? Może to nie właściwe określenie lecz w tej chwili inne nie przychodziło mu do głowy, był zmieszany jak piętnastolatek ukradkiem przyłapany na podglądaniu koleżanki z klasy.
- Bardzo byłabym ci wdzięczna, jeśli to nie jest jakiś większy problem - odpowiedziała jednym tchem. - Dzięki, za wszystko, za odprowadzenie i w ogóle. - Delikatnym uśmiechem w tej właśnie chwili żegnała nowego znajomego. - I wcale nie jesteś taki zły - dodała usprawiedliwiając się sama przed sobą.
Wyprostował się nabierając przy tym dumnego wyrazu, wreszcie chyba ktoś go docenił
- Wpadnę do ciebie rano przed zajęciami, ok?
Wcale nie spodziewał się usłyszeć odpowiedzi, tak czy owak wiedział na pewno, dowie się o tę pracę i postara najlepiej jak umie pomóc dziewczynie.
"Ładna jest fakt, choć widział wiele ładniejszych. Co w niej siedzi, zagadkowa, sprawia wrażenie lekko niezrównoważonej, albo jednej z rzeszy dziwaków obdarzonych tzw. szóstym zmysłem"- rozważał wracając do domu. Rozmowa z Natalią była prawdziwym wydarzeniem, ciekawsza niż nie jedna z ulubionych książek, z gatunku s- f, które tak namiętnie czytał.

"Od jutra biorę się za porządki"- tym postanowieniem żegnała dzień. Tej nocy przykładnie położyła się na kanapie. Zasnęła zmęczona nadmiarem emocji.
Głuche uderzenie w drzwi wyrwało ją z błogiego snu, następne jeszcze głośniejsze zmusiło by usiadła.
"Puk, puk, puk"
Najprawdopodobniej od dłuższego czasu ktoś się próbuje do niej dostukać
- Kto tam? - krzyknęła nie do końca rozbudzona
- Otwieraj, to ja, Dawid.
- Zwariowałeś, przecież jest bardzo wcześnie - powiedziała witając w drzwiach chłopaka.
- Przecież mówiłem, że zajdę przed zajęciami, tu masz gazetę z ogłoszeniami. Wcisnął jej w ręce lokalny dziennik. - A za mniej więcej dziesięć minut będę wiedział co z tą robotą, o której wczoraj ci wspominałem.
Zaśmiała się głośno:- Zawsze taki jesteś? W gorącej wodzie kąpany?
Przecząco pokiwał głową.
- Nie gadaj tylko ogarnij się trochę
Natalia zawstydziła się, stała przed obcym sobie człowiekiem w piżamie. Szybkim ruchem zgarnęła ubranie przerzucone przez oparcie kanapy i wyszła do kuchni.
Po chwili wróciła, usiadła na podłodze i zabrała się za przeglądanie gazety.
Wielki, czarny nagłówek na pierwszej stronie, przykuł uwagę:
"MIEJSCOWY SZPITAL ZAMYKA ODDZIAŁY"
- Hmm, ciekawe co zrobią z chorymi, wprowadzą wreszcie eutanazję jako najbardziej opłacalną formę humanitarnej eksterminacji słabych i nieproduktywnych przedstawicieli gatunku. - Sarkazm bił od niej wyjątkowo okrutnie.
Kilka linijek niżej wzmianka o wypadku samochodowym, czarno- białe zdjęcie z miejsca zdarzenia i podpis: ”ci ludzie w tych wrakach byli, czy ktoś wie jakim cudem przeżyli?”
- Dawid, Dawid, spójrz - szarpała chłopaka za rękaw, machając przed nosem gazetą. - Spójrz, to zdjęcie, to jest właśnie to zdanie, od trzech dni, gdzie się nie ruszę to zdanie podąża za mną, ciągle to jedno zdanie w różnych okolicznościach, w różnych odmianach ale ciągle to samo.
Chłopak zagłębił się w tekście, po czym przemówił:
- Co cię tak dziwi, wypadek jak wiele, nie ma w tym nic dziwnego ani tajemniczego.
- Przeczytaj to zdanie. - Palcem wskazała wytłuszczony tekst”.... w tych wrakach byli, czy ktoś wie jakim cudem przeżyli?”- tuż obok doszczętnie rozbitego samochodu stało dwóch mężczyzn, jeden z nich trzymał za rękę kilkuletniego chłopca.
- To pewnie pasażerowie drugiego auta, głupio brzmi ten komentarz pod fotką, ale zapewne autor miał na myśli tylko to, że wyszli cało z takiej kraksy, bo spójrz na te samochody wyglądają jak pogniecione puszki po konserwach.
- Nie rozumiesz - nie dawała za wygraną - chodzi o to, że ciągle natykam się na to zdanie, wszędzie, rozumiesz,. Wczoraj w tym pokoju znalazłam kartkę jakby z pamiętnika wyrwaną, pisała ją kobieta, wiem że to głupio brzmi, ale na tym skrawku też było takie zdanie: "czy wiesz jak oni na mnie patrzyli, oni tam byli, oni żyli "a wczoraj u ciebie w domu, w piosence, którą puściłeś, to samo zdanie było. Uważasz, że to normalne?
Słuchał uważnie jej wypowiedzi, siedział na kanapie głowę opierając na dłoniach i rzeczywiście słuchał:
- Gdzie więc ta kartka?
- Właśnie myślę, że to jest moje zadanie, muszę ją odnaleźć, odłożyłam ją wczoraj na miejsce, to znaczy tam, gdzie ją znalazłam - wskazała na brzeg kanapy - i wyszłam do kuchni, gdy wróciłam niestety nie było jej, wiem, pewnie za chwilę powiesz, że to był sen czy coś w tym rodzaju, ale czym w takim razie nazwiesz tą piosenkę i dzisiejszą gazetę...?
Spojrzenie dziewczyny wołało: "uwierz mi". Już prawie otwierał usta by przemówić, gdy rozległ się dźwięk dzwonka, melodyjka niemiłosiernie dudniła w pokoju, sięgnął do kieszeni po telefon:
- Słucham. - W ułamku sekundy na twarzy chłopaka pojawiła się radość. - Zaraz będziemy, piętnaście, góra dwadzieścia minut.
- Zbieraj się koleżanko, idziemy na rozmowę w sprawie twojej przyszłej pracy. Nie wyglądasz na zachwyconą.
Siedziała nadal na podłodze oniemiała z wrażenia. Nigdy w jej dotychczasowym życiu nic nie działo się tak szybko. Każda decyzja, którą podejmowała dojrzewała co najmniej kilka dni. Wszystko przewróciło się w jej odczuciu do góry nogami.



Rozdział II

Ośrodek usytuowany był na obrzeżach miasta. Ustronna okolica sprawiała iż budynek wydawał się dużo większy niż w rzeczywistości. Parterowy w kształcie litery T bardziej nadawał się na ośrodek dla uzależnionych, niż na dom zamieszkały przez matki z dziećmi. Trzy ławki na podwórku i kilka opon ułożonych w tor przeszkód oraz jedna, jedyna huśtawka sugerowały, że mogą tu bawić się dzieci. Nad dwuskrzydłowymi drewnianymi drzwiami biały szyld z granatowym nadrukiem rozwiewał wszelkie wątpliwości:


OŚRODEK INTERWENCJI KRYZYSOWEJ
DLA MALTRETOWANYCH KOBIET
im. Brata Alberta

Długi wąski hol prowadził do gabinetu dyrektora. Po obu stronach korytarza znajdowało się po kilka par drzwi. Każde z nich zaopatrzone w tabliczkę informującą o przeznaczeniu danego pomieszczenia.
Skromne biuro otulone zielenią w każdym rogu, parapet oblepiony roślinami doniczkowymi, pod ścianą na podłodze w drewnianym naczyniu przypominającym miniaturową beczkę stała dostojnie olbrzymia dracena. Zza sosnowego biurka podniosła wzrok kobieta w średnim wieku o śniadej cerze i dużych ciemnych oczach:
- Szukacie kogoś? Ach to ty Dawid, przyprowadziłeś swoją koleżankę widzę, to dobrze doskonale. - Kobieta uważnie przyglądała się Natalii
- Dzień dobry - odezwali się niemal jednocześnie
- Tak, dobry, dobry, więc potrzeba mi opiekunki, mam tu troje dzieci, których mamy pracują ale w zasadzie tylko jedno z nich wymaga stałego nadzoru. Dwójka pozostałych chodzi do szkoły. Niestety Patryk, bo tak ma na imię ten chłopiec, nie nadaje się do takich masowych siedlisk dla dzieci, w każdym razie jeszcze nie teraz...
- Bardzo lubię dzieci- Natalia weszła w słowo kobiecie.
- Obawiam się, moja droga, że opieka nad tym akurat chłopcem ani do łatwych, ani do miłych zadań należeć nie będzie. Patryk ma 6 lat i jest szczególnie wymagającym dzieckiem. Chłopiec sprawia problemy, nie możesz dopuścić do sytuacji, żeby choć na moment został sam, bo ucieknie i nie doszukuj się w tym żadnej logiki, ucieka wszędzie i każdemu. Bez powodu, wyraźnej konieczności, zwyczajnie, zrywa się i biegnie przed siebie, nikt nie wie dlaczego, ani przed kim, wiadomo natomiast, że jest to odruch, nad którym zapanować nie potrafi.
- Jest chory? - zapytała zaniepokojona.
- Tego właściwie nie wiemy - kontynuowała wypowiedź szefowa ośrodka - żaden z lekarzy nie potwierdził jakiejkolwiek znanej choroby u chłopca, wszystkie badania wypadły pomyślnie. Wiadomo tylko, że dziecko odrzuca wszelką formę komunikacji i cofa się w rozwoju, nie znamy natomiast przyczyny tego zjawiska, a więc nie umiemy mu pomóc. Krótko mówiąc, w życiu tego dziecka zaszło coś co spowodowało iż chłopiec przestał mówić, przestał być samodzielny, po prostu zachowuje się jak niemowlak, którego trzeba karmić, przewijać, jedyna umiejętność z wieku dziecięcego jaka mu pozostała, to jak już wspomniałam, umiejętność biegania.
- E tam, nie będzie tak źle, jestem pewny, że sobie poradzisz. - Przyjacielsko poklepał dziewczynę po ramieniu - Muszę lecieć na zajęcia, ale spokojnie, odbiorę cię około 16 w końcu wiesz, aż tak bardzo nie różnisz się od tego chłopaka. - Dawid zażartował jakby od niechcenia i pożegnał się.
- Bardzo śmieszne, bardzo - odpowiedziała lekko oburzona
- Mimo wszystko chcesz spróbować? - zapytała dyrektorka.
- Oczywiście
- Więc chodźmy, zaprowadzę cię.
Długi korytarz skręcał w prawo, na końcu skrzydła białe drzwi z niewielką szybą u góry. Pokój był prawie pusty, na podłodze leżały plastikowe klocki. Duży dywan pokrywał niemal całą podłogę, a na środku siedział w kucki chłopiec, drobnej budowy, nienaturalnie pochylony do przodu, wyglądał na sporo młodszego. Kobieta włożyła klucz w zamek i przekręciła, Natalia położyła rękę na klamce, nacisnęła i znalazła się już po drugiej stronie szyby, przez którą obserwowały chłopca.
Stanęła przed nim, chyba jej nie zauważył wciąż wpatrując się w podłogę
- Cześć, kolego - przykucnęła obok dziecka.
Powoli podnosił głowę, wbijając przy tym dwoje niezwykle przenikliwych oczu w twarz dziewczyny. Poznała go, doskonale zapamiętała twarz dziecka, to był chłopiec ze zdjęcia w gazecie.
Odwróciła się i spojrzała w szybę w nadziei, że ktoś tam jeszcze jest, ale nikogo nie było. Chłopiec nie spuszczał wzroku z nowej opiekunki, a jego twarz zmieniała się z sekundy na sekundę. Ponownie kucnęła naprzeciw dziecka i wtedy właśnie z jego nieruchomych ust zaczął wydobywać się kobiecy głos. Dość niska jak na żeńskie brzmienie tonacja wyraźnie wydostawała się z narządu mowy dziecka siedzącego przed nią, jednak brak ruchu warg sprawiał wrażenie, jakby chłopiec był brzuchomówcą. Wsłuchiwała się w szept przeplatany z zawodzeniem płaczącego, wreszcie słowa stały się na tyle wyraźne, że mogła cokolwiek z tego zrozumieć:
"... nie byłam winna temu co się zdarzyło, nie chciałam prosić nikogo o litość, choć jego serce już dla mnie nie biło, nie mogłam odejść więziona wciąż siłą. Nie mogłam zapłakać i krzyczeć nie miło, czekałam na Ciebie lecz Ciebie nie było. Tej nocy ulewnej jak koszmar przybyli, katując i niszcząc sprawiali, że żyli..."
Usiłowała wstać by rzucić się do szaleńczej ucieczki, poczuła jednak uścisk małej rączki na przedramieniu, ciągle z głową pochyloną nad podłogą nie wydając z siebie żadnego dźwięku, odtwarzał ten sam głos:"…. nie odchodź, czekałam tak długo, zostań dziś. Siedziałam w tym brudnym fotelu, a każdy zachód słońca obiecywał mi twe przybycie, czekałam, nikomu nic nie mówiąc w bezgranicznym posłuszeństwie trwałam..."- obserwowała chłopca, lecz ten wciąż był w tej samej pozycji, tylko dłoń oparł na dywanie wodzą przy tym wskazującym palcem ślady łez tworzące mokre plamy na podłożu. Słone krople jedna za drugą lądując na kawowej wykładzinie tworzyły podłużną, zwężającą się przy końcu plamę, która do złudzenia przypominała ostrze noża.
- Obiecuję, nie odejdę.
Delikatnie gładziła rękę Patryka. Dziecko powoli wpadało w swego rodzaju trans pod wpływem, którego kołysząc się w przód i w tył usypiał sam siebie. Natalia poczuła rodzące się w niej poczucie odpowiedzialności za zasypiające przy niej dziecko.
- Na dziś koniec - oznajmiła pani dyrektor wchodząc do pokoju. - Mama Patryka już wróciła, więc jesteś wolna.
Natalia po cichutku zbliżyła się do drzwi nie chcąc zbudzić podopiecznego.
- Czy mogę panią o coś zapytać? - zwróciła się do szefowej
- Naturalnie moje dziecko - odrzekła i obie udały się do biura, w którym tego ranka omawiały szczegóły związane z pracą dziewczyny
- Czy Patryk miał w ostatnich dniach wypadek samochodowy?
Dyrektorka najwyraźniej spodziewała się zupełnie innego zapytania, szczerze zdziwiona odpowiedziała:
- Nie wiadomo mi nic na ten temat, przez ostatnie siedem miesięcy chłopiec nie opuszczał ośrodka na dłużej niż kilka godzin, skąd takie podejrzenie Natalio?
- Wczoraj przeglądając prasę widziałam Patryka na fotografii, ilustrującej miejsce tragicznego w skutkach wypadku drogowego. Chłopiec stał przy wraku auta z dwoma mężczyznami, jednego z nich trzymał za rękę. Wyglądali jak ocaleni z katastrofy.
- Nie możliwe, kochanie. Patryk jest półsierotą, jego biologiczny ojciec popełnił samobójstwo zanim chłopiec się urodził, matka powtórnie wyszła za mąż, niestety, nie udało się stworzyć rodziny, to był typowy oprawca bił tą nieszczęsną kobietę ale z tego co wiem chłopcu nigdy nic złego nie zrobił. Na tej fotografii musiało być bardzo podobne dziecko.
- To był on, jestem tego pewna, przyniosę jeszcze dziś ten dziennik, żeby mogła pani sama zobaczyć.
Nie skończyły rozmowy gdy w drzwiach stanął Dawid:
- Obiecałem, że cię zabiorę więc jestem
- Tak się cieszę, że jesteś, chcę żebyś zobaczył Patryka
- No, no - chłopak zalotnie spojrzał na Natalię
- Nie wygłupiaj się, ten chłopiec to to samo dziecko, które widzieliśmy rano w gazecie, chodź ze mną i sam zobacz.
Po chwili we trójkę znaleźli się pod drzwiami pokoju, w którym wciąż spał chłopiec, Dawid przyglądał się zza szyby
- O rany, masz rację to on. Jak to możliwe? - pytał lecz nikt nie potrafił mu odpowiedzieć.
Musieli wrócić tu razem z gazetą, na której zobaczyli go po raz pierwszy.
Dziennik leżał w tym samym miejscu gdzie go zostawili, jednocześnie rzucili się by obejrzeć tajemniczą fotografię lecz to co ujrzeli przeraziło ich jeszcze bardziej.
Rozbite doszczętnie auto tuż obok dwóch mężczyzn, różnica polegała na tym, że chłopiec nie trzymał już jednego z nich za rękę, a leżał u ich stóp w poszarpanej koszuli i rozerwanych spodniach.

Spoglądali na zmianę, to na siebie, to na fotografię, żadne z nich nie miało pojęcia co się dzieje. Niemożliwe, aby wszystko działo się naprawdę. Żadnego wytłumaczenia.
- Nie wiem o co tu chodzi, ale gazeta jest tworem martwym, a my żyjemy, popraw mnie jeśli się mylę – Dawid nerwowo spacerował po pokoju – jak, no jak to jest możliwe, że martwy kawałek papieru zmienił swoją zawartość, kurczę Natalia, nie ma takiej możliwości, czy my znaleźliśmy się w jakimś laboratorium inżynierii kwantowej ? Powiedz coś wreszcie - był wyraźnie zdenerwowany. Czekał na reakcję dziewczyny, ale ta ciągle wpatrywała się w zdjęcie.
- Ja też nic z tego nie rozumiem, jedno jest pewne, ten chłopiec na zdjęciu, to Patryk, tylko dlaczego on leży, rano jak wychodziliśmy, stał przecież i trzymał za rękę tego faceta - palcem wskazała na młodszego z mężczyzn.- Rozmawiałam z nim, a właściwie nie rozmawiałam, on mówił do mnie, a ja słuchałam, rany, co ja wygaduję, nawet nie on do mnie mówił – popatrzyła na Dawida jednoznacznie jakby chciała krzyknąć :”Wiem co o mnie myślisz ! „ - Szybko, idziemy, nie ma czasu , ten dzieciak trzeba go ostrzec, pospiesz się.
- Gdzie znowu mnie ciągniesz, to szaleństwo jakieś, dziewczyno pomyśl, to wszystko nie prawda - rozpaczliwie usiłował powstrzymać Natalię - proszę cię odpuść.
Nie miała najmniejszego zamiaru posłuchać, ten ośrodek był teraz miejscem, w którym jak najszybciej chciała się znaleźć .
- Z tobą , czy bez ciebie wracam tam, to dziecko jest kluczem do całej zagadki, muszę się z nim zobaczyć i dowiedzieć, o co chodzi. Rozumiesz, jeśli tego nie zrobię, każdego dnia kobieta, której słowami przemówił będzie mnie nękać, a może ona mnie potrzebuje, muszę, zrozum,nie mam wyjścia.- Ostatnie słowa zabrzmiały jak przeprosiny.
- Dobrze, więc jedźmy.

Rozdział III

Biegli co tchu wąskim, ciemnym korytarzem . Otwarte drzwi od zamkniętego zwykle pokoju, nie wróżyły nic dobrego. Przeraźliwy płacz odbijał się od bezbarwnych ścian ośrodka, ktoś krzyczał, kto inny rozmawiał przez telefon.
Na środku pokoju, w kałuży krwi, leżało bezwładne ciało Patryka, ekipa pogotowia ratunkowego oblegała chłopca. Niski, łysiejący mężczyzna, nie szczędząc sił, uciskał klatkę piersiową chłopca, masaż przerywał tylko po to, aby wpuścić oddech z własnych płuc do układu oddechowego dziecka. Jeden z ratowników opatrywał ranę ciętą brzucha .
Stali nieruchomo w progu i obserwowali reanimację, poszarpane spodnie, podarta koszula i dwóch ratowników w czerwonych mundurach, u stóp których znajdował się Patryk.
Dyrektorka ośrodka poprosiła ich o opuszczenie pokoju i udanie się z nią do biura. Całe zdarzenie było bardzo zagadkowe. Chłopiec spał, gdy opiekę nad nim przejęła matka. Co więc mogło się wydarzyć.

Natalia usiadła na fotelu, przy niej, na oparciu, przykucnął Dawid, czekali jak na zbawienie, aż szefowa ośrodka przemówi. Kobieta usadowiła się przy biurku i kreśląc koła na zmiętej kartce papieru, zapytała:
- Czemu wróciliście ?
Dziewczyna bez słowa wstała i położyła przed szefową gazetę z fotografią. Dokładnym ruchem ręki wygładziła stronę, na której w katastrofalnej scenerii utrwalono Patryka.
- To jest to zdjęcie właśnie, tyle, że rano, ten tutaj chłopiec jeszcze stał, a teraz, jak widać, stać już nie może, niech nam pani powie o co chodzi. Co tam się stało ? Przecież jak wychodziłam, Patryk spał.- Natalia nie kryła łez, obiecała temu dziecku, że nie odejdzie, a odeszła.
- W zasadzie sama nie wiem co się stało, ciągle spał, jego matka wyszła przygotować posiłek, gdy wróciła do pokoju chłopiec sięgnął pod dywan i wyciągnął nóż, nie mamy pojęcia skąd tam się wziął, bez chwili namysłu wcisnął sobie ostrze w brzuch, nucąc przy tym jakąś melodię i choć matka natychmiast rzuciła się na niego, usiłując nóż odebrać, chłopiec wciskał go w siebie coraz mocniej, i mocniej . - Patrzyła na nich jakby w nadziei, że za chwilę zostanie zbudzona z koszmarnego snu, broda drżała, a łzy spływały niekontrolowane na rozłożoną przed kobietą gazetę . Spojrzała na zdjęcie i zanosząc się głośnym płaczem,pogłaskała wizerunek leżącego dziecka.
Karetka pomknęła do oddalonego o kilka kilometrów szpitala. Wracali do domu.. Chłopiec miał stać się początkiem końca dziwnych znaków, jakie otrzymywała od kilku dni dziewczyna, tymczasem to dziecko stało się, końcem początków odkrywania tajemnicy.

Wszystko wyglądało tak samo, a przecież tyle się zmieniło. Nie zwrócili uwagi na ciemność, jaka zapadła nad miastem. Mrok spowił pokój, Dawid pstryknął włącznik światła. Po chwili mrugania żarówka zabłysnęła słabym światłem. Ciężko opadli na kanapie, nikt nie wiedział o czym w tej chwili myśli drugie. To koniec nadziei na dotarcie do serca tajemnicy, która chcący czy nie, od niedawna zapanowała nad życiem, już nie tylko dziewczyny. Przypadek sprawił, że chłopak stał się również częścią zagadki.
Zamyślenie mieszało się z najzwyklejszym strachem, a beznadziejność sytuacji sprawiła, iż oboje zręcznie unikali tematu. Ich jedyna szansa na zrozumienie odjechała w zawrotnym tempie do szpitala, w stanie nie rokującym większych szans na przeżycie.
Natalia głaszcząc beznamiętnie siedzisko kanapy niepierwszy raz tego dnia, rozpłakała się. Dłużej nie potrafiła udawać :
- To już koniec, jeśli ten mały umrze, nigdy nie dowiem się, dlaczego mówił słowami kobiety ... rozumiesz? Kto mi odpowie, o czym opowiadał? Dlaczego czekał na mnie ?
Błagającym wzrokiem, patrzyła na siedzącego obok Dawida. Nie potrafił jej pomóc, tym razem, nie mógł zrobić zupełnie nic. Patrzył, wciąż patrzył, na ociekającą łzami twarz, chciał coś powiedzieć, jednak nie potrafił wyrzucić z siebie słowa. Objął nagle dziewczynę i bez żadnej zapowiedzi przyciągnął do siebie. Nie protestowała, potrzebowała po raz pierwszy w życiu, bliskości kogoś, kto choć w części rozumiał ból, jaki rozdziera duszę. Była bezpieczna, tu i teraz nic już złego nie mogło jej dosięgnąć. Delikatne, nieśmiałe pocałunki osuszały zroszoną słonymi kroplami twarz, a ciepły dotyk na plecach sprawił, że chciała krzyczeć, żeby nie przestawał. Jeszcze nigdy nie czuła niczego podobnego, nigdy nie była, aż tak blisko z mężczyzną. Pragnienie, chyba właśnie ono sprawiło, że w zasadzie bez wahania poddała się pieszczotom Dawida.
Nie śpieszył się, powoli, z nieprawdopodobnym wyczuciem, guzik za guzikiem, otwierał sobie drogę do młodego, nieskazitelnie pięknego ciała Natalii. Zawstydzona własną śmiałością, odsunęła się nieznacznie, przykrywając ramionami niemal nagie ciało:
- Dawid, zaczekaj. - Próbowała nie patrzeć na niego – Ja, no wiesz, ja jeszcze nigdy...
Nie pozwolił jej dokończyć, przysunął się, by najmocniej jak potrafił schować dziewczynę w ramionach. Tulił jak najcenniejszy skarb.
- Nie musimy, jeśli nie chcesz, nie musimy.
Sam nie wie, który raz obsypał pocałunkami zaróżowioną twarz dziewczyny:
Spokojnie kochanie, mamy wiele czasu przed sobą, nie musimy się śpieszyć.
Natalia leżała w objęciach Dawida, nigdy nie było jej tak dobrze. Po prostu był z nią i nie dopuścił, by zatraciła się w wyrzutach sumienia.

Poranek bez litośnie obdarował mieszkanie jasnością. Próbowali spać, lecz wyjątkowo słoneczny dzień sprawnie stawiał na nogi. Przebudziła się w takiej samej pozycji, w jakiej dopadł ją sen. Dawid przez całą noc nie zwolnił uścisku. Jak ma się zachować, to taka dziwna sytuacja. Przemówił więc pierwszy, nie czekając na słowa dziewczyny:
- Wiem, co myślisz teraz, nie chcę jednak, abyś błędnie mnie oceniła. - Bez wątpienia był szczery. Smutny i rozmarzony patrzył w błyszczące, brązowe oczy Natalii: - Byłaś zmartwiona, rozżalona i taka bezradna, ale uwierz mi, nie miałem zamiaru wykorzystać sytuacji. Natalia, ja naprawdę nie chciałem ….bo widzisz, nie tylko ty... Dla mnie to też było coś nowego.
Znowu obdarowała go tym spojrzeniem, ciepłym i pełnym uczucia. Zatracił się w jej wzroku, bezgranicznie i bez pamięci chciał oddać się dziewczynie. Tym razem to ona pierwsza, położyła dłoń na jego twarzy i zbliżyła rozedrgane wargi do jego ust:
- Dawid, ja ...- już nie mogła dokończyć, musiała znowu poczuć smak pocałunków, które tej nocy obudziły w niej kobietę.
Tak bardzo chciał być delikatny, każdy dotyk muskał nieznacznie, leżącą przy nim dziewczynę. Bał się, że zrobi jeden niewłaściwy ruch, a cała rodząca się w nich jedność pryśnie bezpowrotnie. Nie wiedział, jak ma sprawić jej przyjemność większą od bólu, który tak czy inaczej, zapewne zada, wiedział tylko, że bardzo chce się w niej zatopić. Pocałunkami naznaczał każde miejsce na ciele, była taka gorąca . Chciał dokładnie poznać jej smak i zapamiętać go już na zawsze. Nie leżała bezczynnie, jej usta namiętnie całowały silne ramiona, a ciało zapraszało, by się w niej zagłębił.

Wtulona w Dawida czuła błogi spokój, nigdy nie zapomni tego, co przed chwilą zaszło. Zawsze myślała, że swój pierwszy raz będzie odwlekać w nieskończoność, tymczasem, jak się okazało, zaskoczyła samą siebie. Chciała, więc do zbliżenia dążyła. Właśnie dowiedziała się,cóż to za wspaniałe przeżycie, a Dawid... tak, z pewnością nigdy nie pozwoli by dotknął ją inny mężczyzna.
Leżała u boku tego, który skradł jej serce. Teraz zaczęła rozumieć słowa skreślone na kawałku papieru, co wpadł w ręce.
„ Kiedyś jego dłonie skrywały cały świat w swej miękkości....” Dokładnie tak określiłaby dotyk, którym obdarzał ją Dawid.
Pochyliła się i delikatnie pocałowała chłopaka w policzek :
- Pomyślałam, że moglibyśmy pójść do szpitala, ktoś powie nam może, co z Patrykiem – powiedziała przesuwając rękę po włosach – wstajemy, leniuchu.
- Wstaniemy jak mi powiesz, że to nie był sen. - odparł przyciskając jej dłoń do ust.
- Dawid, to było... po prostu chcę, żeby tak już zostało.... wiesz ty i ja. Tak, chcę żebyś był ze mną.
Właśnie przed chwilą wyznała chłopakowi miłość. Miłość, która spadła na nią, jak grom z jasnego nieba, która wreszcie pozwoliła jej zrozumieć, cóż to za uczucie.
- Daj mi pięć minut – odezwał się niezwykle uradowany Dawid – zaraz będę gotowy.


Szpital leżał na drugim końcu miasta, dwupiętrowy budynek pamiętający lata drugiej wojny światowej. Odmalowana elewacja i nowe okna, nadawały mu dość znośnego wyglądu. Duże drzwi, otwierające się pod wpływem ruchu, prowadziły na izbę przyjęć i oddział ratunkowy. Po przeciwnej stronie korytarza znajdowało się kilka gabinetów zabiegowych oraz poradnie specjalistyczne.
Skierowali się do izby przyjęć.
- Wczoraj przywieziono tu chłopca, nazywa się Patryk Koziński, może mi pani powiedzieć, co z nim? - Natalia zagadnęła pierwszą, napotkaną pielęgniarkę.
Chwileczkę, sprawdzę – kobieta wróciła do gabinetu przyjęć i otworzyła pokaźnych rozmiarów księgę.
Kilka razy przesunęła palcem po wpisach, w poszukiwaniu podanego przez dziewczynę nazwiska, po chwili zatrzymała się na wpisie opatrzonym nr trzysta czterdzieści pięć :
- Jest, leży na OIOM-ie, jesteście z rodziny? - popatrzyła pytająco.
- Jestem opiekunką chłopca, mogę pójść do niego?
- Tam nie ma odwiedzin, może być tylko jedna osoba przy nim i z tego co wiem, jest z nim matka, więc jeśli chcesz się czegoś dowiedzieć, to poproś ją o informację. Drugie piętro, po lewej stronie korytarza są drzwi, musisz tam zadzwonić i poprosić, by ktoś wyszedł do ciebie.
Informacje podane przez pielęgniarkę były wyczerpujące i dokładne. Nie sprawiło im trudności odnalezienie oddziału. Zadzwoniła, krótko po tym w głośniku odezwał się głos, który nakazał Natalii zaczekać na przywołanie osoby, obecnej przy chorym chłopcu.
Mięli szczęście, wyszła do nich szefowa ośrodka.
- Spodziewałam się, że przyjdziesz Natalko – powiedziała wyraźnie zadowolona kobieta.
- Co z chłopcem ? - niecierpliwie zapytała dziewczyna – niech pani mówi, co z nim.
- Dziwna sprawa, bardzo dziwna sprawa, dziecko. Patryk nie wybudził się, chociaż nikt nie wie czy śpi, sama już się w tym pogubiłam.
- Czyli co, nic mu nie jest? Tak ? - Dawid wtrącił się do rozmowy.
- Jest nieprzytomny, choć jeśli wierzyć lekarzom, jego mózg pracuje bez zakłóceń, miał wykonane wszystkie badania, jakie są do zrobienia, nie wykryto zupełnie żadnych zakłóceń pracy fal mózgowych. Chłopcu usunięto śledzionę i zatamowano krwawienie, teoretycznie powinien więc się już wybudzić, ale tak się nie stało. Około dziesiątej rano na sekundy otworzył oczy, rozejrzał się i do tej pory śpi, ale to nie wszystko moi drodzy, niestety nie wszystko – kobieta spojrzała na nich z obawą – ale o tym nie powinnam chyba mówić .
Patrzyli to na siebie, to na dyrektorkę ośrodka, wydawała się jakaś dziwna. Oboje odnieśli wrażenie, jakby się bała czegoś lub kogoś . Jej spojrzenie sugerowało, że coś niedobrego dzieje się za tymi ciężkimi, metalowymi drzwiami.
- Pani dyrektor – Natalia chwyciła szefową bezwiednie za rękę – skąd Patryk wziął nóż ?
- Oj, moje dziecko i to jest kolejny problem, którego nikt z nas nie umie wyjaśnić, Chryste, nie wiem skąd go wziął, ani co się z nim stało. Policja przeszukała pokój i nie znaleźli, ani noża, ani nic co mogłoby za nóż posłużyć. Zupełnie nic, rozumiecie, tam nic nie było.
- Może Patryk miał go ze sobą, jak go zabierali – Dawid starał się zachować trzeźwość umysłu.
- Wykluczone, nie było nic przy nim, poza jedną, małą kartką z zapisanymi kilkoma zdaniami.
- Jaką kartką? - Natalia od razu pomyślała o zaginionej, zapisanej karteczce z kanapy.
- To chyba był fragment jakiejś większej całości, pochodzący najprawdopodobniej z pamiętnika nieznanej kobiety. Zabrali ją policjanci, spróbują ustalić, skąd się tam wzięła i czyje losy dokumentowała. Wszystko wskazywało na to, że opisuje jakiś rodzaj przestępstwa. Być może, pisała ją kobieta przetrzymywana wbrew swej woli, przez jakichś ludzi. Tak przynajmniej uważa policja.
- Teraz wiesz, że nie zwariowałam. - Natalia wymownie spojrzała na Dawida.
Z przeciwnego końca korytarza, zbliżał się do nich mężczyzna ubrany na biało, przez szyję miał przewieszony stetoskop. Kobieta poznała go, to był lekarz zajmujący się chłopcem, miał się zjawić gdy tylko pozna wyniki badań Patryka. Kolejne, skomplikowane analizy medyczne miały odpowiedzieć na pytanie dlaczego chłopiec zachowuje się, jakby był w śpiączce podczas, gdy wynik EEG całkowicie temu zaprzeczał.
- Muszę was pożegnać, moi drodzy, może wreszcie coś będzie wiadomo, mam nadzieję, iż ten lekarz niesie dobre wiadomości – szefowa ośrodka zniknęła za drzwiami.
Dwa łóżka stojące tuż przy prowizorycznej dyżurce, kilka monitorów niemilknących nawet na chwilę, różnego rodzaju stojaki i pompy infuzyjne, stanowiły jedyne wyposażenie pokoju. Sala niewielkich rozmiarów o kształcie regularnego kwadratu, odstraszała niemiłosierną sterylnością i brakiem barw. Lekarz nerwowo przechadzał się pomiędzy łóżkami, wertując świeżo zdobytą, dokumentację medyczną chłopca. Raz za razem, przygładzał przerzedzone mocno włosy szukając zapewne, odpowiednich słów, które wreszcie powinien skierować do matki.
- Hmm, ­ chrząknął ­ więc, nie wiem od czego zacząć, teoretycznie Patryk powinien być już przytomny, ale nie to mnie niepokoi, że nie wybudził się jeszcze. Powiedzmy, iż to najmniejszy problem ­ badawczym wzrokiem obdarzał to matkę, to towarzyszącą jej kobietę ­ rozważaliśmy różne przyczyny wystąpienia anomalii u dziecka, jednak niestety, nie znaleźliśmy odpowiedzi na podstawowe pytanie, dzisiejsza medycyna, choć tak dalece rozwinięta, nie zna podobnego przypadku...
Matka chłopca siedziała nieruchomo przy łóżku, nie bardzo wiedziała o czym mowa, nienaturalnie rozszerzone oczy nie potrafiły się oderwać od lekarza.
- O czym pan mówi? - patrzyła zdziwiona – o jakich anomaliach, to jest sześcioletni chłopiec, ma na imię Patryk i zapewniam nie jest żadnym dziwolągiem, może jest troszkę inny, ale to nie daje panu prawa, by w ten sposób mówić o moim synu. - Już nie umiała być spokojna, nie próbowała nawet stwarzać pozorów.
- Proszę pozwolić mi skończyć, sama pani wspomniała, że dziecko jest nieco inne od rówieśników, a ja usiłuję pani wyjaśnić dlaczego tak właśnie jest. Otóż, mam przed sobą zapisy badania fal mózgowych oraz wyniki tomografii komputerowej mózgoczaszki chłopca tzw TK głowy. Dziecko, w wieku pani synka, nie mogło osiągnąć pełnej dojrzałości mózgu. Szacuje się, że u dzieci około ósmego roku życia, budowa mózgu jest zakończona w osiemdziesięciu procentach. Mózg pani syna, waży w tej chwili prawie tysiąc pięćset gramów i nie stwierdziliśmy przyrostu nowych komórek nerwowych. Wydaje się, że ma w pełni wykształcone i rozwinięte ciało modzelowate i spoidło wielkie....- usiłował nie patrzeć na kobiety – pierwotnie myśleliśmy, że doszło do jakiejś mutacji na poziomie komórkowym, stąd też konieczna była analiza włosa, mięliśmy nadzieję wykryć coś, co wytłumaczy anomalia w korze mózgowej, bez efektu...
- Chwileczkę, doktorze – tym razem dyrektorka nie pozwoliła lekarzowi skończyć – niech pan zacznie mówić do nas jak do ludzi, nie jesteśmy naukowcami, co to wszystko znaczy, tak pokrótce i normalnie – zniecierpliwienie wzięło górę u obu kobiet.
- Znaczy to mniej więcej tyle, że ten chłopiec – wykonał wyraźny gest całym ciałem wskazując na Patryka – ma, sądząc po analizach, około trzydziestu, trzydziestu pięciu lat i niestety, jakkolwiek to zabrzmi jest kobietą. - Lekarz z nieukrywaną ulgą skończył rozmowę . Podszedł do monitora, by sprawdzić po raz kolejny parametry. Przed opuszczeniem sali pochylił się jeszcze nad dzieckiem chcąc sprawdzić prawidłowość reakcji źrenic na światło.
- Tak, wszystko w normie – burknął sam do siebie i oddalił się.
Żadna z nich nie była w stanie przemówić. Siedziały obok siebie zupełnie bez słowa. Matka chłopca, miała około czterdziestu lat. Wysoka i szczupła, elegancko ubrana w nienagannie skrojonym kostiumie z czystej wełny w stonowanym szarym kolorze. Długie, czarne włosy, tuż nad karkiem upięte w koński ogon i okulary w czarnych metalowych oprawkach, nadawały jej wyglądu typowej urzędniczki.
- Przepraszam cię kochanie, bardzo cię przepraszam, ale muszę wracać do pracy – szefowa ośrodka czułym gestem objęła matkę dziecka i całując w czoło pożegnała się.


Przed szpitalem czekała na nią taksówka, którą powróciła do miejsca pracy. Natychmiast po dotarciu do ośrodka sięgnęła za słuchawkę :
- Musicie jak najszybciej przyjechać do mnie, jak najszybciej. - powtórzyła naciskając rozmówcę.

Nie mieli wątpliwości, coś niezwykłego usłyszą z ust przełożonej Natalii. Nie zastanawiali się długo, niemal w jednej chwili byli gotowi na spotkanie.
Na jednej z ławek znajdującej się przy ośrodku siedziała pani dyrektor. Pochylona i zamyślona nie widziała, że nadchodzą. Zmartwienie widoczne na pierwszy rzut oka postarzało kobietę bezlitośnie.
- Jesteśmy, co u dzieciaka ? - Dawid pierwszy zagadnął
- Nie mam pojęcia, jak wam powiedzieć...- odwróciła głowę w prawo, po tej właśnie stronie usadowiła się Natalia – ten chłopiec, to kobieta.... głupio brzmi lecz to właśnie dziś oznajmił nam lekarz. Dziecko, pomimo że ma wygląd i zachowanie dziecka, dysponuje umysłem trzydziestokilkuletniej kobiety. Wiem, wiem co myślicie, jednak to fakt....
- Wiedziałam, mówiłam, że wtedy on był inny, nie mówił, on odtwarzał głos nie wydając z siebie żadnego dźwięku. Dawid, to nie ja zwariowałam, wszystko działo się naprawdę. Chodźmy tam, może uda nam się wejść do niego. - Dziewczyna mówiła podniesionym głosem - on chciał czegoś ode mnie.
- Nie powinniśmy, przynajmniej nie dziś, dajmy mu odpocząć . To tylko małe dziecko, powinien kilka dni poleżeć w ciszy, bez stresu i bez takich emocji – chłopak starał się wyperswadować nie najlepszy pomysł.
- Zaczekaj – wtrąciła szefowa Natalii – o czym ty mówisz, dlaczego nic nie wiem na ten temat, powiedz mi co wtedy zaszło. Natalko, to bardzo ważne.
- Patryk siedział na podłodze, gdy weszłam, pamięta pani, nie odzywał się wcale, dopiero jak podeszłam bliżej, usłyszałam ten głos...- nie spojrzała ani na kobietę, ani na przyjaciela – bez najmniejszego ruchu warg odtwarzał jak z płyty głos, żeńskie zawodzenie było skierowane do mnie, nie mam pojęcia o co chodziło, zrozumiałam tylko, że ta osoba, która w nim się ukryła czeka na mnie od wielu lat. I niech mnie pani nie pyta dlaczego, nie znam odpowiedzi.
Posiedzieli tak chwilę na ławce, w ciszy i skupieniu. Co jeszcze może się zdarzyć? Czym zaskoczy ich jeszcze następny zbliżający się dzień.
W domu panował półmrok, pomyślała o porządkach, które wciąż były przed nią. Mieszkanie było niezwykle ubogo urządzone, stara kanapa w ciemnozielonym kolorze i mahoniowa szafa, to jedyne wyposażenie pokoju. Żadnego fotela, czy choćby jednego krzesła. Stary dywan przykrywał zaledwie małą część zniszczonej podłogi. Wszystko niezmiennie ponure i przygnębiające, ale takie właśnie lokum sama sobie wybrała.

Ranek nadszedł wyjątkowo szybko. Pierwszy dzień weekendu zapowiadał się deszczowo i pochmurno, wymarzona wręcz aura aby pozostać w domu. Odsłoniła firankę, zobaczyła szaleńczy taniec pochylonych gałęzi, odbijające się od szyb liście, szybowały w rytmach wygrywanych przez nieujarzmione podmuchy wiatru. „Doskonale”- pomyślała - „wezmę się za porządek, Dawid nie pozna tego mieszkania” . W drugim pomieszczeniu miała nadzieję znaleźć ekwipunek, który przyda się przy sprzątaniu. Po raz pierwszy odważyła się wejść do pokoju, który przypominał składowisko śmieci. Ciemność tam panująca wywoływała przerażenie, jednak chęć zaimponowania chłopakowi, ale przede wszystkim uprzątnięcia domu, była silniejsza niż strach. Pajęcze sieci pokrywały niemal każdy kawałek pokoju. Był niewielkich rozmiarów, typowy kwadrat około trzy na trzy, kilkanaście lat temu ktoś pomalował ściany seledynową farbą i całkowicie bez wprawy, przy użyciu wałka usiłował ozdobić je brązowymi mozaikami. Odrapany tynk miejscami odsłaniał pruski mur. Przesunęła ręką powierzchnię tuż przy drzwiach. Zapaliła światło, a jasność płynąca z jednej żarówki zamocowanej w metalowej oprawce na środku sufitu, sprawiła radość jakiej ostatnio nie odczuła. Wreszcie mogła uważnie przyjrzeć się stercie rupieci, stanowiącej lokum dla różnego rodzaju insektów. Gdzieś zza poustawianych piętrowo kartonów, wyłaniał się widok owalnego oparcia wykonanego zapewne z wikliny, to mogła być odkryta część fotela lub czegoś, co za fotel niegdyś służyło. Ciekawość nakazała dziewczynie odsłonić zastawiony mebel, być może nada się do użytku. Karton za kartonem przestawiała z miejsca na miejsce, wyłonił się z tej sterty fotel z przetartą gąbką na siedzisku, wiklinowy na biegunach. Majstersztyk, ręczna i niezwykle precyzyjna robota. Złapała za przypominające spiralę płozy, spodziewała się, że podniesienie go wymagać będzie większego wysiłku. Pomyłka, lekki choć masywnie wyglądający, bez problemu dał się przenieść.
Wróciła w nadziei na znalezienie jeszcze czegoś, co będzie mogła po uprzednim wyczyszczeniu, wykorzystać do wystroju mieszkania. Istny tor przeszkód musiała pokonać, by dotrzeć do najbardziej zagraconego zakamarka. Usiłowała ominąć dość pokaźnych rozmiarów pudło, jednak zahaczyła stopą i zawartość rozsypała się wprost pod nogi. Mała zmiotka na trzonku około trzydziestocentymetrowym od razu wpadła jej w oko, dokładnie czegoś takiego szukała. Pochyliła się, by ją podnieść, coś jednak wśród całej masy drobiazgów przykuło uwagę. Niewielkie, niebieskie pudełeczko, mogło służyć kiedyś za miejsce do przechowywania sekretnych listów lub innych tajemnic. Nie wahała się ani przez moment, ciekawość zawładnęła umysłem Natalii. Otworzyła je i z uwagą zaczęła przeglądać zawartość. Na wierzchu leżała koperta, nie było na niej ani adresata, ani nadawcy, zwyczajna, pusta koperta, za nią następna taka sama i jeszcze jedna. Ktoś kolekcjonował je najwyraźniej, jeszcze dwie odłożyła na bok, ostatnia z nich zaadresowana : „ Sz. P. Natalia Leś „. Otworzyła pośpiesznie, biała kartka zawierała mało słów, mimo to treść nie została zrozumiana :
„ Dotykasz, poczujesz, zapragniesz zostać – odejdziesz. Zamilkniesz, płacz nie zagłuszy wspomnienia. Powrócisz zimną nocą, samotna i zapomniana jak ja, by zasnąć. Poszukaj w sobie, znajdziesz odpowiedź „
Jak oszalała rzuciła się na resztę rozsypanych drobiazgów, szukała czegoś jeszcze, nie wiedziała co to ma być, ale może gdzieś wśród tych wszystkich niepotrzebnych nikomu rzeczy znajdzie coś, co będzie wskazówką. Nic, zupełnie nic godnego zainteresowania. List zaadresowany był do niej, zaczęła rozważać możliwość istnienia innej Natalii Leś, która była jakoś związana z tym miejscem. Małe prawdopodobieństwo, ale nie wykluczone, że była to tylko zbieżność nazwisk.
Dawid podszedł do biurka, by uruchomić komputer. Może w internecie znajdzie opis podobnych anomalii, jakie dosięgnęły chłopca z ośrodka. Długo zastanawiał się pod jakim hasłem powinien szukać. „ Dziecko z mózgiem trzydziestolatki „ - wystukał na klawiaturze - „ Brak wyników do wyświetlenia „ - odpowiedziała wyszukiwarka. Nie dawał za wygraną, próbował dalej, bez efektu, nie znalazł nic, co choć w części przypominałoby zaburzenia występujące u Patryka. „ To bezsensu „- pomyślał.
- Dawid, obiad na stole. – Usłyszał głos matki dobiegający z kuchni. - Nie zamierzamy czekać na ciebie, pospiesz się.
- Idę – burknął na odczepnego i dołączył do rodziców.
Siedzieli przy okrągłym stole, chłopak zajął miejsce pomiędzy matką, a ojcem. Nie wyglądał na głodnego, bardzo wolno nabierał zupę ogórkową na łyżkę. Zamyślenie Dawida przerwał tata :
- Nie smakuje , czy może coś ci dolega? - zapytał z troską.
- Nic mi nie jest, naprawdę, rozkojarzyłem się tylko na moment, to przez te egzaminy. - Kłamał, bez mrugnięcia okiem, łgał własnym rodzicom.
- Powinieneś więc, zacząć się uczyć – wtrąciła matka – za wiele czasu spędzasz z tą dziewczyną, wychodzisz rano, wracasz gdy już ciemno, kiedy masz czas, żeby wziąć się za książki...
- Mamo, przestań już... - zniecierpliwiony popatrzył na zegar, wiszący na ścianie – muszę wyjść...
- Znowu do niej idziesz, kiedy ty dorośniesz i zrozumiesz, że samą zabawą nie zbudujesz przyszłości – rodzicielka nie dawała za wygraną. - Dziewczyn możesz mieć wiele, jakie chcesz i kiedy przyjdzie na to pora, teraz powinieneś się skupić na nauce, amory odłóż na później, jeśli jest ciebie warta, zrozumie i zaczeka,a jeśli nie to nie wielka strata.
- Niech mama nigdy nie mówi w ten sposób o Natalii, nic o niej nie wiecie, nie znacie jej i nikt nie dał wam prawa, by źle ją oceniać – nawet nie czekał na reakcję, z wieszaka w przedpokoju sięgnął kurtkę i wyszedł trzaskając drzwiami.
Na zewnątrz przywitała go jesienna aura, silny wiatr targał wszystkim, co dało się unieść, bylejakość pogody harmonizowała się idealnie z nastrojem Dawida. Szedł w nieokreślonym kierunku, stawiając opór dość silnym podmuchom. Byle przed siebie, byle oddalić się od domu. Przygnębienie spadało ma głowę razem z kroplami deszczu, Wszystko miało beznadziejny wygląd, chodniki wyścielone gnijącymi liśćmi, ulice o bezkształtnych krawężnikach i zapchanych studzienkach, nawet budynki zdawały się być pozbawione barw. Miasto beznadziejnych i pogrążonych w wiecznym smutku, nieudaczników życiowych. Dokąd może pójść, myślał, nie chce swoim rozżaleniem i wściekłością zakłócać spokoju Natalii. Może odwiedzi, któregoś z kolegów, w końcu gdzieś w tej mieścinie miał kumpli. Tak, nawet kilku z nich uważał jeszcze do niedawna za przyjaciół.
Osiedle, bodaj największe w mieście, przypominało nieskomplikowaną budowlę z klocków. Kilkadziesiąt identycznych bloków, wzniesionych w późnych latach siedemdziesiątych i początkach osiemdziesiątych. Dwa sklepy spożywcze i jeden supermarket wielobranżowy, oszczędzały mieszkańcom codziennych, dwukilometrowych wypraw do centrum, po zaopatrzenie. Był jeszcze kościół, w nowoczesnym stylu postawiony i dwa puby dla lubiących rozrywkę.
Przemierzał wąskie uliczki, dzielące poszczególne budynki, trudno połapać się w takim miejscu, do którego z domów chce się wejść. Bliźniaczo podobne, sprawiają problem zap

3
Jak na razie przeczytałem do II rozdziału. Nie masz powodu się wstydzić. Powiedziałbym nawet, uśmiechu więcej. Mnie się podobało, bo fajnie napisane. Tak po kobiecemu, ale bez histerii i spazmów. Jeszcze wrócę

4
dzięki za poczytanie i ciepłe słowa. Wiem, że jest wiele do poprawienia, zapewne dialogi nie do końca tak powinny wyglądać. Czekam na sugestie więc i pozdrawiam. A odnośnie wieku mojego to niestety z przykrością stwierdzam, że dawno temu przestałam być nastoletnią pięknością, cóż samo życie. Ha ha.

5
Centrum miasta, dwupasmówka z ledwie widoczną linią dzielącą pasy ruchu, doskonale komponowała się z wiekowymi dębami.
Początek ma umiejscowić akcję, jednak w tej formie jest niezręczną wrzutką, którą dałbym jako np. tytuł rozdziału, albo przemieścił tak: Dwupasmówka w centrum miasta, ...
[1]Na próżno szukać tu miejskich atrakcji, [2]władze w ratuszu co siedziby rajców nie przypominał, pałac ślubów - nic z pałacu w sobie nie mieścił, tylko rynek miejski kocimi łbami wyłożony i w stylu retro odrestaurowany, [3]ostatnim wspomnieniem minionej świetności.
Poetyckość tego zdania łamie jego logikę:

[1] - Czy wszystkie elementy wymienione w dalszej części, są atrakcjami miejskimi?
[2] - Co władze w ratuszu?
[3] - Co ostatnim wspomnieniem?

Nie była typem błyskotliwej nastolatki,
Biorąc pod uwagę zdania poprzedzające, te wejście i forma przedstawienia postaci mija się z celem. Bah!, i masz nagle kobietę/dziewczynę - coś w domyśle, tak nagle.
skromna, zazwyczaj cicha, jednocześnie dumna i uparta. Buntownicza natura i momentami chorobliwa dociekliwość ostatecznie ukształtowały osobowość.
Podkreślenie i pogrubienie - całkowite sprzeczności w charakterze, które uważam za nierealne. Nie znam się (raczej tylko z oczytania, więc ta kwestia może nie być pewna) ale uważam, że buntownik i człowiek dociekliwy nie może być cichy...
Nie tęskniła do takiego domu, nie umiała tęsknić ani za nią, ani za ojcem, który kiedyś był.
Tak po prostu, był?
Krótkie czarne włosy mistrzowskim nieładem oplatające głowę, dodawały delikatnej twarzy zadziorności, a asymetryczna grzywka przykrywająca brązem znaczone źrenice czasami tylko przeplatała się z iskrami zaciekawienia.
Tutaj będę potrzebować tłumacza z twojego języka na polski. Nie wiem, co to są znaczone źrenice (naprawdę) i jak dziewczyna widzi, skoro grzywka przykrywa jej oczy i jak grzywka przeplata się z iskrami zaciekawienia...
- Trzeba tu odświeżyć i posprzątać, ale nie mam na to ani siły, ani ochoty szczerze mówiąc - rzucił właściciel mieszkania
zbędne.
rysy twarzy falowały rytmicznie pod wpływem drgań strun głosowych.
Buzia to nie twór z galarety...
- Doskonale, więc może się przedstawię, nazywam się Stanisław Lewicz, teraz muszę się już pożegnać,
Zazwyczaj nie zwracam uwagi na to, jak mówią bohaterowie, jednak facet, który wpierw się przedstawia żeby na raz się pożegnać wypada bardzo, ale to bardzo sztucznie...
Coś dziwnego w niej zauważył, jakaś bliżej nieokreślona siła i determinacja, która mając cel przywiodła ją tu i kazała zamieszkać w tej norze.
Zdecydowanie jest to nadinterpretacja narratora połączona z dywagacją bohatera.
dalszemu ciągowi wynurzeń
Dalszy ciąg wynurzeń?
Mieszkanie Lewiczów znajdowało się kilka ulic dalej, szła powoli rozmyślając ciągle o dziwnym zdarzeniu dzisiejszego poranka.
Te zdanie to taki przykład, że łączysz dwa zdania w jedno i wychodzi ci takie "nic". Piszesz, gdzie znajdowało się mieszkanie i od razu przechodzisz do szła... Kilkakrotnie natknąłem się na podobny zabieg...
Wiedziała jedno, ma coś do zrobienia, jakieś bardzo ważne zadanie do wykonania, nieznany jeszcze cel, który z dniem odejścia siostry został wpisany w dalsze młode życie.
Myśl, jeżeli występuje w zdaniu (nawet narratora) oddzielasz innym znakiem, niż dalszy ciąg. O, tak:

Wiedziała jedno - ma coś do zrobienia, jakieś bardzo ważne zadanie do wykonania, nieznany jeszcze cel, który z dniem odejścia siostry został wpisany w dalsze młode życie.
Lub:
Wiedziała jedno: ma coś do zrobienia, jakieś bardzo ważne zadanie do wykonania, nieznany jeszcze cel, który z dniem odejścia siostry został wpisany w dalsze młode życie.
Miała około 60 lat.
słownie.
Uciął chichot chłopaka ojciec wchodząc do pokoju
Styl naprzestawny, przewijający się od początku prędzej czy później wchodzi w krew i zaczyna się cedzić błędy... Tak jak powyżej.
Poczuła zawstydzenie, nikt w ostatnich latach nie mówił o niej w ten sposób.
To jest poprawnie, ale nie czuję tu emocji, które powinny rzutować na bohaterkę. Napisałbym:
Od lat nie słyszała tak ciepłych słów...
Nikt, zawsze, nigdy - to są bardzo proste określenia, zazwyczaj ucinające wszelkie rozważania czytelnika. Jest tak, i koniec - nie ma opcji, a czasem warto pozostawić pewną lukę, miejsce na domysł...
Nerwowym ruchem podrapał się po głowie, na chwilę zniknął za białymi drzwiami by powrócić równie szybko z przygotowanym wcześniej arkuszem papieru i podał go dziewczynie.
Koślawe zdanie ci wyszło: za dużo czynności w jednym zdaniu (i informacji). Usunąć i a podkreślenie przenieść w nowe zdanie (nawet krótkie).

Bez cytowania konkretów. Kłótnia Lewiczów jest tak nienaturalna, sztucznie wprowadzona i niepotrzebna, że czytając to, przewracałem oczami. Zwrócę uwagę ponownie na dialogi - masz z tym pewien problem, bo są sztuczne.
- To ja już pójdę - brutalnie przerwała utarczkę Natalia
Faktycznie, jest brutalna... Narrator kłamie. A jak narrator kłamie, to ja nie chcę go słuchać...
- To mówiłaś, że jak masz na imię?
- Zajmij się lepiej rodzicami i tą wojną, którą wywołałeś.
Nie sądzę, żeby cicha, spokojna, bezkonfliktowa osoba odezwałaby się w ten sposób do całkowicie nieznanej osoby.
- Muszę lecieć - odwróciła się nagle i zaczęła zbiegać ze schodów.
Skoro jest tak dociekliwa, to dlaczego PO PROSTU nie poprosiła, aby puścił jeszcze raz?

Zauważę, że profil stworzony na początku zaczyna sypać się jak domek z kart. Ta niekonsekwencja zaczyna męczyć.
Ktoś jednak biegł za nią, słyszała odgłos za plecami, odruchowo spojrzała za siebie, to był on, syn Lewiczów.
To ci zaskoczenie! Przecież narrator dokładnie objaśnił sytuację wcześniej...
Chłopak szedł kilka kroków przed dziewczyną tyłem do kierunku, w którym zmierzali przodem zaś do rozmówczyni:
Logiczne...
napisałby to inaczej:

Chłopak, obrócony przodem do dziewczyny, zrównał z nią krok.
- Dlaczego właściwie postanowiłaś się schować w tym strasznym domu? - To pytanie nie dawało mu spokoju, nie potrafił zrozumieć pobudek dla jakich tak młoda osoba opuszcza rodzinny dom, by zamieszkać w starej ruderze.
narrator, po raz kolejny skupia się na innym bohaterze, tworząc siebie wszystkowiedzącym. Dla mnie jest to nadinterpretacja, sztuczne wyjaśnianie emocji, które - zamiast zbliżać - oddala od wątku głównego.
- Ten dom wcale nie jest taki straszny. - Odpowiedziała tłumacząc swoją decyzję.
Bez kropki. Z małej literki.

Doczytałem do końca I rozdziału i...

Wpierw o stylu. Akcję przeplatasz bujnymi opisami, zazwyczaj, dla długich form (powieści) jest to bardzo dobry zabieg - pozwala umiejscowić bohaterów, tworzyć otoczenie. Ty jednak, wplatasz to dosłownie w akcję a czasem pomiędzy dialogi, zamiast tworzyć z tego osobne, plastyczne akapity. W ten sposób łatwo stracić z oczu rozmowę, gesty i bohaterów.

Masz manierę, złą zresztą, pisania naprzestawnie. Jak powiedziałem, prędzej czy później nawyk ten, jeżeli nie stanie się sztuką, prowadzi do błędów. Kilka/kilkanaście zdań wyszło tak pokrętnie, że ciężko się w nich połapać, a główną przyczyną są...

Przecinki. Na pewno znasz ten znak interpunkcyjny, jednak używasz go, nawet nie losowo, tylko sporadycznie. Namęczyłem się (tak poważnie) próbując zrozumieć niektóre fragmenty.

Bohaterowie - rzadko wcinam się w to, jak mówią, chyba że ewidentnie są sztuczni. U ciebie są. Rozumiem stylizowanie na młodzież ale ich zachowania, teksty są obdarte z realizmu. Dziewczyna (Natalia?) i jej rys psychologiczny to dwa różne światy a w tym wypadku - dla fabuły - jest to rzecz niezmiernie istotna. I znowu wracamy do narratora.

Zamiast pchać akcję dalej, opowiadać, narrator próbuje wszystko tłumaczyć, każdy gest i każdą myśl, bez względu, kto jest ważny kto nie - przez ten (bardzo chybiony) zabieg nie ma kontrastu pomiędzy tym co ważne, a tym, co jest tylko uzupełnieniem świata Natalii.

Fabuła. Rzecz najważniejsza dla thrillera. Motyw z piosenką i z kartką bardzo, ale to bardzo dobry - co z tego, skoro wszystko zabił narrator i bohaterowie. Stary dom, tajemnica - to było setki razy, temat wałkowany jak ciasto na pierogi, ale zawsze ma potencjał. Tu, gdy w prologu przedstawiłaś rysunek siostry i porównałaś go do mieszkania aż ciarki mnie przeszły!, pomyślałem - będzie dobrze. Niestety, dobrze nie było. Kilka gwoździ dobiło tekst, a fabuła znikła pod natłokiem nielogiczności, wtrąconych w złe miejsca opisów i nierealnych bohaterów.

Ten tekst, pomysł, ma duży potencjał, lecz wymaga mocnego szlifu, aby stał się przede wszystkim czytelny. Wówczas historia wyjdzie na pierwszy plan, bohaterka będzie w wirze akcji opowiadanej przez narratora. Pracuj nad nim, bo wiem, że warto. Wyjdzie to na dobre i tobie, i opowieści.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

6
O właśnie dzięki serdeczne . Wiem, że mam z tym przestawianiem problem. O to mi chodziło żeby wreszcie ktoś z dystansem odniósł się do tej mojej próby. Nie jest łatwo zmienić styl pisania gdy całe życie poezję tworzysz. Jeszcze raz wielkie dzięki, biorę się do roboty

[ Dodano: Sro 28 Paź, 2009 ]
i chciałabym jeszcze wyjaśnić dlaczego tak wiele uwagi poświęcam Dawidowi, otóż w dalszej części staje się bardzo ważną postacią obok głównej bohaterki

7
Pierwszy akapit wywołał mętlik w mojej głowie.
Urwane w połowie przemyślenia, które Marti widzę już wskazał, są dobrymi stoperami dla czytelnika. Powodują moment zadumy nad tym, co autor chciał nam przez to powiedzieć. Zastanawiamy się jak to ugryźć, z której strony zinterpretować. Zastanawiamy się czy to u nas logika szwankuje czy są to początki szaleństwa, a może specjalnie wrzucone w tekst pozory mistycyzmu widoczne dla wtajemniczonych?

Wybacz powyższe przemyślenia. Ale musiałem to jakoś zobrazować. Czasem jest ciężko.
Przez cały tekst wtrącasz niezbyt elegancko zdania, które wyglądają jakby urywały się w połowie i nie miały zbyt wiele związku z dalszą częścią tekstu. Nie sądzę żeby była to wina tego, że to twój pierwszy kontakt z pisaniem, raczej problemów z logiką lub skupieniem się na jednej linii fabularnej. Lub też zbyt mnogiej ilości wersji tego tekstu w twojej głowie. Nie wiem.

Nie zmienia to faktu, że czyta się bardzo ciężko.

Niestety kawa mnie wykończyła, nie jestem w stanie napisać nic sensownego. Może później wrócę tutaj i coś dopiszę.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”