Stoję nad przepaścią. Ślepym wzrokiem patrzę przed siebie. Chcę już końca, tylko jego pragnę. Skończyć z problemami rzeczywistości. Odejść i nigdy nie powrócić. Ach, jakże to piękne. Raz mieć własne zdanie, nieposłudznym być nikomu. Ugasić pragnienie. Skaczę. Świat wokół mnie wiruje. Jestem głuchy, na czyjeś zawołania. Stałem się ślepcem, po omacku szukającym wyjścia. Nagle nastąpił koniec. Światło przygasło. W ustach czuję nieprzyjemny, metaliczny smak. Wkoło panuje głucha, nieznośna cisza. Czuję się jak jagnię, zostawione w jaskini drapieżcy. Choć czułem się głuchy, słyszałem ciche szepty, pomruki chrapliwe. Coś mi rozkazuje. Sprzeciwia mojej woli. Ruszam więc, nie czują gruntu pod stopami. Nie oddychając, nie czując w ogóle żadnych oznak życia. Gdzieś w oddali majaczy jakieś niemrawe, złotawe światełko. Czułem, że stamtąd to pochodzi ó rozkazujący głos. W pewnej chwili usłyszałem cichy lament. Płacz dziecka. Niwkochanego, porzuconego. Nie zważam nań, kroczę dalej pewnym krokiem. Przyspieszam. Biegnę. Uciekam przed przeszłością. Ale to nie jest mój świat. Rządzi się innymi, obcymi prawami.
Stoję przed lustrem. Spoglądam nań. Błyszczący kryształ lśni olśniewająco. Czuję zachwyt, lecz...lecz nic w nim nie widzę. Znów jetem na niewidzialnej drodze przeznaczenia. Czuję nasilający się stopniowo ból w czaszce. Zaraz zwymiotuję. Pokarm podchodzi do gardła. Stop.
Leżę na ciemnym, aksamitnym dywanie. Wstaję niechętnie, posłuszny rozkazowi. Uświadomiłem sobie zaraz, że krączę po żarzącym się węglu, czarnym jak nafta. Palę się. Żywa pochodnia. Widzę, w męczarniach, czarnowłosego chłopca. Zwie on się Ogień. Jego czarne przeszyły mnie strachem. Spływał po nim pot. Podaje mi dłoń, białą jak kreda. Próbuję ją ująć. Nie mogę jednak, posłuszny rozkazowi. Spalam się. Popiół. Pustka. Światło odległe, lecz bliższe niż przedtem.
Jestem cieniem. Cieniem, sunącym po martwej, czarnej tafli jeziora. Przy jeziorze stoją ludzie. Bladzi, o surowych twarzach. Nadzy. Jeden z nich podnosi rękę, czyż by on stanowił źródło mej woli, jednocześnie ode mnie niezależnej? Zatrzymuję się. Tylkom upiorem, mówię, cieniem przeszłości zdanym na umysł co widział początek i koniec ogląda. Tłum znikł.
Biel ich ciał pozostawiła po sobie błyszczącą mgiełkę. Spadam w dół.
Spadam w dół. Czarna jama. Zionie chłodem. Zimno mnie spowija. Zaczynam się szarpać. Walczę z obezwładniającą nicością. Ryczę jak dziki zwierz. Konający przywódca stada. Nade mną krążą sępy. Nie czuję strachu, lecz mimo to uciekam. Rycząc. Upadam na kolana. Przede mną zmaterializowała się ciemna postać. Jarzyły się w niej dwa czerwonawe punkciki. Śmiała się szyderczym głosem. Podeszła do mnie. Lecz nie ona stanęła przy mym ciele, a wiekowy starzec, któremu dobroć biła z oczu.. Smagnął biczem przez moje plecy. Poczułem obrzydzenie. Prysł. Ujrzałem wtem piękną, brązowowłosą kobietę. Patrzyła mi w oczy, chichocząc. Cichym, kuszącym głosikiem prosiła bym wstał. Leżałem na wznak. Przymknęła powieki. Boję się. Nie. Zakłamane uczucie oszukuje zmysły. Nie mam już jednak zmysłów. Ból pulsuje mi w piersi. Kobieta jednym, zmaszystyme ruchem wbija zimny sztylet w moje martwe serce. Wstaje. Czule całuje moje czoło, po czym odchodzi, pogrążona w perlistym śmiechu. Na imię było jej powietrze. Głos rozkazał mi wstać. Iść dalej, ku końcu. Jestem spragniony. Przeszlość przemówiła zatraconym zmysłem.
Stoję na maleńkiej wyspie, otoczony ciemnością. Podszedłem do jeje brzegów. Ujrzałem wodę. Jej również skosztowałem.Coś szarpnęło moimi nogami. Zamknąłem oczy. Jestem tylko małą rybką, mówię posłuszny, zdatną na silniejsze stworzenia. Ból w plecach. Dotkliwy, porażający. Chrzęst, towarzyszący pęknięciu kości. Unoszę się. Koniec zaiste jest bliski. Nicość, chcąca ugasić pragnienie. Wskazuje na czarny, mały bukłak. Ostrzega:"Oto woda życia. Pij z umiarem." Słowa te puściłem koło uszu. Z wiatrem. Ze zjawiskiem, z którym dawno się nie spotkałem. Czyżby? Liczył się już jednak tylko ten cudowny napój. Piję. Sączę, chcąc delektować się wspaniałością wywaru życia. Poczułem chłód. Nie odrywam warg od bukłaku. Choć przerażony, trwam przy swoim. Sprzeciwiam się woli. Kara sroga, śmierć, pożoga. Czuję się otyły. Koniec z wodą. Rozlewam się zaraz po tym, niczym czarny atrament na białej kartce papieru.
Światłość - Koniec. Czerń - Początek,
2
Jakim?nieposłudznym
Nic nie czuł!Czułem, że stamtąd to pochodzi ó rozkazujący głos.
Ó?
Literówka.Niwkochanego
Literówka.Znów jetem
Literówka.że krączę
Czarne...co?Jego czarne przeszyły
Czyżby?czyż by

Poeto! A można spadać w górę?Spadam w dół.
Kolejny przykład logicznego błędu, sprzecznej metafory. Nicość nie robi nic. Nikogo nie będzie obezwładniać.Walczę z obezwładniającą nicością.
Zdanie ukazujące logikę całości opowiadania. Nic dodać, nic ująć. Nie miał zmysłów, ale czuł ból. Pogratulować.Boję się. Nie. Zakłamane uczucie oszukuje zmysły. Nie mam już jednak zmysłów. Ból pulsuje mi w piersi.
Literówka.zmaszystyme
W czym jest pogrążona? Rozumiem, że tutaj chciałeś użyć coś typu "pogrążona w smutku", tylko, że tutaj się miała śmiać. O ile przyjąłbym "pogrążona w uśmiechu" o tyle w śmiechu nie przejdzie.pogrążona w perlistym śmiechu.
Tutaj odpadłem i zrobiłem sobie 20 minutową przerwę.Na imię było jej powietrze.
Możesz sobie być. Nie masz zmysłów.Jestem spragniony.
Literówka.Przeszlość
To Cię generalnie nie widać, bo też jesteś ciemnością.Stoję na maleńkiej wyspie, otoczony ciemnością. Podszedłem do jeje brzegów. Ujrzałem wodę. Jej również skosztowałem.
jeje - to refren piosenki discopolo?
A co jeszcze kosztowałeś?
Zdatny – przydatny. Przydatny na silniejsze stworzenia?zdatną na silniejsze
Fajny rym.Kara sroga, śmierć, pożoga.
Pseudoartystyczny tekst, artystyczny bełkot. Dawno tu takiego nie było. Jakby to powiedział Feliks W. Kres; chcesz napisać opowieść tak, aby zamurowała wszystkich, używając języka naszpikowanego takimi słowami, takimi metaforami, że wszystkim czapki z głów pospadają.
Wszyscy pospadali, razem z czapkami.
Tekst naszpikowany wewnętrznie sprzecznymi metaforami. O ile na początku jest dobrze, to z każdym zdaniem jest gorzej. Na końcu nikt nie wie, co i gdzie się dzieje. Robisz strasznie dużo literówek (widać, że tekst słabo przygotowany) i technicznych błędów. Gubisz podmiot – zwróć na to uwagę.
Generalnie cały obraz jest ciemny, mroczny, blady, cichy, pełen bólu i krzywdy. Teraz wypiszę synonimy: tandetny, nieporadny, przerysowany, przekolorowany.
Ja w ogóle nie wiem, co się dzieje. Niby umarł i idzie w stronę światła. Piekło, niebo, jezioro, cokolwiek i gdziekolwiek. Rzucasz takimi zdaniami, które w ogóle nie są związane z fabułą (?). „Uciekam przed przeszłością”. Gość cały czas coś czuje, choć nie ma zmysłów.
Jest źle i to tylko Twoja wina.
Ja wiem, że potrafiłbyś napisać coś fajnego, dobrego i zwykłego. Zasób słów masz, zdania składać potrafisz – przyłożysz się i będzie. Ale to, co pokazałeś teraz nienadane się do niczego. Brutalnie mówiąc; jest komicznie.
Widzisz. Najtrudniej jest posługiwać się prostym językiem.
PS
Przepraszam za uosabianie Ciebie z bohaterem-narratorem. Tak jakoś wyszło.
3
Zerknąłem tylko na tekst i muszę zgodzić się z przedmówcą - pierwsze, co rzuca się w oczy to te nieszczęsne metafory. Mnie nabardziej podobał się "cień nad czarną tonią jeziora" - ciekawym wielce co też rzuca taki cień...Revis pisze:Tekst naszpikowany wewnętrznie sprzecznymi metaforami.
Aż mi się przypomniał kawałek z Galerii Złamanych Piór o tym, jak to bohater "szedł w ciemności i był ciemnością". Swoją drogą - odsyłam do tejże książki. Bo naprawdę jest komicznie. Tekst nie powala na kolana - powala od razu na podłogę, po której można następnie tarzać się ze śmiechu.
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?
5
..." Z przyganą odniósł się tez do tragedii przeznaczenia. Cóż dzisiaj - powiedział - począć z losem? Los to polityka". J. W. Goethe - Rozmowa z Napoleonem.
- Mnie osobiście przypomina to roczne rozliczenie budżetu stowarzyszenia " Kukumamuniu" po przegranych wyborach i oderwaniu od koryta.
[ Dodano: Pon 26 Paź, 2009 ]
Nie przyciąga. Zanudza.
- Mnie osobiście przypomina to roczne rozliczenie budżetu stowarzyszenia " Kukumamuniu" po przegranych wyborach i oderwaniu od koryta.
[ Dodano: Pon 26 Paź, 2009 ]
Nie przyciąga. Zanudza.
6
Przy takiej metaforze widać, jak bardzo kombinujesz. Oczywiście ślepy wzrok to brak wzroku - wobec tego patrzeć, to on sobie mógł...Ślepym wzrokiem patrzę przed siebie.
kroczy krokiem?Nie zważam nań, kroczę dalej pewnym krokiem.
Nie zważam nań, kroczę dalej pewnie.
Pleonazm.Błyszczący kryształ lśni olśniewająco.
Błyszczący kryształ olśniewa.
Jeden z ludziów?Przy jeziorze stoją ludzie. Bladzi, o surowych twarzach. Nadzy. Jeden z nich podnosi rękę,
Bez powtarzania wskazanych błędów, których w tekście jest od ogromna... To jest bardzo słaba miniatura. Tworzysz na modłę pseudoartystycznego, pseudopoetyckiego utworu i, nie wiem, dlaczego - pozbawiasz się logiki. Większość jest po prostu nielogiczne - nie ma tutaj ostrych przeciwieństw albo poetyckich sprzeczności, po prostu, sypiesz nieprzemyślanymi zwrotami w nadziei, że nikt się nie połapie. Otóż, gdyby to było napisane bez błędów, jest szansa, że bez wracania wzorkiem w zdaniu, pewne rzeczy umknęły by uwadze - ale nie dość, że zrobiłeś (chyba rekordową) liczbę literówek, to do tego poszarpałeś tekst krótkimi zdaniami i ogromną ilością powtórzeń. Nie podobało mi się... bardzo.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.